16 grudzień 2012 |
Rozdział XIX
Alexander Febo dopakowywał ostatnie rzeczy do walizki. Dzień wcześniej rozmawiał telefonicznie z babcią, która na wieść o tym, że jej wnuk wraca już na stałe do Włoch i chce zatrzymać się u niej, nie kryła radości. - Kochany mój, tak się cieszę. Ja jestem już stara i często niedomagam, a twoja obecność w tym wielkim domu z pewnością poprawi moje samopoczucie. Zaraz każę Biance przygotować pokój dla ciebie. Dostaniesz najlepszy i najbardziej słoneczny. Pewnie blady jesteś i trochę włoskiego słońca ci się przyda. Jutro więc czekamy na ciebie. Do zobaczenia. Zlustrował uważnie cały salon i stwierdził, że nie pozostawił w nim nic istotnego, a nawet gdyby, to Paulina z pewnością mu przyśle. Zawsze tęsknił za Milano. Piazza del Duomo, Mediolan To tam przeżył najpiękniejsze lata swojego życia. Niemal całe dzieciństwo. Byli wtedy tacy szczęśliwi. Rodzice kochali ich bardzo. On był oczkiem w głowie ojca, Paulina była pupilką matki. To wielkie szczęście zostało zburzone przez ten dramatyczny wypadek. W jednej sekundzie zostali sierotami. Pamięta pogrzeb doskonale i to, jak bardzo starał się nie rozpłakać. Paulina też zaciskała zęby usiłując opanować ten wielki smutek i rozpacz. Oboje przywdziali wtedy maski i tylko oni sami wiedzieli najlepiej, jak wiele ich to kosztowało i co działo się wówczas w ich sercach. Ten wypadek nie powinien był się wydarzyć i jeśli miał już ktoś zginąć, to na pewno nie ich rodzice. Nie zasłużyli sobie na taki koniec. Po ich śmierci Dobrzańscy wspaniałomyślnie zaopiekowali się nimi. Babcia nie dałaby sobie rady. Alex z natury był zamkniętym w sobie cynikiem. Trudno mu było ocenić, czy darzy jakimiś uczuciami rodzinę Dobrzańskich, choć rzeczywiście przez te wszystkie lata byli mu bardzo przychylni i traktowali go dobrze. Niewątpliwie czuł wiele szacunku do Krzysztofa. Cenił go za ogromną wiedzę, dyplomację w biznesie i konsekwencję, z jaką starał się rozwijać firmę. Z pewnością mu imponował i wiele się od niego nauczył. Zaprzyjaźnił się z Markiem i przez kilka lat ta przyjaźń była nie do ruszenia. Do czasu, gdy Marek przespał się z jego dziewczyną. W ciągu kilku chwil stracił najlepszego przyjaciela i miłość swojego życia. Nie mógł się z tym pogodzić. Nie znosił, gdy zabierano mu coś, co należało tylko do niego. Do swojego konta dopisał kolejną stratę. Znienawidził Marka. Nienawidził go każdą cząstką swojej mrocznej duszy. Już po tym pierwszym zarządzie poprzysiągł mu zemstę. Nie był z tych, którzy odpuszczają takie rzeczy. Tym razem mu się nie wywinie i poniesie karę za to wszystko, co mu zrobił. Za to, że zniszczył mu życie. Ta zemsta będzie przemyślana w najdrobniejszych szczegółach i będzie słodka. Bardzo słodka. Westchnął. Czas jechać. Zaraz powinna się zjawić Paulina. Obiecała, że odwiezie go na lotnisko. Złapał za rączkę walizki i wyszedł z salonu zamykając cicho za sobą drzwi. - Wszystko wziąłeś? Paszport, inne dokumenty? – Dopytywała się Paulina. - Wziąłem. Sprawdzałem chyba z dziesięć razy. - Jak tylko uda mi się sprzedać dom, to obiecuję, że przyjadę do ciebie. Pospacerujemy po Milano jak za dawnych dobrych czasów. Uściskaj babcię. Tęsknię za nią. Jeśli możesz, pomóż jej. Wiesz jaka jest słaba, a Bianca też ma już swoje lata. Obie się mocno zestarzały. - Nie obawiaj się sorella, przynajmniej w taki sposób będę mógł jej się odwdzięczyć, że przyjmuje mnie pod swój dach. – Nadstawił uszu. – Chyba zapowiadają mój samolot. Pożegnamy się tutaj. Uważaj na siebie, a przede wszystkim na Marka. Jakby się coś działo, to dzwoń. Do zobaczenia. – Uściskał ją mocno. Patrzyła jak odchodzi w stronę bramek. Odwróciła się i ze łzami w oczach opuściła budynek lotniska. Miała świadomość, że Alex postąpił źle, jednak miała żal do Dobrzańskich, że zmusili go do wyjazdu z kraju. Przecież wystarczyłoby, jakby odszedł z firmy. Znowu poczuła w sobie gromadzącą się wściekłość. Odebrali jej go. Odebrali jedyną, najbliższą jej istotę. Teraz nie ma tu wsparcia w nikim. Na Alexa zawsze mogła liczyć. Póki co została sama jak palec. Otuliła się szczelniej futrem. Lodowaty, lutowy wiatr wdarł się pod jego poły i spowodował, że zadygotała z zimna. Podeszła na postój taksówek. Na szczęście nie było kolejki. Wsiadła w pierwszą z nich i kazała się wieźć do domu. Od czterech dni był tutaj. Zdążył się już nawet zaaklimatyzować. Na jego widok babcia rozpłakała się. Przytuliła do niego swoje starcze ciało i długo szlochała wypłakując całą swoją tęsknotę. - Jak dobrze, że jesteś. Bianca wyszykowała ten duży, jasny pokój na piętrze. Będzie ci tam wygodnie. Jesteś taki blady. To pewnie z przemęczenia. Tu odpoczniesz, nabierzesz sił. My zadbamy o ciebie. Idź teraz i rozpakuj rzeczy. Bianca zaraz poda kolację. Przez te cztery dni nie robił właściwie nic. Trochę poszwendał się po mieście odwiedzając stare kąty. Wczoraj natknął się nawet na klub strzelecki i pomyślał, że powinien nauczyć się strzelać. To tak na wszelki wypadek. Coś zaczęło roić się w jego głowie, ale było dość niejasne i mało sprecyzowane. Postanowił wykupić regularne lekcje. Od jutra zacznie się przyzwyczajać do broni. Przez kolejne dni jego czas był maksymalnie wypełniony. Na strzelnicy spędzał go sporo. Wciągnął się. Ćwiczył na Magnum Smith&Wesson. Pasowała mu ta broń. Dobrze układała się w dłoni i nie miała dużego odrzutu. Był pilnym uczniem. Trener go chwalił za dobre oko i celne strzały. Z każdym dniem nabierał coraz większej wprawy. Złożył podanie o pozwolenie na broń. Nie czekał długo i już wkrótce stał się właścicielem identycznego rewolweru jak ten, na którym ćwiczył na strzelnicy. Kupił też tłumik. Sam właściwie nie wiedział po co. To był taki odruch, bo o spontaniczność sam siebie nie posądzał. Po miesiącu zadzwonił do braci Scacci i umówił się z nimi w siedzibie ich firmy. Musiał zacząć zarabiać. Paulina ciągle nie sprzedała jego domu. Liczył na to, że Scacci w ramach przyjaźni zatrudnią go u siebie. Był dziesiąty marca. Dzień wcześniej zamówione limuzyny przywiozły przedstawicieli modowych firm do hotelu. Tam witał ich Marek wraz z Ulą i umawiał na spotkanie następnego dnia w wynajętej sali konferencyjnej. Spotkanie miało się odbyć o godzinie jedenastej. Plan był taki, że najpierw zrobią mini pokaz, a następnie przystąpią do rozmów. Później wszyscy mieli zjeść wspólny obiad i ewentualnie powrócić do negocjacji, gdyby były jakieś wątpliwości. Wszystko miało się zakończyć podpisaniem umów o współpracy. Już od rana ustawiano wybieg dla modelek pod czujnym okiem samego Pshemko. On dobrze wiedział, że ta wielka szansa wypłynięcia na zachodnie rynki może się już nie powtórzyć. Nie mógł pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. Gdyby mógł się sklonować, zrobiłby to niezawodnie. Jednak teraz musiał być wszędzie. Trzeba było dopilnować krawcowych a przede wszystkim modelek. Dwoił się i troił a jego wysiłki przyniosły oczekiwany przez niego efekt. O godzinie jedenastej zgromadzili się wszyscy przy wielkim stole. Marek wstał i powitał ich w języku angielskim. - Chciałbym państwa jeszcze raz serdecznie powitać i przedstawić was sobie wzajemnie. Ta dama, to Inga Schmidt, właścicielka firmy niemieckiej „Inga-moda”. Jej firma łudząco przypomina naszą. Nie jest zbyt duża i do tej pory działała jedynie na rynku niemieckim. Ma sieć butików, w których sprzedaje swoje wyroby. Kolejna dama, to Gabina Paralova z Pragi. Gabina nie ma firmy szyjącej ubrania. Ma za to sieć ekskluzywnych sklepów, w których sprzedaje dzieła projektantów znanych na całym świecie. Uważam, że to bardzo cenny kontakt. – Ukłonił się w kierunku Gabiny. – A teraz panowie. Oto pan Miguel Sandini, właściciel hiszpańskiej i słynnej w świecie firmy „Inditex”. To jego firma wypromowała znaną markę „Zara”. Drugi z panów pochodzi ze Szwecji. Nazywa się Johann Nilsson i jest właścicielem firmy „Nakkna” szyjącej dla pań, panów i dzieci. Skoro już się poznaliśmy, pozwólcie państwo, że wręczę wam katalog dzisiejszego pokazu. Zawiera wszystkie kreacje, które za chwilę państwo zobaczycie. I te wiosenno-letnie i te jesienno-zimowe. Zapraszam państwa. Przeszli do foteli ustawionych wzdłuż wybiegu i usiedli na nich. Marek dał znak Pshemko i po chwili zaczęły wchodzić modelki przy akompaniamencie spokojnej muzyki. Goście przez godzinę obserwowali przesuwające się przed ich oczami zgrabne kobiety ubrane w zjawiskowe kreacje. Gdy ostatnia z nich zeszła z wybiegu nagrodzili ich trud brawami. Marek kolejny raz przemówił. - Pozwólcie państwo, że wam przedstawię autora tych niezwykłych kolekcji. Prawdziwego geniusza i mistrza w swoim fachu. Pshemko, podejdź do nas. Projektant wychynął zza zasłony i kłaniając się w pas podszedł do gości witając się z każdym z osobna. Miguel Sandini uścisnął mu dłoń. - Maestro, myślę, że to, co za chwilę powiem, chcieliby powiedzieć i pozostali. To był wspaniały pokaz kunsztu, precyzji, jakości wykonania i piękna. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jestem też gotów choćby zaraz podpisać z wami umowę. Tych kreacji nie powstydziłyby się najlepsze domy mody na świecie. Czas, by świat o was usłyszał. Pshemko był bardzo wzruszony i ze łzami w oczach dziękował Hiszpanowi. Potem dołączyli z gratulacjami i pozostali. Żaden z nich nie miał wątpliwości, że mają do czynienia z niekwestionowanym artystą. Po wymianie wzajemnych uprzejmości rozpoczęto negocjacje. Ula notowała wszystko skrupulatnie. Już wiedzieli, że Hiszpan, Szwed i Niemka podejmą współpracę zarówno na płaszczyźnie produkcji, wzornictwa i sprzedaży w butikach. Jedynie Czeszka zainteresowana była wystawieniem już gotowych kolekcji i w takim zakresie podpisali z nią umowę. Pozostałe wymagały rozszerzonej wersji i trochę potrwało nim Ula je zredagowała. Uzgadniali warunki na bieżąco, a ona wprowadzała niezbędne korekty. W końcu mogła wszystko wydrukować w dwóch egzemplarzach i dać gościom do przeczytania. Nikt nie miał już uwag i każdy podpisał dokumenty. Teraz mogli już zacząć świętować przy uroczystym obiedzie. Ten obiad przeciągnął się do późnych godzin popołudniowych. Rozmowy nie były już takie oficjalne. W końcu Marek pożegnał swoich wspólników życząc im udanego lotu. Zapewnił też, że będzie z nimi w stałym kontakcie telefonicznym. Był wieczór, gdy wrócili na Sienną. Marek zadzwonił jeszcze do rodziców. Rano zawieźli tam Betti i był ciekawy, jak dali sobie z nią radę. Z drugiej strony był jednak pewien, że mała nie sprawiła kłopotu. Lubiła ich bardzo i chętnie z nimi zostawała. Odebrał Krzysztof. - Witaj tato. Jak Betti? W porządku? - W porządku. Byliśmy na spacerze. Teraz Helena pomogła jej się umyć i szykuje ją do spania. Niech zostanie do jutra. Odbierzecie ją po pracy. Nic się nie stanie jak zrobi sobie dzień przerwy w nauce. A jak rozmowy? - Bardzo udane. Wszyscy byli zgodni. Kolekcje się podobały i zrobiły na nich wrażenie. Mamy klepnięte cztery umowy i od jutra trzeba się będzie spiąć, by jakoś logistycznie sobie z tym poradzić. Na szczęście jest Ula, a to najlepiej zorganizowana osoba, jaką znam. Jutro przysiądziemy i popracujemy nad koordynacją pokazów, pracy w szwalniach i transportu do butików. To poważni partnerzy tato i nie możemy sobie pozwolić na jakiekolwiek opóźnienia. - To zrozumiałe. Ja ci gratuluję. Świetnie sobie radzisz synku a ja pękam z dumy. – Kolejny raz poczuł to miłe ciepełko rozlewające się wokół serca. Ostatnimi czasy ojciec nie szczędził mu pochwał i przy każdej okazji podkreślał, jak bardzo jest z niego dumny. Potrzebował takiej akceptacji. Była swoistym motorem napędowym mobilizującym go do zwiększenia wysiłków. - Dziękuję tato. Ucałuj mamę, a my jutro po pracy odbierzemy Beatkę. Dobrej nocy. – Odłożył telefon i z błyskiem w oku spojrzał na swoje szczęście siedzące na kanapie i przysłuchujące się tej rozmowie. Usiadł obok i objął ją ramieniem. – Słyszałaś? Betti zostaje u rodziców do jutra. Czy wiesz, co to znaczy? – Wbiła w niego zdziwione spojrzenie. - Co? - To znaczy, że ta noc należy do nas. Nie wypuszczę cię dzisiaj. Dzisiaj będziesz tylko moja. – Wyszeptał jej seksownie do ucha. Rozchichotała się. - No nie wiem. Twoje słowa zabrzmiały jak groźba. - Nie kotku. To obietnica. Obietnica wielkiego spełnienia.- Przylgnął do jej słodkich ust i zaczął całować żarliwie. Dotrzymał słowa. Tej nocy kilka razy umierała z rozkoszy w jego ramionach. Nigdy nie miał jej dość. Jej błogie westchnienia i głośne jęki stanowiły dla jego uszu najpiękniejszą muzykę. Było już grubo po północy, gdy wreszcie zmęczeni i niewyobrażalnie szczęśliwi zasypiali, przytuleni mocno do siebie. - Alex! – Zza biurka podniósł się przystojny brunet lat około trzydziestu pięciu i wyciągnął dłoń do przybyłego. – Jak miło cię widzieć! Na długo przyjechałeś? – Febo odwzajemnił uścisk. - Witaj Gino. Wróciłem na dobre. W Warszawie nie mam już czego szukać. Zmusili mnie, bym odsprzedał im swoje udziały. Zagrozili prokuratorem. Nie miałem wyjścia. Enzo przyjdzie? - Przyjdzie. Już po niego dzwonię. – Wybrał numer i po chwili połączył się z bratem. - Już jest. Przychodź. – Odłożył słuchawkę i wskazał Alexowi fotel. – Siadaj. Napijesz się espresso? - Chętnie. Jeszcze nie piłem dzisiaj kawy. Gino wydał dyspozycje sekretarce i usiadł za biurkiem. W tym momencie do pokoju wszedł Enzo. Był bardzo podobny do brata. Jednak posiwiałe już skronie świadczyły o tym, że jest od niego starszy. Przywitał się z Febo i przysiadł w fotelu obok. - No, opowiadaj. Co się takiego wydarzyło, że musiałeś uciekać z kraju. Alex nie taił niczego. Opowiedział im wszystko od początku do końca. - I tak to właśnie wygląda. Na miejscu została Paulina. Ona ma jeszcze dwadzieścia pięć procent udziałów. Marzy mi się przejęcie firmy i zniszczenie Dobrzańskich. Nienawidzę ich, jak mało czego na świecie. Szczególnie juniora. Mocno zalazł mi za skórę. Jednak najpierw, zanim obmyślę zemstę, chciałbym was zapytać, czy moglibyście zatrudnić mnie w waszej firmie. Muszę zacząć zarabiać, bo z oszczędności długo nie pożyję. Obaj Scacci skupili na nim wzrok. Starszy z nich spytał. - Zatrudnić cię? Tutaj? W jakim charakterze? - No najlepiej w księgowości. To moja działka i na niej znam się świetnie. – Enzo pokręcił głową. - Alex my mamy tutaj rewelacyjnych księgowych. Wiesz, że firma prowadzi rozległe interesy, nie tylko dotyczące mody. Nasi księgowi są bardzo kreatywni i tak też prowadzą dział finansowy. Fiskus nie zawsze zasługuje na to, by płacić mu podatki. Ty się do tego nie nadajesz. A wiesz dlaczego? Bo podchodzisz do wszystkiego bardzo emocjonalnie i traktujesz zbyt osobiście. W tym fachu trzeba być prawdziwym draniem, człowiekiem bez skrupułów. Ty taki nie jesteś. Poza tym masz w głowie tylko jedno, zemstę. Nie potrafiłbyś się skupić na niczym innym. Wybacz, ale zatrudnienie ciebie tutaj nie jest dobrym pomysłem. Spróbuj w innych firmach. Może tam potrzebują uczciwych dyrektorów finansowych. Alex poczuł się bardzo rozczarowany. To mają być przyjaciele? Bardzo na nich liczył a oni nie sprawdzili się w tej roli. Kolejny raz potwierdziła się stara prawda, że w biznesie nie ma sentymentów i każdy musi liczyć tylko na siebie. Podniósł się z fotela. - Skoro tak, to nie będę wam zabierał cennego czasu i pożegnam się. Sam też nie chcę go tracić. Znalezienie w tej chwili pracy jest dla mnie sprawą priorytetową. Do widzenia. – Ponownie uścisnął im dłonie, choć uczynił to niechętnie i z wyraźnym żalem. Musiał stąd jak najszybciej wyjść, bo nie mógł dłużej znieść ich fałszywych uśmieszków. Poradzi sobie bez tych makaroniarzy. W końcu nazywa się Febo, czyż nie? Z siedziby Scaccich udał się wprost do klubu strzeleckiego. Musiał odreagować ten afront. Był wściekły. Z tej złości wpakował cały magazynek w tekturową sylwetkę rozrywając ją na strzępy. Podszedł do niego trener i położył mu dłoń na ramieniu. - Spokojnie Alex, spokojnie przyjacielu. Kup sobie worek treningowy i na nim wyładowuj swoje frustracje. Tu musisz być opanowany i skupiony. Inaczej będziesz strzelał panu Bogu w okno. Wziął kilka głębokich oddechów. - Przepraszam. Już jestem spokojny. Dostanę nową tarczę? Z tej nic już nie zostało. - Zaraz ci przyniosę. Na początku maja przyjechała Paulina. Wprawdzie tylko na tydzień, ale i tak bardzo ucieszyła go ta wizyta. Nadal pozostawał bez pracy, a ona przywiozła mu dobrą nowinę. Wreszcie sprzedała dom a jego konto zasiliła pokaźną gotówką. Znowu przez jakiś czas nie będzie musiał martwić się o byt. Wprawdzie babcia nie chciała od niego żadnych pieniędzy, jednak i tak jej dawał na życie. Nie chciał być na jej utrzymaniu. Siedzieli na nasłonecznionym patio i delektowali się kawą. Aromatyczną i bardzo mocną. - Co w firmie? Dokuczają ci? - Nawet nie. Jakoś wszystko przyschło. Twojego asystenta zrobili dyrektorem finansowym. Ponoć był najlepszym kandydatem na to stanowisko. – Powiedziała ironicznie. - To wcale nie jest głupi pomysł Paulina. Chłopak jest genialny i ma smykałkę do tej roboty. Turek pewnie nie był zadowolony, bo chyba liczył na to stanowisko. - Tego to już nie wiem, ale mam lepszą bombę. Wyobraź sobie, że Marek jest z tą Cieplak. Natknęłam się kiedyś na nich całujących się na parkingu. W życiu bym nie pomyślała, że oni kręcą ze sobą i to podobno już od dłuższego czasu. Rozmawiałam z Violettą i od niej wiem to wszystko. Podobno seniorzy bardzo przyklaskują temu związkowi i wychwalają swoją przyszłą synową pod niebiosa. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego. Jakaś szczególnie piękna nie jest, choć muszę przyznać, że w porównaniu z tym, jak wyglądała wcześniej, teraz wygląda o niebo lepiej. Widać Mareczkowi zmienił się gust. Tylko patrzeć, jak zacznie ją zdradzać. To zupełnie nie monogamiczny typ. Nie wróżę im długiego pożycia. I dobrze. To za moją krzywdę. On powinien smażyć się w piekle za moje zmarnowane przy nim lata. Nienawidzę go. - On za to wszystko zapłaci sorella. Już moja w tym głowa. Nie daruję mu ani jednego dnia, ani jednej wylanej przez ciebie łzy. Będzie żałował, że w ogóle się urodził. Nie mówmy już o tym. Taki ładny dzisiaj dzień. Chodźmy odwiedzić tą cukierenkę przy Piazza del Duomo. Tam mają najlepsze profiteroles, na które cię zapraszam. Wyszli na rozgrzaną słońcem ulicę. Jak na maj, było bardzo ciepło. Alex ściągnął nawet marynarkę zostając tylko w koszuli z krótkim rękawem. Paulina też rozkoszowała się tym pogodnym dniem. Ujęła brata pod ramię i wolnym, spacerowym krokiem ruszyli do cukierni. - Wiesz, że Marek pozyskał nowych kontrahentów? Jest ich czterech. Podpisał z nimi umowy o współpracy. Szykuje się pokaz z wielkim blichtrem. Teraz będzie chciał im udowodnić, na co go stać. Chyba nigdy w życiu tyle nie pracował. Chce pewnie pokazać Krzysztofowi, że świetnie sobie poradzi. Łaknie jego pochwał jak kania dżdżu. - I tak jest nieudacznikiem. Ma więcej szczęścia niż rozumu i zawsze spada jak kot, na cztery łapy. Oby tym razem nie miał go tyle. Każda jego porażka, to mój triumf. Życzę mu jak najgorzej. Cholerny dupek. Gdyby nie on, do tej pory siedziałbym w kraju i być może wkrótce bylibyśmy jedynymi właścicielami F&D. Mimo wszystko ja nie mam zamiaru mu odpuścić. To kiedy ma być ten pokaz? - Na początku czerwca. Chyba trzeciego, w sobotę. A czemu pytasz? Chcesz przyjechać? To chyba niezbyt dobry pomysł. - Nie mam zamiaru uczestniczyć w pokazie. Tak tylko pytam z czystej ciekawości. Zobacz Paula, dochodzimy. Już nie pamiętam, kiedy byliśmy tu ostatnio. Ta cukiernia to część naszego dzieciństwa. Pamiętasz jak przychodziliśmy tu w każdą niedzielę z rodzicami? To były dobre czasy sorella. Najlepsze. Przepuścił siostrę przodem otwierając przed nią drzwi. Rzeczywiście cukierenka sprawiała miłe wrażenie. Niewiele się tu zmieniło od czasu, gdy byli dziećmi. Właściciele tylko mocno się postarzeli i często teraz można tu było spotkać ich dzieci i dorosłe już wnuki. Na niewielkiej powierzchni funkcjonował mały sklepik z przeszkloną ladą, na której pyszniły się różnej maści ciasta i ciasteczka. Tuż obok wygospodarowano miejsce dla kilku niewielkich stolików, często obleganych przez turystów i miejscowych. Pora była wczesna, nie mieli problemu z dostaniem stolika. Zamówili kawę i te słynne profiteroles. Alex dodatkowo zamówił cantuccini. One też smakowały tu nadzwyczajnie. Delektowali się pysznościami a w nim dojrzewał pewien plan. Na razie nic konkretnego, ale z każdym dniem ten plan nabierał kształtów, a Febo wierzył, że na pewno się powiedzie. Ciągle tłukły mu się w głowie słowa Pauliny. „Pokaz z blichtrem, trzeciego czerwca”. Musiał jeszcze to przemyśleć, jednak coraz bardziej był pewien, że druga szansa może nie pojawić się tak szybko. Trzeba i należy wykorzystać tą, która właśnie się nadarza. |
miki (gość) 2012.12.16 21:57 |
ciekawe kogo będzie chciał zastrzelić Alex,Marka czy Ulę,czekam na następny odcinek,okazało się że Alexsa nie chcą jego włoscy przyjaciele. |
orchid94 (gość) 2012.12.16 23:57 |
Małgosiu, choć nie było mnie tydzień (o ile
dobrze liczę) to okazało się, że znów narobiłam zaległości, ale cóż
jedyne, co mogę teraz zrobić, to odwdzięczyć Ci się za umilenie
niedzielnego wieczoru (po bardzo męczącym tygodniu i weekendzie)
solidnym komentarzem :) Jak dobrze, że Maciek wyczuł, że Aleks coś knuje
ja nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby tego nie odkrył. Marek
bardzo się cieszy zapewne, że udało się zapobiec kłopotom, a
przynajmniej części. Jak się okazuje Aleks nie zamierza się poddać.
Swoją drogą jeżeli Febo myślał, że Maciek to jego człowiek, to pomylił
się, ale wątpię, bo głupi nie jest, a Maciek przecież stoi po stronie
Uli, Marka i prawdy, a nie kłamstw i brudnych intryg. Dobrze też, że
Marek poszedł z tym wszystkim do ojca. Swoją drogą, to w tym Twoim
opowiadaniu Aleks jest okropny po prostu, okazał się "nędznym
nędznikiem, niewdzięcznym niewdzięcznikiem i głupim głupkiem" jak kiedyś
powiedziała Viola (o ile dobrze to pamiętam, w prawdzie mówiła o Sebie,
ale okropne słowa cisnęły mi się na klawiaturę, a pewnie cenzura by
zablokowała jako powszechnie uznawane za obraźliwe, więc postanowiłam
wyrazić się tak). Jak on mógł się tak Dobrzańskim odpłacić za to
wszystko, co zrobili dla niego i Pauliny. Przecież gdyby nie oni, to
guzik by miał, a nie luksusowe życie. Dali namiastkę rodziny, opiekowali
się, robili wszystko, żeby było jak najlepiej, pieniądze, udziały, no
wszystko po prostu, nawet Krzysztof bardziej wierzył i ufał Aleksowi, a
on odpłacił się tak, że chciał pozbawić Dobrzańskich wszystkiego
dosłownie i jeszcze miał czelność powiedzieć, że to oni powinni zginąć w
wypadku. Straszne po prostu. Strach pomyśleć, co by było, gdyby nie
zdecydowana interwencja Marka i zapobiegliwość Maćka. Krzysztof
natomiast wykazał się niesamowitą mądrością. Przeprosił Marka, można
powiedzieć, przyznał mu rację i w końcu Marek usłyszał od ojca, to, co
tak bardzo chciał usłyszeć już dawno - że Krzysztof jest z niego dumny.
Pokazałaś tu tą wrażliwszą stronę Marka, widać jak bardzo mu zależało na
tym, by ojciec był dumny i mu o tym powiedział. Spragniony jest mam
wrażenie akceptacji, zwłaszcza tej ze strony ojca. Myślę też, że to
podbudowało Marka dało mu dużo pozytywnej energii do pracy i podniosło
wiarę w siebie i poczucie własnej wartości, jakkolwiek by tego tam nie
nazywać. Markowi nawet Beti za ścianą nie przeszkadza, żeby pobyć z Ulą
:) Beatka śpi, będą cicho, a ona przecież ich nie zobaczy. W końcu
kurcze są dorośli, mogą sobie pozwolić. Scena +18 świetna, pięknie
opisałaś te skradzione chwile sam na sam Uli i Marka pod prysznicem. No i
kolejny dzień zaczyna się nieco burzowo. Ale mimo wszystko Ania i
Maciek znajdują dla siebie chwilkę, fajnie :) Co do zwołanego
posiedzenia zarządu to odniosłam się już częściowo wcześniej do
zachowania Aleksa, a w związku z tym cieszę się, że już go nie będzie.
Wyleciał i mu się to należało, solidnie sobie na to zapracował. Ma
szczęście, że Dobrzańscy nie oddali od razu sprawy w ręce prawników.
Skąd w Aleksie tyle nienawiści i jadu? Niechęć do Marka rozumiem, ale
przecież Helena i Krzysztof nie zrobili mu nic złego. Myślę, że Aleks
cały czas ma żal i nie rozliczył się z przeszłością i sam ze sobą tak
naprawdę. Dobrze, że nie odbiło się to wszystko na zdrowiu Krzysztofa,
bo na pewno to przeżył bardzo. Nawet Paulina objechała Aleksa za jego
zachowanie. I miała rację, wygarnęła mu dokładnie to, co ja wcześniej
nadmieniłam. Gdyby nie dobrzańscy to Paulina i Aleks nie mieliby nic, no
może nie nic, ale na pewno mniej, a Aleks przesadził. No i okazuje się,
że Aleks choć wiedział jak dobrym pracownikiem jest Maciek, to go nie
doceniał. Nie docenił jego inteligencji, sprytu i umiejętności
przewidywania, a przede wszystkim lojalności wobec tych dobrych - znaczy
Marka w tym przypadku bezpośrednio. Marek postawił sprawę jasno i
sprzeciwił się ostro Paulinie, no ładnie. Hahaha jeśli myślała, że Marek
zdradzi jej, kto pomógł uratować firmę, to się pomyliła, naiwna jest,
jeśli myślała, że jej się uda to wydobyć. Przecież Marek obiecał
Maćkowi, że to nie wypłynie, i że będzie bezpieczny, że tak powiem.
Jakby się Aleks dowiedział, to nawet nie chcę myśleć, co by było. Marek
ma rację, niech teraz pokaże Paulina tą swoją klasę i przełknie to
wszystko. A z drugiej strony szkoda mi jej ociupinkę, bo obrywa też za
błędy Aleksa, ale i tak jej nie lubię, jakoś nie potrafię z siebie
wykrzesać sympatii, może jak się zmieni, jak coś zrozumie, to tak, ale
na razie niestety. Aleks jest po prostu bez serca, jak on mógł takie
słowa. A Dobrzańscy mimo wszystko życzyli mu powodzenia. Widać, jak
bardzo to Helenę dotknęło, przeżyła tą konfrontacji i gorzkie słowa
Aleksa bardzo i żal mi jej strasznie, bo widać, jak to zabolało, ale
uspokoił ją trochę Marek. Maciek jest najlepszym kandydatem na
stanowisko dyrektora i super, że nim został. Należy mu się to
stanowisko. Po tym, jak opisałaś babcię Pauliny i Aleksa, to wnioskuje,
że jest bardzo dobrą kobietą. Tak tęskniła, tak się ucieszyła na
przyjazd Aleksa, a potem też Pauliny, jest ciepłą osobą. Aż
nieprawdopodobne, że Paulina i Aleks są tacy bez serca i pałający
nienawiścią, jeśli są otoczeni takimi wspaniałymi ludźmi (Dobrzańscy,
babcia, kiedyś rodzice) i tak się zastanawiam jak to się mogło stać.
Znaczy moim zdaniem to kwestia nie pogodzenia się ze startą rodziców,
potem wchłonął ich ten niezdrowy, fałszywy świat biznesu i mimo wszystko
stali się tacy, jacy właśnie są. Chyba Aleks się ociupinkę zmienia,
zauważa, że Dobrzańscy faktycznie byli zawsze dla nich dobrzy,
Krzysztofa jednak szanował. Może to jakiś maleńki kroczek w dobrą
stronę, że to wszystko sobie uświadomił. Aleks buduje i pielęgnuje w
sobie nienawiść do Marka, a to nie wróży dobrze. Super, że spotkania
firm modowych się udały i FD ma kilka kolejnych opłacalnych kontraktów.
No i znów Marek usłyszał, jak ojciec jest dumny z niego. Krzysztof wiele
zrozumiał i myślę, że chce dać Markowi poczucie, że jest zawsze po jego
stronie i jest dumny z osiągnięć syna, czego do tej pory Markowi
brakowało. Beti została u Dobrzańskich, więc Ula i Marek mają okazję do
spędzenia czasu tylko we dwoje :). A jednak Scacci nie pomogli Aleksowi i
dobrze może, ze tak się stało. Kiepsko, że Paulina jest w FD, bo Aleks
będzie wszystko wiedział i może coś wymyślić, ale oby nie. No i Paulina i
Aleks wiedzą, że Ula i Marek są razem. Aleks ma broń, a to nie wróży
nic dobrego, zaczynam się obawiać, co wymyśli. Aleks i broń to nie
bardzo dobre połączenie, a wróżyć może jedynie kłopoty niestety. Ciekawa
jestem, co się wydarzy. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
Te notki świetne i jak już wiesz, bo powtarzam to często jestem
niezmiennie pod wrażeniem Twojej twórczości, która jest niesamowita i
wciąga bardzo, ale to dobrze. Bardzo cieplutko i serdecznie Cię Gosiu pozdrawiam :) |
MalgorzataSz1 2012.12.17 06:56 |
Miki. Kogo będzie chciał zastrzelić Alex? To chyba już powiedziałam w rozdziale. Ma zamiar zastrzelić Dobrzańskiego, ale czy mu się uda? Na to musisz troszkę poczekać. Następny rozdział to wyjaśni. Serdecznie dziękuję Ci, że nadal czytasz i pozdrawiam. Iza. Ależ się ucieszyłam z Twojego komentarza. To chyba najdłuższy komentarz jaki zostawiłaś u mnie. Będzie się sporo działo. Alex pielęgnuje w sobie chęć zemsty i jest tak nią zaślepiony, że nie dopuszcza do siebie głosu rozsądku. Coraz bardziej upewnia się, że to, co ma zamiar zrobić jest jedynie słuszne i wreszcie będzie mógł żyć spokojnie, gdy pozbędzie się rywala. Sporządzi precyzyjny plan działania, ale czy wszystko pójdzie tak, jak sobie umyślił? Jak pisałam wyżej Miki, dowiesz się o tym w kolejnym rozdziale. A ten z pewnością niebawem. Przeczytałam wpis jednym tchem i cieszę się, że Ci się podobało. Mam nadzieję, że nadal tak będzie. Cieplutko Cię pozdrawiam i dziękuję, że znalazłaś trochę czasu w swoim napiętym grafiku, by zajrzeć tu do mnie. Buziaki. :) |
Magda (gość) 2012.12.20 13:23 |
Bardzo podoba mi sie Twoj blog, fajnie czyta sie Ciebie :) Pozdrawiam! |
MalgorzataSz1 2012.12.20 14:42 |
Magda. Dziękuję Ci za miłe słowa. Mam nadzieję, że skoro już natknęłaś się na mój blog, będziesz tutaj częstym gościem. Serdecznie Cię pozdrawiam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz