Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Wariacje na temat Uli i Marka" - rozdział 14

 "Wariacje na temat Uli i Marka"

09 marzec 2012  
ROZDZIAŁ XIV


Część 1



Objęci wracali wolno ze stajni do hotelu. Rozbawione i szczęśliwe ich dwa szkraby biegły przed nimi wesoło pokrzykując, podskakując i co chwilę obracając się w kierunku rodziców, jakby chciały się upewnić, czy wciąż za nimi idą. Marka wzruszył ten obrazek, który miał przed sobą. Czy mógł kiedykolwiek marzyć, że spotka go tyle dobrego na raz? Ula zerknęła na niego z ukosa i dostrzegła łzy płynące mu po policzkach.
- Marek, co się stało? Dlaczego płaczesz? – Przetarł rękawem bluzy mokre policzki i przygarnął ją mocniej do siebie.
- Ze szczęścia kochanie. Nie zasłużyłem na nie, ale bardzo doceniam i jestem tak niezmiernie wdzięczny Bogu, ze wysłuchał moich próśb i pozwolił mi cię odnaleźć, to znaczy was odnaleźć.
- Nie zadręczaj się już poczuciem winy – pogłaskała go po ramieniu. – Cieszmy się tym, co tu i teraz. Czas też pomyśleć o przyszłości i na tym powinniśmy się skupić. Sam mówiłeś, żeby przeszłość odciąć grubą kreską. Ja to zrobiłam, ale ty, jak widzę jeszcze nie. Przestań robić sobie wyrzuty i po prostu zapomnij. Ja ci wybaczyłam. Teraz ty musisz wybaczyć sam sobie. – Przytulił ją i pocałował w skroń.
- Jesteś piękną i bardzo mądrą kobietą Urszulo Cieplak.
- A ty miłością mojego życia i ojcem naszych dzieci. Bardzo przystojnym i seksownym ojcem. – Roześmiali się. Słysząc śmiech rodziców dzieci podbiegły do nich chwytając ich za ręce.
W dobrych humorach wesoła gromadka przekroczyła próg hotelu natykając się na Marię. Ta podeszła do nich i uściskawszy dzieciaki, powiedziała.
- Macie dzisiejsze popołudnie wolne. Najpierw zjedzcie obiad, a potem ty Ula przyprowadzisz do mnie bliźniaki. Zabierz Marka na spacer. Może jest jeszcze coś, o czym powinniście porozmawiać.
- Dziękujemy pani Mario – odezwał się Marek. – Sam chciałem pójść do pani z prośbą o przypilnowanie dzieci. Rzeczywiście jest jeszcze coś, o czym chciałbym porozmawiać z Ulą.
- Mam się bać? – Ula popatrzyła na niego zdziwiona.
- No, co ty? Powiedziałem ci przecież, że już nigdy nie narażę cię na żadne przykrości. – Uspokoił ją. – To idziemy coś zjeść? W brzuchu mi burczy.
- Nam też, nam też burczy! – Marysia i Jasiek podskakując wesoło, podbiegli do drzwi jadalni.
Obiad upłynął w wesołej atmosferze. Musieli pomóc dzieciom, bo nie bardzo radziły sobie jeszcze ze sztućcami. Obydwoje mieli umazane buraczkami buzie, co wywołało śmiech zarówno Uli jak i Marka.
- Są takie ruchliwe, nawet przy jedzeniu nie usiedzą spokojnie. Trudno je nakarmić, a szczególnie trafić im łyżką do buzi, jak się kręcą, ale i tak poradziliśmy sobie świetnie. – Chichotała rozbawiona Ula.
- Chodźcie brudaski, trzeba was umyć. - Marek zabrał córkę, a Ula syna. Czyste i przebrane w świeże ubranka zaprowadzili do pani Marii.
- Zostawiamy je, a sami idziemy nad jezioro. Pamiętajcie, nie męczcie babci. – Maria zwróciła się do dzieci.
- Będziemy czytać bajki, chcecie?
- Chcemy! – Krzyknęły radośnie sadowiąc się już na jednym z foteli.
- To my idziemy – posyłając swoim aniołkom powietrznego całusa, złapała Marka za rękę i wyciągnęła z pokoju.

Stali objęci na pomoście wpatrując się w nieruchomą taflę jeziora. Czasem tylko lekki wietrzyk marszczył jej powierzchnię. Trwali w ciszy, zamyśleni. Przywarł do jej pleców opierając swój podbródek na jej ramieniu.
- Wiesz, przypomniał mi się nasz wspólny pobyt tutaj. – Powiedział cichym głosem Marek. - Wtedy, kiedy kazałaś mi wyjść na godzinę i przewietrzyć głowę. Stałem tu w tym miejscu z niepokojem w sercu. Czułem się wtedy podle. Liczyłem, że wymyślisz coś w sprawie raportu i przyznam szczerze, że też nie widziałem innej możliwości niż sfałszowanie go. Nie chciałem jednak nic ci sugerować i zmuszać do czegokolwiek. Kiedy sama to zaproponowałaś, byłem najpierw w szoku, a potem już wiedziałem, że robisz to z miłości. Ta noc wtedy… Ula ja nigdy nie przeżyłem takiej nocy wcześniej. Dałaś mi tyle uczucia, a ja zrozumiałem wtedy, że tylko z tobą mogę dzielić życie, z nikim innym. Zrozumiałem jak bardzo jesteś mi bliska i jak bardzo cię kocham. To były jedne z najpiękniejszych chwil w moim życiu, a potem wszystko zniszczyłem…
Odwróciła się w kierunku jego twarzy.
- Proszę cię zapomnij o tym i nie zadręczaj się już. Ja nigdy nie będę robić ci wyrzutów. Było, minęło. Nie wracajmy do tego. Cieszmy się tym, co mamy, a mamy przecież tak wiele. Mamy siebie i przede wszystkim nasze dzieci. To im teraz trzeba się poświęcić i próbować stworzyć im szczęśliwe dzieciństwo. Dobrze się stało, że odnaleźliśmy się i razem możemy je wychowywać w pełnej rodzinie. Jeden rodzic to za mało.
- Ula? Zastanawiałaś się już może nad naszą wspólną przyszłością? Chciałbym, żebyście wrócili do Warszawy. Nie od razu oczywiście. Najpierw muszę zapewnić wam odpowiednie warunki, pomyśleć o jakimś domu. Moje mieszkanie na Siennej jest zbyt małe. Trudno było by się nam tam w czwórkę pomieścić. Jak tylko wrócę, to zaraz rozejrzę się za jakimś domem. Postaram się o foldery i przyjadę, żebyś mogła je obejrzeć i pomóc podjąć mi decyzję. Co ty na to?
- Szkoda mi będzie stąd wyjeżdżać. Przyzwyczaiłam się, mam tu oddanych przyjaciół, panią Marię, tu urodziłam nasze dzieci, ale wiem, ze nie mogłabym tu zamieszkać na zawsze. Nie teraz, gdy jesteśmy wreszcie razem. Powinieneś dać mi jednak trochę czasu. Muszę tu wszystkich przygotować na mój wyjazd, a przede wszystkim Marię, bo jej będzie najtrudniej się pogodzić z tym, że wyjadę razem z dziećmi i nie będzie mogła się nimi opiekować tak, jak do tej pory.
- Wiem Ula i nie będę cię pospieszał. Chciałbym też, żebyśmy urządzili zaręczyny, takie prawdziwe, z pierścionkiem w gronie naszych bliskich. Marzę też o tym, żebyśmy wreszcie i w świetle prawa stali się rodziną. Myślę o ślubie. Nie każesz mi za długo z tym zwlekać, prawda?
- Nie, nie będziemy zwlekać. Nasze dzieci powinny nosić twoje nazwisko. Trzeba jednak podejść do wszystkiego po kolei, systematycznie. Najpierw dom, potem zaręczyny i na końcu ślub. Tak chyba będzie najlepiej. – Popatrzyła mu w oczy szukając aprobaty. Uśmiechnął się pokazując w całej okazałości garnitur białych zębów i dołeczki w policzkach.
- Kocham cię, bardzo, bardzo, bardzo. – Pochylił się, czule i namiętnie całując jej usta. Gładził jej plecy, przytulając ją coraz mocniej do siebie. Znaczył ślady pocałunków na jej policzkach, szyi i dekolcie. Dłońmi zjechał do linii pośladków. Zesztywniała w jego ramionach, a on się opamiętał.
- Marek nie, jeszcze nie teraz. Nie śpieszmy się.
- Poczekam Ula, tyle ile będzie trzeba, aż będziesz gotowa. Teraz mogę czekać nawet całą wieczność wiedząc, że jesteś ze mną.
- Całą wieczność? – Spojrzała rozbawiona w jego oczy – Nie wytrzymałbyś tyle.
- Wytrzymałbym. – Zrobił poważną minę. – Od kiedy odeszłaś nie byłem z żadną kobietą. Nie mógłbym. Nie po tym, co zaszło między nami. To by było jak zdrada, a ja, mimo, że nie było cię przy mnie, nie chciałem cię zdradzać. – Była mu wdzięczna za te słowa, przybliżyła swoje usta do jego ust i wszeptała w nie.
- Dziękuję, mój ty wierny rycerzu. – Znowu smakował jej pełnych, słodkich warg, za którymi nie tak dawno rozpaczliwie tęsknił.

Część 2

Jego pobyt dobiegał końca. Musiał wracać. Długo ściskał i całował dzieci tuląc je w ramionach.
- Bądźcie grzeczne i opiekujcie się mamusią. Ja wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł.
Płakały cichutko. Nie chciały, żeby wyjeżdżał. Kroiło mu się serce na widok tych płaczących aniołków. Łzy same mu pociekły po policzkach.
- Nie płaczcie. Będę codziennie do was dzwonił rano i wieczorem. Będziecie mi opowiadać, co robiłyście, dobrze? – Zapłakane pokiwały główkami na znak zgody. Podszedł do Uli, której też zdradliwa wilgoć wypływała z oczu. Przytulił ją mocno.
- To tylko na chwilę kochanie. Niedługo przyjadę. Będziemy w stałym kontakcie. Teraz już mi nie znikniesz, prawda? – Rozszlochała się i wtuliła w jego ramię.
- Kocham cię i będę bardzo tęsknić. – Wyszeptała zdławionym od płaczu głosem.
- Ja też was kocham kotku i moja tęsknota będzie potrójna, ale damy radę. Dla nas i dla naszych dzieci. Ostatni raz przygarnął ich wszystkich do siebie i ucałował. Wsiadł do samochodu ze ściśniętym sercem i ruszył obserwując w lusterku nad głową znikającą mu z każdym pokonanym przez samochód metrem, Ulę i dzieci.

Poniedziałkowy poranek był ciężki, dla niektórych. Po rozleniwiającym weekendzie nie każdy pałał entuzjazmem do pracy. Sebastian Olszański właściwie we wszystkie dni tygodnia oprócz sobót i niedziel, był niechętnie nastawiony do zrobienia czegokolwiek. Z natury był leniem i nie lubił się przemęczać, ale ten poniedziałek był wyjątkowo dla niego trudny. Violetta nie dawała mu żyć. Ciągle ciosała mu kołki na głowie w sprawie Marka. Wczorajszy wieczór, też przegadali o nim. Dlaczego się tak zmienił, dlaczego jest ciągle nie w humorze, na pewno gnębi go jakaś choroba… Tego typu rzeczy nie dawały Violetcie spokojnie egzystować, a co za tym idzie i jemu samemu. Minęło kilka godzin zanim spokojnie wytłumaczył jej, o co w tym wszystkim chodzi. Słuchając tych rewelacji nie mogła uwierzyć, jak to się stało, że nic nie zauważyła, że Marek z Brzydulą… Nie, no teraz już z Piękniulą. Musiała przyznać, że kiedy widziała ją po raz ostatni przed odejściem z firmy, była już piękna.
- No i co. Tak nagle znikła? Zapadła się pod ziemię? – Zasypywała go gradem pytań. – Jesteś jego przyjacielem, nie mogłeś mu pomóc szukać? Ludzie nie znikają tak po prostu.
- Violetta, uspokój się. Ona jednak ukryła się tak, żeby jej nie znalazł. Kocha ją, dlatego się tak zmienił. Dręczy go sumienie. – Popatrzyła na niego pogardliwie.
- Jesteście obaj, jak te dwa głupki. Ciebie też powinno dręczyć Po tym, co namieszaliście to nic dziwnego, że nie chce mieć z wami do czynienia. Ja na jej miejscu wydrapałabym wam oczy. – Sapała z oburzenia.
Uciekł przed nią do gabinetu w ten poniedziałkowy poranek. Musiał odetchnąć. Ułożył się wygodnie w fotelu zakładając nogi na biurko. Nie dane mu było jednak za długo trwać w takiej pozycji, bo do gabinetu wpadł sam prezes z dziwnie szczęśliwym i rozanielonym wyrazem twarzy.
- Cześć Seba, jak firma? Stoi jeszcze? – Olszański otworzył usta ze zdumienia. Dawno nie widział swojego przyjaciela w tak radosnym nastroju. Opamiętał się jednak
- Dobrze się czujesz? – Zapytał ostrożnie.
- Znakomicie. Nigdy nie czułem się lepiej? – Taka odpowiedź wzbudziła jeszcze większe wątpliwości Sebastiana, co do dobrej kondycji zdrowia psychicznego prezesa.
- Co spowodowało u ciebie tak diametralnie różne nastawienie do życia od tego, które obserwowałem jeszcze tydzień temu?
- Znalazłem ją. – Zdumienie kadrowego osiągnęło maximum. Zaczął się dławić własną śliną, a oczy niemal wypadły mu na biurko.
- Zna… Znalazłeś ją? Gdzie?
- Pamiętasz ten nasz wspólny weekend w tym ośrodku kilkanaście kilometrów za Warszawą?
- Pamiętam.
- Tam właśnie pojechałem tydzień temu, żeby powspominać i kogo pierwszego zobaczyłem po wyjściu z samochodu? Ją właśnie. – Zakończył triumfalnie.
- Ale, jak to? Ona też przyjechała w tym samym czasie, co ty?
- Nie Seba, to długa historia. Okazało się, że właścicielką tego hotelu jest przyjaciółka naszej Ali. To właśnie Ala podsunęła Uli pomysł, żeby wyjechała tam odpocząć. Ula nawet nie wiedziała wtedy, gdzie tak naprawdę jedzie. Maciek ją wiózł. Dopiero jak zjechali z autostrady, zorientowała się, że zna to miejsce. To tam właśnie się zaszyła. Ale to nie wszystko. Trzymaj się mocno, bo nie uwierzysz. Po jakimś czasie okazało się, że Ula jest w ciąży. Ze mną. Ten wspólny weekend okazał się brzemienny w skutki. Po badaniu lekarskim dowiedziała się, że to będą bliźnięta. – Olszański siedział wbity w fotel i słuchał tych rewelacji z otwartymi ustami.
- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś ojcem? Masz dzieci? – Przetarł nerwowo czoło.
- Tak Seba. Dwójkę najcudowniejszych dzieci pod słońcem. Dziewczynkę i chłopca. Marysię i Jasia. Mają rok i osiem miesięcy i są bardzo do mnie podobne. Zresztą pokażę ci zdjęcia, bo zgrałem na płytę, to sam zobaczysz. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki pudełko i wręczył przyjacielowi.
Sebastian wsadził płytę do komputera i uruchomił. Raz po raz przewijały się slajdy przed ich oczami. Nie mógł uwierzyć, ale musiał przyznać, że podobieństwo dzieci do ich ojca było uderzające. Na jednym ze zdjęć dostrzegł Ulę.
- Boże! Jaka ona piękna. Jeszcze bardziej wypiękniała po dzieciach. Zazdroszczę ci stary. Dostałeś to, co najlepsze. Gratulacje. Twoi rodzice wiedzą?
- Wiedzą i nawet przyjechali tam w zeszłą sobotę, bo nie mogli się już doczekać, żeby poznać wnuki. Są przeszczęśliwi. Jest jeszcze coś, o czym muszę ci powiedzieć.
- Nie wiem, czy moje serce wytrzyma kolejną dawkę takich nowin. No, ale mów, mów.
- Długo rozmawialiśmy Sebastian i wyjaśnialiśmy wszystko krok po kroku. Wybaczyła mi krzywdę, jaką jej wyrządziłem. Potem oświadczyłem się jej, a ona się zgodziła. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi przyjacielu. Teraz tylko muszę znaleźć jakiś dom, żebym mógł ich sprowadzić do Warszawy, a potem ślub. Niewykluczone, że jeszcze przed waszym. Chcę, żeby dzieci nosiły moje nazwisko i to jak najszybciej. Może uda mi się pozałatwiać wszystko do sierpnia. To chyba dobry miesiąc na ślub. Dzieci będą miały już dwa lata i mogą poprowadzić rodziców do ołtarza, nie? – Zaśmiał się radośnie wizualizując sobie tą scenę oczami wyobraźni.

Ula wyszła cichutko z pokoju bezszelestnie zamykając za sobą drzwi. Wreszcie udało się jej uśpić dzieci. Długo nie mogła ich uspokoić po wyjeździe Marka. Rozpaczliwie płakały, nawet nie chciały jeść kolacji. W końcu zasnęły zmęczone płaczem i jej ciągłymi zapewnieniami, że tatuś niedługo przyjedzie. Musiała teraz porozmawiać z Marią. Zupełnie nie wiedziała, jak ma jej przekazać wiadomość, ze nie zostanie, bo musi na nowo ułożyć sobie życie z Markiem. Obawiała się reakcji Marii. Jak ona zniesie powrót do samotnie spędzanych wieczorów przy kominku? Miała jednak świadomość, że taka rozmowa musi się odbyć. Cicho zapukała do drzwi i wślizgnęła się do środka. Maria siedziała w swoim fotelu trzymając w dłoniach kubek z kakao.
- Zasnęły? – Spytała. Ula kiwnęła głową.
– Już myślałam, ze nie zasną z tych emocji. – Usiadła w fotelu obok i splotła na kolanach dłonie.
- Pani Mario chciałabym porozmawiać. – Maria spojrzała na nią wyczuwając niepewność w jej głosie.
- Chcesz odejść? – Ni to spytała ni stwierdziła.
- Skąd pani wie? – Spytała zaskoczona.
- Dziecko. To było do przewidzenia. Czy ty myślisz, że ja już nie zauważam niczego? Jestem stara, ale coś niecoś jeszcze widzę. Widzę, jak on cię kocha, jakim bezgranicznym uczuciem darzy ciebie i wasze dzieci i widzę też, jak ty kochasz jego. Dzieci też go pokochały, czego dowodem był dzisiejszy ich płacz po jego odjeździe. Myślisz, ze będąc świadoma waszych relacji byłabym skłonna namawiać cię egoistycznie, żebyś tu została? Jak miałoby to wyglądać? On tam w Warszawie a ty tu z dziećmi? Nigdy nie dopuściłabym do takiej sytuacji. Mam jednak nadzieję, że będziecie mnie często odwiedzać, bo będę tęsknić za tobą i bliźniakami.
- Zapewniam panią, ze będziemy przyjeżdżać tak często, jak to tylko będzie możliwe. Dzieci panią kochają. Traktują jak babcię. Nie mogłabym ich tego pozbawić. Tak szybko jednak nie wyjadę. Marek musi znaleźć nam dom, bo mieszkanie, w którym teraz mieszka, jest dla nas za małe. Poza tym oświadczył mi się i chce jak najszybciej wziąć ślub.
- Naprawdę? Nic nie mówiłaś. On jest jednak porządnym człowiekiem. Ma dobry charakter. Najwyraźniej się zmienił, w porównaniu z tym, co mówiłaś mi o nim wcześniej.
- Tak i ja to zauważyłam. Jest zupełnie inny niż dawniej. – Zamyśliła się.
– Uleńko? – Maria przerwała jej rozmyślania. – Mam do ciebie prośbę. Zanim wyjedziesz, chciałabym, żebyś przyuczyła nową dziewczynę do prowadzenia księgowości.
- Znalazła już pani kogoś na moje miejsce? – Ucieszyła się Ula.
- Tak po prawdzie to nie szukałam, ale rozmawiałam parę dni temu z doktorem Kosteckim. Pytał mnie, czy nie znalazłaby się jakaś praca w hotelu dla jego bratanicy. Dziewczyna skończyła ekonomię i nigdzie nie może znaleźć pracy. Już wtedy widząc ciebie i Marka razem pomyślałam, że na pewno tu nie zostaniesz, dlatego powiedziałam doktorowi, że chętnie ją zatrudnię u siebie. Przyuczysz ją?
- Oczywiście, że tak. Miałabym wyrzuty sumienia zostawiając panią bez pomocy.
- Dziękuję ci dziecko.
- Pani Mario – Ula podniosła się z fotela i podeszła do staruszki. Pani mnie dziękuje? Ja nic takiego nie zrobiłam. To ja pani dziękuję za wszystko. Za opiekę nade mną i dziećmi. Za wsparcie, słowa otuchy, za pracę. Mogłabym jeszcze długo wymieniać. Nigdy nie zdołam się pani odwdzięczyć za przychylność dla mnie, za okazane serce i za to, że pokochała pani moje dzieci jak własne. – Schyliła się i ucałowała dłoń Marii.
- Kocham cię córeńko. – wyszeptała wzruszona Maria ocierając łzy z pomarszczonych policzków.
- I ja panią kocham całym sercem. – Teraz płakały już się obie tuląc się do siebie.
- Pójdę już. Na pewno chce pani odpocząć. Wykończyła nas emocjonalnie ta rozmowa. Trzeba się uspokoić. Dobranoc pani Mario.
- Dobranoc kochanie, dobranoc.

Część 3

Podśpiewując jakąś melodyjkę pod nosem prezes Dobrzański wkroczył do sekretariatu. Ujrzawszy stojącą przy biurku Violettę rzucił teczkę, pochwycił ją w ramiona, okręcił kilka razy i wycisnął na jej policzkach dwa siarczyste buziaki.
- Witaj Violetto. Nie zawarłaś przez ten tydzień, jak mnie nie było, jakiegoś intratnego kontraktu? – Rzucił radośnie. Oszołomiona Viola stanęła z nim twarzą w twarz przyglądając mu się uważnie.
- Marek dobrze się czujesz? Co ty dzisiaj taki wesoły, jak jakiś gawroneczek?
- Tak, czuję się świetnie i jestem zdrowy jak ryba albo… inny koń. Zrobisz mi kawy? – Zapytał z nadzieją.
- Zrobię, pewnie, że zrobię. Jesteś dzisiaj jakiś dziwny. Powiedziałabym, że taki jak kiedyś. To chyba nie jest zdrowy objaw. Wiesz ludzie czasami mają jakieś upojenia od nieszczęśliwej miłości.
- Urojenia, jak już. Poza tym o czyjej miłości mówisz? – Zaniepokoił się Dobrzański.
Viola gwałtownie przycisnęła rękę do ust.
– O rany, miałam nic nie mówić.
- No to skoro już chlapnęłaś to dokończ.
- Bo ja wszystko wiem. Sebastian mi powiedział. O Ulce i o tym jak ty ją nieszczęśliwie kochasz.
- To prawda Viola. Kochałem ją nieszczęśliwie, ale sytuacja się zmieniła. Odnalazłem ją i teraz, jak widzisz jestem bardzo szczęśliwy. – Uśmiechnął się z rozmarzeniem.
- Naprawdę i wybaczyła ci to świństwo?
- Tak wybaczyła. I powiem ci jeszcze coś, tylko nie wygadaj się, bo polecę ci po premii. – Violetta podniosła do góry dwa palce.
- Przysięgam, że nikomu nie powiem. U mnie jak w grobie. Ani mru, mru. – Uspokojony takim zapewnieniem Marek nachylił się i wyszeptał jej do ucha.
- Mam z Ulą dwójkę dzieci. Bliźniaki. Chłopiec i dziewczynka.
- O jeżuniu… to jakiś cud. – Od razu dwójka. Jak ja jej zazdroszczę. Musze poprosić Sebulka. Ja też chcę mieć od razu dwoje. No… prezesie – klepnęła go z całej siły w ramię - spisałeś się na metal*. Przyjedzie tu?
- Jeszcze nie teraz. Muszę kupić dom i dopiero będę mógł wszystkich przywieźć.
- Jak będziesz się z nią widział, to pozdrów ją ode mnie i Sebulka. Bardzo chciałabym ją zobaczyć.
- Na pewno będzie jeszcze okazja – pocieszył ją Marek. – Nie łącz mnie teraz z nikim i zrób mi tę kawę, OK.?
- Dobra, już robię.
Wszedł do gabinetu. Z ulgą usiadł na fotelu. Spojrzał na zegar. Dziewiąta trzydzieści. Postanowił zadzwonić do Uli. Wyjął komórkę i wybrał jej numer. Po paru sygnałach odezwała się.
- Cześć kochanie.
- Witaj kotku. Musiałem zadzwonić, bo tęsknię bardzo za wami.
- My za tobą też. Wczoraj nie mogłam uśpić dzieci. Bardzo płakały.
– Mnie też było strasznie smutno, że musiałem was zostawić. Za chwilę zacznę przetrząsać Internet. Może uda mi się znaleźć jakiś porządny dom do kupienia. Chcę to szybko załatwić i mieć już was przy sobie.
- Ja jeszcze wczoraj odbyłam rozmowę z panią Marią.
- I jak zareagowała?
- To bardzo mądra kobieta Marek. Powiedziała mi, że jak tylko zauważyła, jak bardzo się kochamy i jak nasze dzieci pokochały ciebie, to już wiedziała, że ją opuszczę. Załatwiła nawet zastępstwo i za parę dni będę przyuczać nową dziewczynę, która zajmie moje miejsce. Postawiła tylko warunek, że musimy ją często odwiedzać, bo będzie bardzo tęsknić za dziećmi i za mną. Obiecałam jej to. Nie masz nic przeciwko temu, prawda?
- Oczywiście, że nie. Bardzo polubiłem ją i to miejsce. Nasze dzieci też za nią będą tęsknić i za Witkiem także. Widziałem jak są do niego przywiązane. Nie mógłbym odciąć ich od ludzi, których kochają.
- Dziękuję ci Marek, uspokoiłeś mnie.
- Masz tam w pobliżu nasze skarby. Chciałem z nimi chwilę porozmawiać.
- Już ci daję. Najpierw Marysia.
Usłyszał, jak woła dzieci, mówiąc im, że tata dzwoni i ich radosny pisk. Uśmiechnął się do słuchawki.
- Halo – dotarł do niego dziecięcy głosik.
- Witaj córeczko, co porabiasz?
- Bawimy się z Jasiem w piasku. Stawiamy babki, ale nie takie do jedzenia. Kiedy przyjedziesz?
- Już niedługo. Tęsknisz za mną? Bo ja bardzo, bardzo za wami tęsknię.
- My też. Wczoraj płakaliśmy.
- Nie płaczcie więcej, bo mamusi jest wtedy smutno, dobrze?
- Nie będziemy. Teraz Jasiek. Pa tatusiu, kocham cię. – Prawie się rozpłakał słysząc te słowa.
- Tatusiu, to ja Jasiek.
- Witaj synku. Słyszałem, ze bawisz się w piasku.
- No, a potem pójdziemy z mamusią na koniki do wujka Witka.
- Kocham cię synku. Bardzo. Dasz mi jeszcze do telefonu mamusię?
- Halo, Marek?
- Boże Ula, po rozmowie z nimi jestem rozbity emocjonalnie. Nie wiem jak ja bez was wytrzymam. Muszę jak najszybciej kupić ten dom.
- Wytrzymasz. Pamiętasz, co mi powiedziałeś przed odjazdem? „Damy radę” i tak się stanie.
- Kocham cię skarbie. Uważaj na siebie i na nasze dwa promyczki. Być może, że zdołam się urwać koło środy i przyjadę, chociaż na parę godzin, ale jeszcze dam ci znać. Zadzwonię wieczorem, bo obiecałem to przed wyjazdem dzieciom. Do usłyszenia. Całuję was wszystkich mocno.
- Do usłyszenia kochanie.
Uśmiechnął się do swoich myśli. Zadzwonił jeszcze do rodziców i zapowiedział się z wieczorną wizytą. Ucieszyli się. Nie mogli doczekać się wieści o swoich wnukach.
Wreszcie zaczął przeglądać oferty w Internecie, ale żadna z nich nie przypadła mu do gustu. Wstał zniechęcony od biurka. – Chyba będzie trudniej niż przypuszczałem.

Po pracy pojechał do rodziców. Wieczorem jednak chciał być już w domu, żeby spokojnie móc porozmawiać z dziećmi. Helena i Krzysztof uściskali go mocno i poprowadzili do jadalni na spóźniony obiad. Podczas jego trwania zasypali go gradem pytań. Na wszystkie odpowiadał cierpliwie. Opowiedział im o swoich planach dotyczących oficjalnych zaręczyn.
- Poczekaj chwilę synku, mam pewien pomysł. – Z tajemniczą miną wyszła z pokoju. Po chwili wróciła niosąc dość pokaźnych rozmiarów szkatułkę. Otworzyła ją i z jej czeluści wyciągnęła małe, niebieskie, obite aksamitem pudełeczko. Zwróciła się do Marka.
- Zobacz kochanie. – Otworzyła wieczko, a jego oczom ukazał się misternie zdobiony, niedużych rozmiarów pierścionek z szafirem. Prawdziwe arcydzieło sztuki jubilerskiej.
- Ten pierścionek jest w rodzinie od ponad stu lat. Byłabym szczęśliwa, gdybyś zechciał podarować go Uli, jako pierścionek zaręczynowy.
Odjęło mu mowę. Klejnot był naprawdę piękny i tak bardzo pasowałby do błękitnych oczu Uli. Wzruszony podszedł do matki i przytulił się do niej.
- Dziękuję ci mamo. Nie mógłbym wybrać piękniejszego. Uli też na pewno się spodoba.
Pani Zosia, gosposia Dobrzańskich wniosła właśnie kawę i świeżo upieczone ciasto. Kiedy znikła w czeluściach ogromnej kuchni, Marek zwierzył się rodzicom.
- Przeglądałem dzisiaj oferty sprzedaży domów w Internecie, ale nie znalazłem niczego ciekawego. Na pytające spojrzenie matki dodał wyjaśniająco.
- Chcę kupić dom i ściągnąć tu Ulę z dziećmi. Na Siennej się nie pomieścimy. Chciałbym, żeby zaręczyny odbyły się już w nowym domu, ale wygląda na to, że będzie trudno znaleźć coś odpowiedniego. – Dobrzańskiego seniora nagle olśniło.
- Poczekaj Marek… Pamiętasz ten duży dom na końcu ulicy? Ten przypominający trochę dworek. Wejście ma portal wsparty na kolumnach. Jest wprawdzie parterowy i tylko ma strych w szczycie dachu, ale dla was byłby w sam raz. Dokoła jest spory ogród, a dodatkowy atut, to ten, że jest ogrodzony z każdej strony, więc i bezpieczny dla dzieci. – Marek słuchał go uważnie.
- Ale, co, jest na sprzedaż?
- No właśnie, widziałem dzisiaj tablicę z ogłoszeniem o sprzedaży. Jeśli chcesz to skontaktuję się z właścicielem. Zapytam, czy możemy obejrzeć dom i ewentualnie o cenę.
- Tato! Będę ci bardzo wdzięczny. Dasz mi znać jutro?
- Oczywiście, a poza tym było by wspaniale mieć was tak blisko. Ula mogłaby wrócić do pracy, a Helena o niczym innym nie marzy jak o rozpieszczaniu wnuków. – Rozmarzył się Krzysztof. Markowi zaświeciły się oczy.
- Mam nadzieję, że dom mi się spodoba. Zrobiłbym też kilka zdjęć, żeby pokazać Uli. Nie chcę bez niej decydować.
- Ani mi się waż podejmować decyzję bez niej. To przede wszystkim jej ma się spodobać dom. – Odezwała się Helena.
- Wiem mamo i na pewno nic bez niej nie zrobię. Dowiedz się tato możliwie jak najszybciej i daj mi znać. A teraz już się pożegnam. Obiecałem jeszcze zadzwonić do Uli i dzieci. – Wstał od stołu i pożegnał się z rodzicami.
- Pozdrów od nas wszystkich i powiedz, że nie możemy ich się tu doczekać.
- Przekażę mamo, dobranoc.
Wrócił na Sienną. Wziął szybki prysznic i przebrał się w luźniejsze ubranie. Złapał za komórkę i połączył się z Ulą. Opowiedział jej przebieg wizyty u rodziców i o nadziei na nowy dom. Nie powiedział tylko nic o pierścionku. Chciał, żeby było to dla niej niespodzianką. Jeszcze chwilę rozmawiał z dziećmi. Wysłuchał ich relacji o tym, co robiły przez cały dzień. Leżąc już w łóżku, z błogim uśmiechem na ustach przywołał obraz całej trójki i po chwili zasnął.


* dla Violetty Kubasińskiej metal i medal, to, to samo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz