25 styczeń 2013 |
Rozdział XXX
Był sobotni poranek. Cała rodzina Dobrzańskich siedziała w salonie seniorów i delektowała się wspólnym śniadaniem. Tradycją już się stało, że właśnie tak spędzali sobotnie poranki. Wspólne śniadanie to był dobry pretekst, by porozmawiać o minionym i nadchodzącym tygodniu, poradzić się ojca w sprawie firmy i pożartować. - To co Uleńko? Zawieziesz mnie do fundacji? To będzie bardzo krótkie spotkanie. Po nim może pojechałybyśmy na jakieś zakupy? Ja tylko zapytam Zosię, czego potrzebujemy. Wrócimy na obiad. - Oczywiście, że zawiozę. Przecież obiecałam mamie. Marek posiedzi z Beatką. - Nie posiedzę. – Marek pokręcił głową. Zaskoczona spojrzała na niego. - A co, masz inne plany? - A mam. Zabieram Betti i tatę na spacer do Łazienek. Dawno tam nie byliśmy. Jest zima, a kaczki nie nakarmione, prawda Betti? Trzeba jak najszybciej naprawić to niedopatrzenie. Tacie też spacer dobrze zrobi. Nie będziemy się forsować. Po spacerze możemy iść na jakieś ciacho. Co ty na to Betti? Podeszła do niego i uściskała go mocno. - Bardzo chcę jechać. Pojedziemy wujciu, prawda? – Zwróciła się do Krzysztofa. - Pojedziemy skarbie, bo te kaczki pewnie już słaniają się z głodu. – Zażartował. ![]() Ula wraz z Heleną zapakowały się do jej samochodu i wolno ruszyły z podjazdu. Do fundacji był kawałek drogi, bo mieściła się po drugiej stronie miasta. Jednak dzisiaj nie śpieszyły się aż tak bardzo. Helena umówiona była na godzinę jedenastą a była dopiero dziesiąta. Ula prowadziła ostrożnie. Ulice pokryte były śniegową mazią i nie chciała ryzykować poślizgu. Jak do tej pory autko spisywało się świetnie i rzeczywiście było idealne na takie trudne warunki. Dojechały bez przeszkód. Ula rozsiadła się w biurze fundacji a Helena poszła do innego pokoju na spotkanie. Dziewczyna, jedna z wolontariuszek zaproponowała jej kawę. Przyjęła z wdzięcznością propozycję. Mimo że Helena zapewniała, że niedługo to potrwa, to jednak nigdy nic nie wiadomo. Ściągnęła z szyi krępujący ją szalik i wraz z płaszczem powiesiła na wieszaku. - Pani jest synową pani Dobrzańskiej, prawda? – Zagadnęła dziewczyna. - Tak. Przepraszam, nie przedstawiłam się. Urszula Dobrzańska. – Ula wyciągnęła do niej dłoń. - Justyna Morawiec. Gratuluję rodziny. Pani Helena to wspaniała osoba. Tak bardzo leży jej na sercu dobro tych biednych, chorych dzieciaczków. Korzysta z każdej okazji, by pozyskać sponsorów do zakupu nowych urządzeń diagnostycznych. Jest przy tym niezwykle szczodra, bo i ona z własnej kieszeni pokrywała zakup wielu z nich. Pani mąż Marek, też wielokrotnie udzielał datków. - Naprawdę? Nie wiedziałam o tym. - No, to było już jakiś czas temu. Jednak ciągle o nas pamięta i wspiera. Otworzyły się drzwi i usłyszały jak Helena żegna się z kimś na korytarzu. Po chwili weszła do środka i uśmiechnęła się do synowej. - Już wszystko załatwiłam. Możemy wracać Uleńko. Tu masz Justynko dokumenty. Wkrótce dostaniemy pokaźny zastrzyk gotówki, bo przekonałam dwóch biznesmenów, że pójdzie na bardzo szlachetny cel. Ula wstała od stolika i zachwiała się. Wyciągniętą ręką przytrzymała się ramienia Heleny. - Ula? Co ci jest? Słabo ci? Uleńko? Nie słyszała już tych słów, bo osunęła się bezwładnie na podłogę. - Justynko dzwoń po pogotowie! Prędko! Helena zmoczyła ręcznik i przyłożyła go na czoło Uli klepiąc ją po twarzy. - Ula, Ula, ocknij się kochanie, oprzytomniej… Te zabiegi Heleny w końcu przyniosły efekt, bo Ula otworzyła oczy. Helena odetchnęła z ulgą. - No dzięki Bogu. Oprzytomniałaś. Nie ruszaj się i poleż chwilkę. Zaraz będzie pogotowie. - A co się stało? – Ula nieco zdezorientowana rozejrzała się dokoła i stwierdziła, że leży na podłodze. - Zemdlałaś dziecko. Nadal jesteś bardzo blada. Poczekajmy aż przyjedzie lekarz. Ja zaraz zadzwonię do Marka. Nie pozwolę ci samej prowadzić w takim stanie, bo mogłabyś zemdleć za kierownicą. Nie czekały długo. Pojawił się lekarz wraz z sanitariuszem. Zbadał ją i zmierzył ciśnienie. - Bardzo niskie. Powinna się pani napić mocnej kawy. - Ale ja przed chwilą wypiłam kawę. – Wyjaśniła. - Miewała już pani takie omdlenia? - Nie. To pierwszy raz. - No dobrze. W takim razie dam pani coś na wzmocnienie, ale radziłbym nie bagatelizować tego i w poniedziałek pójść na badania. - Ja tego dopilnuję – odezwała się za jego plecami Helena. Lekarz przygotował zastrzyk i wbił go w pośladek Uli. - Powinna pani poczuć się lepiej. Tu daję kilka tabletek z kofeiną. Powinny podnieść trochę ciśnienie. Gdyby jutro to się powtórzyło, proszę wezwać pogotowie. Lepiej nie ryzykować. - Ula uśmiechnęła się blado. - Dziękuję doktorze. Kiedy odjechał usadziły Ulę na krześle, a Helena sięgnęła po telefon i wybrała numer Marka. - Halo? Synku? Będziesz musiał tu po nas przyjechać. Ula nie jest w stanie prowadzić. Zemdlała i wzywałam pogotowie. Już teraz jest dobrze, ale nadal jest skołowana. Przyjedźcie szybko. - Dobrze mamo. Będziemy jak najszybciej. – Jego wielkie oczy wpatrywały się w ojca. - Musimy jechać do fundacji tato. Ula zemdlała. Trzeba je zabrać stamtąd. Betti! Chodź Iskierko! Musimy jechać. Ula źle się poczuła. Mała otrzepała rękawiczki z okruchów bułki i podbiegła do nich. - Ulcia się rozchorowała? Ale nic jej nie będzie prawda? Nic jej nie będzie? – Ze strachem w oczach wpatrywała się w Marka. - Nie martw się skarbie. Był już u niej pan doktor i dał jej zastrzyk. Po nim na pewno poczuje się lepiej. Podjechał najszybciej jak mógł pod budynek fundacji. Wyskoczył z samochodu i pognał do biura. - Ula! – Wpadł z krzykiem do środka. – Ula. – Dopadł do niej i przykucnął przy krześle. – Tak się o ciebie bałem. Wszystko dobrze? - Już dobrze. To jakieś chwilowe zasłabnięcie. – Odetchnął. Dopiero teraz zauważył Justynę. - Dzień dobry pani Justyno. Przepraszam za to wtargnięcie, ale umierałem ze strachu o żonę. - Nic nie szkodzi panie Marku. Z żoną w porządku, ale lekarz powiedział, że powinna przejść badania i to jak najszybciej. - W poniedziałek podrzucimy Betti do szkoły i pojedziemy z nią. Nic się nie martw. Prosto z badań przyjedziemy do firmy i wszystko ci opowiemy. - Dzięki mamo. W poniedziałek rano mam spotkanie i nie mogę go już odwołać. Sam najchętniej pojechałbym z nią. – Ula pogładziła jego dłoń. - Nie martw się. Na pewno nic mi nie jest. Może coś mi zaszkodziło? - No dobra, to zbieramy się. Chodź kochanie. – Wziął ją ostrożnie na ręce. Roześmiała się. - Marek, mogę iść o własnych siłach, nie musisz mnie nieść. - O nie, nie, nie. Nie będę ryzykował. Idziemy. Do widzenia pani Justyno. Umieścił ją ostrożnie w samochodzie. Natychmiast podeszła do niej Beatka z Krzysztofem. Mała przytuliła się do niej. - Nie umrzesz Ulcia, prawda? Nie umrzesz? - Co ci przyszło do głowy kochanie? Oczywiście, że nie. Nie zostawię cię samej, nie bój się. Już wszystko w porządku. - Mamo, pojedziesz z tatą i z Betti. Ja poprowadzę samochód Uli. Dojechali do domu. Do niego też wniósł ją na rękach i zaniósł do sypialni. Pomógł jej się rozebrać i ułożył w łóżku. Protestowała. - Marek, proszę cię, przestań. Nic mi nie jest. Obchodzisz się ze mną jak z jajkiem. Zupełnie niepotrzebnie. Te badania niczego nie wykażą, bo jestem zdrowa jak ryba. Zobaczysz. - Jak zobaczę, to wtedy uwierzę. Na razie poleż trochę, chociaż do obiadu. I nie buntuj się już. Nie darowałbym sobie, gdyby ci się coś stało. W poniedziałek podwieźli Betti do szkoły a potem Krzysztof zawiózł je do prywatnej kliniki, w której leczyli się oni oboje. Znał tu lekarzy i wkrótce zabrano Ulę na badania. Pobrano jej krew, a później przeszła jeszcze przez kilka gabinetów specjalistycznych. W końcu wróciła do pierwszego. Lekarz miał już jej wyniki i kiedy weszła właśnie je studiował. - O jest już pani. Proszę usiąść. Czeka panią jeszcze jedno badanie. - Jeszcze jedno? Czego tym razem? – Lekarz uśmiechnął się. - Wyniki krwi nie są najgorsze. Trochę za niski poziom hemoglobiny, potasu i żelaza, ale to typowe. - Typowe? Nie rozumiem. - Zaraz wszystko wyjaśnię. Z badania krwi wynika, że jest pani w ciąży. Musi to potwierdzić ginekolog i USG, które wykona. Wtedy będziemy mieć pewność. Wbiła w niego swoje wielkie, chabrowe oczy nie mogąc uwierzyć w to, co mówi. - Jestem w ciąży? Jest pan pewien? - Będę bardziej pewien po badaniu ginekologicznym. Proszę teraz przejść do gabinetu i zrobić to USG. Wyszła od niego zupełnie skołowana. Będzie miała dziecko? Swoje własne? Swoje i Marka. Poprawiła się w myślach. Podeszła do siedzących na korytarzu teściów. - Muszę iść na jeszcze jedno badanie. To już ostatnie. Mam nadzieję, że to nie potrwa długo. - Idź kochanie. My nigdzie się stąd nie ruszamy. Leżała na okrytej białym prześcieradłem kozetce z mokrym od lepkiego żelu brzuchem, po którym ginekolog błądził głowicą. W skupieniu obserwował obraz na monitorze. Wreszcie uśmiechnął się. - Nooo, mamy ją. Zaraz ją zmierzę. W porządku. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że jest pani w szóstym tygodniu zdrowej ciąży. Zaraz zrobię wydruk. Od teraz będzie się pani meldować u mnie co miesiąc. Musimy monitorować przebieg ciąży. Tu jest kartka z kolejnym terminem wizyty a tu recepta na witaminy. Proszę o siebie dbać. Nie przemęczać się, nie forsować. Jeśli będzie się pani trzymać zaleceń doprowadzimy tą ciążę do szczęśliwego finału i urodzi pani zdrowego bobasa. Tu jeszcze jedna kartka do internisty. Niech zaznaczy to w karcie. Do zobaczenia za miesiąc. Wyszła z gabinetu kompletnie oszołomiona. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej policzki są mokre od płynących ciągle łez. Dobrzańscy wstali i podeszli do niej kompletnie zaskoczeni i przerażeni. - Na litość boską Ula, co się stało? Co powiedział lekarz? Wyglądasz, jakbyś usłyszała, że masz raka? Uśmiechnęła się przez łzy i otarła je nieco nerwowo z twarzy. - Przepraszam, że was wystraszyłam. Sama nie wiem, dlaczego tak zareagowałam. Mam chyba dobrą wiadomość. To jest zdjęcie USG. Jestem w szóstym tygodniu ciąży. - O mój Boże Krzysiu, słyszysz?! Będziemy dziadkami! – Helena przytuliła Ulę mocno. – Tak się cieszę Uleńko. Tak się cieszę. Zrobiliście nam wielką, ogromną niespodziankę. Ależ się Marek ucieszy! - Gratuluję córeńko. To wspaniała nowina. – Krzysztof nie krył wzruszenia. – Koniecznie trzeba do niego jechać i powiedzieć mu o tym. Na pewno bardzo martwi się o wynik tych badań. - Zaraz pojedziemy. Muszę jeszcze zanieść tylko kartkę do internisty. Mam jednak prośbę. Chciałabym Markowi powiedzieć o tym sama. - Oczywiście moje dziecko. Chyba nie myślisz, że chcielibyśmy mu zepsuć taką niespodziankę? My poczekamy sobie u Paulinki a wy spokojnie porozmawiacie. Paulinie też nic na razie nie powiemy. Sami o tym zdecydujecie – Spojrzała na nich z wdzięcznością. - Bardzo wam dziękuję. Idę z tą kartką i zaraz możemy jechać. Rozstali się przy windach. Dobrzańscy powędrowali do Pauliny a ona wprost do gabinetu Marka. Na jej widok szeroki uśmiech rozjaśnił mu twarz. - Jak dobrze, że już jesteś. Martwiłem się. Co powiedzieli lekarze? Wszystko w porządku? - Przytuliła się mocno do niego. - Mówiłam ci, że jestem zdrowa. Nic mi nie jest, no… może poza jedną rzeczą. – Zaniepokojony spojrzał na nią. - Jedną rzeczą? Jaką? - Zobacz – wysupłała z torebki zdjęcie USG. Nie bardzo rozumiał. - A co to jest? – Obracał zdjęcie w dłoniach usiłując coś wypatrzeć. Uśmiechnęła się do niego promiennie. - To jest nasze sześciotygodniowe dziecko kochanie. – Jego oczy zrobiły się ogromne. Był tak zaskoczony, że przez dłuższą chwilę nie mógł wymówić słowa. Zaniepokoił ją. Oderwała się od niego. - Nie cieszysz się? Myślałam, że to dobra wiadomość? – W końcu się opamiętał. - Kochanie, jak możesz tak mówić? To jest najlepsza wiadomość pod słońcem. – Porwał ją na ręce i obrócił się wraz z nią kilka razy. – Będę ojcem! Dasz wiarę!? Będę ojcem! Kocham cię skarbie. Kocham jak wariat. – Postawił ją na podłodze i czule przyłożył dłoń do jej niewidocznego jeszcze brzucha. – Sześć tygodni? Kocham cię fasolko. – Przyciągnął Ulę do siebie i pocałował namiętnie. – Nie mogłaś mi zrobić większej niespodzianki. Uwielbiam cię. Wsunęła palce w jego gęstą, czarną czuprynę. - Ja ciebie też i dziękuję ci za to maleństwo. - Rodzice już wiedzą? - Wiedzą. Przecież byli tam ze mną. Bardzo się ucieszyli. Poszli teraz do Pauliny, ale obiecali, że nic jej nie powiedzą. My zadecydujemy. - Kochanie. Ja wcale nie chce tego ukrywać. Najchętniej wyszedłbym na dach tego biurowca i wykrzyczał to światu na całe gardło. Nie będziemy tego trzymać w tajemnicy, prawda? Nie dam rady tego ukrywać. – Roześmiała się. - No dobrze tatusiu. Jeśli chcesz, to idź głosić dobrą nowinę. Ja idę do Maćka. W końcu jest moim najlepszym przyjacielem i nie chcę, żeby dowiedział się o tym od kogoś innego. Aha. A tak w ogóle, to gdzie jest Viola? Jak wchodziłam, nie widziałam jej rzeczy. - No nie ma jej. Rozchorowała się i jest na zwolnieniu. Dzwoniła rano, że nie będzie jej przez kilka dni. Bardzo się przeziębiła i chrypi jak stare zawiasy. - No dobra, to ja idę. W gabinecie Maćka zastała też Adama. Obaj pochylali się nad jakimiś wyliczeniami. Kiedy weszła oderwali się od nich jak na komendę. - Witaj Ula. Pięknie wyglądasz. – Maciek podszedł do niej i uściskał. – Potrzebujesz czegoś? - Nie. Chciałam tylko z tobą porozmawiać, ale widzę, że jesteś zajęty. - Już nie. Dokończymy Adam za godzinkę. Przyjdę do ciebie, dobrze? - Nie ma sprawy. Już znikam. - To o czym chciałaś pogadać? – Spytał Maciek, gdy za Turkiem zamknęły się już drzwi. - Byłam dzisiaj rano na badaniach i okazało się, że zostaniesz wujkiem. Mina Maćka była bezcenna. - Że ja… zostanę wujkiem…? Jesteś w ciąży? - No jestem Maciuś. Szósty tydzień. - O mój Boże! Zostanę wujkiem! Gratulacje Ula. Moi pospadają z krzeseł jak im powiem. Poczują się dziadkami. – Roześmiała się. - Ty lepiej o swoje się postaraj, to wtedy będą najszczęśliwsi. - Postaram się, postaram. Nawet już uczyniłem pierwszy krok w tym kierunku. - Wykorzystałeś Anię?! – Wyrzuciła z siebie zgorszona. Spojrzał na nią z wyrzutem. - Ula. Za kogo ty mnie masz? Poprosiłem ją o rękę głuptasie. Zaręczyliśmy się. Wczoraj. – Uściskała go mocno. - Z całego serca wam gratuluję. Ania to świetna dziewczyna. Na pewno będziecie ze sobą szczęśliwi. To ja wracam do Marka. On szaleje i omal nie wyskoczy ze skóry z tej radości. Założę się, że obleciał już pół firmy chwaląc się, że zostanie tatusiem. Szalona głowa. Idę utemperować go trochę. Siedział u Sebastiana i z radości niemal unosił się nad fotelem. - Wyobrażasz sobie Seba? Ja tatusiem? Ależ to poważnie brzmi. Ula będzie wspaniałą matką. Przez całe życie miała niezłą zaprawę zastępując ją swojemu rodzeństwu. Ciekawy jestem płci. Właściwie jest mi wszystko jedno, byleby było zdrowe. Jednak w głębi duszy marzę o dziewczynce. Takiej malutkiej kruszynce z oczkami jak dwa bławatki. Chciałbym, żeby była podobna do Uli. - No stary. Gratuluję. Widzę, że aż cię roznosi. To świetna wiadomość. Jak się Violka dowie, to nie da mi żyć. Teraz jest przeziębiona, ale jak tylko wyzdrowieje, nie będę miał życia. Do tej pory szliśmy niemal łeb w łeb i nie sądzę, by w temacie dziecka chciała pozostać w tyle. - To zacznij coś z tym robić. Ja mam cię uczyć? Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, a Ulę to bym najchętniej na rękach nosił. Musi się teraz oszczędzać i ja na pewno dopilnuję, żeby tak było. Lecę przyjacielu. Podobno rodzice siedzą u Pauliny. Na razie. Będąc już w domu posadziła Beatkę przed sobą i wytłumaczyła jej dlaczego zemdlała. - Noszę w brzuszku małą fasolkę. Ona będzie rosła przez dziewięć miesięcy aż uformuje się z niej dzidziuś. Zostaniesz ciocią Betti. – Mała słuchała jej z otwartą buzią. - Naprawdę masz w środku dziecko? A skąd ono się tam wzięło? – Nie bardzo wiedziała jak odpowiedzieć jej na to pytanie. - Wiesz, jak dwoje ludzi bardzo się kocha to z tej miłości powstaje dziecko. Jesteś jeszcze za mała, żeby to wszystko zrozumieć, ale obiecuję, że za dwa lata wszystko ci dokładnie opowiem, dobrze? Beatka nie dociekała więcej. Cieszyła się, że za kilka miesięcy będzie mogła być ciocią dla maluszka. Ula odetchnęła. Kiedyś jednak trzeba będzie przeprowadzić taką rozmowę. Zadzwoniła też do Jaśka. Przyjął tę wiadomość bardzo spontanicznie i gratulował im. - Na kiedy masz termin porodu? - Na dwunastego września. Jeszcze sporo czasu. To dopiero początek. - Dbaj o siebie i o maleństwo. Jak przyjadę na wakacje to pewnie będziesz już sporym antałkiem. – Roześmiała się słysząc to porównanie. - Pewnie masz rację. Póki co, nic nie widać. - Trzymaj się siostra i uważaj na siebie. Pozdrów wszystkich. - Pozdrowię Jasiu. Pozdrowię. |
biedronka2012 (gość) 2013.01.25 16:25 |
Małgosiu ! Wiem, dawno nie pisałam. Przepraszam. Ale czytam każdy rozdział…. Wiem jak ważnie dla osób które piszą są komentarze – wiem bo sama coś tam napisałam…. To uczucie po wstawieniu opowiadania czy rozdziału – nie do opisania…. Czy się spodoba czy nie?…. A jak nikt nic nie pisze to już w ogóle masakra Lepsza najgorsza krytyka ( przynajmniej wiadomo, że to co napisałam wywołuje jakieś emocje) niż ... nic. Dlatego przepraszam ! Dość tego głupiego wywodu. Przywołuję się na ziemię…. Opowiadanie bardzo mi się podoba- najważniejsze jakoś zacząć komentarz ( wiesz ,że nie jestem dobra w ich pisaniu). To opowiadanie jest zupełnie inne … Ciekawe… Próba zabicia Marka – chyba nikt się tego nie spodziewał…. I Paulina siostra która wybacza bratu… No a teraz sielanka – radość dnia. Smutek nocy już dawno znikł…. Ale zawsze gdzieś tam się krył i czasem przeplatał z radością dnia …. Kończę, bo mam jeszcze trochę do zrobienia Pozdrawiam |
Yabi (gość) 2013.01.25 16:25 |
Witaj w Nowym Roku :) Wiem, że trochę czasu już opłynęło ale co tam. Kolejny rozdział jak zwykle dopracowany co mnie wcale nie dziwi :) a wręcz do tego przywykłem :). Zauważyłem też coś ciekawego i bardzo mnie to cieszy. "Pokochaj mnie tato" "W pogoni za szczęściem" Jak rozumiem jet to zapowiedź kolejnych opowiadań Pozdrawiam i życzę weny |
MalgorzataSz1 2013.01.25 17:54 |
Biedronko. Bardzo mnie cieszy, że czytasz, a jeszcze bardziej to, że Ci się podoba. Ja od początku miałam wątpliwości, co do tego opowiadania i nadal je mam, bo chyba jednak nie wszyscy są nim zainteresowani a przynajmniej Ci, którzy śledzili moje opowiadania do tej pory. No cóż... Raz wychodzi nam lepiej raz gorzej. Nie zawsze może być idealnie. Całe szczęście, że jeszcze tylko dwa rozdziały i będzie koniec. Ja odetchnę z ulgą i inni chyba też. Za to bardzo się cieszę tym następnym, naszym wspólnym. Uważam, że wyszło naprawdę nieźle i tak, jak chciałaś, wzruszająco. Już wkrótce się o tym przekonasz. Ja dziękuję Ci za komentarz i serdecznie pozdrawiam. Yabi. Tak się cieszę, że się odezwałeś. Dawno Cię tu nie było i myślałam, że odpuściłeś sobie. To bardzo dla mnie pocieszające, że jednak nie i nadal czytasz moje opowiadania. Tak. Te dwa kolejne tytuły, to zapowiedzi dwóch nowych opowiadań. Jedno z nich będę publikować już wkrótce, jak tylko zakończę to. Jeszcze tylko dwa rozdziały i myślę, że na początku lutego pojawi się nowa świeżynka. Bardzo Ci dziękuję, że tu jesteś i śledzisz rozdziały a także za komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę pomyślności w nowym roku. :) |
danka69 (gość) 2013.01.26 14:19 |
Gosiu Kochana! Wiem ,że brak komentarzy bardzo demobilizuje piszących. Nieprawdą jest jednak Twoje twierdzenie ,że prawie nikt nie czyta tego opowiadania, bo jest zbyt długie , nudne , mało interesujące. Uwierz proszę, że ani trochę nie jest gorsze od wcześniejszych. Dziewczyny , które uczą się , z uwagi na koniec semestru więcej czasu poświęcają na naukę, ale jestem przekonana , że z przyjemnością czytają kolejne notki. Ja jak wiesz już dawno "zarzuciłam" naukę co niestety nie ma przełożenia na większą ilość wolnego czasu, którym dysponuję.Wręcz przeciwnie, raczej mam go zdecydowanie mniej. Zawsze , ale to zawsze zaglądam na Twojego bloga i czytam z wielkim zapałem każdą pojawiającą się część.Jak dobrze wiesz mam problemy z komentowaniem, przedkładam mówienie nad pisaniem.... . Podsumowując tę zawiłą wypowiedź chciałabym tylko Ci przekazać, że nie zarzucaj długich opowiadań bo ja takie wolę. Krótkie zawsze pozostawiają niedosyt, nie ma takiego wątku ,ktorego nie dałoby się dalej rozwinąć.Czekam na ostatnie dwie części, narodziny młodej/młodego Dobrzańskich i rozwinięcie innych wątków. Gorąco pozdrawiam. |
MalgorzataSz1 2013.01.26 14:41 |
Danusiu. Pisząc o znudzeniu czytelników miałam na myśli tych, którzy czytają to opowiadanie na streemo a nie na blogu. Moja odpowiedź na komentarz Biedronki została przeklejona właśnie ze streemo i nie chciałam jej tu już zmieniać. Tu widzę, że sporo czyta po ilości wejść. Na streemo był czas, że komentowało wiele osób i nie tylko w wakacje, kiedy jest dużo wolnego czasu, ale i w czasie roku szkolnego. Długie opowiadania nie są dobre choćby ze względu na to, że czytający ostatnie rozdziały nawet nie pamiętają, co było w pierwszych. Z pewnością inaczej by to wyglądało, gdyby wkleić od razu całe opowiadanie a nie dodawać po rozdziale co kilka dni. No, ale blog rządzi się swoimi prawami. Jutro przedostatni rozdział, a potem chyba we wtorek lub w środę ostatni. Ja z pewnością poczuję ulgę, nie wiem jak inni. Od początku miałam wątpliwości co do tego opowiadania a pisanie go szło jak po grudzie. Za to z kolejnego jestem zadowolona, bo choć pomysł był Biedronki ja machnęłam je w ciągu kilku dni. Tak właśnie lubię pisać, gdy wiem o czym. Za komentarz bardzo Ci dziękuję zapracowana kobieto i serdecznie pozdrawiam. :) |
Marcysia (gość) 2013.01.26 23:38 |
Przeczytałam notkę kilkukrotnie, tak mi się
spodobała! W tej notce same dobre wiadomości :) Chociaż zaczęło się
nieciekawie, to ostatecznie dowiedzieliśmy się, że rodzina Dobrzańskich
się powiększy :) To naprawdę, naprawdę cudowna wiadomość ;) Też
zastanawiałam się, jak Ula wybrnie z pytania Beatki - no tak, jak
wytłumaczyć dziecku "skąd się biorą dzieci"? Szczerze - myslałam, że
młoda żona wybierze wariant z bocianami, tylko Betti w swojej bystrości
pewnie zaczęłaby drążyć temat ;) A tak wszystko ładnie sprawnie poszło
:) Czekam na kolejną część i zapraszam do siebie, gdzie pojawiła się nowa notka. Pozdrawiam Cię serdecznie! :) |
MalgorzataSz1 2013.01.27 10:00 |
Marcysiu. Wersja z bocianami? To już przeżytek. Dzieci już nie wierzą w takie rzeczy, jak również w te, że znajduje się je w kapuście. Ha, ha, ha. Dobrzańskim powiększy się rodzina i to już w następnym rozdziale. Powoli wszystko zaczyna się układać lak deska barlinecka i wychodzić na prostą. Dla wszystkich bohaterów przewiduję szczęśliwe zakończenie, nawet dla Alexa. Dziękuję Ci za komentarz. Ja swój zostawiłam u Ciebie na blogu. Serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz