Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"UPADKI I WZLOTY" - rozdział 7

 

03 październik 2013
ROZDZIAŁ 7


Usiedli przy zastawionej smakołykami ławie. Mała przylgnęła do Uli i nie mogła się od niej odkleić. Przytulała się mocno ściskając ją za szyję i co chwilę całując jej wilgotne policzki. Marek patrząc na nie sam się wzruszył. Teraz zrozumiał jak bardzo dramatyczne musiało być dla nich opuszczenie przez Ulę domu. Była dla nich jak matka. Czuła i opiekuńcza.
- Ulcia musisz tutaj mieszkać? Nie możesz wrócić do domu? Nie ma mi kto czytać bajek. Jasiek czasami czyta, ale on ma lekcje do odrobienia i nie zawsze czas. – Przytuliła ją mocno do siebie.
- Nawet nie wiesz myszko jak bardzo bym chciała wrócić, ale tata nigdy się na to nie zgodzi.
- On jest niedobry. Krzyczał na mnie jak pytałam o ciebie i wyganiał do pokoju. – Pogładziła jej kasztanowe, długie włosy.
- Nie sprzeciwiaj mu się. Od teraz będziemy się widywać częściej, ale to będzie nasza tajemnica, o której on nie może się dowiedzieć.
- Wiem i na pewno mu nic nie powiem. O prezentach od ciebie też nie wygadałam. Umiem trzymać język za zębami.
Podczas tej wizyty Marek mógł wyrobić sobie własne zdanie o Józefie Cieplaku. Z ich opowieści wyłaniał się człowiek, który bez wątpienia ożenił się kiedyś z wielkiej miłości. Śmierć żony spowodowała, że nie potrafił przelać tej miłości na własne dzieci, bo strata była zbyt wielka. Nie był chyba do końca złym człowiekiem, ale też nie do końca dobrym. Dobry ojciec nie obwinia dziecka o śmierć swojej żony. Nie wyrzuca ciężarnej córki z domu tylko dlatego, że popełniła błąd i nie traktuje syna jak opiekunki do dziecka, bo sam nie ma serca, żeby się nim zająć. Te dzieci musiały szybko dorosnąć a przynajmniej Ula i Jasiek, bo zbyt wiele obowiązków na nich zrzucił. Obowiązków, które były jego powinnością jako rodzica. Doprowadził do separacji rodzeństwa, choć musiał mieć świadomość jak wiele Ula dla nich znaczy i że traktują ją jak matkę.
- Dlaczego masz taki wielki brzuch? – Doszedł do niego głos Betti i wyrwał z zamyślenia. – Jesteś chora?
- Nie kochanie. Nie jestem chora. Będę miała dziecko. Małą córeczkę.
Beatka przytuliła policzek do jej brzucha.
- Zostanę ciocią?
- Na to wygląda – odpowiedziała Ula łagodnie.
- A kiedy?
- Już niedługo. W połowie maja. Będzie miała na imię Basia, bo dużo zawdzięczam jednej Basi. – Spojrzała na Marka. On też po raz pierwszy usłyszał, że tak postanowiła nazwać maleństwo. Od razu się zorientował, że mówi o Barbarze Olszańskiej. – No ale dość o mnie. Może zjecie trochę ciasta. Przygotowałam też pyszny obiad.
- Coś zjemy Ula, – odezwał się Jasiek – ale nie za wiele. Ojciec nie byłby zadowolony, gdybyśmy wrócili i nie chcieli zjeść tego, co przygotował. Sama wiesz jak zrzędzi w momentach, kiedy odmawiamy zjedzenia obiadu. Nie chcę, żeby coś podejrzewał.
- Masz rację. Mam jeszcze jedną dobrą wiadomość. Kupiłam ci telefon Jasiu. Już nie będziesz musiał się kryć przed ojcem. Wprowadziłam ci mój numer i Marka. Wystarczy, że wyjdziesz na zewnątrz i będziesz mógł bezpiecznie zadzwonić.
- Dzięki siostra. I tak muszę go przed nim ukryć. Gdyby go znalazł zaraz zaczął by się dopytywać skąd wziąłem na niego pieniądze.
- Możemy się umówić, że będę do ciebie dzwonić w poniedziałki i czwartki o godzinie osiemnastej.

Nie mogła się nacieszyć ich obecnością. Była taka wdzięczna Markowi, że chciało mu się jechać do Rysiowa i ich tu przywieźć. O czternastej zaczęli się zbierać. Ula wcisnęła Jaśkowi trochę pieniędzy.
- Ukryj je dobrze. To na zachcianki Betti i na twoje wydatki. Kup też czasem znicz i zapal mamie. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy. Zbliża się wiosna i chciałabym wam kupić trochę odzieży. Pewnie nie macie w czym chodzić. Jakoś wytłumaczysz ojcu gdyby pytał.
- Dzięki Ulka – przytulił się do niej. – Uważaj na siebie.
Znowu wracali z Markiem. Gdy zatrzymał się na znajomym przystanku odwrócił się do nich i powiedział.
- Pamiętajcie, żeby zachować dyskrecję. Ula nie chce, żeby tata wiedział o niej cokolwiek. Tu masz Jasiu kilka setek. Kup sobie spodnie i jakąś bluzę. Dla Betti też. Może trochę rajstop dla niej i skarpet dla ciebie. Ojcu powiedz, że dorobiłeś na czarno, wtedy nie będzie się czepiał. Nawet podejrzewam, że może być zadowolony, bo zaoszczędzi na wydatkach na was.
- Marek, ale Ulka dała mi pieniądze. To naprawdę miło z twojej strony. Jednak to, co mi dała z pewnością wystarczy.
- Weź. Nie wiadomo kiedy znów będziecie mogli się wyrwać a pieniądze się przydadzą. Przecież i tak nie wydasz ich od razu.
Młody Cieplak podziękował mu ze łzami w oczach.
- Ulka nie przesadziła mówiąc, że jesteś najlepszym człowiekiem na świecie. Dziękuję bardzo.
- Nie ma za co – uśmiechnął się – a teraz zmykajcie. Nie chcę żebyście mieli kłopoty. – Pomógł wysiąść Beatce a ona objęła go za szyję wyciskając mu na policzku słodkiego buziaka.
- Bardzo cię lubię, bo jesteś dobry.
Postał jeszcze chwilę patrząc jak oddalają się w kierunku domu. Było mu ich naprawdę żal i żal mu było Uli. Westchnął i zasiadł za kółkiem. Postanowił wrócić na Raszyńską. Może uda mu się wyciągnąć Ulę na spacer. Nie było zbyt ciepło, ale nie padało. Ona powinna się trochę dotlenić. Dobrze zrobi to jej i dziecku. Nie powinna spędzać czasu wyłącznie przy komputerze.

Zdziwiła się widząc go dzisiaj po raz drugi. Stał przed drzwiami jakiś niepewny.
- Mogę wejść? – Spytał. Otworzyła szerzej drzwi.
- Oczywiście. Dojechaliście bez problemów?
- Najmniejszych. Ula… przyjechałem, bo nie mam za bardzo co ze sobą zrobić. W domu nie chcę siedzieć sam. Chciałem cię wyciągnąć na spacer. Pojechalibyśmy do parku i może trochę pooddychalibyśmy świeżym powietrzem? Przyda nam się trochę ruchu. – Jej twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
- Dokładnie przed chwilą pomyślałam o tym samym. Zaraz się ubiorę i możemy jechać. – Ucieszył się. Pomógł jej z płaszczem i już po chwili wsiadali do samochodu.
Park o tej porze roku nie przedstawiał się ciekawie. Drzewa nadal świeciły gałęziami pozbawionymi liści. Mimo to cieszył się, że nie oponowała przed tym wyjściem. Szła wolno obok niego a on tak bardzo zapragnął objąć ją ramieniem i przytulić do swego boku. Nie odważył się jednak. Bał się jej reakcji. Ze zdziwieniem poczuł jej dłoń wsuwającą się pod jego ramię. Spojrzał na nią, ale ona tylko uśmiechnęła się wdzięcznie i nie powiedziała nic. Był szczęśliwy i było mu tak dobrze. Może ona jednak powoli próbuje oswajać się z jego obecnością przy niej? Dałby wszystko, żeby tak było.
- Dobrze iść tak z tobą – wyszeptała. – Tu jest bardzo spokojnie i cicho. Chyba potrzebowałam tego spaceru. Za dużo ślęczę nad książkami i komputerem. Taki oddech jest potrzebny, żeby nie zwariować.
- Już niedługo Ula. Czas biegnie jak szalony. Ani się obejrzysz i będziesz miała swoją pociechę przy sobie. Potem obronisz się śpiewająco. O rodzeństwo możesz być już spokojna. Zadbamy o nie a ja będę ich przywoził jak tylko będę mógł najczęściej. Wszystko zaczyna się układać. Zobaczysz, że i twoje życie mocno przyhamuje a ty będziesz się już tylko martwić, żeby dziecko chowało się szczęśliwie i zdrowo.
Pod wpływem jego słów zaszkliły się jej oczy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że gdyby nie spotkała go na swojej drodze nigdy nie dokonałaby tego wszystkiego. On zawsze był. Niezwykle dobry, życzliwy i pomocny. Bartek nigdy nie zdobyłby się na takie poświęcenie. Był egoistą nie zważającym na jej potrzeby. Dla niej dobry był tylko wtedy, gdy potrzebował pieniędzy lub seksu. Potrafił wtedy zabiegać i pięknie gadać. Potrafił mamić obietnicami, których nigdy miał nie spełnić. Z perspektywy czasu dziwiła się sama sobie jak mogła obdarzyć tak silnym uczuciem takiego łotra. Przecież zawsze była rozsądna, a w tym aspekcie swojego życia jej rozsądek zawiódł na całej linii. Ojciec miał rację. Była naiwna, bo wierzyła w te bajki Bartka.
Podniosła głowę i spojrzała na profil Marka. Był taki poważny i skupiony. Zmarszczył czoło jakby myślał nad czymś intensywnie. Wysunęła swoją dłoń spod jego ręki, którą położyła sobie na ramionach przytulając się do niego i obejmując go w pół. Zaskoczony spojrzał na nią.
- Dobrze mi z tobą – wyszeptała. – Najlepiej.
Uszczęśliwiony spojrzał w jej dwa chabry. Przytuliwszy ją mocniej odetchnął głęboko i powiódł wzdłuż parkowej alejki.

W niedzielny poranek obudził się z uśmiechem na ustach. Był niewyobrażalnie szczęśliwy. Wczorajszy dzień był cudowny. Wreszcie przełamała się w stosunku do niego. Ewidentnie zmniejszyła dystans. Kiedy żegnał się z nią wczoraj późnym wieczorem pozwoliła mu na pocałunek. To było zaledwie muśnięcie ust, ale jakże dla niego ważne. Po nim przytulił ją jeszcze i ucałował jej czoło szepcząc, że dzięki niej jest szczęśliwy. Od tych myśli oderwał go dźwięk telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i odebrał natychmiast.
- Cześć Seba. Co słychać? – Usłyszał w słuchawce śmiech przyjaciela i jego słowa.
- To ja chciałem się dowiedzieć, co u ciebie? Może wybralibyśmy się na jakieś piwko?
- Nie mam za bardzo ochoty wychodzić, ale piwo mam w domu. Ula dała mi też obiad na dzisiaj. Jest tego tyle, że dla dwóch wystarczy. Może przyjedziesz? Posiedzimy, pogadamy. Trochę się wydarzyło ostatnio a ty nie jesteś na bieżąco. Jeśli chcesz, to możesz przyjechać nawet teraz.
- No dobra. Będę się zbierał w takim razie. Zjawię się za godzinę.
Wziął szybki prysznic i ubrał się w niekrępujący strój. Nastawił express i pokroił ciasto, które wczoraj wcisnęła mu Ula. Nie mogła dać go dzieciakom, bo ojciec z pewnością by spytał skąd je mają. Po niespełna godzinie już witał się z Sebastianem.
- Nie zmarzłeś? Chyba chłodno i wietrznie dzisiaj.
- To prawda, ale przecież przyjechałem taksówką. – Spojrzał na stół i uśmiechnął się. – Ulka znowu piekła? Uwielbiam jej ciasto.
- Siadaj i wcinaj. Zaraz zrobię kawę i podam szklanki do piwa.
- Byłeś u niej wczoraj?
- Byłem Seba. Dużo się wydarzyło. Wiesz, że kiedyś spotkała na mieście swojego brata, bo ci mówiłem. Wczoraj pojechałem do Rysiowa i przywiozłem go wraz siostrą Uli. Betti to fajny dzieciak i bardzo do Uli podobna. Mała zadawała mnóstwo pytań. Dzięki nim dowiedziałem się, że Ula chce swoją córkę nazwać imieniem twojej babci.
- Serio? – Olszański wyglądał na zaskoczonego. – Dlaczego?
- Bo uważa, że dzięki tobie i niej ma gdzie mieszkać i jest pewna, że gdyby starsza pani żyła na pewno polubiłyby się. Będziesz wujkiem małej Basi.
- To naprawdę miły gest z jej strony. Nie spodziewałem się…
- Poza tym jest jeszcze jedna rzecz, o której chcę ci powiedzieć. – Marek zamilkł na chwilę obracając szklankę z piwem w dłoniach. – Kocham ją. Bardzo. I powiedziałem jej o tym.
Olszański popatrzył na niego uważnie po czym rzekł.
- A wiesz, że ja nie jestem zdziwiony. Podejrzewałem, że wcześniej czy później to nastąpi. Gdybyś ty się nie zakochał to pewnie ja bym to zrobił. To wspaniała dziewczyna. Rzadko można spotkać kogoś takiego. Mądra, zdolna i piękna. Prawdziwy unikat. Ona czuje to samo?
- No chyba nie…, - odpowiedział niepewnie – chociaż wczorajszy dzień był dla mnie bardzo szczęśliwy. Nie pośpieszam jej i nie naciskam na nią. Nie chcę jej wystraszyć i zrazić do siebie. Tu nie wskazany jest pośpiech. Myślę, że ona nadal kocha tego Bartka i nie może o nim zapomnieć. Również dlatego, że przecież będzie miała z nim dziecko. A jednak wczorajszy dzień dał mi nadzieję.
- No dobrze. Wiesz, że zawsze jestem po twojej stronie i będę trzymał za was kciuki. Tylko co będzie jak ona urodzi to dziecko i załóżmy, że będziecie razem. Zaadoptujesz je?
- No pewnie! Chyba nie sądzisz, że mógłbym postąpić inaczej. Kocham ją i kocham to dziecko. Byłem kiedyś z nią na USG i widziałem je. Nawet nie masz pojęcia ile emocji wzbudził we mnie widok na monitorze. To było coś wspaniałego. Poczułem się wtedy tak jakbym to ja był ojcem tego maleństwa. Ledwie powstrzymałem łzy, tak wzruszył mnie ten obrazek.
Długo rozmawiali jeszcze. Dopiero o dziewiątej wieczorem Sebastian pożegnał się z przyjacielem i pojechał do domu. Po jego wyjściu Marek złapał za telefon i zadzwonił do Uli.
- Nie śpisz jeszcze? – Zapytał.
- Nie… Trochę przeglądałam notatki a trochę myślałam. O nas…
Przełknął nerwowo ślinę. Bał się tego, co od niej usłyszy.
- I co…? – Wykrztusił z wahaniem.
- Chyba chcę z tobą być… Nawet bardzo chcę z tobą być, ale mam też ogromne wyrzuty sumienia, bo nie mogę obarczać cię opieką nad moim dzieckiem. To byłoby nie w porządku. Nie zasługujesz na taki balast. Ja jestem sama sobie winna tej sytuacji i to wyłącznie ja powinnam ponieść jej konsekwencje a nie ktoś, kto jest dla mnie bardzo ważny. Najważniejszy. Jest wiele samotnych matek, ja będę tylko kolejną.
- Nie mów tak Ula. Ja bardzo cię kocham i kocham to maleństwo, które się urodzi. Pokochałem je już tam w gabinecie, gdy patrzyłem na monitor. Nie będziesz samotną matką i niepotrzebnie masz wyrzuty sumienia. Pozwól mi tylko przy was być i kochać was. Ja tego właśnie pragnę najbardziej na świecie. - Usłyszał jej szloch. Nie mogła już wykrztusić słowa, bo zanosiła się płaczem. – Ula… Ula… Proszę cię nie płacz. Nie mogę tego znieść. Chciałbym teraz być obok i przytulić cię mocno. Najmocniej. - Te słowa wywołały następny atak płaczu. Był rozdarty. Nie potrafił jej uspokoić. – Ula, proszę cię uspokój się. Nie płacz. Zaraz u ciebie będę.
Rozłączył się. Porwał klucze od samochodu, dokumenty i kurtkę. Szybko zjechał na parter i już po chwili pędził w stronę Raszyńskiej. Tego wieczora złamał wszystkie przepisy. Gdyby dorwała go policja zapłaciłby słony mandat i zarobił mnóstwo punktów karnych. Z piskiem opon zahamował przed wejściem do kamienicy. Nacisnął klamkę. Drzwi były otwarte. Wszedł do pokoju i zobaczył ją skuloną na wersalce. Nadal płakała. Świadczyły o tym trzęsące się ramiona i plecy. Wyjął chusteczkę z kieszeni i podszedł do niej. Usiadł obok i podniósł ją do pozycji siedzącej. Wytarł jej twarz i wtulił ją w siebie.
- Kochanie, tak nie można. Nie można się tak zadręczać. Płacz nie wpływa dobrze na to maleństwo, bo ono odczuwa to samo co ty.
Kołysał ją w swoich ramionach a ona powoli uspokajała się. W końcu ucichła zupełnie i zdawała się zasypiać. Siedzieli tak przytuleni w ciszy, gdy nagle usłyszał coś, co sprawiło, że jego serce dostało skrzydeł.
- Kocham cię Marek – powiedziała sennie. – Bardzo cię kocham.
Uszczęśliwiony przytulił usta do jej skroni.
- I ja cię kocham maleńka – szepnął wzruszony. - Obie was kocham. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Usnęła. Położył ją na wersalce i okrył kocem. Sam usadowił się wygodnie na jednym z foteli wyciągając nogi na drugim. Nie chciał jej samej zostawiać. Musiał tu być na wypadek, gdyby się obudziła i znowu zaczęła płakać.

Ocknęła się na długo przed budzikiem. Przetarła oczy i ze zdumieniem zobaczyła śpiącego na fotelu Marka. Ten widok rozczulił ją. Kolejny raz nie zawiódł. Znowu był przy niej jak zawsze. Martwił się i przyjechał. Nie zostawił jej samej. Wstała i z czułością pogładziła jego włosy. – Wygląda tak słodko kiedy śpi – pomyślała.
Pod wpływem jej dotyku poruszył się i otworzył oczy. Spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Jak się czujesz? – Odwzajemniła uśmiech.
- Już dobrze. Dzięki tobie. Jesteś lekiem na całe zło. Zrobię nam kawy. Jest jeszcze bardzo wcześnie. Dopiero szósta.
- To dobrze – wygramolił się z fotela. – Wypijemy kawę i podjedziemy jeszcze do mnie. Nie mogę tak pójść do biura. Muszę się przebrać. – Wstał i ruszył w kierunku łazienki.
- Marek… - usłyszał jej głos i odwrócił się. – Dziękuję, że przyjechałeś. – Podszedł do niej i czule pocałował jej usta.
- Nie mogłem nie przyjechać. Nie mogłem pozwolić ci dłużej płakać.

Marcysia (gość) 2013.10.03 16:06
Małgosiu,
bardzo wzruszająca ta notka. Piękny czas spędzony z rodzeństwem wlał w Ulę naprawdę dużo szcześcia. Miała najbliższych znów przy sobie. Ten fragment pokazał, jak bardzo dojrzałe jest rodzeństwo Cieplaków. Najbardziej jednak wzruszyły mnie słowa Beatki skierowane do Marka. "Bardzo cię lubię, bo jesteś dobry". Fantastyczne słowa dziecka :)
Ta notka, tak jak czułam, jest przełomem w relacjach Uli i Marka. Cieplakówna już wie, że go kocha. Przyznaje się do tego, a Marek, nie czekając długo, zjawia się u niej, aby ją pocieszyć i ponownie zapewnić o swoim uczuciu. Czy może być cokolwiek piękniejszego? Nie sądzę.
Cieszę się też z postawy Seby. W niczym nie przypomina tego Olszańskiego z serialu. Wpływy babci Basi? :)

Pozdrawiam Cię serdecznie! :))
MalgorzataSz1 2013.10.03 16:33
Marcysiu

Taki miałam zamiar trochę Was powzruszać. Nie mogłam już zwlekać i musiałam doprowadzić do spotkania rodzeństwa. Musiał też nastąpić przełom w relacjach Uli z Markiem. Pozostały jeszcze trzy rozdziały do końca opowiadania i stopniowo będę zamykać w nich wszystkie sprawy a przede wszystkim sprawę Cieplaka. Trochę się jeszcze złego wydarzy a właściwie wydarzy się jedna rzecz, która zadecyduje o podjęciu jakiś kroków w sprawie Józefa.
Bardzo się cieszę, że pamiętałaś i że zajrzałaś. Bardzo dziękuję za wpis i niecierpliwie wyglądam notki u Ciebie.
Serdecznie pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2013.10.03 21:09
Ciekawe jak mozna nie kochac dziecka ktore sie mialo z ukochana osoba.
Cieplak bardzo kochal zone ale nie moze przemoc sie by zaakceptowac corke , ktora mu te zone "odebrala".
Cieplak swoim postepowaniem przekresla szczesliwe lata przezyte z zona. Jesli ona na niego patrzy z gory i widzi co on robi z jej coreczka ..
Zazwyczaj tesknota po stracie ukochanej osoby jest nieukojona, czesto marzy sie o tym by kiedys, po smierci, sie z to osoba spotkac i znow byc razem.
Cieplak nawet nie ma co liczyc na szczesliwe spotkanie ze zmarla zona w zaswiatach bo tego co on robi z dziecmi sie nie wybacza.
MalgorzataSz1 2013.10.03 22:03
Lectrice

Bardzo słuszne spostrzeżenia. Jednak Cieplak od śmierci żony bardzo się zmienił. Nie potrafi pokochać Betti, bo to w niej widzi główną przyczynę śmierci małżonki. Poza tym za chwilę wyjdzie coś, co wprawi w zdumienie i szok rodzeństwo, któremu do głowy nie przyszłyby pewne działania a raczej poczynania ich ojca.
Może wtedy będzie bardziej zrozumiałe i jasne, dlaczego był taki niedobry w stosunku do swoich dzieci.
Bardzo się cieszę, że śledzisz kolejne rozdziały i komentujesz.
Równie serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję. :)
Natalia (gość) 2013.10.04 23:13
Poryczalam sie przez Ciebie, Goska! Tak noe mozna no! Super, kocham Cie.
MalgorzataSz1 2013.10.05 11:29
Natalio

Aż wierzyć się nie chce. Ty, człowiek z kamienia popłakałaś się? Uważam to za mój osobisty sukces!
Dziękuję i serdecznie Cię pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz