22 styczeń 2013 |
Rozdział XXIX +18
Przytulił ją mocno do swego boku i z troską spytał. - Wszystko w porządku kochanie? - W porządku. Chyba powinniśmy wrócić do gości. Rodzice pewnie się niepokoją, że nie ma nas tak długo. Istotnie wyglądano ich. Jeszcze przez godzinę pozowali fotografowi, który urządził im sesję plenerową w tym pięknym miejscu. Potem Helena wraz z panem Szymczykiem przywitała ich przed wejściem na salę chlebem i solą. Marek porwał swoje szczęście na ręce i przeniósł przez próg. Usłyszeli wiwaty na swoją cześć. Zaczęto podawać do stołu. Obiad wzmocnił ich wszystkich, przywrócił siły i ochotę do zabawy. ![]() Pierwszy taniec należał do pary młodej. Stanęli na środku parkietu patrząc sobie w oczy i popłynęli w takt wiedeńskiego walca. Obserwowano ich z zapartym tchem, bo wszystkim się wydawało, że nie dotykają podłogi. Ona lekka jak piórko unoszona przez jego silne ramiona. Kiedy wybrzmiał ostatni akord rozległa się burza oklasków. Ukłonili się wszystkim wdzięcznie i zajęli miejsca przeznaczone dla nich. Wstał Krzysztof i stukiem sztućca w kieliszek sprawił, że rozmowy ucichły. Omiótł spojrzeniem salę i rzekł. - Moi kochani. Nie będę długo przemawiał, bo nie po to tu się zgromadziliśmy. Jednak coś powiedzieć wypada. Ja chciałem tylko podkreślić naszą wielką radość z faktu, że ta piękna kobieta została dzisiaj naszą synową. Ta słodka istota przeszła bardzo wiele w swoim życiu i dzięki temu cierpieniu ma piękną duszę. Dobrą, szlachetną i szczerą. Jej piękno wewnętrzne dorównuje pięknu zewnętrznemu i to właśnie ujęło w niej naszego syna. Oboje pokochali się bezwarunkowo i wierzę, że ta wielka miłość przetrwa do końca. Marek, Ula, piję za wasze szczęście. Wzniósł kielich do góry a za nim poszli inni. Zabawa zaczęła się rozkręcać. Ula była rozchwytywana. Obowiązkowo zatańczyła z Krzysztofem i Pshemko, potem z panem Szymczykiem a właściwie to z oboma Szymczykami. Jasiek też zatańczył z siostrą. W dalszej kolejności był Sebastian, Wolszczan, Miguel Sandini i Johan Nilsson. Marek też nie próżnował. Po tańcu z matką poprosił Ingrid Krϋger, Gabinę Paralovą i Ingę Schmidt. Zatańczył też z Pauliną, Anią i Violettą. Wreszcie dorwał Ulę. Grano spokojną melodię więc mógł ją przytulić mocno. - Uciekłaś mi pani Dobrzańska. – Szepnął jej do ucha. - Nie uciekłam. Nigdy bym od ciebie nie uciekła. Za bardzo cię kocham. Kolejny raz przylgnął do jej ust. Tym razem na dłużej, bo zaczęto skandować „gorzko, gorzko”. Zarumieniona oderwała się od niego łapczywie łapiąc oddech. - Muszę trochę odsapnąć. Te tańce dały mi w kość. Może coś zjemy? Poprowadził ją do stołu. Z ochotą wzięli się za jedzenie. Było świetnie przyrządzone i bardzo im smakowało. Ula obserwowała małą Betti bawiącą się najpierw z Krzysztofem a potem z Jaśkiem. Najwyraźniej była w swoim żywiole. Aż dziw, że wytrzymała prawie do drugiej w nocy. O tej godzinie Helena podeszłą do nich mówiąc, że zabierają małą i idą do wynajętego pokoju. Beatka była już śpiąca a i oni zmęczeni. Oni sami mieli dość dwie godziny później. Obeszli wszystkich gości dokoła dziękując im za przybycie i informując ich o wynajętych dla nich pokojach. Marek odebrał kartę magnetyczną i pomaszerował z Ulą do pokoju dla nowożeńców. Personel naprawdę się postarał. Na wielkim łóżku przykrytym białą, jedwabną pościelą spoczywała taca, a na niej dwa smukłe kieliszki i szampan. Pod ścianą ustawiono wazony z kwiatami, które dostali od gości. Ula zsunęła z nóg wysokie szpilki i jęknęła. - Boże, nie czuję nóg. Te obcasy mnie wykończyły. Stanął za nią i pomógł jej odpiąć długi zamek sukienki, która z cichym szelestem opadła na podłogę. Przylgnął ustami do jej nagiego ramienia i zaczął ją pieścić. Westchnęła cicho. Jego usta były takie czułe, delikatne i zachłanne. Objął ją ramionami a ona wtuliła się w tą bezpieczną obręcz. Uwolnił ją z długiej, białej halki pozostawiając jedynie w biustonoszu, figach i pończochach. Zrzucił z siebie marynarkę i koszulę. Odwróciła się do niego przodem pomagając mu odpiąć spodnie. Wraz z bokserkami zsunęła je w dół. Jej dłonie powędrowały na podbrzusze i gładząc je delikatnie przesunęły się niżej. Zacisnął powieki i wstrzymał oddech kiedy ujęła w nie jego pobudzoną męskość. Podniósł ją i usadził na brzegu łóżka i pozbawił ją fig. Głaszcząc jej smukłe nogi wolno zsuwał z nich pończochy. Usta wędrowały za dłońmi znacząc na nich wilgotny ślad. Powrócił do jej płci. Palce dotknęły najwrażliwszego w niej miejsca. Wzdrygnęła się pod wpływem dotyku. Rozrzuciła ręce na boki. Ta rozkosz była nie do zniesienia. - Kochanie – wyszeptała – zrób to, błagam. Usta powędrowały na pępek i miłośnie go objęły. Wsunął dłonie pod jej plecy i rozpiął biustonosz. Jej piersi sterczały wdzięcznie pobudzone i pełne. Nie mógł ich ominąć. Całował na przemian raz jedną raz drugą. Dotarł do jej warg i obwiódł je językiem. Przylgnął do nich gniotąc je żarliwie jednocześnie w nią wchodząc. Wypchnęła biodra do przodu chcąc poczuć go jak najgłębiej w sobie. Nie przestając jej całować poruszał się w niej rytmicznie i mocno. Przekręcił się wraz z nią na plecy zachowując ten rytm. Teraz ona przejęła rolę. Nie trwało długo, gdy jej ciało mocno wygięło się w łuk. Prawie leżała na jego nogach. Przemieścił się kolejny raz, wsuwając ją pod siebie. Przyspieszył. Ona jęczała już tylko cichutko będąc gdzieś na granicy świadomości. Z gardła wyrwał się krzyk a on poczuł jej skurcze. Niemal w tym samym momencie i on pozbawił się tego napięcia. Objęci intensywnie pulsowali oboje próbując złapać głębszy oddech. Uspokoili się. Marek z miłością spojrzał jej w oczy. - To było mocne i wspaniałe. Kocham cię skarbie. Kocham nad życie. Pogładziła jego spocony policzek. - Ja mogę powiedzieć dokładnie to samo. O jedenastej zeszli na śniadanie. Większość gości siedziała już przy stołach racząc się aromatyczną kawą i szwedzkim stołem. Ich pojawienie się powitano oklaskami. Podeszli do stolika przy którym siedzieli ich kontrahenci. - Dobrze się bawiliście? Nie potrzebujecie czegoś? – Miguel uśmiechnął się do Marka. - Mark, to było wspaniałe wesele i naprawdę żałujemy, że dzisiaj musimy już wracać. Tylko Inga i Ingrid zostają do jutra. Pshemko bardzo nalegał i obiecały mu, że go odwiedzą. Ja i Johan mamy samoloty w podobnych godzinach, a Gabina wraca samochodem z mężem. Bardzo wam dziękujemy, bo po raz pierwszy mieliśmy okazję być na polskim weselu. Macie wspaniałą kuchnię. Wszystko bardzo nam smakowało i było wyśmienicie przyprawione. - To my bardzo wam dziękujemy, że zaszczyciliście nas swoją obecnością. Jutro wyjeżdżamy na tydzień, ale po powrocie odezwiemy się. A teraz wybaczcie nam. Widzę rodziców i muszę z nimi porozmawiać. Życzę wam wszystkim szczęśliwego powrotu do domu. Podeszli do stołu, przy którym siedzieli seniorzy z Beatką i Jaśkiem a także Paulina ze Sławkiem. Usiedli i oni. Marek nalał do filiżanek kawy. - Wyspaliście się? – Spytała Ula uśmiechając się do rodzeństwa. - Ja spałam jak zabita, ale wesele było fajne. – Betti uśmiechnęła się promiennie. – Wyglądałaś jak księżniczka, a Mareczek jak książę. – Marek zachichotał. - A ty jak śliczna porcelanowa laleczka a kwiaty w kościele sypałaś bardzo profesjonalnie. – Mała pokraśniała od tych pochwał. - To co synku? Zjecie i chyba będziemy się zbierać? Musicie się jeszcze spakować. - Nawet nie powiedzieliście, dokąd się wybieracie. – Powiedziała z wyrzutem Paulina. – Jedziecie gdzieś za granicę? – Marek pokręcił głową. - Nie Paula. Tydzień to za krótko na zagraniczne wojaże, a my nie możemy sobie pozwolić na więcej. Może w zimie pojedziemy na dłużej. Jedziemy do Zakopanego. Uli bardzo się tam podobało i chciała wrócić tam latem. Dobrze, że przeprowadziliśmy się do rodziców jeszcze przed ślubem. Wyjedziemy przynajmniej z poczuciem, że Beatka będzie miała opiekę i to podwójną, bo już Jasiek zapowiedział jej kilka atrakcji, a i mama się nią chętnie zajmie, gdyby on chciał gdzieś wyjść. - O to nie musicie się martwić. – Krzysztof uśmiechnął się dobrodusznie. - Ja świetnie dogaduję się i z Jasiem i z Beatką. Lubimy swoje towarzystwo i nie będziemy się nudzić. Następnego dnia ruszyli skoro świt. Pogoda była wymarzona. Marek wynajął ten sam pensjonat, w którym mieszkali zimą. Będąc już na miejscu nie szukali rozrywek ani towarzystwa. Wystarczało im własne. Najchętniej spacerowali objęci szepcząc sobie miłosne wyznania. Takim spacerkiem przemierzyli dolinę Kościeliską i Chochołowską. Zaliczyli przejście jaskinią Mroźną i dziewięciokilometrowy marsz nad Morskie Oko. Dni były dość intensywne, ale noce jeszcze bardziej. Marek zachowywał się tak, jakby nadrabiał je wszystkie, gdy nie było jej u jego boku. Każda noc była pełna uniesień i obezwładniającej rozkoszy. Oboje promienieli szczęściem. Nie zapomnieli jednak o swoich bliskich. Marek zaszalał ze serami i kupił ich mnóstwo od tej samej kobiety z Dzianisza, którą poznali zimą na targu. Wracali wypoczęci mimo tak krótkiego pobytu. W poniedziałkowy poranek zjawili się punktualnie w pracy przywitani spontanicznie przez Violettę. - Świetnie wyglądacie. Małżeństwo wam służy. Mam nadzieję, że i mnie tak posłuży. - Na pewno Viola. – Zapewnił ją Marek. – Jeśli możesz, to zwołaj do mnie naszych przyjaciół. Mamy coś dla was. Poproś też Paulinę i pamiętaj o Adamie, Maćku i Ani. - Już lecę. Zaraz będziemy wszyscy. Nie minęło pięć minut, a gabinet Marka wypełnił się po brzegi. On sam oparł się o biurko i omiótł ich wzrokiem. - Cieszę się, że przyszliście. Kupiliśmy wam trochę smacznych serów. Potraktujcie to jako pamiątkę z Zakopanego. Ula poporcjowała je zgrabnie, by każdy dostał sprawiedliwą działkę. Jest tam bunc, wędzony wielki oscypek, kilka małych i korboce. Wszystko jest bardzo smaczne, więc jedzcie na zdrowie. Maciek tu jest torba dla twoich rodziców. Paulina, wiem, że tego nigdy nie jadłaś, ale ręczę ci, że docenisz ten smak. Sławkowi pewnie też będą smakować. Daję ci też osobną porcję dla Alexa. Chyba niedługo będziesz się z nim widzieć? - Tak. Jadę ze Sławkiem w czwartek. - W takim razie pozdrów go od nas i od rodziców i powiedz, że myślimy tu o nim. - Dziękuję ci Marek. Na pewno przekażę. - Ja skoczę jeszcze do Pshemko. – Ula schwyciła ostatnią reklamówkę. – Stęskniłam się za nim. Pogadam z nim chwilę. Jak będę od niego wracać, zrobię nam kawy. - Dzięki skarbie. Otworzyła cicho drzwi od pracowni. Tu zawsze panowała atmosfera pełna skupienia i pracy koncepcyjnej poza tymi momentami rzecz jasna, gdy mistrz wpadał w furię i rzucał czym popadnie. Dzisiaj jednak było tu cicho i spokojnie. Uśmiechnęła się na jego widok. Siedział w swoim czerwonym fotelu i coś z pietyzmem szkicował. - Witaj Pshemko – odezwała się cicho. Podniósł głowę i momentalnie jego twarz pojaśniała od szerokiego uśmiechu. - Urszula! Wróciliście?! Jaka ty jesteś piękna. Kwitniesz duszko. Miłość ci służy. - I ja się cieszę, że widzę cię w dobrej formie. Nie będę długo, bo pewnie masz mnóstwo pracy przed pokazem. Chciałam ci tylko to dać. Kupiliśmy mnóstwo góralskich serów a to porcja dla ciebie. Mam nadzieję, że ci posmakują. - Och Urszulo! Wy zawsze o mnie pamiętacie, a sery uwielbiam. Czasem je kupowałem, jak jechałem do mojej samotni koło Szczyrku. Bardzo wam dziękuję. - Na zdrowie Pshemko. Ja uciekam. Obiecałam, że zrobię Markowi kawę. Sama też chętnie się napiję. Trzymaj się przyjacielu. Nadeszła jesień, a wraz z nią nienajlepsza pogoda. Byli już po pokazie kolekcji jesień-zima i po weselu Olszańskich. Nie mogli narzekać, bo wesele było świetnie zorganizowane z pysznym jedzeniem i wspaniałym zespołem, który przygrywał do tańca i potrafił rozruszać nawet bardzo opornych gości. Oni wybawili się znakomicie, szczególnie, że na weselu byli obecni wszyscy ich przyjaciele z firmy. Violetta zaprosiła nawet Paulinę z Wolszczanem i Adama Turka. To wspólne oddanie krwi dla Pauliny złączyło tę całą grupę silnym węzłem szczerej przyjaźni. Jasiek wyjechał pod koniec września, a Beatka rozpoczęła rok szkolny w nowej szkole. Była już w trzeciej klasie i przez okres wakacji sporo urosła. Ula przeglądając jej odzież wzdychała, że większość z niej już na Betti nie pasuje. Mała szybko wyrastała z ubrań. Któregoś dnia spakowała je wszystkie i wraz z Heleną zawiozły do jednego z domów dziecka. Wtedy po raz pierwszy pomyślała o zrobieniu prawa jazdy. Podzieliła się tym pomysłem z Markiem. - Zawsze jestem uzależniona od ciebie, a ty czasami nie możesz ze mną jechać. Kupilibyśmy jakiś nieduży samochód. Mogłabym nawet mamę czasem zawozić do fundacji. Ojciec nie zawsze dobrze się czuje i wtedy zmuszona jest jechać autobusem, a to nie jest za blisko. Nawet po zakupy mogłabym jeździć sama, gdy ty jesteś zajęty. - No dobrze. Przekonałaś mnie. Musisz mi obiecać tylko jedno. Będziesz jeździć ostrożnie i trzymać się przepisów. - Podniosła dwa palce do góry i przyrzekła mu to bardzo uroczyście. Zaczęła uczęszczać na kurs. O ile teoria wchodziła jej do głowy bez problemu, tak z praktyką było już gorzej. - Koniecznie musisz ze mną poćwiczyć. Jeśli tego nie zrobisz, nigdy w życiu nie zdam tych jazd. Uczył ją więc. Głównie wieczorami wyjeżdżali poza teren Warszawy i tam na pustym placu ćwiczyła manewry. Któregoś dnia uznał wreszcie, że dobrze sobie radzi i powinna bez problemów zdać. Testy poszły jej świetnie i teraz czekała tylko na termin egzaminu praktycznego. Pojechała na niego z Markiem. Pewniej się czuła, gdy on był w pobliżu. Gdy bezbłędnie przejechała plac manewrowy i połowę miasta, uszczęśliwiona wpadła w jego ramiona. - Zdałam kochanie! Zdałam! To dzięki tobie!. Gdyby nie ty, nic by mi się nie udało. - Przesadzasz skarbie. Jesteś najzdolniejszą osobą jaką znam. Kto miałby zdać jeśli nie ty? Teraz trzeba pomyśleć o jakimś samochodzie dla ciebie. Jutro poszperam w Internecie, albo pojedziemy do salonu, chcesz? Jej zachwycone oczy wpatrywały się w niego z wielką czułością. - Jesteś najlepszym mężem na świecie. Kocham cię. Kilka dni po tej rozmowie zabrał ją do salonu Fiata. Długo chodzili i oglądali różne modele aut. Ula nie znała się na tym zupełnie i całkowicie zdała się na Marka. On zaś postanowił zasięgnąć opinii pracownika salonu. Natknęli się na jednego z nich i przywitawszy się z nim poinformowali o chęci zakupu samochodu. - Ten samochód ma być dla żony. Jest świeżo upieczonym kierowcą i chciałbym aby nie był zbyt duży i przede wszystkim bezpieczny. Człowiek w garniturze uśmiechnął się do nich z sympatią. - Mamy tu w salonie super bezpieczne auto. Świetnie trzyma się drogi a szczególną jego zaletą jest to, że znakomicie daje sobie radę na śliskich nawierzchniach i śniegu. Jest bardzo stabilne. To fiat Sedici. Zaraz państwu pokażę. – Poprowadził ich w głąb salonu i stanął przy jednym z samochodów. – Oto on. Ula pogładziła maskę. Spodobało jej się to nieduże, zgrabne autko. W sam raz dla niej. Zachwycona spojrzała Markowi w oczy. - Bardzo mi się podoba. Mogłabym usiąść w środku? - Oczywiście. Proszę bardzo. – Sprzedawca otworzył jej drzwi. Wsunęła się do środka i z ciekawością wszystko oglądała. – Samochód posiada air bag, klimatyzację, funkcję ocieplenia w postaci webasto i mnóstwo innych przydatnych rzeczy. Ja na chwilę zostawię państwa. Proszę go sobie dokładnie obejrzeć. Marek usiadł obok Uli i z ciekawością oglądał deskę rozdzielczą. - Wygląda naprawdę nieźle. Podoba ci się? - Bardzo. Wygodnie się siedzi i wszystko w zasięgu ręki. Kupisz go? - Jeśli tylko chcesz skarbie, to kupię. Ten kolor też ci się podoba? - Bordowy? Nie… nie bardzo. Może mają w błękitnym kolorze? Wyglądałby super taki metaliczny, błękitny połysk. - Zaraz zapytam. I tak będziemy musieli na niego trochę poczekać. Uzgodnili ze sprzedawcą wszystko. Umówili się, że samochód zostanie dostarczony pod dom od dziś za dwa tygodnie. Teraz pozostało tylko czekać. Nadal jeździł z nią za miasto, by mogła poćwiczyć jazdę i niczego nie zapomnieć. Dokładnie dwa tygodnie później samochód Uli stał dumnie na podjeździe domu. Przez tydzień to ona miała ich wozić do pracy. Pod czujnym okiem Marka prędko doszła do dużej wprawy i po mieście poruszała się coraz pewniej. W międzyczasie zostały sprzedane ich mieszkania. Trzeba było pomyśleć o Jasiu. Postanowili, że po świętach odwiozą go do Szczecina i wraz z nim rozejrzą się za lokum dla niego. Wcześniej tuż przed samym Bożym Narodzeniem pojechali oboje wraz z Pauliną do Piotrkowa. Alex miał za sobą już połowę kary, bo wliczono do wyroku jego pobyt w areszcie. Od czasu ślubu nie widzieli się z nim. Jechali z niejaką obawą, jak on zareaguje. Jednak niepokoili się niepotrzebnie, bo zareagował bardzo spokojnie i nawet chyba ucieszył się z ich wizyty. Pogratulował im i życzył wszystkiego najlepszego. Zaopatrzyli go w świąteczne przysmaki i prezenty w postaci ciepłego obuwia, skarpet i swetrów. Tu, gdzie był, więcej nie było mu potrzebne. Wracali w dobrych nastrojach. Wigilię przygotowywali wspólnie z Dobrzańskimi seniorami. Na niej miała być też Paulina ze Sławkiem. Miło spędzili ten świąteczny czas. Jasiek wyjeżdżał dopiero szóstego stycznia i do tego czasu wraz z Markiem śledzili oferty mieszkań w Internecie. Wynotowali ciekawsze adresy i obdzwonili właścicieli umawiając się na spotkania. Marek zabukował na tydzień pokój w jednym ze szczecińskich hoteli. Musieli przecież gdzieś mieszkać przez ten czas. Podczas ich nieobecności Beatką mieli zająć się seniorzy. Szczecin zachwycił ich. Był bardzo czystym i uporządkowanym miastem. Jasiek doskonale orientował się w jego topografii, więc bez problemu wskazywał Markowi drogę. Najpierw dotarli do hotelu. Zameldowali się w nim i rozpakowali. Potem zawieźli Jaśka do akademika. O siedemnastej mieli oglądać pierwsze mieszkanie. Nie zrobiło na nich dobrego wrażenia. Mimo ładnych zdjęć w Internecie nadawało się do poważnego remontu a im zależało na takim, do którego mógł się od razu wprowadzić. Przez kolejne dni intensywnie poszukiwali właśnie takiego. W końcu Marek postanowił skorzystać z pomocy pośrednika. W samym centrum miasta trafili na biuro nieruchomości. Agent przez pół godziny pokazywał im oferty. Wreszcie dotarli do jednej, dość korzystnej. Mieszkanie mieściło się na piątym piętrze sporego osiedla w Szczecinie-Zdrojach. Blisko tu było i do pawilonów handlowych i do dworca. Było też dogodne połączenie z centrum miasta. Postanowili je obejrzeć. Wraz z agentem podjechali pod blok. Był wysoki. Miał dziesięć pięter. Osiedle było dość duże, ale dobrze utrzymane. Samo mieszkanie posiadało trzy ładne, spore pokoje, ustawną kuchnię i osobno łazienkę i toaletę. Jaśkowi od razu przypadło do gustu. Rzeczywiście niewiele było w nim do zrobienia i można było się wprowadzać choćby zaraz. Zdecydowali się. Powiedzieli pośrednikowi, że bardzo zależy im, by kupić je jak najszybciej, dlatego nie będą się targować o cenę. Następnego dnia Jasiek podpisał z właścicielem umowę przedwstępną a Ula dokonała przelewu zaliczki na konto sprzedającego. Resztę spraw Jasiek musiał załatwić już sam. Mieszkanie było puste i mógł zrobić w nim niewielki remont. Ula przelała resztę należności na jego konto i jeszcze nieco więcej, by miał się za co urządzić. - Dobrze by było, byś jak najszybciej przeprowadził się już na swoje – mówiła. – Zaoszczędzisz przynajmniej na opłatach za akademik. Masz sporo kolegów, na pewno ci pomogą. - Bardzo wam dziękuję. Za wszystko. To piękne mieszkanie i na pewno będzie mi się w nim dobrze żyło. Najważniejsze, że w razie waszego przyjazdu nie będziecie musieli nocować w hotelu, bo miejsca jest dość. Chciałbym gościć was tu latem. Was i Betti. To jeszcze sporo czasu, ale pomyślcie o tym. - Pomyślimy Jasiu. Ty rozejrzyj się za meblami, a przede wszystkim doprowadź do końca sprawy u notariusza. Trzymaj się braciszku i dzwoń, gdybyś miał problemy. |
Wiola (gość) 2013.01.23 11:12 |
Witam.Małgosiu notka cudowna.Wszystkie Twoje
opowiadania czytam jednym tchem i ciągle mało.W tej opisałaś wszystko i
wesele i noc poślubną,wizytę u Alexa i w Szczecinie....... Myślę,że Alex niebawem opuści więzienie i zapewne będzie utrzymywał poprawne stosunki z Markiem i Ulą.Paulina chyba niebawem zostanie panią Wolszczan a Dobrzańscy rodzicami. Czekam na kolejny rozdział i oczywiście te opowiadania,które są w kolejce.Pozdrawiam cieplutko w ten piękny biały dzień:):):) |
MalgorzataSz1 2013.01.23 11:32 |
Wiola. Ty jak zawsze niezawodna i pierwsza. Serce mi rośnie od tylu miłych słów. Wiesz już dobrze, że ja nigdy nie kończę opowiadań tragicznie i smutno. Nie lubię dramatyzmu, choć zwykle właśnie tak zaczynam, od rzeczy przykrych i smutnych. Jednak końcówka zawsze jest szczęśliwa i optymistyczna. Tak też będzie w przypadku Alexa, ale to dopiero w ostatnim rozdziale. Trochę się jeszcze podzieje. Kolejna część w piątek. Pośpieszam tak dlatego, bo chcę już od lutego zacząć publikować nowe opowiadanie. Bardzo Ci dziękuję za wpis i również gorąco pozdrawiam. :) |
danka69 (gość) 2013.01.23 16:16 |
Gosiu! Zaniedbałam Twoje opowiadanie.Jest mi
strasznie głupio.Czytam je regularnie późnymi wieczorami i nie mam
zdrowia na komentarz. Wcześniej kradłam chwile w pracy i komentowałam,
teraz nie za bardzo mogę. Stąd to moje zaniedbanie. Dzisiaj jak
zobaczyłam kolejną notkę to zrobiło mi się wyjątkowo głupio, odłożyłam
na chwilę papiery i piszę. Jestem niezmiennie zauroczona Twoim pisaniem. Od kilku części wreszcie trudne sprawy wyszły prawie na prostą.Aleks wprawdzie jeszcze pokutuje za swój nikczemny czyn, ale potrwa to już niedługo. Ula z Markiem założyli oficjalnie rodzinę, chociaż nieformalnie stanowili ją dużo wcześniej. Seniorzy Dobrzańscy wydatnie się do tej rodzinnej atmosfery przyczynili, w pełni akceptując Beatkę i Jaśka. Ta akceptacja wpłynęła pewnie zasadniczo na decyzję Uli i Marka dot. zamieszkania pod jednym dachem z rodzicami. Dom jest ogromny, z odrębnym wejściem. Pozwoli na pełną niezależność a jednocześnie na wzajemną pomoc. Dobrzańscy na razie pomagają, ale za chwilę to oni będą wymagać wsparcia a może i opieki.Nie mogłaś tego piękniej wymyślić. Robi się ciepło na sercu. Szkoda ,że już zmierzasz ku końcowi, ale i tak pozwolisz nam na poznanie losów modych Dobrzańskich odrobinę dłużej niż tylko do ich ślubu. Czekam więc na dalszą część. ściskam gorąco w mroźny i śnieżny dzień. |
danka69 (gość) 2013.01.23 16:19 |
Gosiu, przepraszam. Dodałam komentarz dwukrotnie
, bo interia miała chwilowe problemy i pierwszy kod nie zadziałał., tak
przynajmniej mnie poinformowano. Wprowadziłam kolejny a tu
niespodzianka. Komentarz ukazał się dwa razy. Pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2013.01.23 16:27 |
Danusiu. A ja myślałam, że Ty przecierasz śnieżne szlaki gdzieś w Polsce i nawet nie masz jak zajrzeć na mój blog. Cieszę się, że dałaś znak życia. Opowiadanie definitywnie zmierza ku końcowi. Oczywiście uchylę rąbka tajemnicy i pokażę szczęśliwych, młodych Dobrzańskich. Ponieważ to już niemal koniec, będzie tylko i wyłącznie idylla jak to zwykle u mnie. Pisałam już wcześniej Wioli, że teraz nieco przyspieszyłam z dodawaniem nowych części i właściwie ukazują się przynajmniej dwa razy w tygodniu. Do końca stycznia chcę zamknąć to opowiadanie, bo jestem nim już trochę zmęczona. Chyba jest jednak za długie i sporo tych, którzy czytali je regularnie odpuściło sobie. To znak, że kolejne historie powinny być znacznie krótsze. Te dwie, których tytuły figurują tuż obok, na pewno takie będą. Przynajmniej nie zanudzę czytelników na śmierć. Wielkie dzięki za komentarz. Ja przesyłam Ci mnóstwo ciepłej i pozytywnej energii. Pozdrawiam. :) |
MalgorzataSz1 2013.01.23 16:30 |
Danusiu. Nie przejmij się. Właśnie usunęłam jeden z nich i teraz jest już w porządku. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz