15 listopad 2012 |
Rozdział X
![]() Po smacznym i sutym obiedzie został jeszcze na kawie. Mała poszła do swojego pokoju i zajęła się swoją ulubioną czynnością, czyli rysowaniem, a oni rozsiedli się wygodnie w fotelach sącząc smolisty napój i rozmawiając cicho. - Długo zostałeś na bankiecie? - Do pierwszej. Kiedy wyszłaś straciłem chyba ochotę do zabawy. - Zmieszała się. Zachodziła w głowę, o co mu chodzi. Postanowiła zlekceważyć to ostatnie zdanie. - Myślałam, że zostaniesz do rana. – Pokręcił głową. - Nie mogłem. Sebastian się upił. Pomogłem Violetcie doholować go do domu. Wróciłem o trzeciej nad ranem, ale długo nie potrafiłem zasnąć. W końcu zwlokłem się, wziąłem prysznic, zjadłem śniadanie i przyszedłem do was. Chciałem upewnić się, czy bezpiecznie dotarłaś do domu. - Wiesz, obserwowałam Alexa. On zawsze był taki ponury? Czasami mam wrażenie, że cierpi i przeżywa jakąś rozpacz w sercu. Uzewnętrznia to ubierając się na czarno, jakby nosił żałobę. – Marek westchnął ciężko. - To bardzo trudny dla mnie temat. On nie zawsze był taki. Kiedyś był normalnym, wesołym człowiekiem. Kiedyś był moim najlepszym przyjacielem, teraz jest moim największym wrogiem. Zdałem sobie sprawę, że czegokolwiek bym nie zrobił, zawsze kogoś zranię. Nie chcę tego, a jednak tak się dzieje. Wiem, że alkohol to świetna wymówka. To również on był powodem, że Alex teraz cierpi. Zniszczyłem mu życie. - Ty? W jaki sposób? - Kiedyś miał dziewczynę. Kochali się bardzo. Zanim ją poznał i zakochał się w niej, była moją dziewczyną. To było jeszcze przed Pauliną. Jednak nam nie było po drodze i rozstaliśmy się. Potem był Alex. Zdradziła go, choć zapewniała, że kocha go nad życie. Zdradziła go ze mną. Byliśmy kompletnie pijani. On nas nakrył. Nic nie powiedział. Zacisnął tylko szczęki i odszedł. Następnego dnia wyrzucił ją z domu, mnie znienawidził. - Jak mogłeś zrobić mu coś tak ohydnego. Przyjaciele nie robią sobie takich rzeczy. Na jego miejscu nie wybaczyłabym ci do końca życia. To, co zrobiłeś, to najgorsze świństwo. - Myślisz, że tego nie wiem? Już nie zliczę, jak wiele razy usiłowałem z nim porozmawiać, wyjaśnić i przeprosić. Nie przyjmuje żadnych argumentów. Boleśnie go zraniłem. On nie potrafi pozbierać się po tej traumie. To już tyle lat, a on zachowuje się tak, jakby zatrzymał się w miejscu. Znowu wszystko przez wódę. - Sam widzisz, że nie możesz pić, bo robisz wtedy straszne rzeczy. Rzeczy, których na trzeźwo żałujesz, ale jest już wtedy za późno, bo zanim ty wytrzeźwiejesz, ktoś już został skrzywdzony. – Ujął jej dłoń i przycisnął do ust. Przeszedł ją dreszcz. - Wiem Ula, wiem… Dzięki Bogu, że jesteś i przywracasz mnie do pionu. Już kropli alkoholu do ust. Tak sobie obiecałem. Wczoraj wypiłem tylko tą lampkę szampana z wami. Potem już nie piłem. – Spojrzał jej w oczy. – Nadal chcesz iść na to spotkanie z Wolszczanem? – Pokiwała twierdząco głową. - Ja mu to obiecałam Marek. Nie chcę go wystawić. – Popatrzył na nią tak smutno i żałośnie, że ścisnęło jej się serce. Wstał z fotela. - Pójdę już. Zasiedziałem się. Dziękuję Ula za pyszny obiad i kawę. Jutro zabiorę was samochodem. Na razie. Zamknęła za nim drzwi i z powrotem usiadła w fotelu podkurczając nogi. Przyszło jej do głowy, że od jakiegoś czasu Marek zachowuje się dziwnie. Przyłapała go dzisiaj, jak ukradkiem zerkał na nią. Być może się myliła, ale w jego oczach wyczytała podziw, zachwyt i coś, czego nie potrafiła nazwać. Może tęsknotę? To nie było tak, że on był jej obojętny, bo nie był. Zafascynował ją już tego dnia, gdy spotkała go przed wejściem do budynku, gdy wysiadał ze swojego srebrnego Lexusa. Podobał jej się i to bardzo. Był niezwykle przystojny i męski. Jego urodziwa twarz przyciągała uwagę kobiet. Nigdy nie czuła się ani piękna, ani wyjątkowa. Nie mógł być nią zainteresowany, więc tym bardziej nie rozumiała tych spojrzeń rzucanych przez niego w jej kierunku. Gdyby to nie było takie absurdalne pomyślałaby, że zakochał się w niej. A ona? Czy ona go kocha? Kiedy był blisko, jej serce zawsze przyspieszało. Odurzał ją zapach jego perfum. Drżała, gdy przypadkiem dotknął jej dłoni. To dlatego nie rozumiała dwoistości jego natury, bo potrafił być miły, cudowny, niezwykle uprzejmy i szczodry. Potrafił być też brutalny i nachalny jak wtedy na tym korytarzu. Wiedziała, że to wódka robiła z niego takiego człowieka. Dobrze, że zrozumiał. Nie pije już od dłuższego czasu, jakby ciągle się wstydził tego, co jej zrobił. A jednak mimo tego okropnego dla niej incydentu nadal lubiła jego towarzystwo. Czy to jest miłość? Czy w ogóle można zdefiniować tak jednoznacznie to uczucie? Ona chyba miała wszystkie jej objawy, a on dawał jej jasno do zrozumienia, że też coś czuje. Nie… Nie będzie zgadywać. Co ma być, to będzie. Czas pokaże, czy myliła się co do niego, czy nie, a także to, czy pomyliła się też w stosunku do samej siebie. Na razie idzie na randkę z Wolszczanem. Obudził ją głośny dźwięk kropel deszczu rozbijających się o blaszany parapet. Wstała z łóżka i podeszła do okna spoglądając przez zalane szyby. – Co za pogoda. Jak tu wyjść, kiedy tak leje? – Zerknęła na termometr za oknem. – Dziesięć stopni? Lodowato. Trzeba się cieplej ubrać. – Wyciągnęła małej rajstopy i sztruksowe spodnie. Do tego bluzeczka i cieplejszy sweterek. Nie powinna zmarznąć. Sprawdziła jeszcze tornister i naszykowała śniadanie. Ona też postanowiła iść w spodniach. Założyła niedawno kupione, czarne jeansy i ciepłą bluzkę z długim rękawem. – Chyba nici z tego pikniku panie Wolszczan, jeśli utrzyma się taka pogoda. – Pomyślała. Ta myśl jednak nie przyprawiła jej o smutek. Zaczynała mieć wątpliwości i po trosze żałowała, że zgodziła się na to spotkanie. Może refleksje, które naszły ją wczoraj to spowodowały? Zapakowała Betti kanapki do tornistra i poszła ją obudzić. Mała była jakaś marudna. Niechętnie zwlokła się z łóżka. Ula nie przejęła się tym. Czasami zdarzało jej się grymasić. - Nie ociągaj się Betti. Nie mamy czasu. Prędziutko. Pomogła jej się ubrać i zaprowadziła do kuchni. Podała jej kubek z ciepłym kakao. Piętnaście minut później wychodziły z domu. Marek czekał już na nie. Wysiadł z samochodu i osłonił je parasolem. - Okropna pogoda. – Mruknął. Od trzech godzin pochylała się nad robotą. Pisała umowy dla nowych kontrahentów zainteresowanych kolekcją. Było ich sporo. Pokaz okazał się wielkim sukcesem. Rozdzwoniła się jej komórka. Spojrzała na wyświetlacz. – Szkoła? Co się mogło stać? – Odebrała natychmiast. - Dzień dobry pani Cieplak, Barbara Kołodzińska z tej strony. Chciałam panią prosić, by jak najszybciej przyjechała pani po Beatkę. Mała ma świnkę. Wstępnie badała ją nasza higienistka. Ma wysoką temperaturę i trzeba jak najszybciej zawieźć ją do lekarza. Chcemy uniknąć zarażenia innych uczniów, rozumie pani? To wirusowa choroba. - Tak oczywiście. Dziękuje bardzo. Postaram się przyjechać jak najszybciej. - Siostra jest w gabinecie zabiegowym. Nie chcemy, by wracała do klasy. - To oczywiste. Zaraz będę. Wpadła jak burza do gabinetu Marka. - Marek, dzwonili do mnie ze szkoły. Betti jest chora. Ma świnkę. Muszę iść z nią do lekarza. Wychowawczyni mówiła, że ma wysoką temperaturę. Puścisz mnie? - Oczywiście. Nawet cię zawiozę. Nie będziesz leciała na autobus w taką pogodę. Zamknij komputer i uprzątnij biurko. Ja zrobię to samo. Podjechali pod szkołę i niemal biegiem przemierzyli długi korytarz. Pokój zabiegowy był na jego końcu. Weszli do środka. Beatka leżała na kozetce i była bardzo rozpalona. Po obu stronach jej szyi wykształciły się dwie porządne opuchlizny. Bez wątpienia to była świnka. - Dzień dobry pani – przywitali się z higienistką. - My po Beatkę. Jak wysoką ma gorączkę? - Wysoką. Trzydzieści dziewięć stopni. Podałam jej lek na zbicie tej temperatury, ale chwilę potrwa nim zacznie działać. Radziłabym wezwać lekarza do domu, bo chyba nie da rady dojść do przychodni. Tam też musielibyście państwo długo czekać. Jeśli mogłabym doradzić, to proszę wezwać prywatnie. Wtedy przyjedzie natychmiast. - Zna pani jakiegoś dobrego pediatrę? – Spytał Marek wyciągając komórkę z kieszeni. – Ma pani może jakiś numer telefonu? - Tak, już panu daję. – Wyciągnęła wizytówkę lekarza i podała mu ją. Natychmiast wybrał numer. Wyłuszczył wszystko lekarzowi i podał adres. - Będzie za piętnaście minut. Zabierz Ula jej plecak. Ja wezmę ją. Okryj ją płaszczem. Dziękujemy pani za opiekę. Do widzenia. Z Beatką na rękach dotarł do samochodu. - Wyciągnij mi z kieszeni kluczyki i otwórz. – Delikatnie umieścił małą we wnętrzu auta. – Wsiadaj Ula. Jedziemy. W mieszkaniu rozebrała małą i ubrała ją w piżamę. W chwilę później usłyszeli dźwięk domofonu. Marek poszedł otworzyć. Po paru minutach wprowadził lekarza do pokoju. Ten nie tracił czasu. Szybko zbadał małą. - Tak…, wyraźnie ma powiększone ślinianki przyuszne. Ma też temperaturę. Zaraz coś zaradzimy. Wypisuję tu receptę na leki przeciwzapalne i przeciwbólowe. Mała może odczuwać ból przy przełykaniu i otwieraniu ust. Może nie chcieć jeść. Proszę jej nie zmuszać. Jednak trzeba dawać jej dużo płynów. Tu jeszcze jedna recepta na leki zbijające temperaturę. Pracuje pani? - Tak pracuję. W takim razie poproszę o pani PESEL i NIP zakładu pracy. Wypiszę dla pani zwolnienie. Trzeba posiedzieć przy małej co najmniej przez dwa tygodnie. Gdyby coś się działo, proszę dzwonić bez względu na porę. Zostawiam państwu swoją wizytówkę. Proszę też jak najszybciej wykupić leki. - Ja zaraz pojadę do apteki. Wyjdę z panem doktorze. – Marek już wkładał kurtkę. – Zaraz będę z powrotem – zapewnił Ulę. Po drodze uiścił też opłatę za wizytę znacznie wyższą niż chciał lekarz. - Jesteśmy panu bardzo wdzięczni doktorze, że przyjechał pan tak szybko. Chyba trochę straciliśmy głowy. – Lekarz uśmiechnął się do niego. - Najważniejsze, to nie panikować. Córce nic nie będzie. Jutro z pewnością gorączka spadnie i poczuje cię lepiej. Jakoś tak miło zrobiło mu się na sercu, gdy doktor nazwał Betti jego córką. Nie wyprowadzał go z błędu, bo i po co. - A może pana gdzieś podwieźć? - Nie. Dziękuję. Jestem samochodem, a pan niech lepiej jak najszybciej wykupi te leki. Żona będzie się niecierpliwić. Pożegnał się z medykiem i wsiadł do samochodu. Zanim przekręcił kluczyk w stacyjce wyszeptał. – Żona. – Uśmiechnął się sam do siebie i ruszył. Ula siedziała jak na szpilkach. Co rusz z niepokojem spoglądała na pogrążoną w śnie Beatkę. Mała oddychała ciężko i widać było jak na dłoni, że trawi ją gorączka. Wreszcie usłyszała szczęk windy i otworzyła drzwi. - Jesteś… - Odetchnęła z ulgą. – Masz wszystko? - Mam. Daj jej od razu. - Usnęła. - Trzeba ją obudzić. Lekarz powiedział, żeby od razu wzięła leki. - No skoro tak, to ją obudzę. Za chwilę też oddam ci pieniądze za wizytę i lekarstwa. Naprawdę nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. – Dokończyła drżącym głosem. – Dziękuję. – Spojrzała na niego oczami pełnymi łez. - Już dobrze Ula. Już dobrze. – Powiedział łagodnie, gładząc ją po plecach. – Zrób jej herbaty z cytryną i ostudź, żeby się nie poparzyła. Ja spróbuję ją obudzić. Podszedł do łóżka i pogładził rozpalony policzek Beatki. - Betti, obudź się skarbie. Weźmiesz leki i pozwolimy ci dalej spać. Otworzyła oczy i powiedziała marudnie. - Głowa mnie boli i gardło. - Wiem, maleńka, wiem, ale po lekarstwach będzie dużo lepiej. Zobaczysz. Bez protestu połknęła tabletki, choć rzeczywiście przełykanie przychodziło jej z trudem. Ula została przy niej, a Marek poszedł do kuchni i zrobił dwie kawy. Kiedy wyszła z pokoju siostry, sięgnęła po torebkę wyciągając z niej portfel. - Powiesz mi, ile za to zapłaciłeś? - Ula, daj spokój. To naprawdę grosze. Nie ma o czym mówić. - Ale ja już mam u ciebie dług i to nie tylko pieniężny, ale dług wdzięczności. Dzisiaj zaciągam kolejny. To nie może tak być Marek. Dając mi wtedy ten tysiąc złotych powiedziałeś, że potrącicie mi przy pierwszej wypłacie. Nie zrobiliście tego. Jak poszłam zapytać do rachuby powiedzieli mi, że to premia uznaniowa. Nie wiem tylko, czym sobie na nią zasłużyłam. - Ula. To ja rozdzielam premie według uznania i skoro uznałem, że na nią zasłużyłaś, to tak jest. Schowaj ten portfel i napij się ze mną kawy. Będę musiał jeszcze wrócić do firmy. Przy okazji zabiorę twoje zwolnienie. Trzeba je oddać Sebastianowi. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, wpadnę tutaj po południu. - Oczywiście, że nie mam. Zapraszam cię na obiad. Zrobiłam trochę gołąbków. Może ci posmakują. - Na pewno. Kiedy została sama pomyślała, że powinna zadzwonić do Wolszczana i powiedzieć mu, że z tego pikniku nici. Chciała mu powiedzieć, że z ich znajomości nici. Odeszła jej ochota na ewentualne spotkania z nim. To nie przy nim jej serce biło mocniej. On być może planował sobie coś w związku z nią i wiele się spodziewał po tej znajomości. Postanowiła, że zadzwoni natychmiast i powie mu prawdę, że nie jest zainteresowana. Szybko wybrała jego numer. Odezwał się po kilku sygnałach. - Pani Urszula! Jaka miła niespodzianka. Jakże się cieszę, że panią słyszę. - Dzień dobry panie Sławku. Dzwonię, bo nie mam dla pana dobrych wiadomości. Będzie pan musiał sam pojechać na ten piknik. Moja siostra jest chora. Zaraziła się świnką. Przed chwilą wyszedł stąd lekarz. Muszę przy niej być przez co najmniej dwa tygodnie. Przemyślałam jednak to, co mówił mi pan wtedy po pokazie i chciałabym, by pan mnie dobrze zrozumiał. Proszę też nie odbierać tego, co zaraz powiem jak coś osobistego. Ja nie mogę umawiać się na randki z powodów, jakie panu już podałam. Przysięgałam sobie po śmierci taty, że zaopiekuję się moim rodzeństwem. Moja siostra nie zna mamy, bo ona zmarła zaraz po jej urodzeniu. Ja jestem dla niej matką i ojcem. Nigdy nie dopuszczę do żadnych zaniedbań względem niej. Ona jest dla mnie najważniejsza, rozumie pan. Jest pan naprawdę dobrym i miłym człowiekiem. Jestem pewna, że znajdzie pan kobietę, która chętnie poświęci panu swój czas. W moim przypadku jest to niestety niemożliwe. Przepraszam, jeśli liczył pan na kolejne spotkania. Powiedziałam panu to wszystko, bo uznałam, że tak będzie uczciwie. – Przez chwilę słyszała tylko ciszę w słuchawce, wreszcie Wolszczan odezwał się. - No cóż… Gorzka była ta czarna polewka*. Jednak doskonale panią rozumiem. Rzeczywiście liczyłem na bliższą znajomość z panią. Ale będę się musiał z tym pogodzić, że nic z tego nie będzie. Mam nadzieję, że nasza znajomość na tym nie ucierpi i będę mógł bez przeszkód przyjść do prezesa i przy okazji przywitać się i porozmawiać z panią. - Na to zawsze pan może liczyć. Dziękuję za wyrozumiałość. Życzę panu wszystkiego najlepszego. Do widzenia. Odłożyła telefon i odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że tak to właśnie przyjmie. Spokojnie i bez jakichkolwiek wyrzutów. Przynajmniej ma to już z głowy i nie musi wykręcać się kłamstwami. Teraz powinna się skupić na Beatce i dopilnować, żeby wyzdrowiała. Zadzwoniła jeszcze do szkoły i poinformowała, że małej nie będzie przez dwa tygodnie. Otworzyła drzwi od jej pokoju na oścież. Musi słyszeć, gdyby się obudziła i chciała pić, kiedy ona będzie w kuchni szykować obiad. Wyszedł z windy i zaraz skierował się do mieszkania Uli. Nie chciał dzwonić w obawie, że może obudzić małą. Zapukał cicho do drzwi. Otworzyła mu niemal natychmiast i uśmiechnęła się promiennie. - Dobrze, że już jesteś. Beatka się obudziła i wygląda trochę przytomniej. Gorączka też spadła. A co ty tam dźwigasz? - Laptop. Wszystko ci powiem po obiedzie. Pozwolisz, że umyję ręce? - Jasne. Na pralce leżą czyste ręczniki. Ja nalewam zupę w takim razie. Po wyjściu z łazienki wszedł do pokoju i usiadł przy stole. Pociągnął nosem. - Bosko pachnie. Co to za zupa? - Krupnik, lubisz? - Lubię. Dzisiaj zjem wszystko, bo bardzo zgłodniałem. – Postawiła przed nim talerz. - Chodź Betti. Zjesz trochę rosołu z manną to się nieco wzmocnisz. – Pomogła małej włożyć kapcie i okryła ją kocem. – Jest bardzo słaba. Ta gorączka ja wykańcza. Nawet mówić jej się nie chce. Jedz kochanie. Na pewno poczujesz się lepiej. – Przyniosła swój talerz z zupą i wielki półmisek gołąbków. Wróciła po sos i sztućce. - Smacznego. Wsuwajcie. Zmiótł z talerza wszystko. – Świetnie gotuje. To było znakomite. – Dziękuję Ula. Bardzo się najadłem. Było pyszne. - Zebrała talerze i szybko umyła. Zalała filiżanki wrzątkiem robiąc im kolejną kawę tego dnia. Położyła z powrotem Beatkę do łóżka i okryła ją kołdrą. Mała prawie od razu usnęła. Przysiadła na fotelu i po raz drugi spytała. - To co tam przyniosłeś i po co ci laptop? - Ten laptop jest dla ciebie. Nie będzie cię dwa tygodnie, a ja nie dam sobie bez ciebie rady. Koniecznie trzeba skończyć pisać te umowy. Nie mogę powierzyć Violetcie tego zadania, bo się nie wywiąże. Obiecuję ci, że będę chodził po zakupy, byś nie musiała zostawiać Betti samej. Będę załatwiał wszystkie sprawy, jeśli takie będą, ale błagam pomóż mi. Ja też jestem zawalony swoją robotą i codziennie jej przybywa, bo przychodzą stosy poczty. Zgodzisz się? - No pewnie. Nawet nie musisz pytać. Przywiozłeś te umowy, które napisałam do tej pory? - Przywiozłem całą teczkę. Masz taki porządek w biurku, że nawet po ciemku bym je znalazł. Z twojego komputera wszystkie wrzuciłem też na pocztę. Będziesz je mogła ściągnąć na laptop. Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny. - Nie ma za co. Ja też mam ci trochę do zawdzięczenia. – Zamilkli. Marek zapatrzył się w okno i płynące po nim krople deszczu. Jednak, co jakiś czas zerkał na Ulę. W końcu przerwał tą ciszę. - Chyba nic nie będzie z tego waszego pikniku. Rozlało się na dobre i nic nie zapowiada poprawy pogody. – Spojrzała na niego z zadumą. Odstawiła filiżankę na stół i powiedziała cicho. - Nie jadę na żaden piknik, nawet jakby było trzydzieści stopni. – Zdumiony wbił w nią wzrok. - Jak to nie jedziesz? Ja zajmę się Betti. Nie martw się. - Nie, nie Marek. Ja przemyślałam sobie wszystko. To było bez sensu. Po twoim wyjściu zadzwoniłam do Wolszczana i powiedziałam, że nie mogę z nim jechać, bo Betti jest chora. Powiedziałam też, żeby nie liczył na żadne spotkania, bo ona jest dla mnie najważniejsza i nie mam czasu na randki. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Jego serce dostało nagle potężnego kopa i zaczęło tłuc się w jego piersi jak oszalałe. Przełknął ślinę i spytał. - A on? Jak zareagował? - Chyba zrozumiał, bo powiedział, że nie ma mi za złe i nie gniewa się. - Mądry chłopak. – Skonstatował. Poklepał się po kolanach i podniósł z fotela. – Dobra Ula. Zostawiam cię teraz. Gdybyś czegoś potrzebowała, to jestem cały czas u siebie. W domu masz wszystko? Nie trzeba nic kupić? - Tylko chleb. Na rano jeszcze mam, ale może mi braknąć. Jeśli możesz, to kup mi jeden krojony, jak będziesz wracał z pracy. - Nie ma sprawy. Załatwione. Dziwna to była sytuacja. Dziwna dla nich obojga. On robił zakupy, ona gotowała obiady, które ze smakiem zjadał. I gdyby nie fakt, że byli sąsiadami i współpracownikami, mógłby ktoś przyglądając się temu z boku powiedzieć, że funkcjonują jak małżeństwo. Cieszyła się, że przywozi jej robotę do domu. Bez niej zanudziłaby się śmiertelnie. Miał dobry pomysł z tym laptopem. Betti nadal przebywała w łóżku, ale czuła się znacznie lepiej. Obrzęki najwyraźniej ustępowały, a i gardło bolało mniej. A on? On był szczęśliwy, że może spędzać z nimi czas. Opiekować się nimi. Powoli zaczęły odgrywać istotną rolę w jego życiu. Być może, najważniejszą. Ula pociągała go z każdym dniem coraz bardziej. Nie chodziło tu tylko o wygląd. Miała taki ujmujący sposób bycia. Niczego nie udawała. Nie stwarzała pozorów. Jeśli nie podobało jej się coś, co zrobił, waliła prawdę prosto z mostu. Pokazywała, że lepiej będzie tak, a nie inaczej. Prostowała jego ścieżki, a on ulegał tym mądrym sugestiom i ufał jej bezgranicznie. Któregoś dnia znowu zasiedział się przy kawie. Omawiali strategię sprzedaży kolekcji. Słuchał, jak wyłuszczała mu swoje racje. - Kochanie, a co myślisz o… - Zorientował się, że palnął ni z gruszki ni z pietruszki. Spojrzał na nią z lękiem. Jej oczy przypominały wielkością pięciozłotówki. - Kochanie…? – Wyjąkała. Strapiony podrapał się w tył głowy. Ten odruch świadczył o jego wielkim zakłopotaniu. Westchnął. – Chyba muszę ci coś powiedzieć, coś wyznać. Naprawdę bardzo obawiam się twojej reakcji, ale nie mogę już tego tłamsić w sobie. Zakochałem się w tobie Ula. Po raz pierwszy w życiu doświadczam prawdziwej miłości i wiem, wiem na sto procent, że to właśnie to. Nigdy nie poznałem takiej drugiej osoby, jak ty. Jesteś dobrym człowiekiem Ula. Dobrym, szlachetnym i szczerym. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdybyś została moją dziewczyną. Ja wiem, że Beatka jest dla ciebie najważniejsza, ale zanim cokolwiek powiesz, to wiedz, że ona i dla mnie stała się ważna. Kiedy wychodziłem z domu z lekarzem, pocieszał mnie mówiąc, żebym się nie martwił, bo córka na pewno poczuje się lepiej. Nie wyprowadzałem go z błędu, bo zrobiło mi się tak miło na sercu. Pomyślałem wtedy, że gdybym kiedykolwiek miał córkę, to chciałbym, żeby była taka jak ona. Ciebie określił moją żoną, a ja po raz pierwszy zrozumiałem wtedy, że kocham cię nad życie. Mam świadomość jak bardzo cię zraniłem tym napastowaniem na korytarzu, ale uwierz mi Ula, od tamtej pory jestem już innym człowiekiem. Dlatego błagam, nie skreślaj mnie. Daj mi szansę a udowodnię ci, że zasługuję na twoją miłość. Muszę cię też spytać, czy ty… czy ty byłabyś w stanie mnie pokochać? Po jej policzkach toczyły się łzy. Otarła je niezdarnie. Jej ogromne, błękitne oczy przez dłuższą chwilę wpatrywały się w niego. - Czy byłabym w stanie cię pokochać? – Wyszeptała kręcąc jednocześnie głową. - Nie, nie byłabym w stanie. Zrobiło mu się przykro i spuścił nisko głowę. Wyglądał na zdruzgotanego. Jednak nie potrafi zapomnieć o tym, co jej zrobił. Na co on liczył? Że rzuci mu się w ramiona? Żałosny kretyn. – Nie byłabym w stanie cię pokochać, bo już cię kocham i to od dawna. – Podniósł głowę i z niedowierzaniem spojrzał jej w oczy. - Kochasz mnie? Naprawdę kochasz mnie? – Zsunął się z fotela i ukląkł przy niej całując jej dłonie. – Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwy. To najpiękniejszy dzień w moim życiu Mimo tej paskudnej pogody dla mnie zaświeciło dzisiaj słońce. Bardzo, bardzo cię kocham. Zbliżył się do jej ust i wtulił w nie swoje. Całował delikatnie, zmysłowo i czule. Oderwał się w końcu od jej warg i wyszeptał. - Dla mnie jesteś chodzącym ideałem i najważniejszą osobą na ziemi. Kocham cię Ula. - Ja też cię kocham, – wyszeptała – bardzo kocham. ![]() *Czarna polewka podana kawalerowi starającemu się o rękę dziewczyny oznaczała, że kawaler nie podoba się albo pannie, albo jej rodzicom. |
Marcysia (gość) 2012.11.15 18:43 |
Gosiu, jakie to piekne, że po 2-óch miesiącach
czytania Twoich tekstów na telefonie w czasie przerwy wreszcie znalazłam
czas na normalne przeczytanie jednej z cześci oraz jej skomentowanie :)
I to jakiej części! Części gorzko-słodkiej o cudownym happy endzie.
Wiedziałam, że Ulka pójdzie po rozum do głowy i odprawi Sławka z
kwitkiem. I wiedziałam, że przyjaźń Uli i Marka się mooocno rozwinie.
Nie pomyliłam się ;)) Scena przy kawie także idealna. Gdyby Markowi się
nie wymsknęło, to by chyba do końca życia usychali z niewiedzy :D No
dobrze, nie umieraliby, bo w końcu byś ich ze sobą połączyła :)) Czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję, że moi nauczyciele odpuszczą i będę miała czas komentować ;)) |
MalgorzataSz1 2012.11.15 19:00 |
Marcysia! Dobry Boże! Myślałam, że już się nie odezwiesz. Zamilkłaś na tak długo, że straciłam nadzieję, że będę jeszcze kiedykolwiek odpisywać na Twój komentarz. Tak się cieszę, że się odezwałaś. Czytanie na telefonie chyba nie jest zbyt wygodne, szczególnie, gdy jest sporo tekstu. Jednak ja jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym, że nadal mnie czytasz. Ten rozdział był niejako przełomowy dla wspólnych relacji między Ulą i Markiem. Skoro on już wyrzucił z siebie to, co do niej czuje, to teraz już nie popuści. Od tej chwili cud, miód i orzeszki. Oczywiście to nie koniec opowiadania. Będzie jeszcze trochę perypetii lecz nie związanych z nimi bezpośrednio. No. Może związanych tylko z jedynym z nich bezpośrednio. Trochę się zakręciłam. Jednak jak przeczytasz dalsze części na pewno zrozumiesz, o co mi chodziło. Bardzo Ci dziękuję, że skomentowałaś. Z nadzieją, że tak będzie częściej, serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
MalgorzataSz1 2012.11.15 19:03 |
Marcysiu. Mam jeszcze prośbę. Czy mogłabyś wkleić swój komentarz pod rozdziałem na streemo? Byłabym bardzo wdzięczna. :) |
Shabii (gość) 2012.11.15 19:55 |
Małgosiu. Cudowna część! Przepiękna! Zacznę może od początku, pewnie i tak po drodze coś przeoczę ale postaram się i może uda mi się niczego nie ominąć. Więc tak: Bardzo się cieszę, że udało im się popołudnie. Dobrze, że Marek opowiedział Uli dlaczego Aleks jest taki a nie inny. Przyznał się do tego, co zrobił i pokazał, że żałuje. Gdyby to ukrył, pewnie męczyłyby go wyrzuty sumienia które i tak go pewnie bardzo męczą. Tak zawsze mógł się komuś wygadać. Jak tylko przeczytałam o tym, że Beatka coś marudziła przed pójściem do szkoły, to już wiedziałam, że coś ją rozbiera. Nie ma się co dziwić, pogodę za oknem mają nie ciekawą. Marek spisał się na medal. Bardzo im pomógł. Opłacił lekarza i leki, zrobił zakupy - ideał. Ula też oczywiście zasługuje na pochwałę. Ma zwolnienie, a mimo, że opiekuje się chorą siostrzyczką, sprząta, gotuje to zgodziła się pomóc Markowi. Dobrze też, że zadzwoniła do Rafała i powiedziała w czym rzecz. Gdyby odmówiła randki tylko z powodu choroby siostrzyczki, mógłby nadal robić sobie nadzieję, a tak wie, że nic z tego nie będzie, bo Ula nie jest zainteresowana. Powiedziała mu to bardzo grzecznie i cieszy mnie to, że zrozumiał. Okazał się całkiem wyrozumiałym i mądrym facetem. Ha! Wiedziałam, że jak Marek się dowie, to będzie 'skakał z radości'. Czemu mnie to nie dziwi? Przecież gołym okiem widać, że on ją kocha, że jest zazdrosny, że chce spędzać z nią jak najwięcej czasu. Bardzo się cieszę, że Marek się zapomniał i wypalił z tym kochaniem. Tym miłym akcentem niczego nie musi już ukrywać. Powiedział prawdę, piękną prawdę! Ależ to było piękne wyznanie (też chcę coś takiego kiedyś usłyszeć). Muszę też przyznać, że napędziłaś mi stracha. Już myślałam, że to Uli "NIE" faktycznie oznacza "NIE", a tu taka miła niespodzianka! Ona też go kocha! Widzi, że naprawdę się zmienił. Zmienił na lepsze. Jestem przekonana, że im się uda. Wierzę, że teraz i dzień i noc będzie radosna. Gosiu, dziękuję Ci za tę część. Dziękuję, że nie kazałaś długo czekać, aż oni będą razem. Raz jeszcze napiszę, że część REWELACYJNA. Czekam na kolejne, równie fantastyczne jak ta. Pozdrawiam. :):) |
MalgorzataSz1 2012.11.15 20:25 |
Shabii. Nie wiem, skąd wytrzasnęłaś tego Rafała (chyba z serialu). Wolszczan miał na imię Sławek. Boże! Nie znoszę imienia Rafał. Ale to tak na marginesie. Marek wywnętrza się Uli. Nie chce, by oceniała go zbyt pochopnie. Najpierw opowiedział jej o swoim życiu z Pauliną, teraz o Alexie. Ten ostatni nie jest typem, który łatwo przebacza. Ma duże poczucie własności i nie znosi, gdy coś mu się zabiera. To będzie miało swoje przełożenie w następnych rozdziałach. I to, powiedziałabym, bardzo poważne. Niestety więcej zdradzić nie mogę. Co do tej radosnej nocy, to będziesz musiała jeszcze trochę poczekać. Ona oczywiście nastąpi. Najpierw jednak szykują się święta i znowu będę dodawała rozdziały obyczajowo-kulinarne. Wielkie dzięki za komentarz. Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał. Następny..., nie wiem kiedy, ale pewnie niedługo. Buziaki. |
Shabii (gość) 2012.11.15 20:39 |
Małgosiu. Pojęcia nie mam, skąd mi się wziął Rafał. Ostatnio dużo się dzieje i chyba nie trybie tak jak powinnam. Przepraszam.Jeśli chodzi o mnie, to ja się bardzo cieszę, że Marek opowiedział wszystko Uli. Niczego przed nią nie zataił i to jest piękne. Mam nadzieję, że rodzeństwo Febo z czasem mu wybaczą. Każdy przecież zasługuje na drugą szansę, tym bardziej gdy żałuje tego co zrobił. Nie wiem czy dobrze mnie zrozumiałaś z tą 'radosną nocą'. Ja napisałam, że mam nadzieję, że teraz i noce i dnie będą dla Uli radosne, a ty chyba odebrałaś to jako... no wiesz. (Mogę się jednak mylić). Oczywiście jeśli się nie mylę i faktycznie tak to zrozumiałaś to ja rozdział +18 również bardzo chętnie przeczytam. Kulinarne rozdziały uwielbiam! Jeść zresztą też lubię, choć ostatnio nie mam apetytu. Schudłam bardzo, dasz wiarę? Wiesz, że ja poczekam ile trzeba będzie, bo warto! Nie musisz dziękować, kolejny raz napiszę, że zasługujesz na pochwały w komentarzach. |
MalgorzataSz1 2012.11.15 20:55 |
Shabii. No to faktycznie źle Cię zrozumiałam. Od razu widać, co mi krąży po głowie. Hahaha. Dogadałyśmy się jak ślepy z głuchym. Ale nic nie szkodzi. W każdym razie jeśli chodzi o relacje Uli z Markiem, to faktycznie wyszła już ze smutku nocy i teraz będzie tylko lepiej. Jeśli natomiast wziąć pod uwagę innych bohaterów tego opowiadania, to relacje Uli i Marka z nimi, bądź z niektórymi z nich będą dość skomplikowane. Pozdrawiam. |
Marcysia (gość) 2012.11.15 22:23 |
Małgosiu, ja również mam nadzieję, że mój
kolejny komentarz nie pojawi się tu za następne 2 miesiące ;)
Nauczyciele dadzą nam po próbnych egzaminach chwilę odpoczynku, a ja mam
nadzieję, że ta chwila będzie trwać... przynajmniej tyle, ile czasu
potrzebujesz na dodanie wszystkich rozdziałów ;)) Co do streemo - dodam tam również komentarz ;)) |
monika_2601 (gość) 2012.11.15 23:28 |
Świnka:/ O matko, pamiętam to bardzo dobrze i
nie jest to specjalnie radosne wspomnienie:p Chociaż świnka to było nic w
porównaniu z ospą:/ No ale nic, nie mówmy o nieprzyjemnych rzeczach,
kiedy tyle przyjemnych wydarzyło się w tym rozdziale:) Kiedy Marek zwrócił się do Uli per kochanie, z moich ust wydarło się przeciągłe "ooooooo!" Gosiu, to było takie słodkie! W sumie ta choroba Beatki to takie szczęście w nieszczęściu, bo jakby nie patrzeć, to zbliżyło do siebie Ule i Marka. Jak na ironię, to lekarz, zupełnie obcy im człowiek trochę ich popchnął do siebie. Wcale mu się nie dziwię, że wziął tych dwoje za małżeństwo, bo przecież własnie tak to wyglądało:) Eh, no po prostu tak mi się podobał ten rozdział, że ho, ho :p No i Sławek dostał kosza. Bardzo dobrze:p Spokojnie nawet to przyjął, nie spodziewałam się tego. Myślałam, że będzie robił jakieś problemy, ale na szczęście moje przewidywania nie sprawdziły się. Małgosiu, czarną polewkę opatrzyłaś gwiazdeczką! No co Ty, myślisz, że nie wiemy co to jest?;p No niestety, ale chyba nie jesteśmy aż tak młode, żeby tego nie wiedzieć?;p A propos... hmmm, myślę, że juz zaczyna mi się "przedurodzinowe przygnębienie". Strasznie wcześnie w tym roku :p Naprawdę udany rozdział:) Czekam na kolejny. Pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2012.11.16 08:53 |
Monika. Wygwiazdkowałam tę czarną polewkę mając na uwadze czytelniczki w wieku naście lat, bo i takie się zdarzają. One jednak chyba nie za bardzo wiedzą, co to kiedyś oznaczało, a jeśli wiedzą, to tylko wielki plus dla nich. Masz rację, ten lekarz uświadomił Markowi ważną rzecz i od tego czasu już nie mógł myśleć o Uli w innych kategoriach jak tylko "moje kochanie". To kochanie wyrwało mu się nieopatrznie i chyba w dobrym momencie. Dobrze, że miał na tyle odwagi, by wyjaśnić jej wszystko. Od teraz będzie już inaczej, lepiej. Ona zamknie w sobie ten smutek po śmierci taty, a on będzie się starał ze wszystkich sił, by widzieć na jej twarzy tylko uśmiech. Ona oczywiście nadal będzie nosić żałobę w sercu, bo to chyba nigdy nie mija. Wiem to z własnych doświadczeń. Wolszczan będzie się pojawiał jeszcze w tym opowiadaniu, lecz nie jako potencjalny kandydat do ręki panny Cieplak. Jak pisałam wcześniej Shabii, przed nimi świąteczny czas. Przygotowaniom do świąt poświęcę trochę miejsca jak i potrawom. Będzie więc znowu wątek kulinarny, za co Cię już przepraszam z wiadomych dla mnie i dla Ciebie powodów. Mam nadzieję, że jakoś przebrniesz przez te rozdziały. Piszesz, że zaczyna Ci się przedurodzinowe przygnębienie, co mnie osobiście przygnębiło jeszcze bardziej. Nawet nie wiesz jak wiele bym dała, by móc wrócić do wieku, w którym obecnie Ty jesteś i nie mam tu bynajmniej na myśli wieku XXI. Haha. To oczywiście nierealne, choć muszę powiedzieć, że mnie taki przedurodzinowy stres dopadł po raz pierwszy w dniu, w którym kończyłam pół wieku, a to było już prawie cztery i pół roku temu. Nie narzekaj więc, bo przed Tobą lata najpiękniejsze. Bardzo Ci dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. :) |
danka69 (gość) 2012.11.16 14:05 |
Gosiu, bardzo mi się podoba ta część. Marek bardzo uczciwie przynaje się do popełnionych błędów , w tym do świństwa ,które wyrządził Aleksowi. Doskonale wie ,że Ula ceni prawdę, szczerość . Stara się więc bardzo zmienić swoje postępowanie. Przede wszystkim nie pije, a to pozwala mu bez większego wysiłku pokazać pozytywne cechy jego charakteru. To przecież bardzo dobry człowiek, hojny, empatyczny. Nic nie udaje, jest sobą a miłość do Uli tylko go napędza w tym pozytywnym działaniu. Okoliczności ,w których wyznaje Uli miłość jest zaskakująca. Podświadomie intensywnie myślał , jak i kiedy powinien Uli wyjawić co do niej czuje. I tu nagle wyrywa się z tej młodej piersi słowo "kochanie". Nie ma odwrotu, pięknie się "tłumaczy" ..... , cudownie. Uwielbiam te sceny, ustami Marka potrafisz pięknie wyrazić tego typu emocje. Czekam na dalszą sielankę i poboczne wątki.Dziękuję. Buziaki! |
MalgorzataSz1 2012.11.16 15:29 |
Danusiu. Jak pewnie zauważyłaś, Marek zaczął te swoje zwierzenia już w poprzednim rozdziale. Najpierw opowiedział jej o swoim życiu z Pauliną, teraz Ula poznała historię Alexa. Z tak imponującym bagażem złych doświadczeń Marek nie czuje się dobrze. Dręczą go ogromne wyrzuty sumienia. Dzięki Uli już wie, że nie może składać tego, czego się dopuścił względem Febo, na karb alkoholu. Jak sam mówi, wielokrotnie usiłował przeprosić, ale Alex nie przyjmuje żadnych argumentów. Marek nawet nie zdaje sobie sprawy jak ta zdrada fatalnie odbiła się na psychice jego dawnego przyjaciela. Nie ma pojęcia, jak bardzo jest on zraniony i jak niesamowicie cierpi. Alex, choć nie uzewnętrznia swoim zachowaniem tych cierpień (mam tu na myśli jakieś dramatyczne gesty, czy wręcz łzy), to w jakiś sposób daje realny przekaz dla postronnych swoim czarnym ubiorem. Ula od razu to dostrzegła. On rzeczywiście nosi żałobę, bo poniósł podwójną stratę. Stracił kobietę, którą kochał nad życie i przyjaciela, któremu bezgranicznie ufał. Te traumatyczne przeżycia Febo odcisnęły na nim trwałe piętno i będą miały swoje konsekwencje w dalszej części opowiadania. Nie ma winy bez kary. Tą dewizą będzie się głównie kierował, ale czy te działania ukoją jego ból, to na razie niech pozostanie tajemnicą. Marek ewoluuje. Z trzpiota, któremu były w głowie tylko szczeniackie numery zamienia się w odpowiedzialnego mężczyznę. To nie koniec wyznań z jego strony. Następny rozdział, przynajmniej na początku, będzie kontynuacją tego niespodziewanego, miłosnego wyznania. Bardzo Ci dziękuję Danusiu za komentarz i miłe słowa. Cieplutko pozdrawiam. :) |
XUlaX (gość) 2012.11.16 17:22 |
Gosiu. Przepraszam, że długo mnie nie było, ale przez ostatnie dwa tygodnie mam totalne urwanie głowy. Mam tyle nauki, że zaraz zwarjiuję. Na szczęście dzisiaj jest piątek, przez najbliższe dwa dni nie będę ko mpletnie myśleć o szkole, bo się wykończę. Kompletnie nie wiem co się dzieje na świecie (czyt. w świecie mojej największej pasji), muszę w końcu zacząć czyta ć książkę, którą ostatnio kupiłam i nadrobić opowiadania o BrzydUli. Dosyć już o mnie, skupię się teraz na tej notce. Nie wiem dlaczego, ale już od dwóch rozdziałów przeczuwałam, że niebawem wydarzy się coś co odmieni relacje pomiędzy Ulą i Markiem. Nie pomyliłam się, tak właśnie się stało. Bardzo się z tego cieszę, od dawna było widać, że Marek nie traktuje Uli tylko i wyłącznie jak asystentkę j przyjaciółkę. To było coś więcej, to była miłość. Ta choroba Beatki zbliżyła ich do siebie. Każdy dzień mijał w tym samym schemacie. Marek jechał do pracy, później robił zakupy i szedł do Uli. Jedli razem obiad, rozmawiali. Gdyby nie to, że byli sąsiadami to można by śmiało pomyśleć, że są małżeństwem z dzieckiem. Cudownie, naprawdę cudownie. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam :) |
MalgorzataSz1 2012.11.16 17:41 |
Paulina. Odezwałaś się wreszcie. Już myślałam, że odpuściłaś mnie sobie, bo i na fb cisza. Pocieszające jest jednak to, że ciągle czytasz te moje wypociny. Ostatnio wszyscy bardzo narzekają na nadmiar nauki. Czy Ci nauczyciele powariowali? Trochę oddechu też powinni Wam dać. Od ciągłego ślęczenia nad książkami popsują Wam się oczy. Może choć w ten weekend odetchniesz. A co do opowiadania, to przeczucia miałaś dobre. Zresztą Marek był już pod takim wrażeniem zalet Uli, że nie mogłam ciągnąć tego w nieskończoność i musiałam spowodować, by on wreszcie się otworzył, choć zrobił to zupełnie nieświadomie. Po prostu mu się wyrwało. Mimo jednak, że wyznał jej miłość i wydawałoby się, że już teraz akcja zacznie zmierzać do szczęśliwego końca, to wymyśliłam jeszcze kolejne 22 rozdziały. Będzie więc co czytać. Może chociaż podczas świątecznej przerwy znajdziesz trochę czasu. Ja życzę Ci, byś miała go jak najwięcej. Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam. PS. Jeśli możesz, wklej komentarz na streemo. :) |
Ania (gość) 2012.11.16 21:08 |
Małgosiu :) Masz super bloga :) Kiedys już na nim byłam i czytałam Twoje opowiadania :) są swietne :)Swietne opowiadanie :) czekam na kolejna czesc.Fajnie się czyta:) Buziaki |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz