Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"ZE SMUTKU NOCY W RADOŚĆ DNIA" - rozdział 8

07 listopad 2012
Rozdział VIII



Siedziała przy biurku zliczając kolumny cyfr. Była bardzo podekscytowana tym, że Marek przyjął Maćka do pracy. Podekscytowana do tego stopnia, że już czwarty raz liczyła to samo. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie reakcję przyjaciela. On nie mógł uwierzyć, że tak szybko coś znalazła.
- Mówisz poważnie Ula? Miałbym być asystentem dyrektora finansowego?
- Dokładnie Maciuś. Wprawdzie pan Febo jest bardzo wymagającym i surowym człowiekiem, ale jestem pewna, że sobie poradzisz. Najważniejsze, że w końcu zaczniesz zarabiać jakieś uczciwe pieniądze. Rzucaj tę mordownię, leć do domu po dokumenty i przyjeżdżaj tu do mnie na Lwowską. Piąte piętro. W recepcji pytaj o sekretariat prezesa.
- Boże! Ula! Ja ciebie chyba ozłocę dziewczyno! Już się zbieram. Będę za jakąś godzinkę.
- Czekam na ciebie wariacie. – Roześmiała się.

Poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu i odwróciła się.
- Maciuś. Dobrze, że już jesteś. Masz ze sobą wszystko?
- Mam. – Pomachał jej niebieską teczką.
- W takim razie idziemy do Marka.
Zapukała cicho do gabinetu i wsunęła głowę przez drzwi.
- Marek? Przyszedł Maciek. Możemy wejść?
- Jasne, wchodźcie. – Podniósł się zza biurka. Maciek wyciągnął do niego dłoń.
- Dzień dobry panie prezesie, nazywam się Maciej Szymczyk i bardzo dziękuję za tę posadę. Jestem panu niezmiernie wdzięczny. – Marek roześmiał się serdecznie.
- Maciek, naprawdę nie musisz być taki oficjalny. Jestem Marek i tak się do mnie zwracaj. A za posadę nie musisz dziękować. Ula zapewniła mnie, że jesteś dobry i masz talent do ekonomii. Liczę, że co najmniej tak duży jak jej. Tak się składa, że dyrektor finansowy już od dłuższego czasu jest bez asystenta. Na pewno mu się przydasz. Odciążysz go trochę. W dziale finansowym zawsze jest dużo pracy. Ale nie stójmy tak. Usiądźcie, a ty pokaż, co tam masz.
Maciek podał Markowi teczkę, którą ten otworzył i zagłębił się w dokumenty.
- No, nieźle, nieźle. Jestem pod wrażeniem. Ula nie przesadziła ani trochę. To może najpierw powiem ci, jakie są warunki. Dostajesz umowę na czas nieokreślony ze stawką cztery i pół tysiąca brutto plus premia uznaniowa. Takie są stawki u nas dla asystentów. Jednak muszę cię uprzedzić, że Alexander Febo jest człowiekiem, który niechętnie przyznaje te premie. Pod tym względem jego pracownicy są w gorszej sytuacji niż moi. Ja nie chcę wkraczać w jego kompetencje, bo on podobnie jak ja, jest współwłaścicielem tej firmy. Poza tym nie lubimy się za bardzo, a właściwie to się nie znosimy. Ja postaram ci się to jakoś wynagrodzić przy innych okazjach. Jestem jednak pewien, że jak się wykażesz, to on to doceni. Cokolwiek by o nim nie powiedzieć, to szanuje ludzi inteligentnych, ludzi z mózgiem, nie znosi głupoty. O zakresie obowiązków powie ci już on sam. Odpowiadają ci takie warunki?
- Czy odpowiadają? To tak, jakbym złapał Pana Boga za nogi. Bardzo dziękuję. Nie spodziewałem się aż tak wysokiej stawki.
- No to się cieszę. Przejdźmy teraz do kadr. Zostawisz tam dokumenty, a potem pokażę ci twoje miejsce pracy i przedstawię ci szefa. Zaczynasz od jutra, tak? Pozałatwiałeś wszystko w poprzedniej pracy?
- Nie musiałem nic załatwiać. Miałem tam umowę o dzieło. W każdej chwili mogłem odejść i tak zrobiłem.
- Świetnie. W takim razie chodźmy.
Wrócili po pół godzinie. Marek pożegnał się z Maćkiem przed gabinetem. Ula wyciągnęła go z sekretariatu na hol.
- I co Maciek, rozmawiałeś z Febo?
- Rozmawiałem. Wygląda, jak wcielony diabeł, ale co mi tam. Wiem już, co będę robił, a jutro dostanę zakres obowiązków na piśmie. Umowę też podpiszę jutro. Och Ula. Budząc się dzisiaj rano nawet nie przypuszczałem, że to będzie taki szczęśliwy dzień. Rodzice się ucieszą, szczególnie jak im powiem o wysokości pensji.
- Bardzo się cieszę Maciuś. Potrzebuję tu jakiejś bratniej duszy, a ty zawsze byłeś obok i wspierałeś mnie.
- Teraz to ty mnie wsparłaś i to bardzo, bardzo mocno. Będę leciał. Przyjdę się jutro przywitać. Trzymaj się.
- Pa, do jutra.
O trzynastej wychynął z gabinetu prezes. Spojrzał na stosy segregatorów na Uli biurku i na czubek głowy jej samej.
- Ula? – Podniosła głowę i wbiła w niego nieprzytomne spojrzenie. – Ubierz się. Musimy wyjść. – Powiedział cicho.
- Ale jak to wyjść? Teraz, zaraz?
- Mhmm.
- Wrócimy jeszcze?
- Wrócimy. Nie musisz gasić komputera. Wyloguj się tylko.
- No dobrze, już się zbieram.
- A gdzie Violetta?
- Jestem, jestem. – Weszła energicznie stukając wysokimi obcasami. – Ty to beze mnie żyć nie możesz.
- Masz rację. Jesteś niezastąpiona. Zostajesz i miej oko na wszystko. My wrócimy za jakieś dwie godziny.
- No dobrze, znowu cała firma na mojej głowie.
Marek przewrócił oczami i parsknął śmiechem.
- Naprawdę nie wiem, jakbym sobie bez ciebie poradził. Ula gotowa? To idziemy.
Już w windzie zagadnęła go, dokąd jadą.
- Niedaleko, a właściwie całkiem blisko i nie jedziemy a idziemy.
Wyszli na słoneczną ulicę i wmieszali się w tłum. Trzymała się go blisko nie chcą go stracić z oczu. Szedł szybkim krokiem, że ledwie nadążała. Dość wysokie obcasy nie pozwalały jej na szybszy chód. Stanęła w końcu zasapana.
- Marek poczekaj. To za szybkie tempo jak dla mnie. Daleko jeszcze? Nogi mnie bolą od tego marszu.
- Jesteśmy już na miejscu. – Rozejrzała się dokoła.
- To znaczy gdzie?
- Zapraszam cię na lunch do Baccaro. Mają tu znakomitą kuchnię, na pewno wybierzesz coś dla siebie. Zgłodniałem i pomyślałem sobie, że miło byłoby zjeść lunch w twoim towarzystwie.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale ja mam ze sobą kanapki. – Odparła rezolutnie.
- Ula, nie odmawiaj mi. Kanapki zjesz później. No chodź.
Ujął ją pod ramię i wprowadził do przytulnego wnętrza restauracji. Spodobało jej się. Każdy stolik oddzielony był od drugiego cienką ścianką obitą ciemnozielonym suknem. To stwarzało atmosferę intymności. Podobny kolor miały wygodne siedziska przy stolikach. Marek szepnął coś kelnerowi i ten poprowadził ich w głąb sali wskazując stolik. Podał im menu. Kiedy zobaczyła cennik oczy niemal wyszły jej z orbit.
- Marek, ale dla mnie tu nic do jedzenia nie ma. Może tylko woda z cytryną. – Spojrzał na nią zdziwiony.
- Jak to nie ma? Masz całą kartę. Wybieraj.
- Ale to wszystko jest strasznie drogie. – Uśmiechnął się.
- Ula, przecież to ja cię zapraszam. Zamów, co tylko chcesz i na co masz ochotę. Ja wezmę skorupiaki, bo je uwielbiam. Może też się skusisz?
- Nie… Mam uczulenie na ryby. Nie mogę ich jeść. Skorupiaków także. Wezmę sznycel z ziemniakami i surówkę.
Złożyli zamówienie. Czekając na nie Ula przyglądała się Markowi dyskretnie. Żałowała teraz, że tak mocno mu przywaliła w twarz. Siniak wyglądał okropnie i rozlał się po całym policzku.
- Patrzysz na swoje dzieło Ula? – Rozchichotał się. – Obserwujesz mnie już od dłuższego czasu. O co chodzi?
- Ten siniak wygląda strasznie. Nie sądziłam, że mam tyle siły. Zaczynam żałować, że tak cię potraktowałam. Będziesz z nim chodził przynajmniej przez tydzień, albo i dłużej.
- Ula. Już ci mówiłem, że dostałem zasłużenie i będę ten siniak nosił z dumą. To ja cię potraktowałem okropnie. Nadal mi jest głupio z powodu mojego zachowania, jednak dostać w twarz od pięknej kobiety, to żadna ujma. – Poczerwieniała na twarzy. To był zdecydowanie komplement.
Z czułością spojrzał na jej zarumienione policzki. Spuściła wzrok patrząc na swoje dłonie. – Jaka ona ładna z tymi wypiekami. Już teraz wiem, że komplementy ją krępują. Nie przywykła do nich. – Jego wzrok przesunął się na usiany piegami nosek i piękne, pełne, malinowe usta. Zapragnął ich. Sam się zdziwił tej zachciance. Najwyraźniej jego asystentka pociągała go. Pociągała go w sposób zupełnie inny, niż jakakolwiek kobieta do tej pory. Ona nadal uważała siebie za niezbyt atrakcyjną, lecz w jego oczach była pięknością. Na widok jej niekonwencjonalnej urody niejedno męskie serce zabiło szybciej. Ona zdawała się nie rozumieć tej nagłej adoracji, choć musiała przyznać, że coraz więcej mężczyzn ogląda się za nią. Nie miała żadnych doświadczeń w relacjach damsko-męskich. Dla niej to była nieznana sfera życia. Nie znalazła do tej pory czasu na miłość. Była zbyt zajęta swoją rodziną i troskami dnia codziennego. Zresztą nawet nie miała powodzenia. Przez to jak się ubierała, nie stanowiła obiektu zainteresowania mężczyzn. Zerknęła z ukosa na Marka. Gapił się na nią z lekkim uśmiechem, jakby oceniał potencjalną zdobycz.
- Marek… Nie patrz tak. Jest mi głupio.
- To bardzo przyjemny widok Ula. Nie wstydź się. Powinnaś być dumna ze swojej urody.
Nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo przyniesiono dania. Zabrali się za jedzenie. Smakowało jej, ale takie coś z powodzeniem mogłaby przygotować w domu i na pewno nie kosztowałoby tak drogo.
- I jak Ula, smakuje ci?
- Tak, jest bardzo smaczne, ale nadal uważam, że bardzo drogie. Szkoda pieniędzy. To samo zrobiłabym o wiele taniej w domu. Za pieniądze, które zapłacisz za moje danie, zrobiłabym dwadzieścia takich sznycli i byłyby równie dobre. Ja wiem, że nie musisz liczyć się z pieniędzmi, ale jakby na to nie patrzeć, jest za drogo. – Uśmiechał się do niej rozbawiony.
- Masz naprawdę duszę ekonomisty. Na drugi raz ty wybierasz miejsce na lunch, zgoda? – Wlepiła w niego zdziwione spojrzenie.
- Na drugi raz…?
- No, mam wielką nadzieję, że nie poprzestaniemy na tym jednym. Bardzo chętnie będę je jadał w twoim towarzystwie. Chyba, że ty nie chcesz. – Dokończył smutno.
- Dobrze. Potraktuję to jak wyzwanie. Jutro ja cię zapraszam i też niedaleko. Ciekawe, co ty powiesz na moje danie. – Zachichotała.

Następnego dnia, kiedy podjechali pod firmę, zauważyli Maćka, który niecierpliwie ich wypatrywał. Odetchnął z ulgą, gdy ujrzał srebrnego Lexusa prezesa. Podszedł i otworzył drzwi od strony pasażera.
- Cześć Maciuś. – Ula zgrabnie wyskoczyła z samochodu uśmiechając się ciepło do przyjaciela. – A co ty tam tak dźwigasz?
- Cześć Ula, cześć Marek. Mama kazała ci to przekazać. To wielki kawał sernika a w słoiku jest domowy pasztet. Trochę was poratuje.
- Dzięki. Nie spodziewałam się takich pyszności. Zaraz do niej zadzwonię i podziękuję. Jak twoje nastawienie do pracy? Pozytywne?
- Jeszcze jak. Nie zawiodę, obiecuję.
- Maciek – odezwał się Marek – ja wiem, że tak będzie, ale bądź czujny. Febo czasami robi rzeczy, które mogą zaszkodzić firmie. Nie pozwól się wciągnąć w takie gierki. Adam Tutek jest całkowicie pod jego wpływem i choć w duszy pewnie nie raz się buntuje, to bez szemrania wykonuje polecenia Alexa, czy mu się podobają, czy nie. Jest zastraszony przez niego. Nie chodzi mi o to, byś donosił, ale bądź ostrożny.
- Tak, już co nieco słyszałem na ten temat. Będę miał oczy naokoło głowy.
Pożegnał się z nimi w holu i poszedł prosto do sekretariatu swojego szefa. Przywitał się z Dorotą i usiadł przy biurku. Stał już na nim komputer, który uruchomił. W kilka minut później do gabinetu wszedł Alex i zaraz poprosił go do siebie.
- Jest sporo pracy Maciek. Zbliża się powoli pokaz kolekcji jesień-zima. Trzeba koniecznie pochylić się nad budżetem. Nie muszę chyba mówić, że powinien być jak najkorzystniejszy. Nie chcemy wydawać więcej niż to konieczne. Tu masz faktury za tkaniny. Musisz je uwzględnić. Mareczek znowu zaszalał i zamówił te z najwyższej półki. – Febo nie byłby sobą, gdyby nie wylał trochę jadu na prezesa. - Sporządź go jak najszybciej, bo muszę wiedzieć, na co nas stać, a na co nie. Wszystkie potrzebne do tego dokumenty dostaniesz od Doroty. To na razie wszystko.
- Już się biorę do pracy.
Przez kolejnych piętnaście minut słuchał Doroty objaśniającej mu zawartość poszczególnych segregatorów. Uzbrojony w podstawową wiedzę wreszcie mógł zasiąść do tego budżetu. Przeczytał dokładnie wszystkie założenia, przejrzał faktury i stwierdził ze zdumieniem, że koszt tego pokazu jest astronomiczny. Z powodzeniem można by zaoszczędzić na wielu rzeczach. Postanowił to omówić z Febo. Z plikiem kartek w dłoni zapukał do gabinetu i po usłyszeniu „proszę” wszedł.
- Szefie mogę na chwilę? Zrobiłem rozeznanie i mam kilka sugestii odnośnie tego budżetu.
Alex wskazał mu fotel.
- Siadaj i mów.
- Proszę spojrzeć. Zrobiłem wstępną kalkulację kosztów dotyczących dodatków. Czy naprawdę musimy wypożyczać te wszystkie kolie i inne precjoza od jubilera za tak duże pieniądze? Można by spokojnie znaleźć coś równie ładnego wśród sztucznej biżuterii. Dzięki temu jej zakup byłby znacznie tańszy, niż opłaty za wypożyczenie. Odpadły by też koszty ochrony. To co najmniej dwie osoby i jeszcze koszt ubezpieczenia kolekcji jubilera. Jak policzyłem oszczędności sięgnęłyby czterdziestu tysięcy.
Febo pokręcił z powątpiewaniem głową.
- To sporo. Jednak dodatki, to działka mojej siostry i ona nie zgodzi się na jakieś szkiełka. Z drugiej jednak strony to poważna kwota. Ja spróbuję z nią porozmawiać jeszcze dzisiaj i przede wszystkim przekonać do tego pomysłu. Poinformuję cię o rezultatach tej rozmowy, wtedy zadecydujemy. Co masz dalej?
- Kwiaty. Mamy podpisaną umowę z jedną z najdroższych kwiaciarni w Warszawie. Prześledziłem koszty z ostatnich trzech lat i stwierdziłem, że co roku są one coraz wyższe. Oni po cichu windują ceny, choć jestem pewien, że do jakości i świeżości tych bukietów można by się przyczepić. Nikt jednak nie zwraca na to uwagi rzecz jasna, bo wszyscy skupieni są na kreacjach. Ja sam chętnie podjąłbym się znalezienia kwiaciarni równie dobrej, co ta a jednak o wiele tańszej. Podobnie rzecz ma się z cateringiem. Wiem, że to nie może być byle co, jednak jestem pewien, że niekoniecznie musi być to catering z najdroższej restauracji w mieście. Nie rozumiem też, po co wynajmujemy dodatkowych ludzi do obsługi technicznej pokazu. Firma zatrudnia ich dziesięciu i uważam, że to w zupełności wystarczy. Niepotrzebny koszt. Dalej. Zaproszenia na pokaz. Oniemiałem, gdy zobaczyłem, jak kształtują się ceny wydruku. Dziesięć złotych za jedno? Zwykle drukowano ich tysiąc. Na pokaz przychodziła najwyżej połowa z tej liczby. Reszta zaproszeń lądowała w koszu. Proponuję najpierw sporządzać listę zaproszonych gości, a dopiero potem dawać zlecenie do drukarni z zapasem pięćdziesięciu sztuk. Poza tym mogą być to skromniejsze zaproszenia i tak po pokazie nikt nie zachowa ich sobie na pamiątkę, bo po co.
Febo siedział wbity w fotel i z uwagą słuchał tego, co mówi Maciek. Dziwił się, dlaczego jemu samemu te pomysły nie przyszły do głowy. Chłopak naprawdę zrobił na nim wrażenie. Właściwie to powinien chyba podziękować za niego prezesowi. Maciek kontynuował dalej.
- Jak podliczyłem to, co wydawaliśmy wcześniej i wydatki okrojone, to wyszło, że moglibyśmy zaoszczędzić około dziewięćdziesięciu tysięcy.
Febo wypiął się jak struna na fotelu i wbił w Szymczyka zszokowany wzrok.
- Żartujesz, to przecież niemożliwe. – Wyjął papiery z rąk Maćka i zagłębił się w rząd cyfr. – Cholera jasna. To bardzo poważna kwota. Choćby nie wiem co, to muszę przekonać Paulinę do tego pomysłu. Rozpisz ten budżet tak jak policzyłeś. Już moja w tym głowa, żeby zgodziła się na szkiełka a nie na kamienie szlachetne. Pozostawiam ci też wyszukanie kwiaciarni. Jak znajdziesz, rozwiążemy umowę z tą poprzednią. Sprawę zaproszeń też weź pod uwagę. Sam jestem ciekaw, czy ci się uda. Świetnie się spisałeś Maciek. Będę o tym pamiętał. Wracaj teraz do siebie a ja idę porozmawiać z siostrą.
Szedł długim korytarzem, gdy zobaczył nadchodzącego z naprzeciwka prezesa. Podeszli do siebie taksując się wzrokiem.
- Witaj Alex.
- Witam prezesa.
- Jak się spisuje twój nowy asystent?
- No cóż, z niechęcią to czynię, ale chyba muszę ci podziękować. Ten chłopak jest niesamowity. Nie minęło jeszcze pół dniówki, a on już podał mi propozycję budżetu i zaoszczędził nam prawie dziewięćdziesiąt tysięcy.
Marek wytrzeszczył na niego oczy.
- Ile!?
- Dobrze słyszałeś. Zmyślny z niego chłopak. Jak tylko będzie gotowy z budżetem przyślę ci kopię. Nie uwierzysz nawet, na czym udało mu się zaoszczędzić. Nam do głowy by to nie przyszło. Na razie.

Marek wrócił do sekretariatu. Wciąż w uszach brzmiały mu słowa Alexa. Spojrzał na zatopioną w dokumentach Ulę. Nawet go nie zauważyła. Kiedy tylko zaczynała coś liczyć, świat znikał. Z rozczuleniem przyjrzał się jej skupionej twarzy. – Nawet teraz wygląda jak anioł.
- Ula? Pora na lunch. Obiecałaś, że mnie gdzieś zabierzesz. Idziemy?
Uśmiechnęła się do niego nieśmiało i pokiwała głową.
- Idziemy.
Przeszli zaledwie sto pięćdziesiąt metrów i stanęli przed budką z zapiekankami. Spojrzał na nią z obawą.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że tutaj będziemy jeść?
Na widok jego zdegustowanej miny roześmiała się na całe gardło.
- Mamy za szlachetne podniebienie, panie Dobrzański? – Zakpiła. – To kuchnia dla ubogich, ale zapewniam cię, nie pożałujesz. Tu są najlepsze zapiekanki w mieście. Pieczarki, żółty ser, keczup i chrupiąca bułka. Pycha. – Zamówiła dwie i po chwili wręczyła mu długą bułę. Powąchał.
- Nawet nieźle pachnie.
- I równie nieźle smakuje. Spróbuj. – Ugryzł kęs. Faktycznie była pyszna.
- Tu niedaleko jest park. Chodźmy. Tam spokojnie zjemy. – Zaproponował. Przeszli przez rozgrzaną ulicę i weszli wprost w cienistą aleję. Tu był przyjemny cień i chłód. Podeszli do jednej z ławek i usiedli.

- Zanim wyszliśmy z biura rozmawiałem z Alexem. Chyba Maciek zrobił na nim piorunujące wrażenie, bo przełamał się i podziękował mi za niego. Podobno sporządził wstępny budżet, na którym zaoszczędzimy około dziewięćdziesięciu tysięcy. Jeśli tak się stanie, to będzie to najlepszy budżet od lat i zacznę żałować, że nie zatrudniłem go wcześniej.
- Mówiłam ci, że Maciek jest naprawdę dobry. Na studiach to jego symulacje były zawsze najlepsze. Nawet miał propozycję pozostania na uczelni, ale nie chciał. Nauczycielskie pensje wtedy były bardzo marne. Postanowił coś poszukać na własną rękę, ale nie udało mu się tak jak mnie. W końcu załapał się w tym barze, ale był nieszczęśliwy. Musisz przyznać, że to nie jest spełnienie marzeń dobrego ekonomisty po trudnych studiach. Teraz będzie się starał ze wszystkich sił, by udowodnić ci, że dobrze zrobiłeś zatrudniając go.
- Nie musi mi niczego udowadniać. Jest świetny, a ja nie żałuję, że dałem mu pracę. – Uśmiechnęła się do niego promiennie pokazując pełen garnitur równych, białych zębów. Znowu poczuł tę falę ciepła przelewającą się przez jego ciało. – Co się ze mną dzieje? Wystarczy jeden jej uśmiech i jestem ugotowany. Co ona ze mną robi? – Zauważył ślad po keczupie na jej policzku. Wyjął z kieszeni chusteczkę.
- Mogę? – Pokazał na jej twarz. – Pobrudziłaś się keczupem. – Kiwnęła głową. Delikatnie ścierał z policzka czerwony ślad sosu i przy okazji muskał jej skórę kciukiem. Widział jak się zarumieniła i skromnie spuściła oczy. Od jakiegoś czasu roztkliwiała go jej nieśmiałość i zażenowanie w takich sytuacjach.
- Już.
- Dziękuję – szepnęła.
Jej skóra była taka delikatna, miękka i gładka. Mógłby dotykać jej bez przerwy, bo powodowała przyjemne doznania. – Reszta jej ciała też musi być taka. Chętnie bym podotykał. Znowu te grzeszne myśli. Opamiętaj się chłopie. Już ją mocno wystraszyłem. Ona nie pozwoli mi się zbliżyć na więcej, niż na wyciągnięcie ręki. Kompletny dureń ze mnie i to z samczym popędem. Kretyn. – Żałował, że tym zachowaniem tak bardzo zraził ją do siebie. Gdyby nie te litry alkoholu, w życiu by jej tak nie potraktował. Miała rację. Albo weźmie się w garść i rzuci w diabły tę wódę, albo musi poszukać pomocy u specjalisty. Póki co, od czasu parapetówki trzymał się z daleka od pubów i klubów. Od chętnych panienek też. Przeżywał coś na kształt wyrzutów sumienia i nie czuł się z tym najlepiej. Nadal było mu głupio na samo wspomnienie tego incydentu.
Przełknęła ostatnie kęsy i wytarła usta serwetką.
- Wracamy?
- Tak. – Powiedział podnosząc się z ławki.
- Jedziesz dzisiaj prosto do domu?
- Nie mam żadnych planów przez cały tydzień. Będę cię woził. W sobotę jadę do rodziców. Właśnie wrócili z kuracji. Jestem ciekawy, czy ojcu się polepszyło po niej.
- Może… Może wpadłbyś koło osiemnastej na kawę. Obawiam się, że nie damy rady zjeść tego wielkiego sernika od mamy Maćka. Pomógłbyś?
Zatrzymał się i przyjrzał jej się z powagą.
- Naprawdę po tym wszystkim, co ci zgotowałem chcesz mnie zaprosić do swojego domu? Jesteś pewna?
- No cóż… Alkoholu ci nie podam, to chyba jestem bezpieczna, prawda? Poza tym chyba ci już wybaczyłam i mam nadzieję, że już nigdy nie będziesz próbował czegoś podobnego.
- Na pewno nie. Dostałem nauczkę. – Wskazał na policzek. – A na kawę przyjdę bardzo chętnie. Chociaż, to może wy przyszlibyście do mnie i to wcześniej. Zamroziłem krokiety, bo się zostały. Jest jeszcze barszcz i Strogonow. Szkoda tego wyrzucać. Zrobilibyśmy sobie dzisiaj obiad, co?
- No dobrze. W takim razie to my pomożemy ci to zjeść.
Wrócili do biura. Poszła jeszcze do socjalnego po wodę mineralną i zastała tam Maćka. Uśmiechnęła się na jego widok.
- I jak ci mija dzień Maciuś?
- Naprawdę świetnie. Przedstawiłem Alexowi kilka propozycji oszczędności. Chyba był pod wrażeniem. W każdym razie powiedział, że będzie o tym pamiętał. Może mam jednak szansę na tą premię uznaniową?
- Jestem tego pewna. A że był pod wrażeniem to już nawet ja wiem, bo nie omieszkał podzielić się tymi rewelacjami z Markiem. On jako prezes musi wiedzieć o takich sprawach. Podobno nawet podziękował mu za ciebie. Jestem przekonana, że cię docenił.
- Cieszę się Ula. Naprawdę. To bardzo motywuje do pracy. Lecę. Trzymaj się maleńka. Do jutra.
 


XUlaX (gość) 2012.11.07 19:23
Gosiu, cudowna notka. Wszystko jest dobrze, Ula na szczęście szybko wybaczyła Markowi to co się stało podczas parapetówki. Szczerze powiedziawszy myślałam, że Marek będzie się musiał bardziej postarać, aby udobruchać Ulę. Zauważyłam, że po tym zdarzeniu Marek zapawał do Uli jakimś nowymi uczuciami. Coraz bardziej zaczął zwracać uwagę na jej urodę, bardziej jej się przypatruje i prawi wiele komplementów. To peszy Ulę, w sumie to nic dziwnego, bo nigdy czegoś takiego pewnie nie słyszała od mężczyzny. Coś czuję, że niedługo w życiu Marka dojdzie do jakiegoś przełomu i dojdzie do jakiegoś wniosku. Ale na to pewnie będziemy musieli jeszcze poczekać. Marek napewno nie będzie miał wtedy łatwego zadania, Ula pewnie będzie się broniła przed bliższymi kontaktami z Markiem, pamiętając o tym co było.
Wiedziałam, że Maciek poradzi sobie na stanowisku asystenta Aleksa, jednak trudno jeszcze po jedym dniu coś powiedzieć. Myślę, że nie będzie miał łatwego życia z Febo, szczególnie na początku. Ale wydaje mi się, że tym projektem budżetu Maciek zyskał u Aleksa choćby nawet najmniejszy szacunek i podziw. Jestem pewna, że sobie poradzi.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam serdecznie :) :)
MalgorzataSz1 2012.11.07 19:53
Paulina.

Ula być może wybaczyła, jednak nadal nie może zapomnieć. Nadrzędnym jej celem jest praca w firmie i poprawne stosunki z szefem. Ona to głównie ma na uwadze. Widzi, że Markowi jest wstyd tego, czego dopuścił się wobec niej i bardzo tego żałuje. To, jakby na to nie patrzeć było dla niej swojego rodzaju traumą, z którą ciężko się oswoić, a co dopiero o niej zapomnieć. On wydaje się być zauroczony swoją asystentką i to coraz bardziej. To w końcu przekształci się w fascynację, ale trochę później.
Maciek, o dziwo, jakoś zaskarbi sobie względy Alexa. On, podobnie jak Ula, chce tylko dobrze wypełniać swoje obowiązki. Jednak jest bardzo kreatywny, co Febo doceni i nawet będzie podziwiał. Współpraca między nimi będzie się układała bez zarzutu.
Dziękuję Ci, że tak szybko zareagowałaś na wiadomość ode mnie i napisałaś komentarz.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Shabii (gość) 2012.11.07 20:37
Małgosiu.

Bardzo fajna część. Tak jak wspominałaś, praktycznie całą poświęciłaś Maćkowi. Widać, że Aleks jest z niego dumny. Pracuje zaledwie kilka godzin a już udało mu się tyle dobrego zrobić. Wykazał się. Trochę się zdziwiłam, że Aleks podziękował Markowi. Jestem jednak zadowolona. W końcu gdyby nie Marek to niezawodnego Maćka w firmie by nie było. Podziękowania po części należą się też Ulce, bo to ona go poleciła. Pięknie Ula urządziła Marka. Siniak pewnie nie wygląda ciekawie. Będzie miał nauczkę. Fajnie, że spędzili razem lunch. Dla Uli w Baccaro ceny były zbyt wysokie ale dla Marka to grosze. Później rewanżowy lunch. Czułam, że będą to zapiekanki. Ach! Przypomniała mi się scena w serialu. Nie był prezes chyba za bardzo pocieszony, że musi jest fast-food-y ale przekonał się, że zapiekanki są naprawdę dobre. Wkradł się nawet mały romantyczny wątek. Mówię tutaj o tym, jak Marek wytarł Uli twarz a następnie musnął ją kciukiem. Już sobie wyobrażam, jak się Ula musiała zawstydzić. Dobrzański jest nią zauroczony, pociąga go i z każdym dniem ciągnie go do niej coraz bardziej. Przynajmniej tak mi się wydaje. Super, że Marek zaprosił ich na obiad. Szkoda by te pyszności, które mu zostały miały się zmarnować.

Czekam na następny rozdział. Serdecznie Pozdrawiam! :):*
MalgorzataSz1 2012.11.07 20:41
Shabii.

Trochę miejsca muszę poświęcić też i innym, żeby nie posądzono mnie o monotematyczność.. W tym opowiadaniu Maćkowi blisko do geniuszu. Ula nie przesadziła mówiąc, że jest naprawdę dobry w ekonomicznych zawiłościach. Chłopak pragnie się wykazać. Podobnie jak Ula i on uważa, że ta praca to marzenie, które się spełniło. Słyszał już coś tam o Febo, jednak uważa, że pracuje dla firmy a nie indywidualnie dla Alexa. Z drugiej strony, to chłopak nieskomplikowany z małego Rysiowa. Ma praktyczny umysł. To dlatego nie potrafi zrozumieć, że tak mało istotne rzeczy pochłaniają tak astronomiczne koszty. Kiedy przedstawia plan Alexowi i kwotę, którą firma mogłaby zaoszczędzić, Febo jest zdumiony i czuje, że Maciek może się okazać czarnym koniem w firmie i jeszcze nie raz zaoszczędzi jej wiele pieniędzy. Nic dziwnego, że dziękuje Markowi za niego, choć jak sam podkreśla robi to niechętnie. W końcu uważa się za kulturalnego i dobrze wychowanego człowieka, choć można byłoby się z tym nie zgodzić.

Prezesa ciągnie do asystentki. To już nie tylko pociąg fizyczny, choć ten z pewnością gra tu pierwsze skrzypce. Powoli zaczyna doceniać jej cechy charakteru. Będzie tak doceniał do momentu, aż zrozumie, że on ją... No dobra. Więcej nic nie napisze, bo napisałabym za dużo.
Wielkie dzięki Shabii. Przesyłam buziaki.
miki (gość) 2012.11.07 21:21
No i Maciek zaczął z kopyta skoro nawet Alex jest pod wrażeniem,duet Ula i Maciek nauczą bogaczy oszczędzania i sprowadzą ich z powrotem na ziemię.Fajnie że tak się układa,a i Marek coraz bardziej zafascynowany Ulą,masz talent do pisania,na każdy odcinek nie mogę się doczekać.
MalgorzataSz1 2012.11.07 21:45
Miki.

Naprawdę tak uważasz? Że mam talent? Ja zupełnie tak tego nie postrzegam. Kiedyś byłam niezła z polskiego i lubiłam pisać wypracowania. Może coś mi z tego zostało?
Obdarzyłaś mnie największym komplementem pisząc, że nie możesz doczekać się kolejnego odcinka. Czy wiesz, że to opowiadanie rodziło się w wielkich bólach? Szczerze powiedziawszy miałam taki moment, w którym chciałam zarzucić pisanie go, bo miałam kompletną pustkę w głowie. Potem było lepiej i powstało moje chyba najdłuższe opowiadanie, które liczy 32 rozdziały. Będziesz jeszcze miała co czytać.
Bardzo Ci dziękuję, że zawsze czytasz i komentujesz. To dla mnie ważne i bardzo, bardzo miłe.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
danka69 (gość) 2012.11.08 09:28
Gosiu! Bardzo Ci dziękuję za tę część, którą chyba troszeczkę po moich sugestiach dodadłaś w środę. A może przeceniam swój wpływ na tę decyzję.
Maciek to rzeczywiście prawdziwy geniusz ekonomiczny, a może pozostali trochę nie za bardzo kompetentni? Młodzież Febo i Dobrzański rozpuszczona jak "dziadowski bicz", żyjąca w dobrobycie zarówno w życiu prywatnym jak i w pracy żyje troszeczkę ponad stan. Stąd i budżety niektórych projektów tak bardzo przeszacowane. Maciek z kolei, twardo stąpający po ziemi widzi ogromne rezerwy, które można uruchomić bez zbytniego pogorszenia standardu projektu.
Na razie Maciek specjalnie nie przejmuje się Aleksem, zobaczymy dalej jakie problemy mu szykujesz, bo przecież nie może być inaczej.
Co do Uli i Marka, to powiem ,że Ula szybko wybaczyła Markowi incydent, wyraźnie podkreślając, że pod wpływem alkoholu Marek zatraca swoje normalne, ludzkie cechy. Długo mu tego nie zapomni, na pewno dłużej niż widoczność siniaka na Marka policzku.
Marka zaczyna wyraźnie dopadać zauroczenie Ulą. Wspólne lunch'e , wieczorne wzajemne wizyty z pewnością pozwolą obojgu poznać się bliżej i zdefiniować rodzące się uczucie. Wiem, że nie będzie to w kolejnym odcinku, ale warto czekać czytając kolejne, pełne ciepła części.
Dziękuję.
MalgorzataSz1 2012.11.08 14:55
Danusiu.

Masz rację. To Ty określiłaś dzień wstawienia kolejnej części. Ja myślałam o czwartku, ale w końcu środa, to dzień dobry jak każdy inny.
Co do Maćka, to Cię uspokoję. On nie będzie miał żadnych problemów współpracując z Alexem. Maciek jest człowiekiem uczciwym, a przede wszystkim bardzo lojalnym. Lojalnym nie wobec swojego bezpośredniego przełożonego, ale lojalnym wobec firmy. Skoro miał szczęście i tu trafił, stara się ze wszystkich sił pracować dla jej dobra. Jeśli już, to raczej Alex będzie miał problemy za sprawą Maćka, jednak nie będzie miał pojęcia o udziale w nich Szymczyka.Ale to za jakiś czas.
Następny rozdział będzie trochę taki zwierzeniowy. Będzie się wywnętrzał przed Ulą Marek. W pewnym sensie zostanie sprowokowany do takiego zachowania. W ogóle ta następna część nieco zaburzy ich wzajemne relacje. Przekonasz się o tym niebawem, bo rozdział dodam w niedzielę.
Bardzo Ci jestem wdzięczna za komentarz.
Pozdrawiam serdecznie. :)
perypetieeweliny (gość) 2012.11.09 16:37
Zajebisty blog! ;D Naprawdę ;) Masz po prostu talent do pisania. Co myślisz o moim? zapraszam na mojego bloga ;) Pozdro ;D Miłego weekendu życzę ;D
monika_2601 (gość) 2012.11.09 20:15
Oczywiście ja jak zwykle spóźniona:/ Wybacz.
Maciek już pierwszego dnia pracy pokazał na co go stać. Nawet Febo musiał przyznać, że chłopak ma rękę do tego rodzaju roboty. Mam nadzieję, że Maćkowi dalej pójdzie tak dobrze i że nie dosięgną go żadne knowania Febo, w który będzie chciał go w to wciągnąć.
No a Ula i marek chyba powoli się do siebie zbliżają coraz bardziej. W poprzednich rozdziałach trochę było komplikacji, a teraz wspólne lunche, kawy i obiadki. No, no, no, ciekawa jestem jak to się skończy Pozostaje mi chyba tylko czekać na rozwój sytuacji.
Dzięki, Małgosiu, za kolejny piękny rozdział.
Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2012.11.09 20:18
Monika.

A ja bardzo dziękuję za komentarz.
Maciek ma tu do odegrania pewną rolę i to dość istotną. Z pewnością nie pozwoli się wciągnąć w gierki Alexa. Zresztą Febo nie będzie nawet próbował.
U Uli i Marka na razie spokojnie, choć w następnym rozdziale będzie mały zgrzyt, który da Markowi do myślenia. Rozdział dodam w niedzielę.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz