Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"ZE SMUTKU NOCY W RADOŚĆ DNIA" - rozdział 15

05 grudzień 2012  
Rozdział XV


Okazało się, że nie tylko Sebastian miał wielki gest fundując sobie i swojej dziewczynie Sylwestra w ekskluzywnym hotelu. Również Maciek nie szczędził kosztów. Wprawdzie lokal, do którego zabrał Anię był nieco skromniejszy, ale i tak oboje bawili się świetnie do białego rana. Stojąc wraz z nią pod jej domem i obejmując ją czule, nie skąpił jej soczystych pocałunków i czułych wyznań. Ona odwzajemniała mu to wszystko. On spodobał jej się od samego początku. Kiedy i do niej trafiły wieści o jego niezwykłych zdolnościach ekonomicznych i o tym, że nawet ponury i niemiły Alex Febo docenia jego pracę, spojrzała na niego z jeszcze większym szacunkiem i fascynacją. Na pokazie F&D przetańczyli ze sobą pół nocy i przegadali drugie pół. Znaleźli sporo wspólnych tematów i zgodnie stwierdzili, że wiele ich łączy. Maciek opowiadał o tym wszystkim Uli, gdy natknął się na nią w pomieszczeniu socjalnym. Podczas ich wizyty u niego w domu było mu jakoś niezręcznie. Rodzice jeszcze o niczym nie wiedzieli. Poza tym nie chciał się tak wywnętrzać przy wszystkich. Ucieszyła się, że i on znalazł pokrewną duszę. Lubiła Anię. Ona, jako jedna z nielicznych nie komentowała jej dawnego wyglądu i nie naśmiewała się z niej. Zawsze była miła, uprzejma i w dodatku miała dobrze poukładane w głowie.
- Tak się cieszę Maciuś, że i ty miałeś szczęście spotkać taką wyjątkową dziewczynę – mówiła Ula. – Wreszcie nie będziesz już sam, tobie też coś się od życia należy a nie tylko praca i praca.
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Jestem szczęśliwy Ula, a tobie jak się układa? Wszystko w porządku? Właściwie to chyba nie powinienem pytać. Wyglądasz jak modelka a szczęście bije od ciebie na kilometr.
- To prawda. Jestem bardzo szczęśliwa. Marek daje mi dużo wsparcia. Rozłożył nad nami ochronny parasol. Beatka uwielbia go nieprzytomnie. Pokochała jego rodziców, a Jasiek skoczyłby za nim w ogień. Bardzo go kocham Maciuś. To miłość mojego życia.
- Hmm… Mam nadzieję, że i Ania się nią okaże dla mnie. Jest wspaniała. Ładna i mądra. Mam zamiar przedstawić ją rodzicom. Na razie, jako swoją dziewczynę. W takich sprawach pośpiech nie jest raczej wskazany.
- Też tak uważam. Będę lecieć. Trzymaj się bracie.

Zbliżał się koniec stycznia. Nie byli zbyt obciążeni pracą. Najgorsze były te tygodnie po pokazie, gdy musieli podpisywać niezliczoną ilość umów i chodzić ciągle na jakieś spotkania z kontrahentami. Teraz wszystko przystopowało. Zwolnili tempo. Ono miało przyspieszyć dopiero w marcu, bo wtedy trzeba się będzie szykować do wiosenno-letniej kolekcji. Póki co, nawet Pshemko udzieliła się ta atmosfera, bo projektował dość ospale. Byłoby tak niewątpliwie dalej, gdyby nie jeden telefon, który postawił Marka na baczność. Wybiegł z gabinetu jak oparzony i wrzasnął.
- Cholera jasna! To nie może być prawda!
Ula i Violetta podskoczyły przestraszone na swoich stołkach i wbiły w niego wzrok.
- Coś się stało? – Wyjąkała Ula.
Podrapał się w tył głowy i zmitygował się.
- Przepraszam, że was wystraszyłem. Chodźcie do mnie obie na chwilę.
Kiedy zajęły już miejsca w jego gabinecie i z napięciem czekały, co ma im do powiedzenia, on patrzył na nie w milczeniu, by w końcu rzec.
- Czy któraś z was wie, kim jest madame Krűger?
Jak na komendę obie pokręciły przecząco głowami.
- To Niemka. Słynny w świecie krytyk modowy. Ona jest znana przede wszystkim z tego, że ma cięty język i bardzo surowo ocenia kolekcje. Niektóre firmy nawet splajtowały po jej ostrych komentarzach pod ich adresem. Nie jest dobrze. Przed chwilą miałem właśnie telefon z Niemiec. Dzwonił jej asystent mówiąc, że Ingrid Krűger jest zainteresowana naszymi kolekcjami i chętnie przyjechałaby je obejrzeć. Pragnie też poznać naszego projektanta. Wymyślcie coś, bo ja jestem kompletnie spanikowany i nie mam pojęcia, co ona zamierza.
Ula splotła ręce na kolanach i odetchnęła głęboko.
- Przede wszystkim uspokój się. To, że wobec innych firm była cięta nie oznacza, że będzie taka sama w stosunku do tej. Skoro zainteresowały ją nasze kolekcje, to chyba nie jest tak źle. W dodatku chce poznać Pshemko, a to oznacza, że może pozostawać pod urokiem jego dzieł. On jest naprawdę genialny i uważam, że ona myśli podobnie. Nie panikuj, bo z tej wizyty może jeszcze wyjść coś bardzo pozytywnego dla nas. Gdyby napisała pochlebną opinię, otworzyłaby nam drogę na zachodnie rynki. Rozwinęlibyśmy się.
- Ulka ma rację. – Odezwała się milcząca do tej pory Viola. – I tak jedyne, co możemy zrobić, to solidnie przygotować się do tej wizyty. Wtedy nie będzie się czego bać.
- No dobra… Przekonałyście mnie. Ten asystent ma zadzwonić jutro, żeby ustalić termin tych niecodziennych odwiedzin. Chyba wystarczy nam tydzień na przygotowanie wszystkiego? Ja zaraz pójdę do Pshemko i o wszystkim mu opowiem. Ciekawe jak zareaguje. Mam nadzieję, że nie zdzieli mnie jakimś wieszakiem i wrócę w jednym kawałku.
Roześmiały się obie.
- Tydzień na pewno wystarczy. Będzie dobrze, zobaczysz. – Powiedziała pocieszająco Ula. – To leć do mistrza a my wracamy do pracy.

- Ingrid Krűger? Sama Ingrid Krűger chce mnie poznać? Boże, nie wierzę! Marco, czy wiesz jaki to dla mnie zaszczyt? Najlepszy krytyk modowy w moich skromnych progach.
- No tak, ale co my możemy jej pokazać?
Mistrz popatrzył na niego z politowaniem.
- No jak to co? Nasze kreacje oczywiście. Zaraz się tym zajmę. Wybiorę najładniejsze z obu sezonów i zrobimy taki mini pokaz dla niej. Ty oprowadzisz ją po firmie. Pokaz jednak ważniejszy. Musimy zrobić dobre wrażenie i mam nadzieję, że nas pochwali a nie skrytykuje. A teraz sio. Muszę się skupić nad wyborem sukien.
Marek wyszedł z pracowni i wypuścił powietrze z płuc. Nie sądził, że mistrz przyjmie tę wiadomość tak bardzo entuzjastycznie. Widać było, że zapalił się do tego pomysłu a on nie chciał go w nim gasić mówiąc o swoich obawach. Chyba powinien też powiadomić Paulinę i Alexa. Paulina na pewno nie odmówi udziału w spotkaniu z krytykiem tak wielkiego formatu. Alex z pewnością nie będzie w tym uczestniczył. Ula będzie tłumaczyć. Ona i Maciek jako jedyni w firmie znają biegle niemiecki. Na Maćka nie ma co liczyć. On jest zawsze obłożony robotą i Alex nie zgodzi się by brał w tym udział. Pozostaje Ula. Da sobie radę. Jest naprawdę dobra. Z myślami kłębiącymi się w głowie udał się do gabinetu Pauliny. Zdziwił ją jego widok. Odkąd się rozstali nie zaglądał tu wcale. Popatrzyła na niego drwiąco.
- Proszę, proszę. Sam prezes? Do mnie? Jakie złe wiatry cię tu przywiały? Zatęskniłeś? – Roześmiała się szyderczo.
- Nie. Nie tęsknię za tobą i twoim wyrafinowanym poczuciem humoru. Przyszedłem cię tylko zawiadomić, że za tydzień odwiedzi firmę Ingrid Krűger. Ty, jako ambasador F&D powinnaś uczestniczyć w spotkaniu.
Pauli zaświeciły się oczy.
- Naprawdę? A to niespodzianka. Problem tylko w tym, że ja nie znam niemieckiego.
- Nie martw się. Ula będzie tłumaczyć, bo zna ten język biegle. To co, przyjdziesz?
- Oczywiście. Będę.
- Ja podam ci później konkretny dzień i godzinę, bo muszę jeszcze to ustalić z jej asystentem.

Cała firma została postawiona w stan gotowości. Marek osobiście doglądał wszystkiego. Nie chciał, by cokolwiek mogło zakłócić przebieg tej wizyty. Nawet wynajął limuzynę, która miała przywieźć gości z lotniska. We wtorkowy poranek zgromadził jeszcze wszystkich w swoim gabinecie i omawiał ostatnie szczegóły.
- Pshemko, jesteś gotowy, tak?
- Mówiłem ci już, że dopilnuję wszystkiego i tak jest. Modelki już się szykują. Pokażemy najlepsze rzeczy z ostatniej kolekcji łącznie z płaszczami, bo wyszły pięknie, szczególnie te z wielbłądziej wełny. Z wiosenno-letniej też wybrałem kilka. Będzie jej się podobać, zobaczysz.
- Dobrze. Ty Aniu – zwrócił się do recepcjonistki – dajesz mi natychmiast znać, jak tylko ona się pojawi. Jak sprawa cateringu?
- Jest w porządku. Byłam z Maćkiem i to on wybierał. Wszystko z najwyższej półki łącznie z szampanem stoi już w konferencyjnej.
- Co u ciebie Paulina?
- Zaprosiłam ekipę z kamerą. Będą filmować jej pobyt u nas. Pokażą w wiadomościach. Zanim zaczną kręcić powiem kilka słów tytułem wstępu.
- Ula i Viola gotowe?
- Jak najbardziej. Viola pomoże po pokazie Ani w konferencyjnej.
Omiótł ich wszystkich spojrzeniem i zatarł ręce.
- No moi drodzy, módlmy się, żeby nie było żadnej kompromitacji. Ona będzie tu o dziesiątej. Do roboty.



Kilka minut po dziesiątej drzwi od windy otworzyły się. Wyszła z nich wysoka, szczupła kobieta w eleganckim, czerwonym płaszczu i kapeluszu na głowie. Za nią wysunął się z wnętrza windy jej asystent, równie elegancki. Kobieta mogła mieć około pięćdziesięciu dwóch lat i nie grzeszyła urodą. Wąskie, zaciśnięte usta i lekko zmrużone oczy nadawały jej twarzy bardzo surowy wygląd. Rozejrzała się po holu i zaszwargotała coś do asystenta. Ten podszedł do stojącej za ladą recepcji Ani i spytał po angielsku.
- Dzień dobry pani. Nazywam się Otto Menz i jestem asystentem madame Krűger. Jesteśmy umówieni z prezesem Dobrzańskim. – Ania uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Ależ oczywiście. Prezes Dobrzański oczekuję państwa. Proszę za mną.
Wchodząc do sekretariatu mrugnęła porozumiewawczo do Uli.
- Ula to są nasi goście. Zaprowadź ich do Marka.
Ula podniosła się zza biurka i przywitała się uprzejmie z madame i jej asystentem mówiąc płynną niemczyzną.
- Jest mi niezmiernie miło powitać państwa. Nazywam się Urszula Cieplak i jestem asystentką pana Dobrzańskiego. Serdecznie zapraszam. – Podeszła do drzwi gabinetu i otworzyła je na oścież. Marek zapiął marynarkę i podszedł do gości.
- To dla nas prawdziwy zaszczyt madame, że możemy podejmować w naszych skromnych progach tak znamienitego gościa. – Pochylił się i ucałował jej dłoń. – Zechcecie państwo spocząć? – Wskazał na fotel i kanapę. Kiedy zasiedli powiedział.
- Gdy powiadomiłem naszego projektanta Pshemko o wizycie państwa, nie posiadał się z radości. Poczuł się bardzo wyróżniony. Przygotował taki mini pokaz, by przedstawić państwu próbkę naszych kolekcji. Zechcą państwo obejrzeć? – Ingrid wykrzywiła usta w uśmiechu.
- Oczywiście Herr Dobrzański. Po to właśnie tu przyjechaliśmy. Widziałam jesienią migawki w telewizji z waszego pokazu w Łazienkach i muszę przyznać, że zaintrygował mnie. Nie jesteście znani na zachodzie i działacie tylko na terenie Polski. A szkoda. – Słysząc to, Marek prawie lewitował.
- Czy będą mieli państwo coś przeciwko, by ta wizyta, tak ważna dla nas była filmowana?
- Ja nie mam nic przeciwko temu. Chodźmy zobaczyć ten pokaz. – Ingrid podniosła się z fotela. Wszyscy wyszli na korytarz, gdzie czekała już na nich Paulina wraz z ekipą telewizyjną. Marek zatrzymał się i zwrócił się do Ingrid.
- Pozwoli pani, że przedstawię. To Paulina Febo, współwłaścicielka firmy i jej ambasador. To ona dba o jej wizerunek i kontakt z mediami.
Ingrid uścisnęła jej dłoń.
- Jest pani bardzo piękna. Widzę, że prezes otacza się tylko pięknymi kobietami. Najpierw miałam przyjemność poznać jego uroczą asystentkę, która w dodatku tak pięknie posługuje się moim ojczystym językiem, a teraz panią. Gratuluję panie Dobrzański świetnego gustu. – Zwróciła się do Marka, który ukłonił jej się z kurtuazją.
- Zapraszam madame do pracowni. Nasz mistrz pewnie nie może się już doczekać.
Tak było w istocie. Pshemko latał w kółko po swojej pracowni i nie mógł usiedzieć na miejscu. Wreszcie przystanął widząc jak otwierają się wejściowe drzwi. Kiedy zobaczył w nich elegancką Niemkę złożył ręce jak do modlitwy i podszedł do niej z rozanieloną miną.
- Och madame Krűger! Co za zaszczyt, co za wyróżnienie. Taka znakomitość u mnie, skromnego projektanta. Proszę bardzo, proszę dalej.
Ingrid już nie hamowała uśmiechu. Rozbawił ją ten niepozornej postury człowieczek. Przywitała się z nim uprzejmie. Po wymianie grzeczności zasiedli wszyscy przed niewielkim wybiegiem. Rozległa się spokojna muzyka i pojawiła się pierwsza modelka.
- To fragment zeszłorocznej kolekcji wiosna-lato. – Objaśniał Marek, a Ula wiernie tłumaczyła. – Postawiliśmy nacisk na pastelowe odcienie i zwiewne, delikatne materie. Kolekcja spodobała się naszym klientkom i rozchodziła się błyskawicznie.
- No nie dziwię się. Suknie są bardzo piękne. Sama z chęcią nosiłabym je. Są rzeczywiście nieszablonowe. Nigdzie nie spotkałam podobnych.
- Teraz kolekcja jesienno-zimowa – kontynuował Marek. – Proszę zwrócić szczególną uwagę na płaszcze i kurtki. Nasz mistrz wzniósł się tu na wyżyny swojego talentu i kreatywności. Skorzystaliśmy z całej gamy różnokolorowych tkanin zwłaszcza z wielbłądziej wełny.
- Są znakomite. – Przyznała Ingrid. - Ten płaszcz szczególnie – pokazała na modelkę. – Interesujący krój i ciekawe cięcia. Bardzo, bardzo ładny. W dodatku w moim ulubionym, rudym kolorze.
Przez wybieg przeszła ostatnia modelka. Ingrid zwróciła się do Pshemko.
- Jadąc tu do was miałam mgliste pojęcie o kolekcji. Widziałam zaledwie tylko fragment jesiennego pokazu, ale to wystarczyło, by mnie zaintrygował. Zapewne wiecie, że jestem dość ostrożna w wydawaniu opinii, niektórzy mówią nawet, że prawdziwa jędza ze mnie. Jednak jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym, co tutaj zobaczyłam. Jest pan niezwykle utalentowany. To bez wątpienia prawdziwe dzieła sztuki krawieckiej. Powinniście wyjść poza działalność wyłącznie krajową i spróbować na rynkach zachodnich. Jestem przekonana, że pańskie kreacje uwiodłyby kobiety nie tylko w moim kraju, ale też i innych.
Kiedy Ula przetłumaczyła słowa Ingrid mistrz podniósł się z krzesła i ze łzami w oczach podszedł do niej. Ujął jej dłoń i przycisnął do ust.
- Och madame Ingrid, to najpiękniejsze słowa, jakie może usłyszeć projektant. Jestem taki wzruszony i wdzięczny. Czy zechce pani przyjąć skromny prezent? Proszę nie odmawiać. – Klasnął w ręce. Na ten znak wyszły dwie modelki niosąc na wieszakach płaszcz, który tak bardzo spodobał się Ingrid i dwie letnie suknie.
- To pani rozmiar madame. Na pewno będą pasować.
Widać było, że Niemka jest zdumiona. Kreacje i płaszcz warte były majątek i nie był to wcale taki skromny prezent jak zapewniał mistrz.
- Jestem zaskoczona. Z chęcią przyjmę ten dar, bo sukienki są bardzo piękne, a płaszcz zachwycający. Bardzo panu i państwu dziękuję. Naprawdę nie spodziewałam się.
- Ja już każę zapakować wszystko i za chwilkę ktoś przyniesie to do sali konferencyjnej.
Opuścili pracownię Pshemko i udali się właśnie tam. Ania z Violą już serwowały kawę dla wszystkich a Marek otworzył szampana i nalał do kieliszków. Wzniósł swój i wygłosił toast.
- Madame Ingrid. To szczególny dzień dla nas wszystkich. Nie spodziewaliśmy się, że tak znana i znamienita osoba zawita w skromne progi naszej firmy i będzie dla nas tak bardzo łaskawa. Ja jestem niezmiernie szczęśliwy, bo być może dzięki pani spełni się moje marzenie, i nasza firma wypłynie na inne rynki. Piję pani zdrowie madame Ingrid i bardzo, bardzo dziękuję. Zapraszam też na poczęstunek. Na pewno zgłodnieli państwo.
Przeciągnęła się ta wizyta. Sporo dyskutowano o najnowszych trendach w modzie. Ingrid zapewniła, że wkrótce ukaże się artykuł z jej pobytu tutaj.
Gdy opuściła już gmach Febo&Dobrzański, Marek ponownie zgromadził ich wszystkich w swoim gabinecie.
- Uuuh… - odetchnął - Chyba dobrze wypadliśmy. Miałem tremę jak cholera. Paulina, z tym kamerzystą miałaś dobry pomysł. Wstęp zrobiłaś też świetny. Ula tłumaczyła doskonale. Pshemko, jestem z ciebie bardzo dumny. Spisałeś się przyjacielu. Niewątpliwie była pod urokiem twojego geniuszu. Teraz nie pozostaje nam nic innego, tylko czekać na ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie pochlebny. Bardzo wam wszystkim dziękuję.
Wychodzili po kolei z jego gabinetu. Zatrzymał tylko Ulę. Teraz, gdy byli już sami przyciągnął ją mocno do siebie i pocałował czule.
- Jak to dobrze, że nie pozwoliłaś mi na panikę i uspokajałaś mnie. Dobrze wypadło, a ona była zachwycona. Widziałaś jak zabłysły jej oczy na widok tego płaszcza? Nie spodziewała się, że dostanie go w prezencie. Muszę koniecznie zadzwonić do rodziców. Może pojedziemy dzisiaj do nich? Odbierzemy Betti ze szkoły i tam zjemy obiad, co?
- Nie wiem Marek, czy to dobry pomysł. Zwalimy im się na głowę.
- No to zapytam, czy to będzie problem. Jeśli nie to pojedziemy, dobrze?
- No dobrze. Dzwoń. – Jego twarz wypogodziła się w momencie. Cmoknął ją raz jeszcze.
- Kocham cię. – Wypuścił ją z ramion i podszedł do telefonu. Odebrała Helena.
- Witaj mamo. Chcielibyśmy przyjechać zaraz po pracy. Możemy załapać się na obiad? Zabralibyśmy tylko Beatkę ze szkoły i zaraz u was jesteśmy. Mam dobre nowiny. Tato się ucieszy.
- Oczywiście synku. Nie ma problemu. Przyjeżdżajcie.
- Dzięki mamo. Będziemy po szesnastej.

Syci obiadem siedzieli w salonie racząc się aromatyczną kawą. Marek opowiadał im o wydarzeniach dzisiejszego dnia.
- Nawet nie wiesz tato jak bardzo bałem się tej wizyty. Okazało się, że niesłusznie. Ingrid była bardzo miła, a kolekcja zachwyciła ją. Dla firmy to może być przełom. Jeśli ona napisze dobrze o nas, mamy szansę wypłynąć. Na to właśnie liczę. – Senior pokiwał głową.
- Jestem zdumiony. Słyszałem o niej co nieco i nie były to zbyt dobre opinie. Mówiono, że jest niezwykle surowa, ostrożna w pochwałach i bardzo powściągliwa. Z tego co mówisz, wyłania się obraz całkiem innej i całkiem miłej Ingrid. Może łagodnieje z wiekiem? Sam jestem ciekaw tego artykułu. No dobrze, ale i my chcemy was o coś zapytać. Helenko powiedz im, w czym rzecz.
- No właśnie. Beatka ma na początku lutego ferie, a my w tym czasie wybieramy się w góry, do Szczyrku. Pomyśleliśmy, że moglibyśmy zabrać ją ze sobą na te dwa tygodnie. To takie dobre i grzeczne dziecko. Na pewno nie sprawi kłopotu. Ty Ula musisz pracować, Jasio będzie dopiero na Wielkanoc. W ten sposób rozwiązalibyśmy problem opieki nad nią. Co wy na to?
Totalnie zaskoczona Ula spojrzała na Marka.
- To bardzo piękny gest z państwa strony, ale nie wiem czy nie będzie to dla państwa zbyt duże obciążenie. Szczególnie dla pana Krzysztofa. Nie chciałabym, by z jej powodu coś się panu stało.
Krzysztof uśmiechnął się dobrodusznie.
- Uleńko, ja czuję się znakomicie. Ten pobyt w Szwajcarii okazał się zbawienny. Mała na pewno nie sprawi problemu. Chciałabyś z nami pojechać Beatko? Zabralibyśmy sanki. W górach jest mnóstwo śniegu. Pojechalibyśmy na całe dwa tygodnie, a jak zatęsknisz, to zawsze będziesz mogła do Uli zadzwonić.
Twarz Betti promieniała szczęściem a usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Przypadła do Uli wdrapując jej się na kolana.
- Ulcia, zgódź się. Ja bardzo, bardzo chcę pojechać. Będę zawsze grzeczna i będę się słuchać pana Krzysztofa i pani Helenki.
Ula bezradnie spojrzała na Marka, jakby u niego szukała pomocy. Jednak on poparł pomysł rodziców.
- To dobre wyjście kochanie. Ona będzie miała opiekę, a tu co byś z nią zrobiła? Zabierałabyś ją do pracy każdego dnia, albo prowadzała do szkoły na jakieś zajęcia w czasie ferii? Nawet nie wiadomo, czy szkoła organizuje coś podobnego. – Podniosła ręce w poddańczym geście.
- No dobrze. Zgadzam się. Bardzo państwu dziękuję. A ty – zwróciła się do siostry – pamiętaj, co przed chwilą obiecałaś. Masz być grzeczna i nie sprawiać kłopotu. – Mała rzuciła jej się na szyję i uściskała mocno.
- Dziękuję Ulcia, dziękuję. Jesteś najlepszą siostrą na świecie.

Dopakowywała ostatnie rzeczy do walizki Betti. Sanki czekały już w przedpokoju gotowe do zabrania. Właśnie wszedł Marek z wiadomością, że rodzice będą za pół godziny. Mała była podekscytowana. Nawet śniadania nie chciała zjeść i Ula z trudem wmusiła w nią kromkę chleba i kubek kakao. Zasunęła walizkę i poprosiła Marka, by postawił ją obok sanek. Usiedli jeszcze na chwilę.
- Pamiętaj Betti. W walizce masz drugą parę rękawiczek na wypadek, gdyby te były mokre. Zawsze noś tę drugą parę ze sobą, żeby się nie przeziębić. Nie szalej też za bardzo i nie męcz państwa Dobrzańskich. Oni są już starsi i nie mają tyle energii co Marek albo Jasiek.
Beatka skrzywiła się.
- Ulcia, ja przecież to wszystko wiem i nie sprawię kłopotu. Jestem już duża i wszystko rozumiem.
Rozległ się dźwięk domofonu. Mała zerwała się z kanapy i zapiszczała radośnie.
- Przyjechali!
Marek odebrał i powiedział, że już idą na dół. Ubrali się. Zabrali bagaż Betti i sanki. Mała już sprowadziła windę. Na dole przywitali się z seniorami.
- Jedź ostrożnie tato. Ślisko jest, choć na autostradzie powinno być bezpiecznie. Zadzwońcie jak dojedziecie na miejsce żebyśmy się nie niepokoili.
- Nie martw się synku, zadzwonimy. Wsiadaj Beatko. Trzymajcie się kochani i wy nie przepracowujcie się za bardzo. Odpocznijcie też czasem. Do zobaczenia.
Stali jeszcze chwilę przed wejściem do bloku i machali patrzącej przez tylną szybę Beatce. Kiedy samochód znikł im z oczu Marek przytulił Ulę do swego boku i popatrzył z miłością w jej dwa chabry.
- I co kotku, zostaliśmy sami. Może wybierzemy się do kina lub do palmiarni? Ciągle mamy tak mało czasu dla siebie. Zjedlibyśmy na mieście. Przynajmniej odpoczniesz od garów.
- Nie mam ochoty na kino, ale palmiarnia może być. Jest dopiero dziewiąta. Ogarnę szybko mieszkanie. Tam i tak otwierają o dziesiątej. A ty jadłeś już śniadanie?
- Nie jadłem. Miałem nadzieję, że zjesz ze mną.
- I słusznie. Dałam jeść tylko Betti. W takim razie chodźmy, na co masz ochotę?
- Na grzane kiełbaski i mnóstwo kawy.
- No to załatwione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz