11 listopad 2012 |
Rozdział IX
Dni mijały. Maciek na dobre wdrożył się w pracę. Alex go chwalił. Nie było to raczej normalne i niezmiernie rzadko spotykane u dyrektora finansowego. Zwykle burczał na wszystkich i ciągle był niezadowolony. Jednak w stosunku do Maćka był zupełnie inny. Ten dwoił się i troił, by jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. Załatwił nową kwiaciarnię mieszczącą się na Żoliborzu. Była o wiele tańsza a właścicielka i dwie inne kobiety w niej zatrudnione, miały naprawdę dryg do układania pięknych bukietów. Kiedy zaproponował właścicielce podpisanie umowy z F&D nawet się nie zastanawiała. To był porządny zastrzyk gotówki. Mogła sprowadzać dzięki temu kwiaty nawet z Holandii. Z poprzednią kwiaciarnią rozwiązali umowę jak najszybciej. Jednak, gdy przyszedł któregoś dnia do Alexa i obwieścił mu, że znalazł inną drukarnię, niewielką, ale bardzo obiecującą, której właściciel powiedział, że takie zaproszenia może wydrukować po cztery złote za sztukę, Alex uwierzył, że ten chłopak może wszystko. Przy wypłacie nie szczędził na premii dla niego i był naprawdę szczodry. Dostał dodatkowo trzy tysiące i z radości prawie lewitował nad ziemią. Nie zwlekając pobiegł z tymi rewelacjami do Marka i Uli, żeby się pochwalić. Marek był zdumiony. - To zadziwiające. Jednak potrafił docenić twój ogromny wkład pracy i twój niezwykły talent. Bardzo się cieszę Maciek i gratuluję. Tak trzymaj chłopie. Dzięki tobie ta firma ma ogromne oszczędności. Kolejne uzyskał zmieniając firmę cateringową. Nie proponowała wprawdzie kawioru i krewetek, ale oferowała inne, równie smaczne przystawki. Alex zaakceptował je. Sam uważał, że to czyste marnotrawstwo paść brzuchy tym wszystkim darmozjadom zjawiającym się na każdym pokazie. Najważniejsze jednak było to, że przekonał Paulinę. Długo się opierała, lecz jego jasne, logiczne argumenty zwyciężyły. Przystała na biżuterię z czeskiego „Jablonexu”. Wszystko wychodziło na prostą a termin pokazu zbliżał się nieubłaganie. Zarówno Maciek jak i Ula byli zaangażowani w jego przygotowanie bez reszty. Maciek pilnował budżetu, Ula załatwiała modelki i modeli, bo kolekcja była mieszana. Dzięki temu, że Jasiek nadal opiekował się Beatką i prowadzał ją do szkoły, mogła więcej czasu poświęcić firmie i nawet zostawać nieco dłużej. W jedną z ostatnich sobót września budynek Starej Pomarańczarni w warszawskich Łazienkach rozbłysnął feerią świateł. Marek wraz z Alexem i Pauliną witali w drzwiach pierwszych gości. Ula stanęła skromnie za Markiem nie rzucając się w oczy. Obok niej stał ubrany w elegancki garnitur Maciek. Jako jedni z pierwszych pojawili się państwo Dobrzańscy, rodzice Marka. Przywitali się ze wszystkimi serdecznie. W końcu rodzeństwo Febo traktowali jak własne dzieci. Marek nie omieszkał im też przedstawić Ulę i Maćka. - Maciek jest asystentem Alexa, a Ula moją asystentką. Oboje są niezwykle uzdolnionymi ekonomistami. To dzięki Maćkowi mamy najlepszy budżet od lat. - Seniorzy uścisnęli im dłonie. - Słyszeliśmy, a jakże. Słyszeliśmy o was obojgu i jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy was poznać. – Mówił uśmiechnięty Krzysztof. Napłynęła kolejna fala gości. Kiedy zapełniły się wszystkie miejsca, na wybiegł wszedł Marek. Przywitał raz jeszcze wszystkich. Opowiedział trochę o kolekcji i zaprosił na pokaz. Ula nie zdawała sobie sprawy jak bardzo uzdolniony jest Pshemko. Wprawdzie Marek mówił jej o tym, ale dopiero tutaj na własne oczy przekonała się, że miał rację. Jej ogromne z zachwytu oczy chłonęły te wszystkie cudowne kreacje. Może i ją będzie kiedyś stać na zakup choć jednej z nich? Szczególną uwagę zwróciła na płaszcze. Zakup zimowego okrycia był jeszcze przed nią. Nie mogła już dłużej chodzić w przerobionym płaszczu mamy. Był już zbyt sfatygowany. Kiedy przeszła ostatnia modelka i wyszedł na wybieg Pshemko, rozległa się burza oklasków. Oto nagroda za jego trud i niesamowity talent. Wniesiono wielki kosz czerwonych róż, a on się uśmiechał i kłaniał nisko dziękując za brawa. Marek ponownie wszedł na wybieg zapraszając gości do sali obok na bankiet. Wszędzie błyskały flesze. Przybyło sporo dziennikarzy i każdy chciał mieć jak najlepszy materiał z tego wydarzenia. Ula wraz z Maćkiem przeszła do sali bankietowej. Marek i Alex z Pauliną udzielali wywiadów, więc oni nie byli potrzebni. Nałożyli sobie kilka przystawek na talerze i zajęli stolik w kącie sali. Po nich wlał się na nią tłum gości. Chętnie korzystali z zimnej płyty. Ula przecierała oczy ze zdumienia, bo niektórzy naprawdę sprawiali wrażenie, jakby przyszli się tu tylko najeść za darmo. Rozległy się pierwsze dźwięki tanecznej muzyki. Popłynęły pierwsze pary. Parkiet błyskawicznie zapełnił się tańczącymi. Do ich stolika podszedł Marek niosąc trzy kieliszki szampana. - No moi drodzy, trzeba uczcić ten sukces. Proszę – rozdzielił miedzy nich musujący trunek. - Nie bawicie się? Zobacz Maciek ile panien wokół. – Szymczyk uśmiechnął się. - Muszę się dobrze rozejrzeć, ale na pewno będę się świetnie bawił. - A ty Ula? Zatańczysz ze mną? – Wyciągnął w jej kierunku dłoń. - Marek, wiesz, że nie mogę. Mam żałobę. – Popatrzył na nią smutno. - Ciągle o tym zapominam. A tak liczyłem na taniec z tobą. - Sam powiedziałeś, że dużo panien dzisiaj. Wybierz jakąś i baw się dobrze. Ja i tak nie będę długo. Posiedzę jeszcze z godzinkę i wracam do domu. Jutro Jasiek wyjeżdża do Szczecina. Chcę mu przygotować trochę rzeczy do zabrania. – Marek pokiwał ze zrozumieniem głową. - Odwiózłbym cię, ale muszę tu zostać. Wiesz… Obowiązki prezesa… - Wiem, wiem… Poradzę sobie. Zabawa rozkręcała się. Maciek widząc siedzącą samotnie przy stoliku Anię recepcjonistkę, wstał i pożeglował w jej kierunku. Po chwili już kręcił się wraz z nią na parkiecie. Spodobała mu się od samego początku ta drobna, czarnowłosa dziewczyna. Ten bankiet, to była świetna okazja, by poznać ją bliżej. Marek tańczył z matką już któryś taniec z kolei. - To trochę dziwne. – Pomyślała Ula. – Tyle jest tu dzisiaj młodych, ładnych kobiet a on obtańcowuje matkę? – Rozejrzała się po sali. Niezmordowana Violetta szalała wraz ze swoim Sebulkiem a obok tańczyła Paulina z Krzysztofem. Oparty o blat baru Alex, popijając szampana obserwował zabawę z dziwnie kpiącym wyrazem twarzy. – Musi się czuć samotny. Tyle kobiet a on podpiera bar. – Dziwiła się Ula. – Może też nosi jakąś żałobę w sercu? On również chodzi w czerni. Nigdy nie widziałam go w innym kolorze.- Te rozmyślania przerwała czyjaś obecność przy jej stoliku. Podniosła do góry głowę i ujrzała dość wysokiego blondyna w eleganckim szarym garniturze. Uśmiechnął się do niej. - Siedzi tu pani tak samotnie, a ja chciałbym poprosić panią do tańca. – Odwzajemniła ten uprzejmy uśmiech. - Siedzę tu samotnie nie bez powodu. Mam żałobę i nie jestem w nastroju do zabawy. - Bardzo przepraszam. Nie wiedziałem. Przykro mi. Pozwoli pani, że się przedstawię? Nazywam się Sławek Wolszczan. Mam małą firmę zajmującą się wyrobem galanterii skórzanej. Wie pani… torebki, paski i takie tam. Od jakiegoś czasu współpracuję z Febo&Dobrzański, stąd moja obecność tutaj. A pani? - Ja jestem asystentką Marka Dobrzańskiego. Urszula Cieplak. – Podała mu dłoń, którą skwapliwie ucałował. - Mogę zaproponować pani drinka? – Pokręciła głową. - Bardzo panu dziękuję, ale będę musiała się już zbierać. Mam trochę domowych obowiązków. – Wstała i nałożyła żakiet. – Poza tym za dziesięć minut mam autobus. – Wolszczan wyglądał na zawiedzionego. - Wielka szkoda. Może chociaż mógłbym odprowadzić panią. Jest wieczór i chyba nie za bardzo bezpiecznie. – Zarumieniła się. - To naprawdę nie jest konieczne. - Ja jednak nalegam. Proszę mi nie odmawiać. - No dobrze. Chodźmy w takim razie. Mijając tańczącego Maćka powiedziała mu, że już wychodzi. Marka nie widziała, jednak on doskonale widział jak opuszcza salę w towarzystwie blondyna. Znał go, bo podpisywał z nim umowę na dodatki. Ścierpła mu skóra na karku. – Gdzie ona z nim idzie? I w co pogrywa ten koleś? Podrywa ją? O cholera! Jestem zazdrosny?! O moją asystentkę jestem zazdrosny. To idiotyczne. – A jednak z zawiścią patrzył, jak wychodzą z sali. Koniecznie jutro musi ją o wszystko wypytać. Tymczasem Ula wraz ze Sławkiem podążała w kierunku przystanku. On co chwilę zerkał na nią. Spodobała mu się. Miała piękną twarz i świetną figurę. - Pani Urszulo. Nie będę ukrywał, że jestem panią zauroczony i bardzo chętnie spotkałbym się z panią ponownie. Zgodziłaby się pani? Spojrzała na niego, a jej oczy zrobiły się ogromne. Zaskoczył ją. - To bardzo miłe z pana strony, ale ja naprawdę nie mam czasu na takie spotkania. Po śmierci ojca jestem jedynym opiekunem mojej młodszej siostry. Ona ma dopiero niespełna siedem lat. Muszę ją odprowadzać i przyprowadzać ze szkoły i niestety nie mogę jej samej zostawiać w domu. Nie mam też nikogo, kto mógłby się nią zająć. Przykro mi. Wolszczan jednak nie rezygnował. - Pani Urszulo, ja nie widzę problemu. Byłbym szczęśliwy, gdyby pani wraz z siostrą towarzyszyła mi w następną sobotę. Chciałem wyjechać gdzieś za miasto i byłbym rad z waszego towarzystwa. Pojechalibyśmy nad wodę, popływali łódką. Jest jeszcze dość ciepło. Mała miałaby frajdę. Ja zapewniam kosz piknikowy. Co pani na to? Proszę mi nie odmawiać. - No skoro tak, to chętnie się z panem wybierzemy. – Na jego twarz wypłynął szczęśliwy uśmiech. Wyjął z kieszeni telefon. - Poda mi pani swój numer? Chciałbym mieć kontakt z panią. Prosiłbym też o adres, żeby wiedzieć gdzie podjechać. Czy godzina dziewiąta nie będzie za wczesna? - Myślę, że to bardzo dobra godzina. A adres to Sienna osiem mieszkanie dwadzieścia trzy. Pożegnała się z nim na przystanku, bo właśnie nadjechał autobus. Wsiadając do niego pomyślała. – Mam adoratora, dasz wiarę? Trochę nie w moim typie. Nie przepadam za blondynami. Ten jednak jest bardzo miły i uprzejmy. Sama jestem ciekawa, co z tego wyjdzie. Był niedzielny poranek. W przedpokoju stała już duża walizka wypakowana rzeczami Jaśka i pękaty plecak. On sam wraz z siostrami kończył jeść śniadanie. Ula spojrzała na niego ze smutkiem. - Szkoda, że wyjeżdżasz. Znowu zostaniemy same. – Poklepał siostrę uspokajająco po dłoni. - Ula, będę na święta. Czas szybko zleci, ani się obejrzycie a będę znowu z wami. Przybędzie ci obowiązków, bo teraz na ciebie spadnie odprowadzanie Betti do szkoły. - To nic. To nie jest dla mnie uciążliwe. Tu masz tysiąc złotych. Musisz opłacić akademik i mieć na życie. Ja mam pieniądze i na pewno mi wystarczy. Tę rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Popatrzyli po sobie zdziwieni. - Kto to może być o tak wczesnej porze? Betti zerwała się z krzesła i pobiegła otworzyć. Po chwili weszła do pokoju razem z Markiem. - Cześć wszystkim? Wybieracie się gdzieś? - Odprowadzamy Jaśka, zapomniałeś? Wraca dzisiaj do Szczecina. - A tak… Rzeczywiście. Mówiłaś. Mogę was odwieźć i tak nie mam nic lepszego do roboty. Moglibyśmy pojechać potem do Łazienek. Dowiedziałem się wczoraj, że organizują jakąś zabawę dla dzieci. Klauni, zwierzątka z balonów, jakieś konkursy. Chciałabyś pójść Betti? Mała spojrzała na Ulę. - Pojedziemy Ulcia? - Pojedziemy. Ale najpierw dworzec. Ty już jesteś po śniadaniu? - Tak, już jadłem. Zbieracie się? Jeśli tak, to ja idę po kurtkę i kluczyki. Zaraz będę z powrotem, pomogę przy bagażach. Długo ściskały Jaśka obie i wycierały łzy. Zapowiedziano odjazd. Wypuścił je z ramion i wsiadł. Wychylając się z okna krzyknął jeszcze. - Uważajcie na siebie. Dzwoń Ula, gdyby coś się działo. - Zadzwonię! Trzymaj się braciszku! Zaparkował niedaleko bramy parku i pomógł dziewczynom wysiąść. Już z daleka słyszeli radosny gwar dziecięcych głosów. Poszli w jego stronę. Niedaleko stawu zbudowano niewielką estradę. Tam dzieci popisywały się swoimi umiejętnościami. Mówiły wierszyki i śpiewały piosenki. Każde dziecko zostało obdarowane jakimś pluszakiem. Betti wyrwała się Uli i odważnie weszła po stopniach na scenę. Podeszła do niej prowadząca z mikrofonem. - Dzień dobry kochanie. Przedstawisz się nam? - Nazywam się Beatka Cieplak i mam już siedem lat. - A co byś nam chciała zaśpiewać, albo zarecytować? - Chcę zaśpiewać piosenkę „Urodziny marchewki”. Ula nie mogła wyjść z podziwu dla odwagi Betti. - Pewnie skusiły ją te kolorowe zabawki – pomyślała. Wraz z Markiem przysunęli się bliżej sceny. - Proszę państwa, Beatka Cieplak w piosence „Urodziny marchewki”. – Pani podała małej mikrofon, a ona dziecięcym głosikiem zaczęła śpiewać.
Na marchewki urodziny wszystkie zeszły się jarzyny.
A marchewka gości wita i o zdrowie grzecznie pyta. Seler raźno podskakuje, burak z rzepką już tańcuje. Pan kartofel z krótką nóżką biegnie szybko za pietruszką. Kalarepka w kącie stała, ze zmartwienia aż konała. Tak się martwi, płacze szczerze, nikt do tańca jej nie bierze. Wtem pomidor nagle wpada, kalarepce ukłon składa. Moja droga kalarepko, tańczże ze mną, tańczże krzepko. Wszystkie pary jarzynowe już do tańca są gotowe. Gra muzyka, to poleczka, wszyscy tańczą już w kółeczkach. Skończyła. Dygnęła wdzięcznie nóżką i oddała pani mikrofon. - To była bardzo ładna i wesoła piosenka, prawda dzieci? Brawa dla Beatki. Chodź ze mną kochanie. Pokażesz mi, która zabawka podoba ci się najbardziej. – Podprowadziła ją do dużego stołu, gdzie stały ustawione w szeregu torby z nagrodami. - A czy są hipopotamy? – Spytała Betti. – To są moje ulubione zwierzątka. - Chyba są. Poszukajmy. – Kobieta wyłowiła jedną z toreb. Mała aż pisnęła z radości. Spory, fioletowy hipopotam z fantazyjnie zawiązaną żółtą kokardą na szyi wystawiał swój pyszczek. - Jaki piękny! Bardzo, bardzo pani dziękuję. – Uszczęśliwiona zeszła ze sceny i wpadła wprost w objęcia Uli. - Zobacz Ulcia! Prawda, że piękny! – Ula pogładziła ją po głowie. - Bardzo piękny i należał ci się, bo ślicznie zaśpiewałaś. Jestem z ciebie bardzo dumna. - Ja byłem pod wielkim wrażeniem – dodał Marek, a dziewczynka puchła z radości. Mała nie traciła czasu. Po chwili wylądowały w jej rękach dwa zwierzaki z balonów i wieniec obwarzanków na szyi. W dłoni dzierżyła ogromnego, czerwonego lizaka. Odwróciła się do nich ze szczęśliwą miną. - Pójdziemy nakarmić kaczki? - Nie mamy bułki Betti. – Ula rozłożyła ręce. - Ja wziąłem trochę. – Marek sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej zawiniątko. – Proszę. My usiądziemy sobie na ławce. Tylko nie podchodź za blisko wody. ![]() - Dobrze, że choć czasami mi to wychodzi. Przysiedli na pobliskiej ławce obserwując Betti. Siedzieli przez chwilę w milczeniu. W końcu odezwał się Marek mówiąc cicho. - Widziałem cię wczoraj… - Spojrzała na niego zaskoczona. - Ja ciebie też. Byliśmy na pokazie przecież. - Nie o to mi chodzi. - Pokręcił głową. - Widziałem cię, jak wychodzisz z Wolszczanem. – Spojrzała na niego z ukosa. W jego głosie pobrzmiewał jakiś dziwny smutek, który trochę ją zaniepokoił. - Aaa… I co w związku z tym? - Umówiłaś się z nim? – Spytał wprost, a widząc jej zdumioną minę, wyjaśnił. – Nie zrozum mnie źle, ale ja nie chcę, żeby ktoś cię skrzywdził. - Sam próbowałeś to zrobić, więc nie rozumiem, skąd ta nagła troska. - Masz rację. Próbowałem i do dzisiaj się tego wstydzę. Jednak nie możesz zapomnieć. Wybaczyłaś, ale nadal pamiętasz. - To nie takie proste usunąć coś takiego z pamięci. Może kiedyś mi się to uda. A ze Sławkiem umówiłam się na następną sobotę. Poczuł ukłucie w sercu. Zabolało. Sam nie wiedział, dlaczego. Przecież nic nie upoważniało go do tego, by prosić ją o to, a jednak zaryzykował i wyrzucił z siebie. - Odmów to spotkanie – poprosił. Osłupiała. - Jak to odmów. Dlaczego? Nie rozumiem. On jest bardzo miły i uprzejmy. Nigdy nie chodziłam z żadnym chłopakiem, bo żaden nie był mną zainteresowany. Teraz, kiedy mam okazję, ty mówisz, odmów? Jakim prawem? - Splótł obie dłonie i mocno zacisnął. - Ja wiem Ula, że nie mam żadnego prawa. Jestem ostatnią osobą, która miałaby jakiekolwiek prawo podważać twoje decyzje. Uważam jednak, że to nie jest właściwy człowiek dla ciebie. - Tymi słowami rozdrażnił ją tylko. - A jaki jest właściwy? Oświeć mnie, bo trochę się pogubiłam. – Podniosła głos. - To powinien być ktoś, kto doceni twoje wnętrze, nie będzie powierzchowny. On taki nie jest. Ja go trochę znam. Miała dość tej rozmowy. Zupełnie nie wiedziała dokąd ona prowadzi i co ma na celu Marek mówiąc jej to wszystko. - Nie rozmawiajmy już od tym. Nie wiem, o co ci chodzi. Ja nie jestem małą dziewczynką Marek. Mam dwadzieścia sześć lat i też chciałabym sobie ułożyć życie. Mam do tego prawo. Może wreszcie mój los się odmieni i może to Wolszczan jest tym człowiekiem, który mnie pokocha? - Mogłabyś być z kimś bez miłości? Nie rób tego Ula. Ja żyłem tak przez sześć długich lat i możesz wierzyć lub nie, ale to był koszmar. - Koszmar? Chyba dla Pauliny. Słyszałam co nieco. – Odparowała. - Słyszałaś plotki. Paulina świetnie rozreklamowała się, jako ofiara tego związku, a prawda jest zupełnie inna – powiedział cicho. - A jaka jest prawda? – Spytała zaczepnie rozdrażniona przebiegiem tej dziwnej rozmowy. – Zresztą nie musisz mi o tym mówić, to nie jest moja sprawa. - Jednak chcę, żebyś wiedziała i żebyś nie wierzyła we wszystko, co usłyszałaś na ten temat. Paulina nie jest ofiarą tego związku, a przynajmniej nie jedyną ofiarą. Wiesz, że wychowywaliśmy się razem. To głównie z powodu wspólnej firmy rodzice moi i jej postanowili, że jak dorośniemy, pobierzemy się. Nikt nie pytał nas o uczucia ani o to, czy chcemy być razem. Dla nich to była oczywista rzecz. Na początku faktycznie układało się nam. Nawet byłem dumny, że u mojego boku jest taka piękna kobieta. Jednak ona zaczęła się zmieniać. Głównie pod wpływem Alexa. To on sączył jej jad do ucha i opowiadał o mnie niestworzone historie. Wmawiał jej, że mam tabuny kochanek i że zdradzam ją. Wtedy to nie była prawda. Nie zdradzałem jej. Często siedziałem do późna w pracy, lub wyskakiwałem z Sebą na squasha. Kiedy zarzuciła mi to po raz pierwszy robiąc przy okazji karczemną awanturę, oniemiałem. Żadne moje argumenty nie trafiały jej do przekonania. Wolała wierzyć swojemu fałszywemu bratu niż mnie. Po tej awanturze następne stały się już normalnością. Nie miałem dnia spokoju. Wynajęła detektywa, który śledził każdy mój krok. Mało tego. Wymusiła na mnie bym zatrudnił Violettę. Miała jej donosić o każdym moim wyjściu, o każdym kroku, przeglądać mój kalendarz. Jednym słowem pełna inwigilacja. Detektyw robił zdjęcia za spotkań z kontrahentami, szczególnie z tymi płci żeńskiej, a ona rzucała mi tymi zdjęciami w twarz mówiąc, że kolejny raz ją zdradzam. Nie mogłem tego znieść. Pomyślałem, że skoro tak, to dam jej prawdziwe dowody zdrady. Zaczęło się więc przesiadywanie w klubach do białego rana, chlanie i panienki na jedną noc. Nie zależało mi już. Awantury wpisały się w moje codzienne życie, ale tym razem były już uzasadnione. Żyliśmy jak pies z kotem, a jednak byłem na tyle słaby, że kiedy rodzice wymusili na mnie, bym się jej oświadczył, zrobiłem to pakując się w jeszcze większe szambo i grzęznąc w nim po szyję. Tonąłem i nie miałem nawet brzytwy, by móc się jej uczepić. Nie mogłem tak dłużej żyć. Nie z nią. Któregoś wieczora wróciłem kompletnie trzeźwy. Zebrałem się do kupy i postanowiłem odejść. Nie zrobiłem awantury, ale spokojnie powiedziałem jej, co zamierzam zrobić. Powiedziałem, że to nie jest związek, ale pole bitwy, a ja jestem pacyfistą i muszę odejść, bo zniszczymy się nawzajem. Powiedziałem, że nigdy jej nie kochałem i na pewno nigdy nie pokocham. To, co zrobili rodzice, było tylko i wyłącznie interesem. Dość kiepskim. Po tym wszystkim musiałem odetchnąć. Wyjechałem za granicę. Do Hiszpanii. Byłem tam przez miesiąc. W tym czasie Sebastian kupił to mieszkanie. Resztę już znasz. Nadal uważasz, że tylko ja byłem winien rozpadu tego związku? Siedziała w milczeniu przetrawiając jego słowa. Nie sądziła, że mogło to tak wyglądać. To, co usłyszała od Violetty zdecydowanie stawiało pannę Febo w znacznie lepszym świetle. Sama uznała, że Paulina jest nieszczęśliwą ofiarą narzeczonego pijaka i łajdaka. Współczuła jej. Tymczasem to, co powiedział zmieniało diametralnie wszystko. Bez wątpienia i on wyszedł poraniony z tego związku na równi z Paulą. Przetarła nerwowo czoło. - Nie miałam racji. Przepraszam. Od razu cię osądziłam. To jednak nie ma nic wspólnego ze mną i z Wolszczanem. Ja nie jestem z nim w żadnym związku i w ogóle nie wiadomo, czy kiedykolwiek będę. On bardzo nalegał na to spotkanie, a ja mu je obiecałam. Nie będę robić z gęby cholewy. Nie lubię nie dotrzymywać słowa. - A co zrobisz z Betti? Zostawisz ją samą? - Marek znasz mnie już trochę i wiesz, że jestem odpowiedzialna. Jak mogłabym zostawić ją samą w domu? Pojedzie ze mną. - Będziesz ją ciągnąć na randkę? Chyba żartujesz. Jeśli się zgodzisz, to zaopiekuję się nią w następną sobotę, a ty jedź na to spotkanie. – Westchnął zrezygnowany. - Naprawdę mógłbyś z nią zostać? - No pewnie. Przecież mnie zna. Zabiorę ją do palmiarni, albo do kina. Nie martw się. Potrafię się nią zaopiekować. To nie niemowlę. W końcu to tylko kilka godzin, prawda? - Dziękuję. Naprawdę to doceniam. Zrobię wam obiad, nie będziecie musieli jechać do restauracji. – Pokiwał głową. - Dobrze. Jak chcesz. Mała otrzepała dłonie z odruchów bułki i obejrzała się za siebie. Podbiegła do nich mówiąc. - Już wszystkie nakarmione. Co będziemy jeszcze robić? - Pospacerujemy jeszcze trochę i pojedziemy do domu na obiad. Ciebie Marek też zapraszam, jeśli lubisz kopytka z sosem i żeberkami. – Ożywił się i uśmiechnął się do niej cudnie. - Uwielbiam! - W takim razie chodźmy. |
Shabii (gość) 2012.11.11 13:59 |
Małgosiu. Bardzo fajna część. Taka optymistyczna. Kolekcja kolejny raz odniosła sukces. Pshemko uradowany, wszyscy uradowani. Maciek naprawdę się spisał, Ula zresztą też. Firma ma szczęście, że posiada takich uzdolnionych pracowników. Zmartwiłaś mnie tym Sławkiem. Ja mam nadzieję, że Ula nie wpierniczy się w jakiś związek z nim. Mam też nadzieję, że weźmie sobie do serca to, co powiedział jej Marek, a mianowicie, że Wolszczan może ją skrzywdzić bo patrzy tylko na wygląd. Bardzo ładnie z Marka strony, że zaproponował Uli zajęcie się Beatką. Jasiek wyjechał i nie miała kogo o to poprosić. Nie wiem jednak czy to był dobry pomysł. Gdyby Ula zabrała ze sobą siostrzyczkę, to Marek mógłby być spokojniejszy. Jak to mówią, we dwójkę zawsze raźniej. Z drugiej jednak strony Ula jest odpowiedzialna i wierzę, że nie zrobi nic głupiego. Nie powiem, zafundował im Dobrzański miłe popołudnie. Beatka była w swoim żywiole, zaśpiewała piękną piosnkę i została nagrodzona pluszowym zwierzątkiem które uwielbia. Odważna jest i rezolutna. Cieszę się, że Ula zaprosiła Marka na obiad. On na pewno też bardzo się cieszy. Jest o nią zazdrosny, to widać. Sprawia mu przyjemność każda minuta spędzona z nią. Ja tylko czekam na to, aż dotrze do niego, że się zakochał a następnie odkryje przed nią karty. Buźka. :):) |
MalgorzataSz1 2012.11.11 14:09 |
Shabii. No to długo nie będziesz czekać na odkrycie tych kart, bo to się wydarzy już w następnej części. O randce z Wolszczanem na razie nic nie powiem. W tej kwestii jedynie zdradzę, że Ula okaże się nadzwyczaj rozsądna i chyba odpowiedzialna. Zresztą Wolszczan jest biznesmenem a nie jakimś mucho z samczym popędem. Oczywiście, że Ula ujęła go urodą i ma nadzieję na bliższe poznanie jej. A Marek? Marek zaczyna dojrzewać, a raczej to miłość zaczyna w nim dojrzewać. Niebawem go olśni i nie będzie już niczego przed Ulą ukrywał. Wielkie dzięki za komentarz. Buziaki. |
pilka (gość) 2012.11.12 12:47 |
ale długi wpis! |
MalgorzataSz1 2012.11.12 13:20 |
Pilka. To chyba dobrze. Przynajmniej jest co czytać. |
danka69 (gość) 2012.11.12 16:03 |
Gosiu! Jak zwykle piękna część. Chciałam napisać
,że Marek dość szybko, jak nigdy wcześniej zorientował się ,że to co do
Uli czuje to nie coś przelotnego, przemijające zuroczenie.
Zorientowałam się jednak, że to już IX rodział. A jak przeczytałam w
komentarzu, że w następnym rozdziale wyjawi Uli co do niej czuje, to
przyznaję ,że wcale nie tak szybko. W zaistniałej sytuacji zresztą nie
ma na co czekać. Ula wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie może
zabronić jej spotykać się z kimkolwiek skoro jest wolną osobą i chce
popracować nad ułożeniem sobie życia. Czytajac ten fragment przypomniał mi się odcinek Brzyduli ,w którym Marek zabrania Uli jechać z Piotrem na żagle. Wypisz, wymaluj ten sam, zazdrośnik Marek. Było to niezwykle słodkie. Marek ratuje sytuację, punktuje u Uli ,proponując opiekę nad Beatką podczas jej spotkania z Wolszczanem . Liczy bardzo ,że Ula doceni takie czułe gesty i ma rację , na pewno to doceni. A propos Beatki słodka "jarzynowa" poleczka.Pierwszy raz czytam ten tekst. Przesłodki. Czekam z utęsknieniem na kolejną część i Markowe wyznanie. Ciekawa jestem czy Ula od razu odwzajemni jego uczucie, jak to bywało wcześniej. Dziękuję bardzo! Mocno ściskam. |
MalgorzataSz1 2012.11.12 17:44 |
Danusiu. Chyba gdzieś to mi siedzi w głowie, że Marek dojrzewa przez 9 czy 10 rozdziałów do wyjawienia Uli, co do niej czuje. Jak przypomnę sobie wcześniejsze opowiadania, to chyba jego wyznania miały miejsce właśnie w 10 rozdziale. Jakoś trudno by mi było trzymać wszystkich w takim napięciu jak w serialu i dopiero w ostatniej scenie spowodować, by powiedział, co czuje. Chyba wolę już sytuację poprowadzić po swojemu. Czy wiesz, że pisząc o tym jak Marek prosi Ulę, żeby odwołała tę randkę miałam na myśli dokładnie tą samą scenę z serialu, którą opisałaś w komentarzu? On niby o niczym jej jeszcze nie mówi, nie precyzuje swoich uczuć, a jednak gdzieś w środku jest najwyraźniej o nią zazdrosny i nie może znieść myśli, że ona chce pójść na randkę z kimś innym. To trochę postawa psa ogrodnika. Sam nie zje i drugiemu nie da. A co do wyznania będzie ono zupełnie przypadkowe. Po prostu wyrwie mu się. Ula nie będzie owijać w bawełnę i również przyzna się do swoich uczuć. Tekst tego wierszyka znalazłam w internecie i bardzo mi się spodobał. Kolejna część powinna pojawić się koło czwartku, a przynajmniej taką mam nadzieję. Dziękuję, że zostawiłaś ślad i cieplutko Cię pozdrawiam. :) |
monika_2601 (gość) 2012.11.12 21:44 |
No i co ten Marek wyprawia? Po co oferuje się do
opieki nad małą? Gdyby Ula zabrała ja ze sobą na te randkę byłoby mniej
"groźnie". Mniej groźnie dla Marka oczywiście :p Swoja droga jestem w
szoku, że Ula się zgodziła na to spotkanie. Ja rozumiem kawa, kino,
obiad, coś... ale żeby tak od razu na pierwszym spotkaniu wybierać się
razem za miasto? Przecież ona poza tym jak ten facet się nazywa, to nic o
nim nie wie. Mi się to nie podoba. Nie posądzam Sławka o jakieś złe
zamiary, nie wydaje mi się, żeby był realnym zagrożeniem dla niej, ale
jakieś to dla mnie dziwne. Cóż, koniec końców Ula i tak będzie z
Markiem, więc się tym nie będę niepotrzebnie martwić ;p Bo będzie z
Markiem, prawda? :) Pozdrawiam p.s. Tradycyjnie jestem spóźniona. Przy następnym rozdziale postaram się nie nawalić ;) |
MalgorzataSz1 2012.11.12 21:57 |
Monika. Więcej wiary. Przecież Ula jest bardzo rozsądna. Poczekaj cierpliwie do następnego rozdziału, który sprawę tej randki wyjaśni do końca. Pisałam już chyba, że w tym opowiadaniu nieco mnie poniosło, prawda? Gdybym to bardziej przemyślała z pewnością wybrałabym zupełnie inne miejsce dla spotkania. Poza tym Wolszczan jest w porządku. W tej historii on również odegra swoją rolę, więc spokojnie. Żadne sensacje z jego udziałem się nie kroją. No oczywiście, że Ula będzie z Markiem. W przypadku tej dwójki u mnie jak zwykle constans. Nigdy nie biorę pod uwagę, że oni nie byliby razem, wiesz przecież. Jak pisałam już Shabii, to bycie razem zacznie się już w następnym rozdziale. Wszystko stanie się jasne po jego przeczytaniu, a on już prawdopodobnie w czwartek. Dzięki Monia za wpis. Pozdrawiam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz