Łączna liczba wyświetleń

15385061

wtorek, 6 października 2015

"W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM" - rozdział 5

14 marzec 2013
ROZDZIAŁ 5


Sztokholm Lotnisko Arlanda

Sztokholmskie lotnisko było ogromne. Kiedy znalazła się na nim poczuła się zagubiona. Bezradnie rozejrzała się po hali przylotów wypatrując Mani. Jest! Wreszcie ją dojrzała i energicznie pomachała do niej ręką. Po chwili już tonęła w ramionach przyjaciółki.
- Tak się cieszę Ulka, tak się cieszę. Nareszcie cię tu mam. Daj jedną z tych walizek i chodźmy. Zaparkowałam niedaleko.
Przeszły na parking i podeszły do srebrnego Saaba. Ula popatrzyła z podziwem.
- Niezłym samochodem jeździsz kochana. Prawdziwe cacko.
- No niezły, niezły. Ja jestem bardzo z niego zadowolona. Wsiadaj. Jeszcze niespełna godzinka jazdy przed nami. Jesteśmy w Arlanda a do Sztokholmu jest około czterdziestu dwóch kilometrów. Nie jesteś głodna? Może po drodze zatrzymamy się na jakiś posiłek?
- Głodna nie jestem, ale chętnie napiłabym się kawy.
- W takim razie zatrzymamy się na kawę. – Marysia wyprowadziła z parkingu samochód i ruszyła w drogę. Ula chłonęła widoki za oknem. Wszystko tu było takie inne niż w Polsce. Zadbane drogi i domy, sporo zieleni i ładne widoki. Poczuła się szczęśliwa, bo być może tu wreszcie odzyska spokój i dojdzie do równowagi. Marysia uśmiechnęła się widząc zachwycone spojrzenie Uli.
- Zobaczysz Ulka jak będzie fajnie. W następną sobotę wybierzemy się do moich rodziców. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyli, gdy powiedziałam im, że przyjeżdżasz. Pamiętają cię doskonale oboje i już nie mogą się ciebie doczekać.
- I ja jestem bardzo ich ciekawa. Pamiętasz, jak twoja mama ciągle napychała nam żołądki kromkami chleba z własnoręcznie robionym dżemem truskawkowym? Był pyszny a jego smak pamiętam do dzisiaj.
Marysia roześmiała się.
- Pamiętam i powiem więcej, ta jej miłość do przetworów nadal trwa i co roku uszczęśliwia mnie słoikami pełnymi dżemów, kompotów i konfitur. Nie dopuści, byś miała ich nie spróbować.
- Na pewno spróbuję. To będzie Marysiu jak powrót do dziecięcych lat. Czyż to nie wspaniałe?


Weszła na salę i oczami poszukała swojego brata. Podeszła do niego i poprosiła o chwilę rozmowy. Wyszli na zewnątrz i spacerkiem poszli w przeciwnym kierunku niż położona z lewej strony altana. Podejrzewała, że Marek nadal w niej siedzi. Kiedy oddalili się już od budynku Alex spytał.
- I co? Rozmawiałaś z nim?
- Rozmawiałam. Nawet nie wiesz ile okropnych rzeczy musiałam wysłuchać. Ten ślub to w jakimś sensie odwet. Powiedział, że czas na rewanż za te wszystkie lata, przez które niby zatruwałam mu życie. Wypomniał mi śledzenie go przez detektywów, Violettę i inne rzeczy. Alex, on wiedział o wszystkim. Powiedział, że nigdy mnie nie kochał i ożenił się ze mną tylko dlatego, że zmusili go Dobrzańscy grożąc, że go wydziedziczą, choć ponoć mówił im niedawno, że nie chce tego ślubu, bo mnie nie kocha. Ale to nie jest najgorsze.
- Nie? – Pokręciła głową a w oczach zamigotały jej łzy.
- Nie Alex. Najgorsze jest to, że powiedział mi, że nie będzie ani nocy poślubnej, ani podróży poślubnej. Nie będzie żadnych czułości, bo on czuje do mnie wstręt i nie tknie mnie już nigdy więcej. Nie będzie żadnych dzieci. Zabezpieczył się ze wszystkich stron. Nawet przed ewentualnym pozbawieniem go życia z mojej strony. Mam związane ręce Alex i już jestem nieszczęśliwa. Osaczył mnie. Powiedział, że przeze mnie nie może być z kobietą, którą kocha nad życie i skoro on nie może być szczęśliwy to ja też nie będę. Powinno mi wystarczyć to, co już dał mi do tej pory, czyli jego nazwisko, bo tylko o nie mi chodziło i o ten ślub. To straszne Alex. Jak ja będę teraz żyć? Mam udawać przez całe życie, że jestem szczęśliwą mężatką?
- To nie udawaj. Od jutra zaczniesz starać się o rozwód. Pomogę ci.
- To nic nie da. On powiedział, że nigdy w życiu nie podpisze papierów rozwodowych. Powiedział, że to wszystko jest skutkiem knucia, intrygowania, inwigilacji, zazdrości i ciągłej podejrzliwości i jestem sama sobie winna, że stałam się ofiarą swoich własnych działań.
- No cóż… Chyba ma trochę racji. A mówiłem ci żebyś dała sobie z nim spokój? Nie jest ciebie wart. To zwykły nieudacznik. Nie chciałaś mnie słuchać. Za wszelką cenę chciałaś za niego wyjść i mieć wielkie wesele z pompą. To się teraz mści i szczerze ci powiem, że ja nie widzę z tego wyjścia. Na swój sposób jest cwany i przewidział chyba wszystkie ewentualności. Zabezpieczył się przed nimi. Z jego myśleniem jak widać, nie jest tak źle. Nie chciałbym być teraz w twojej skórze Paulina. Rozwodu ci nie da. Nawet jak znajdziesz kogoś, kogo obdarzysz uczuciem, on nie pozwoli, byś była szczęśliwa. Sama doprowadziłaś do takiej sytuacji i tu muszę się niestety z nim zgodzić. Wiesz, co to za kobieta, o której mówił?
- Pojęcia nie mam. Nawet do głowy mi nie przyszło, że on może kogoś pokochać. – Alex smętnie pokiwał głową.
- To jeszcze gorzej. On czuje się dotkliwie zraniony. Skoro to miłość jego życia jak twierdzi, to na pewno bardzo tęskni za nią. Wiem o czym mówię Paulina. I ja tęsknię za Julią, choć wiem, że nie będziemy ze sobą nigdy, bo nigdy jej nie wybaczę tego, co zrobiła. On zniszczył mi życie. Ty teraz zniszczyłaś je jemu. Powinienem się chyba poczuć szczęśliwy, bo w jakiś sposób wyrównałaś rachunki. Jednak zamiast szczęścia bardziej odczuwam niepokój i martwię się, co on za los zgotuje tobie.

Nad ranem goście zaczęli się rozjeżdżać. Marek wsadził swoją żonę do samochodu i ruszył do ich wspólnego domu. Pierwsze co zrobił po wejściu do niego, to ściągnął obrączkę i ukrył ją w jakimś pudełku. Potem wziął szybki prysznic i przebrany w piżamę ułożył się na kanapie. Od dziś będzie wiódł życie mnicha. Nie będzie chodził do klubów i nie będzie wykorzystywał już kobiet. Od dziś będzie wierny Uli. Musi wszystko dobrze przemyśleć i ułożyć sobie jakiś plan. Plan, który pomoże mu do niej dotrzeć i porozmawiać z nią. Postanowił, że pojedzie jutro do Rysiowa i spróbuje ją przekonać do rozmowy. Powinien też zadbać o swoje wygody. Nie może przez całe życie sypiać na kanapie. Dom jest duży a piętro w ogóle nie wykorzystane. Pomyśli o urządzeniu go. Musi wszystko zorganizować tak, by nie wchodzili sobie z Pauliną w drogę. Jednak najpierw Ula. Ona jest najważniejsza. Ma tydzień urlopu więc powinien ze wszystkim się uporać.

Wczesnym rankiem zerwał się z łóżka i po porannej toalecie szybko wyszedł z domu. Po drodze zahaczył o jakiś bar, w którym zjadł śniadanie. Potem obrał kierunek na Rysiów. Zaparkował pod bramą i niepewnie wszedł na podwórko. Nie miał pojęcia, czy Ula opowiedziała ojcu o całej sytuacji. Miał nadzieję, że jednak nie. Nie była osobą zbyt wylewną i raczej nie zwierzała się rodzinie ze swoich sercowych dylematów. Zapukał cicho do drzwi. Otworzyły się po chwili i ukazał się w nich Józef Cieplak. Zdumiony spojrzał na swego gościa.
- Pan Dobrzański? Co pana do nas sprowadza? Ula chyba załatwiła wszystko jak należy, kiedy odchodziła z firmy?
- Tak. Wszystko jest w najlepszym porządku. Ja przyjechałem, bo bardzo mi zależy na rozmowie z nią.
- No to spóźnił się pan, bo Uli nie ma.
- To może mógłbym na nią zaczekać? Mam dużo czasu.
- Nie… Pan nie rozumie. Ula wyjechała za granicę i nie wiem kiedy wróci i czy w ogóle. Przyjaciółka zaprosiła ją na kilka tygodni do siebie i jak uda jej się znaleźć pracę, to tam zostanie.
- Tam? To znaczy gdzie?
- Tego nie mogę panu powiedzieć. Zabroniła mi mówić komukolwiek o miejscu swojego pobytu, choć sam nie rozumiem dlaczego? Ale skoro ona sobie nie życzy, to ja obiecałem jej, że nikomu nie powiem.
- Rozumiem panie Józefie. W takim razie nie będę zabierał panu więcej czasu.
- Może niech pan spróbuje do niej zadzwonić. Ma pan chyba numer?
- Mam i próbowałem, ale nie odbiera i nawet wyłączona jest poczta głosowa. Szkoda. No będę się zbierał. Do widzenia.
Kiedy wracał do Warszawy różne myśli kłębiły mu się w głowie. Jednego na pewno nie brał pod uwagę a mianowicie tego, że ona ucieknie od niego najdalej jak się da. Na tyle daleko, że nie będzie mógł jej znaleźć. Mogła być wszędzie. Spyta jeszcze Alę i Izę. Przyjaźniły się i być może one znają miejsce jej pobytu. Spojrzał na zegarek. Była dopiero jedenasta. Żeby zabić czas skręcił w stronę pawilonów meblowych. Rozejrzy się trochę i być może wybierze coś dla siebie. Zaparkował niedaleko wejścia i ruszył na podbój świata mebli. Było tu wszystko, co tylko można sobie było wymarzyć. Najbardziej jednak interesowały go kanapy i to, żeby były wygodne. Siadał na każdej z nich i próbował ich miękkości. Wreszcie się zdecydował na duży narożnik. Nawet nie trzeba było go rozkładać, bo był na tyle szeroki, że mógł wygodnie na nim przespać noc. Szybko dogadał się ze sprzedawcą, z którym ustalił termin przywozu mebla. Zapłacił za niego i za transport. Do tego dokupił dużą komodę wraz z pojemną szafą. To wystarczyło mu do szczęścia. W pobliskim sklepie RTV nabył telewizor plazmowy. O meblach kuchennych nie pomyślał wcale. Na piętrze nie było kuchni, tylko trzy pokoje, z których nie korzystali w ogóle. Poza tym Paulina nigdy nie gotowała, więc będzie mógł korzystać z kuchni na dole. Na myśl o gotowaniu poczuł głód. Nic dziwnego. Było już dobrze po godzinie trzynastej. Załatwiwszy wszystkie formalności pojechał wprost do Baccaro. Mieli tam świetną kuchnię a on lubił dobrze zjeść. Rozsiadł się przy stoliku i zagłębił w kartę dań.
- Marek? Marek Dobrzański?
Poderwał głowę i spojrzał na stojącą naprzeciw niego kobietę. Na jego twarz wypełzł szczęśliwy uśmiech. Zerwał się z krzesła i podszedł do niej ściskając jej dłonie.
- Dobry Boże, Ilona! Wieki cię nie widziałem! Co ty tutaj robisz!? Myślałem, że nadal siedzisz w Anglii?
- Nie… Wróciłam już jakiś czas temu.
- Ale siadaj, siadaj bardzo proszę. Zjesz ze mną obiad? Przy okazji pogadamy.
- Właśnie przyszłam coś zjeść, bo zgłodniałam. Co za szczęśliwy zbieg okoliczności. Ile to już lat się nie widzieliśmy?
- Za dużo. Zdecydowanie za dużo. Zniknęłaś chyba zaraz po studiach. Ale opowiadaj, co u ciebie? Wyszłaś za mąż?
- Wyszłam. Za Michała Wolskiego. Pamiętasz go? Taki wysoki brunet z zawsze uśmiechniętą twarzą.
- Oczywiście, że pamiętam. Chyba najfajniejszy chłopak na roku. Miał dobrze poukładane w głowie. Jesteś szczęśliwa?
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Od trzech lat jestem też szczęśliwą mamusią niezłego rozrabiaki. Nie wiem po kim odziedziczył geny, bo na pewno nie po mnie ani po Michale. My byliśmy dość spokojni, a nasz synek zachowuje się tak, jakby cierpiał na ADHD. – Roześmiała się. – A ty? Zaobrączkowałeś się już?
- No niestety. Przedwczoraj.
- Niestety? Powinieneś tryskać szczęściem. Kto to, znam ją?
- Pamiętasz rodzeństwo Febo?
- No nie mów mi tylko, że ożeniłeś się z Pauliną.
- Dokładnie. Właśnie z nią. To małżeństwo wyłącznie biznesowe i zostałem do niego zmuszony. Nie kocham jej. – Na twarzy Ilony odbiło się współczucie.
- To bardzo przykre przyjacielu. Ja ich nigdy nie lubiłam. Ona zadzierała nosa, a on był taki przykry w obejściu. Omijałam ich szerokim łukiem.
- Nadal tacy są. Nie zmienili się ani trochę. Ale dość o nich. Lepiej powiedz co porabiasz tutaj w Polsce.
- Wiesz, że w Anglii pracowaliśmy oboje w firmie consultingowej? Wyspecjalizowaliśmy się w doradztwie dla firm. Dostarczamy precyzyjnych informacji na temat rynku i konkurencji. To dzięki nim klienci skutecznie mogą eksplorować nowe rynki zbytu. Pomysły potrzebują ciągłego wsparcia biznesowego, aby stać się realnymi produktami na rynku. Dzięki naszym rozwiązaniom sprawdzamy zapotrzebowanie na dane produkty lub usługi i proponujemy odpowiednią koncepcję sprzedaży. Pomagamy też uzyskać potrzebne patenty i certyfikaty. Wyszukujemy również solidnych i uczciwych partnerów. Przy tym wszystkim zapewniamy komercjalizację, która w szybki i bezpieczny sposób doprowadza do generowania zysków. Firma bardzo się rozrosła. Wkroczyliśmy również na rynek polski. Michał został dyrektorem generalnym na Polskę a ja jego zastępcą. To bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności dla nas, bo już bardzo tęskniliśmy za krajem i za naszymi rodzinami. Babcie i dziadkowie są wniebowzięci, że mają wreszcie wnuka na stałe.
Słuchał jej z wielką uwagą i pomyślał, że może ona mogłaby mu pomóc z firmą. To co mówiła było takie sensowne. Wiedział, że doradztwo nie jest tanie, ale kto nie ryzykuje, ten nic nie osiąga.
- Ilona, to chyba sam Bóg kierował dzisiaj twoimi krokami i przywiódł cię tutaj. Ja bardzo potrzebuję fachowej pomocy. Wiesz, że firma Febo&Dobrzański zajmuje się modą. Ostatnio postawiliśmy na odzież sportową i ten pomysł okazał się kompletnym niewypałem. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy sprzedaż bardzo spadła, a ja nie mam pojęcia, gdzie zbyć to, co zalega w firmowych magazynach. Mamy podpisaną umowę ze Startspotrem. Na pewno słyszałaś? – Pokiwała głową.
- Korzyński?
- Właśnie. Po tym nagłym spadku zysków chcą się wycofać, a ja nie będę miał wtedy możliwości, by upłynnić kolekcję. Może wy moglibyście mi pomóc?
- Zapytam Michała. Na pewno coś wymyśli. Może wpadłbyś do nas jutro do biura do południa? – Wysupłała z torebki wizytówkę. – Tu masz dokładny adres i nasze telefony. Pogadacie z Michałem. On ma rozległe znajomości i głowę nie od parady. Gdyby było inaczej nie piastowałby tak wysokiego stanowiska w firmie.
- Jestem ci bardzo wdzięczny Ilona. Tu masz mój numer telefonu tak na wszelki wypadek. Bardzo się cieszę, że mogliśmy się spotkać. Do zobaczenia w takim razie jutro. O jedenastej będzie dobrze?
- Jak najbardziej. Czekamy w takim razie na ciebie.
Po rozstaniu z Iloną jakoś raźniej zrobiło mu się na duszy. Może rzeczywiście są dla niego i dla firmy ostatnią deską ratunku? Wrócił do domu. Na stole w salonie zastał kartkę od Pauliny.
„Pojechałam do Milano. Wracam za tydzień”.
- No i dobrze, – powiedział na głos – jedź sobie gdzie chcesz. Co mnie to może obchodzić?

Wjechały na nowoczesne osiedle położone niedaleko centrum Sztokholmu. Spodobało się Uli. Domy niewysokie, czteropiętrowe, wokół sporo zieleni, idealnie przystrzyżone trawniki i kolorowe place zabaw. Rozejrzała się ciekawie.


Sztokholmska dzielnica Hammarby Sjöstad

- Ślicznie tu.
- Jesteśmy na miejscu. W tym bloku mieszkam, na pierwszym piętrze. Mieszkanie jest dwupoziomowe i całkiem spore. Zresztą sama zobaczysz.
Kiedy weszły do środka aż westchnęła z zachwytu.
- Jakie piękne. Tyle tu przestrzeni i pięknie urządzone. Mnie chyba nigdy nie będzie stać na coś takiego.
- Nigdy nie wiadomo. Jutro poczytamy ogłoszenia i może znajdziemy coś ciekawego. Teraz rozpakujesz się. Tu będziesz spała. – Marysia wprowadziła ją do sporego, jasnego pokoju. – Proszę. Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie. Tu jest szafa i komoda do twojej dyspozycji. Powkładaj tam ciuchy a ja w tym czasie przygotuję nam coś do jedzenia.
Siedziały przy stole w salonie i delektowały się pysznymi, szwedzkimi klopsikami. Marysia włączyła telewizor.
- Wiesz, że odbieram tu polską telewizję? Dzięki temu wiem, co się dzieje w kraju.

"A teraz proszę państwa nadajemy krótką relację z wydarzenia towarzyskiego jakie miało dzisiaj miejsce. Można powiedzieć, że to gorący materiał. Dzisiaj zawarły związek małżeński dwie najbardziej pożądane partie w stolicy, Paulina Febo i Marek Dobrzański. Panna młoda wygląda na bardzo szczęśliwą w przeciwieństwie do swojego wybranka. Pan młody najwyraźniej nie tryskał w dzisiejszym dniu humorem i entuzjazmem. Ciekawi jesteśmy z jakiego powodu? Niestety nie zdradzono nam go. Z dobrze poinformowanych źródeł wiemy, że para młoda nie wybiera się w podróż poślubną. Podobno mają dużo pracy, ale to wersja oficjalna".

Ula jak zahipnotyzowana wpatrywała się w ekran telewizora. Pokazali twarz Marka z bliska. Rzeczywiście wyglądał jakby szedł na ścięcie. Czyżby z jej powodu? Nie, nie… to na pewno nie tak. A jednak w jego oczach dostrzegła tak wiele smutku i chyba rozpaczy. Zaczynała mu współczuć. Dobrze poznała Paulinę. To nie był materiał na żonę dla żadnego mężczyzny. Ona potrafiła tylko ranić. Żal jej było Marka, ale przecież jest dorosły, mógł nie zgodzić się na to małżeństwo. Czy pieniądze są ważniejsze od uczucia? Wygląda na to, że tak. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej policzki są zalane łzami, na które ze zdumieniem patrzy Marysia.
- Ula, dobrze się czujesz? Masz mokrą twarz? – Roześmiała się nieco nerwowo.
- To nic Marysiu, to tylko wspomnienia.
Marysia pokiwała głową.
- To był on, prawda? Bardzo przystojny i bardzo męski. Szkoda, że nie zrozumiał co w życiu ważne. Właśnie dzisiaj zawiązał sobie na szyi pętlę. A ty się nie martw. Mało to mężczyzn na świecie? Jeszcze trafi ci się jakiś przystojniak, którego pokochasz równie mocno. - Ula pokręciła głową.
- Nie Marysiu. Ja nawet nie będę szukać. Do końca życia zostanę sama, bo nie potrafię już nikogo pokochać tak mocno jak jego i żaden z mężczyzn nie może się z nim równać. Żaden nie jest nim.
- Czas leczy rany Ula. Może będziesz w stanie zapomnieć i zdystansować się. Mam tu grupkę przyjaciół. Poznam cię z nimi. Często robimy wypady w różne miejsca. Spodoba ci się. A teraz kończ jeść. Pójdziemy na spacer. Pokażę ci okolicę.
W niedzielę przeglądały prasę. Ula nie rozumiała prawie nic. Marysia tłumaczyła jej tekst i przy okazji uczyła podstawowych słów i zwrotów. Póki co nie znalazły nic interesującego. W poniedziałek wieczorem zasiadły do komputera i połączyły się z Rysiowem. Ula miała łzy w oczach, gdy zobaczyła ich wszystkich. Oni zresztą podobnie.
- I jak córcia? Wszystko dobrze?
- Dobrze tatusiu. Marysia jest wspaniała. Ma piękne mieszkanie. Pomaga mi w szwedzkim i wraz ze mną szuka ofert pracy dla mnie. Tu jest bardzo pięknie. Wszędzie czysto, bo bardzo dba się tu o środowisko. W następną sobotę wybieramy się do Uppsali do rodziców Marysi. Oni bardzo dobrze pamiętają naszą rodzinę, choć nie znają Betti, bo jej nie było jeszcze na świecie jak stąd wyjeżdżali.
- Pozdrów ich od nas Ula serdecznie. My też dobrze ich wspominamy. A… zapomniałbym ci powiedzieć. Dzisiaj do południa był tu pan Dobrzański i pytał o ciebie.
- Marek?
- Tak Marek.
- A co chciał?
- Mówił, że koniecznie musi z tobą porozmawiać, ale powiedziałem mu, że wyjechałaś za granicę. Nie powiedziałem jednak dokąd. Prosiłaś mnie o to.
- Dobrze zrobiłeś tatusiu. Ja nie chcę, by ktokolwiek wiedział z firmy o tym, gdzie teraz jestem. Nie pytaj dlaczego, ja mam swoje powody.
- Nie martw się nikomu nie powiem.
- Będziemy kończyć. Dbajcie o siebie, a ty tato nie przemęczaj się. Wiesz, że ci nie wolno.
- Nie będę. Jasiek dużo pomaga. Wy też o siebie dbajcie i koniecznie Marysia pozdrów rodziców. Do zobaczenia.

W piątkowe popołudnie wybrały się do pubu. Marysia umówiła się tam ze swoimi przyjaciółmi. Po kolei przedstawiała ich Uli.
- To Kaysa i Petra. Kończyły te same studia co ja, a to Anton, Bosse i Gunnar. Oni chodzili ze mną do szkoły średniej. Wszyscy są singlami tak jak ja. Trzymamy się razem. A wy rozmawiajcie po angielsku – zwróciła się do tej wesołej gromady. – Ula nie mówi jeszcze po szwedzku a angielski zna biegle.
Wesoło upłynął ten wieczór. Ze zdziwieniem stwierdziła później, że ani raz nie pomyślała o Marku. Chłopcy z tej paczki byli typowymi Szwedami o jasnej skórze i blond włosach. Dziewczyny były też blondynkami o niebieskich oczach. Marysia zdecydowanie wyróżniała się wśród nich śniadą karnacją i ciemnymi włosami. Wszyscy przyjęli Ulę do swojego grona bardzo entuzjastycznie. Nie stwarzali dystansu i byli bardzo otwarci. Opowiedziała im trochę o sobie. Wreszcie poruszyła temat pracy.
- Gdybym znalazła tu jakieś zatrudnienie, zostałabym. W Polsce z tym kiepsko.
- A kim jesteś z zawodu.
- Kończyłam ekonomię i drugi kierunek, zarządzanie i marketing. Ostatnio pracowałam w firmie modowej na stanowisku dyrektora finansowego.
- Fiu, fiu – Gunnar gwizdnął przeciągle. – To nie byle co. Zwolnili cię?
- Nie, sama odeszłam ale, wolałabym nie mówić o powodach tego odejścia. To bardzo osobiste.
- U mnie w firmie chyba szukają ekonomisty. Coś mi się ostatnio obiło o uszy. – Mruknął Anton.
- Naprawdę? – Marysia złapała go za rękę. – Anton, to bardzo ważne. Mógłbyś się jutro rozeznać w sytuacji?
- No pewnie. Jak się czegoś dowiem to dam wam znać.
- A co to za firma? – Dopytywała się Ula. Anton uśmiechnął się.
- Masz pecha dziewczyno, bo to też niestety firma modowa. To „Nakkna”, dobrze znana na szwedzkim rynku. Chyba jedna z największych tego typu firm w Szwecji. Właścicielem jest Johann Nilsson. Ja pracuję w pracowni zajmującej się wzornictwem. Projektuję różne rzeczy.
- No nie wiem, czy to znowu taki wielki pech. – Odezwała się Maria. – Ula pewnie zdążyła już poznać tę branżę i dobrze się na tym zna. Nie byłby więc to dla niej całkiem obcy teren. Tak czy owak zapytaj jutro o tę posadę. Ja czekam na twój telefon.

Wyjazd Pauliny był mu na rękę. Mógł przez ten tydzień uporządkować wszystkie swoje sprawy. Całe szczęście, że nie mieli wspólnego konta, bo i to musiałby teraz odkręcać. Do tej pory ona i tak żyła na jego rachunek. Jak pasożyt. Niech poczuje wreszcie jak to jest utrzymywać się ze swojej własnej pensji. Nie miał zamiaru do niczego się dokładać poza opłatami za media. Po obiedzie w Baccaro wrócił do domu. Uprzątnął jeden z pokoi wynosząc z niego stojące tam meble. Wprawdzie on je kupił, ale to Paulina wybierała. W ogóle nie były w jego guście. On preferował wygodne, nowoczesne meble, ona miała dziwne upodobanie do zdobnych antyków a’la Ludwik XIV. Starł kurz z podłogi i omiótł ściany z pajęczyn. Może jeszcze je pomaluje zanim przywiozą meble? Pojedzie i kupi jakąś farbę po spotkaniu z Wolskimi. Czuł w kościach, że ta studencka znajomość sprzed lat będzie bardzo owocna. Koniecznie też musi wypytać o Ulę jej przyjaciółki, Alę i Izę. Jeśli i one nie będą wiedziały nic na jej temat, to wynajmie prywatnego detektywa. Niech zacznie jej szukać. Może on będzie bardziej operatywny i skuteczniejszy w działaniach? A jak już ją znajdzie, to on wtedy pojedzie do niej i na klęczkach będzie ją błagał, by pozwoliła mu wszystko wyjaśnić.



Amicus (gość) 2013.03.14 18:32
Marek zaczyna być wreszcie samodzielny. Wie czego chce, sam potrafi podejmować decyzje i robić to, co w jego przekonaniu jest słuszne. Paulina ma to czego chciała. Aleks trzyma stonę siostry, wspiera ją, ale tak naprawdę wie, że Paulina jest sama sobie winna. Trzymała się Dobrzańskiego kurczowo.
Marek szuka, a kto szuka ten znajdzie. Coś czuję, że ich spotkanie prędzej czy później nastąpi, choćby ze względów biznesowych. Mam przekonanie, że Ula znajdzie pracę w tej firmie modowej, a ta rozpocznie wpsółpracę z FD. ;) Czekam na kolejny rodział i rozwój akcji, kiedy to Marek w dalszym ciągu będzie walczył o miłość i szczęście. Pozdrawiam! :)
bewunia68 (gość) 2013.03.14 19:52
Marek nie załamuje rąk i wie czego chce. Bardzo aktywny. Rozwinie firmę? Chce zatrudnić detektywa. Po co zdjął obrączkę? Chociaż na co mu obrączka przypominająca o Paulinie. A Ula tak szybko znajdzie pracę. Fajny rozdział.
MalgorzataSz1 2013.03.14 22:03
Dziewczyny.

Od teraz młody Dobrzański zacznie rozwijać skrzydła. Po pierwsze dlatego, że odnowienie przyjaźni z Wolskimi będzie miało zbawienny wpływ na firmę. Okażą się niezwykle pomocni. Po drugie tęsknota za Ulą będzie go nieustannie motywować do działania i ze wszystkich sił będzie się starał, żeby ją odnaleźć. Po trzecie, zacznie wcielać w życie swój plan wobec Pauliny. Właściwie to już zaczął to robić i podjął pierwsze decyzje dotyczące wspólnych wydatków i ich wzajemnych relacji. Na razie muszą mieszkać pod jednym dachem, ale niekoniecznie wieźć życie szczęśliwych małżonków, bo takimi nie są. Z pewnością nie spodoba się to jego żonie. To swojego rodzaju prowokacja ze strony Marka, by Paulina zaczęła popełniać błędy i słusznie przewiduje, że ona da się wkręcić.
Bardzo Wam dziękuję za komentarza i obie pozdrawiam cieplutko. :)
truskaweczka (gość) 2013.03.15 11:08
To wszystko nie ma sensu. Po co ten Marek brał ten ślub skoro nie minęły nawet dwa dni, a on chce wynająć detektywa i błagać Ulę, żeby pozwoliła mu wszystko wyjaśnić. Co tu jest do wyjaśniania? Przecież o tym którą z nich naprawdę kocha wiedział przed ślubem. Skoro uznał, że intrygi, zemsta i pieniądze są ważniejsze od uczuć Uli, nie powinien teraz od niej wymagać przebaczenia.
Coraz bardziej się wkręcam w to opowiadanie. O co w tym wszystkim chodzi! Pisz, pisz, bo nie mogę się doczekać.
MalgorzataSz1 2013.03.15 12:01
Truskaweczko.

Koniecznie muszę coś wyjaśnić. Dla normalnego faceta, a pod słowem normalny uważam kogoś niezależnego, zdroworozsądkowo myślącego, uczciwego zarówno wobec siebie jak i wobec innych, a przede wszystkim stanowiącego o sobie, taki ślub byłby kompletnym bezsensem i z pewnością nigdy do niego by nie dopuścił. Marek sprzed ślubu taki nie jest. Jest dokładnym przeciwieństwem tego, co napisałam. Poznanie bliżej Uli uświadamia mu kilka rzeczy a głównie to, że wcale nie ma ochoty wiązać się z Pauliną. Jednak jest już za późno. Ula odkrywa intrygę, a Dobrzańscy-seniorzy i Paulina nie odpuszczają. Jak wiesz w serialu chodziło o przemianę i Uli i Marka i jeszcze innych osób. Ja w każdym swoim opowiadaniu również jej dokonuję na bohaterach. Ten ślub, to taka terapia wstrząsowa i dla Pauliny i dla Marka a także jego rodziców, choć ci ostatni przejdą ją na końcu. Marek dojrzewa w błyskawicznym tempie, bo wszystko to, co wydarzyło się w jego życiu do tej pory nie pozostało bez wpływu na jego nowe postrzeganie niektórych spraw. Wbrew pozorom ten ślub, który większości wydaje się bezsensowny sprawi, że Marek stanie się człowiekiem, który wreszcie będzie potrafił określić, czego tak naprawdę chce od życia. On już to wie, że przede wszystkim chce być z Ulą i zapewniam Cię, że jednak ma jej sporo do wyjaśnienia, a ja nie pozbawię Was tej jego spowiedzi.
Można mieć wiele wątpliwości jeśli chodzi o ślub, jednak ja tak to sobie właśnie wymyśliłam. Gdybym uważała, że to pozbawione sensu z pewnością nawet nie zaczęłabym pisać tego opowiadania. Ludzka natura kryje wiele tajemnic i czasem lubię pobawić się w takiego domorosłego psychologa, by zgłębić te tajemnice.
Dziękuję Ci pięknie za komentarz i serdecznie pozdrawiam. :)
truskaweczka (gość) 2013.03.15 14:01
Małgosiu mogłaś mnie trochę źle zrozumieć. Ja wcale tak naprawdę nie uważam, że to jest kompletnie bez sensu. Bardzo mi się podoba ten pomysł i wykonanie. Bardzo mi się też podoba to jak sobie to wszystko wymyśliłaś:) Ja oczywiście wszystko to dokładne rozumiem. I to całe zachowanie Marka i ten niby nie potrzebny, a jednak konieczny ślub. A napisałam tak, bo w pierwszej chwili najbardziej się wczułam w to, co w tej sytuacji czuje Ula. Ale potrafię się wczuć w położenie ich obojga. Napisałam akurat tak, bo bardziej bliższe mnie w tej chwili są emocje i postawa Uli, ale nie bierz tego jakoś do siebie czy coś. Doskonale wiem, ze czasami musi być źle, choć niekiedy coś może się wydawać właśnie kompletnie bez sensu, całkowicie absurdalne. Sama też jak wiesz gmatwam bohaterom życie:) Tak jak powiedziałaś psychologia ludzkiej natury jest nie zgłębiona. W tej kwestii na pewno zrozumiemy się bez słów. Ty lubisz się czasami pobawić w takiego psychologa, ja chciałabym kimś takim zostać za kilka lat. :P
MalgorzataSz1 2013.03.15 14:26
Truskaweczko.

Ja już przy pierwszym komentarzu doskonale zrozumiałam, o co Ci chodzi. Wiem, że nie chodziło o to, że ja piszę bez sensu, ale o to, że bezsensowne są działania Marka i masz rację, bo jego zachowanie było kompletnie irracjonalne. Ula też nie rozumie jak można przedkładać wartości materialne nad głębokie uczucie. Oglądając relację ze ślubu nawet mu współczuje widząc jego minę. Teraz jednak ona jest w Szwecji i musi o siebie zawalczyć. Stara się zapomnieć o Marku. W końcu on już ma rodzinę i dla niej jest zamkniętym rozdziałem.
Nawet nie wiesz, jak cieszą mnie te wszystkie pytania i wątpliwości. Masz świadomość, bo też piszesz cudne historie, jak ważne jest nie pozostawić czytelnika obojętnym. Twoje komentarze to dla mnie nagroda a nie zarzut. Pamiętaj o tym. Pozdrawiam.
kawi :) (gość) 2013.03.15 16:17
Przepraszam, ze tak długo mnie nie było. Postaram się nn u ciebie przeczytać i skomentować w następnym tygodniu, a tymczasem zapraszam do mnie na miniaturkę :)
kawi :]
bewunia68 (gość) 2013.03.15 17:12
A ja się zastanawiam , czy Marek zaplanował już rozwód kościelny?
MalgorzataSz1 2013.03.15 17:57
Bewuniu.

Na pewno o tym myślał, ale za wiele nie chcę zdradzać, bo dalszy rozwój wypadków właściwie to uniemożliwi. Oczywiście, że jako rozwodnik nie będzie mógł wziąć ślubu kościelnego również dlatego, że straci kontakt z Pauliną.
Pozdrawiam.
Ania (gość) 2013.03.15 19:46
Gosiu
Super część jak zawsze. Mam nadzieje ,że Marek z Ulą się zejdą.Ładne fotografie.Dzięki za komcia u siebie.Pozdr.
MalgorzataSz1 2013.03.15 20:10
Aniu.

Po przeczytaniu Twojego komentarza prawie dostałam zadyszki, bo napisałaś wszytko w takim ekspresowym tempie, jakbyś się dokądś spieszyła. Ha ha ha. A ja mam do Ciebie pytanie, bo nie odpowiedziałaś mi na fb. Dlaczego zawiesiłaś bloga z grafikami?
Dziękuję Ci za wpis i przesyłam buziaki. :)
Abstrakt (gość) 2013.03.15 23:14
Małgosiu ;-)
Marek nie będzie mógł się spotkać z Pauliną..... no, intrygujące.
Bo to, że będą perturbacje to jest oczywiste. Paulina teraz jest w szoku, bo nie tak sobie wyobrażała życie z Markiem, przywykła do pewnej uległości. Wiem już po tym rozdziale, że nie będzie nudno, będzie mijanka i dużo emocji.
Nie muszę mówić, że już chciałabym przeczytać kolejny rozdział :-)
Pewnie jeszcze chwilkę poczekam, prawda?
Pozdrawiam Cię Małgosiu :-)
MalgorzataSz1 2013.03.16 13:20
Abstrakt.

W pewnym momencie opowiadania, właśnie wtedy, gdy Marek i Ula będą planować swoją przyszłość, wypłynie problem ślubu kościelnego. To właśnie miałam na myśli pisząc odpowiedź Bewuni, że wtedy Marek nie będzie miał kontaktu z Pauliną i przez to nie będzie mógł wziąć kościelnego rozwodu.
To jednak jeszcze daleko, bo oczywiście perturbacje będą a Paulina będzie miała mnóstwo kłopotów.
Nowy rozdział już jutro, więc nie będziesz musiała czekać zbyt długo. Bardzo dziękuję Ci za wpis i cieplutko pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz