Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"UPADKI I WZLOTY" - rozdział 4

 

22 wrzesień 2013
ROZDZIAŁ 4


Szybko przywykła do nowej sytuacji życiowej. To małe mieszkanko napawało ją dumą. Marek wpadał dość często. Czasem przyjeżdżał Sebastian. Nigdy z pustymi rękami. Kupili jej kilka doniczek ozdobnych kwiatków, które teraz przystrajały parapety i sprawiły, że mieszkanie stało się jeszcze bardziej przytulne. Marek zaproponował jej zaliczkę. Widział jak bardzo się krępuje przyjmując od niego prezenty.
- Będziesz miała na podstawowe wydatki, a przy pensji potrącimy te kilka setek – przekonywał. – Przecież musisz mieć jakieś pieniądze choćby na bilety. Chyba nie chcesz znowu maszerować na tym mrozie?
Pod ciężarem takich argumentów poddała się.
Z pierwszego zlecenia wywiązała się na medal. Marek był pełen podziwu i chwalił ją. Wykaz był bardzo jasny i czytelny. Każdy rok wyróżniony innym kolorem. Bez problemu mógł się teraz pochylić nad przyszłorocznym budżetem. Kolejne zlecenia już nie były takie pracochłonne. To pozwalało jej na skupienie się przy pisaniu obu prac dyplomowych i na pierwsze przymiarki w projektowaniu strony internetowej. Jeszcze przed wigilią pokazała Markowi projekt. On musiał go zaakceptować, bo o niczym nie chciała decydować sama mimo, że dał jej wolną rękę. Spodobał mu się.
W pewien śnieżny, grudniowy poniedziałek pojechała do firmy. Uprzedziła o tej wizycie Marka i teraz siedzieli w jego gabinecie popijając gorącą kawę.
- Żeby wszystko miało ręce i nogi, powinieneś wygospodarować jakieś pomieszczenie i wstawić do niego kilka wieszaków. Będę musiała jeździć do magazynów i wybierać kreacje. Zrobię zdjęcia i wstawię na stronę wraz z proponowaną ceną. Jednak to z firmy będą wysyłane do klientów. Potrzebowałabym co najmniej dwóch ludzi. Kogoś, kto będzie ze mną jeździł do magazynów i osobę tu na miejscu do pakowania odzieży i wysyłki. Ale na razie to melodia przyszłości. Na teraz będzie niezbędny tylko kierowca, bo magazyny są za miastem a mnie byłoby trudno tam dotrzeć.
- O to się nie martw Ula. Dostaniesz kierowcę. Mamy ich tu dosyć i jeden z nich może być do twojej dyspozycji. Nawet aparat fotograficzny dostaniesz. – Uśmiechnął się do niej szeroko. – Zaczynam wierzyć, że ta sprzedaż przez internet naprawdę wypali i przyniesie całkiem niezły zysk, a przede wszystkim opróżnimy dzięki niej magazyny.
- Nie podjęłabym się niczego jeśli nie wierzyłabym w powodzenie i sukces przedsięwzięcia. Jestem w stu procentach przekonana, że tak właśnie będzie. – Pokręcił głową z podziwem.
- Jesteś niesamowita Ula, wiesz? A jak pisanie pracy? Dużo ci zostało?
- Już nie tak bardzo. Muszę jeszcze zaliczyć kilka wizyt w bibliotece i będę finiszować. Cieszę się, że poszło tak sprawnie. Znowu dzięki tobie, bo gdyby nie twój laptop pewnie do tej pory napisałabym niewiele, bądź nawet nic. Będę miała więcej czasu na przygotowanie się do obrony.
- U lekarza byłaś?
- Byłam. Podziękuj Ani w moim imieniu, bo jest naprawdę dobry a przy tym bardzo miły. Sama bym to zrobiła, ale nie ma jej dzisiaj. Lekarz zrobił mi USG i przepisał witaminy. Poród przewidział na połowę maja. – Zasmuciła się. – Tata miał rację. Będę się bronić z niemowlęciem przy piersi.
- O to się nie martw Ula. Przecież to dziecko będzie miało dwóch wspaniałych wujków, którzy się nim zajmą w czasie, kiedy mamusia będzie walczyć o tytuł magistra ekonomii.
Uśmiechnęła się blado.
- Ty zawsze wiesz jak mnie pocieszyć i zmotywować.
- Bo jestem pewny, że dasz sobie radę, a my pomożemy. Nie myśl już o tym, bo zaraz dzwonię po kierowcę. Niech tu przyjdzie to dogracie szczegóły.


Zbliżała się wigilia i święta. Na samą myśl łzy cisnęły jej się do oczu. Po śmierci mamy to ona wspólnie z rodzeństwem ją przygotowywała. Tata zawsze zajmował się rybami. Ona ich nie jadła, bo była uczulona. Do jej obowiązków należało zrobienie pierogów z grzybami, pieczenie ciast i zupa grzybowa. Mała Betti zawsze wylizywała miskę po maku i serze. Jasiek stroił choinkę. Zaszlochała. Już nigdy nie będzie spędzać świąt ze swoją rodziną. Już nigdy nie przytuli swojej małej siostrzyczki i nie uściska brata. Tęskniła za nimi. Nawet za tatą, choć powiedział jej tyle przykrych słów. Zdziwiła się, że przez ten czas spędzony z dala od Rysiowa ani raz nie wspomniała o Bartku. Wykasowała go ze swojej pamięci tak jakby nacisnęła w komputerze przycisk „delete”, jakby nigdy nie istniał.
Dwa dni przed wigilią zadzwonił Marek i poprosił ją, żeby przyjechała do firmy.
- Zawsze organizujemy firmową wigilię. Będą drobne upominki i życzenia. Potem odwiozę cię do domu, bo mam coś dla ciebie. Nic ci jednak nie powiem, bo to niespodzianka. Będziesz? Wszystko zacznie się o dziesiątej w konferencyjnej.
- Przyjadę. Dziękuję za zaproszenie.

Sala konferencyjna pękała w szwach. U szczytu stołu stał prezes wraz z małżonką i składali całej załodze świąteczne życzenia. Przypomniał też o premiach na kontach pracowników. Potem składano sobie życzenia indywidualnie. Oprócz Ani i Ali, z którymi zdążyła się już zaprzyjaźnić Sebastian i Marek nie omieszkali pożyczyć jej na te święta.
- Życzymy ci Ula wszystkiego najlepszego. Szczęśliwego porodu, zdrowego maluszka i pomyślnej obrony. Trzymamy obaj za ciebie kciuki. Chcę cię też przedstawić mojemu ojcu, bo nie zna cię jeszcze a jedynie opowiadałem mu o tobie. Chodźmy.
Krzysztof Dobrzański onieśmielił ją nieco, gdy wychwalał jej pomysł z internetem.
- Bardzo się cieszę pani Urszulo, że niedługo przyjmiemy tu panią na stałe. Myślę, że ma pani świeże podejście do tego skostniałego, firmowego schematu i wierzę, że jeszcze wiele świetnych pomysłów na usprawnienie pracy w firmie a co za tym idzie, zwiększenie jej zysków, przyjdzie pani do głowy.
Pod wpływem tych komplementów pod jej adresem rumieniła się jak pensjonarka dziękując prezesowi za przychylność i wiarę w jej umiejętności. O dwunastej ruszyli w stronę jej mieszkania. Zaparkował przed budynkiem i pomógł jej wysiąść. Z bagażnika wyciągnął coś owiniętego w folię. Już w domu zaczął rozpakowywać a jej oczom ukazał się najpiękniejszy stroik jaki w życiu widziała.
- Pomyślałem, że to będzie miły, świąteczny akcent. Na choinkę nie masz tu miejsca a stroik nie zajmie go wiele.
- Jest naprawdę piękny. Bardzo ci dziękuję.
Zaparzyła im kawy i kiedy usiedli przy ławie powiedział.
- Niestety wigilię i pierwszy dzień świąt będę musiał spędzić u rodziców, ale w drugi zawitamy tutaj z Sebastianem. Przygotuj nam coś smacznego, bo nie wykpisz się tak łatwo. Przykro mi tylko, że będziesz tu sama jak palec.
- Nie przejmuj się. W wigilię rano pojadę do Rysiowa. – Zdumiony spojrzał na nią.
- Do Rysiowa? Przecież ojciec nie wpuści cię za próg.
- Mam tego świadomość. Marek. Chcę jechać na cmentarz, na grób mamy. Jak pojadę rano to ich jeszcze tam nie będzie. Mam trochę rzeczy dla Betti i Jaśka. Poproszę sąsiadkę. Może zgodzi się im je przekazać. Tęsknię za nimi. – Zadrżał jej głos a w oczach pokazały się łzy. – Westchnął ciężko.
- Wiem Ula, wiem… To na pewno bardzo trudny dla ciebie czas, ale musisz być silna. Trochę stanęłaś na nogi a z czasem będzie coraz lepiej. Powinnaś myśleć pozytywnie. – Dopił kawę i wstał z fotela. – Będę się zbierał. Muszę jeszcze zajrzeć do rodziców. Trzymaj się i pamiętaj, że w drugi dzień świąt jesteśmy u ciebie.

Wyszła z domu bardzo wcześnie rano. Jeszcze było ciemno. Dojechała do centrum, by przesiąść się na pierwszy tego dnia autobus do Rysiowa. Dla rodzeństwa wiozła zapakowane w kolorowy papier prezenty. Był prezent i dla taty, chociaż nigdy miał się nie dowiedzieć, że to od niej. Zmieniła zdanie i postanowiła nie angażować sąsiadki. Nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział, że była w Rysiowie. Kiedy dotarła pod bramę rodzinnego domu było kilka minut po godzinie szóstej. Weszła cicho i oparła reklamówki z prezentami o wejściowe drzwi, po czym szybko oddaliła się w stronę cmentarza. Nie mogła spędzić na nim za dużo czasu. Wkrótce zacznie robić się jasno a ona chciała jak najlepiej wykorzystać ciemność poranka. Zapaliła znicze a na środku ustawiła doniczkę z chryzantemami. Uklękła na zimnej, betonowej obmurówce i zapatrzyła się w zdjęcie mamy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że po jej policzkach nieprzerwanym strumieniem płyną łzy. – Jeśli gdzieś tam jesteś, to wiesz, co się stało – szeptała – i wiesz, że nie mogłabym pozbyć się tego dziecka. Ono nie jest niczemu winne. Nie prosiło się na świat. Jest jeszcze malutkie, ale ja już kocham je całym sercem. Myślałam, że tata zrozumie, a zamiast tego wyrzucił mnie z domu. Dla mnie nie ma już do niego powrotu. Zależy mi tylko na Betti i Jaśku. Nie wiem jak dają sobie radę beze mnie. Czuwaj nad nimi mamusiu i czuwaj nade mną. Kocham cię.
Podniosła się z klęczek i wytarła mokrą od łez twarz. Musiała już wracać, bo niebo jaśniało. Nie chciała spotkać nikogo, kto mógłby donieść jej ojcu, że tutaj była. Nie chciała, by wiedział o tym, co się z nią dzieje. Może kiedyś zrozumie swój błąd, może kiedyś jej wybaczy…
Szybkim krokiem pokonała odległość od cmentarza do przystanku. Musiała trochę poczekać. Po paru minutach przyjechał autobus. Wsiadła do niego i zajęła miejsce przy oknie. Oprócz niej jechały tylko dwie osoby. Wtuliła twarz w ciepły, futrzany kołnierz nowego płaszcza. Pojazd mijał znane jej doskonale miejsca, a ona znów zalewała się łzami.

Była godzina dziewiąta rano, gdy do drzwi Cieplaków zapukała Dąbrowska. Zniecierpliwiona, że tak długo nikt jej nie otwiera zaczęła krzyczeć.
- Panie Józku, panie Józku, no niechże pan otworzy! Mikołaj już u was był!
Po chwili usłyszała szczęk zamka i w drzwiach pojawił się Cieplak.
- Co też pani wygaduje? Jaki Mikołaj?
- A taki – wskazała dłonią na stojące reklamówki. – Ja też mam coś dla was. – Bezceremonialnie wepchnęła się do środka omijając stojącego w drzwiach Józefa. On zabrał torby i wszedł z nimi do kuchni. Tam dwójka jego dzieci kończyła jeść śniadanie. Położył pakunki na stole.
- Dziwne – mruknął. – Prezenty? Dla nas? Od kogo?
Dąbrowska przysiadła na brzegu krzesła i nikogo nie pytając nalała sobie herbaty.
- No niechże pan otwiera. Ciekawe, co to?
Zajrzał do pierwszej i wyciągnął paczkę owiniętą ozdobnym, świątecznym papierem. Na dołączonej do niej małej kartce wydrukowano „Wesołych świąt Beatko”.
- To dla ciebie Betti. Otwórz. A ta? To dla Jaśka. Proszę synu. Ta trzecia to pewnie dla mnie. – Zanim skończył mówić usłyszał radosny pisk Betti.
- Jakie piękne! Zobaczcie! Czapka! Szalik! Rękawiczki! I ta piękna kurtka! Napiszę kartkę do Mikołaja i podziękuję, bo jest bardzo, bardzo dobry. – Szczęśliwe oczy dziewczynki śmiały się radośnie do wszystkich. – A co ty dostałeś Jasiek?
- Ja dokładnie to samo. Kurtka super. Popatrzcie jaka ciepła. Puchowa. Czapka też niezła.
- A ja dostałem koszulę i spodnie. Bardzo porządne. Nadal nie wiemy jednak, kto jest tym darczyńcą. Zadziwiające.
- Szczęściarze z was, ale nie zazdroszczę. Dostałam wczoraj paczkę z Niemiec. Od Bartusia. Nie mógł przyjechać na święta, ale przysłał dużo wspaniałości. Przyniosłam wam trochę słodyczy i kawę, bo tej przysłał dużo.
- Dziękujemy pani Dąbrowska. Nie trzeba było.
- Trzeba, trzeba. Dzieciaki na pewno zjedzą trochę słodyczy, prawda? – Pogładziła małą po głowie. – A Ula? Nie odzywała się? Co ona sobie wyobraża tak zostawić rodzinę i uciec. Serca nie ma. Niewdzięcznica.
- Nieważne pani Dąbrowska. Naprawdę nieważne. To już nie jest temat do rozmów w tym domu. Mam jeszcze dwoje dzieci, którymi muszę się zająć.
- To ja będę już szła. Wesołych świąt dla wszystkich. Do widzenia.
Po jej wyjściu kazał dzieciakom zabrać prezenty i iść do swoich pokoi. Trzeba było przygotować skromną wigilię. Westchnął ciężko i zabrał się za obieranie ryb.
Betti siedziała u Jaśka w pokoju i mówiła przyciszonym głosem.
- A ja wiem od kogo te prezenty. To wcale nie od Mikołaja, ale od Ulci. Była tutaj i podrzuciła je. – Jasiek uśmiechnął się pod nosem.
- Sprytny z ciebie dzieciak. Ja też tak pomyślałem, ale nie chciałem nic mówić przy tacie. Ona i o nim pamiętała, choć bardzo ją skrzywdził. Ciekawy jestem gdzie ona się teraz podziewa. Nawet nie wiem, czy ma gdzie mieszkać. Może waletuje w jakimś akademiku? Ciekawe skąd miała pieniądze na takie prezenty? Sporo musiały kosztować. Betti, nic tacie nie mów o naszych podejrzeniach. Zdenerwujesz go tylko i będzie zły. Przejdziemy się na cmentarz. Jeśli będą palić się znicze a w doniczce będą chryzantemy, to będzie dowód na to, że tu była. Pamiętasz, że zawsze w wigilię kupowała mamie doniczkę z żółtymi chryzantemami? Ubierz się teraz w te nowe rzeczy i pójdziemy.

Wróciła do domu kompletnie rozbita. Nie była w stanie przygotować czegokolwiek. Zrobiła sobie tylko gorącej herbaty z cytryną. Przepłakała do południa. W końcu zwlekła się z wersalki. Pomyślała, że powinna jednak czymś się zająć, by odgonić te przykre myśli. Upiekła sernik i makowiec. Zrobiła też trochę sałatki i zamarynowała pieczeń. Chłopaki zapowiedzieli się na drugi dzień świąt i musiała im coś dać jeść. Na parę godzin zapomniała o swojej rodzinie, ale natrętne myśli powróciły, gdy wyszła z uprzątniętej już kuchni. Czy od teraz zawsze będzie sama spędzać wigilię? Bez nich? Ciekawe, czy znaleźli prezenty? Betti na pewno ucieszy się z nowej kurtki. Jasiek też. Od tak dawna ojciec nie kupował im żadnej odzieży i winą za to obarczał ją. Kupując prezenty w jakiś sposób zrekompensowała im te braki. Teraz pewnie siedzą przy stole i jedzą kolację. Betti śpiewa kolędy a Jasio jej wtóruje. Tak bardzo chciała z nimi tam być. Uściskać ich i przytulić. Obejrzeć nowe rysunki siostry i posłuchać o szkolnych perypetiach brata. Ta tęsknota była nie do zniesienia. Wtuliła twarz w poduszkę i zaniosła się rozpaczliwym szlochem.
Ktoś zadzwonił. Nerwowo wytarła mokre policzki i podeszła do drzwi. Drżącym od płaczu głosem spytała.
- Kto tam?
- To ja Ula, Marek. Otwórz.
- Marek…? – Szybko przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Kolejny raz zobaczył ją płaczącą i zgnębioną. Wszedł do środka i zdjął płaszcz.
- Ulaaa… - przytulił ją do siebie – nie można się tak zadręczać. – Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł jej twarz. – Czułem, że ta wizyta w Rysiowie rozbije cię emocjonalnie dlatego przyjechałem. Posiedzę z tobą trochę, dobrze? – Prawie niezauważalnie kiwnęła głową na znak zgody i pociągnęła nosem.
- Dobrze… Zaraz zrobię ci kawy. Upiekłam też ciasto. Zjesz?
- Kawałek zjem, ale nie za dużo, bo najadłem się nieprzyzwoicie na wigilijnej kolacji. Rodzice przesyłają ci świąteczne życzenia, i trochę smakołyków. Proszę, – podał jej wypełnioną po brzegi siatkę. – powkładaj do lodówki. Jadłaś coś w ogóle?
- Nie… Tylko rano śniadanie. Nie miałam apetytu.
- W takim razie ty usiądź, a ja naszykuję. Jest trochę domowej kiełbasy i swojski pasztet. Co wolisz?
- Może kanapkę z pasztetem. Dziękuję, że przyjechałeś…
- Nie ma za co. Naprawdę. Czułem w kościach, że ci źle i ciągnęło mnie tutaj. Sobie ukroję kawałek makowca. Uwielbiam mak. Proszę bardzo. – Postawił przed nią talerzyk z kanapkami i kubek z herbatą. On raczył się kawą i świeżo upieczonym ciastem. – Pycha. Już widzę minę Seby jak to spróbuje. Znowu będzie w raju.
Rozmowa z nim sprawiła, że poczuła się lepiej. Opowiedział jej trochę o sobie. Opowiedział o Paulinie i Alexie.
- Nie sprawiają miłego wrażenia. Widziałam ich kilka razy w firmie. On chodzi chmurny i wiecznie zły a ona wygląda jakby miała przerośnięte ego. Jej nos niemal ociera się o sufit. – Roześmiał się.
- Trafne spostrzeżenia. On uważa się za geniusza ekonomii, ona za chodzący ideał, choć jednemu i drugiemu daleko do tych wzorców.
- Jak ty z nią wytrzymałeś tyle lat? Godne podziwu. Naprawdę.
- Sam sobie się dziwię Ula. Chyba w jakiś sposób byłem na nią zaprogramowany, bo od kiedy pamiętam zawsze w moim domu mówiono, że ja i ona jesteśmy dla siebie stworzeni. Z biegiem lat coraz bardziej uświadamiałem sobie, że jednak tak nie jest. To musiało się skończyć rozstaniem. Najbardziej z tego faktu ucieszył się jej brat. Nie znosimy się organicznie, a on ciągle robi mi pod górkę i utrudnia pracę jak może. Uważaj na niego, bo potrafi być naprawdę złośliwy.
Przegadali prawie do północy. W końcu Marek widząc, że Uli kleją się oczy wstał z fotela.
- Pojadę. Za chwilę uśniesz. Zmęczona pewnie jesteś. Widzimy się pojutrze i liczymy obaj na super wyżerkę. – Po raz pierwszy dzisiaj uśmiechnęła się szeroko.
- I taka będzie. Nie będę wam żałować. Jedź ostrożnie. Ślisko jest.
- Będę uważał a ty wyśpij się do porządku i nie martw się już. Zobaczysz, że jeszcze wszystko się ułoży. Musisz sobie dać czas, on zrobi co trzeba. Dobranoc Ula.
- Dobranoc – wyszeptała zamykając za nim drzwi.
Marcysia (gość) 2013.09.22 09:00
Małgosiu,
mogłabym się rozwodzić nad tym, jak to dobrze, że Ula jest doceniana w firmie, chwalona za intuicję, za pomysły, ale ważniejszy jest wątek świąteczny. Cieplakówna, mimo ostrych słów ze strony ojca, nadal go kocha. Czy może być piękniejsza miłość rodzica do ojca? Wydaje mi się, że nie. Tylko szkoda, że to tak naprawdę działa tylko w tą jedną stronę.
Moment, w którym moja szczęka niemal wylądowała na podłodze, a oczy nie chciały wodzić dalej wzrokiem, to ten, kiedy Józef rozmawia z Dąbrowską. Co za fałszywy człowiek! Kłamać, że córka opuściła rodzinny dom? Dobrze, że dzieciaki mają trochę oleju w głowie.
I ostatnie fragmenty tekstu, w których ukazuje nam się ten dobroduszny Marek, który przeczuwa, co może dziać się u Uli i przyjeżdża do niej, pocieszając ją, po prostu spędzając z nią czas. Przez takie chwile coraz bardziej zbliżają sie do siebie. Tylko czy podświadomie jedno lub drugie myśli o sobie nawzajem w trochę innych kategoriach, niż przyjaciel - przyjaciółka? Nie wiem, czy to już ten moment, ale bardzo bym chciała :) (ja i moje upodobanie do romantyzmu).
Pozdrawiam Cię serdecznie!
MalgorzataSz1 2013.09.22 09:20
Marcysiu

Ależ Ty jesteś rannym ptaszkiem. Powinnaś jeszcze pospać przed początkiem jutrzejszej, tygodniowej harówki.

Ale Ad rem. To właśnie ten świąteczny wątek miał być tu dominujący i cieszę się, że tak właśnie to odebrałaś. Oderwanie od rodziny i rozpaczliwa tęsknota działają na Ulę bardzo przygnębiająco. Ciągnie ją do Rysiowa ale nie chce też narażać się na jakieś plotki i na to, że ktoś ze znajomych odkryje tam jej obecność. Dlatego postanawia pojechać tam bardzo wcześnie rano. Ona nie przestała kochać ojca, chociaż doświadczyła od niego wiele złego. On nigdy nie wyjawił prawdziwej przyczyny nieobecności Uli w Rysiowie. Znacznie łatwiej przez gardło przechodziły mu słowa o jej ucieczce z domu. W ten sposób zrzucił z siebie winę i obarczył nią całkowicie Ulę.
To prawda, że czasem poczynania Dobrzańskiego mogą wydawać się zaskakujące i to prawda, że ciągnie go do Uli. Jest znacznie wrażliwszy niż większość mężczyzn i potrafi doskonale wczuć się w jej nastroje. Potrafi też ją pocieszyć.
Ula traktuje go w kategoriach najlepszego przyjaciela jakiego kiedykolwiek miała. Docenia bardzo jego poświęcenie, ale to na razie wszystko. Marek na razie nie analizuje swoich uczuć. Wie tylko, że powinien być w takich momentach przy niej i wesprzeć ją. Robi to raczej odruchowo i spontanicznie a nie z pełną świadomością i wyrachowaniem. Wszystko musi dojrzewać powoli Ich wzajemne relacje również. Ja podobnie jak Ty mam upodobania do romantyzmu, inaczej nie pisałabym takich wyidealizowanych bajek. Ha ha ha
Bardzo Ci dziękuję, że ledwie otwarłszy oczy weszłaś na mój blog i przeczytałaś a także zostawiłaś wpis.
Serdecznie Cię pozdrawiam życząc udanego i nie obciążonego nauką tygodnia. :)
lectrice (gość) 2013.09.22 11:21
To jest jak niemal bajka swiateczna, w calym nieszczesciu Ula trafila na wyjatkowych ludzi zdolnch do bezinteresownej pomocy. Zapewniono jej niemal wszystko : mieszkanie, prace, przyjazn i to przy zupelnym poszanowaniu jej odmiennego stanu.
Nie bardzo wiem o co tak naprawdde zdenerwowal sie ojciec : o sama ciaze czy o to ze przy braku pieniedzy bedzie jeszcze jedna osoba do wyzywienia, czy o to, ze Ula nie bedzie szukac pracy po obronie bo z malym dzieckiem trudno.
Czy zwyczajnie Ula zrobila cos co nie miescilo sie w "planie" jaki ojciec sobie stworzyl na temat przyszlosci i zachowania corki.
Jego zlosc i odrzucenie nie bedzie silniejsze od uczuc jakie istnieja miedzy rodzenstwem.
Mlodsze dzieci kochaja Ule, i nawet jesli chwilowo nie mowia tego na glos to to uczucie kiedys wyplynie i ojciec nie bedzie mogl nic zrobic, bedzie mial cala trojke przeciwko sobie.
Ciekawa jestem jak zareaguje ojciec gdy sie dowie ze mimo ciazy Ula stanela na nogi, obronila sie (juz niedlugo), ma dobra prace i radzi sobie w ciazy, a potem z dzieckiem.
Jak zareaguje gdy nie bedzie mogl powiedziec "a nie mowilem" i wytykac jej zmarnowanych pieniedzy na jej studia (gdyby sie nie obronila z powodu ciazy).
Jak zareaguje widzac, ze Ula ma pieniadze bo dobrze zarabia ?
Jak zareaguje gdy zda sobie sprawe ze juz nie jest jedyna osoba od ktorej zalezy przyszlosc Uli ?
I wreszcie jak zareaguje gdy zobaczy ze Ula nie jest samotna zdesperowana matka bo przy jej boku ktos sie pojawi?

Ojciec juz jest na straconej pozycji ... a wszysto dlatego ze nie zauwazyl ze corka mu dorosla i zyje wlasnym zyciem.
Mam nadzieje ze wreszcie to zauwazy bo ma jeszcze dwoje dzieci i dwie szanse by przezywac dokladnie to samo. Jesli jest inteligientnym czlowiekiem to wyciagnie wnioski ze swoich bledow , jesli nie to kiedys moze stracic i te mlodsze bo one zawsze dostana wsparcie u doroslej juz Uli.
Czekam na ciag dalszy.
MalgorzataSz1 2013.09.22 12:01
Lectrice

Zadałaś bardzo dużo pytań odnośnie Cieplaka. Nie chciałabym zdradzać zbyt wielu szczegółów więc powiem tylko, że on nigdy nie dowie się, że ona stanęła na nogi i zaczęła zarabiać sama na siebie. Nigdy nie dowie się, że osiągnęła to dzięki komuś. Nie dowie się o obronie pracy i o narodzinach wnuczki. Tzn. nie dowie się aż do ostatniego rozdziału i nie odbędzie się to podczas jakiejś ich rozmowy, bo taka bezpośrednio w cztery oczy nigdy między nimi się nie odbędzie.
Masz rację. Rodzeństwo bardzo cierpi z powodu jej nieobecności w domu i podobnie jak ona bardzo tęskni. Wydarzy się jeszcze trochę przykrych momentów, które być może Was zaskoczą, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Wracam jeszcze do decyzji Cieplaka o wyrzuceniu córki z domu. Wszystkie powody, które wymieniłaś mają tutaj miejsce. Przede wszystkim wstyd przed sąsiadami, zaraz potem świadomość, że dojdzie jeszcze jedna gęba do wyżywienia a liczył, że Ula się obroni, znajdzie pracę i w ten sposób finansowo odciąży rodzinę. Plan Cieplaka nie zakładał nawet hipotetycznie takiej sytuacji, że jego córka zajdzie w ciążę. To było dla niego wielkim zaskoczeniem a jednocześnie rujnowało to, co sobie wymyślił. Po prostu wściekł się i zareagował tak skrajnie drastycznie. Nie wyjawił powodu swoim dzieciom dlaczego Ula musiała odejść. Najwygodniej było powiedzieć, że uciekła z domu i tym samym wybielić się w oczach ich i sąsiadów.
Rzeczywiście on jest już na straconej pozycji a będzie jeszcze bardziej, to mogę obiecać.
Serdecznie dziękuję Ci za długi komentarz. Mam nadzieję, że choć w niewielkim stopniu i dość enigmatycznie odpowiedziałam na te wszystkie pytania. Jeszcze trochę i wszystko stanie się jasne.
Cieplutko pozdrawiam. :)
miki (gość) 2013.09.22 16:44
W żaden inny dzień nie odczuwa się tak samotności i opuszczenia jak w wigilię.Dobrze że Marek pomyślał o tym i przyjechał do Uli.Mam nadzieję że z czasem jednak ułożą się Uli stosunki z rodziną,nie można być w pełni szczęśliwym ,będąc pokłóconym z najbliższymi.Po poniekąd rozumiem też ojca Uli,najwyraźniej nie radzi sobie z życiem po śmierci żony.Cały ciężar za rodzinę zepchną na barki Uli zapominając że ona też była dzieckiem i miała prawo do popełniania własnych błędów.Myślę że Ula uwierzyła w miłość Bartka bo sama była zbyt samotna i przytłoczona problemami.Od zarabiania na rodzinę są rodzice,dzieci mogą pomóc,ale nie można na nich spychać całego ciężaru.Błędne wybory dzieci mają swoje źródło w błędach rodziców.
MalgorzataSz1 2013.09.22 18:56
Miki

Jestem zachwycona Twoimi spostrzeżeniami. O razu widać, że pisze je osoba, która wiele w życiu przeszła i ma bogate doświadczenia.
Niestety takie pojednanie z rodziną i wzajemne wybaczenie nigdy nie nastąpi. Raczej przeciwnie. Będzie eskalacja złych emocji i to właśnie z winy ojca Uli. On tak jak napisałaś kompletnie nie radzi sobie z obowiązkami względem rodziny. Uważa, że Jasiek jest wystarczająco dorosły, by zadbać i o siebie i o małą Betti. Nie wydaje mu się, że to coś złego, ale Jasiek w tym opowiadaniu ma tylko szesnaście lat i zdecydowanie nie jest dorosły. Za wiele nie będę zdradzać, bo to wszystko wyjdzie w następnych częściach.
Co do Bartka i Ula z perspektywy czasu zada sobie pytanie, jak mogła się zakochać w kimś takim jak on.
Rodzice dla swoich dzieci powinni stanowić wzór do naśladowania. Powinni być autorytetem. Jeśli postępują w stosunku do nich niegodnie to i autorytet traci na ważności a i wybory dokonywane przez nich dzieciom wielokrotnie nie wydają się słuszne i często je krzywdzące. Tu właśnie ma to miejsce.
Cieszę się, że śledzisz to opowiadanie a Twoje przemyślenia są i mnie bardzo bliskie. Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za ten dający do myślenia wpis. :)
Patka (gość) 2013.09.22 21:12
Powiem krótko opowiadanie jest super:)
Nie spotkałam się nigdy z takim opowiadaniem
martwi mnie jednak fakt że wydarzenia dzieją sie powoli
i takie pytanie nie masz wplanach napisać w nastepnej notce,że ula juz jest blisko rozwiązana albo marek i ula zblizyli się do siebie np pierwszy pocałunek
pozdrawiam;0
MalgorzataSz1 2013.09.22 21:53
Patko

Myślę, że jednak opowiadanie nie wlecze się jak psi ogon. Od jakiegoś czasu założyłam, że będę pisać opowiadania o maksymalnie dziesięciu rozdziałach i to właśnie tyle ma. Rzeczywiście już następny rozdział przyniesie trochę zmian, między innymi tych, które Cię interesują. Uzbrój się więc w cierpliwość. W czwartek wkleję piątą część, która być może nieco przyspieszy przebieg wydarzeń.
Bardzo dziękuję, że tu zajrzałaś i skomentowałaś.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Patka (gość) 2013.09.22 23:13
dziękuje i też się cieszę z tego co napisałaś i ,że napisałaś to co napisałaś
Darka (gość) 2013.09.23 07:51
Wigilia to bardzo rodzinne święto nikt nie powinien w tym dniu być sam,tylko pan Cieplak wziął sobie za słowo i udaję że nie wzrusza go ta sytuacja.Nawet nie wyobrażam sobie jak się czuła Ula sama na cmentarzu przy grobie matki. Bardzo wzruszający moment.Pocieszające jest to że mała Beatka i Jasiek wiedzą że te prezenty są od ich starszej siostry.Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.Pięknie
MalgorzataSz1 2013.09.23 09:21
Darka

Podobnie jak Ty uważam wigilię za najbardziej rodzinne ze świąt. W takim dniu jak ten cała rodzina gromadzi się przy stole i składa sobie życzenia, również wybacza wszelkie animozje. W opowiadaniu to bardzo przykry dzień dla Uli. Rozpaczliwie tęskni szczególnie za swoim rodzeństwem i mocno wątpi, by jeszcze kiedykolwiek miała okazję z nimi spędzić święta. I chociaż w końcu pojawia się Marek, który przeczuwa, że może być jej źle, to nawet on nie wypełnia tej pustki i tęsknoty a jedynie na chwilę jest w stanie oderwać ją od tych przykrych myśli.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz . Pozdrawiam. :)
Amicus (gość) 2013.09.23 21:04
Przeczytałam już wczoraj, ale jakoś dopiero dzisiaj zebrałam się, by coś napisać. Ostatnio z niczym nie mogę zdążyć, na wszystko brakuje mi czasu i jakoś tak ciężko zebrać mi się do kupy. Chyba przez grypę, która mnie rozłożyła w weekend na łopatki.
Ale wracając do Twojej kolejnej części. Chłopaki stają się dla Uli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Zwłaszcza Marek, który myśli o wszystkim. I o pieniądzach na bilety i o jej samopoczuciu i o tym, by nie była w święta sama. Aż dziwne, że jest facetem. Zwykle panowie ciężej łapią takie kiwestie i nie zwracają na nie uwagi. Dobrzański jest tu wyjątkiem.
Józef to kompletny idiota. Już nawet dzieci są mądrzejsze domyślając się od kogo są prezenty.
Ula bardzo przeżywa to odcięcie od rodziny. Tęskni za rodzeństwem i nawet za ojcem, który zrobił jej dużą krzywdę. Mam nadzieję, że już niebawem będzie miała okazję przytulić małą Beatkę, której przez lata zastępowała matkę.
Pozdrawiam i wyczekuję czwartku! :)
Bea (gość) 2013.09.23 22:33
Małgosiu,
Ula jest chodzącym geniuszem. Zazdroszczę jej takiej smykałki do interesów. Jest naprawdę wspaniała w tym co robi. Jeszcze daleko zajdzie i utrze ojcu nosa.
Marek i Seba jako wujkowie dla dzieciaczka Uli, no chyba nie można wymyśleć lepszego scenariusza. A myślę, że jeden z panów to nawet będzie temu dziecku „tatował”.
Święta spędzone w samotności to nie święta. Fajnie, że marek przyjechał. Myślę, że to już początek tego, czego kontynuację będziemy czytać w następnych rozdziałach.
No i gest Uli z prezentami. Podarki dla dzieci były oczywiste. Zdziwiło mnie natomiast, że Józef też dostał prezent, a przy Dąbrowskiej powiedział, że nie ma córki. Dobrze, że rodzeństwo się domyśliło, kto był ich tegorocznym Mikołajem

Pozdrawiam bea
MalgorzataSz1 2013.09.24 09:00
Amicus, Bea

Odpowiem Wam w jednym komentarzu, bo macie podobne przemyślenia.
Przedstawiam tu Marka jako mężczyznę bardziej uwrażliwionego niż większość osobników tego gatunku. To niemal podobny stopień wrażliwości, który prezentują kobiety. Takie było założenie tej historii od samego początku, że zarówno Marek jak i Sebastian, chociaż może ten drugi w mniejszym stopniu, mają być dobrymi facetami, współczującymi i chętnymi do udzielenia pomocy. Dobrzański wychodzi ze skóry, żeby ulżyć Uli i spowodować poprawę jej losu. To niemal misja.Poza tym w niewytłumaczalny sposób ciągnie go do tej dziewczyny i sam sobie nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.

Józef ma spełniać rolę wyrodnego ojca. Ciągle ewoluuje, żeby w pełni zasłużyć na to miano. Nie jest też specjalnie błyskotliwy. Nie będzie dociekał, kto zafundował mu świąteczny prezent. To taki rodzaj płytkiej osobowości, która nie analizuje, nie drąży, bo dobrze jest jak jest. Liczy każdą złotówkę a prezent, to jak manna z nieba i ważne, że nie będzie musiał ponosić kosztów na zakup tych rzeczy. Poza tym wyobraziłam sobie, że Cieplak to rodzaj osobnika o ciasnych poglądach umysłowych. Jak sobie coś wmówi, to nie ma sposobu, żeby go przekonać, że nie ma racji. Jest zacietrzewiony i zapiekły w złości i święcie przekonany o słuszności swojego zdania.

Ula jest człowiekiem myślącym. Ma analityczny umysł i z innej perspektywy postrzega sposób zarządzania firmą. Jej pomysł z opróżnieniem magazynów poprzez sprzedaż starych kolekcji docenia nawet sam Krzysztof chwaląc jej świeże spojrzenie i znakomity pomysł, który przyniesie spory zysk dla firmy.

Oczywiście nie zostawię bez rozwiązania sprawy pozostawionego w Rysiowie rodzeństwa. Na pewno doprowadzę do spotkania ich wszystkich, ale to jeszcze nie w następnym rozdziale (o ile dobrze pamiętam).
Czy Ula utrze nosa Cieplakowi? W jakimś sensie na pewno, choć będzie to dość drastyczne. Nie wiem, czy to dobre słowo, ale nie przychodzi mi do głowy żadne inne. Z całą pewnością Józef poniesie konsekwencje swojego postępowania, ale czy wyciągnie z nich naukę na przyszłość to dość wątpliwe.


Bardzo Wam dziękuję dziewczyny za wizytę na blogu i ciekawe komentarze. Obie serdecznie pozdrawiam. :)
Natalia (gość) 2013.09.24 16:22
Małgosiu!
Przepraszam, że dopiero teraz, ale naprawdę mam mnóstwo pracy. Opowiadanie bardzo mi się podoba, muszę przyznać, że ciekawy pomysł. Liczę na więcej i wierz, że czytam, choć nie zawsze komentuję. Buziaki
MalgorzataSz1 2013.09.24 17:33
Natalio

Naprawdę martwiłam się o Ciebie i mam nadzieję, że prócz nawału zajęć jesteś zdrowa. Cieszę się, że ten słodziak jednak przypadł Ci do gustu chociaż wiem, że to nie do końca Twoje klimaty. '
Bardzo Ci dziękuję, że się odezwałaś i przynajmniej mnie uspokoiłaś. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę jak najmniejszego obciążenia pracą. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz