Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

"Wariacje na temat Uli i Marka" - rozdział 16 ostatni

"Wariacje na temat Uli i Marka"

09 marzec 2012
ROZDZIAŁ XVI
ostatni


Część 1



Dom zaczynał nabierać wyglądu, o jakim marzyli. Prace posuwały się bardzo sprawnie. Ekipa malarska w składzie sześciu chłopa, zgrabnie uwijała się z pędzlami po całym domu. Ula z Alą wprawdzie zadeklarowały chęć sprzątania po malowaniu, ale Marek stwierdził, że skoro już w czwartek mają przywieźć meble, to we dwie nie dadzą sobie rady. Poszedł więc za ciosem i na środowe popołudnie wynajął kolejną ekipę, tym razem sprzątającą. Praca paliła się ludziom w rękach. Zachęceni wysoką zapłatą nie szczędzili wysiłku, żeby jak najszybciej i jak najdokładniej wysprzątać każde pomieszczenie. Poprosił ojca, żeby towarzyszył Uli w czwartek przy dostawie mebli. Nie chciał zostawiać ją z tym samą. Musiał się w tym dniu, chociaż na chwilę pojawić w firmie. Uwijał się jak w ukropie. Rozdzielił między ludzi najpilniejsze sprawy. Sebastianowi krzyknął tylko, żeby trzymał rękę na pulsie i już go nie było. Jadąc przez zatłoczone ulice Warszawy układał sobie w głowie plan dnia. Najpierw do kościoła zaklepać termin ślubu. Wstępnie ustalili, że będzie to piętnasty sierpień. Księdza znalazł w zakrystii. Przedstawił się i wyłuszczył sprawę, z którą przyszedł. Ksiądz zabrał go do kancelarii i tam, już w spokoju prześledził wszystkie wolne terminy. Marek miał szczęście. W dniu, w którym planowali się pobrać, były tylko dwa śluby i to przed godziną piętnastą. Ksiądz wpisał ich do księgi i poinformował, w których dniach wyjdą zapowiedzi. Uiściwszy opłatę, „co łaska”, Marek prawie wybiegł z kościoła.
- Teraz fotograf – pomyślał. Musiał odebrać zamówione zdjęcia portretowe ich czwórki. Umówił się z fotografem, że ten da je oprawić w ramki z szybką. Po jednym dla każdej rodziny. Postanowił, że od razu zawiezie jedno do Rysiowa. Po godzinie już parkował przed domem Cieplaków. Zapukał. Drzwi otworzyła mu Beatka i od razu rzuciła mu się na szyję krzycząc.
- Maaareeek! – Wziął ją na ręce, przytulił i cmoknął w policzek.
- Witaj myszko. Jest tata?
- Jest. Naprawia szafkę w kuchni, bo urwałam zawias. – Spojrzał na nią i wyszczerzył się.
- A co, huśtałaś się na tych drzwiach? – Przytaknęła energicznie głową kładąc jednocześnie paluszek na ustach. Roześmiał się głośno i wszedł z nią do kuchni.
- Dzień dobry panie Józefie. – Cieplak podniósł się z kolan.
- Marek! Witaj, witaj – uścisnęli sobie dłonie. – Co cię do nas sprowadza? Usiądź, zaraz zrobię herbatę. A może wolisz kawę?
- Chyba jednak kawa. Latam dziś od rana jak nakręcony po całym mieście i załatwiam pilne sprawy. Kawa dobrze mi zrobi. Poza tym przywiozłem wam coś. – Wyjął z teczki opakowane szczelnie zdjęcie.
- A co to takiego? – Zapytał Józef.
- Rozpakujcie. – Beatka pierwsza dorwała pakunku i niezgrabnie, ale konsekwentnie zrywała z niego papier. Wreszcie wyciągnęła z niego zdjęcie i aż krzyknęła.
- Tato zobacz, jakie piękne. Ulcia z Markiem i bliźniaki! – Józef był bardzo wzruszony.
- Dziękuję ci synu. – Poklepał go po ramieniu. - Zaraz powiesimy je w pokoju gościnnym.
- To może później panie Józefie. Nie będę długo siedział, bo mam jeszcze kilka spraw na mieście, a i Ulę chciałbym odciążyć, bo dzisiaj mają przywieźć meble. – Józef pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Chciałbym was wszystkich zaprosić na następną sobotę już do naszego domu na godzinę siedemnastą. Myślę, że do tego czasu uporamy się ze wszystkim i urządzimy nasze gniazdko. Jak już ustawią meble, to pozostanie jeszcze tylko kilka drobiazgów. To co, przyjedziecie?
- Oczywiście, że przyjedziemy. Jesteśmy bardzo ciekawi jak się urządziliście.
- No, to chyba już wszystko. Będę się zbierał. Pozdrówcie Alę i Jaśka, chociaż z Alą widziałem się już dzisiaj, ale nie miałem czasu jej przekazać zaproszenia. Zróbcie więc to za mnie, dobrze?
- Dobrze synu. Jedź ostrożnie. – Troska Cieplaka spowodowała, że poczuł pełną akceptację swojej osoby i przynależność do tej rodziny. Zerknął na zegarek.
- Dwunasta. Jest dobrze – pomyślał w duchu. - Teraz do Warskiej. Ula będzie miała niespodziankę, gdy dowie się, że to właśnie u pani Marii chcę zorganizować nasz ślub. - Szczęśliwy uśmiech wymalował mu się na twarzy. Przepisowo dojechał do wjazdu na autostradę, a gdy na nią wjechał, mocniej nacisnął pedał gazu.

Maria usiadła z westchnieniem na ławce i wystawiła twarz do słońca. Świeciło jeszcze słabo, ale i tak było miło, choć trochę, pogrzać na nim swoje stare kości. Czuła się samotna. Odkąd Ula z dziećmi wyjechała, miała stanowczo za dużo czasu na rozmyślania. Tęskniła za nimi. Ciągle jej się wydawało, że słyszy radosny śmiech maluchów i spokojny głos ich matki. Ula dzwoniła do niej codziennie, ale to już nie było to samo. Splotła dłonie na piersiach i wyciągnęła nogi.
Jedyne, co Panu Bogu się nie udało, to ta starość – pomyślała. Nagle usłyszała warkot zbliżającego się samochodu.
- Jakiś gość? Nikt nie rezerwował na dzisiaj pokoju? – Zdziwiła się. Zza ściany sosen wynurzył się srebrny Lexus. Poznała ten samochód. - To przecież Marek! – Ożywiła się i energicznie wstała z ławki. Po chwili już wylądowała w ramionach Dobrzańskiego. Ucałował jej pomarszczone przez czas policzki.
- Dzień dobry pani Mario. Zrobiłem pani niespodziankę, co?
- I to jaką! Ula nic nie mówiła, że dzisiaj tu będziesz.
- Ula nic nie wie. Dla niej to też ma być niespodzianka, a ja przyjechałem tu z pewną propozycją. – Spojrzała na niego zaciekawiona.
- Chodźmy do jadalni, na pewno jesteś głodny. Kucharz zaraz coś poda i przy obiedzie wszystko mi opowiesz, zgoda?
- Zgoda. – Ujął ją pod ramię i wolno poprowadził do drzwi hotelu. Pozwoliła mu spokojnie zjeść. Potem zamówiła jeszcze po kawie i porcji ciasta.
- No to opowiadaj, co to za propozycja?
- Kochana pani Mario. Byłem dzisiaj w kościele i zarezerwowałem termin naszego ślubu na piętnastego sierpnia. Chciałem zapytać, czy byłoby dużym obciążeniem dla hotelu, gdybyśmy chcieli tutaj urządzić przyjęcie ślubne. To znaczy myślę o wynajęciu całego hotelu na te dwa dni. – Maria aż krzyknęła z zachwytu.
- Naprawdę chcecie urządzić u mnie wesele? – Kobiecie zalśniły w oczach łzy. Widząc to, Marek ujął jej dłoń i ucałował z szacunkiem.
- Pani Mario. Nie wyobrażam sobie, żeby miało ono się odbyć w innym miejscu niż to. Ten zakątek urzekł nas od samego początku. Mamy tyle dobrych wspomnień związanych z tym miejscem. Ono nas połączyło i to tu przecież przyszły na świat nasze dzieci. Ja przyjechałem tylko, żeby panią zapytać o zgodę i o to, czy nie będzie to dla was zbyt duży kłopot.
- Marek, nie będzie żadnego kłopotu. Wszystkim się zajmę. Uzgodnicie tylko menu a nasz kucharz przygotuje takie dania, jakie tylko sobie zażyczycie. Musicie mi podać też liczbę gości, żebym miała rozeznanie, ile miejsc noclegowych przygotować. O nic się nie martw. Och! Marek. Dzięki tobie wstąpił we mnie nowy duch. Tak bardzo się cieszę chłopcze. Będziecie mieć najwspanialsze wesele pod słońcem, już ja się o to postaram. – Uścisnęła mu dłonie.
- Dziękuję pani Mario – powiedział wzruszony. - Mam jeszcze jedną prośbę.
- Tak?
- W następną sobotę planuję oficjalne zaręczyny. Będą nasi najbliżsi. Pragnęlibyśmy bardzo, żeby i pani była świadkiem naszego szczęścia. Proszę się zgodzić. – Popatrzył na nią błagalnie. - Ja przyjadę po panią i odwiozę z powrotem. Ula będzie taka szczęśliwa i dzieci na pewno też. – Widział, jak bardzo się poruszyły ją te słowa. Po jej policzkach leciały łzy.
- Dziękuję ci synku, że pamiętacie o mnie starej, to tak wiele dla mnie znaczy.
- Dla nas też. Jest pani przecież członkiem rodziny. – Spojrzała na niego zdziwiona.
Uśmiechnął się do niej i wyjaśnił.
- Przecież jest pani najukochańszą babcią naszych brzdąców, prawda? – Przycisnęła go do piersi. Nie musieli mówić nic więcej. Samo milczenie było bardzo wymowne.

Część 2

Ula dopieszczała dom przy wydatnej pomocy Heleny. Musiała przyznać, że jej przyszła teściowa miała znakomity gust. To głównie dzięki niej pomysłowo ustawiono meble w pokojach i to z nią buszowała przez ostatnie dwa dni po sklepach i galeriach sztuki szukając wyjątkowych dodatków do upiększenia wnętrza. Chodziły właśnie teraz po domu i napawały się jego wyglądem.
- Dziękuję, pani Heleno. Gdyby nie pani, ja nigdy nie poradziłabym sobie z tym wszystkim. Pięknie wygląda to nasze gniazdko.
- Nie masz mi za co dziękować Uleńko. Zrobiłam to z największą przyjemnością. To my jesteśmy ci wdzięczni za Marka i za nasze kochane wnuki.
- Za Marka? – Była zdumiona – Jak to za Marka?
- On bardzo się zmienił na przestrzeni dwóch ostatnich lat. To już nie jest ten wieczny chłopiec uganiający się za spódniczkami i szalejący w klubach. Zmieniłaś go Ula. Stał się poważny, odpowiedzialny i wie teraz, co w życiu najważniejsze i jakie wartości trzeba cenić. Dostał dobrą szkołę, ale taka właśnie była mu potrzebna, żeby się opamiętał. Byliśmy wstrząśnięci, kiedy wyznał nam, jak cię potraktował. Nie tak go przecież wychowaliśmy. Przez te ostatnie dwa lata żył w swoim własnym piekle, bo sam sobie nie potrafił wybaczyć, że tak bezdusznie i z premedytacją cię potraktował. On bardzo was kocha i myślę, że właśnie ta miłość go tak zmieniła. Miłość do ciebie Ula, a teraz i do waszych dzieci.
- Oboje się bardzo zmieniliśmy. Ja też bardzo go kocham i chyba tylko dzięki temu udało mi się jakoś przetrwać. – Powiedziała cicho. Helena pogłaskała ją po głowie.
- Zobaczysz teraz będzie już tylko lepiej, a on już nigdy nie popełni drugi raz takich błędów, bo wyciągnął z nich właściwe wnioski.
- Wiem. Ja nie chcę wracać do przeszłości, bo była dla mnie zbyt bolesna. Powiedział mi kiedyś, żebyśmy przekreślili grubą kreską to, co było i zaczęli wszystko od nowa. Ja to zrobiłam. Jednak on długo nie potrafił wybaczyć sam sobie, choć wielokrotnie zapewniałam go, że nie będę nigdy mu robić z tego powodu wyrzutów. Trzeba iść do przodu. Nasze dzieci nas potrzebują i to na nich przede wszystkim powinniśmy się skupić. – Helena przyciągnęła ją i ucałowała w czoło.
- Jesteś bardzo mądrym i dobrym człowiekiem Ula. – Zarumieniła się słysząc ten komplement. Spojrzała niepewnie na Dobrzańską.
- Pani Heleno… chciałabym panią jeszcze o coś zapytać.
- Pytaj, o co tylko chcesz.
- Nie ma pani do mnie żalu, że rozbiłam związek Marka i Pauliny? Mnie ciągle to nie daje spokoju.
- Ula, ty nie rozbiłaś ich związku, bo ten związek od dawna nie istniał. To tylko, my starzy, byliśmy ślepi i głusi. Niemal od dziecka wychowywaliśmy Paulinę i Alexa. Długo nie mogliśmy uwierzyć, że jednak nie są tacy kryształowo czyści i idealni, mimo, że za wszelką cenę chcieli sprawiać takie wrażenie. Nie wiedzieć, czemu, zawsze uważali się za lepszych od innych. Daliśmy się omamić. Poza tym złożyliśmy zobowiązania ich rodzicom jeszcze przed wypadkiem. Wiemy, że oboje lekceważyli cię w pracy i robili przykrości.
- To prawda, ale Marek zawsze stawał w mojej obronie i to, przede wszystkim Paulina miała mu za złe.
- Nie dręcz się już tym. Było, minęło. Paulina ma męża, a Alex siedzi we Włoszech sam i niech tak zostanie. – Helena wstała z kanapy.
- Wracajmy Ula. Marek pewnie zaraz wróci a i Krzysztofa trzeba trochę odciążyć od dzieci. Jutro w zasadzie możecie już przenosić rzeczy osobiste, bo tylko to zostało, a w sobotę świętujemy.

Sobotni ranek zaczął się dla Uli bardzo pracowicie. O ósmej przyszła Helena i zabrała dzieci do siebie, żeby nie absorbowały rodziców podczas przygotowań do przyjęcia. Teraz, gdy nie miała ich na głowie, mogła całkowicie się skupić na potrawach, które postanowiła przygotować dla gości. Marek też od rana był już na nogach. Musiał przecież jechać po Marię. Pod pretekstem zajrzenia do firmy i obietnicy, że na jedenastą będzie z powrotem, ucałował ją siarczyście i pognał do garażu. Po chwili już pędził ulicami Warszawy. Zanim wyjechał na autostradę, zatrzymał się jeszcze na chwilę i wykonał telefon do pani Marii, że jest już w drodze i za pół godziny będzie na miejscu.
Tymczasem Ula dzielnie walczyła z sałatkami, ciastem i mnóstwem innych smakowitych rzeczy. Cieszyła się, że na przyjęciu będzie Violetta z Sebastianem. Uzmysłowiła sobie, że przez ten cały czas bardzo brakowało jej tej postrzelonej dziewczyny. Miała dla nich jeszcze jedną niespodziankę, a właściwie mieli. Ona i Marek postanowili, że poproszą ich na świadków na swoim ślubie. Wiedziała, że termin jest już zaklepany w kościele. Nie miała tylko świadomości, co do dwóch rzeczy. Nie przyszło jej do głowy, że to właśnie dzisiaj Marek poprosi ją oficjalnie o rękę, bo była przekonana, że dzisiaj robią tak zwaną parapetówkę. Nie wiedziała również, że Marek postanowił zorganizować wesele u pani Marii. W błogiej nieświadomości kroiła więc z zapałem marchewki i inne warzywa podśpiewując sobie coś pod nosem. Nawet nie zauważyła jak przeleciało jej te parę godzin, gdy usłyszała samochód Marka wjeżdżający do garażu. – Dobrze, że już jest. Pomoże nakrywać do stołu – pomyślała.
- Córeńko, może pomóc ci w czymś? – Usłyszała za plecami tak dobrze znajomy jej głos. Odwróciła się gwałtownie. Mina, która wypełzła na jej na twarz, była bezcenna. Rzuciła nóż na blat i z otwartymi ramionami podbiegła do właścicielki tego głosu.
– Pani Mario kochana! Nie spodziewałam się tu pani! Co za niespodzianka! Ależ się dzieci ucieszą!. Już trzymała ją w objęciach i całowała policzki. W tym momencie do salonu wszedł Marek z radosnym uśmiechem na twarzy.
- I jak kochanie udała mi się niespodzianka? – Podszedł do niej i zauważył jej załzawione ze wzruszenia oczy.
- Jesteś kochany. Nie mogłeś sprawić mi większej przyjemności.
- Zapraszam pani Mario. Proszę usiąść tu w fotelu. Ja mam jeszcze trochę pracy, ale miło mi będzie gawędzić z panią. Niech pani opowie, co tam słychać w ośrodku.
Ula szykowała dania a Maria opowiadała o ludziach, których Ula tak bardzo polubiła i o swojej tęsknocie za bliźniętami i nią samą. Marek w tym czasie nakrywał do stołu i przygotowywał trunki. Jeszcze raz dyskretnie sprawdził, czy pierścionek jest tam, gdzie trzeba, czyli w wewnętrznej kieszeni marynarki. Zadzwonił po rodziców i poprosił, żeby przyszli wcześniej i przyprowadzili dzieci. Nie czekali długo. Po godzinie zjawiła się cała czwórka. Dzieci, jak tylko zobaczyły Marię, podbiegły z piskiem i przytuliły się do niej. Była tak wzruszona, że nie potrafiła powstrzymać łez. Szeptała im tylko do ucha.
- Moje słoneczka, moje skarby, moje promyczki kochane, tak bardzo się za wami stęskniłam.
- Kochamy cię babciu – powiedziała Marysia – bardzo, bardzo, bardzo i już nie płacz, bo mamusia znów będzie smutna.
- Nie będzie dziecinko, bo babcia płacze ze szczęścia.
Dom powoli zapełniał się gośćmi. Przyjechali też Cieplakowie, witając się serdecznie z Marią. To były bardzo wzruszające momenty. Na końcu przyszedł Sebastian z Violettą. Viola, jak zobaczyła Ulę, zareagowała bardzo żywiołowo i spontanicznie, czyli typowo, jak dla niej. Rzuciła jej się na szyję, krzycząc.
- Uleńko moja kochana, wieki cię nie widziałam! Jaka ty jesteś piękna! Macierzyństwo najwyraźniej ci służy. Pochwal się swoimi maluchami, gdzie je masz?
- Marysia, Jasio, chodźcie, poznacie nową ciocię i wujka. Jak na komendę oderwały się od Marii i podbiegły do rodziców. Violę zatkało.
- O Jeżu malusieńki! Ula, jakie one są podobne do Marka! Dasz wiarę? Jakby z niego futro zdarli. Są piękne i takie już duże. Sebulku, ja też chcę takie, takie same – zwróciła się do Sebastiana.
- No, jeśli takie same, to będziesz musiała poprosić o to prezesa. – Na taką ripostę odpowiedzieli chóralnym śmiechem.
- O nie, nie Sebastian. Teraz twoja kolej – odparł śmiejąc się Marek.
Olszański zachwyconym wzrokiem mierzył Ulę. – Ależ ona piękna. Ten Marek, to ma szczęście. Dostaje wszystko, co najlepsze. – Podszedł do niej i ucałował jej dłoń.
- Przepraszam Ula. To wszystko moja wina. Gdyby nie ja, już dawno moglibyście być szczęśliwi. Błagam, wybacz mi to świństwo, które ci zrobiłem. – Spojrzał na nią niepewnie.
- Spokojnie Sebastian. Już dawno wybaczyłam wam obu. Nie wspominaj, bo to było dla mnie straszne i staram się zapomnieć, dobrze? Cieszę się, że przyszliście. - Poklepała go po ramieniu.
- Dziękuję Ula. Jesteś wspaniała – odetchnął z ulgą i ponownie szarmancko ucałował jej dłoń.
Zasiedli do stołu. Ula wraz z Alą i Heleną wnosiły potrawy na stół. W dobrych nastrojach spożywali je, chwaląc zdolności kulinarne Uli. W pewnym momencie Marek wyszedł z salonu, by po chwili wrócić z ogromnym bukietem róż i klęknął przed niczego niespodziewającą się Ulą. Obróciła się do niego zdumiona, a on patrząc jej prosto w oczy powiedział.
- Kochanie moje najdroższe. Korzystając z okazji, że są z nami nasi bliscy i przyjaciele, chciałbym cię o coś zapytać. Wiesz dobrze, że już od dawna jesteś moim światłem, moim życiem, powietrzem, którym oddycham. Obdarzyłaś mnie wspaniałym uczuciem i dwójką cudownych dzieci. Wiele przeżyliśmy i wiele wycierpieliśmy. Teraz, gdy nasze ścieżki się wyprostowały i rozplątaliśmy to, co zaplątane, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Wpatrywała się w niego jak w obraz, a jej oczy wyrażały miłość i szczęście. W końcu cichym głosem powiedziała.
- O niczym innym bardziej nie marzę, jak o tym by być z tobą na zawsze. Tak Marku zgadzam się. Zostanę twoją żoną.
Wyjął z pudełeczka to jubilerskie cudeńko, pierścionek, który dostał od matki i założył jej na palec. Gratulacjom nie było końca. Przechodzili z rąk do rąk. Wreszcie, każdy usiadł z powrotem na swoim miejscu oprócz Marka.
- Kochani, to jeszcze nie koniec niespodzianek. Jedna z nich będzie dla mojej ukochanej Uli. – Popatrzył na swoją narzeczoną z miłością i ogniem w oczach ujmując jej dłoń.
-Skarbie, nie bez kozery przywiozłem tu dzisiaj panią Marię. Po pierwsze wiedziałem, że na pewno byś chciała, aby była tu z nami w tak ważnym dla nas dniu.
Ula z ciepłym uśmiechem popatrzyła na staruszkę, która ocierała łzy.
– Po drugie chcę, byś wiedziała, że wszystko ustaliłem z panią Marią i nasze wesele odbędzie się właśnie u niej. – Patrzył Uli w oczy i widział, jak zapalają się w nich iskierki radości. Rzuciła mu się na szyję.
- Dziękuję! Dziękuję kochanie. – Ucałowała go w usta. – Jak ty mnie dobrze znasz. – Podbiegła do Marii i uściskała ją serdecznie.
- Właśnie o tym marzyłam, że cudownie byłoby mieć wesele nad jeziorem. Bardzo, bardzo pani dziękuję.
- Nie dziecko, to ja ci dziękuję. Dla mnie to wielka radość i szczęście. W końcu skoro twój ojciec z Alą miał u mnie wesele, to dlaczego nie wy? Ja, dzięki wam wiem, że żyję. – Uściskały się raz jeszcze.
- A następna niespodzianka? – Odezwała się Violetta, czekając niecierpliwie, aż Dobrzański wyjawi ją w końcu.
- Właśnie Viola i tu dochodzimy do sedna. – Uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- Oboje z Ulą bylibyśmy szczęśliwi i naprawdę wdzięczni, gdybyście wy, ty i Sebastian zechcieli zostać świadkami na naszym ślubie. – Zaległa cisza, a następnie dało się słyszeć głośny pisk Violetty.
- Sebulku słyszałeś? O matulu! - Krzyczała cała w skowronkach. Oczywiście, że się zgadzamy, to dla nas zaszczyt, pod warunkiem, że i wy zostaniecie nimi na naszym ślubie we wrześniu. – Ula podeszła do Kubasińskiej, położyła jej rękę na ramieniu i z bardzo poważną miną powiedziała.
- Viola, inna opcja w ogóle nie wchodzi w grę. – Zamigotały jej w oczach wesołe ogniki i roześmiała się na całe gardło. Zawtórowali jej wszyscy przy stole.
- Kochani – Marek podniósł do góry kieliszek z szampanem – wypijmy za zdrowie i szczęście nas wszystkich. Jeszcze długo wznoszono toasty w wesołej, radosnej atmosferze przytulnego salonu przyszłych państwa Dobrzańskich.


Część 3

Kroczyła środkiem kościoła z tłukącym się w jej piersiach sercem, wsparta na ramieniu swego ojca, na drżących z emocji nogach i z nieśmiałym uśmiechem na twarzy, wpatrzona w tego jednego jedynego, który czekał na nią przy ołtarzu. Przed nią kroczyły ich dwa aniołki dumnie dzierżąc w swych małych rączkach poduszeczki, na których lśniły jasnym blaskiem złote obrączki. Właśnie spełniało się jej marzenie. Od pierwszego spotkania przed drzwiami firmy, kiedy zobaczyła go po raz pierwszy i zakochała się w nim, wiedziała, że tylko on może uczynić ją szczęśliwą, bo jest tym, któremu oddała swoje serce i duszę. I mimo tego, jak bardzo ją skrzywdził, ona nie przestała go kochać. Ciężko okupił swoje winy i teraz jest zupełnie innym człowiekiem, a za chwilę będzie jej mężem. Z miłością popatrzyła na niego i pomyślała, że to najpiękniejszy i najprzystojniejszy mężczyzna na ziemi. Rozejrzała się dyskretnie po kościelnych ławach. Byli tu wszyscy, na obecności których zależało im najbardziej. Pshemko i Iza, którzy tyle serca włożyli w uszycie jej ślubnej sukni, aby dzisiaj wyglądała pięknie, Władek i Ela, Maciek i Ania, najbliższa rodzina Marka, którą zdążyła poznać jeszcze przed ślubem i jej własna, niezbyt liczna. W którejś z ławek dostrzegła Paulinę z Korzyńskim. Przyszłą matkę, u której widać było już zaokrąglony brzuszek. Ze zdziwieniem odnotowała obecność Alexa. Zaprosili go wprawdzie, ale nie sądzili, że przyjedzie, bo nie potwierdził ich zaproszenia. W pierwszej ławce rozsiedli się Dobrzańscy i Cieplakowie, a obok nich ukochana pani Maria z Witkiem, Gosią i Romkiem. Za nimi, w drugiej ławie siedział doktor Kostecki wraz z doktor Kobielą. Nie mogli ich nie zaprosić. Byli im wdzięczni za troskliwą opiekę nad Ulą w czasie ciąży, a doktor Kobieli dodatkowo za to, że szczęśliwie sprowadziła ich dzieci na świat. Płynęła przez kościół wśród szmeru podziwu dla jej nietuzinkowej urody i tej cudownej sukni, w której wyglądała zjawiskowo.

Od momentu, w którym przekroczyła kościelny próg, nie widział już nikogo, poza nią. Z zapartym tchem obserwował ten cud, którym była. Piękna, dumna, dobra i szlachetna, jego największy skarb, jego miłość na całe życie, jego Ula. Jak w kalejdoskopie, przemknęły mu przez głowę obrazy z przeszłości. Pamiętał, jak przyszła pierwszy raz do firmy ubrana w niemodne ciuszki z bazaru, ciężkie okulary i aparat na zębach. Jego mała, słodka dziewczynka. Pamiętał, jak się zmieniała i wiedział, że to też z jego powodu. Wreszcie nastąpił koniec tej metamorfozy i z brzydkiego kaczątka narodziła się prawdziwa piękność, która dla niego była istotą podarowaną przez niebiosa. Roziskrzonym wzrokiem patrzył, jak pochodzą coraz bliżej. Pan Cieplak oddał rękę córki Markowi mówiąc.
- Kochaj ją synu i szanuj, tak jak ona szanuje i kocha ciebie – powiedział ze łzami w oczach.
- Już nigdy jej nie skrzywdzę i nie zawiodę, przysięgam to panu w obliczu Boga – wyszeptał nie mniej wzruszony Marek. Ujął dłoń Uli i poprowadził ją do ołtarza. Zaczęła się ceremonia. Cała uroczystość była bardzo wzruszająca i przez to z niejednych oczu pociekły łzy.
- A teraz możesz pocałować pannę młodą – usłyszeli. Drżącymi dłońmi podnosił do góry welon i pierwsze, co ujrzał, to dwa błękitne diamenty pełne łez, szczęśliwych łez. Ujrzał w nich bezgraniczną miłość do niego i oddanie. Pochylił głowę, przytulił usta do jej ust i wszeptał w nie.
- Bardzo cię kocham pani Dobrzańska, moja żono.
- Ja też cię kocham panie Dobrzański, mój mężu.

Zaczęto wiwatować. Podbiegły do nich dzieci, które schwycili za ręce i w czwórkę wyszli z kościoła na dziedziniec. Były całusy, uściski, życzenia szczęśliwego życia, zbieranie rozsypanych monet, a potem wszyscy goście pojechali świętować do hotelu Marii.

Zabawa trwała w najlepsze. Nagle do Uli podszedł Alex i poprosił ją do tańca. Była zdziwiona i trochę się spięła, ale przecież nie mogła odmówić. Z gracją podała mu dłoń i pozwoliła poprowadzić się na parkiet. Chwilę tańczyli w milczeniu, które przerwało pytanie Alexa.
- Jesteś szczęśliwa? – Popatrzyła mu w oczy.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. On jest moim życiem, moim światem, moim sercem.
- Nawet nie wiesz, jak zazdroszczę ci tej miłości. – Spojrzała na niego ze smutkiem.
- Alex, ty jesteś nieszczęśliwy na własne życzenie. Zamknąłeś się w swojej skorupie i nie dopuszczasz do siebie nikogo. Chodzisz ciągle ponury i zgorzkniały, a przecież tak naprawdę wcale taki nie jesteś. Spróbuj dopuścić serce do głosu. Przebacz Julii, przebacz Markowi. On tak wiele razy już cię o to prosił. Jeśli się nie przełamiesz, to do końca życia pozostaniesz nieszczęśliwym i samotnym człowiekiem, bez przyjaciół i bez kobiety, której nadal na tobie zależy.
Słuchał zdumiony jej słów. Znowu musiał docenić jej przenikliwość i genialną znajomość ludzkiej natury.
- Dlaczego usiłujesz mi pomóc? Tyle razy robiłem wam różne świństwa i utrudniałem wam życie. Z ciebie też drwiłem niejednokrotnie.
- Alex, było, minęło. Chowanie urazy nie leży w mojej naturze. Ja nie podsycam w sobie nienawiści, bo to do niczego nie prowadzi. Człowiek nigdy nie jest tak do końca zły, a ty zamiast karmić się zemstą powinieneś na nowo wskrzesić w sobie tę miłość do Julii. Byłbyś wtedy zupełnie innym człowiekiem. Jestem pewna, że choć minęły lata, ty nadal ją kochasz i ona ciebie też. Gdyby było inaczej, już dawno by się z kimś związała. Tymczasem jest tak samo samotna jak ty. Porozmawiaj z Markiem, pozwól mu wyjaśnić. Masz jedyną i niepowtarzalną okazję. Myślę, że już dojrzałeś do zmian i nawet śmiem przypuszczać, że po to właśnie tu przyjechałeś. Z nadzieją na zmiany, prawda? – Był zaskoczony. Odkryła jego tajemnicę. Spojrzał jej głęboko w oczy.

- Jesteś niezwykłą kobietą Ula. Dziękuję ci i przepraszam za wszystkie przykrości, których doznałaś z mojej winy. – Z szacunkiem ucałował jej dłoń. – Marek to prawdziwy szczęściarz.

Zmęczona tańcem wymknęła się dyskretnie z sali i stanęła na pomoście. Noc była taka piękna, ciepła i pełna gwiazd. Podniosła do góry głowę zamyślona, podziwiając ich piękno.
- Ula? – Odwróciła się gwałtownie na dźwięk swojego imienia. Zobaczyła idącą w jej kierunku Paulinę. – Czy to jakaś pielgrzymka obojga Febo do mnie? – Pomyślała.
- Witam pani Paulino.
- Po prostu Paulina – wyciągnęła do niej szczupłą dłoń, którą Ula uścisnęła.
- Ula… możemy porozmawiać? – Spytała niepewnie.
- Oczywiście, słucham. – Paulina spuściła głowę.
- Chciałam cię przeprosić. Za wszystko - dodała. - Za to, jaka byłam niemiła i jak cię traktowałam. Źle cię oceniałam. Patrzyłam tylko na wygląd, a nie doceniałam pięknego wnętrza. Od tamtej pory wiele zrozumiałam i wierz mi naprawdę się zmieniłam.
- Oczywiście, że się zmieniłaś. Gdyby było inaczej, nigdy byś do mnie nie podeszła i nie wyciągnęła pierwsza ręki, prawda? – Roześmiały się głośno.
- Widzę, że nie próżnujecie? – Ula wskazała ręką na dość spory brzuch Pauliny.
- Tak i jestem bardzo szczęśliwa. Lew okazał się taki kochany i opiekuńczy. Przy nim odżyłam. Z Markiem nigdy nie byłabym szczęśliwa. To ty jesteś miłością jego życia. Powiedział mi to, gdy się rozstawaliśmy.
- Więc nie masz mi za złe?
- Absolutnie nie. To był toksyczny związek, w którym oboje byliśmy nieszczęśliwi. Ja, dzięki
Markowi odnalazłam swoje szczęście i będę mu za to wdzięczna do końca życia. Przy okazji, gratuluję bardzo udanych dzieci. Są piękne i takie do Marka podobne. Słyszałam, że jeszcze przed ślubem załatwił sprawę ojcostwa w sądzie i już noszą jego nazwisko?
- Tak, rzeczywiście. Bardzo mu na tym zależało i bardzo się starał, żeby załatwić tą sprawę jak najszybciej. Na jak długo przyjechaliście do Polski?
- Ja aż do rozwiązania. Chcę urodzić tutaj, a Lew będzie dojeżdżał.
- Może wpadniecie do nas w któryś weekend. Zobaczysz, jak się urządziliśmy. Mieszkamy na tej samej ulicy, co rodzice Marka.
- Tak, słyszałam i chętnie wpadniemy. Dziękuję Ula za zaproszenie i za to, że wybaczyłaś mi.
- Naprawdę nie ma za co, to ja miałam ciągle wyrzuty sumienia, że zrujnowałam wasz związek. Teraz, gdy porozmawiałyśmy, naprawdę mi ulżyło. Obejrzała się za siebie słysząc kroki na pomoście. Z zawadiacką miną podchodził do nich Marek.
- Wreszcie cię znalazłem. – Ukrył ją w swoich ramionach. – Obiecałaś, że nie znikniesz mi więcej.
- I słowa dotrzymam. Musiałyśmy sobie coś wyjaśnić z Pauliną i już jest wszystko w porządku. A wiesz Paulina, że przed tobą przeprosił mnie twój brat?. Umówiliście się, czy co?
- Alex cię przeprosił? – Odezwał się zaskoczony Dobrzański – Mnie też. Pogadaliśmy wreszcie szczerze. Powiedział mi, że moja żona to prawdziwy skarb i żebym nie wypuszczał cię z rąk. Nie uważacie, że to trochę dziwne?
- Ani trochę. – Odparła Ula. – Widzę, że zaczyna wyciągać właściwe wnioski z naszej rozmowy. Wracajmy na salę.

Wesele trwało do bladego świtu. Maria już dawno zabrała ich pociechy do łóżek. Sama też się położyła. Nie dla jej starych kości takie harce. Zasypiała z uśmiechem na ustach ciesząc się szczęściem swojej pupilki. Marek i Ula wolno wchodzili na piętro do przygotowanego dla nich pokoju. Ula po drodze uwolniła swoje zmęczone stopy od niewygodnych, wysokich szpilek.
- Chyba się udało? – Rzekła przytulając się do ramienia męża.
- Tak. Było wspaniale, a Maria przeszła samą siebie.

- Musimy jej podziękować, również za to, że zajęła się naszymi dziećmi. Ta kobieta, to prawdziwy skarb.
- Masz rację. Najpierw jednak musimy załapać trochę snu. – Ziewnął ostentacyjnie.
- Ale zanim to nastąpi – spojrzał na nią znacząco – mam wielką ochotę na wspólny prysznic. Co ty na to? – Udawała, że nie wie, o co mu chodzi.
- Chętnie spłukam z siebie zmęczenie. Na pewno poczuję się lepiej.
Otulił ją ramionami i zaczął wyciągać spinki z misternie ułożonych włosów. Pomógł rozpiąć jej suknię i uwolnił z bielizny. Sam w piorunującym tempie pozbył się swojej garderoby. Ponownie ją przytulił, chłonąc ciepło i zapach jej ciała. Wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki. Ciepła woda odprężyła ich. Pieścił z pietyzmem każdy skrawek ukochanej kobiety, budząc w niej pożądanie. Wytarł ręcznikiem każde miejsce zostawiając na każdym ślad swych pocałunków. Pod dotykiem jego dłoni drżała jak liść. Przenieśli się na łóżko nie przerywając wzajemnych pieszczot. Pragnął jej, a ona jego. To był piękny akt, pełen wzajemnej miłości, oddania i czułości. Kiedy syci miłością leżeli wtuleni w siebie uspokajając swe oddechy i szybkie bicie serca, objął ją mocno i cichym głosem powiedział.
- Wiesz kotku, jeszcze trzy lata temu, gdyby ktoś powiedział mi, że będę kiedyś tak absurdalnie szczęśliwy, nie uwierzyłbym. Pomyślałbym, że czegoś się nawąchał i bredzi. Miałaś rację skarbie. Marzenia się spełniają i to prawda, że jeżeli się czegoś bardzo chce, to na pewno się spełni. Mnie spełniło się wszystko, o czym tak długo marzyłem. Kolejny raz uratowałaś mnie Ula. Tak bardzo cię kocham i tak bardzo kocham nasze dzieci, że ta miłość rozsadza mi serce i duszę. – Przytulił policzek do jej skroni. – Jestem szczęśliwy kochanie, nieprzyzwoicie szczęśliwy, aż boję się o tym mówić głośno – wyszeptał i spojrzał na jej twarz. Spała. Wtulona w niego, z ułożoną na jego piersiach głową, oddychała spokojnie w rytmie jego serca.



KONIEC



"Wariacje na temat Uli i Marka" to moje pierwsze opowiadanie, które wyszło spod moich palców.  Dedykuję je Shabii, której bardzo się spodobało i czytała je już parokrotnie. Ten blog nigdy by nie powstał, gdyby nie jej ogromna pomoc i zaangażowanie, również w jego obecny wygląd.
Dziękuję Shabii.
Dziękuję również Paulinie, która połączywszy siły z Shabii usilnie namawiała mnie na założenie tego bloga.


Shabii (gość) 2012.03.09 15:37
Droga Gosiu bardzo Ci dziękuję za dedykację :)
Dokładnie - czytałam go już parę razy i na pewno przeczytam jeszcze nie raz, ponieważ mam do tego opowiadania sentyment i jest tak urocze i piękne, że warto do niego wracać :) Zresztą ty wiesz, że kocham wszystkie twoje cudeńka :)
Nie musisz mi Gosiu dziękować. Cała przyjemność po mojej stronie. Jeśli będziesz coś jeszcze potrzebować to wal jak w dym, chętnie pomogę :) Przesyłam moc buziaków :*:*
 

Shabii (gość) 2012.08.17 17:43
Gosiu.

Czytałam to opowiadanie już parokrotnie ale niedawno postanowiłam raz jeszcze do niego wrócić, bo jak wiesz to moje ulubione Twoje opowiadanie. Wszystkie są cudne, ale w tym się zakochałam i mam do niego sentyment. Skończyłam czytać wariacje jakieś dwa tygodnie temu, ale miałam strasznie dużo roboty i nie mogłam na spokojnie usiąść i napisać Ci kolejnego komentarza. Robię to teraz i mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że musiałaś czekać tak długo. Kolejny raz podczas czytania tego opowiadania na przemian śmiałam się i płakałam. Kolejny raz wraz z Ulą przeżywałam tragedię a później tak jak ona byłam niewyobrażalnie szczęśliwa, że wszystko tak pięknie się zakończyło. To opowiadanie zawsze wywołuje u mnie dużo emocji. Czyta się go tak lekko i przyjemnie. Przyznam się, że zarywałam nocki i czytałam, czytałam, czytałam bo nie mogłam się oderwać. Obiecywałam sobie, no jeszcze jedna część i idę spać a jak dochodziłam do końca to podejmowałam decyzję, że jeszcze jedna i tak w kółko. Ciężko pójść spać, jak wiem, że mam jeszcze kilka rozdziałów tego cudeńka. Jak dotarłam do ostatniej części to aż posmutniałam, że to już koniec. Mogę obiecać już dziś, że jeszcze nie raz wrócę do tego opowiadania. Uzależniłam się i już. Pięknie opisałaś wszystkie sceny. Smutek, żal i rozpacz zarówno Uli jak i Marka, pojawienie się na świecie dwójki najcudowniejszych i najpiękniejszych dzieciątek Jasia i Małgosi. Dobroć pani Marii, Mirka, Małgosi i reszty bohaterów. Pięknie przedstawiłaś ich spotkanie i pojednanie a później równie ślicznie opisałaś ich wspólne, szczęśliwe życie. Kocham to opowiadanie! Co więcej mogę napisać. Nie chcę się powtarzać, dlatego napiszę po prostu : CUDNE, CUDNE, CUDNE, CUDNE!

Może zaczniesz się śmiać, ale w któryś wieczór walnęłam rymowankę o tym opowiadaniu i postanowiłam ją zapisać i wkleić.


Wariacje na temat Uli i Marka to jest po prostu istna sielanka.
Piękne jest to opowiadanie, piękne każde jego zdanie.

Serdecznie Pozdrawiam :):)

1 komentarz:

  1. Oderwać się nie mogłam i czytałam ukradkiem w pracy 🙈 Niby człowiek wiedział jak się skończy, bo czytając o koniach przypomnialam sobie jak dalej szło to opowiadanie, ale i tak trzymało w napięciu do samego końca.
    Lecę powtarzać kolejne!

    OdpowiedzUsuń