20 grudzień 2012 |
Rozdział XX
Przez ostatnie tygodnie żyli w ciągłym napięciu. Pracy było mnóstwo. Często musieli zostawać po godzinach. Tu bardzo pomocna okazała się Helena Dobrzańska. To dzięki niej mogli się skupić na czekających ich nowych wyzwaniach. To ona wzięła na swoje barki opiekę nad Beatką. Odbierała ją ze szkoły w godzinach, w których kończyła zajęcia. Dzięki temu nie musiała przesiadywać w świetlicy do godziny szesnastej. Ula była jej bardzo wdzięczna i wielokrotnie dziękowała za to poświęcenie. - A czy Ty nie poświęcasz się dla firmy moje dziecko? – Pytała w takich razach Helena. – Wiesz dobrze, że ubóstwiamy Beatkę. Kochamy ją jak wnuczkę. Stała się jasnym promyczkiem w naszym życiu. To dzięki niej odżyliśmy i nawet odmłodnieliśmy. Nie rób sobie Uleńko wyrzutów z tego powodu, bo my cieszymy się, że możemy być jeszcze potrzebni. Wy musicie skupić się na pracy a nie myśleć o tym, że trzeba dziecko odebrać ze szkoły. Niedługo święta wielkanocne. Tym razem to wy spędzicie je u nas. Jaś na pewno też przyjedzie. Chcemy mieć was wszystkich w komplecie. Tym razem nie będziesz nic szykować. Ja wszystkiego dopilnuję. Słysząc te pełne ciepła i troski słowa Ula miała zawsze łzy w oczach. Helena była wspaniałą kobietą. Niezwykle rodzinną. Doceniała w niej te cechy i z czasem zaczęła traktować ją jak drugą matkę. Ten wieczny nawał pracy sprawił, że nawet nie zauważyli, że wiosna już w pełni. Rzadko mieli teraz okazje do spacerów po parku. Jednak któregoś dnia Marek miał dość. Wyszedł z gabinetu i jęknął. - Już nie daję rady. Muszę odetchnąć, choć z godzinkę. Ubierz się Ula i chodźmy się przejść. Organicznie potrzebuję świeżego powietrza. Viola zostajesz. Na twojej głowie zostawiam firmę. Odbieraj telefony. - Nie martw się. A bo to pierwszy raz firma na mojej głowie? Nikt się tu nie wedrze, chyba że po moim martwym trupie. – Wyszczerzył się do niej. - I tak trzymać Viola. Za godzinę będziemy. Poszli w kierunku budki z zapiekankami. Byli głodni. Zamówili po długiej bułce z pieczarkami i jedząc skierowali się do parku. Usiedli na ławce, którą lubili najbardziej. Marek rozejrzał się dokoła. ![]() - A ja chętnie pojechałabym w góry. Nigdy po nich nie chodziłam. Przynajmniej raz w życiu chciałabym spróbować wejść na jakiś szczyt. Moglibyśmy zabrać ze sobą rodziców. Na pewno by im się spodobało. To byłyby naprawdę rodzinne wakacje. Porozmawiam z nimi. Może dadzą się skusić. Też marzę już o odpoczynku. Mam tylko nadzieję, że nasze wysiłki nie pójdą na marne i ten pokaz okaże się wyjątkowy. Ingrid Krüger zgłosiła swój akces. Nie odpuści sobie tym bardziej, że będzie przecież jej przyjaciółka Inga Schmidt. Zjadłeś już? Jeśli tak, to wracajmy. Muszę skonsultować jeszcze z Maćkiem ten budżet. Nie chcę nieprzyjemnych niespodzianek na koniec. Ciężko podniósł się z ławki. Tu było tak przyjemnie i miło, a tam tylko praca i praca. Jeszcze ponad miesiąc tej harówy, a potem wóz albo przewóz. Albo wypłyną, albo pójdą na dno. Jedno z dwóch. Święta były bardzo udane. Helena wraz z Zosią naprawdę się postarały. Ula nawet nie tknęła palcem przy przygotowaniach. Dzięki temu mogła nacieszyć się obecnością Jaśka, który przyjechał na całe dwa tygodnie. Teraz mógł odciążyć Helenę i cały swój wolny czas poświęcić swojej małej siostrzyczce. Tydzień po świętach spotkał ich niemiły incydent. Opuszczali właśnie gmach firmy. Było późne popołudnie. Podeszli na parking rozmawiając jeszcze o tym kolejnym, ciężkim dla nich dniu. Marek przytulił Ulę chłonąc owocowy zapach jej włosów. - Już dosyć kochanie. Ani słowa o firmie. Jesteśmy już na zewnątrz, a ja nie mam ochoty rozmawiać o pracy. Jedźmy do domu. Zjemy obiad i poświęcimy trochę czasu Betti i Jaśkowi. Musimy trochę odpocząć, zrelaksować się i oderwać od tego kieratu. – Wtulił się w jej usta i pocałował namiętnie. - No proszę, proszę! Co za ostentacyjność! – Usłyszeli za plecami. Oderwali się od siebie i ujrzeli Paulinę we własnej osobie. – Nie wiedziałam, że rwiesz też pracownice w firmie. Kluby ci już nie wystarczają? – Te drwiące słowa dopiekły mu do żywego. Obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem. - I kto tu mówi o ostentacyjności. Czy to nie ty wykorzystywałaś zawsze sytuację, gdy ktoś znaczący był w pobliżu i przysysałaś się do mnie w takich razach, jak namolna, niewyżyta pijawka? Z pewnością było to o wiele bardziej ostentacyjne niż to, co zobaczyłaś przed chwilą. Od kilkunastu miesięcy Ula jest moją dziewczyną, jest miłością mojego życia i nikogo nie powinno dziwić nasze zachowanie, tym bardziej taką hipokrytkę jak ty. - Lepiej na niego uważaj – zwróciła się do Uli nie zrażona jego słowami. – On nie jest monogamiczny. Wcześniej, czy później znudzi się tobą i zacznie znikać na całe noce. - Jeśli do tego dojdzie, – odpowiedziała spokojnie Ula – to wtedy będę się tym martwić. – Widzę, że pani nadal nie może się pogodzić z rozstaniem i wciąż czuje się ofiarą tego związku. Najpierw rzeczywiście współczułam pani, bo nie znałam drugiego dna tej historii. Gdyby pani była inna, on nie musiałby uciekać do klubów i upijać się w nich. Na dobre relacje w związku muszą pracować obie strony. Brać, ale i dawać sobie nawzajem. Jeśli jedna ze stron nastawiona jest tylko na branie i nie daje nic w zamian, taki związek nie ma szans na przetrwanie. Nasz wcale nie musi się tak skończyć. Tymi słowami rozjuszyła ją tylko. Jej ciemne oczy pałały nienawiścią. W końcu wysyczała zjadliwie przez zaciśnięte zęby. - A cóż pani może wiedzieć o naszym związku? Nie ma pani o nim bladego pojęcia. Jak pani śmie mówić mi takie rzeczy i pouczać mnie? - Pani też nie miała prawa osądzać naszych relacji, a jednak zrobiła to pani. Mam dość tej jałowej dyskusji dlatego pożegnamy się już. Do widzenia. – Ula szarpnęła drzwi od samochodu i wsunęła się na siedzenie. Marek zlustrował jeszcze lekceważąco swoją byłą narzeczoną i bez słowa zasiadł za kierownicą. Dość ostro ruszył z parkingu. Był wściekły. Ta włoska furia nie odpuści sobie złośliwości. Ani względem niego ani względem Uli. Na szczęście wiedział, że wyjeżdża do Włoch na tydzień. Przynajmniej przez ten czas nie będą musieli jej oglądać. Zerknął w bok na milczącą Ulę. - Mam nadzieję, że nie przejęłaś się tą głupią gadaniną kotku? To, co od niej usłyszałaś nigdy się nie zdarzy. Ja nie wrócę już do dawnego życia. Za bardzo cię kocham, bym miał cię zdradzać. Upijać się też nie będę. To zamknięty rozdział. Już nigdy więcej. – Pogładziła jego dłoń. - Wiem Marek. Przecież ufam ci bezgranicznie i kocham cię równie mocno. Zmieniłeś się. Jesteś już zupełnie innym człowiekiem niż kiedyś. Jasiek wyjechał. Musiał przyłożyć się do nauki, bo w maju zaczynały się egzaminy w terminach zerowych. Bardzo chciał je pozdawać, by tak jak w zeszłym roku móc jak najwięcej czasu spędzić z siostrami podczas letnich miesięcy. Helena ponownie wzięła na swoje barki trud odbierania Beatki ze szkoły. Mała przyzwyczaiła się. Uwielbiała ich oboje. Lubiła siedzieć zasłuchana w opowieści Krzysztofa o małym Marku, o ich pobytach we Włoszech, o początkach firmy. Doszła do wniosku, że to najlepsze bajki, jakie kiedykolwiek słyszała, choć tak naprawdę te opowieści były jak najbardziej prawdziwe. Teraz, gdy z każdym dniem było coraz cieplej, dużo czasu spędzała w ogrodzie Dobrzańskich towarzysząc im obojgu i ucząc się nazw roślin. Krzysztof był chodzącą encyklopedią w tym temacie, a i Helena nie odbiegała od niego poziomem wiedzy. Rozpieszczali ją. Zabierali do sklepów z markową odzieżą dziecięcą i kupowali wszystko, na co miała tylko ochotę. Ula była trochę zła o to i czuła się niezręcznie, choć musiała przyznać, że Helena miała świetny gust. Betti nigdy w życiu nie miała takich ślicznych sukienek, bluzeczek i bucików. Teraz to koleżanki jej zazdrościły i wreszcie przestały się z niej wyśmiewać. Maj był kolejnym miesiącem wytężonej pracy. Koordynacja działań była wręcz niezbędna. Wydzielili kawałek magazynu, w którym zalegały niesprzedane końcówki kolekcji F&D i urządzili tam przechowalnię dla kreacji, które zaczęły napływać z Niemiec, Hiszpanii i Szwecji. Ten pokaz zapowiadał się wspaniale. Najpierw zamierzano wystawić kolekcje nowych współpracowników prezesa, a w finale miały się pokazać dzieła stworzone przez Pshemko. Marek pracował nad swoim wystąpieniem. Chciał powiedzieć kilka słów o każdej z firm, które po raz pierwszy wystawiały na polskim rynku. Planował też powiedzieć o Gabinie Paralowej, która tak wspaniałomyślnie użyczała im swoich powierzchni w sklepach będących jej własnością. Te wszystkie przygotowania wymagały mnóstwa czasu, energii i solidnej logistyki. Nie mogli pozwolić sobie na żadne potknięcie, czy niedopatrzenie. Trybiki tej ogromnej machiny musiały obracać się bardzo precyzyjnie. Wreszcie nadszedł ten dzień, który miał się zapisać złotymi zgłoskami w historii Febo&Dobrzański. Od samego rana warszawskie Łazienki tętniły życiem, a szczególnie Stara Pomarańczarnia, w której miał odbyć się pokaz. Marek i Ula zjawili się dość wcześnie. Chcieli osobiście dopilnować wszystkiego. Paulina też już przyjechała. Była wszak ambasadorem firmy i to ona odpowiadała za kontakt z dziennikarzami. Podobnie jak Marek i ona przygotowała się do wywiadów, których zapewne dzisiejszego wieczora udzieli mnóstwo. Pshemko kolejny raz oglądał dokładnie wszystkie kreacje. Tu nie było miejsca na żadne zmarszczki, czy luźne szwy. Przywieziono również z magazynu zachodnie kolekcje, które rozwieszone na wieszakach stały już na zapleczu. Miguel, Inga i Johann zjawili się dwie godziny przed pokazem. Marek wskazał im grupę modelek. - One są do waszej dyspozycji. Wystawiamy w takiej kolejności. Najpierw kolekcja hiszpańska, potem szwedzka, po niej Inga a kończę ja. Gabina, jak wiecie, będzie na sali. Ja czekam jeszcze na Ingrid Krüger. Muszę jej specjalnie podziękować, bo zrobiła dla nas bardzo wiele. Rozejrzyjcie się i sprawdźcie wasze wieszaki. Mam nadzieję, że niczego nie brakuje, bo bardzo uważaliśmy na nie. Ja zostawię was teraz. Za chwilę zaczną schodzić się goście, a już tradycją się stało, że witam ich w drzwiach wraz z ambasadorem firmy i rodzicami. Seniorzy wraz z Beatką przyjechali pół godziny wcześniej. Na czas witania gości opiekę nad małą przejęła Ula. Stanęła wraz z siostrą z boku starając się nie przeszkadzać. Goście napływali tłumnie. Celebryci znani z pierwszych stron gazet, decydenci, spora grupka artystów i co znamienitsze osoby stojące na świeczniku. Cała, elitarna śmietanka Warszawy. Jednak Marek czekał na najważniejszą osobę tego wieczoru. Na Ingrid Krüger. Gdyby nie ona, ten pokaz nigdy by się nie odbył. To dzięki tej kobiecie, która w modowym światku uchodziła za nieprzystępną harpię, jego firma będzie mogła zaistnieć na zachodnich rynkach. Ale oto i ona we własnej osobie wraz z nieodłącznym asystentem Otto Menzem. Marek dał znak Uli, wraz z nią podszedł do Niemki i ukłonił się nisko. Ujął jej dłoń i ucałował z wielką estymą. - Madame Krüger, to wielki zaszczyt móc gościć panią ponownie. To wszystko dzięki pani i artykułowi, który pani tak pochlebnie napisała o naszej firmie. Nie znajduję słów, by wyrazić jak bardzo jesteśmy pani wdzięczni. Dzisiaj jest pani honorowym gościem tego pokazu i zawsze mile widzianą osobą w firmie. Proszę przyjąć ten skromny bukiet kwiatów, jako podziękowanie i moją wielką wdzięczność za pani przychylność. – Wręczył jej nie taki znowu skromny bukiet czerwonych róż. - Jeśli pani pozwoli chciałbym przedstawić pani moich rodziców, współzałożycieli firmy. Paulinę Febo miała pani już okazję poznać, goszcząc u nas po raz pierwszy. Ingrid przywitała się z seniorami. Krzysztofa znała tylko ze słyszenia i nigdy nie miała okazji go poznać. Wymienili kilka zdawkowych uprzejmości i Marek osobiście odprowadził ją na honorowe miejsce. Sala wypełniała się gośćmi. Wreszcie, gdy zajęto już wszystkie miejsca, przyciemniono światła zostawiając tylko reflektor rzucający jasny snop na wybieg. Szmer głosów ucichł, bo na wybiegu pojawił się Marek wraz ze zjawiskowo wyglądającą Ulą. Przywitali gości po angielsku, niemiecku i polsku. Potem Marek przedstawił w kilku słowach firmę „Inditex” i poprosił na wybieg Miguela Sandini, który po krótce streścił przebieg hiszpańskiego pokazu. Dalej scenariusz był podobny. Po krótkiej prezentacji wychodziły na wybieg modelki przedstawiając poszczególne kolekcje. Na końcu wchodziła F&D. Za zasłoną, niewidoczny dla oczu publiczności Pshemko, nerwowo przestępował z nogi na nogę. Obejrzał dotychczasowy pokaz i musiał przyznać, że kolekcje tych trzech firm zrobiły na nim wrażenie. Poziom był bardzo wysoki. Teraz pełen niepokoju czekał, jak wypadną jego kreacje, a przede wszystkim jak zostaną przyjęte. Jego obawy były całkowicie nieuzasadnione. Po przejściu ostatniej modelki rozległa się burza oklasków. Został poproszony na wybieg. Już ktoś wręczał mu kwiaty, a on kłaniał się nisko z błogim uśmiechem na twarzy. Dzisiaj został odkryty przez zachodni świat. Dzisiaj urodził się na nowo. Gratulacje sypały się zewsząd, a on dziękował za nie przyjmując skromną minę, choć tak naprawdę puchł z dumy od tych pochlebstw. Czas na część nieoficjalną. Czas na tradycyjny bankiet. Świetna orkiestra, gatunkowe alkohole i pyszny szwedzki stół zrobiły na gościach spore wrażenie. Nikt sobie nie żałował zarówno w jedzeniu, piciu i tańcu. Pierwsi opuścili pomarańczarnię Dobrzańscy. Nie na ich zdrowie takie całonocne harce. Zabrali ze sobą Beatkę, bo i ona była już śpiąca i znużona tak dużą dawką wrażeń. Po ich wyjeździe sala zaczęła wolno pustoszeć. Pożegnała się Ingrid i Inga. Chciały jeszcze porozmawiać, bo nie widziały się dawno. Pożegnał się Miguel i Johann. Gabina, jako ostatnia powiedziała Markowi „dobranoc” zapewniając, że będą w kontakcie. O drugiej nad ranem został tylko Sebastian z Violettą, Maciek z Anią i Paulina. Pshemko jeszcze krzątał się na zapleczu pilnując pakowania kolekcji. Orkiestra pochowała swoje instrumenty i też się ulotniła. Kelnerzy sprzątali ze stołów. Marek wraz z Ulą wyszedł przed budynek. Noc była pogodna a niebo usiane gwiazdami. Zadarł do góry głowę i odetchnął głęboko. Stanął naprzeciw Uli i rzekł. - To był udany dzień, prawda kochanie? Chyba wszystkim podobał się ten pokaz i nikt nie wyszedł z niego zawiedziony. - To prawda. Zauważyłeś jaki Pshemko był dumny? Pękał z tej dumy, ale należało mu się, bo stworzył coś naprawdę wyjątkowego. Skrzypnęły drzwi i ujrzeli wychodzącą Paulinę. Podeszła do nich chcąc coś powiedzieć, lecz w tym momencie usłyszeli ciche puknięcie i zobaczyli jak osuwa się w dół. Marek zdążył ją chwycić pod pachy i zaniepokojony krzyknął. - Paulina?! Co ci jest?! Paulina? Była kompletnie bezwładna. Nie utrzymał jej i delikatnie ułożył ją na schodach przed wejściem. Oderwał od niej ręce i ze zdumieniem skonstatował, że są całe we krwi. Wyciągnął je przed siebie i patrzył na nie jak skamieniały. - Marek… Masz krew na rękach. – Pobladła Ula zbliżyła się do niego. Jej rozszerzone przerażeniem oczy intensywnie wpatrywały się w jego dłonie. W tej samej chwili usłyszeli rozdzierający nocną ciszę krzyk. - Nieee! Paulina wyjechała. Tydzień to tak niewiele, by móc powiedzieć sobie wszystko. On jednak nie chciał mówić jej wszystkiego. W jego głowie zrodził się plan. Teraz nabrał już realnych kształtów i według niego, miał sens. Drugiego czerwca pojedzie do Polski. Dobrze ukryje się w Łazienkach i będzie czekał. Wreszcie jego zemsta się dokona. Pozbędzie się wroga raz na zawsze i tym samym poczuje się o wiele lepiej. Już dość się przez niego wycierpiał. Już najwyższy czas, by znowu zacząć normalnie żyć, ale zanim to nastąpi, będzie musiał dokonać zbrodni. Zbrodni doskonałej. Przygotowywał się do tego bardzo skrupulatnie, systematycznie i długo. Nie mógł o niczym zapomnieć. Zakupił skórzane rękawiczki, które miały go uchronić przed zostawieniem jakichkolwiek śladów. Zadbał o swoją broń czyszcząc ją codziennie. Tuż przed wyjazdem kupił samochód. Skromnego opla mało rzucającego się w oczy. Nie mógł lecieć samolotem. Na lotnisku zaraz wykryliby broń. Pojedzie dłużej, ale za to nikt nie będzie go sprawdzał. Ukryje ją tak, że nikt jej nie znajdzie. Tłumik też zabierze i całą paczkę naboi tak na wszelki wypadek. Drugiego czerwca spakował wszystko do niewielkiej walizki. Trochę ciuchów na zmianę i to co najważniejsze, broń. Nie miał zamiaru zostawać dłużej w Polsce, niż to było konieczne. Zrobi, co ma zrobić i wraca. Babcię uprzedził, że nie będzie go tylko kilka dni. Załadował walizkę do bagażnika. Sprawdził jeszcze poziom paliwa. Pomyślał, że zatankuje gdzieś w Austrii. Powinno wystarczyć. Pożegnawszy się z babcią i Biancą wsiadł do samochodu i ruszył. Na teren Polski wjechał bez przeszkód. Nikt nie zatrzymał go na granicy. Zresztą na przejściu granicznym nie było żywego ducha. Była noc a na drogach niemal pusto. Docisnął pedał gazu. O tej porze mógł sobie pozwolić na szybszą jazdę. Koło drugiej nad ranem dotarł do Warszawy. Wynajął pokój na jedną noc w jakimś podrzędnym hotelu, którego nazwy nawet nie starał się zapamiętać. Rzucił się na łóżko i zasnął kamiennym snem. Obudziły go odgłosy ulicy. Przekręcił się na bok i zerknął na zegarek. Było kilka minut po dwunastej. – Trzeba się pomału szykować. – Pomyślał. Chłodny prysznic otrzeźwił go zupełnie i rozjaśnił umysł. Ubrał się prędko i ruszył w miasto. Musiał coś zjeść, bo żołądek ściskał mu głód. Postawił kołnierz od marynarki, co wyglądało dość dziwnie zważywszy, że dzień był słoneczny i ciepły. On jednak nie mógł pozwolić sobie na to, by ktoś go rozpoznał. Wszedł do niewielkiej knajpki i zamówił obiad. Nie był rewelacyjny, ale nie wybrzydzał. Najważniejsze, że napełnił mu brzuch. O dwudziestej podjechał w pobliże głównej bramy parku. Zabrał z samochodu to, co niezbędne i przeskoczył przez ogrodzenie. Pod osłoną wysokich krzewów przedostał się w pobliże pomarańczarni. Znalazł miejsce, skąd miał dobry widok na rzęsiście oświetloną salę bankietową. Jeszcze była pusta. Widocznie dalej trwał pokaz. Nie czekał długo i już po chwili dostrzegł pierwszych gości wchodzących do środka. Rozpoznał seniorów i Marka z tą Cieplak. Gdzieś zamajaczył mu Maciek i Sebastian z pomyloną Violką. Teraz musi się uzbroić w cierpliwość. W całe pokłady cierpliwości. Musi odczekać, aż goście zaczną się rozchodzić. Zaczynało mu być niewygodnie. Siedział skulony już od paru godzin i prawie nie oddychał. Sala opustoszała. Sprzątano ze stołów. Nagle zobaczył ich. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Ofiara sama pchała mu się w łapy. Widział jak wychodzi wraz z dziewczyną przed budynek i staje obok niej na szerokich schodach. Chyba coś mówi. Ona odpowiada. Nie będzie lepszej okazji. Podnosi pistolet na wysokość oczu i dokładnie celuje. Trochę to trwa, bo stara się uspokoić drżenie rąk. Wreszcie udaje mu się zapanować nad emocjami. Wolno naciska do końca spust. Nagle kątem oka widzi jakiś ruch. Otwierają się drzwi, wychodzi jego siostra i staje przed Dobrzańskim dokładnie na linii strzału. On oniemiały ogląda wszystko jak stop klatkę. Zanim kula przeznaczona dla Marka dosięgnie pleców Pauliny i zanim ona upadnie, on już wie, że ją zabił. Zamordował własną siostrę. To był najgorszy wariant tego scenariusza, którego w ogóle nie brał pod uwagę. Widzi Marka obejmującego bezwładną Paulinę a potem kładącego ją na podeście schodów. Widzi, jak jego największy wróg wyciąga zdumiony przed siebie ręce. Ręce, po których spływa krew jego ukochanej siostry. Nie wytrzymuje napięcia i daje upust swojej rozpaczy. Otwiera usta, z których wydobywa się zwierzęcy, pełen bólu ryk. - Nieee! - Ula?! Słyszałaś to? Słyszałaś? To głos Alexa! – Gorączkowo wypowiadane słowa przez Marka sprowadziły ją na ziemię. – Kochanie dzwoń po pogotowie! Szybko. Może ona jeszcze żyje. Nerwowo wyciągnęła z torebki telefon i wybrała numer pogotowia. Nieco chaotycznie streściła sytuację i powiedziała, gdzie mają podjechać. Na schody wybiegł Sebastian z Violettą i Maciek z Anią. Stanęli jak wryci na widok zakrwawionych rąk prezesa. - Sebastian! Dzwoń na policję. Ta kula była przeznaczona dla mnie. Pospiesz się. Wiem, że to Alex strzelał. Może jeszcze tu jest. Może go złapią. Olszański nie tracił czasu. Tym razem to on opowiedział o sytuacji dyżurującemu policjantowi. Ten zapewnił, że już wysyła ekipę. Pozostało im tylko czekać. Po kilku minutach zjawiła się karetka pogotowia. Lekarz wraz z sanitariuszem podbiegli do leżącej na schodach Pauliny. Lekarz osłuchał ją szybko i zbadał puls. - Bardzo słaby. Ledwie słyszalny. Podamy jej tlen. Przynieś nosze. Trzeba ją podłączyć pod kroplówkę. Jest w ciężkim stanie. Nie wiem, czy dowieziemy ją żywą do szpitala. – Spojrzał na ręce Marka. – Pan też jest ranny? Skąd ta krew? - Nie, nie jestem. Złapałem ją, gdy upadała. To jej krew. - Zna pan może jej grupę? - Zero. Grupa zero. - Ktoś z państwa ma taką grupę? - Ja mam. – Odezwała się cicho Ula. – Jeśli to pomoże ją uratować, to chętnie ją oddam. - W takim razie pojedzie pani z nami. - Dokąd ją zabieracie? – Spytał Marek. - Na Banacha. – Marek kiwnął głową i powiedział do Uli. - Kochanie, jak tylko załatwię z policją, przyjadę po ciebie. Nigdzie się stamtąd nie ruszaj i czekaj na mnie. - Zaczekam. – Powiedziawszy to skierowała się do karetki. Nadal była w szoku. Widział to lekarz i zaaplikował jej zastrzyk na uspokojenie. - To trochę zniweluje ten wstrząs i uspokoi panią. Dojechali na miejsce. Paulinę natychmiast przewieziono na salę operacyjną, a Ulę poproszono do gabinetu zabiegowego. Pobrano jej sporo krwi. Poczuła się po tym słabo i musiała trochę poleżeć. Kiedy wyszła już na korytarz i usiadła na jednym z foteli nagle wyrósł przed nią Sebastian z Violettą i Maciek z Anią. Ten ostatni podszedł do niej i przytulił ją. - Jak się czujesz Ula? - Trochę mi słabo. A co wy tu robicie? I gdzie jest Marek? - Marek jest na komendzie. Zaraz przyjedzie tu razem z policją. Na razie musi złożyć zeznania. My przyjechaliśmy oddać krew dla Pauliny. - W takim razie idźcie do pokoju zabiegowego. To te drugie drzwi. Tam pobierają krew. Ja poczekam tu na was. Była zmęczona. Przymknęła powieki i zdawała się zasypiać. Ocknęła się, gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu. Otworzyła oczy i zobaczyła Marka. Uśmiechnęła się blado do niego. - Jesteś… Martwiłam się. Usiadł obok niej i mocno ją przytulił. - Jestem skarbie. Już wszystko dobrze. Wszystko dobrze… |
miki (gość) 2012.12.20 17:42 |
No to zamiast Marka dostała Paulina,myślałam że może trafi Ulę.Alex poniekąd dostał za swoje,jego nienawiść doprowadziła do postrzelenia siostry,mam nadzieje że go złapią i już nikogo nie skrzywdzi.Z okazji świąt życzę CI wiele dobrego,mnóstwa wspaniałych opowiadań i spełnienia marzeń w nowym roku. |
MalgorzataSz1 2012.12.20 18:16 |
Miki. A ja dziękuję, że przez ten rok byłaś tu razem ze mną i wspierałaś moją pisaninę swoimi komentarzami. Naprawdę to doceniam. Życzę Ci również Wesołych Świąt bez zmartwień, z barszczem, z grzybami i z karpiem. A w święta, niech się snuje kolęda i gałązki świerkowe niech Ci pachną na zdrowie. Wesołych Świąt z Gwiazdką pod świeczek łuną jasną. Życzę Tobie najwięcej zwykłego, ludzkiego szczęścia. Serdecznie pozdrawiam. :) |
Wiola (gość) 2012.12.24 01:30 |
Małgosiu przepraszam,że tak długo nie pisałam ale nie miałam dostępu do neta i dziś nadrobiłam wszystkie twoje opowiadania i śmiem powiedzieć,że są rewelacyjne.Przeczytałam je jednym tchem a trochę tego było i powiem ,że czekam z niecierpliwością na następną część.Podejrzewam że z Paulą będzie wszystko ok.a Alex dostanie za swoje.Widzę już zdziwienie Pauli jak dowie się że Ula i pozostali oddali dla niej krew i myślę iż po tym zmieni swoje nastawienie co do Uli i Marka a także do pozostałych pracowników.Pozdrawiam i życzę zdrowych i spokojnych ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA i niech spełnią się wszystkie Twoje MARZENIA. |
MalgorzataSz1 2012.12.24 08:26 |
Wiola. Masz rację. Ja również przewidziałam taki scenariusz, że Paula wyzdrowieje a Alex niestety posiedzi. Nastawienie Pauli zdecydowanie się zmieni. Takie traumatyczne przeżycia zawsze dokonują zmiany w psychice człowieka i u niej nie będzie inaczej. Przed nami jednak czas dochodzenia do zdrowia Pauliny i rozprawa sadowa. Tuż po świętach dodam kolejny rozdział. Dziękuję za wpis i serdecznie pozdrawiam. |
Marcysia (gość) 2012.12.24 10:35 |
Gosiu, znalazłam czas i jestem :) Hmm, co mogę powiedzieć o tym rozdziale? Bardzo mnie zaskoczyłaś, wstrząsnęłaś mną. Chora chęć zemsty zaślepiła Aleksa i doszło do tragedii. Szkoda tylko, że w jego włoskim móżdżku nie zmieściło się, że może zranić kogoś innego. W koncu przez całe życie był finansistą, nie płatnym zabójcą. Mimo mojej szczerej niesympatii (podkreśliło mi na czerwono, wiem, że takie słowo nie istnieje :D) do panny Febo, w tym rozdziale było mi jej szkoda. Mam nadzieję, że ona to przeżyje. Całe szczęście że nasi Zakochani mają oparcie w Dobrzańskich seniorach, że ci - w dosyć zaawansowanym wieku - pomagają im jak mogą. Gosiu, z okazji Świąt życzę Ci wszystkiego, co tylko zapragniesz. Niech te Święta będą pełne miłości, radości i szczęścia, niech będą czasem wyciszenia i skupienia się na tym, co najważniejsze :* |
MalgorzataSz1 2012.12.24 20:33 |
Marcysiu. Nie było Cię tutaj bardzo dawno. Tak dawno, że zdążyłam zatęsknić. Oczywiście Paulina przeżyje, ale ciężko będzie to znosić. Alex jeszcze ciężej, bo wyrzuty sumienia nie dadzą mu żyć. Wszytko to jednak po świętach. Ja również życzę Ci udanych pod każdym względem świąt. Dziękuję za komentarz i serdecznie pozdrawiam. |
orchid94 (gość) 2012.12.25 00:04 |
Małgosiu miałam dodać komentarz, ale niestety
internet mi padł (często mi się to zdarza), więc piszę dziś :) A w
związku z tym, że Święta to od życzeń zacznę. Na święta życzę
wszystkiego, co najlepsze, Świąt spędzonych w miłej, rodzinnej
atmosferze przy dźwiękach kolęd, pysznych potrawach i pachnącej choince,
a Nowy Rok niech przyniesie same piękne i radosne chwile :):* No,a teraz wklejam komentarz, który mam do notki. Gosiu tą częścią rozpętałaś trochę burzę. Nie spodziewałam się kompletnie, że tak to się potoczy, ale bardzo mi się podoba. Ula i Marek mają mnóstwo pracy, ale rodzice Marka pomagają, bo chcą i sprawia im to przyjemność. Helena pomyślała też o Świętach i tym razem spędzą je u Dobrzańskich. Fajnie, że Ula tak się zżyła z rodzicami Marka. Z resztą Beti i Jasiek też. Ten incydent z Pauliną wprowadził nutkę niepokoju. Myślałam, ze ona choć odrobinę pogodziła się z sytuacją, a jednak okazuje się, że jednak nie. Jest w niej mnóstwo goryczy i nienawiści. Marek zapewnił jednak, że nie wydarzy się to, co insynuuje Paulina, nie zdradzi Uli, bo ją kocha i się zmienił. Ona natomiast uspokoiła go, że wierzy mu i ufa, co myślę jest dla niego ogromnie ważne. Dobrzańscy rozpieszczają Beatkę, widać, że ją uwielbiają, ona ich też. Pokaz piękny na pewno. Pshemko jest genialnym projektantem i wzniósł się na wyżyny, a inne firmy też są świetne i ta współpraca wiele da wszystkim. No i Ingrid Kruger znów przybyła i zobaczyła pokaz mody na najwyższym poziomie :). No, ale w końcu to ona świetnym artykułem dała początek można powiedzieć tej współpracy. Gdy Ula z Markiem wyszli po pokazie, ja przeczuwałam, że coś się wydarzy, było pięknie, cudownie i tak pomyślałam, że coś ten spokój zmąci, a jak się okazało dokładnie ktoś - Aleks z bronią, tego nie przewidziałam. Jak on mógł coś takiego wymyślić, żeby zabić człowieka, wiele się spodziewałam, ale tego, że chciałby zabić Marka lub Ulę, bo przecież i ją mógł zabić, albo ich oboje, to nie pomyślałam. Przez myśl mi nie przeszło, że posunie się do czegoś takiego, by z zimną krwią wystrzelić do kogoś z broni. I myślał, że to się nie wyda. Dobrze, że jego plan nie do końca się powiódł i nie zranił ani Marka, ani Uli, ale dostała przypadkiem Paulina i choć z jednej strony przechodzi myśl, że może jej się należało, to tak, czy inaczej ucierpiała właściwie niewinnie i szkoda mi jej mimo wszystko. Sama nie wiem, co myśleć, bo z jednej strony dobrze, że wyszła i pojawiła się, a z drugiej nie zasłużyła. Aleks się pomylił, tego, że Paula wyjdzie i przypadkiem znajdzie się na linii strzału osłaniając przypadkiem tym samym Ulę i Marka nie przewidział. może to otworzy mu oczy, ale posiedzi sobie w więzieniu, mam przynajmniej taką nadzieję, za usiłowanie zabójstwa i przekręty gospodarcze, to będzie miał sporo czasu na przemyślenia. Mam nadzieję, że Paulinę uda się uratować. Dobrze, że Ula pomogła i oddała krew, a poza nią Seba z Violą i Maciek z Anią. Mimo wszystko, mimo tych nieprzyjemności, które spotkały Ulę ze strony Pauliny, martwi się i pomogła, gdy trzeba, reszta też. Myślę, a właściwie mam nadzieję, że otworzy to Paulinie oczy i sprowokuje do przemyśleń. Widać, że widok Marka i jego słowa uspokoiły Ulę, a Uli uspokoiły trochę Marka, dobrze, że są razem. To, co się wydarzyło, to straszne. Nie mieści mi się w głowie, jak można mieć zamiar kogokolwiek pozbawić życia. To, co przeżyli, to musi być straszne, bo przecież Marek się domyślił, że to on byłby teraz prawdopodobnie na miejscu Pauli, gdyby nie przypadek, że to dla niego był przeznaczony ten strzał. Notka świetna. Niezmiennie jestem pod wrażeniem Twojej Twórczości i zaskakujesz mnie, zawsze wymyślasz coś ciekawego. Bardzo jestem ciekawa ciągu dalszego. Serdecznie i cieplutko pozdrawiam, choć zimno na zewnątrz okropnie :) Jeszcze raz Wesołych Świąt :):* P.S. A myślałam, że zdążę przed północą, ale ja zawsze siedzę po nocach jak tylko mogę :) |
MalgorzataSz1 2012.12.26 17:22 |
Iza. Widzę, że nie odpuszczasz i nadal dostarczasz mi przyjemności w czytaniu Twoich imponujących komentarzy. Bardzo Ci dziękuję za ten i za życzenia. Mam nadzieję, że i moje dotarły. Naprawdę byłaś zaskoczona tym rozdziałem? Wcześniej dawałam do zrozumienia, że wydarzy się coś złego, bo Alex nie bez przyczyny zaopatrzył się w broń. Miał zginąć Marek. Jednak Febo kompletnie nie przewidział takiego rozwoju wypadków. To, że kula dosięgnie właśnie jego siostry w ogóle nie było brane pod uwagę w jego planach. Mogę powiedzieć, że po tym wszystkim Marek zachowa się bardzo ładnie w stosunku do niej, bo uważa, że uratowała mu życie i ma wobec niej dług wdzięczności. Za wiele nie będę zdradzać, bo nie byłoby niespodzianki. Przed nami rekonwalescencja Pauliny i pobyt Alexa w areszcie. Jeszcze raz bardzo dziękuję Ci za wpis i serdecznie pozdrawiam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz