26 wrzesień 2013 |
ROZDZIAŁ 5
W pierwszy dzień świąt obudziła się późno. Było dobrze po jedenastej, a ona widocznie potrzebowała tego snu. Pokręciła się trochę po mieszkaniu przygotowując na następny dzień przysmaki dla chłopaków. Później zasiadła do komputera, żeby trochę dopieścić stronę internetową dotyczącą sprzedaży kolekcji. Zaprojektowała również wzór ulotki. Postanowiła, że nagra go na płytkę i zaniesie do punktu z kolorowym xero. Tysiąc sztuk powinno wystarczyć. Weźmie fakturę na firmę. Kiedy myślała o ich dystrybucji przyszło jej do głowy, że poprosi o to ludzi z roku. Mieszkają w różnych częściach miasta i na pewno nie odmówią. Ona wielokrotnie pomagała wielu z nich. Była dobrej myśli. Z kierowcą umówiła się na czwarty dzień stycznia. Pojedzie do magazynów i wybierze najpiękniejsze kreacje, wszak zbliża się okres karnawału i na pewno znajdą się chętne klientki. W połowie stycznia miała też wizytę kontrolną u ortodonty. Już za długo nosiła ten szpecący aparat. Może wreszcie ją z niego uwolni? Obie prace magisterskie były już prawie skończone. Czekała ją jeszcze korekta i dopieszczenie szczegółów. Poprosi Marka o zgodę, żeby mogła je wydrukować w firmie i zaniesie do introligatora. Nie znała jeszcze terminów obrony. Wiedziała tylko, że obie przewidziane są na czerwiec. Powiedzą pewnie w kwietniu lub w maju. Maj… To wtedy urodzi się jej dziecko. Cieszyła się, że okres mdłości ma już za sobą. Nadal była bardzo szczupła. Brzuszek trochę urósł, ale jak na piąty miesiąc nie był tak bardzo widoczny. Zdecydowanie zaokrągliły jej się piersi. Były też wrażliwsze na dotyk. Już przywykła do myśli, że zostanie matką i zaczęła się cieszyć przyszłym macierzyństwem. Miała tylko nadzieję, że dziecko urodzi się zdrowe i będzie do niej podobne. Szkoda, że nie może podzielić się tą radością ze swoją rodziną. - Gdyby tata był inny…, - westchnęła – ale jest jaki jest i to już się nie zmieni. W drugi dzień świąt już od rana przygotowywała się na wizytę Marka i Seby. Włożyła na siebie nieco luźniejszą sukienkę z dzianiny i upięła w kok włosy. Przyjrzała się sobie w lustrze. – Jak dostanę następną wypłatę zainwestuję w szkła kontaktowe i nowe okulary – obiecała sobie. Rzeczywiście te, które nosiła teraz nie wyglądały dobrze. Były wielkie i ciężkie. Zostawiały swój ślad na nosie. – Może podetnę włosy? – Zastanawiała się. – Są takie nijakie. Ni to rude, ni brązowe… Beznadziejne i zdecydowanie za długie. Na tych rozmyślaniach zeszło jej do południa. Marek i Sebastian pojawili się niemal równocześnie. Byli w świetnych nastrojach i swoją wesołością zarazili i ją. Pomogli rozciągnąć jej stół, który nakryła białym obrusem ustawiając na nim przygotowane potrawy. Kolejny raz pałaszowali ze smakiem chwaląc pod niebiosa jej talent kulinarny. Reszta dnia upłynęła na wesołych opowieściach z czasów dzieciństwa i czasów szkolnych. Opowiadali jej zabawne historyjki zaśmiewając się przy tym do rozpuku. Przed wyjściem zapakowała im jeszcze po wielkim kawale każdego z ciast. Sama i tak nie dałaby rady ich zjeść. Kiedy już sobie poszli pomyślała, że jednak ma dużo szczęścia w życiu a już na pewno ma szczęście do dobrych przyjaciół. Ci dwaj byli tego najlepszym dowodem. Uwielbiała ich. Czwartego stycznia zabrała aparat i wraz z kierowcą, który przyjechał po nią udała się do magazynów. Miała problem z wyborem kreacji. Chciała wybrać te najpiękniejsze, ale wszystkie, które zobaczyła były wręcz zjawiskowe. Wybrała dziesięć i zrobiła im zdjęcia. Zapakowali je ostrożnie do bagażnika. Nie martwiła się, że się pobrudzą, bo każda z sukien posiadała foliowy pokrowiec chroniący przed brudem i kurzem. Wiedziała, że Marek przygotował pomieszczenie na nie wyposażając je w spory stół mający posłużyć do pakowania i wieszaki. Skorzystała z firmowego komputera i umieściła na stronie zdjęcia sukienek. Teraz pozostawało tylko czekać na odzew. Jutro miała seminarium i postanowiła uruchomić swoich kolegów i koleżanki do roznoszenia ulotek. Do końca tygodnia sprzedano siedem karnawałowych kreacji. W piątek kolejny raz odwiedziła magazyny i tym razem zabrała podwójną ilość. Uśmiechnięta od ucha do ucha wkroczyła do gabinetu Marka. - Widziałeś sprzedaż? – Spytała już na wstępie. – Na razie poszło siedem sztuk, ale rozkręcamy się. Piętnaście tysięcy na tydzień, to całkiem niezła sumka, prawda? - Widziałem Ula i jestem tym absolutnie zaskoczony, bo nie spodziewałem się zysków tak szybko. Jesteś genialna. A zmieniając temat, to mam dla ciebie kilka drobiazgów do roboty. Weźmiesz? Zawiozę cię do domu. Nie będziesz dźwigać. - Pewnie. Na razie mam luz i ciągle siedzę w internecie obserwując naszą stronę. Ruszyli wolno spod firmy. Były godziny szczytu więc nie jechali zbyt szybko. Niemal na każdym skrzyżowaniu łapało ich czerwone światło. Czekając na zielone Marek rozglądał się ze zdumieniem. Na każdym słupie, przystanku i niektórych witrynach sklepowych zauważał ich ulotki. - Nie do wiary Ula. Kiedy ty to zdążyłaś porozwieszać? Są niemal w całym mieście. – Roześmiała się. - To nie ja. Nie mam aż tak dobrej kondycji. Poprosiłam kolegów z roku. W ten sposób mogli mi się odpłacić, bo niejednokrotnie ratowałam ich na wykładach, czy przy zaliczeniach. Trochę mają mi do zawdzięczenia i zgodzili się na ten rodzaj rewanżu. Pomyślałam, że to będzie najlepsza forma dystrybucji, bo każdy z nich mieszka w innej części miasta. Pokręcił głową z podziwem. Lubił myśleć, że ta noc kiedy ją spotkał okazała się dla niego i dla firmy przełomowa. Ona naprawdę miała talent i to nie jeden. Każdego dnia potrafiła go czymś zaskoczyć. Pomysły wyskakiwały z jej głowy jak fajerwerki a każdy lepszy od poprzedniego. Udowadniała mu, że w ekonomii nie ma miejsca na chaos. To nauka ścisła wymagająca uporządkowanych schematów. Jeśli będzie utrzymywał jasność i przejrzystość w dokumentach wszystkie czynności następne będą o niebo prostsze, kiedy przyjdzie mu z nich korzystać. Brał sobie te wskazówki do serca, bo rzeczywiście potwierdzało się to wszystko, o czym mówiła. - Kiedy idziesz do lekarza? – Spytał ni z gruszki ni z pietruszki. Zdziwiło ją to pytanie tak bardzo oderwane od tematu ulotek. - We wtorek w przyszłym tygodniu. Dlaczego pytasz? - Chciałbym z tobą pójść. – Zatkało ją. Nie rozumiała. - Ale po co? To dość dziwna prośba musisz przyznać. Pójdziesz tam ze mną jako kto? Kolega, przyjaciel, chłopak, mąż? - Wiem Ula, ale chciałbym zobaczyć tego maluszka. Nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć. Sam nie bardzo rozumiem tą nagłą chęć zobaczenia twojego dziecka. Mogę nawet powiedzieć, że tego zapragnąłem. Dziwne i słyszę jak to brzmi, ale nie potrafię tego lepiej wyjaśnić. Zgodzisz się? - To trochę krepujące – wybąkała zawstydzona. - Nie zapominaj, że ja widziałem cię już w bieliźnie. Nawet pomagałem Mirkowi cię rozbierać, gdy chciał wsadzić cię do wanny. - Gdybym była przytomna nigdy bym na to nie pozwoliła. No dobra… Niech ci będzie, jeśli odczuwasz taką potrzebę oglądania mojego brzucha to się zgadzam, choć nadal uważam, że to dziwaczna prośba. Jesteś jakimś fetyszystą? Grawiditofilikiem? Napawasz się widokiem brzuchów ciężarnych kobiet? - Ula! O co ty mnie posądzasz? Interesuje mnie brzuch tylko jednej ciężarnej. Ten brzuch. – Przyłożył do niego dłoń i zaczął pieszczotliwie. – No jak tam malutki? Dobrze ci w brzuszku? Rośnij maleństwo, bo twoja mama nie może już się ciebie doczekać. - Wstrząsnął nią szloch. Spojrzał na nią zdezorientowany. – Powiedziałem coś nie tak? - Nie… Powiedziałeś wszystko na tak…, ale to od Bartka powinnam usłyszeć te słowa nie od ciebie. - Myślałem, że już zapomniałaś o nim… - powiedział nieco zbity z tropu. - Bo tak jest. Dla mnie przestał istnieć już tego dnia, kiedy musiałam odejść z własnego domu. - Nie myśl o tym Ula. Przecież masz nas a my zawsze cię wesprzemy i pomożemy. Wiem, że to nie to samo, co prawdziwa rodzina, ale jak to mówią jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Tego dnia po raz pierwszy poczuła ruchy dziecka. Siedziała przy laptopie i nagle poczuła lekkie kopnięcie. Uśmiechnęła się uszczęśliwiona. – Żyjesz maleństwo, żyjesz. Kocham cię. We wtorek przed dwunastą podjechał na Raszyńską. Kończyła się ubierać, kiedy zadzwonił do drzwi. - Jesteś gotowa? - Prawie. Mam do ciebie jeszcze prośbę. Jak wyjdziemy od ginekologa koniecznie muszę podjechać do ortodonty. Ostatnio obiecał mi, że ściągnie to żelastwo z zębów. Bardzo bym się chciała od niego uwolnić. Postanowiłam też zmienić okulary. Te są okropne, ale jeśli nie masz za wiele czasu, to do optyka pójdę sama. - Nie ma sprawy. Nie mam nic pilnego i podwiozę cię. Chodźmy. Trochę dziwnie się czuł czekając w poczekalni pełnej ciężarnych kobiet. W końcu wywołano Uli nazwisko i razem z nią wszedł do gabinetu. Spytał, czy może jej towarzyszyć. Lekarz nie miał nic przeciwko temu i nawet nie zapytał kim dla niej jest. Przysiadł na metalowym, obrotowym taborecie stojącym obok kozetki lekarskiej i wpatrzył się w monitor. Lekarz najpierw rozprowadził żel i skupił uwagę na ekranie. W końcu rzekł. - Wygląda na to, że wszystko jest w najlepszym porządku. Dziecko rozwija się prawidłowo. Serce też bije normalnie. Proszę posłuchać. Nacisnął jakiś przycisk i usłyszeli miarowy stukot. Ula uśmiechnęła się promiennie. Na Marka twarzy też wykwitł uśmiech. - Chce pani znać płeć? Właśnie się przekręciło i dobrze ją widać. - Tak. Proszę mi powiedzieć. - To dziewczynka. Zdecydowanie dziewczynka. Poleciały jej łzy. Będzie miała córeczkę. Śliczną, małą Basię. Tak postanowiła ją nazwać. Nazwać na cześć babci Sebastiana, Barbary Olszańskiej, bo dzięki niej miała teraz dom. I chociaż nie miała szczęścia, żeby ją poznać, to wiedziała, że gdyby ona żyła polubiłyby się. Lekarz podał jej kłąb ligniny. Wytarła brzuch i naciągnęła na niego bluzkę. - Widzimy się za miesiąc. Proszę nadal trzymać dobrą formę. Jeść dużo owoców i pić soki. Jeśli będzie pani zdyscyplinowana szczęśliwie sprowadzimy to maleństwo na świat. Opuścili przychodnię i skierowali się na parking. Marek był jakiś dziwnie milczący. Trochę ją to zaniepokoiło. - To chyba nie był jednak dobry pomysł, żebyś poszedł na to USG ze mną. Nic nie mówisz i wyglądasz na wstrząśniętego. – Przystanął i spojrzał na nią. Ze zdumieniem zauważyła gromadzące się w jego oczach łzy. – Rany boskie… co ci jest? – Spytała przerażona. Roześmiał się nerwowo. - Nic Ula. Naprawdę nic. Wzruszyłem się jak zobaczyłem to maleństwo. Ona będzie śliczna. Zobaczysz. A ja zrobię wszystko, żeby nie zabrakło jej ptasiego mleka. - Ty? Dlaczego ty? Ty nie masz żadnych zobowiązań wobec mojego dziecka? - Wiem…, - wyszeptał – ale chyba chciałbym mieć. – Jej oczy robiły się coraz większe i wpatrywały się w niego z napięciem. - Nie rozumiem… Co chcesz przez to powiedzieć? - Tylko to, że stałaś się kimś bardzo ważnym w moim życiu i twoje dziecko również. Obiecaj mi, że pozwolisz mi się wami zaopiekować, gdy ono przyjdzie na świat. - Przecież już to robisz. Opiekujesz się mną od momentu, gdy zabrałeś mnie z tego korytarza i wierz mi, że jestem ci za to bardzo wdzięczna. Wyglądał na pogubionego. - Chyba źle się wyraziłem. Odłóżmy tę rozmowę na lepszy moment, dobrze? Teraz nie bardzo wiem jak mógłbym ci to lepiej wyjaśnić. Jedźmy do tego ortodonty. Wyszła z gabinetu cała w skowronkach i z szerokim, wdzięcznym uśmiechem podeszła do Marka. - I jak? O wiele lepiej, prawda? Patrzył na jej uśmiechniętą buzię jak zahipnotyzowany. - Słodki Jezu! Masz zupełnie inną twarz! Ty, a jakby nie ty. Jesteś… Dobry Boże… Jesteś piękna. Nie do wiary jak bardzo byłaś zmieniona przez to żelastwo. Dobrze, że się go pozbyłaś. Jak cię Sebastian zobaczy, to chyba padnie z wrażenia. Mocno zażenowana spojrzała mu w oczy. - Nie przesadzaj…, mam lustro w domu i wiem jak wyglądam. To co? Jeszcze optyk został i wreszcie będę mieć i to z głowy. Założenie soczewek sprawiło jej trochę kłopotu, ale wreszcie udało się umieścić je na swoim miejscu. Patrzył na nią i nie mógł się nadziwić tej metamorfozie. Soczewki spowodowały, że jeszcze bardziej pogłębił się błękit jej oczu. Były śliczne. Duże, chabrowe, okolone wachlarzami długich i gęstych rzęs i tak ujmująco dobre i szczere. Urzekły go. Już nie patrzył na nią jak na przyjaciółkę. Patrzył na nią jak na kobietę. Na bardzo piękną kobietę. Powoli zaczęło do niego docierać, że to, co wcześniej brał za przyjaźń już nią nie było. Bez wątpienia zakochał się w niej. To był proces, bo najpierw ulitował się nad jej trudnym położeniem i współczuł, potem zaczął podziwiać jej intelekt, a teraz to wszystko przekształciło się w fascynację jej nietuzinkową i wręcz powalającą urodą. Westchnął i kolejny raz obrzucił ją zachwyconym spojrzeniem. Nie zdawała sobie kompletnie sprawy z tego, że on czuje do niej coś więcej niż przyjaźń. Zauważyła wprawdzie zmianę w jego zachowaniu, ale nie wiązała tego z niczym dotyczącym jej osoby. Dokupiła jeszcze lekkie twarzowe okulary i etui do nich. Mogli wracać. - Mam obiad. Wystarczy go tylko podgrzać – powiedziała mu już w samochodzie. – Mam nadzieję, że jesteś głodny i dasz się skusić? - Dziękuję Ula. Chętnie zjem. Przez całą drogę do domu nie odezwał się już więcej. Trochę niepokoiło ją to milczenie, ale nie dociekała. Może sam jej powie o co chodzi. Podgrzała zupę ogórkową i gołąbki. Jadł nie odzywając się słowem. Nie wytrzymała w końcu i powiedziała. - Marek. Odkąd wyszliśmy od ginekologa zachowujesz się dziwnie. O co chodzi? Powiedz mi, bo zaczynam się martwić. Jeśli masz mi coś do zarzucenia to lepiej będzie jak wyrzucisz to z siebie. Nie chcę tu siedzieć i zachodzić w głowę, co się stało. Wiesz dobrze, że zależy mi na naszej przyjaźni najbardziej na świecie i nigdy nie chciałabym dożyć momentu, że przestaniesz mnie lubić. Wytarł usta serwetką i popatrzył na nią ze smutkiem. - Nie martw się. Ja nigdy nie mógłbym przestać cię lubić, ale obawiam się, że to chyba mi już nie wystarcza. - Na litość boską Marek, dlaczego mówisz w taki dwuznaczny sposób? Tak zawoalowany? Nie możesz mi powiedzieć wprost, o co chodzi? Wiesz dobrze jak cenię sobie szczerość. - To bardzo trudne Ula. Trudne dlatego, że boję się jak zareagujesz na to, co chciałbym ci powiedzieć. - Zapewniam cię, że bez względu na to, co usłyszę zawsze będę po twojej stronie. Mów. - No dobrze… - Wziął głęboki oddech i milczał przez chwilę. – Pamiętasz jak nie potrafiłem ci wyjaśnić, dlaczego tamtego nieszczęsnego wieczora zabrałem cię z tego korytarza i pomogłem ci wyzdrowieć? – Kiwnęła potakująco głową. - Pamiętam. - Nie rozumiałem sam siebie. Nigdy w życiu nie przytrafiło mi się nic podobnego. To był impuls Ula. Byłaś taka biedna, rozgorączkowana. Po prostu skulone w sobie nieszczęście. Nie mogłem nie zareagować. Przekopałem twój plecak i znalazłem indeks. Byłem zdumiony i już wiedziałem, że musi tkwić w tobie wielki potencjał, bo takich ocen nie dostaje się za nic. Byłem wstrząśnięty, gdy opowiadałaś, że ojciec wyrzucił cię z domu. Postanowiłem wtedy, że zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Miałem rację. Okazałaś się niezwykle inteligentna, pracowita, błyskotliwa, mądra i jak mawia Sebastian masz piękną duszę. Ujęłaś mnie tym. Nie od razu zrozumiałem w czym rzecz. Nie rozumiałem, dlaczego tak bardzo ciągnie mnie do ciebie. W wigilię nie mogłem usiedzieć i musiałem tu przyjechać, bo wiedziałem, że możesz czuć się tak bardzo samotna i opuszczona, że zaczniesz płakać. Kiedy dzisiaj zobaczyłem twoje maleństwo zrozumiałem… Zrozumiałem, że cię kocham. Wiem, że ty do mnie nie czujesz nic i traktujesz jak przyjaciela. Chcę żebyś wiedziała, że nie będę nic na tobie wymuszał. Nie można nikogo zmusić do miłości a ty nadal pewnie kochasz Bartka. Szczęściarz – zaśmiał się gorzko. – Nie zasługuje na ciebie. Mam jednak nadzieję, że być może kiedyś poczujesz coś do mnie i uszczęśliwisz mnie tym na całe życie. Patrzyła na niego oniemiała nie mogąc wykrztusić słowa. Nie spodziewała się z jego strony tego rodzaju wyznań. Nie sądziła, że ten dobry, niezwykle uczynny a przy tym bardzo atrakcyjny mężczyzna może do niej poczuć miłość. Przecież nie była ani ładna, ani szczególnie wyjątkowa. Ten powiększający się brzuch też nie dodawał jej uroku. - Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę… Nie wierzę… - szeptała w kółko wpatrzona w jego oczy. |
Darka (gość) 2013.09.26 13:05 |
Małgosiu nie, no pięknie to wszystko opisałaś.Ula nie wierzy w miłość, nie wierzy że Marek mówi prawdę.Tyle złego ją w życiu spotkało że kiedy Marek wyznaje jej swoją miłość ona nie potrafi uwierzyć w jego słowa.Bo przecież ,Bartek ją zlekceważył, zostawił gdy powiedziała mu że spodziewa się jego dziecka, ojciec nie zrozumiał i wyrzucił z domu w momencie gdy potrzebowała wsparcia.Dwie osoby ,na których zdawałoby się że powinny jej pomóc dały że tak powiem plamy. Marek nie wie co go czeka, nie zna przyszłości ale wyciąga do niej rękę i powaga w efekcie zakochuje się w niej i chce w pełni świadomie zaopiekować się jej dzieckiem.Czyż nie piękne? Super Małgosiu,czekam na dalsze losy i zastanawia mnie jeszcze czy Ula wybaczy kiedyś ojcu (i oby Bartkowi nie wybaczyła ) Pozdrawiam |
Amicus (gość) 2013.09.26 13:08 |
Ula odnosi sukcesy. Jej pomysł na dodatkowe źródło dochodu wypalił i dzięki temu firma się bogaci. Można by rzec, że dobrze jej się wiedzie w życiu zawodowym, uczelnianym, ale także prywatnym. Zyskała dwóch bardzo oddanych przyjaciół, dzięki którym stanęła na nogi. A w zasadzie jednego przyjaciela i... No właśnie kogo? Ona chyba sama nie potrafi jeszcze tego określi. Pytanie Marka, czy może jej towarzyszyć, mnie rozczuliło. Chyba trochę wbrew sobie się zaangażował. Jakaś niewidzialna siła ciągnie go do Uli, ale również do dziecka. Chce mu zrekompensować ten brak biologicznego ojca. I początkowo sam nie umie się określić, nie umie nazwać tego, co dzieje się w jego środku. Aż przychodzi olśnienie. Kocha i mimo, że nie chce się narzucać, to chce być kochany. Ciekawe, jak Ula to rozegra... Bo przecież do tej pory traktowała go wyłącznie jak przyjaciela. Nie było nawet mowy o tym, że patrzyła na Dobrzańskiego nieco inaczej. Czekam na niedzielę :) Pozdrawiam! |
MalgorzataSz1 2013.09.26 13:51 |
Darka, Amicus Ula ciągle zamknięta jest w swoim nieszczęściu, chociaż od opuszczenia Rysiowa spotkało ją trochę pozytywnych rzeczy i w jakimś sensie stanęła na nogi. Nie myśli jednak o miłości. Sposób w jaki potraktował ją Bartek skutecznie wybił jej z głowy marzenia o tym uczuciu. To właśnie dlatego jest tak bardzo zaskoczona wyznaniem Marka a wcześniej jego zapewnieniem, że otoczy najlepszą opieką jej dziecko, kiedy się już urodzi. To dla niej mało realne. Przecież do tej pory traktowała Marka jak swojego zbawcę, najlepszego przyjaciela i o głębszym uczuciu nie może być mowy. Ona bardzo docenia wszelką pomoc i poświęcenie ze strony Marka tym bardziej, że Ci, których obowiązkiem było tej pomocy udzielić zawiedli na całej linii. Marek jest dla niej kimś niezwykle ważnym, ale nie może być wobec niego nieuczciwa. Ona jeszcze nie kocha, ale te wszystkie uczucia, które on w niej wzbudza nieuchronnie zmierzają do tego, że zda sobie w końcu sprawę z siły tego uczucia. Marek nie nalega. Wie, że nic na siłę i nacisk mógłby tylko zniechęcić ją do niego, lub była by z nim z wdzięczności. On tak nie chce. Chce odwzajemnienia uczucia. Ojcu nie wybaczy nigdy, że ją tak potraktował. Podobnie Bartkowi, którego zresztą nie będzie miała możliwości już spotkać. Pragnienie Marka, żeby obejrzeć Uli dziecko wydaje się jej dziwne i zaskakujące. On sam nie potrafi wyjaśnić tej nagłej zachcianki jak i wielu rzeczy, które wydarzyły się wcześniej. Działa pod wpływem impulsu i zdecydowanie spontanicznie. Powód takiego zachowania staje się jasny w momencie, kiedy uświadamia sobie, że kocha i ją i to dziecko, które ma się narodzić. Jak zareaguje na to wszystko Ula, będziecie musiały poczekać do niedzieli. Ja bardzo dziękuję Wam obu za piękne komentarze i obie pozdrawiam najcieplej jak można. :) |
Bea (gość) 2013.09.26 14:10 |
Małgosiu, Wzruszyłam się, naprawdę się wzruszyła. To, co Marek czuje do Uli, jak bał się jej powiedzieć, scena u ginekologa, kiedy zobaczył to małe dzieciątko w brzuchu jego Uli – niesamowite. To była magiczna chwila, kiedy Marek dotknął brzucha Uli i tak ładnie mówił do jej (jak już wiemy) córeczki. Tak, jakby był jej tatą. I chyba będzie jej ‘tatował’, prawda? Ula zdaje sobie sprawę z tego, że musi zmienić swój wygląd. Pozbyła się aparatu, szpecących okularów i jest piękna, chociaż nie wierzy w to. Jej życie, odkąd poznała Marka, jest bajką. Mam nadzieję, że tak pozostanie, a morałem będzie to, że Józef zapłaci za wyrządzone jej krzywdy. Pozdrawiam cię serdecznie Gosiu:) Bea |
MalgorzataSz1 2013.09.26 14:32 |
Bea Zastanawiam się, czy aby nie posiadasz jakichś zdolności telepatycznych, bo wszystko, co napisałaś się spełni. To opowiadanie jest obrzydliwie przesłodzone, ale o tym uprzedzałam już na samym początku. Marek jest zakochany po uszy. Widok nienarodzonego dziecka dobitnie mu uświadomił, że Ula i ono są teraz dla niego całym światem. On ją kocha, ale ona jeszcze nie jest w stanie określić się co do swoich uczuć względem Dobrzańskiego. To powolny proces, ale zmierzający w dobrym kierunku. Nie sądziłam, że scena u ginekologa tak Cię wzruszy, ale to pozytywne i dla mnie na plus. Ja zapraszam Cię na niedzielę, bo wtedy trochę się sytuacja rozjaśni a przynajmniej taką mam nadzieję. Bardzo dziękuję za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :) |
Marcysia (gość) 2013.09.26 16:58 |
Małgosiu, jak cudownie. Wszystko pięknie się rozwija. Internetowa sprzedaż kreacji przynosi zyski, Ula kończy pisać magisterkę, a poza tym dzidziuś jest zdrowy. I, według mnie, dziecko jest w tej części najistotniejsze. To badanie ginekologiczne, wspólne poznanie płci jakby napędza Marka do działania. Do powiedzenia jasno tego, co czuje. Przyznał się przed samym sobą i przed Ulą, że ją kocha. Ją i dziecko. Że chce się nimi zaopiekować. Urwałaś w takim momencie, że tak naprawdę nie wiem, co mam myśleć. Czekam zniecierpliwiona niedzieli :) Pozdrawiam Cię serdecznie! |
MalgorzataSz1 2013.09.26 17:22 |
Marcysiu Marek nieco pogubił się na początku i nie za bardzo wie jak ma zinterpretować te wszystkie uczucia, które dochodzą do głosu, gdy w pobliżu jest Ula. Przecież tak naprawdę on nigdy nie był zakochany, nie wie jak to jest i czym się objawia taki stan. Prośba o pójście z nią na USG jemu samemu wydaje się dziwaczna, ale zdobywa się na odwagę i proponuje Uli swoje towarzystwo w trakcie badania. Czuje po prostu podświadomie, że powinien tam z nią być. Widok dziecka go wzrusza i pozwala wreszcie zrozumieć, że to co czuje do jego matki to najprawdziwsza miłość. Ona nie jest gotowa na takie wyznania. Jest nimi zaskoczona. Nie może odwzajemnić się Markowi tym samym, chociaż on bardzo tego pragnie. Będzie musiał niestety uzbroić się w cierpliwość. Bardzo Ci dziękuję za przemiły komentarz i przesyłam buziaki. :) |
Marcysia (gość) 2013.09.26 18:40 |
Małgosiu, wiesz, co sobie myślę? Że pięknie byłoby, gdyby Marek towarzyszył Uli przy porodzie i może żeby w takiej chwili coś ją tknęło... A może będziemy czekać do ostatniej części? Nie wiem, nie potrafię Cię rozgryźć :) |
MalgorzataSz1 2013.09.26 19:05 |
Marcysiu Aż zachichotałam. Kto wie, może Twoja wersja wydarzeń się spełni? A może uszczęśliwię ich jeszcze bardziej? To chyba największy mój słodziak jaki kiedykolwiek napisałam. Samej robi mi się mdło od tej słodyczy, ale koncepcji już nie zmienię, bo opowiadanie jest napisane do końca. Jedno jest pewne, że oni będą obrzydliwie, nieprzyzwoicie szczęśliwi a także to, że sprawiedliwości stanie się zadość. Buziole. :) |
Marcysia (gość) 2013.09.26 19:06 |
Małgosiu, ja jestem "za" cukierkową koncepcją. Niech będą szczęśliwi, nawet obrzydliwie! :) |
MalgorzataSz1 2013.09.26 19:52 |
Marcysiu Cieszę się, że przynajmniej Ty tak pozytywnie odbierasz tą historię, bo niektórych od czytania zęby bolą. Ha, ha, ha. |
lectrice (gość) 2013.09.26 20:36 |
Triche to uczucie pojawia sie za szybko, nie przygotowalas czytelnika na wyznanie Marka ale moze i o to chodzi by zaskoczyc nie tylko Ule ale i nas. Czekam na cd |
MalgorzataSz1 2013.09.26 20:52 |
Lectrice To opowiadanie ma tylko dziesięć rozdziałów i nie mogłam czekać z tym wyznaniem do ostatniego, bo w ostatnim przygotowałam coś, co zakończy szczęśliwie całą historię. Wydawało mi się, że zaangażowanie Marka w pomoc Uli będzie na tyle podejrzanie gorliwe, że łatwo domyślicie się, iż w niedługim czasie on jej wyzna miłość. Poza tym lubię zamykać sprawy, które poruszam w opowiadaniu. Jedną z nich jest sprawa Cieplaka. Sprawiedliwość musi być. Szczerze powiedziawszy bardzo lubię zaskakiwać, ale nie często mi się to udaje. Cieszę się, że w Twoim przypadku tak właśnie było. Dziękuję, że zajrzałaś i zostawiłaś komentarz. Pozdrawiam. :) |
kawi ;) (gość) 2013.09.27 14:02 |
Bardzo fajna notka. Ula w końcu zmieniła swój wygląd. Wiedziałam, że w tej części Marek zrozumie co czuje do Uli. Liczę na to, że ona go kocha równie mocno. Serdecznie pozdrawiam ;) kawi :) |
MalgorzataSz1 2013.09.27 14:43 |
Kawi Jeszcze nie kocha. Jeszcze jest mocno zagubiona i nie potrafi jednoznacznie określić swoich uczuć. Bez wątpienia Marek jest dla niej bardzo ważny, ale to, czy go kocha uświadomi sobie w siódmym rozdziale. Dzięki za wizytę i komentarz. Pozdrawiam. :) |
Natalia (gość) 2013.09.28 14:06 |
Szkoda, że takie rzeczy tylko w Twoim opowiadaniu :) Będę monotematyczna, jak zwykle super. Nie potrafię w inny sposób określić Twojej twórczości. Czekam na więcej. Buźka! |
Marcysia (gość) 2013.09.28 14:48 |
Małgosiu, u mnie kolejna część opowiadania. Pozdrawiam! :) |
MalgorzataSz1 2013.09.28 14:55 |
Natalia Naprawdę doceniam to, że tu zaglądasz i że czytasz a także to, że zostawiasz komentarz. Ciekawi mnie jednak, czy u Ciebie coś wkrótce się pojawi. Mam nadzieję, że tak. Ja czekam na to niecierpliwie. Serdecznie pozdrawiam. :) |
Abstrakt (gość) 2013.09.28 21:27 |
Witaj Małgosiu :-) dawno nie komentowałam Twojego opowiadania. Przyznam, że czekałam na rozwój wypadków, czekałam na moment kiedy Ula "ogarnie" sytuację w jakiej się znalazła. Przyznam, że jej ojciec to dziwny twór, z sumie nie chodzi tu o zasady, po prostu to człowiek bez serca.... Czytałam o Marku i Sebie, o ich relacji z Ulą, o tym jak miło może być. Szkoda, że dziś, realnie oceniając życie, brakuje takich ludzi i takich gestów, czy splotów zdarzeń. Tych pozytywnych. Nie mówię, że ich nie ma, pewnie są, jednak takich ludzi jest niewiele. A już szczególnie gdy w tle są pieniądze, duże pieniądze. Czytam to opowiadanie z dużą frajdą, uśmiecham się i czekam na to co się może wydarzyć. A wydarzać się już zaczęło, szczególnie pomiędzy Ula i Markiem. Marek odkrywa karty. Fajne to takie, wiesz? I niby wychodzi mu to z klasą to odbieram to jak takie małe nieporadne kroczki. Fajnie, naprawdę fajnie. Czekam na ciąg dalszy, tym bardziej, że atmosfera się zagęszcza, Marek kocha, Ula jest szczęśliwa bo czuje maleństwo, zaraz pewnie ono się narodzi. Oj, będzie pięknie :-) Pozdrawiam Cię Małgosiu :-) |
MalgorzataSz1 2013.09.28 23:04 |
Abstrakt Faktycznie jakoś dawno Cię nie było, a ja nie informowałam o nowych notkach, bo przecież dobrze wiesz, że publikuję w czwartki i w niedziele. Już pisałam gdzieś wyżej, że to opowiadanie to obrzydliwy słodziak, od którego mnie samą zaczynają boleć zęby. Pojechałam po bandzie, nie ma co. To, co tu wypisuję to tylko pobożne życzenia, by było więcej tak uczynnych i życzliwych ludzi jak Marek. Osobiście wątpię, żeby tacy się gdzieś ulęgli. To nie są dobre czasy dla takich postaw a powinny być, bo przyszło nam żyć w trudnej rzeczywistości i dla sporej grupy ludzi bardzo biednej. Ojciec Cieplak wykaże się w tym opowiadaniu zwykłym prostactwem i chamstwem. Wprawdzie na samym końcu zmięknie mu rura jak to mówią, ale będzie już za późno na krokodyle łzy. Jeszcze trochę podzieje się w tej historii, również złego. Początek nowej części, która już jutro, będzie kontynuacją tej rozmowy a raczej wyznania Marka. Ula nadal będzie niedowiarkiem ale to nie potrwa długo. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Czekałam na niego. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz