Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM" - rozdział 9

28 marzec 2013
ROZDZIAŁ 9


No i stało się. Którejś nocy obudził ją wielki ból. Poczuła wilgoć między nogami i zrozumiała, że odeszły ją wody. Złapała za telefon i wybrała numer Marysi. Odebrała dopiero po kilku sygnałach i zaspanym głosem wymamrotała.
- Halo?
- Marysiu, zaczęło się. Odeszły mi wody i łapią mnie skurcze.
Marysia oprzytomniała w momencie. Szturchnęła w bok swojego chłopaka.
- Lars, obudź się, Ula rodzi. Musimy jechać z nią do szpitala.
Ubrali się błyskawicznie i pobiegli do mieszkania Uli. Na szczęście Mania miała zapasowe klucze i trzęsącymi dłońmi otwierała zamki. Wpadli jak burza do środka. Ula leżała na łóżku wijąc się z bólu. Marysia przebrała ją w świeżą koszulę i narzuciła na nią szlafrok. Z jednej z komód wyciągnęła przygotowaną do szpitala torbę.
- Lars zabierz ją na ręce, bo nie da rady iść. Ja wezmę torbę i zamknę mieszkanie.
Niósł ją na rękach do samochodu, który już otwierała Marysia. Umieścił ją na tylnym siedzeniu.
- Może ja poprowadzę? Jesteś zdenerwowana.
- Tak, chyba tak. Jedźmy już, bo jeszcze gotowa urodzić w samochodzie.
Zgrabnie wyprowadził auto z osiedla i pognał do szpitala. Była noc i pusto na ulicach. Dzięki temu częściej naciskał pedał gazu. Podjechali na izbę przyjęć. Ponownie wziął ją na ręce i wraz z Marysią wszedł do środka. Pielęgniarki zobaczyły ich i już podjechały z wózkiem. Ostrożnie umieścił na nim Ulę. Marysia załatwiła wszystkie formalności i popędzili na oddział położniczy. Dowiedzieli się, w której sali umieszczono Ulę. Usiedli przy drzwiach i nasłuchiwali. Ona zaciskała zęby z bólu. Co chwilę nadchodził skurcz za skurczem.
- Przy następnym proszę mocno przeć. To nie potrwa już zbyt długo.
Jeszcze trzy razy musiała dać z siebie wszystko i porządnie się wysilić. Czuła jak wychodzi główka dziecka, a potem ramiona. W końcu wyciągnęli ją. Usłyszała jej płacz i sama zaczęła płakać. Wreszcie przynieśli ją. Maleńką, opatuloną jak zawiniątko. Przytuliła usta do jej czółka. – Moje maleństwo, moja śliczna córeczka – szeptała w myślach.


Podszedł do niej lekarz, który przyjmował poród.
- Gratuluję. Córka jest zdrowa i wszystko ma na swoim miejscu. Pięćdziesiąt cztery centymetry wzrostu i trzy kilo sto gram wagi. Jest donoszona. Teraz zabiorą ją na oddział noworodków, a w tym czasie wyczyścimy panią i doprowadzimy do porządku. Jak będzie pani już na sali, przywiozą pani dziecko. Proszę jeszcze podać pielęgniarce dane małej, żeby mogła je zapisać na opasce.
- Hanna Cieplak – przeliterowała nazwisko.
Wykonano wszystkie czynności poporodowe i w niedługim czasie wylądowała na sali. Była bardzo zmęczona, ale bezgranicznie szczęśliwa. Nie było aż tak źle. Zaledwie trzy godziny. Myślała, że będzie dłużej rodzić to maleństwo. Skrzypnęły drzwi i ukazała się w nich Marysia z Larsem.
- Jak się czujesz?
- Już dobrze. Jestem szczęśliwa. Zaraz mają ją tu przywieźć.
Ledwie skończyła to mówić do pokoju wjechał wózeczek z jej córką. Pielęgniarka ustawiła go tuż przy łóżku Uli.
- Jeśli pani ma jeszcze trochę siły proszę spróbować ją nakarmić. – Podała jej zawiniątko i wyszła z pokoju. Pochylili się nad maleństwem, które Ula odwijała z kocyka. Ściągnęła jej czapeczkę i zmartwiała.
- O mój Boże! – Jęknęła.
- Co się stało? – Marysia popatrzyła na nią ze strachem.
- Spójrz na jej włosy Maniu. Identyczne ma Marek. Czarne i gęste. Ona też takie ma. Nie mogę w to uwierzyć. Nic nie ma ze mnie. Nawet te dołeczki w policzkach i ciemne rzęsy ma po nim.
- Ula, dziecko się zmienia. Może nastąpić moment, że to do ciebie stanie się podobna.
- Nie wierzę w to. Starałam się o nim zapomnieć, ale to niemożliwe. Ona już zawsze będzie mi go przypominać. Przez nią nie oderwę się od wspomnień o nim. Już nigdy. – Rozpłakała się. – To tak bardzo boli.
- Ula nie płacz. To bez sensu. Teraz powinnaś się nią zająć, bo cię potrzebuje. Masz ją nakarmić. My teraz pójdziemy. Przyjedziemy jutro po południu i przywieziemy ci trochę rzeczy. Jak ją nakarmisz, to spróbuj pospać. Musisz odpocząć.
Kiedy wyszli wyciągnęła pierś i przytuliła małą do niej. Instynktownie zaczęła ssać, a Ula poczuła falę szczęścia przelewającą się przez jej serce. Może i dobrze, że jest taka do niego podobna? Przecież już nigdy nikogo nie pokocha tak mocno jak jego, a skoro kocha go nadal to tylko może być wdzięczna opatrzności za to podobieństwo. Szkoda, że nie może mu powiedzieć, że został ojcem. Miała przeczucie, że ucieszyłby się. Jednak taka informacja nie pozostałaby pewnie bez wpływu na jego małżeństwo, a ona nie chciała w nie wchodzić z buciorami. Nie miał zbyt szczęśliwej miny, gdy się żenił, ale może teraz jest już wszystko dobrze? Pogodził się z sytuacją i może sam oczekuje narodzin ich pierwszego dziecka? Wybaczyła mu te wszystkie świństwa, których się dopuścił wobec niej. Kiedy któryś raz z kolei analizowała ich rozstanie doszła do wniosku, że on jednak nie kłamał, że powiedział jej prawdę o tym, co do niej czuje. O tym, że ją kocha. Trochę się pogubił. Zbyt szybko uległ złym podszeptom, choć bardziej powinien zawierzyć jej. Miała do niego o to żal, że nie do końca potrafił jej zaufać. Przecież nigdy nie zrobiłaby nic przeciwko niemu. Nie zdradziłaby go. Czy mogła mieć do niego pretensje, że był zbyt słaby psychicznie, by postawić się rodzicom, by uwolnić się od tej toksycznej kobiety? Wydawał jej się taki bezradny i bezsilny, jakby cała ta smutna rzeczywistość zaczęła go przerastać i sam nie potrafił z nią walczyć, ani z nią sobie poradzić. Nie był typem twardziela, który był w stanie rąbnąć pięścią w stół i postawić na swoim. Taki był i takiego pokochało jej biedne serce. Została sama i tak już będzie do końca jej dni. Ma teraz dla kogo żyć. Może kiedyś, gdy Hania będzie już większa opowie jej o ojcu i wyjawi jego nazwisko. Wtedy sama zadecyduje, czy będzie chciała go poznać. Teraz musi zrobić wszystko, by dobrze wychować to maleństwo na dobrego i uczciwego człowieka.
Mała przestała ssać i to oderwało Ulę od tych myśli. Spojrzała na nią. Spała. Zawinęła ją z powrotem w kocyk i zadzwoniła po pielęgniarkę. Nie mogła wstawać, a dziewczynka musiała wrócić do swojego łóżeczka.
- Proszę spróbować się teraz przespać. Na pewno wymęczył panią ten poród. Ja będę tu zaglądać na wypadek gdyby mała się obudziła.
Posłuchała sympatycznej pielęgniarki i spokojnie zasnęła.

Następnego dnia do południa zjawił się jej szef we własnej osobie. Przyniósł jej wielki bukiet kwiatów a dla małej ślicznego pluszowego misia. Zaskoczył ją.
- Jak się pan dowiedział, że tu jestem? – Uśmiechnął się.
- Ula, wieści szybko się rozchodzą. Rano przyszedł do mnie Anton i powiedział, że urodziłaś wczoraj śliczną dziewczynkę. On sam dowiedział się od waszej wspólnej przyjaciółki i pomyślał, że pewnie ja też chciałbym wiedzieć, co się z tobą dzieje. Mogę zobaczyć to cudo? – Podszedł do wózeczka i przyjrzał się małej uważnie. – Chyba nie jest do ciebie podobna?
- Niestety, to wykapany tatuś.
- Ma sporo włosów i jakich gęstych. Wyrośnie na prawdziwą piękność. Ja natomiast mam dla ciebie propozycję. Muszę się też przyznać, że przedstawiam ją również z pobudek czysto egoistycznych. Wiesz, że nie potrafię się już bez ciebie obejść. Chciałem ci zaproponować, byś po miesiącu wróciła do pracy. Ja wiem, że to może zbyt szybko, ale bez ciebie jak bez ręki. Mówiłem ci już, że mamy na terenie firmy żłobek. Mogłabyś małą zostawiać tam i zachodzić do niej w porach karmienia. Dam ci do dyspozycji samochód z kierowcą. Będzie cię codziennie przywoził do pracy i odwoził do domu. Dzięki temu ja miałbym cię pod ręką a ty dziecko pod dobrą opieka. Co ty na to?
- Myślę, że mogłabym się na to zgodzić. To chyba dobre rozwiązanie.
Twarz Nilssona rozjaśniła się szczęśliwym uśmiechem.
- Wiedziałem, że można na ciebie liczyć i nie zawiodłem się. Osobiście zadbam, by przydzielono twojemu dziecku najlepszą opiekunkę, byś miała pewność, że nie dzieje się jej żadna krzywda. Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny. Poza tym podnoszę ci pensję. Zasłużyłaś na podwyżkę, a ja nie będę oszczędzał na tak znakomitym fachowcu. - Zerknął na zegarek. – No będę musiał wracać. Trzymaj się i dbaj o siebie i tę kruszynkę. Za miesiąc widzimy się w firmie.
- Dziękuję za wszystko panie Nilsson. Do zobaczenia.
Po trzech dniach została wypisana do domu, w którym czekała ją niespodzianka. Ledwo przekroczyła jego próg. ujrzała gromadkę swoich przyjaciół.
- Surprize! – Krzyknęli niezbyt głośno, by nie wystraszyć dziecka.
- Witajcie kochani. Naprawdę zrobiliście mi niespodziankę.
- Mamy jeszcze jedną, a właściwie to dwie. Spójrz. – Kaysa odsunęła się umożliwiając jej obejrzenie tej niespodzianki. – To od nas wszystkich dla małej. – To wózek, a to nosidełko. Niech dobrze się przysłużą.
Dziękowała im ze łzami w oczach. Naprawdę ją wzruszyli. Ona nawet nie pomyślała o wózku. Umieściła małą w łóżeczku i teraz mogli spokojnie podejść i obejrzeć ją sobie.
- Jest naprawdę śliczna. Nawet się uśmiecha. Spójrzcie jakie ma słodkie dołeczki. – Petra piała z zachwytu podziwiając małą Cieplakównę. – Udała ci się ta ślicznotka. Gratuluję Ula, wszyscy ci gratulujemy.
Nie siedzieli zbyt długo. W końcu została sama z Marysią.
- Pomóc ci w czymś?
- Nie… już dość zrobiłaś.
- No dobrze. Powiem ci jeszcze tylko, że w komodzie w Hani pokoju masz zapas pampersów i kosmetyki dla maleństwa. Znajdziesz tam też śpioszki i trochę ubranek. Moi rodzice ci gratulują i przesyłają pozdrowienia. Powinnaś też zadzwonić do Rysiowa. Ojciec będzie szczęśliwy, że został dziadkiem.
- Zadzwonię, ale to za chwilę. Teraz muszę cię mocno uściskać. Gdyby nie ty, nie poradziłabym sobie z niczym. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.
Wieczorem po nakarmieniu małej zasiadła wraz z nią do komputera. Połączyła się z domem i po chwili ujrzała na monitorze uśmiechniętą twarz taty.
- Witaj córcia. Co słychać?
- Dobry wieczór tatusiu, Jasiek i Betti już śpią?
- Nie, jeszcze nie.
- To zawołaj ich, bo mam wam nowiny do przekazania.
Na monitorze pojawiła się twarz Jaśka i Betti.
- Witajcie kochani, chcę wam kogoś przedstawić. – Podniosła trochę małą, by było ją lepiej widać. – To jest twoja wnuczka tato i wasza siostrzenica, Hania Cieplak. – Usłyszała wielki pisk i przekrzykiwanie się jedno przez drugie.
- Ulcia jaka ona śliczna i jakie ma długie włosy! Gratulacje siostra! Córcia, kiedy urodziłaś?!
- Trzy dni temu. Mała jest zdrowa i ma wszystko na swoim miejscu.
- Wiesz Ula, ona bardzo przypomina Dobrzańskiego – Józef niemal przykleił się do monitora.
- To prawda. Do mnie w ogóle nie jest podobna. Ma tylko kilka piegów na nosie i policzkach. Jak będę silniejsza porobię jej kilka zdjęć i wam przyślę mailem, wtedy zobaczycie ją dokładniej.
- Martwię się o ciebie Ula. Jak ty sobie tam poradzisz sama?
- Tato, nie jestem sama. Mam Marysię i całe grono przyjaciół. Poza tym mój szef zaproponował mi powrót do pracy za miesiąc. Dostanę własnego kierowcę. Będę zabierać Hanię ze sobą, bo tam na miejscu jest żłobek i będę mogła ją nakarmić w każdej chwili. Poza tym dostałam podwyżkę i w związku z tym będę mogła wam wysyłać więcej pieniędzy.
- Ula. Nam wystarcza to, co przysyłasz. Nie potrzebujemy więcej, bo już nie biedujemy. Zostaw sobie. Masz teraz dziecko na utrzymaniu i związane z tym wydatki. Bardzo byśmy chcieli przytulić was obie. Tęsknimy. Wiem, że teraz się nie wyrwiesz, bo Hania jest za mała. Może jak trochę podrośnie, będziesz mogła przyjechać?
- Na pewno tatusiu. Ja też bardzo za wami tęsknię. Pożegnam się już, bo muszę uśpić małą. Trzymajcie się zdrowo i uważajcie na siebie.

Zaczęła się spełniać w roli matki. Nie potrzebowała żadnych fachowych podręczników, bo przecież wychowywała swoją siostrę od niemowlęctwa po śmierci mamy. Instynktownie wiedziała co robić. Mania była bardzo pomocna. Często robiła jej zakupy i kiedy nie było Larsa przesiadywała u Uli w mieszkaniu. Gdy mała miała prawie miesiąc, tuż przed powrotem Uli do pracy, Marysia zorganizowała chrzciny. Wszystko załatwiła w polskim kościele i w pewną sobotę ochrzczono maleństwo. Mania została matką chrzestną a Anton ojcem chrzestnym. Był bardzo dumny z tego wyróżnienia. Przyjechali też Dolińscy. Bardzo chcieli zobaczyć dziecko i wzruszeni długo ściskali Ulę i gratulowali.
W poniedziałek przyszykowała dla małej wszystko, czego potrzebowała a przede wszystkim zapas pampersów. O siódmej trzydzieści podjechał samochód służbowy. Kierowca zapukał do drzwi i przedstawił się Uli. Wziął nosidełko i bezpiecznie umieścił je w samochodzie zapinając pasami. Cieszyła się, że wraca do pracy. Nilsson stworzył jej idealne warunki. Nie mogła odmówić powrotu. Wjechała na dziesiąte piętro dźwigając nosidełko. Zauważyła ją Ruth i podbiegła do niej.
- Ula, jak dobrze cię widzieć. Bardzo się cieszę, że już jesteś.
- Ja też się cieszę Ruth. Wiesz, w którym skrzydle mieści się żłobek? Muszę tam zanieść małą.
- Zaprowadzę cię. Udała ci się ta kruszynka, jest piękna. Daj, pomogę ci nieść, bo to niezbyt poręczne.
Obie zjechały na parter i Ruth pokazała jej drogę. Przywitały się z opiekunkami. One były już poinformowane przez Nilssona o dziecku, które jego asystentka powierzy ich opiece. Ula przekazała im torbę z pampersami i kosmetykami małej. Upewniwszy się, że dziewczynka jest pod znakomitą opieką wraz z Ruth powędrowały do sekretariatu.
Wszystko zaczęło się układać tak jak powinno. Napisała sobie kartkę z godzinami karmienia i kiedy się zbliżały zjeżdżała na dół i dawała jeść małej. Kierowca zawsze był punktualny. Po pracy czekał już na nią przed biurowcem i zawoził do domu. Hania z każdym dniem zmieniała się. Szybko rosła, a Uli pękało serce ze szczęścia.

Budkowski był bardzo operatywny. Najwidoczniej jego urok osobisty zadziałał, bo na Okęciu pewna panienka przekazała mu wszystko o wylocie panny Cieplak łącznie z numerem lotu. Miał już teraz pewność, że poleciała do Sztokholmu. Kilka dni później i on się w nim znalazł. Odebrał bagaż i zanim wsiadł do taksówki, biegał od jednej do drugiej pokazując zdjęcie Uli i pytając, czy nie wieźli takiej pasażerki. Wszyscy odpowiadali przecząco. – Niewykluczone, że przyjechała tutaj do kogoś i ten ktoś odebrał ją z lotniska. – Pomyślał. W końcu wsiadł do jednej z taksówek i kazał się wieźć na Bryggargatan 12, gdzie mieścił się Freys Hotel, w którym zabukował sobie jednoosobowy pokój. Na razie wynajął go na dwa tygodnie. Liczył na to, że mu się poszczęści i nie będzie musiał wynajmować go na dłużej, bo ten czas pozwoli na to, by odnalazł Ulę.

Dziennikarze nie dawali mu spokoju. Od kiedy pojawiły się te kompromitujące zdjęcia Pauliny w prasie, niemal koczowali pod firmą. Od kilku dni parkował na jej tyłach i wchodził do środka bocznym wejściem, by uniknąć pytań.
- Widzisz do czego doprowadziłaś? Pismaki nie dają mi żyć. – Mówił z pretensją do swojej żony. – Co ja mam im powiedzieć? Że Korzyński to mój dobry przyjaciel i tylko z czystej przyjaźni obcałowujesz się z nim na środku ulicy? Co za żenada. Powinnaś dać jakieś wyjaśnienie do prasy, bo nie odczepią się od nas. Na co ty jeszcze czekasz?
- Nie mam zamiaru z niczego się tłumaczyć. Sam jesteś winien tej sytuacji, to się tłumacz.
- Ja!? – Aż przystanął zdumiony. - To ja obściskiwałem się z facetem, którego nie znoszę? Nie bądź śmieszna. Sama to sobie zafundowałaś, ale jeśli chcesz, bym ja to zrobił, chętnie wrócę i zwołam zaraz konferencję prasową. - Spojrzała na niego ze strachem w oczach a on uśmiechnął się do niej mściwie. – Mam to zrobić? Ale uprzedzam, niczego nie będę ukrywał i wywalę im kawę na ławę, jak to z nami naprawdę jest.
Wiedział, że się nie zgodzi. Unikała skandali jak ognia. Pewnie wciąż się zastanawia, kto zrobił te zdjęcia i w jaki sposób dotarły do tego szmatławca.
- Nie…, nie ma takiej potrzeby. Za chwilę sprawa ucichnie i zajmą się nową sensacją.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. – Pomyślał i już bez zbędnych słów pomaszerował do swojego gabinetu. Ona odetchnęła z ulgą i udała się do swojego. Miała już wszystkiego dość, choć nie był to koniec niespodzianek na dzisiaj. Jak tylko przekroczyła próg pokoju zobaczyła siedzących Dobrzańskich. – No jeszcze tylko ich tu brakowało. – Ze sztucznym, wymuszonym uśmiechem podeszła do nich i przywitała się.
- Co za niespodzianka. Co was tu sprowadza o tak wczesnej porze?
Krzysztof wyciągnął z kieszeni marynarki złożoną gazetę i rozpostarł ją na szklanym stoliku.
- To nas sprowadza. Możesz nam wyjaśnić tę wielce niezręczną sytuację? Co ty wyprawiasz i w co się wplątałaś? Kompromitujesz i siebie i nas. O co w tym wszystkim chodzi?
Usiadła w fotelu obok i splotła dłonie.
- Jeśli tak bardzo chcecie, to wam opowiem. Marek pastwi się nade mną. Nie zachowuje się jak mąż, ale jak mój wróg. Od kiedy się pobraliśmy nie byliśmy ze sobą ani raz. Wyprowadził się na piętro, zabrał wszystkie swoje rzeczy z szafy. Żyjemy nie razem, ale obok siebie. Mści się na mnie. Obwinia, że nie może być z kobietą, którą bardzo kocha. Powiedział, że jeśli on nie może być szczęśliwy, to ja też nie będę. Mam do końca życia udawać, że jestem szczęśliwą mężatką? Nie mam takiego zamiaru. Też chcę mieć coś z życia. Nie kocham go. Kocham Korzyńskiego.
Przez dłuższą chwilę zapadło niezręczne milczenie. W końcu odezwała się Helena.
- Szczerze powiedziawszy, to nie bardzo rozumiem. Tak usilnie dążyłaś do tego ślubu, wmawiałaś nam, że jesteś szaleńczo zakochana w Marku. Cieszyło nas to bardzo, bo od dawna pragnęliśmy, byś została naszą synową. Pomogliśmy ci zorganizować wasz ślub. Nie szczędziliśmy środków, a ty mówisz nam, że kochasz Korzyńskiego?
- Podobno Marek przed ślubem powiedział wam, że mnie nie kocha i nie chce go brać. Dlaczego nie powiedzieliście mi o tym?
- A co by to zmieniło? Parłaś do ołtarza jak taran, głucha na jego argumenty. Chyba nigdy nie zrozumiemy twoich pobudek. Skoro go nie kochasz i on ciebie również, to po co było to całe zamieszanie ze ślubem? Nie lepiej było się rozstać przed nim? Nie wierzę, że nie dawał ci wcześniej żadnych sygnałów, że nie czuje do ciebie nic. Musiałaś o tym wiedzieć. Teraz najlepszym rozwiązaniem będzie rozwód.
- I tu się z tobą zgadzam Helenko. Jest tylko jeden mały problem. Marek nigdy nie da mi rozwodu. To jego rewanż na mnie za te wszystkie lata. Ostatnio znowu go prosiłam, by zwrócił mi wolność. Mówiłam, że rozwód umożliwi mu połączenie się z kobietą, którą kocha. Odmówił mi mówiąc, że do niej ma już drogę zamkniętą, a ja odpokutuję każdy dzień z tych siedmiu wspólnie spędzonych lat, które były dla niego ponoć koszmarem.
- Spróbujemy z nim porozmawiać i skłonić go do rozstania z tobą. To najlepsze wyjście. – Podnieśli się oboje z kanapy z zamiarem odwiedzenia swojego syna.

Siedział zatopiony nad papierami, gdy do gabinetu wsunęła się Violetta.
- Marek? Przyszli twoi rodzice. Chcą porozmawiać. Mam ich prosić?
- Tak, niech wejdą.
Przywitali się z nim niezbyt wylewnie. Matka wyglądała na zmartwioną, a ojciec przybrał surową minę.
- Byliśmy właśnie u Pauliny. Bardzo zbulwersowały nas te zdjęcia i to jeszcze w takiej plotkarskiej gazecie. Ona chce rozwodu. Powiedziała nam, że kocha tego Korzyńskiego.
- A ja ostatnio powiedziałem mamie, że nie dopuszczę już do sytuacji, byście wtrącali się w moje życie. Jeśli nie pamiętacie, to przypomnę, że od dawna jestem dorosły i wiem, co mam robić. Nie dam jej żadnego rozwodu. Wspólnie z nią zadecydowaliście o moim losie nie pytając mnie nawet o zdanie. Byłem tchórzem. Ciągle obawiałem się waszej reakcji, za słabo protestowałem. Teraz jestem o wiele silniejszy i wiem jak postępować. Nie ma we mnie tego strachu, co kiedyś. Możecie mnie wydziedziczyć, tego rodzaju szantaż już na mnie nie działa. Dam sobie radę i bez waszych pieniędzy.
- Nie mamy zamiaru cię wydziedziczać. Chcemy tylko, byś podszedł rozsądnie do sprawy i zwrócił jej wolność. Zarówno ona jak i ty męczycie się w tym związku.
- Ja męczę się w nim od lat. Wielka szkoda, że mieliście klapki na oczach i nie zauważyliście jaka ona naprawdę jest. To podła i mściwa kobieta, ale ja mam na nią sposób. Teraz niech i ona doświadczy tej męki, kiedy nie można być z osobą, którą się kocha. Niech się wścieka, niech się miota, niech się spala za złości. Ja nigdy nie dopuszczę, by zaznała szczęścia i nie pozwolę jej odetchnąć.
Opuszczali jego gabinet bardzo rozczarowani. Nie rozumieli postępowania ani Pauliny, ani swojego syna. Niech robią co chcą. Oni nie będą się już wtrącać.
 
 
 
aga (gość) 2013.03.28 17:44
małgosiu bardzo piekny rozdział , duzo emocji, ciesze sie ze ula urodziła zdrową i sliczną córeczke. podoba mi sie postawa przyjaciól uli oraz szefa uli. mam nadzieje ze juz niedługo ula i marek sie spotkaja i beda szczesliwi. czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
ps. smacznego jajka oraz radosnych świąt wielkanocnych
bogatego zajączka i mokrego śmigusa dyngusa
bewunia68 (gość) 2013.03.28 18:14
Ja ważyłam 3,2 kg ale byłam trochę krótsza. A tak na poważnie to był szybki poród jak na pierwsze dziecko. Postawa szwedzkich przyjaciół Uli i jej szefa - wspaniała. Pan Nilsson naprawdę docenił swoją asystentkę. Najlepsza opiekunka w żłobku, kierowca i podwyżka.
Paulina ma ciepło. Spowiedź przed Dobrzańskimi. Co jej jeszcze przygotował Marek?
Życzę Ci Małgosiu słonecznych,radosnych i zdrowych świąt.
MalgorzataSz1 2013.03.28 18:33
Aga. Bewunia.

Bardzo dziękuję Wam obu za świąteczne życzenia i ja życzę Wam spokojnych, pogodnych, radosnych świąt, bogatego zająca i mokrego dyngusu.

Tempo porodu Uli było rzeczywiście ekspresowe jak na pierworódkę. Nie chciałam się zbytnio rozwlekać przy samym porodzie i opisywać kolejnych jego etapów. Miało pójść szybko i sprawnie, a dziecko miało być jak najbardziej zdrowe. Jak sielanka to sielanka. Mniej sielankowo będzie miała pani Febo-Dobrzańska, bo to nie ostatnia niespodzianka ze strony Marka. To, co nastąpi w następnym rozdziale, powali dumną Włoszkę na kolana i skompromituje w najbardziej paskudny sposób, choć metoda kompromitacji jest już Wam znana. To oczywiście artykuły w brukowcu. Ciężko będzie jej pozbierać sięj z tej traumy, choć nie będzie to ostatni koszmar w jej życiu.
Jak pisałam już wcześniej spotkanie Uli i Marka będzie w 11 rozdziale. To już naprawdę niedługo więc doczekasz się Aga.

Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za życzenia i za komentarze. Serdecznie pozdrawiam. :)
elkanum (gość) 2013.03.28 20:52
Rozdział po prostu super. Coś tak przeczuwałam kto będzie matką chrzestną Hani. Oczywiście nie wiedziałam jeszcze jak dziecko Uli będzie miało na imię. Imię Hania mi się podoba. A tak w ogóle to świetnie, że Ula urodziła zdrową, piękną córeczkę. Szkoda, że jednak Marka przy tym nie było. Tak jak wszyscy czytelnicy nie mogę się doczekać kiedy wreszcie Ula spotka się z Markiem. Dobrze, że będzie to już w 11 rozdziale. Jakoś
wytrzymam ; - ) Cieszę się również z tego powodu, że Ula nie jest sama. Zawsze może liczyć na swoich przyjaciół. Na pewno tęskni za swoją rodziną. Mam nadzieję, że uda się jej wkrótce ze wszystkimi zobaczyć.Nie mogę już doczekać się następnego rozdziału. Trzymam kciuki za to żeby nie opuściła cię wena, chęć do pisania. Podczas gdy ty będziesz myślała nad kolejnym rozdziałem ja przeczytam Twoje wszystkie opowiadania ; - D Pozdrawiam Cię i życzę Ci żeby te święta były dla Ciebie wesołe i radosne ; - )
MalgorzataSz1 2013.03.28 21:01
Elkanum.

Zawitałam na Twój blog i chyba muszę się wgryźć w niego głębiej, bo wiele rzeczy jeszcze nie ogarniam. Jak tylko znajdę chwilę, to bardziej pochylę się nad nim. Przede wszystkim muszę zapamiętać, kto jest kim, a to będzie trudne, bo sporo osób się przewija przez treść notek.
U mnie wszystko zaczyna się układać jak deska barlinecka. Powolutku zmierzamy do finału. Do szczęśliwego finału.
Następny rozdział będzie przełomowy i chyba pojawi się tuż po świętach we wtorek.
Ja bardzo dziękuję Ci za wpis i również życzę udanych świąt. Wszystkiego dobrego. :)
truskaweczka (gość) 2013.03.28 23:02
Hania! Jakie śliczne imię:) Jaka szkoda, że Marek nigdy nie będzie miał szansy zobaczyć jej takiej malutkiej:( Ula ma przynajmniej tę cząstkę Marka, tylko dla siebie, a on nie ma nic. Mała powinna nosić teraz nazwisko ojca i dorastać w szczęśliwej rodzinie, a tym czasem...No cóż...Mam nadzieję, że to nie potrwa już długo:)
Jak dla mnie to rodzice Marka są Co najmniej DZIWNI :)
Nie mówiąc już o Paulinie, która sama nie wie czego chce.
Wciąż bardzo czekam na spotkanie Marka i Uli jak wiesz:)
Nie mogę się doczekać dziesiątej części:)
Pozdrawiam cieplutko:****
Ps
Jak znajdziesz chwilę to zapraszam do mnie na kolejną część Zawiłości Miłości:)
Seraphina (gość) 2013.03.29 01:03
Droga Małgosiu,
rozdział piękny. Mała Hania śliczna i zdrowa :) Bardzo mnie to cieszy. Dziadek Józef też był zadowolony :) Fajnie że Ula ma tylu przyjaciół, na których może liczyć.
Szkoda mi tylko Marka. Jak zwykle w oczach rodziców wychodzi na tego złego. To takie nie sprawiedliwe.
Serdecznie dziękuje za ten rozdział. Z mocno bijącym sercem czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam Cię :)
MalgorzataSz1 2013.03.29 08:24
Truskaweczko, Seraphino

Bardzo Wam dziękuję za miłe komentarze. Ja sama nie będę się zbytnio dzisiaj rozwlekać., bo nie czuję się dobrze i cięzko mi się myśli.
Mała Hania będzie nosić nazwisko Marka, ale do tego jeszcze trochę. Najpierw muszą się spotkać i porozmawiać, a także wyjaśnić sobie wszystko.
Dobrzańscy seniorzy nadal mają do syna ukryty żal, że nie potrafił pokochać Pauliny, choć ta ostatnio mocno ich skompromitowała. To się też zmieni. Cierpliwości.
Serdecznie obie pozdrawiam.:)
Abstrakt (gość) 2013.03.29 19:14
Witaj Małgosiu :-)
Nie umiem wykrzesać z siebie radości i bynajmniej nie ma to związku z historią Marka i Uli.... Jestem porażona tym co jest za oknami, i nie umiem tego pojąć. Niby natura więc może nie powinnam nawet starać się zrozumieć ale jak tu żyć.... :-)

A wracając do sedna :-) Bardzo kibicuję Markowi, w tym opowiadaniu bardzo lubuję się w jego przemianie i tym jak miłość może determinować. Są głosy, że nie ta kolejność ale ja uważam, że to właśnie ten pieprz :-)
Cud narodzin zawsze ściska mnie za gardło, znowu podajesz to we wzruszający sposób. Hania.... Haneczka.... Hanna.... Piękne imię :-)
Czekam na piękne poznanie, już wiem, że takie będzie :-)

Małgosiu, przy okazji tego listu chciałam życzyć Tobie rodzinnych Świąt, smacznych, pogodnych choć nie wiem czy to nie jest dosłownym nadużyciem :-) a także odrobiny odpoczynku. Wszystkiego najlepszego :-)
Pozdrawiam serdecznie :-)
Amicus (gość) 2013.03.29 21:36
Gosiu,
Ty doskonale wiesz, że uwielbiam Twoje opowiadanie. Budkowski jest coraz bliżej rozwiązania 'zagadki'. Już czuję unoszące się w powietrzu napięcie. Jeszcze chwila, jeszcze moment i wreszcie Marek dowie się prawdy o miejscu pobytu Uli. Uli i Hani. Mała Dobrzańska z pewnością od samego początku skradnie serce tatusia i spowoduje, że Marek będzie pękał z dumy.
Wybacz, że dziś się nie rozpisuję, ale jestem jeszcze w kiepskiej kondycji. Niemniej dziękuję Ci za kolejny rozdział tej cudownej historii. A no i oczywiście zapomniałabym o Febo. Z niecierpliwością czekam co Marek jeszcze dla niej szykuje! Pozdrawiam! :)
MalgorzataSz1 2013.03.30 11:12
Abstrakt. Amicus.

Widok za oknem i mnie nie nastraja optymistycznie a w dodatku następny tydzień po świętach nie będzie lepszy. Na padający śnieg reaguję wręcz alergicznie, bo nie znoszę zimy. Ruchomość moich stawów jest kiepska i bez śniegu, a co dopiero, gdy zalega wszędzie.
Ale ad rem. Marek się zmienił. Już nie ma w nim tej niepewności, braku decyzyjności i obaw. Można powiedzieć, że do upatrzonego celu prze bardzo konsekwentnie. Na argumenty rodziców wreszcie pozostaje głuchy, bo uznał, że swój rozum ma i najlepiej wie, co dla niego najlepsze. Spotkanie będzie wzruszające, a przynajmniej taką mam nadzieję. Za dużo nie będę się rozpisywać na ten temat, bo najlepiej Wy ocenicie to czytając rozdział. Reakcję Marka na widok Hani też póki co, pominę milczeniem.
Natomiast Febo będzie bardzo sponiewierana. Nie pod względem fizycznym, ale moralnym. Ciężko będzie jej przeżyć kolejny skandal, ale o tym już w następnej części.
Amicus, mam nadzieję, że szybko odzyskasz dobrą formę. Mnie też ostatnio ciągle coś nęka. U mnie to raczej wynik starości. Nie jestem już taka odporna jak kiedyś.
Dziewczyny bardzo dziękuję za wpisy. Obu życzę udanych, spokojnych i zdrowych świąt. Serdecznie pozdrawiam. :)

Marcysia (gość) 2013.03.30 14:55
Małgosiu,
cudownie, że pojawiła się nowa bohaterka - Hania. Myślałam, karmiłam się złudną nadzieją, że przy podawaniu danych Ula powie "Hanna Dobrzańska". W sumie nie wiem, czy jest mozliwe, żeby podać nazwisko ojca bez jego wiedzy. Ale chyba nie.
A żona Marka traci grunt pod nogami. Dławi się tym, czym dławił się wcześniej Dobrzański. Jest raniona własnymi metodami - kontrolą, "przesłuchaniami". Sprawdza się tu doskonale teza, że wszystko, co zrobimy, kiedyś do nas wróci. Nie tylko to, co dobre, ale równiez to, co złe.
Czekam na kolejną część i życzę Ci wesołych, pogodnych i prawdziwie rodzinnych Świąt.
MalgorzataSz1 2013.03.30 16:27
Marcysiu.

Po narodzinach córki Ula nie mogła podać nazwiska Dobrzańskiego. Przede wszystkim była pewna, że Marek, to dla niej rozdział zamknięty i że nigdy go już nie spotka. Poza tym nie miała pojęcia, czy narodziny małej Hani nie skomplikowałyby mu życia. Miała nadzieję, że jego pożycie z Pauliną jest w miarę dobre i on pogodził się z takim stanem rzeczy. To właśnie dlatego, póki co, Hania nazywa się Cieplak.
W następnym rozdziale Paulinę spotka kolejny cios i ten będzie jeszcze bardziej dotkliwy niż poprzedni. Złe uczynki wyrządzone przez nas do nas wracają, dobre również i ja w to wierzę.
Dziękuję, że w ferworze świątecznych przygotowań znalazłaś jeszcze czas na komentarz. Życzę Ci miłych i pogodnych świąt, choć za oknem daleko do pogodnego ideału. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Amicus (gość) 2013.03.30 22:18
Małgosiu, zapraszam Cię na nowy rozdział. Pozdrawiam świątecznie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz