Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"ZE SMUTKU NOCY W RADOŚĆ DNIA" - rozdział 16

06 grudzień 2012
Rozdział XVI +18


Pojechali do Łazienek. Rozległy budynek palmiarni miał ten dodatkowy atut, że z drugiej jego strony mieściła się popularna w mieście restauracja „Belvedere”. Tam właśnie Marek postanowił zabrać Ulę na obiad. Dzień był dość mroźny, choć śniegu nie było za wiele. Ten, który wcześniej zalegał na parkowych alejkach, został uprzątnięty całkowicie i teraz jego zwały przytłaczały sąsiadujące z dróżkami trawniki. Objął swoje szczęście wpół i wolnym krokiem poprowadził do budynku palmiarni. W jej wnętrzu było bardzo ciepło. Ściągnęli szaliki i płaszcze. Nie byli tu pierwszy raz, jednak nieodmiennie widok egzotycznych roślin sprawiał im przyjemność. Usiedli na ławeczce przy niedużej, sztucznej sadzawce podziwiając pływające w niej, kolorowe ryby. Ula oparła głowę o ramię Marka i zadumała się.
- Wiesz, jakoś dziwnie się czuję. Mamy sobotę, a ja nie mam nic do roboty. Zawsze ten dzień był taki intensywny. Sprzątanie, lekcje z Beatką, wyjazd do Rysiowa i nagle tego nie ma. Czy tak właśnie może się czuć pracoholik, gdy nagle zabraknie mu pracy?
Marek uśmiechnął się do niej.
- Musisz nauczyć się odpoczywać. Nie możesz całego czasu poświęcać pracy. Ona zbyt cię absorbuje. Musisz rozdzielić te dwie rzeczy, bo wpłynie to korzystnie na higienę twoich nerwów. Zdecydowanie za dużo pracujesz, a i ja wykorzystuję cię bez umiaru i w pracy i w domu. Jesteś ciągle w kieracie. Obiecuję, że to się zmieni. Będę brał na siebie więcej obowiązków.
- I tak robisz już bardzo dużo. Ja nie narzekam. Przecież robię to od zawsze. Przyzwyczaiłam się. Tata był ciągle słaby i chory. Musiałam zadbać o wszystko, a w pierwszej kolejności o to, by byli pojedzeni, czyści i oprani. Zmieniło się tylko to, że taty już nie ma i Jasiek wyjechał.
- Ale ja ci doszedłem. To mnie teraz karmisz. Gdyby nie ty pewnie miałbym w sobie cale pokłady cholesterolu od tego niezdrowego żarcia, które dość często sobie fundowałem.
- Nie musisz mieć wyrzutów sumienia z tego powodu. Dolewam po prostu trochę więcej wody do zupy i już. – Zachichotała. Zawtórował jej.
- Chodź, pospacerujemy jeszcze trochę i pójdziemy na obiad. Smacznie tu dają jeść a i menu bogate. Jest z czego wybrać.

Wracali. Ula była znużona. Prawie przysypiała w samochodzie. Oparła czoło o chłodną szybę i zamknęła oczy.
- Śpisz kotku? – Odwrócił w jej kierunku twarz i uśmiechnął się. – Jednak zmęczyła cię ta bezczynność. Mnie rozleniwił ten obiad. Mam propozycję. Pójdziemy do mnie. Rozłożymy kanapę w salonie i pośpimy trochę. Sam jestem senny. Co ty na to? – Otworzyła powieki i spojrzała na niego podejrzliwie.
- Ja bardzo chętnie. Nie wiem tylko, czy ty aby na pewno masz na myśli wspólny sen? – Roześmiał się na całe gardło.
- No cóż… Nie będę ukrywał, że bardzo cię pragnę. Od czasu, kiedy byliśmy razem, minął prawie miesiąc. To strasznie długo Ula. Zostań u mnie przez te dwa tygodnie. Dla mnie to szczęśliwy zbieg okoliczności, że mogę nacieszyć się tobą na zapas. – Patrzył jak na jej policzki wypełza wstydliwy rumieniec. Pogładził wierzchem dłoni jeden z nich. – Nie wstydź się skarbie. Przecież kocham cię nieprzytomnie i nic dziwnego, że pragnę. Zostaniesz?
- Zostanę - powiedziała cicho. – Ja też cię pragnę.

Już w windzie nie potrafił utrzymać przy sobie rąk. Całował ją pożądliwie i z żarem. Trzęsącymi dłońmi otworzył drzwi i szybko je zamknął. Nie przestając jej całować rozpinał pośpiesznie guziki jej płaszcza. Ona usiłowała ściągnąć z jego ramion kurtkę. Oboje zachowywali się jak szaleńcy starając się zedrzeć z siebie pozostałe części ubrania. Uspokoili się nieco, gdy już zupełnie nadzy przylgnęli do siebie. Spojrzała w dół i uśmiechnęła się delikatnie. Był bardzo pobudzony, o czym świadczyła jego wzwiedziona męskość. Wziął ją na ręce i ułożył na złożonej kanapie. Z zachwytem omiótł spojrzeniem jej nagie ciało.
- Jesteś anielsko piękna – wyszeptał. Przytulił się do niej obsypując jej twarz pocałunkami lekkimi jak wiatr. Pieszczotliwie i czule głaskał jej pełne piersi i obudzone pod wpływem muśnięcia jego palców, sterczące sutki. Nie zaniedbał ich. Jeden i drugi został obdarzony pocałunkiem. Podniósł się i ukląkł między jej nogami. Miał przed sobą jej wilgotną, lśniącą płeć. Osunął się nisko by jej posmakować i podrażnić to najwrażliwsze miejsce. Przez ciało Uli przebiegł nagły skurcz. Swoim językiem spowodował, że nadszedł drugi i jeszcze kolejny. Z jej ust wydobył się słodki jęk. Zarzucił jej nogi na swoje ramiona i podsunął bliżej siebie jej krągłe pośladki. Już nie mógł czekać. Całe jego ciało dopominało się spełnienia. Wszedł w nią od razu głęboko i mocno, zabierając jej oddech. Ujął jej talię i ruszył. Najpierw bardzo wolno, jakby chciał delektować się każdym pokonywanym centymetrem jej wnętrza. Pchnięcia były leniwe, ale rytmiczne. Podniósł ją i posadził na sobie. Przed oczami miał teraz jej plecy i długą, łabędzią szyję. Przylgnął do niej ustami prowadząc je wzdłuż linii kręgosłupa. Oparła dłonie na jego udach wznosząc się i opadając. Objął ją mocno w pasie przyklejając się do jej pleców a ona tańczyła dostarczając sobie i jemu błogiej przyjemności. Kolejny raz zmienił pozycję. Pociągając ją za sobą położył się na kanapie nie przerywając penetracji. Przyspieszył. Masując jej piersi wiódł dłoń coraz niżej aż do jej płci. Drażniąc ją palcami dostarczał w ten sposób dodatkowej podniety. Jęknęła przeciągle i zagryzła wargi chcąc stłumić ten jęk. Przekręcił się i znowu była pod nim. Już nie celebrował tego aktu. Pędził teraz na złamanie karku a ona wraz z nim. Krzyknęła głośno, gdy poczuła pierwsze spazmy. Nie była już w stanie ich kontrolować. Jej rozgrzane miłosnym tańcem ciało żyło własnym życiem.
- Aaaah… - i z jego gardła wyrwał się jęk. Szczytował w niej długo wypełniając jej wnętrze swoim nasieniem. Ruchy stały się znowu powolne, aż w końcu ustały zupełnie. Opadł na nią przytulając mocno. Z wolna otwierała zaciśnięte do tej pory powieki a on w końcu ujrzał zamglone szczęściem, rozkoszą i ogromnymi pokładami miłości, jej dwa błękitne diamenty. Uspokoili oddech.
- To było cudowne kotku. Kocham cię. – Wszeptał w jej usta. Wtuliła się w niego i z powrotem przymknęła oczy. Syta tą miłością zasnęła spokojnym snem a on razem z nią.

Obudziła się drżąc na całym ciele. Przytulony do jej pleców spał Marek. Jej ciało pokryła gęsia skórka. – No tak, przecież jestem naga. – W pokoju panował mrok, nie licząc słabego światła kinkietu zawieszonego w przedpokoju. Z czułością pogładziła jego twarz.
- Marek, obudź się – szepnęła. Mruknął coś niewyraźnie i jeszcze ściślej ją objął. Uśmiechnęła się. Był taki słodki kiedy spał. Delikatnie przekręciła się na drugi bok i cmoknęła jego półotwarte usta.
- Obudź się śpiochu. – Powiedziała cicho. Z trudem otworzył oczy.
- Co tam skarbie? Zaspaliśmy? – Wymamrotał. Roześmiała się.
- Nie. Jest przecież sobota. Nie jest ci zimno? Jesteśmy kompletnie nadzy. Muszę włożyć coś na siebie, bo mną trzęsie. – Pomruczał jeszcze chwilę i w końcu podniósł się z kanapy. Rozejrzał się po salonie zauważając porozrzucane ubrania.
- No… nieźle narozrabialiśmy. Przyniosę ci jakąś koszulę. - Po chwili wrócił podając jej jeden ze swoich t-shirtów. – Proszę. Powinien pasować. Pozbieram te ciuchy. Wiesz, że już siódma? Długo spaliśmy. – Położył zebrane ubrania na oparciu kanapy. – Chodź, zrobię nam ciepłą kąpiel. Włączymy sobie hydromasaż. – Machinalnie spojrzał na swoją komórkę. – O cholera, mama dzwoniła. Nie słyszeliśmy. Muszę oddzwonić, bo będzie się niepokoić. – Wybrał szybko numer. Po kilku sygnałach usłyszał jej głos.
- Dobrze, że dzwonisz synku. Już zaczęłam się martwić, dlaczego nie odbierasz. Wszystko w porządku?
- Przepraszam mamo, ale nie słyszeliśmy telefonu. Jak dojechaliście?
- Szczęśliwie. Długa była ta podróż, ale było warto. Góry piękne, zaśnieżone. Byliśmy już na krótkim rekonesansie. Mała jest zachwycona. Jutro pójdziemy z nią na sanki. Jest bardzo grzeczna. To prawdziwy aniołek. Poszła jeszcze z tatą na zapiekanki, a ja czekam na nich w pokoju. Pozdrów Ulę i uspokój ją, bo Beatka to nadzwyczaj spokojne i nieabsorbujące dziecko.
- Przekażę mamo, a wy odpoczywajcie. Będziemy dzwonić wieczorami. Ucałuj małą i pozdrów tatę. Ciebie też całujemy. Dobranoc.
Wyłączył telefon i uśmiechnął się do Uli.
- Dojechali. Mama nie może się nachwalić Betti. Mówi, że jest bardzo grzeczna. Właśnie teraz ojciec poszedł z nią na jakieś zapiekanki. Miłość do nich odziedziczyła chyba po tobie. Chodźmy do wanny. – Podał jej dłoń i pociągnął za sobą.

Te dwa tygodnie były dla nich jak najpiękniejszy sen. Zasypiali i budzili się w swoich ramionach, wciąż nienasyceni i wciąż głodni siebie. Kochał ją każdej nocy i każdej nocy jedno i drugie umierało z rozkoszy. Jednak jak to mówią, nic nie trwa wiecznie. Dwa tygodnie przeleciały w oka mgnieniu. Nawet się nie spostrzegli a już była sobota, dzień powrotu rodziców Marka z zimowiska. Od rana przygotowywali się na ich przyjazd. Wiedzieli już, że powinni być koło szesnastej. Ula od wczesnych godzin szykowała przysmaki. Wiedziała, że nie zatrzymają się na obiad. Krzysztof nie chciał robić przerw i jak już zasiadł za kierownicę to pędził bez popasu do domu. Przyjechali kilka minut po zapowiadanej godzinie. Marek zjechał na dół i po przywitaniu się z nimi zabrał bagaż Beatki zapraszając rodziców na górę.
- Chodźcie. Na pewno jesteście głodni a Ula przygotowała pyszny obiad.
Nie krygowali się. Znali już jej zdolności kulinarne i mieli świadomość, że trudno im się oprzeć. Mała z krzykiem „Ulcia”! wpadła do mieszkania Marka wprost w ramiona stęsknionej siostry. Złapała ją mocno za szyję i wycałowała jej policzki.
- Bardzo, bardzo, bardzo się za tobą stęskniłam.
- Ja za tobą też Iskierko. Fajnie było?
- Fajnie. Ulepiłam chyba z pięć bałwanów. Pani Helenka mi pomagała i pan Krzysztof też. I jeździliśmy na sankach. Tam była taka fajna górka. Jadłam zapiekanki i nawet ciepłe lody. Jedzenie było pyszne. Góry są fajne. – Zakończyła ten słowotok i wzięła głęboki oddech. Ula roześmiała się.
- A nie zmęczyłaś państwa Dobrzańskich za bardzo? – Mała pytająco spojrzała na seniorów.
- Ula, to dziecko jest takie kochane. Mieliśmy dzięki niej mnóstwo radości. Potrafiła nas rozbawić i nie nudziliśmy się. Większość hotelowych gości myślała, że to nasza wnuczka, a my wcale nie mieliśmy zamiaru wyprowadzać ich z błędu. Tęsknimy za wnukami i mamy nadzieję, że nie każecie nam czekać zbyt długo.
- Mamo! Chyba trochę za wcześnie mówić na ten temat. – Żachnął się Marek. – Wszystko w swoim czasie. Siadajcie. Już podajemy obiad.

W poniedziałkowy poranek odwieźli Betti do szkoły a sami pojechali do pracy. Stali przy windach, gdy doleciał ich pisk Violetty.
- Marek! Ula! Dobrze, że was widzę. Spójrzcie, co kupiłam. – Wysupłała spod pachy zwinięty w rulon magazyn. Nie uwierzycie! Jest już artykuł od tej Kubeł. – Oboje wbili w nią zdumiony wzrok.
- Od jakiej Kubeł? – Marek nie zaskoczył od razu.
- No, od jakiej? Od tej Niemki, czy jak jej tam… Ale to niemiecka gazeta i nie rozumiem ani w dąb. Zauważyłam jej zdjęcie i już wiedziałam, że to będzie o nas. Ulka na pewno to zrozumie.
Marek odebrał od niej gazetę i przyjrzał się zdjęciu.
- Viola ma rację. To ten artykuł, na który czekaliśmy. Chodźcie do mnie, tam przetłumaczysz.
Najpierw jednak poszły obie i zrobiły kawę. Rozsiadły się wygodnie na kanapie i Ula wzięła do ręki magazyn. Artykuł był w formie dość sporego felietonu, w którym Ingrid napisała o swojej podróży do Polski i wizycie w F&D.
- Posłuchajcie, to jest najlepsze.
„Choć firma jest niewielka, z powodzeniem może konkurować z największymi firmami modowymi świata…”
- Poczekaj Ula. Przerwij na chwilę. Zadzwonię do Pshemko. On powinien to usłyszeć. – Złapał za słuchawkę i poprosił projektanta o przyjście. Ten zjawił się w przeciągu minuty i zajął miejsce na fotelu. – Musisz tego posłuchać. Mamy już ten artykuł od Ingrid Krűger. Tłumacz Ula.
Zaczęła jeszcze raz.
„Choć firma jest niewielka, z powodzeniem może konkurować z największymi firmami modowymi świata, posiada bowiem bardzo cenny skarb w postaci genialnego projektanta. Ten niepozorny człowiek zrobił na mnie ogromne wrażenie swoją kreatywnością, błyskotliwymi pomysłami i unikatowymi kreacjami. Każda z nich jest niewątpliwie dziełem sztuki, bo w każdy jej szew włożono mnóstwo pieczołowitej pracy, a przede wszystkim serca. Kreacje, które miałam możliwość obejrzeć są ponadczasowe i nietuzinkowe, po prostu piękne. To suknie, o jakich marzy każda kobieta i każda kobieta czułaby się zaszczycona, by móc je nosić. Zarówno projektant o imieniu Pshemko, jak i prezes firmy Marek Dobrzański wyznali mi, że marzą o tym, by firma wypłynęła na zachodnie rynki. W tym miejscu zwracam się do dyrektorów niemieckich firm modowych. Nawiążcie współpracę z Febo&Dobrzański. Jestem pewna, że będzie ona nadzwyczaj korzystna dla obu stron. Niemieckie kobiety też chcą nosić piękne ubrania i to niekoniecznie rodzimych projektantów. Polskie kreacje niosą ze sobą świeżość, oryginalność, lekkość i delikatność. Na potwierdzenie tych słów zamieszczam poniżej zdjęcia dwóch sukien z kolekcji wiosna-lato. Czyż nie są piękne i wyjątkowe? Zostawiam państwa z tematem do przemyślenia. Napisała Ingrid Krűger”.
Ula skończyła tłumaczyć i w gabinecie zaległa cisza. W końcu cicho odezwał się Marek.
- Pshemko, czy ty rozumiesz, co to znaczy? Ona otworzyła nam furtkę do ich świata. Nie przypominam sobie równie pochlebnego artykułu na temat jakiejkolwiek firmy, który wyszedł spod jej pióra. Tak bardzo bałem się tej wizyty a okazało się, że spełniły się słowa Uli, gdy mówiła mi, że może wyjść dla nas z niej coś bardzo pozytywnego. To dzięki tobie Pshemko. Twój geniusz jest wielki i ja już dopilnuję, by usłyszała o tobie i ujrzała twoje fenomenalne projekty reszta świata. Jestem taki dumny z ciebie przyjacielu. Bardzo dumny.
Pshemko podniósł się z fotela i rzucił się Markowi na szyję ocierając łzy.
- Och Marco. Nigdy nie spodziewałem się, że dożyję tego dnia. Jestem taki szczęśliwy. To sukces. Prawdziwy sukces.
Kiedy Marek uwolnił się z objęć projektanta powiedział.
- Ula napisz to tłumaczenie. Powiesimy w gablocie gazetę z artykułem a obok przetłumaczony tekst. Chcę, żeby zapoznało się z tym jak najwięcej osób. Zadzwonię też do asystenta Ingrid i poproszę o rozmowę z nią. Muszę koniecznie podziękować jej za ten artykuł. Będziesz tłumaczyć Ula. - Uśmiechnął się promiennie do obecnych. - Cholera, chce mi się skakać z radości! Tata będzie dumny. Zrobimy dla niego xero tej gazety i tłumaczenia. Ale się cieszę! Jak Ula skończy pisać to zrób mi odbitkę artykułu Viola, a ty Ula wydrukuj dwa razy to tłumaczenie.

Siedzieli w salonie seniorów Dobrzańskich i obserwowali Krzysztofa, który w wielkim skupieniu czytał artykuł Ingrid Krϋger. Kiedy skończył, podniósł wzrok na Marka.
- Myślałem, że przeżyłem już wystarczająco w swoim życiu i że nic nie będzie w stanie mnie już zdziwić. Jednak to, co tu przeczytałem sprawiło, że jestem bliski szoku. Tyle złego słyszałem o tej kobiecie. Przez nią, a raczej przez jej jadowity język upadały wielkie firmy, a tu proszę. Ani jednego, złego słowa. Same pochwały. To dla nas wielka nobilitacja. Jestem tylko ciekawy, czy będą jakieś konsekwencje tego artykułu. Mam na myśli to, czy rzeczywiście któregoś dnia zadzwoni telefon i ktoś z tamtej strony zaproponuje nam współpracę. Tak byłoby najlepiej. Skądinąd wiem, że artykuły Ingrid nie przechodzą niezauważone, bo wielu przedstawicieli modowych firm je czyta. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że i ten ktoś zauważy i zechce nawiązać z nami kontakt.
- Ja też bardzo na to liczę tato. Taka współpraca byłaby wielką korzyścią dla firmy, a poza tym bardzo bym chciał, żeby i Pshemko wypłynął. Zasłużył sobie, bo jest genialny i jedyny w swoim rodzaju. Zresztą obiecałem mu to i nie chciałbym go zawieść. – Zerknął ukradkiem na zegarek. – Późno już. Będziemy się zbierać. – Rozejrzał się po salonie. – Gdzie Betti? – Zapytał wchodzącą właśnie matkę. Ta uśmiechnęła się szeroko.
- Siedzi w kuchni z Zosią. Pieką jakieś ciasteczka. Mała jest w swoim żywiole. Pewnie będzie taką sama świetną kucharką jak ty Ula. Ciągnie ją do gotowania.
Ula podniosła się z fotela.
- Pójdę po nią. Musimy już wracać. Późno jest a ona musi iść jutro do szkoły.
Mała niechętnie oderwała się od ciastek. Jeszcze ciepłe Zosia zapakowała jej do dużego, blaszanego pudełka.
- Pamiętaj, zaraz po przyjeździe otwórz wieczko. One muszą dobrze wystygnąć. – Pouczyła małą.

Jadąc następnego dnia do pracy nawet nie podejrzewali, że ten dzień będzie obfitował w tak liczne niespodzianki. Koło godziny dziewiątej rozdzwonił się telefon. Odebrała Viola, ale ani w ząb nie rozumiała, co ktoś wiszący po drugiej stronie kabla mówi. Bezradnie spojrzała na pochyloną nad dokumentami Ulę.
- Just a moment, please. – Powiedziała do słuchawki pamiętając z jakiegoś filmu to sformułowanie. – Ula, – jęknęła – pomóż. Ani w dąb nie rozumiem tej gadaniny. – Oddała jej słuchawkę.
- Halo. Dzień dobry. Urszula Cieplak z tej strony, asystentka prezesa Marka Dobrzańskiego – powiedziała po angielsku.
- Dzień dobry pani. Nazywam się Miguel Sandini i jestem właścicielem hiszpańskiej firmy modowej „Inditex”. Jesteśmy zainteresowani współpracą z państwa firmą. Czy ja mógłbym rozmawiać z prezesem Dobrzańskim?
- Oczywiście. Już pana łączę. – Nacisnęła przycisk i jak burza wpadła do gabinetu Marka.
- Odbierz. Szybko. Firma z Hiszpanii. – Podniósł słuchawkę i przedstawił się. Przez chwilę słuchał, co ma mu do powiedzenia Sandini. Im dłużej trzymał słuchawkę przy uchu, tym szerszy uśmiech wykwitał na jego przystojnej twarzy.
- Panie Sandini, jesteśmy zaszczyceni tą ofertą. Naprawdę nie spodziewaliśmy się, że z propozycją współpracy wyjdzie tak znana w świecie firma. Jesteśmy jak najbardziej zainteresowani. Oczywiście. Zapraszamy serdecznie. Będziemy w takim razie czekać na wiadomość od państwa. Do usłyszenia. – Odłożył słuchawkę i spojrzał w oczy pochylającej się nad biurkiem i czekającej w napięciu, Uli.
- Nie wierzę… To chyba mi się śni… Ula, czy ty wiesz, że „Inditex”, to bardzo znana i wielka hiszpańska firma? Gdyby nie artykuł Ingrid ja mógłbym do śmierci marzyć o współpracy z nią. Mówi ci coś nazwa „Zara”? – Pokręciła przecząco głową. – „Zara”, to flagowa marka tej hiszpańskiej grupy. Zajmują się modą damską, męską i dziecięcą. Szyją odzież a do tego buty, akcesoria, kosmetyki i wszystko, co tworzy modową otoczkę. Gdyby zachcieli włączyć do niej kolekcje Pshemko nie posiadałbym się z radości. Jemu na razie nie będę nic mówił. Nie chcę, by cieszył się przedwcześnie, bo jeszcze nie wiadomo, czy w ogóle coś z tego wyjdzie. Oni wybierają się do nas. Chcą zobaczyć kolekcje i to nie tylko te ostatnie. Mają przysłać fax z terminem przyjazdu. Trzeba będzie zarezerwować hotel. – Podszedł do niej i otoczył ją ramionami.
- Och Ula..., jeśli to wszystko się spełni to chyba zwariuję ze szczęścia. Już widzę minę ojca. Mam nadzieję, że tym razem będzie ze mnie dumny.
Przytuliła dłoń do jego policzka.
- On jest z ciebie bardzo dumny i choć nie okazuje ci tego i nie mówi, to przecież widzę to w jego oczach.
- Może i masz rację, ale ja chciałbym to czasem usłyszeć.
- Jeszcze usłyszysz. Zobaczysz. On wreszcie doceni twoje wysiłki i wyrazi to słowami. Doczekasz się. Jestem tego pewna. - Spojrzał z miłością w jej błękitne oczy.
- Jak to dobrze, że mam ciebie. Ty zawsze wiesz jak mnie pocieszyć i podnieść na duchu.
Tę rozmowę przerwał głośny dźwięk telefonu. Oderwali się od siebie, a Marek włączył tryb głośnomówiący.
- Czy mam przyjemność z panem Markiem Dobrzańskim? - Odezwał się po angielsku damski głos.
- Tak. Marek Dobrzański z tej strony, a ja z kim rozmawiam?
- Dzień dobry panu. Nazywam się Inga Schmidt. Jestem właścicielką niewielkiej firmy modowej i zarazem dobrą znajomą Ingrid Krüger. To właśnie ona zwróciła moją uwagę na pańską firmę. Obejrzałam te dwie zjawiskowe kreacje, które przywiozła ze sobą z Polski i ten piękny płaszcz. Jestem naprawdę pod wrażeniem. Moja firma nie jest zbyt duża i zbyt znana w świecie. Do tej pory ograniczaliśmy się tylko do rynku niemieckiego. Jednak zachęcona przez Ingrid dzwonię do pana, by porozmawiać o ewentualnej współpracy. Myślę, że mogłoby być to korzystne i dla mojej firmy i dla pańskiej.
- To bardzo kusząca propozycja. Ja jestem otwarty na szerokie kontakty z firmami podobnymi do naszej. Jeśli więc nie byłby to kłopot chciałbym zaprosić panią do Warszawy. O dacie poinformowałbym nieco później dlatego, że przed chwilą miałem podobny telefon z hiszpańskiej firmy „Inditex” i właśnie czekam na fax od nich, w którym podadzą datę przyjazdu ich przedstawiciela. Może to nie jest zły pomysł, byśmy spotkali się tu na miejscu wszyscy razem. Może i dla pani firmy byłoby korzystne nawiązanie hiszpańskiego kontaktu.
- Tak. To bardzo dobry pomysł. Ja za chwilę prześlę państwu fax z danymi mojej firmy i bardzo proszę o telefon dotyczący daty spotkania.
- Będziemy w takim razie czekać. A jak w ogóle nazywa się pani firma? Może słyszeliśmy o niej?
- Firma nazywa się „Inga moda” i chyba nie słyszał pan o niej, bo nie rozpisują się za bardzo na nasz temat. Nie mamy u siebie tak genialnych i wszechstronnych projektantów jak wasz. Nie ukrywam, że liczymy na wymianę doświadczeń i konsultacje w sprawie wzornictwa. Mamy też kilka butików, w których oprócz naszych kreacji wyeksponowalibyśmy i wasze. W tym względzie liczymy na wzajemność.
- To brzmi bardzo zachęcająco. W takim razie my czekamy na fax od pani i damy znać jak najszybciej o terminie spotkania. Bardzo dziękuję pani za telefon. Do zobaczenia. – Uszczęśliwiony popatrzył na swoje kochanie. - Ula, czy dzisiaj rozsypał się jakiś worek z propozycjami współpracy? – Roześmiała się.
- Chciałeś pozytywnych reakcji po artykule Ingrid, no to je masz.
To jednak nie był koniec tego rodzaju telefonów. Zadzwoniono jeszcze dwukrotnie. Telefony były od przedstawicieli firmy szwedzkiej i czeskiej. Markowi serce rosło wraz z ogromną nadzieją, że wreszcie coś się ruszyło i zaczyna przynosić owoce.
Następnego dnia zgłosiła się również firma włoska. Ula nie próżnowała. Przeczesywała Internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o tych firmach i o ile cztery pierwsze nie budziły żadnych wątpliwości, tak ta ostatnia nie miała zbyt pochlebnych opinii. Ula zrozumiała tylko te pisane po angielsku.  Opinie Internautów zarówno o działalności, jak i o jakości szytej odzieży były bardzo różne, często niezwykle krytyczne. Uczuliła Marka na to. Przestrzegła, by był ostrożny w kontaktach z prowadzącymi firmę braćmi Scacci. On nie ukrywał, że już gdzieś słyszał to nazwisko, ale nie potrafił sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach. Miał tylko niejasne wrażenie, że to nie były zbyt dobre okoliczności. Postanowił dmuchać na zimne. Ustalono, że spotkanie wszystkich zainteresowanych odbędzie się dziesiątego marca w hotelu Metropol. Sam hotel mieścił się w samym centrum miasta i nie dość, że można było wynająć pokoje, to jeszcze salę konferencyjną.  Teraz pozostało im tylko czekać.




Yabi (gość) 2012.12.06 19:07
Witam po długim czasie :)
Widzę, że dostałaś niezłego przyspieszenia. Dzień po dniu kolejne części. SUPER!!!!! Oby tak dalej. :)
No chyba, że to upominek na mikołaja :)
Życzę weny, bo mam nadzieję, że kolejne opowiadanie już się pisze.
Pozdrawiam
  
MalgorzataSz1 2012.12.06 19:18
Yabi!!!

Ale się cieszę, że się odezwałeś. Nawet nie miałam pojęcia, że nadal czytasz moje opowiadania. A ten rozdział to rzeczywiście taki mikołajkowy prezent dla tych, którzy tu zaglądają. Jednak rozdziałów nie będę dodawać dzień po dniu, więc lepiej się nie przyzwyczajaj. Hahaha.
Dziękuję, że się odezwałeś i napisałeś. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
   
danka69 (gość) 2012.12.07 09:02
Kochany Mikołaju!
Powyższą notką sprawiłeś mi niezwykłą radość. Była jedynym prezentem, który od Ciebie otrzymałam w tym dniu.
Radość jestem tym wieksza ,że była prawdziwą niespodzianką, ponieważ Małgosia poprzedniego dnia, lekko pod przymusem umieściła kolejną część. Mam nadzieję , że teraz nie odbije sobie i następna pojawi się dopiero za tydzień albo 2 tygodnie... .
Gosiu Drogi Mikołaju. Część przepiękna rozpoczęta bardzo mocnym akcentem... . Myślę ,że przy tak doskonałym warsztacie pisarskim powinnaś sceny bliskości Uli i Marka umieszczać już w każdej częsci , co Ty na to????
Co do dalszych wątków to Państwo Dobrzańscy jak prawdziwi dziadkowie spędzili piękne 2 tygodnie z Betti w górach. Tak się rozochocili, że już nalegają by prawdziwe wnuki pojawiły się na swiecie. Marek z Ulą nie próżnują w tym temacie więc kto wie co się wkrótce wydarzy.
List od Pani Krueger bardzo zaskakujący. Oszczędna i wymagająca kreatorka mody lansuje mocno firmę Marka. Nie mogę się opędzić od ofert współpracy ale niestety ta ostatnia zapowiada ogromne kłopoty. Prosze tylko nie niszcz mocno, tak misternie budowanej przez Marka i Ulę potęgi Dobrzańskich. Mam nadzieję,że Ula z Markiem zachowają czujność.
Dzięki ogromne , czekam na kolejną część, może w weekend... , Gosiu co Ty na to?
Pozdrawiam serdecznie.
MalgorzataSz1 2012.12.07 09:36
Danusiu.

Mój mikołajkowy nastrój nie mija. Ja sama wprawdzie liczyłam na nowe nogi od Mikołaja, ale ten miał chyba mnóstwo ważniejszych prezentów, bo ich nie dostałam. Przeżyję. Poza tym to Ty ostatnio wyznaczasz dni dodawania kolejnych rozdziałów i uznałam, że przynajmniej ten problem mam z głowy. Mam tylko jedną prośbę. Nie mów mi tylko, że mam dodawać je codziennie, bo to było by zbyt wielkie tempo jak dla mnie. Następna część będzie w weekend i zgodnie z życzeniem będzie to +18. Następna chyba też, o ile mnie pamięć nie myli. Co do dodawania scen bliskości w każdym rozdziale, to nie dam rady. Zawsze mam z nimi problem, bo jakby na to nie patrzeć, "wszystko to już było" i wbrew dalszym słowom piosenki wraca jak bumerang, a ja przeżywam za każdym razem deja vu, choć bardzo się staram, by każda z tych scen wyglądała nieco inaczej. Jak napisałaś, Ula i Marek nie próżnują i są ze sobą najczęściej jak tylko się da. Jeszcze długo nie będzie wnuków, aczkolwiek przewiduję taką ewentualność, ale to dopiero pod koniec opowiadania. Zanim do tego dojdzie, podzieje się mnóstwo innych rzeczy ścinających czasem krew w żyłach. Ten rozdział był zapowiedzią problemów, ale uspokoję Cię, że nie dotkną one w bezpośredni sposób firmy. Trochę więcej światła rzuci na to ten następny i jeszcze następny rozdział.
Mam nadzieję, że rozwiałam trochę Twoje wątpliwości. Firma będzie bezpieczna, za to komuś innemu będzie grozić niebezpieczeństwo.
Bardzo Ci dziękuję Danusiu za tę mikołajkową notkę i serdecznie ściskam. :)

Shabii (gość) 2012.12.07 16:59
Małgosiu.

Dziś wrzucę krótszy komentarz (szykuje mi się wyjazd) i mam bardzo mało czasu. Obydwie części są cudowne i piękne.
Przeczytałam je już wczoraj, przed samym snem. Bardzo się cieszę, że Ania i Maciek są razem. Cieszę się również, że seniorzy Dobrzańscy zabrali ze sobą w góry Beatkę. Mała była wniebowzięta. Piękny gest z ich strony. Widać, że traktują ją jak własną wnuczkę i bardzo ją polubili. Dzięki temu Ula i Marek mieli więcej czasu dla siebie. Scena +18 jak zwykle fascynująca i napisana bardzo ładnie. Tak się Marek obawiał wizyty Ingrid Krϋger a okazało się, że nie było czego się bać. Ingrid była zachwycona kolekcją i napisała im wspaniałą opinię. Pshamko jest szczęśliwy, firma ma okazję podpisać wiele interesujących kontraktów. Super! Szczerze Ci powiem, że jak napisałaś pod koniec drugiego rozdziału, że ten dzień przyniósł im jeszcze wiele niespodzianek to byłam przekonana, że Ula jest w ciąży. Myliłam się jednak, ale myślę, że niebawem i o tym przeczytam. Gosiu, cóż ja mogę więcej napisać? REWELACJA! Czekam na kolejne wpisy i przesyłam moc całusków!
danka69 (gość) 2012.12.07 17:00
Gosiu, króciutko.Przepraszam za błędy wszelakiej maści, które pojawiły się w moim komentarzu. Pisałam go jak zwykle w pracy, ale dzisiaj wyjątkowo był zakręcony dzień i nie miałam czasu sczytać tego co nabazgroliłam.Dobrze ,że wszystko odczytałaś właściwie.... . Chciałam Cię tylko uspokoić ,że dodatkowych zaleceń a może nakazów dotyczących częstotliwości wstawiania notek nie będę już czynić .Bądź spokojna. Sroda i niedziela są OK.... hahaha!
Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2012.12.07 18:09
Shabii.

Zaczynam Ci zazdrościć tych wyjazdów i tego aktywnego życia. Cieszy mnie fakt, że korzystasz z takich możliwości.

Ula w ciąży? No kochana, to sporo za wcześnie. Jeszcze dużo wody upłynie zanim odnotują ten szczęśliwy fakt. Ostatni rozdział był swego rodzaju zajawką do rzeczy, które się niebawem wydarzą. A wydarzy się wiele. Akcja musi trochę nabrać tempa, bo do tej pory toczyła się dość leniwie. Ciekawa jestem jak przetrawicie te moje szalone pomysły. Mam nadzieję, że gładko.
Dziękuję za miłe słowa i życzę Ci udanego wyjazdu. Mam nadzieję, że nie zostawisz nas na zbyt długo.
Pozdrawiam.


Danusiu.

Powiem tylko jedno. Kamień z nerki.
Buziaki.
Artemia (gość) 2012.12.08 17:46
No, no. Całkiem nieźle to wszystko opisane...
MalgorzataSz1 2012.12.08 18:39
Artemia.
Dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam. :)
orchid94 (gość) 2012.12.08 23:00
Gosiu jestem niezmiennie pod wrażeniem Twojej twórczości :) Bardzo fajnie, że Maciek umawia się z Anią na poważnie. Ingrid Kruger w FD, no to bardzo dobry pomysł, ale Marek zestresowany jest widzę niesamowicie. Dobrze, że Ula ma na niego kojący wpływ. Wizyta pani krytyk modowej okazała się jednak wielką szansą dla FD i skończyła się bardzo pomyślnie. Ingrid była zachwycona tym, co zobaczyła, dziełami stworzonymi przez Pshemko. Dzięki temu FD ma szansę zaistnieć na szerszym rynku, a Marek w końcu usłyszeć pochwałę z ust Krzysztofa, której tak bardzo pragnie. Nawet Paulina się spięła i zrezygnowała z fochów. Pshemko się oczywiście rozpływał. Wszystko wypadło świetnie. Fajnie, że Beti jeszcze wyjedzie. Nie miała do tej pory za bardzo możliwości, a i Ula i Marek pobędą razem (znaczy tak myślę, że skorzystają z możliwości pobycia we dwoje). Tak zdecydowanie Ula przyzwyczaiła się, że musi coś cały czas robić, no cóż taka już jest, ale odpocząć też kiedyś musi. No i miałam rację :) Scena +18 świetna :) Nic dodać, nic ująć. Nic dziwnego, że nie usłyszeli telefonu. No cóż - wszystko, co dobre się kończy i trzeba wrócić później do rzeczywistości, rodzice Marka i Beti wrócili. Z tymi wnukami to Helena nieźle powiedziała, chociaż przecież Marek jest dorosły, Ula tak samo, a Helena nie jest ze średniowiecza, żeby podejrzewać, że jej syn i przyszła synowa jedynie siedzą popijając herbatę i patrząc sobie w oczy. Przypomniało mi się stwierdzenie Heleny "Musisz trochę być damą, a trochę...no wiesz..". A Viola jak to Viola zawsze radosna pełna entuzjazmu i energii zawsze rozbawi. Uwielbiam Violettę, a tu całkowicie oddałaś jej urok w tej krótkiej konwersacji na temat Ingrid. Ja wiedziałam, że wszystko pójdzie świetnie. Okazuje się, że choć teoretycznie Ingrid Kruger jest bardzo ostra i nie zostawia suchej nitki, to tym razem rozpływała się w zachwytach, no i bardzo dobrze, bo FD jest świetne, a Pshemko genialny. No i posypały się propozycje współpracy po tym artykule. Ja tylko mam nadzieję, że Marek pozna się na tych śliskich Włochach i ich pogoni, no i że nie będzie problemów.
Obie części świetne, cudowne i przeczytałam z przyjemnością :)
Bardzo ciepło pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2012.12.08 23:23
Iza.

To prawda, że Marek otrzymał sporo ofert współpracy. Na Włochach pozna się na pewno, ale problemy będą. Nawet powiem więcej, że będą się nawarstwiać. Dojdzie do naprawdę dramatycznych scen, ale to za chwilę. Dwudziesty rozdział powinien rozjaśnić sytuację, choć już następny będzie jej zarzewiem i da lekki przedsmak tego, co później nastąpi. Tak, czy owak, będzie się działo.
A ja dziękuję Ci za tak długi komentarz mimo późnej już pory. Serdecznie Cię pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz