28 listopad 2012 |
Rozdział XIII +18
![]() Po sytym, świątecznym śniadaniu Marek zaproponował spacer w Łazienkach. Wprawdzie temperatura była dość niska, za to spadło sporo śniegu. - Pojedźmy – prosił. – Przecież nie spędzimy całych świąt przy stole. Zabierzemy sanki i trochę suchego pieczywa. Mała uwielbia karmić kaczki i będzie miała frajdę zjeżdżając na sankach. Wam też spacer dobrze zrobi. – Mówił do rodziców. - Powinniście się trochę dotlenić. Poubierali się ciepło i powsiadali do samochodów. Beatkę z sankami zabrali seniorzy. Rzeczywiście podbiła ich serca tą dziecięcą spontanicznością, wesołym szczebiotem i otwartością. Park wyglądał bajkowo. Na pozbawionych liści gałęziach drzew osiadła gruba warstwa śnieżnego puchu. Na pokrytym lodem stawie niezdarnie spacerowało ptactwo. Postanowili, że najpierw je nakarmią a potem poszukają jakiejś górki, by Betti mogła pozjeżdżać. Chłopaki wiernie asystowali Beatce podając jej kawałki bułki, a Ula stała wraz z Dobrzańskimi gawędząc cicho. - Wiesz Ula, podziwiam cię. – Helena spojrzała na nią z uśmiechem. – Marek opowiadał nam trochę o tobie i o tym jak ciężkie miałaś życie. Przedwczesna śmierć rodziców to ogromna tragedia, a jednak podźwignęłaś się z niej i tak dobrze potrafiłaś wychować rodzeństwo. Jaś to taki wspaniały, młody człowiek. Kulturalny i miły, zupełnie inny niż chłopcy w jego wieku, a Beatka to sama słodycz. – Ula uśmiechnęła się smutno. - To prawda. Musieliśmy szybko dorosnąć. Po śmierci mamy zostało niemowlę, którym trzeba było się zająć. Tata nie był w dobrej formie. Całkiem się rozsypał. Zaczął niedomagać na serce. To na mnie i na Jaśka spadł głównie ciężar obowiązków. On był nastolatkiem, miał dopiero trzynaście lat. Jego koledzy grali w piłkę, on musiał niańczyć Betti. To wtedy zrobił się taki odpowiedzialny, bo poczuł się głową rodziny. Ja zaczynałam pierwszy rok studiów. Musiałam dzielić swój czas między naukę i obowiązki domowe. Było naprawdę ciężko. Na szczęście to już za nami. Jestem bardzo dumna z Jaśka. Dostał stypendium od samego ministra, świetnie się uczy i pomaga innym studentom. Wie, co w życiu ważne. Teraz staramy się, żeby Beatka miała prawdziwe dzieciństwo. Też przeżyła trochę dramatycznych momentów i chcemy, by o nich zapomniała. Krzysztof objął ją ramieniem. - Bardzo dobrze dajecie sobie radę, a my cieszymy się, że obdarzyłaś naszego syna uczuciem. On wyraźnie odżył przy tobie i widać jak bardzo cię kocha. Ustatkował się i nie szaleje już tak jak dawniej. - No nie wiem… Proszę spojrzeć. – Pokazała ręką staw. Jej ukochany i jej brat umykali przed śnieżkami rzucanym w nich przez rozbawioną Betti. Krzysztof roześmiał się serdecznie. - Masz rację. Z tym szaleństwem to rzeczywiście nie do końca jest prawda. Spójrz Helenko, nasz syn zachowuje się jakby był w wieku Beatki. – Helena również roześmiała się na całe gardło. - Marek, trochę powagi! – Krzyknęła. - Świetnie się bawię mamo! – Odpowiedział zdyszany. – Betti chodź, pójdziemy poszukać jakiejś górki. Znalazła się i górka i to całkiem spora. Nie darowali sobie jazdy na sankach. Na przemian zjeżdżali z Beatką raz Marek, raz Jasiek. Nawet Ula dała się skusić i zjechała kilka razy. Mróz wymalował na twarzach wszystkich zdrowe, czerwone rumieńce. Ta zabawa na śniegu sprawiła, że poczuli głód. Po powrocie do domu Ula zakrzątnęła się przy obiedzie. Postanowili dojeść grzybową zupę i pierogi. Ryby też zostały z wigilii i po podgrzaniu i za nie wzięli się chętnie. Popołudnie upłynęło im na miłych rozmowach i zajadaniu się pysznym ciastem Uli. Marek ustalał z nią jeszcze sprawy dotyczące wyjazdu. - Jutro wieczorem będziesz musiała was spakować. To kawałek drogi a ja chciałbym wyjechać dość wcześnie. Rodzice z pewnością wyjadą jutro wczesnym popołudniem a i Seba z Violą nie będą siedzieć zbyt długo. Nie zamierzam podawać mocnego alkoholu, co najwyżej lekkie wino lub piwo. Tym się nie upije i dzięki temu nie stworzy problemu. Zresztą Viola byłaby wściekła, gdyby się znowu upił. - Nie martw się. Dam radę ich spakować. Nie będziemy zabierać Bóg wie ilu rzeczy. Przecież to tylko kilka dni. A właściwie to dokąd nas zabierasz? - W Tatry, do Zakopanego. Zarezerwowałem tam dwa pokoje w pensjonacie. Spodoba wam się. Helena pomogła Uli uprzątnąć ze stołu po śniadaniu. Jasiek zabrał Beatkę, bo obiecał jej wczoraj, że dzisiaj też pójdą na sanki. Mieli wrócić na obiad. Marek rozmawiał z ojcem w salonie o sprawach firmy. Helena widząc, że Ula wyjmuje z lodówki brokuły i czerwoną kapustę spytała. - Będziesz coś z tego robić? - Tak. Już wcześniej pomyślałam o dzisiejszym obiedzie. Zrobię zupę-krem z brokułów z grzankami. To niewiele roboty, a jest naprawdę smaczna. Mam upieczone rolady i gotowy sos. Zrobię czerwoną kapustę i trochę śląskich klusek. Już chyba nikt z nas nie ma ochoty na ryby i pierogi. Nie można jeść wciąż tego samego. - A może mogłabym ci w czymś pomóc? Może pokroić tą kapustę? Będzie szybciej. - Będę wdzięczna za pomoc. Ja wstawię brokuły i obiorę ziemniaki na kluski. Sebastian mówił, że przyjadą koło trzynastej. Na pewno zdążymy. We dwie poszło im o wiele sprawniej. Nie minęło pół godziny a na piecu gotowały się ziemniaki i kapusta. Ula miksowała zupę. Wyciągnęła z lodówki garnek z roladami. - Strasznie dużo ich zrobiłam. Może państwo wezmą trochę do domu, bo my nie zdążymy ich zjeść, a zamrozić ich już nie mogę. - Bardzo chętnie. Na pewno są pyszne, a my będziemy mieć z głowy obiad. Kilka minut po trzynastej rozległ się dźwięk domofonu. Marek poszedł otworzyć i poczekał na windę. Już po chwili usłyszeli radosny głos Violetty, która witała się z seniorami. - Wesołych świąt drodzy państwo i wszystkiego dobrego w nowym roku. Zdrowia i pomyślności. Sebastian też składał życzenia. - Przyniosłem małe co nieco. – Wyciągnął opakowaną w kolorowy papier butelkę wódki. - Jesteś niepoprawny Seba. Przecież uprzedzałem cię, że odstawiłem alkohol. Nie będę pił. – Olszański spojrzał na niego żałośnie. - Ani kieliszeczka? - Ani naparsteczka. Bez tego też można się dobrze bawić, zapewniam cię. - A gdzież to masz Ulę? – Viola wyciągała szyję rozglądając się dokoła. - Jestem, jestem. Witajcie. Wesołych świąt. Violetta popatrzyła na nią z podziwem. - Ależ jesteś piękna. Śliczna ta sukienka. - To prezent od Marka. Ale siadajcie bardzo proszę. Za chwilę podam obiad. - A gdzie masz córkę? Yyy… to znaczy siostrę. Naprawdę myślałam, że masz dziecko. - Bo mam Viola. Jestem jej opiekunem prawnym. Za chwilę powinna tu być. Jasiek, mój brat zabrał ją na sanki. O chyba właśnie są – powiedziała usłyszawszy dzwonek. Otworzyła drzwi i wpuściła do środka swoje rodzeństwo. Ucałowała małą w czerwone z zimna policzki. – Wyszalałaś się? – Beatka pokiwała głową. - Jasiek nie pozwolił mi już ulepić bałwana. – Poskarżyła się. – Powiedział, że musimy iść na obiad. - I miał rację. Zaraz go podaję. A na bałwana będziesz mieć czas jak będziemy w górach. Popatrzcie. To jest pani Viola a to pan Sebastian. Pracują razem z nami w firmie. A to jest moje rodzeństwo Jasiek i Beatka. Przywitali się ze sobą. - Ula, ona bardzo jest do ciebie podobna. – Ta roześmiała się widząc zdziwioną Kubasińską. - Przecież jest moją siostrą Viola. Rozgośćcie się. Ja już podaję zupę. Marek wniósł na wielkiej tacy ustawione w rzędzie kokile z parującą i apetycznie pachnącą zupą. - Bardzo proszę. Smacznego. Nie czekajcie na nas, bo jeszcze podamy drugie danie, żeby nie latać co chwilę do kuchni. Na stół wjechała wielka góra klusek, miska z czerwoną kapustą, rolady i gęsty sos. Pojawił się też dzbanek z kompotem. - Pięknie wszystko wygląda Uleńko. – Helena była pod wrażeniem. – I na pewno wszystko jest pyszne. Jedzenie błyskawicznie znikało z talerzy. Sebastian doznawał prawie nirwany. Z błogą miną wsuwał już drugą porcję. Nawet Violetta tak bardzo dbająca o linię nie odmówiła sobie tych pyszności. - Świetnie gotujesz Ula. Musisz dać Violi trochę przepisów. W domu też chciałbym tak jadać. Z Marka to prawdziwy szczęściarz. Ma to na co dzień. - A żebyś wiedział. Mam tego świadomość i nie wypuszczę już takiego skarbu z rąk. Miło upłynęło to popołudnie. Śmiali się i żartowali przy cieście i kawie. Ula podała wczesną kolację, po której Dobrzańscy zaczęli się żegnać. - Bardzo wam kochani dziękujemy za wspaniałe święta. Koniecznie musisz przywieźć Ulę z rodzeństwem do nas. Bylibyśmy bardzo radzi gdybyście zechcieli nas odwiedzić. - Ja na pewno przyjadę – odezwała się Betti. – Bardzo państwa lubię. – Rozbawiła ich wszystkich. - My ciebie też Beatko i trzymamy cię za słowo. - Pani Heleno – Ula wyniosła z kuchni dwie wypakowane reklamówki – Tu jest trochę jedzenia. My nie poradzimy go zjeść, a państwo nie będą zawracać sobie głowy obiadami dopóki nie wróci Zosia. - Bardzo ci dziękujemy Ula. Rozpieszczasz nas. - Ja to wezmę mamo. Zjadę z wami na dół. – Marek już ubierał kurtkę. – Za chwilę wrócę. Po godzinie zaczęli zbierać się „Olszańscy”. I oni zostali obdarowani mnóstwem jedzenia. - Tu masz Sebastian kluski i rolady. Dałam wam też trochę ciasta. Będziecie mieć na jutrzejszy obiad. Dziękujemy za miłą wizytę. Zostali sami. Objął swoje szczęście wpół i przytulił się do niej. - To były wspaniałe trzy dni skarbie. Nawet nie przypuszczałem, że będzie tak fajnie. Rodzice są zachwyceni wami wszystkimi. Tak bardzo bałaś się ich akceptacji a oni pokochali cię bezwarunkowo tak jak ja. - Ja też polubiłam ich bardzo. Są niezwykle mili i sympatyczni. – Rozejrzała się dokoła. – Chyba trzeba będzie posprzątać, a potem się spakować. Jasiek miał spakować swoje rzeczy. Przynajmniej to mi odpadnie. – Spojrzał z miłością w jej oczy. - Bardzo się napracowałaś, ale obiecuję, że wynagrodzę ci wszystko. W pensjonacie nie prowadzą wprawdzie kuchni, ale niedaleko jest regionalna restauracja i jak tylko dojedziemy, wykupię dla nas pełny pakiet posiłków. Nie będziesz nic gotować, może za wyjątkiem wody na kawę. – Pocałował ją z największą czułością. – To co? Sprzątamy? - Sprzątamy. Rankiem o ósmej zniósł wraz z Jaśkiem wszystkie bagaże i sanki Betti. Tych nie mogło zabraknąć. Umieścili się wygodnie w samochodzie i zapieli pasy. Marek ustawił GPS. Odwrócił się do tyłu i z uśmiechem zapytał. - Gotowi? - Gotowi! – Krzyknęli chórem. - No to ruszamy. Najgorzej było wyjechać z Warszawy. Drogi miejskie nie były zbyt dobrze odśnieżone. Musiał jechać wolno i ostrożnie. Kiedy jednak wydostali się już na trasę szybkiego ruchu, mile zaskoczył go odsłonięty czarny asfalt. Mógł przyspieszyć. O dziesiątej zatrzymali się na kawę w jakimś zajeździe. Betti chciała sok. Zjedli po kanapce przygotowanej przez Ulę i ruszyli w dalszą drogę. Po pięciu godzinach wjeżdżali na teren Zakopanego. Trochę się obawiał, że będzie musiał założyć łańcuchy na koła, ale nie było tak źle. Sporo śniegu leżało w wyższych partiach gór, w mieście było całkiem przyzwoicie. Podjechał pod pensjonat i zaparkował. Wysiedli z auta i rozejrzeli się dokoła. - Pięknie tu – Ula zachwyconym wzrokiem omiatała okolicę. Beatka była wniebowzięta. - Ile śniegu! Ulcia, zobacz! W życiu nie widziałam tyle śniegu! Ulepię takiego bałwana! – Pokazywała rękami stając na palcach. Marek z Jaśkiem wzięli bagaże a one poszły za nimi. Wnętrze pensjonatu urzekło ich. Wszystko w drewnie łącznie z sufitem. Pod ścianą stylowe ławy pokryte owczymi skórami. Podeszli do recepcji i przywitali się ze stojącą tam kobietą. - Ja dzwoniłem tu kilka dni wcześniej i rezerwowałem dwa pokoje na nazwisko Dobrzański. - Tak, tak. Pamiętam, bo to ze mną pan rozmawiał. Tu są klucze. Pokoje są na piętrze, tymi schodami na prawo. Gdyby państwo czegoś potrzebowali proszę się nie krępować i pytać. Mam nadzieję, że będziecie mieli udany pobyt. - Dziękujemy. Też mamy taką nadzieję. Weszli na piętro i bez trudu znaleźli pokoje numer cztery i pięć. Marek otworzył czwórkę. - To twój pokój Jasiek i Betti. My zajmiemy ten obok. Zostawił ich bagaże a sam poszedł otworzyć drzwi drugiego pokoju. Nieco skonsternowana Ula poszła za nim. Kiedy weszli już do środka, powiedziała. - Nic nie mówiłeś, że mamy dzielić pokój. Tu jest tylko jedno wielkie łóżko. - Rzucił na nie torby, podszedł do niej i schwycił za ramiona. - Kochanie. Przysięgam ci, że nie zrobię nic bez twojej zgody. Nie będę ukrywał, że bardzo cię pragnę i to od dawna, ale nie rzucę się na ciebie i nie zachowam się jak napalony samiec. Będę trzymał ręce przy sobie i jeśli nie będziesz chciała, to nawet cię nie dotknę. Zaufaj mi. Nigdy już nie zrobiłbym nic wbrew twojej woli. Nigdy. Spurpurowiała na twarzy i spuściła oczy. Było jej wstyd, że mogła go posądzić o coś podobnego. Przecież się zmienił. Jest trzeźwy od tak dawna. Jest taki, jakim go pokochała. - Przepraszam. – Szepnęła. – Nie chciałam, żebyś to tak odebrał. – Przytulił ją do siebie. - Już dobrze. Rozpakujmy się i pójdziemy zamówić te posiłki. Przy okazji zjemy obiad. Spacerkiem poszli na Krupówki. Było sporo ludzi. Zbliżał się Sylwester i większość przyjechała tutaj, by spędzić go w śnieżnej, górskiej scenerii. Zaprowadził ich do przytulnej restauracyjki niedaleko wyciągu na Gubałówkę. Nie było problemu z zamówieniem posiłków na te kilka dni. Dodatkowo poinformowano ich, że mogą zrobić rezerwację stolika na sylwestrową noc. Wprawdzie zamierzali wracać w nowy rok, ale przecież muszą coś zjeść rano. Marek nawet się nie zastanawiał i skorzystał z oferty. Usiedli przy stoliku i wybrali z karty kwaśnicę. Ula i Marek wzięli naleśniki z serem i brzoskwiniami, a Jasiek i Betti placki ziemniaczane ze śmietaną. Nasyceni obiadem pospacerowali jeszcze trochę po okolicy. Nawet zrobili sobie zdjęcia z misiem, który polował na chętnych turystów. Zapadł zmierzch, ale miasto tętniło życiem. Knajpki wypełnione były po brzegi. Popularne tu było piwo z prądem. Tak nazywali je miejscowi. Było po prostu wzmocnione wódką i szybko wchodziło do głowy. Minęła dwudziesta, gdy znaleźli się przed pensjonatem. - Pójdziemy jutro na sanki? – Betti była już wyraźnie zmęczona i śpiąca, ale o sankach pamiętała. - Pójdziemy kochanie. Zmęczona już jesteś, co? Zaraz pomogę ci się umyć i położę do łóżeczka. - Ale bajki dzisiaj nie. Jestem bardzo śpiąca i zasnę bez niej. - Ula uśmiechnęła się pod nosem. Rzadko się zdarzało, że mała odpuszczała takie rzeczy. Musiała być naprawdę zmęczona. Otuliła ją kołdrą i pocałowała w policzek. - Słodkich snów maleńka – szepnęła. – Dobranoc Jasiek. Wróciła do pokoju. Zastała Marka siedzącego w samych bokserkach i patrzącego w laptop. - Ty już po kąpieli? – Spytała. - Tak, tak. Przeglądam jeszcze pocztę. - To w takim razie ja idę się myć. Stała pod strugami ciepłej wody i czuła jakieś dziwne napięcie. – To nie skończy się dobrze – pomyślała. – On nie utrzyma rąk, a i ja pewnie nie będę w stanie. Boże, jakie on ma piękne ciało. Czy ja dam radę spać spokojnie leżąc koło niego? Właściwie czego ja się boję? Kobiety w moim wieku pierwszą inicjację seksualną mają już za sobą. Ba. Mają już po dwoje dzieci, a ja co? Do śmierci mam trzymać ten wianek? Poza tym prawda jest taka, że z nikim innym nie chcę go stracić, tylko właśnie z nim. Jest moim wyśnionym księciem. Jeśli on coś zacznie to… Kurde blaszka! To nie będę potrafiła mu się oprzeć! Do niedawna nie mogłam zrozumieć jego podwójnej natury, a co robię? Jestem taka sama. I bardzo chcę i boję się. Boję!? Jestem przerażona! Matko Boska! Cieplak, weź się w garść. Miliony ludzi na świecie to robi i wszyscy powtarzają, że to coś pięknego. Dlaczego w twoim przypadku miałoby być inaczej. Przecież on potrafi być czuły, opiekuńczy i pełen miłości. Nie skrzywdziłby mnie. No dobra. Dość tego. Wycieramy się Cieplak i idziemy do łóżka. Co ma być to będzie. Podniósł głowę i patrzył jak zamyka za sobą drzwi od łazienki. Obiecał jej, że będzie grzeczny, że powstrzyma emocje. Tak… Te emocje to on już od dawna trzyma na wodzy. Bardzo się pilnuje, by jej nie skrzywdzić, nie zranić. Nie darowałby sobie tego. Tyle dni abstynencji. Już nawet nie pamiętał swojego ostatniego razu. To musiało być strasznie dawno. Gdyby jej tak bardzo nie kochał nie miałby skrupułów, by pójść w tango na jedną noc. Tylko jak on by miał jej potem spojrzeć w oczy? W te piękne oczy? Wyrzuty sumienia zjadłyby go żywcem. Ciągle liczył na to, że ona w końcu mu zaufa i zrozumie, że miłość nie polega tylko na obdarowywaniu się słodkimi pocałunkami, na przytulaniu, ale też i na zbliżeniu cielesnym, które jest taką kropką nad „i” przypieczętowującą związek. Westchnął. Jeszcze dzień jeszcze dwa, a chyba się rozpęknie z tego napięcia. Zamknął laptop i wsunął się pod kołdrę. Odwrócił się tyłem do drzwi łazienki i przymknął oczy. – Spokojnie chłopie. Spokojnie. Wreszcie się doczekasz. To twoja nagroda za miłość i wierność. Spokojnie. Wyszła z łazienki i dostrzegła go leżącego już w łóżku. – Odwrócił się tyłem. Powiedział, że mnie pragnie, a jednak ciągle nie jest pewien, jak zareaguję. W ten sposób chce chyba wyciszyć w sobie tę burzę. Nie chce na mnie patrzeć, żeby go nie poniosło. – Ściągnęła szlafrok i w samej koszulce weszła pod kołdrę. Ułożyła się twarzą do jego pleców i leżała przez chwilę nieruchomo. Podniosła dłoń i pogładziła jego ramię. Wyczuła jak bardzo się spiął. Odwrócił się do niej i pożądliwie spojrzał w jej oczy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej własne lśnią podobnym blaskiem. Przysunął się bliżej a ona wtuliła policzek w jego dłoń. - Pragnę cię – wyszeptał. – Nie potrafię bez ciebie żyć. Pozwól mi się kochać Ula. Ja wiem, że ty jeszcze nigdy, z nikim…, ale to jest naprawdę piękne. Udowodnię ci, ile radości można czerpać z takiego zbliżenia. Przysięgam, że będę bardzo delikatny i ostrożny, byś nie czuła bólu. Nie odpowiedziała. Przylgnęła do jego ciepłych warg całując namiętnie. Uznał to za przyzwolenie. Przytulił ją mocno gładząc jej plecy. Dłonią dotknął piersi. Przeniósł pocałunki na szyję i dekolt. Nie oponowała, gdy ściągnął jej koszulkę. Zamknęła tylko oczy, bo czuła, że jej twarz płonie. - Jesteś taka piękna…, taka piękna…, jesteś aniołem. Kocham cię. Tymi czułymi pocałunkami i tym czułym dotykiem sprawił, że pobudziła się. Jej wszystkie pragnienia, marzenia o spełnieniu się w miłości i zatraceniu w niej, wykwitły na jej ciele gęsią skórką i drżeniem ciała. Sutki stwardniały a on całował je z pasją drażniąc językiem raz jeden, raz drugi. Przeniósł usta na jej płaski brzuch i wpił się w pępek nie przestając pieścić coraz bardziej nabrzmiałych piersi. Jej skóra była jak najdelikatniejszy jedwab. Z przyjemnością stwierdził, że cała jest taka jak na policzku. To wtedy, gdy ścierał jej resztki keczupu z twarzy poznał jej delikatność i miękkość. Od tej chwili ciągle marzył, by dotknąć i posmakować jej całej. Pogładził jej zgrabne pośladki. I na nich zostawił ślad swoich ust. Dłonie dotknęły łona i pogłaskały je czule. Zacisnęła mocno powieki i zagryzła wargi. – Boże, to nie dzieje się naprawdę. Co on ze mną robi? Chyba oszaleję. Językiem posmakował jej płci wprawiając ją w błogie drżenie. Wdarł się głębiej. Jęknęła przeciągle, ale nie przestawał. Poczuł, że w bokserkach brakuje mu miejsca i jednym ruchem ściągnął je z siebie. Uwolniona męskość domagała się spełnienia. Palce jego dłoni wtargnęły do jej wnętrza. Wilgotniała. Przylgnął do niej całym ciałem. Usta znowu powróciły do jej ust. Poczuła jak ostrożnie i wolno wchodzi w nią. Instynktownie rozsunęła szerzej nogi. Dotarł do tej jedynej przeszkody by posiąść ją całą i przedarł się przez nią. Otwarła usta, ale krzyk ugrzązł w jej gardle. Nie bolało aż tak. Objęła jego pośladki pomagając mu się zatopić w niej do samego dna. – Boże, jaka ona jest cudowna. – Ruszył wolno i spokojnie nadając swojemu i jej ciału jednakowy rytm. Słyszał jej przyspieszony oddech i czuł pod palcami bicie jej serca. Zwiększył tempo. Pod wpływem tych mocnych, zdecydowanych pchnięć jęczała cichutko. Doświadczała tylu wspaniałych doznań. Rozkosz, błogość, odurzenie, szczęśliwość… Mogłaby długo wymieniać. Przyspieszył jeszcze bardziej. Teraz wiła się pod jego dłońmi nie kontrolując tych ruchów. Traciła poczucie rzeczywistości. Świat umykał pod powiekami a wkraczał inny, nowy, piękny i zmysłowy. Potężna dawka błogich drgań wstrząsnęła całym jej ciałem. On nadal się poruszał sprawiając, że niemal omdlewała od tej ogromnej rozkoszy. Jej usta były gotowe do krzyku, ale zamknął je pocałunkiem. Zadrżał. Poczuł jak to napięcie gromadzone przez tyle czasu opuszcza go wraz z kolejnymi falami słodkiego zaspokojenia. Opadł na nią przyciskając jej rozedrgane ciało do siebie. Trwali tak dłuższą chwilę próbując uspokoić rwące się oddechy. - Mój Boże, jak ja cię kocham, jak szaleniec. – Powiedział jej cicho wprost do ucha. Znowu całował w zapamiętaniu jej pełne usta. - Oszalałem z miłości do ciebie. Otworzyła zamglone jeszcze rozkoszą oczy a on zatracił się w ich głębi. Objęła dłońmi jego szyję. - Kocham cię nad życie. – Szeptały jej usta. |
danka69 (gość) 2012.11.28 14:44 |
Gosiu! Z racji tego ,że poniekąd wywołałam ten
rozdział na środę czuję się zobligowana jako pierwsza go skomentować.
Być może ktoś w międzyczasie już skomentował, ale jak rozpoczęłam pisać
ten komentarz to nikt nie zostawił jeszcze pod notką śladu. Właściwie to
nie czynię tego z obowiązku, lecz kieruje mną przede wszystkim ogromna
przyjemność . Przeczytałam ją z wypiekami na polikach, odkładając wszelkie papiery na bok.... . Mogą poczekać, a ja nie mogę bo chcę na gorąco tę część skomentować. Oj Gosiu kochana rozwinęłaś się w "tych " tematach. Pięknie poprowadziłaś ostatnią scenę, nie mówiąc o jej imponującej długości. Delikatność , subtelność , zmysłowość i napięcie, które zbudowałaś w tej scenie lekko mnie "rozproszyły" przyznam Ci się szczerze. Nie wiem jak się pozbieram do końca pracy, a dobrze by było jeszcze coś konstruktywnego w niej zdziałać. Nie dałam rady zostawić tego opowiadania na wieczór, bo jak je zuważyłam to połknęłam w jednej chwili. Wieczorem przeczytam jeszcze raz, pozwolisz. Gosiu , inne wątki bardzo ciepłe , rodzinne. Pobyt w Zakopanem wzbudził we mnie złość, że mnie tam nie ma i w najbliższym czasie nie będzie. .... . Ale może kiedyś . Bardzo Ci Gosiu dziękuję za dużą garść emocji i wyjątkowych doznań. Trzymaj się. Buziaki! |
MalgorzataSz1 2012.11.28 17:16 |
Danusiu! W pracy?! W pracy czytasz takie rzeczy?! Oczywiście żartuję, ale muszę przyznać, że Twój komentarz mnie powalił. Nie wiedziałam, że można reagować wypiekami na twarzy czytając ten rozdział. To bardzo motywujące, co napisałaś i mam nadzieję, że i inni będą reagować podobnie. Mam nadzieję, że jednak jakoś się pozbierałaś i mogłaś dalej pracować. Hahaha. Zakopane wzbudziło w Tobie złość? Ja jestem po prostu wściekła, że nie pospaceruję już po Chochołowskiej, nie pójdę nad Morskie Oko i nie odwiedzę kolejny raz jaskini Mroźnej. Tylko w ten sposób mogę sobie pomarzyć przelewając tę moją tęsknotę na klawiaturę. Następny rozdział będzie chyba nie mniej gorący, więc już Cię na niego zapraszam, ale nie wcześniej niż w niedzielę. Dziękuję za piękny komentarz i cieplutko pozdrawiam. :) |
ab1302 2012.11.28 21:27 |
No to był naprawdę majstersztyk.jestem pod wrażeniem. Czytającym ten rozdział , uśmiechałam się cały czas. Marek dojrzał do roli prawdziwego mężczyzny, oby tak każdy dojrzewał? Jakoś w prawdziwym życiu nasi panowie powoli stają się kolejnym naszym dzieckiem?czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością. |
ab1302 2012.11.28 21:31 |
Zapomniałam dodać że wstawiam swój pierwszy rozdział.Pozdrowionka . Ania |
MalgorzataSz1 2012.11.28 21:42 |
Aniu. Zmieniłaś nick. Na szczęście pamiętałam ten czterocyfrowy numer i zorientowałam się, że to Ty. Na blog zaglądałam już wczoraj ale nie było jeszcze pierwszego rozdziału. Zostawiłam tylko komentarz pod ostatnią częścią "Siły miłości". Zaraz przeniosę się na Twój blog, bo jestem ciekawa tej pierwszej części. Za komentarz dziękuję. Cieszę się, że Ci się podobało. Pozdrawiam. |
Shabii (gość) 2012.11.29 14:04 |
Małgosiu. Jak zwykle Shabii przybywa tutaj z opóźnieniem. Ale jak to mówią, lepiej późno jak wcale. Przeczytałam już wczoraj na telefonie ale było dość późno, dlatego postanowiłam skomentować dziś. Część przepiękna! Bardzo się cieszę, że święta minęły naszym głównym i pobocznym bohaterom bardzo miło, spokojnie i rodzinnie. Widać, że rodzice Marka bardzo polubili całą rodzinkę Uli. Wcale mnie to nie dziwi. To bardzo dobra rodzina i bardzo serdeczni ludzie. Są zżyci i wzajemnie się wspierają. Nie szczędzą ten pomocy innym. Jestem bardzo dumna z Marka, że nie skusił się ani na kieliszeczek alkoholu. Trzyma się tego co postanowił i obietnicy. Tą częścią o świętach sprawiłaś, że nie mogę się ich już doczekać. To bardzo piękny czas, w którym wszyscy są razem. Seniorzy Dobrzańscy oraz Violetta z Sebastianem są widzę zachwyceni zdolnościami kulinarnymi Uli. Swoją drogą, Gosiu jak czytam o tych wszystkich pysznościach to burczy mi w brzuchu. Chyba się kiedyś wproszę do Ciebie na obiadek. Oczywiście żartuję, ale wnioskuję, że gotujesz cudownie. Fajnie, że po takiej wyżerce poszli się przejść. Mała Beatka miała radochę a i oni rozprostowali kości. Zafundowałaś im cudowny odpoczynek w Zakopanem. Tatry są piękne. Cała piątka jest w siódmym niebie. Sama chętnie wybrałabym się w góry i poszalała na nartach. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy przeczytałam, że w tej części Ula i Marek zbliżą się do siebie w sensie fizycznym. Bardzo pięknie opisałaś ich pierwszy raz. Oboje się spełnili i udowodnili sobie jak bardzo się kochają. Ula początkowo troszkę się denerwowała ale przecież nie taki diabeł straszny, jak go malują. (Coś dzisiaj sypię przysłowiami). Są w sobie szaleńczo zakochanie a takie zbliżenia jeszcze bardziej ponoć cementują związki. Już czekam na kolejną część. Jestem przekonana, że będzie równie cudowna i barwna jak ta. Przesyłam moc całusów. :):) |
MalgorzataSz1 2012.11.29 14:15 |
Shabii. Jak Ty doliczyłaś się pięciu osób w tym Zakopanem? Napisałaś "Cała piątka..." Dodałaś sanki? Był Marek z Ulą i Beatka z Jaśkiem. To razem cztery osoby. Hahaha. A teraz o kuchni. Kiedyś to były czasy, bo gotowałam namiętnie i sporo eksperymentowałam. Również dużo piekłam i nie było weekendu bez co najmniej dwóch blach ciasta. Niestety te czasy bezpowrotnie minęły z uwagi na moją chorobę. Przepisy jednak zostały w głowie i czasami jeszcze z nich korzystam jak jestem w dobrej formie. A na obiad serdecznie zapraszam. Daj tylko znać, kiedy przyjedziesz. :) Muszę powiedzieć, że wracasz do formy jeśli chodzi o długość komentarzy. Ten przeczytałam z przyjemnością. Już teraz zapraszam Cię na następny rozdział, który dodam w niedzielę. Też będzie się działo. Za wpis bardzo dziękuję i też przesyłam buziaki. |
Shabii (gość) 2012.11.30 14:27 |
Małgosiu. No jasne, że doliczyłam sanki. Jakbym mogła ich nie policzyć! :D A tak na serio, to nie wiem jak ja to liczyłam. Śnięta byłam i po prostu wkradł mi się błąd, wybacz. Gosiu, to ty niczym Basia Mostowiak z serialu "M jak miłość" u niej też zawsze placuszek, sałatka, obiadek. Ja wierzę, że jeszcze nie raz ugotujesz rodzince coś znakomitego. Dziękuję za zaproszenie. Jeśli będę gdzieś w Twoich rejonach dam znać (numer mam :D). Znalazłam troszkę więcej czasu wczoraj to i tak jak obiecałam zostawiłam dłuższy komentarz. Buziaki :*:* |
MalgorzataSz1 2012.11.30 14:39 |
Shabii. Dobrze, że masz poczucie humoru i tak właśnie potraktowałaś te sanki. "M jak miłość" nie oglądam. Naprawdę ta Mostowiak taka gospodyni pełną gębą? Może zacznę oglądać? Choć nie wiem, czy coś zrozumiem, bo pewnie serial już bardzo zaawansowany i emitują od kilku lat. I dobra wiadomość na koniec. Jestem w domu. Od dzisiaj. Więcej napiszę na streemo prywatnie. Całuję. :) |
Shabii (gość) 2012.11.30 19:44 |
Małgosiu. Ostatnio nawet humor mi dopisuje. Bardzo się z tego powodu cieszę, bo jak sama wiesz, był czas, gdy kompletnie go nie miałam. "M jak Miłość" nadawane jest już paręnaście ładnych lat. Jak się nie mylę to zaczęło się w 2000 roku. Ja czasem oglądam, ale wolę "Na dobre i na złe". Basia Mostowiak, to prawdziwa gospodyni. Moja siostra mówi, że fajnie mieć w rodzinie taką dobrą kucharkę, bo zawsze coś pysznego upichci. Strasznie się cieszę, że już jesteś w domku. Życzę dużo zdrówka! :):) |
MalgorzataSz1 2012.11.30 21:03 |
Shabii Wielkie dzięki za życzenia, a serial odpuszczam. Do śmierci nie zdążyłabym nadgonić tylu odcinków. Natomiast ten drugi oglądam z przyjemnością i regularnie. Buziaki. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz