18 listopad 2012 |
Rozdział XI
![]() Pogładziła delikatnie jego szorstki od zarostu policzek w miejscu, gdzie zwykle wykwitał jeden z jego słodkich dołeczków. - Ciągle nie mogę w to uwierzyć. To naprawdę prawda? Kochasz mnie? - Kocham cię jak szaleniec. – Potwierdził. – Długo dochodziłem do tej prawdy. Przyznaję, że na początku pociągało mnie twoje piękno, ale w krótkim czasie doceniłem również piękno i wrażliwość twojej duszy. Podziwiałem cię, że jesteś taka poukładana, że tak świetnie radzisz sobie z obowiązkami zarówno w domu jak i w pracy. Z jednej strony jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam, a z drugiej wydajesz się być tak niezwykle krucha i delikatna. Zapadłaś w najgłębsze zakamarki mojego serca. To, co czuję do ciebie, to niezwykle silne uczucie. Piękne i dobre. Szczere i tkliwe. Zanim odważyłem się je nazwać, zaskakiwał mnie fakt, że nagle odczuwam potrzebę zaopiekowania się tobą, zaopiekowania się wami, że jestem zazdrosny o Wolszczana i wszystkich tych mężczyzn, którzy zwracali na ciebie uwagę. Nigdy w całym swoim życiu nie odczuwałem czegoś podobnego. To nie jest chwilowy poryw serca Ula, chwilowe zauroczenie, czy wyłącznie pociąg fizyczny. Ja naprawdę cię kocham. Przez te lata wspólnego życia z Pauliną, życia bez miłości, nocy z obcymi kobietami utopionych w morzu alkoholu, szukałem ciebie. Szukałem miłości bezwarunkowej, miłości odwzajemnionej i jestem szczęśliwy Ula. Jestem bardzo szczęśliwy, że cię odnalazłem. Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła do jego twarzy swoją. - A ja zakochałam się w tobie już wtedy, gdy zobaczyłam cię po raz pierwszy. Wydałeś mi się taki nierealny. Zbyt piękny, byś mógł być prawdziwy. Potem, gdy napadłeś tak na mnie na korytarzu, gdy wyrwałam ci się z rąk uciekając do domu i uspokoiłam dygot ciała, byłam zdumiona. Po tym wszystkim powinnam cię znienawidzić, a tymczasem kochałam cię nadal i nie mogłam pojąć, skąd w tobie ten dualizm. Pokochałam dobrego, szlachetnego człowieka, który pod wpływem alkoholu zmieniał się w bestię. Chcę, żebyś wiedział jedno. Ja nigdy nie zgodzę się na żaden alkohol, bo nie jesteś wtedy sobą. Nie zgodzę się na wypady do klubów. Tam czyha zbyt wiele pokus. Nie zniosłabym myśli, że zdradzasz mnie z jakimiś pannami. Mojego uczucia możesz być pewien, ale gdybyś powrócił do dawnego życia, straciłbyś mnie, bo nie potrafiłabym ci wybaczyć. - Ula. Ja to wszystko wiem. Wódkę i kluby pożegnałem już jakiś czas temu. Nie ma mowy, bym miał wrócić do tego, co kiedyś. To mało chwalebna przeszłość i wierz mi, że wstyd mi za nią. Teraz, gdy mam pewność, że odwzajemniasz moje uczucie, jestem zupełnie innym człowiekiem. Szczęśliwym człowiekiem i nie zamieniłbym tego na nic innego. Ty tylko mnie kochaj, a ja nie zawiodę tej miłości nigdy. Znowu przylgnął do tych słodkich ust pieszcząc je czule swoimi. Starał się być jak najbardziej delikatny, by jej nie wystraszyć. Oderwała się od niego i łapczywie złapała oddech. - Chyba czas na leki Beatki. – Powiedziała łagodnie. - Trzeba ją obudzić na kolację. Zostaniesz? - Zostanę. Chętnie z wami zjem. Pomogę ci. Zrobię herbatę. Od tego pamiętnego dla nich dnia, on unosił się niemal na skrzydłach. Prosto z pracy jechał szybko do domu, bo może ona czegoś potrzebuje, może chce wyjść i ktoś musi zostać z Betti, może po prostu chce odpocząć. Gdyby mógł, otoczyłby ją szklanym kloszem, by nikt nie ważył się jej przeszkadzać i zakłócać jej spokoju. Przeciętnie trzy, cztery razy w ciągu dnia dzwonił upewniając się, czy wszystko w porządku. Niemal u nich mieszkał. Do siebie wracał tylko po to, by przespać noc i znowu być do jej dyspozycji. - Naprawdę przesadzasz. Wystarczy, że zadzwonisz raz w ciągu dnia. Przecież jakby coś się działo, zawiadomiłabym cię. Z Betti już wszystko dobrze. Nawet w łóżku nie chce leżeć. Co mogłoby się stać? Patrzył na nią w takich razach z rozczuleniem, wbijając niepewnie wzrok w jej błękitne diamenty - Ula nie broń mi. Ja tak bardzo tęsknię za twoim głosem. Chcę go usłyszeć. Już nie mogę się doczekać, kiedy wrócisz do pracy. Śmiała się z tej jego żałosnej miny mówiąc. - Czy ty nie jesteś aby trochę zaborczy? Nie wydaje ci się, że mnie osaczasz? Daj mi czasem trochę odetchnąć. Przecież cię kocham i nigdzie nie uciekam. Siedzę murem w domu i czekam, aż wrócisz. - Wiem, kochanie wiem, ale czasem to silniejsze ode mnie. Betti wyzdrowiała. Wreszcie Ula mogła ją prowadzać do szkoły i wreszcie Marek doczekał się, że wróciła do pracy. Ciągle było jej sporo. Z Maćkiem widywała się rzadko. Mimo, że pracowali na tym samym piętrze, on też był pochłonięty pracą. Czasami tylko natykali się na siebie w pomieszczeniu socjalnym. Zwierzyła mu się, że jest z Markiem. Zdziwił się. I on słyszał różne plotki na jego temat, choć nie powtarzał ich. Zawdzięczał mu pracę i nie chciał mówić o nim źle. - Ja się bardzo cieszę Ula, że nie jesteś już sama, ale te plotki… - Wiem Maciuś, ale znam też prawdę, bo mi opowiedział i mogę cię zapewnić, że w tych plotkach niewiele jest prawdy. Zresztą rozpuściła je sama Paulina robiąc z siebie ofiarę w tym związku. Tak naprawdę to winni są po połowie. Najłatwiej jest obarczyć winą tylko jedną osobę. Mówię ci to w tajemnicy, bo póki co, nie chcemy się z niczym ujawniać. Tak jest lepiej. Podpisał ostatnie kartki raportów, które mu przyniosła i uśmiechnął się do niej. - To wszystko kotku? - Wszystko. Wiesz, w tym tygodniu jest rocznica śmierci taty. Aż wierzyć się nie chce, że to już rok odkąd nie ma go z nami. W sobotę pojadę do Rysiowa. Wejdę też do Szymczyków. Już tam dzwoniłam i umówiłam się. - Chcesz jechać sama? Zabierz mnie ze sobą. Zawiozę was. Mówiłaś, że Maciek wie o nas, więc nie będzie niespodzianki. - Naprawdę chcesz jechać? To nie będzie wesoły wyjazd. - Wiem, ale i tak nie chcę puszczać cię samej. Nie wiadomo, jaka będzie pogoda. Ta rocznica oznacza też, że kończy wam się żałoba. - To prawda. Znienawidziłam czarny kolor. Jednak żałobę już chyba zawsze będę nosić w sercu. Ale skoro masz ochotę jechać, to się zgadzam. Wracając z Rysiowa może wstąpilibyśmy do Złotych Tarasów. Koniecznie muszę kupić jakiś płaszcz. Ten jest już strasznie stary i zniszczony. - Nie ma sprawy Ula. Pojedziemy. Uprzątnęła talerze po śniadaniu i wytarła dłonie. Omiotła wzrokiem Beatkę i Marka. - Chyba będziemy się zbierać. Chcę mieć trochę czasu na uprzątniecie grobu, a Szymczykowie zaprosili nas na obiad. Nie chciałam odmawiać. - W takim razie ja idę się ubrać i zaraz po was przyjdę. Razem zjechali windą na dół. Na szczęście nie padało. Jednak zimny wiatr przeszył ich na wskroś. Otworzył szybko samochód i pomógł wsiąść Betti. - Zaraz włączę ogrzewanie to nie zmarzniecie. Poprowadzisz mnie Ula? Nigdy tam nie byłem. Chyba, że włączę GPS. - Nie włączaj. Ja doskonale znam drogę. Pod cmentarzem kupili trochę chryzantem i znicze. – Te ze święta zmarłych już się pewnie wypaliły a i kwiaty zwiędły. – Pomyślała. Pozbierali do worka wszystkie wypalone lampki i suche badyle kwiatów. Omiotła trochę nagrobek z liści i z czułością pogładziła dwie fotografie. – Bardzo nam was brakuje. Kochamy was. – Przystanęła przy Marku i Betti odmawiając cicho modlitwę. Znowu popłynęły jej łzy. Marek przytulił ją do siebie bez słowa. W takich chwilach jak ta doceniała jego silne ramię, opiekuńczość i troskę. Wytarła z policzków łzy i przeżegnała się. - Chodźmy. Zimno jest. Nie chcę, żeby mała się przeziębiła. Podjechali pod dom Maćka. Jego samego zauważyli już z daleka, jak kręcił się przed bramą. Wysiedli i przywitali się z nim. - Widzisz Marek, to tu mieszkaliśmy – Ula wskazała dom po przeciwległej stronie. Sprzedaliśmy go miłemu wdowcowi, który docenia i kocha go, tak jak myśmy go kochali. Wyremontował go i położył nowy dach. Ładnie teraz wygląda. - Chodźcie. Mama już zalewa kawę. Weszli do środka witając się z rodzicami Maćka. Ten przedstawił im Marka. - To jest właśnie prezes Febo&Dobrzański. Dzięki niemu mam tę pracę. Szymczykowie przypadli do niego dziękując mu, ale bardzo się wzbraniał. - Nie ma za co dziękować. To ja jemu jestem wdzięczny, bo dzięki niemu firma ma ogromne oszczędności. Żałuję tylko, że wcześniej go nie poznałem, bo już dawno zatrudniłbym go. - Siadajcie, bardzo proszę i częstujcie się. Zostaniecie na obiedzie? Nie zmieniliście planów? - Zostaniemy pani Marysiu. Opowiadałam Markowi jak pani świetnie gotuje. Nie odpuści sobie. - To prawda. Jestem wielkim żarłokiem. Uwielbiam dobrą kuchnię. – Szymczykowa przyjrzała mu się krytycznie. - Jakoś nie widać tego po panu. Jest pan szczupły. – Roześmiał się. - Chyba nie mam tendencji do tycia i szybko spalam. To przez tą ciasną skórę. Miło spędzili ten czas. Marek był pod dużym wrażeniem sympatycznych rodziców Maćka. - Wspaniali ludzie. – Mówił do Uli, gdy byli już w drodze powrotnej do Warszawy.- Tak samo szczerzy i otwarci jak Maciek. Pewnie po nich to odziedziczył. - Tacy właśnie są. – Ula uśmiechnęła się łagodnie. - Ja traktuję ich jak swoją rodzinę. Nawet nie wiesz jak bardzo nam pomogli, gdy zmarł tata. Maciek wyszukał to mieszkanie. Było do remontu. On i pan Szymczyk remontowali je jak własne. Gdyby nie oni, nie miałabym nawet za co pochować taty, bo w domu nie było żadnych pieniędzy. Zanim tata zmarł, Maciek codziennie woził mnie do szpitala i zostawał ze mną. To prawdziwy przyjaciel. Najlepszy. Uwierzysz, że znamy się od kołyski? Nasze rodziny od zawsze przyjaźniły się ze sobą. Wspierały się. Od pierwszej klasy podstawówki siedzieliśmy w jednej ławce i tak było aż do matury. Potem podjęliśmy te same studia. Zawsze trzymaliśmy się razem i tak będzie już chyba do końca. Zrobiłabym dla nich wszystko. - To wielkie szczęście Ula mieć takich przyjaciół. Być może kiedyś i mnie będzie mógł Maciek do nich zaliczyć. Byłbym z tego dumny, bo jest naprawdę wspaniałym facetem. Dotarli na parking przed galerią handlową. Pomógł im wysiąść i wprowadził do ciepłego wnętrza. Od razu poszli szukać płaszcza dla Uli. Wszystkie, które oglądała wydały jej się strasznie drogie. Marek z Beatką buszowali przy stoisku dziecięcym. Wreszcie podeszli do niej. - Zobacz Ula, co znaleźliśmy. – Spojrzała przez ramię i zobaczyła swoją siostrę w ślicznym, góralskim kożuszku. - Pięknie w nim wygląda. Zgodzisz się bym go jej kupił? Proszę. – Popatrzył na nią błagalnie. - Marek, tyle pieniędzy za kożuch dla dziecka? To zdzierstwo. - Ale zobacz jak jej w tym ładnie. Kupię dobrze? – Cmoknął ją w policzek. Westchnęła ciężko. - No dobrze. Choć nie pochwalam tego. - A ty już wybrałaś coś? - Nie. Wszystko jest za drogie. - Przymierz ten. – Ściągnął z wieszaka jasnopopielaty, puchowy płaszcz z ciepłym kołnierzem i kapturem obszytym futerkiem. - Już go oglądałam. Nie stać mnie. - Tylko przymierz. Chcę zobaczyć, czy dobry. Leżał idealnie jakby był na nią szyty. Spojrzał na nią z błyskiem w oku. - Bierzemy. I proszę cię nie protestuj. Uwielbiam sprawiać wam radość. Nie odbieraj mi tego. Rozłożyła bezradnie ręce, a on roześmiał się głośno. Zaczęło się szaleństwo zakupowe. Jak tylko widział sukienki, czy bluzki w jej rozmiarze, kupował. Oprócz tego w koszu wylądowały jeszcze ciepłe buty dla wszystkich, bo i Jaśka też uwzględnił w tych zakupach, ciepłe szaliki, czapki i rękawiczki. Patrzyła na jego szczęśliwą twarz i nie miała już siły protestować. - Jesteś niepoprawny - powtarzała ciągle, a on patrzył w jej dwa niebieskie chabry roziskrzonym wzrokiem i mówił. - I w dodatku tak bardzo cię kocham. Odkąd Krzysztof Dobrzański wrócił wraz z żoną ze szwajcarskiego uzdrowiska, mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że dwumiesięczny ich pobyt tam, zdecydowanie wyszedł mu na zdrowie. Pochłonął też przy okazji mnóstwo pieniędzy, ale tym akurat senior się nie przejmował. Dawno nie czuł się tak dobrze. Niemała była też w tym zasługa jego żony Heleny, która z dokładnością szwajcarskiego zegarka podawała mu leki każdego dnia. Cieszyło ją jego dobre samopoczucie. Chciała jak najszybciej wyrzucić z pamięci te dni i noce, kiedy tak bardzo martwiła się o niego. Nie wyobrażała sobie sytuacji, w której miałoby go zabraknąć. Od trzydziestu trzech lat byli ze sobą na dobre i na złe. Często wspominała dawne czasy. Czasy ich młodości. Poznała go na jednej z prywatek zorganizowanych przez którąś z jej koleżanek. Pamięta jak wszedł w otoczeniu wianuszka kobiet. Był niezwykle przystojny tak jak teraz ich syn. Był nieco niższy od Marka, jednak miał ujmujący styl bycia i traktował kobiety z niespotykaną kurtuazją. Dowiedziała się wtedy, że jest na czwartym roku studiów ekonomicznych i ma zamiar zrobić karierę w tej dziedzinie. Zafascynował ją. Ona chyba jego też, bo tego wieczora został jej przedstawiony i już nie odstępował jej ani na krok. Przetańczyli cały wieczór, a ona nie miała pojęcia jak bardzo naraziła się dziewczynom, z którymi przyszedł. Onieśmielał ją. Czuła się bardzo skrępowana, gdy przy pożegnaniu ucałował jej dłoń dziękując za wspaniały wieczór i prosząc o spotkanie. Postawiła wtedy wszystko na jedną kartę. Zgodziła się i podała mu adres. Od tego dnia widywali się niemal codziennie. Byli nierozłączni. Kiedy skończył studia, oświadczył się jej. W wakacje pojechali do Włoch. To były najpiękniejsze chwile ich życia. Pojechali go Chioggia nad morze. Tam poznali polsko-włoskie, młode małżeństwo, Agnieszkę i Francesco Febo. Zaprzyjaźnili się. Panowie od razu znaleźli wspólny język. Jak się okazało, obydwaj byli ekonomistami. To tam narodził się pomysł założenia wspólnej firmy. Postawili na modę. Początki były trudne, bo postanowili rozwinąć biznes w Polsce. Ciężkie to były czasy, a jednak mieli sporo szczęścia, bo na ich drodze pojawił się genialny projektant Pshemko. Był młody tak jak oni i miał mnóstwo pomysłów. Tak zaczęli budować wspólne, modowe imperium. Rok później pobrali się, a w niedługim czasie przyszedł na świat Marek. I ona i Agnieszka rodziły w jednym czasie. Febo mieli już wtedy czteroletniego chłopca Alexa. Teraz Agnieszka urodziła dziewczynkę. Dzieci chowały się zdrowo i przyjaźniły się ze sobą. A potem był ten wypadek. – Helena westchnęła ciężko. – Potem już nic nie było takie samo. Wzięli na siebie trud wychowania dzieci tragicznie zmarłych przyjaciół. Starali się jak mogli, choć i tak większość czasu poświęcali firmie zostawiając dzieci pod opieką nianiek. Krzysztof zaczął niedomagać. Słabe serce odziedziczył po swoim ojcu, który zmarł na zawał będąc w sile wieku. Na szczęście osiągnęli już tak dobry status materialny, że mogli pozwolić sobie na najlepszych lekarzy i na najlepsze kliniki, choć ona każdego dnia drżała z obawy o jego życie. Weszła do salonu i zobaczyła go siedzącego na kanapie i czytającego prasę. Podeszła do komody i włączyła odtwarzacz, z którego popłynęła cicha, spokojna melodia. - Przed chwilą dzwonił Marek – powiedziała odwracając się do męża. – Zapowiedział się z wizytą. Przyjedzie po pracy. Krzysztof odrzucił gazetę i przyjrzał się żonie badawczo. - A co? Coś nie tak w firmie? - Chyba wszystko w porządku. Nic nie mówił. Poza tym, czy musi się coś stać, by do nas przyjechał? To też jego dom. Chce nas po prostu odwiedzić, to wszystko. Pójdę do Zosi. Powiem, że zjemy razem z nim. Będzie mu miło, że nie musi jeść sam. Około szesnastej trzydzieści rozległ się dzwonek do drzwi i po chwili wszedł Marek. Przywitał się z rodzicami. - Na pewno jesteś głodny synku. Zosia zaraz poda obiad. My też jeszcze nie jedliśmy. Czekaliśmy na ciebie. - W firmie w porządku? – Zapytał Krzysztof moszcząc się w fotelu. - W jak najlepszym. Nawet nie wiesz, jaką furorę zrobiła ta kolekcja. Już od dawna nie mieliśmy tylu chętnych do jej zakupu. Podpisałem chyba ze trzydzieści nowych umów. Schodzi jak ciepłe bułeczki, a Pshemko triumfuje. - To świetna wiadomość. Czyli stoimy dobrze? - Tato, bardzo dobrze. Ja już się cieszę, bo przynajmniej na święta ludzie dostaną porządne premie. Zasłużyli. - A właśnie a’propos świąt. – Odezwała się Helena. – Będziesz na wigilii? - Wytarł usta serwetką i popatrzył uważnie na matkę. - No nie wiem… - Ja to nie wiesz. Przecież zwykle spędzasz ją z nami. W tym roku nie będzie ani Paulinki ani Alexa. Jadą do Mediolanu do babci. Staruszka zaniemogła i nie wiadomo, ile jej jeszcze zostało. Chcą spędzić te święta razem z nią, bo być może, że to jej ostatnie. – Marek pokiwał ze zrozumieniem głową. - Tylko, że ja nie jestem już sam. - To znaczy, że co? - To znaczy, że mam dziewczynę. Bardzo ją kocham. To pierwsza, jedyna i prawdziwa miłość, jaka przydarzyła mi się w życiu. Z nią też chciałbym spędzić ten dzień. A może u mnie urządzimy tą wigilię? Zosia i tak jedzie do swoich i wróci dopiero po nowym roku. Moglibyście zostać na całe święta. Co będziecie robić sami w tym wielkim domu? Ula świetnie gotuje. Będziecie mogli posmakować jej kuchni. - Ula? Twoja asystentka? - No tak, zapomniałem powiedzieć. Tak, to ona. Mieszka naprzeciwko mnie. To bardzo wygodne. Ma też dwójkę młodszego rodzeństwa. Jaśka, który studiuje w Szczecinie i małą, siedmioletnią siostrzyczkę Beatkę. - A ich rodzice? Nie chcą z nimi spędzić świąt? - Ich rodzice nie żyją mamo. Ich matka zmarła tuż po narodzinach Beatki, a ojca pochowali w zeszłym roku w listopadzie. Też chorował ciężko na serce tak jak ty tato. Ula sama wychowuje młodszą siostrę i opiekuje się też Jaśkiem. Jest dla nich matką i ojcem. Ciężkie miała życie, ale dzięki temu jest niezwykle zaradna i pracowita. Jest też bardzo szlachetna, dobra i szczera. Bardzo ją kocham i z całą pewnością mogę powiedzieć, że to jest ta jedna jedyna na całe życie. - Nic nam wcześniej nie mówiłeś. Przedstawiłeś nam ją wprawdzie na pokazie, ale przez kilka minut nie można przecież poznać człowieka. My możemy tylko stwierdzić, że jest skromna i bardzo piękna. Zrobiła na nas dobre wrażenie. Tylko czy ona już wie o tych świętach? - Jeszcze nie. Zajdę tam dzisiaj do niej i wszystko opowiem. Na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu. Zobaczycie, to będzie świetna wigilia i cudowne święta. Jestem pewny, że Betti zawojuje was zupełnie. To świetny dzieciak, a Jasiek, to bardzo dobrze ułożony, młody człowiek. Bardzo się cieszę, że się zgodziliście. Kilka minut po dwudziestej cicho zapukał do drzwi Uli. Otworzyła mu i przytknęła palec do ust. - Ciii…, Beatka właśnie usnęła. Jak wizyta u rodziców? - Najpierw buziak. – Przylgnął do jej ust. – Uwielbiam cię całować. A wizyta dobrze. Rozmawiałem z nimi na temat świąt i chciałbym o tym porozmawiać również z tobą. Przecież to już za dwa tygodnie. Zrobisz mi kawy? - Zrobię. A nie chcesz nic zjeść? - Nie. Najadłem się u nich. Specjalnie czekali na mnie z obiadem. Usiedli z filiżankami w dłoniach na kanapie. - Dowiedziałem się od nich, że Paulina i Alex wyjeżdżają na święta do Włoch. Ich babcia jest chora, to dlatego. W związku z tym musieliby te święta spędzić sami, bo i Zosia, ich gospodyni, jedzie do rodziny. Zaproponowałem, żeby święta spędzili u mnie razem z tobą i twoim rodzeństwem. Powiedziałem, że nie jestem już sam i że jesteśmy razem. Oni chcą cię bliżej poznać, bo zrobiłaś na nich dobre wrażenie na pokazie. Ja mam taki plan. W tym tygodniu, w którym wypadają święta, zrobilibyśmy zakupy, również prezentów. Kupilibyśmy też prawdziwą choinkę. Ja pomógłbym ci w kuchni. Już trochę nabrałem wprawy. Dzień przed wigilią zawiózłbym was do Rysiowa, bo myślę, że Jasiek już będzie. Poszlibyśmy na cmentarz i do Szymczyków, żeby złożyć im życzenia. Weźmiemy wolne na ten dzień. Wcześniej zorganizuję wigilię w pracy. To już taka tradycja. Łamanie się opłatkiem, życzenia, drobne upominki i powiadomienie o wysokości premii, którą każdy dostanie na konto. Co o tym myślisz? Uśmiechnęła się do niego promiennie. - Masz już wszystko zaplanowane i to ze szczegółami. Mnie podoba się ten plan i muszę przyznać, że jesteś coraz bardziej zorganizowany. Cmoknął ją czule w policzek. - Dzięki tobie staję się taki. Mam przy sobie dobry wzorzec i chętnie go naśladuję. W takim razie załatwione. Ty skarbie zrób wielką listę zakupów. Powoli możemy już coś kupować. Jakieś przyprawy, czy bakalie i inne tego typu rzeczy, które się nie zepsują. Trzeba też będzie kupić ryby. Mówiłaś, że jesteś na nie uczulona, a umiesz je przyrządzać? – Zachichotała. - Nie martw się. To, że ich nie jem nie znaczy, że nie potrafię ich usmażyć. Przecież w domu to ja to robiłam i nikt nie narzekał. Nie będziemy kupować żywych. Kupimy już oczyszczone filety. Wprawdzie są droższe, ale zdecydowanie mniej przy nich roboty. Usmażymy karpie, może łososia? Zrobię też śledzie w oleju i w śmietanie. Będzie dobrze. Zobaczysz. Przez następne dni sukcesywnie znosili zakupy do domu. Po pracy jechali odebrać Betti i wraz z nią do galerii handlowych. Ula myślała nad prezentami. Miała już odłożoną na nie odpowiednią sumkę. Z Jaśkiem było najłatwiej. Kupiła mu ciepłą kurtkę i markowe jeansy. Beatce ładną, ciepłą sukienkę i kilka płyt z bajkami. Szymczykową postanowiła uszczęśliwić elektryczną maszynką do mięsa, a dla Maćka i pana Szymczyka miała komplety ładnych piżam i szlafroków. Do tego męskie kosmetyki. Największy problem miała z Markiem. Co kupić komuś, kto już wszystko ma? Alkohol odpadał. W końcu zdecydowała się na jedwabną koszulę w odcieniu szaro-błękitnym jak jego oczy i ładny, idealnie dobrany do niej krawat. Tego nigdy dość. Do tego dokupiła skórzany portfel i włożyła do niego grosik i swoje zdjęcie. Idąc za ciosem dla Heleny wybrała ładną broszkę i apaszkę, a dla Krzysztofa złotą spinkę do krawata. Popakowała któregoś wieczoru wszystko w kolorowy papier i dodała do każdej paczki karteczkę z imieniem. Teraz mogła się już skupić na towarach spożywczych. Cztery dni przed świętami przyjechał stęskniony Jasiek. Już nie musiała Betti ciągać ze sobą. Ona miała już ferie świąteczne a on chętnie z nią zostawał. W dniu, w którym przyjechał, Ula usiadła z nim w pokoju i powiedziała mu, że ona i Marek są razem. Musiał o tym wiedzieć, w przeciwnym razie ta wigilia i reszta świąt, byłaby dla niego dużym zaskoczeniem. I tak go nie krył słuchając tych rewelacji. - No siostra, nie tracisz czasu, choć muszę przyznać, że fajny z niego gość i bardzo go lubię. Kochasz go? - Jasiu, gdyby było inaczej, nie byłabym z nim, prawda? A ty? Nie masz żadnej dziewczyny? - Ula, ja nie mam czasu na dziewczyny. Jestem zajęty. Jak nie wkuwam, to lecę sprzątać, albo na korepetycje. – Poklepała go po ramieniu. - Jak wrócisz na uczelnię, będziesz mógł zwolnić tempo. Ja co miesiąc będę ci przysyłać pieniądze na życie. Bardzo dobrze zarabiam. Nie jesteśmy w stanie tego przejeść. Sporo odłożyłam. Nie musisz już tak harować. Znajdź wreszcie czas dla siebie. Należy ci się. Odpuść to sprzątanie i skup się na nauce. Wyszliśmy na prostą braciszku. Założyłam wam nawet oprocentowane konta oszczędnościowe i co miesiąc wpłacam tam stałe kwoty. Za kilka lat będziecie mieć swój własny kapitalik na start. Uściskał ją mocno całując w policzek. - Kocham cię siostra. Jesteś najlepsza. Firmowa wigilia była dla wszystkich pracowników F&D szczególnym i radosnym dniem. Już wiedzieli, że firma stoi dobrze i że zapowiadają się świetne premie. W sali konferencyjnej panował nastrój podekscytowania. Stali z kieliszkami szampana w dłoniach słuchając przemówienia prezesa. On standardowo życzył im udanych świąt. Rozdano upominki od firmy. Potem już prywatnie składano sobie życzenia. Podszedł do Sebastiana stojącego wraz z Violettą wyławiającą kawałki pomidorów z talerzyka. - No, moi drodzy. Życzę i wam spokojnych zdrowych świąt. Spędzacie je w Warszawie? - Wigilię i pierwszy dzień świąt każde ze swoimi rodzicami. Drugi dzień mamy tylko dla siebie. - A może byście wpadli do nas w ten dzień? - Do nas? – Viola popatrzyła na niego nie rozumiejąc. – Jak to do nas? To znaczy, do kogo? - No do mnie i do Uli? - Do Uli? A co ona ma z tobą wspólnego? – Marek podrapał się w tył głowy. - Chyba muszę was oświecić. Ja i Ula jesteśmy razem. – Kubasińska słysząc te słowa niemal udławiła się pomidorem. Na szczęście przytomny Sebastian poklepał ją po plecach i mogła przełknąć tkwiący w gardle kawałek. - Ty i Ula? Nie do wiary. Czy ty wiesz, że ona ma dziecko? Sześcioletnie dziecko! Jesteś z kobietą, która ma przeszłość mój drogi. To nie jest zbyt mądre. – Marek roześmiał się serdecznie. - Viola, to dziecko ma siedem lat i jest jej młodszą siostrą, którą wychowuje od śmierci ich matki. - Aaa… To takie buty. Nic nie mówiła. Powiedziała kiedyś, że musi odebrać dziecko ze szkoły, więc myślałam, że to jej. - I to jest najlepszy dowód, jak powstają plotki. To co, przyjdziecie? Sebastian poklepał go po ramieniu. - Przyjacielu, jeśli będzie taka wyżerka jak na parapetówce, to ja przyjdę bardzo chętnie i Violka też. - Będzie o wiele lepsza Seba. Możesz być tego pewien. |
monika_2601 (gość) 2012.11.19 00:17 |
Zgon w samą wigilię to byłaby wyjątkowa
złośliwość losu:p Dobrze, że Sebastian czuwał, bo inaczej Viola mogłaby
marnie skończyć, uduszona wskutek pomidorka niechybnie połkniętego z
powodu szokujących dla niej wiadomości. To było dobre:) Jasiek musiał być nieźle zaskoczony. Wraca do domu po dłuższej nieobecności, a tu tyle zmian. Ale są t same zmiany na lepsze, a jak wiadomo lepsze nie zawsze jest wrogiem dobrego (chociaż Wojtek uważał, że właśnie tak jest:p). Podobało mi się, że przytoczyłaś historię seniorów Dobrzańskich. To, co o nich wiemy z serialu zmiksowałaś z własnymi dopowiedzeniami i wyszła bardzo fajna historia:) No, to zapowiada się, że następny rozdział będzie już tym świątecznym. W sumie tematyka na czasie, bo przecież święta już tuż, tuż. W sklepach już zaczęło się przedświąteczne szaleństwo:/ Trudno powiedzieć czy to dobrze czy źle, ale biorąc pod uwagę, że mamy dopiero połowę listopada to chyba jednak to lekka przesada. Tak się dziś przeszłam po galerii i stwierdzam, że dekoracje świąteczne są już niemal wszechobecne. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam:) |
MalgorzataSz1 2012.11.19 06:56 |
Monika. Muszę Ci się przyznać, że sama nie wpadłabym na to, by opisać historię poznania się seniorów Dobrzańskich. Prosiła o to jedna z dziewczyn na streemo i obiecałam jej, że coś wymyślę i wplotę w jeden z rozdziałów. Szczerze powiedziawszy to nie przypominam sobie, by ktoś opisywał już ich historię, ale oczywiście mogę się mylić. Tak. Następny rozdział będzie poświęcony magii świąt. I oczywiście będzie kulinarny. W te przygotowania mocno zaangażowałam Marka, bo uważam, że mężczyźni powinni pomagać kobietom w kuchni i nie jest to dla nich żadna ujma. Te święta będą bardzo rodzinne i pozwolą lepiej poznać się nawzajem. Bardzo Ci dziękuję, że przeczytałaś i jestem w szoku, że pierwsza skomentowałaś. Jestem pod wrażeniem, bo wiem, że miałaś zajęte ostatnie dwa dni. Serdecznie Cię pozdrawiam. |
Floryda (gość) 2012.11.20 09:50 |
Ależ nie mogę sie doczekać nastepnych odcinków! |
danka69 (gość) 2012.11.20 11:37 |
Gosiu! Przeczytałam jednym tchem tę część.
Przedstawiłaś przygotowania do świąt, atmosferę przedświąteczną w tak
ciepły i uwielbiany przeze mnie sposób. Otóż przypomniałaś mi stare
dobre czasy w pracy, keidy wszyscy żyli świętami, przygotowaniami do
nich, fajnym paczkami dla rodzin ( nie dla dzieci), wysokimi premiami
etc. . Niestety, aktualnie nic z tego nie pozostało . Z kasą kiepsko ,
ale tak jest wszędzie. Co gorsze jednak to kompletny brak chemii wśród
pracowników. Młode pokolenie wnosi tylko komercję, postawę roszczeniową,
nic z siebie nie dając.Trudno jest na takiej bazie budować fajną,
przyjazną atmosferę. Od dłuższego czasu nie wiem co znaczy magia świąt. W
domu jest znacznie lepiej. Chociaż amok, w który wpadam, zresztą jak
każda gospodyni domowa, pracująca zawodowo, pozbawia radości przeżywania
świąt. Przynajmniej Gosiu w Twoich opowiadaniach mam szanse nasycić się
tą fantastyczną atmosferą. Pozostałe wątki przepiękne. Dobrzańscy
akceptują Ulę.Pewnie podczas wspólnych świąt poznają się bliżej. Czekam
na przepisy potraw świątecznych i piękne sceny w światecznej scenerii. Gorąco Cię pozdrawiam |
Malediwa (gość) 2012.11.20 11:49 |
Do tego piękny obraz :) Cudownie piszesz :) |
MalgorzataSz1 2012.11.20 13:44 |
Floryda, Malediwa Bardzo dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam. Danusiu. Cóż mogę Ci powiedzieć. Chyba tylko to, że w pełni się z Tobą zgadzam. Magii świąt ani w pracy ani w domu już nie ma, choć rzeczywiście może w domu trochę z tym lepiej. Nie wiem jak będzie w tym roku, bo już siły nie te i rodzina nie tak liczna jak kiedyś. Ja, zawsze starająca się o wszystko, dbająca o najdrobniejsze szczegóły, wiecznie zagoniona przy przygotowaniu potraw, pewnie w tym roku na niewiele się przydam. Będę próbowała coś zrobić, ale jak to wyjdzie naprawdę nie wiem. Ten kolejny rozdział to będzie pieczenie, gotowanie, kolędy, choinka, no i najważniejsze - prezenty. Nie obędzie się bez niespodzianki. Ula jest pełna obaw, jak Dobrzańscy zareagują na to, że to ona zajęła miejsce Pauliny u boku Marka. Wprawdzie na pokazie wydawali jej się bardzo mili, ale przecież nigdy nic nie wiadomo. Marek bardzo zaangażuje się w przygotowania. Zależy mu , by te święta spędzili rodzinnie i mile. Jak wyjdzie, niebawem się przekonasz. Bardzo dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam serdecznie. :) |
miki (gość) 2012.11.22 20:19 |
Kiedy następny odcinek,już nie mogę się doczekać |
MalgorzataSz1 2012.11.22 20:26 |
Miki. Naprawdę nie wiem. Być może w sobotę lub w niedzielę, ale na razie nie mogę dokładnie sprecyzować. Postaram się jak najszybciej. Pozdrawiam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz