25 sierpień 2012 |
Rozdział XV +18
Ten pokaz był uwieńczeniem wysiłków obu firm. Nie spodziewali się, że przybędzie na niego tak tłumnie cała śmietanka towarzyska Londynu i okolic. Londyński establishment okazał się bardzo liczny. Przed ich oczami przewijały się kobiety w pięknych i niezwykle oryginalnych kapeluszach i ich towarzysze odziani w wymuskane fraki. Nie zabrakło też miejscowej prasy, wśród której znaleźli się i zagraniczni dziennikarze. Tak ekscentryczny i elitarny tłum gości obiecywał wiele. Mieli świadomość, że Anglicy są raczej powściągliwi i nie uzewnętrzniają zbyt spontanicznie swoich emocji. Liczyli jednak na to, że nietuzinkowa kolekcja F&D zrobi wrażenie na niejednym z nich. Kiedy zaczęły wchodzić modelki ubrane w te misternie uszyte kreacje Pshemko, na sali zapadła grobowa cisza. Trochę ich to zaniepokoiło. Żadnych szeptów, gestów, zero reakcji. Właśnie ostatnia z modelek przemaszerowała przez wybieg, a po niej wszystkie ustawiły się w szeregu. Wtedy rozległa się burza oklasków. Dawid przywołał na scenę Pshemko, który wszedł na nią kłaniając się wszystkim nisko. Był szczęśliwy, bo oklaski zdawały się nie mieć końca. Skandowano jego imię, a on czuł się tak, jakby trafił w objęcia samego stwórcy. Kolekcja „Fashion look” została przyjęta z podobnym entuzjazmem. Marek już po wszystkim serdecznie ściskał Dawidowi dłoń. - Udało się przyjacielu! Udało! Jestem taki szczęśliwy. Spójrz na Pshemko. Jestem pewien, że długo będzie jeszcze przeżywał swój triumf. A ojciec? Nigdy nie widziałem go równie dumnego i uradowanego. Dziękuję ci Dawidzie. To wielki zaszczyt i przyjemność współpracować z tobą. Mam nadzieję, że pokaz u nas, w Warszawie odniesie równie spektakularny sukces. Uśmiechnięty od ucha do ucha Dawid klepał przyjaźnie jego ramię. - Ja jestem tego pewien. Obie kolekcje są genialne i mam przeczucie, że rozejdą się, jak świeże bułeczki. W tłumie gości uświetniających bankiet z trudem odnalazł Ulę. Dostrzegł ją wreszcie. Dotrzymywała towarzystwa jego rodzicom. Obok nich stali też oboje Febo, Maciek i najważniejsza dzisiaj osoba, Pshemko. Podszedł do nich i uściskał projektanta serdecznie. - Pshemko, twój geniusz jest wieczny. Dzięki tobie F&D odniosła dzisiaj wielki sukces. Nie znajduję słów, by podziękować ci za twoje zaangażowanie w pokaz i tą piękną kolekcję. Mistrz był wzruszony. Zawisł na szyi Marka mówiąc. - Och Marco. Ja nadal nie mogę uwierzyć. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - A ja jestem równie szczęśliwy. Po pierwsze dlatego, że odnieśliśmy sukces, a po drugie dlatego, że dzisiaj przed pokazem poprosiłem o rękę tę cudowną istotę. – Podszedł do Uli i ujął jej dłoń przyciskając do ust. – A ona się zgodziła. Jestem wielkim farciarzem. Pierwsi pogratulowali im rodzice mówiąc, że i oni cieszą się ich szczęściem. Potem pogratulowała im Paulina i zrobiła to naprawdę szczerze. Alex bąknął tylko coś pod nosem, a Pshemko życzliwie winszował. Usłyszeli pierwsze tony spokojnej muzyki. Zaczynał się bankiet. Z wielką ochotą ruszyli na parkiet. Trzymał ją w swoich objęciach przyciskając usta do jej skroni. Czuł się tak, jakby sam Bóg przypiął mu skrzydła do ramion i wypełnił jego serce niewyobrażalną radością. Następnego dnia, rano przy wspólnym śniadaniu pożegnali się z seniorami Dobrzańskimi. Ojciec uspokoił Marka obiecując, że zajmie się wszystkim i dopilnuje, by cała reszta dotarła w komplecie do Warszawy. Po posiłku wraz z Maćkiem powędrowali na autobus, który miał ich zawieźć na Berkeley Street. Jeszcze wczoraj Dawid załatwił z personelem obsługującym zaplecze samochodowe „Fashion look”, że rano Ushi odbierze Bentley’a. Znali ją tam wszyscy, bo kiedy tam pracowała, wielokrotnie korzystała właśnie z tego samochodu. W krótkim czasie dotarli na miejsce. Marek wraz z Maćkiem dzierżyli w dłoniach liczne torby z prezentami dla przyjaciół. Zanim dotarli do podziemnych garaży Ula, postanowiła zrobić niespodziankę Jabalowi. Już z okien autobusu dostrzegła wózek z hot-dogami i jego samego obsługującego niewielką grupkę klientów. Stanęli w kolejce czekając cierpliwie aż obsłuży ostatniego. Wreszcie podniósł głowę i zamarł. Potem z szerokim uśmiechem wyszedł zza wózka. - Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Ursula, skąd się tu wzięłaś? Dobry Boże! W życiu bym się nie spodziewał, że jeszcze kiedyś cię zobaczę! Uściskał ją serdecznie i odsunął na długość ramion. - Ależ wypiękniałaś dziewczyno! Prawdziwa z ciebie laska. Jakie dobre wiatry cię tu przywiały? Śmiała się radośnie do niego odwzajemniając uściski. - Po kolei Jabal. Najpierw chcę ci przedstawić Maćka. To mój przyjaciel, ten, o którym tak wiele ci opowiadałam. To z nim przyjechałam do Londynu. A to mój nowy pracodawca, Marek. On jest też od wczoraj moim narzeczonym. Jabal uścisnął obu mężczyznom dłonie. - Gratuluję panu. Nie mógł pan lepiej trafić. Ursula, to świetna dziewczyna. Ma wspaniały charakter i dobre serce. Dla ciebie też gratulacje maleńka. Skoro go pokochałaś, musi być również dobrym człowiekiem. - Najlepszym Jabal, zapewniam cię. Przyjechaliśmy tu na parę dni i nie darowałabym sobie, gdybym miała się z tobą nie spotkać. Przywiozłam ci też kilka drobiazgów z Polski i mam nadzieję, że ci się przydadzą. Przede wszystkim ciepły, wełniany sweter, żebyś nie marzł w zimie i trochę lekkich koszulek na lato. Niech ci się dobrze noszą. – Podała mu torbę. Był wzruszony. Po raz pierwszy w jego ciężkim życiu ktoś ofiarowywał mu coś zupełnie bezinteresownie. Ponownie uściskał ich wszystkich. - Bardzo wam dziękuję. Naprawdę nie spodziewałem się. Jestem wam niewymownie wdzięczny. Jedyny sposób, w jaki mogę to okazać, to poczęstować was hot-dogami. Ursula zawsze powtarzała, że są najlepsze w Londynie. Nie byli głodni, bo w żołądkach nadal mieli śniadanie, jednak nie potrafili mu odmówić. - Bardzo chętnie zjemy Jabal. Pięknie pachną. Mam nadzieję, że masz te pyszne pikle. Wiesz, jak je uwielbiam. - Mam Ursula i zaraz wam je zaserwuję. Błyskawicznie przygotował trzy chrupiące bułki i wręczył im. Rozmawiali z Jabalem jeszcze przez dłuższą chwilę delektując się wyjątkowym smakiem kiełbasek. Musieli przyznać, że nigdzie nie jedli tak dobrych hot-dogów. Ula żegnała się z nim wylewnie obiecując, że przy okazji następnej wizyty znowu go odwiedzą. Weszli przez szerokie drzwi podziemnego garażu. Ula od razu dostrzegła Michaela i uśmiechnęła się na jego widok. - Witaj Michael. Ty dzisiaj masz dyżur? Mam nadzieję, że pan Finley uprzedził was o tym, że zabieramy Bentley’a? - Witaj. Dawno cię nie widziałem. Słyszałem, że wróciłaś do Polski. - Tak, to prawda, ale moja firma w Polsce ściśle współpracuje z tą firmą, więc myślę, że nie będę tu takim rzadkim gościem. Przygotowaliście wszystko? Samochód zatankowany? - Wszystko jest, jak trzeba. Tu masz kluczyki i kartę wozu. Wracacie jeszcze dzisiaj? - Naprawdę nie wiem, ale to chyba nie będzie problem, jak odstawię go jutro? - Najmniejszy. Pan Finley liczył się z taką ewentualnością i uprzedzał nas o tym. Szerokiej drogi w takim razie. Zapakowali się do wozu. Ula zasiadła za kierownicę i wolno wyjechała z garażu włączając się do ruchu w kierunku Wembley. Emma Smile wyszła na ganek i przysłoniła dłonią oczy odgradzając się w ten sposób od jaskrawych promieni słońca. Uśmiechnęła się na widok pokrytych kwieciem owocowych drzew. Część płatków leżała na ziemi ścieląc biało-różowy dywan. Odetchnęła głęboko wciągając w płuca ciężkie i słodkie od zapachu kwiatów powietrze. Uwielbiała wiosnę i rodzące się na nowo życie w ich sadzie. – Będą znowu dobre i obfite zbiory – pomyślała. – Chyba, że pogoda spłata figla. Z nią nigdy nic nie wiadomo. – Usłyszała za sobą tupot dziecięcych nóg. Odwróciła się i ujrzała wybiegające w piżamach swoje dwie pociechy. Dopadły ją i objęły mocno w pasie. Pochyliła się i ucałowała ich buzie. - Dzień dobry smyki, wyspaliście się? - Wyspaliśmy. Kiedy przyjedzie ciocia i wujek? – Podekscytowana Lisa nie mogła się już doczekać gości z Polski. Emma spojrzała na nią łagodnie i przykucnęła gładząc ją po jasnych włoskach. - Przecież dobrze wiesz, że dzisiaj. Za jakąś godzinkę powinni być. Chyba nie chcecie pokazać im się w piżamach? Tata już wstał? - Jest w kuchni. Szykuje śniadanie. – Odparł rezolutny Danny. - No dobrze. To idźcie się teraz umyć i ubrać. Wszystko macie przygotowane w pokojach. Pośpieszcie się. Jeszcze śniadanie musicie zjeść. Odwróciły się jak na komendę i pobiegły do łazienki. Emma weszła do kuchni i zastała swojego męża pochylonego nad tosterem. Pociągnęła nosem, bo poczuła zapach smażonego bekonu. Podeszła bliżej i przytuliła się do pleców męża. - Dzień dobry kochanie. Nie tracisz czasu, śniadanie prawie gotowe. Cmoknął ją w policzek i uśmiechnął się. - Za niedługo tu będą, prawda? Brakowało mi ich. - Mnie również. Bardzo ciekawa jestem Ursuli. Nawet nie przypuszczałam, że się zakocha i przywiezie do nas swojego chłopaka. - I ja jestem ciekaw, tym bardziej, że poznałem go przecież, bo był tu oglądać naszą szwalnię. Wtedy była zła na niego i na tego drugiego, bo dokuczyli jej. Ciekawy jestem, co spowodowało, że zmieniła swój stosunek do niego tak radykalnie, że aż zakochała się w nim? Pewnie przy bliższym poznaniu dużo zyskał. Muszę to od niej wyciągnąć, choć pewnie nie będzie łatwo. Ursula jest dość skryta i nie bardzo wylewna. Ustawił talerze na stole i rozdzielał na nie pachnącą jajecznicę z wielkiej patelni. Po chwili dołączyły do nich ubrane już dzieci. Podczas tego śniadania atmosfera wydawała się pełna oczekiwania i radosnego podekscytowania. Głośny dźwięk klaksonu skutecznie oderwał ich od zajęć. Dzieci biegły już z radosnym piskiem w kierunku bramy, by po chwili utonąć w ramionach Uli i Maćka. Ula przedstawiła im też Marka, z którym grzecznie się przywitały. Emma i Jonathan również nie pozostali bierni i wyściskali swoich gości serdecznie. - Pozwólcie kochani, że wam przedstawię. To Marek Dobrzański, mój chłopak, a od wczoraj narzeczony. Ty Jonathan już go miałeś możliwość poznać, ale Emma jeszcze nie. Marek z estymą ucałował dłoń pani Smile a następnie mocnym uściskiem przywitał się z Jonathanem. - Bardzo dziękuję za to zaproszenie i cieszę się, że mogę bliżej państwa poznać. Czy mogę zwracać się do was po imieniu? - Oczywiście. Nie ma problemu. Tak jest przecież wygodniej. Zapraszamy was. Przygotowaliśmy dla was pokoje. Ty Ursula i Mark macie wspólny, a Maczek osobno. Chodźcie. Odświeżycie się trochę. Jonathan przygotował już stół i fotele w ogrodzie. Jest taki ładny dzień, że szkoda byłoby siedzieć w domu. Weszli do środka wprost do salonu, gdzie Ula odbierając torby od Marka powiedziała. - Przywieźliśmy wam trochę upominków z Polski. Danny, Lisa, to dla was. Macie tu swoją ulubioną czekoladę z orzechami i kilka ubranek. To Emmo, dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się spodoba. – Podała kobiecie reklamówkę. – A to dla ciebie Jonathan. Niech się dobrze nosi. Smile’owie byli mile zaskoczeni. Nie spodziewali się żadnych prezentów. Jak na Anglików, reagowali bardzo spontanicznie wyrażając zachwyt tymi podarkami i dziękując za nie. Emma zaprowadziła ich na piętro i wskazała pokoje. Posiadały swój urok. Urządzone w iście wiejskim stylu miały zawieszone w niewielkich oknach błękitne firanki i stojące na środku tradycyjne, drewniane łóżka. Całości dopełniały dębowe szafy. Jedynym kontrastem dla tej tradycji był ustawiony na komodzie telewizor. Rozpakowali rzeczy i skorzystali z łazienki odświeżając się po podróży. - Piękny ten dom. – Westchnął Marek. – Taki dom z duszą. Może kiedyś i my będziemy mieć podobny? Chciałabyś? – Objął ją w pasie i spojrzał w jej błękitne, jak letnie niebo oczy. - Bardzo. Ten dom urzekł mnie od samego początku. To duża zasługa Emmy. Ma romantyczną naturę i przeniosła ten swój romantyzm na wygląd domu i jego otoczenia. Nie byłeś jeszcze w sadzie. Jest naprawdę piękny, a Emmy warzywnik jest wzorowo utrzymany. Zejdźmy na dół. Będziesz miał okazję popodziwiać. W salonie zastali Maćka rozprawiającego z Jonathanem. Przyłączyli się i razem wyszli na zewnątrz. - Jeśli pozwolisz Jonathan oprowadzę Marka po sadzie. Potem pomogę Emmie przy obiedzie. Zrobimy sobie taki krótki spacerek. Obserwowali, jak objął jej ramię i wolno prowadził w głąb sadu. - Nigdy nie przypuszczałem, że oni będą kiedyś parą. – Odezwał się Jonathan. - Jak przywiozła go tu razem z tym drugim, była na nich wściekła, że tak ostentacyjnie wyśmiewali ją. – Maciek uśmiechnął się. - To było trochę inaczej. Wyśmiewał się ten drugi, a Marek tylko na początku, choć nie komentował wyglądu Uli tak głośno, jak ten Olszański. Czuł się winny wobec niej, szczególnie wtedy, gdy okazało się, że jest Polką i doskonale rozumiała, o czym mówili. Zanim wyjechał wtedy z Londynu, przepraszał ją z dziesięć razy. Potem okazało się, że dzięki niemu możemy wrócić do kraju. Prawda jest taka Jonathan, że gdyby nie on, nigdy by nam się to nie udało. Zaproponował nam pracę na świetnych warunkach w swojej firmie. Okazał się wspaniałym, dobrym, niezwykle wrażliwym człowiekiem. Pokochał Ulę bez pamięci, a i ona świata poza nim nie widzi. Wczoraj w pubie u Johna byłem świadkiem ich zaręczyn. Marek tam właśnie chciał to zrobić. W miejscu, gdzie pierwszy raz zobaczył Ulę. - To piękna historia Maczek. Mam nadzieję, że oboje będą szczęśliwi. Maciek poklepał przyjaciela po ramieniu. - Spójrz na nich, oni już tacy są. – Jonathan roześmiał się. - Masz rację Maczek. Trudno nie zauważyć. To, co? Pomożesz mi przygotować grilla na wieczór? Zrobimy też ognisko. Dzieciaki będą miały uciechę. - No pewnie. Chyba nie myślisz, że będę siedział bezczynnie. Syci obiadem rozsiedli się w ogrodzie w wygodnych wiklinowych fotelach sącząc leniwie przygotowaną przez dziewczyny kawę. Emma naprawdę się postarała. Zaserwowała im dzisiaj prawdziwy Sunday roast, tradycyjną pieczeń z jagnięciny podaną z sosem pieczeniowym, pieczonymi ziemniakami i zestawem gotowanych warzyw, wśród których dominowały kawałki gotowanego kalafiora polanego sosem serowym, tak zwane cauliflower cheese. Pierwszy raz jedli coś takiego i musieli przyznać, że było znakomite. Właśnie w tej chwili wniosły deser zwany trifle. Były to różnego rodzaju owoce przełożone warstwami ciasta biszkoptowego, galaretką i polane sosem waniliowym custard. Ula rozdzieliła słodkości do niewielkich, szklanych miseczek i usiadła obok Marka. - Zazdroszczę wam – odezwał się on sam do gospodarzy. – Zazdroszczę tego pięknego domu, sadu, ciszy i spokoju. Chciałbym kiedyś zamieszkać w podobnym miejscu. W miejscu, w którym można się wyciszyć, zebrać myśli i odetchnąć od tego firmowego kołowrotu. Emma uśmiechnęła się do niego wdzięcznie. - Dziękuję Mark. My już nie wyobrażamy sobie życia gdzieś indziej. Zobaczysz, że i tobie się uda znaleźć takie miejsce. Kiedy zamierzacie się pobrać? Wiecie już? Rozmawialiście na ten temat? - Jeszcze nie. Nie było czasu. Przecież dopiero wczoraj zaręczyliśmy się. Ja bardzo chciałbym jak najszybciej, ale wiem, że Ula znacznie rozsądniej podchodzi do takich spraw i chce wszystko pewnie zaplanować. Nie będę jej pospieszał i naciskał. Jak wrócimy do Polski będzie czas, by zastanowić się nad jakąś dobrą datą. Na pewno powiadomimy was o tym. - A ty Maczek, kiedy pomyślisz o sobie? – Spytał Jonathan. – Kiedy ty zawiadomisz nas, że znalazłeś tą jedną, jedyną? Maciek roześmiał się na całe gardło. - Nie tak prędko przyjacielu. Ja nie mam czasu na życie osobiste. Ciągle gdzieś latam lub jeżdżę po Polsce. Jak się skończy ten młyn z pokazami, może wtedy przyjrzę się którejś pannie dokładnie i może wtedy zabije mi mocniej serce. Póki co cieszę się szczęściem Uli i Marka. Niebo nieco zszarzało. Ciepły, słoneczny dzień ustępował pod naporem chłodniejszego wieczoru. Jonathan zapalił ogrodowe, sodowe lampy. Marek troskliwie okrył Ulę swetrem i szepnął jej do ucha. - Nie chcę żebyś mi zmarzła kochanie. Za chwilę zrobi się chłodniej. – Pocałował ją w policzek i usiadł obok chwytając jej dłoń i zamykając w uścisku swojej. Maciek przy pomocy dzieciaków już rozpalał ognisko, a Jonathan pilnował grilla. Wszędzie roznosił się zapach smażonego mięsa. Emma wniosła talerze i wielką miskę sałaty. Do Marka podbiegł Danny dzierżąc w dłoniach kilka długich patyków. - Chodź wujku. Musisz upiec sobie kiełbaskę. Ciociu, ty też chodź. Zobacz, mam dla ciebie kijek. – Wręczył jej ostro zastrugany na końcu patyk. – Marek pogładził chłopca po głowie. - Dziękuję Danny. Musisz mi pokazać, jak to się robi. Nie chciałbym jej spalić. - Wszystko ci pokażę. Mam w tym wprawę. Wujek Maczek mnie nauczył. – Powiedział z dumą. Stanęli w kręgu ognia trzymając nad nim przygotowane przez Emmę kiełbaski. Ten wieczór wydawał się magiczny. Cisza i nieprawdopodobny spokój mącił jedynie trzask iskier z ogniska i koncert świerszczy. Marek przytulił Ulę do swego boku, a ona ułożywszy głowę na jego ramieniu spojrzała mu z miłością w oczy. - Cudowne zakończenie dnia, prawda? – Powiedziała cicho. – Szkoda będzie stąd wyjeżdżać. Zawsze mi było żal ich opuszczać. Wspaniale się tu czuję. - I ja polubiłem to miejsce. Mam nadzieję, że my stworzymy podobne i że jeszcze nie raz będziemy wracać do tego tutaj. Było już bardzo późno, gdy Maciek zgasił ognisko. Wspólnie uprzątnęli naczynia. Dzieci już dawno spały w swoich łóżeczkach. Cichym „dobranoc” pożegnali się z gospodarzami i poszli na piętro. Wspólnie skorzystali z ciepłego prysznica i z przyjemnością ułożyli się w chłodnej, sztywnej od krochmalu, pościeli. Przytulił się do niej mocno i wyszeptał. - Bardzo cię pragnę. Pozwolisz się kochać? Obiecuję, że zrobimy to bardzo cicho. Uśmiechnęła się do niego. - Ty na pewno będziesz cicho, ale ja nie ręczę za siebie. – Zachichotała. - Będę cię pilnował. – Wtulił się w jej usta całując zachłannie. – Boże, jak ja cię kocham. Żarliwość tych pocałunków, jego czuły dotyk i miłosny szept wywołały błogi dreszcz i gęsią skórkę na jej ciele. Jej skóra zawsze tak reagowała na jego pieszczoty. Uwielbiała ten stan. Zawieszona między rozkoszną świadomością i równie rozkoszną nieświadomością, odpływała w stronę tej drugiej chcąc zatracić się do granic możliwości w miłosnym uniesieniu. On nie żałował jej doznań. Jej ciało traktował, jak obiekt kultu, największej czci. Całował każde miejsce, każdy zakamarek, dokładnie i z pietyzmem nie chcąc, by coś miało zostać pominięte. Ona odpłacała się podobnie. Uważała, że jego ciało jest pięknie uformowane, niezwykle pociągające i zasługujące na wszystko, co najlepsze. Przekręciła się i usiadła na jego udach. Pochyliła się przylgnąwszy do jednego z jego sutków. Gładząc i całując na przemian schodziła z pieszczotą coraz niżej. Przeciągle westchnął, gdy dotarła do podbrzusza. Przeciągnęła dłonią po nim a potem pogładziła jego pobudzoną męskość. Przymknął oczy zacisnąwszy powieki. Jej dłonie objęły całe przyrodzenie gładząc je delikatnie i doprowadzając go niemal do obłędu. Przelała się przez niego ogromna fala napięcia. Musiał się z niego uwolnić. Ta potrzeba była bardzo silna. Znowu leżała pod nim pozwalając, by jego usta odnalazły jej kobiecość. Jęknęła cicho rozsuwając szerzej nogi. Z każdą chwilą wilgotniała coraz bardziej. Przeniósł pocałunki na jej usta i wszedł w nią jednym ruchem. Na moment straciła oddech. On stopniując doznania najpierw poruszał się wolno, jakby ospale, by wkrótce przyspieszyć nieco. Jej nogi ciasno objęły mu biodra, a dłonie spoczęły na jędrnych pośladkach. Uwielbiała kochać się z nim w taki właśnie sposób. Był wtedy głęboko w niej, najgłębiej jak tylko mógł. Świat przestawał istnieć, a czas tracił znaczenie. Liczyło się tylko to, co miało wydarzyć się za chwilę. Ponownie przyspieszył. Kolejne pchnięcia były mocne i rytmiczne. Otworzyła usta czując, jak potężna, obezwładniająca siła targa jej ciałem. Skamieniała z niemocy od nadmiaru potężnych drgań. Były cudowne i takie błogie. Spełnienie przyszło równocześnie, bo i Marek zastygł trzymając ją nadal ściśle w ramionach. Czuła swoje skurcze i jego pulsującą w niej męskość. Otworzyła powieki i uśmiechnęła się delikatnie. - To było mocne i wspaniałe – szepnęła. - Zaprowadziłaś mnie do nieba skarbie. Kocham cię. Następny dzień wstał słoneczny i rześki. Maj rozpieszczał piękną pogodą nawet zwykle deszczową Anglię. Przez błękitne firanki natarczywie przebijały ciepłe, słoneczne promienie skutecznie budząc zakochanych. Musieli wstawać. Czas wracać do domu. Jeszcze tylko trzeba odstawić samochód i jutro rano wylot. Udał im się ten pobyt, bo wszystko przebiegło pomyślnie. Pokaz się udał, odwiedzili przyjaciół a najważniejsze, że zaręczyli się. Spakowali torby i zeszli na dół, na śniadanie, które Emma przygotowała w ogrodzie. Umówili się z nią, że wyjadą wczesnym popołudniem, po obiedzie. Mieli więc jeszcze kilka godzin, by porozmawiać i nacieszyć się sobą na zapas. Smile’owie żegnali się z przyjaciółmi ze łzami w oczach. Dzieci również płakały tuląc się do Uli i Maćka. Przykucnęli przy nich pocieszając. - Nie płaczcie. Niedługo na pewno się zobaczymy. Może teraz to wy zawitacie do Polski? Chciałabym żebyście poznali moją małą siostrzyczkę Betti. Ona jest tylko trochę starsza od was. Na pewno polubilibyście się. Obiecujemy, że będziemy dzwonić. Jonathan, Emma, bardzo wam dziękujemy za wszystko. Czuliśmy się tu wspaniale i długo pozostanie w naszej pamięci ta wizyta w waszym gościnnym domu. Marek jest nim zachwycony i marzy o podobnym. Dbajcie o siebie. Będziemy w kontakcie. Do zobaczenia kochani. Zajęli miejsca w samochodzie machając im na „do widzenia”. Rodzina Smile’ów długo jeszcze stała przed bramą czekając, aż samochód nie zniknie z ich oczu za zakrętem. |
Shabii (gość) 2012.08.25 14:53 |
Małgosiu. Znakomity rozdział. Bardzo się cieszę, że pokaz się udał i obie kolekcje odniosły sukces. To było do przewidzenia. Cieszę się także, że Ula i Marek znaleźli czas by odwiedzić swoich znajomych. Widać, że wszyscy byli bardzo szczęśliwi i spędzili miło czas. Londyńscy przyjaciele przywitali ich bardzo ciepło i zadbali by niczego im nie brakowało. Rodzina Smile'ów ugościła ich najserdeczniej jak można. Przygotowali atrakcję w postaci ogniska i grilla oraz poczęstowali różnymi pysznościami. Byli bardzo wdzięczni za upominki jakie Ula przywiozła dla nich z Polski. Zapomniałam napisać o tym, że i Jabal bardzo się ucieszył gdy zobaczył swoją najlepszą przyjaciółkę. Przejdę teraz do części +18. Małgosiu to było cudowne. Pięknie opisałaś tę scenę. Przeczytałam ją jednym tchem. Często sceny +18 nie dają się czytać, są bardzo wulgarne. Ty zawsze opisujesz wszystko ze smakiem. Czyta się te sceny lekko i przyjemnie. Nie brakuje romantyzmu, miłości. Po prostu wszystko jest wspaniale. Gosiu, chciałam jeszcze o coś zapytać. Wszystkie opowiadania jakie czytałam do tej pory kończą się zazwyczaj tym, że Ula i Marek są po ślubie, a Ula jest w ciąży. Chciałabym przeczytać raz jeszcze takie opowiadanie które nie kończy się tylko na ślubie. Chciałabym poczytać o dzieciach i o tym, jakimi rodzicami są Marek i Ula. Jak wiesz ubóstwiam opowiadanie "Wariacje na temat Uli i Marka". Ubóstwiam je, bo jest świetne ale nie tylko dlatego. W tym opowiadaniu opisałaś wszystko. Opisałaś ich kłótnię, później zgodę, później ślub, dzieciaki. Było tak jak w życiu. Czy mogę liczyć, na podobne opowiadanie? Byłabym bardzo szczęśliwa. Czekam na kolejne części i serdecznie pozdrawiam raz jeszcze życząc miłego wypoczynku. :);* |
MalgorzataSz1 2012.08.25 15:51 |
Shabii. To prawda, że wszystkie opowiadania kończą się ślubem i ciążą, lub samym ślubem. Trudno wymyślić bardziej szczęśliwy koniec, chyba że będziemy kończyć na zaręczynach lub wręcz na rozkwitającej miłości między nimi. Jakby na to nie patrzeć, ktoś zawsze poczuje niedosyt. Można byłoby poprowadzić jeszcze opowiadanie dalej pokazując ich wspólne życie i wychowywanie dzieci na przykład 10 lat później. O ile sobie przypominam, takie próby już były, a nasza kochana Ania 1302 posunęła się nawet dużo, dużo dalej ciągnąc opowieść do momentu, gdy dzieci Uli i Marka są już dorosłe i same zaczynają wieść niezależne życie. Tak, czy owak, żadne zakończenie tej historii nie będzie już oryginalne, bo, że tak to ujmę, wszystko to już było. My możemy jedynie ująć ten szczęśliwy finał w inne słowa, lub pokazać go w swojej własnej wersji, która się spodoba lub nie. Twoje sugestie by stworzyć kolejne opowiadanie i pociągnąć temat nieco dalej pewnie są uzasadnione. Ja jednak nadal nie mam pomysłu na następną historię. Załóżmy, że zakończenie by już było, bo sama je podsuwasz, ale co z początkiem i rozwinięciem opowiadania? Ja już mam poważne obawy, że każda historia, którą opisuje, jest mało ciekawa i nie zainteresuje czytelnika na tyle, by chciał ją czytać od początku do końca. Ja muszę to przemyśleć i na pewno zajmie mi to trochę czasu, po pomysły nie tryskają mi z głowy jak fajerwerki. Cieszę się, że podobała Ci się scena łóżkowa. Ciekawe, czy inni będą mieć podobne zdanie. Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz. Zabiłaś mi niezłego klina. Ale jak to mówią: klin klinem. Muszę pomyśleć. Pozdrawiam Cię serdecznie. |
Marcia (gość) 2012.08.25 17:02 |
Gosiu Wiem, że dawno nie komentowałam, ale jak napisałam dziś na moim blogu, nie miałam internetu, a potem także i czasu. Ale już wróciłam i nadrobiłam wszystkie rozdziały. Ten rozdział wyszedł Ci cudownie. Pokaz obu kolekcji nie mógł zostać przyjęty inaczej. W końcu Pshemko jest prawdziwym geniuszem i widzowie musieli docenić jego kunszt i precyzję wykonanych przez niego kreacji, tak samo jak projektant z firmy Dawida. Co tyczy się poprzedniego rozdziału - cieszę się bardzo, że Marek oświadczył się Uli. To naprawdę wspaniale. Kochają się w końcu. Spotkania z przyjaciółmi przebiegły w naprawdę miłej atmosferze. Marek został ciepło przyjęty zarówno przez Jabala jak i przez Jonathana, Emmę, Danny'ego i Lisę. Ognisko opisywane przez Ciebie w tym rozdziale przywołało do mnie wspomnienia z ostatniego dnia moich wakacji kiedy to siedziałam wraz z bratem i jego żoną przy ognisku, potem ci poszli do domu chcąc pobyć trochę razem, a ja zostałam wpatrując się w ogień. To naprawdę magiczny widok, a gdy jest obok ukochana osoba, tak jak Marek przy Uli i na odwrót, domyślam się, że jeszcze piękniejsze. Dom Smile'ów bardzo podoba się Markowi i Uli. Ula przyznała, że chciałaby mieć podobny dom. Jestem ciekawa, czy Marek zrobi coś w tym kierunku. Takie domy "z duszą" rzeczywiście są najczęściej skromne, ale również wspaniałe. Co do sceny łóżkowej, wyszła Ci wspaniale. Ja sama pisałam taką scenę kilka razy, ale ostatnio coś nie umiem tego opisać tak jakbym chciała i daję sobie spokój. Tobie wychodzi to świetnie. Jestem ciekawa, czy zgodnie z odpowiedzią daną Emmie porozmawiają o dacie ślubu, a Maciek znajdzie sobie swoją drugą połówkę (czyżby Ania?). Naprawdę świetny rozdział. Pozdrawiam :) |
Marcia (gość) 2012.08.25 17:02 |
Gosiu, zapraszam Cię do mnie na nowy rozdział. Pozdrawiam :) |
MalgorzataSz1 2012.08.25 17:14 |
Marcia. Rzeczywiście dawno Cię nie było, skoro byłaś dwa rozdziały do tyłu. Marek pozostaje pod wielkim urokiem domu Smile'ów. Zrobi wszystko, by kupić podobny, właśnie taki dom z duszą. W Anglii takie domy są bardzo urokliwe ze względu na widowiskowe dachy je pokrywające. Tam są specjalnie szkoleni rzemieślnicy, którzy z dobrze wysuszonej trzciny potrafią wymodelować istne cudeńka. To bardzo trudna sztuka i niewielu ma dryg do takiej roboty. Te dachy charakteryzują się tym, że są bardzo grube. Nieraz ich grubość dochodzi nawet do jednego metra. Domy przykryte taką strzechą wyglądają, jakby miały na sobie grzybowy kapelusz. U nas takich dachów się nie robi. Chyba, że ktoś bardzo chce i sprowadza rzemieślników z Anglii. Marek nie posunie się aż do tego, ale znajdzie z pewnością ładny przytulny dom. Z pewnością również ustalą datę ślubu. Przecież opowiadanie ma się mim skończyć. A Maciek? Na pewno będzie to Ania. Tu nie zmieniam historii i jest tak jak w serialu. Za chwilę przenoszę się na Twój blog. Mam też prośbę. Skopiuj proszę Twój komentarz i wklej go pod rozdziałem na streemo. Będę wdzięczna. Bardzo dziękuję Ci za wpis i gorąco pozdrawiam. |
XUlaX (gość) 2012.08.25 19:06 |
Gosiu. Cudowna notka. Mimo, że długością była podobna do poprzednich to wydała mi się bardzo krótka. Może to przez to, że zawarłaś w tym rozdziale wiele szczęścia. To co najbardziej lubię. :) Pokaz udał się znakomicie, Pshemko został bardzo ciepło przywitany przez Anglików. Wiedziałam, że tak będzie, w końcu nie mogło być inaczej. Mistrz jest prawdziwym geniuszem, za każdym razem jego dzieła są przepiękne. Widać, że wkłada w swoje kolekcje całe serce. Projetkowanie to jego prawdziwa pasja. Bardzo się cieszę, że rodzice Marka, Pshemko i Paulina tak radośnie przyjęli wiadomość o zaręczynach. Jedynie Aleks jak zwykle był ponuty, no, ale cóż taki jest i czuję, że chyba się zmieni. Dlaczego tak sądzę? Bo zdradziłaś nam, że w Londynie zainteresuje się kobietą, Hannah. A żeby osiągnął swój cel (jakim pewnie będzie związek z nią) to musi się zmienić. Wątpię żeby taka miła i radosna dziewczyna zechciałaby takiego ponurego Aleksa. Chyba, że się mylę? Wizyta u Smile'ów cudowna, pełna ciepła. Marek jest pod dużym wrażeniem ich domu. Śmiem twierdzić, że dzieci bardzo go polubiły. Zresztą jego nie da się nie lubić, najlepszym przykładem jest na to Betti. Marek ma w sobie jakiś taki urok, który przyciąga do niego dzieci. Znam wiele takich mężczyzn, w tym mój wujek którego bardzo, bardzo lubię. Jest troszkę starszy od Marka. Jezu, o czym ja piszę? To nie jest rozmowa o życiu prywatnym tylko o Twoim opowiadaniu. Dobra, zmnieniam temat. Scena +18 jak zwykle magiczna i cudowna, uwielbiam te Twoje opisy. Jednym słowem, a raczej dwoma : KOCHAM CIĘ! :) Znowu mnie rozśmieszyłaś tym "Maczkiem" - nie wiem dlaczego ;) Pozdrawiam :D |
MalgorzataSz1 2012.08.25 19:17 |
Paulina. Alex jeszcze nie raz będzie w Londynie, ale to nie tam będzie miał okazję poznać Hannah. On rzeczywiście się zmieni, ale ta jego metamorfoza nie będzie spowodowana nagłym uczuciem do Hannah. On zacznie zmieniać się znacznie wcześniej, bo w jego życiu wydarzy się coś, co karze mu je przewartościować od podszewki. Nie dziwmy się, że właśnie tak a nie inaczej zareagował na wieść o zaręczynach Uli i Marka. Jest przecież przeciwnikiem stałych związków. Już dawno przestał naiwnie wierzyć w prawdziwą, szczerą miłość. To z jej powodu cierpi i póki co, nie ma zamiaru wpuszczać jej do swojego serca. Anglicy dość twardo wymawiają nasze "ś", "ć". Dlatego pomyślałam, ze oni imię Maćka wypowiadaliby właśnie w ten sposób. Dobrze, że niektórych to bawi. W tym Ciebie. Bardzo dziękuję za komentarz Paulina i przesyłam buziaki. |
Marcysia (gość) 2012.08.25 22:05 |
Małgosiu, na początku Cię przepraszam, że
komentuje obie notki dopiero teraz, ale ostatnio trochę chorowałam i
moja obecność przy komputerze była ograniczona. Dzisiejszy komentarz też
nie będzie imponujący, bo nie czuję sie jeszcze do konca dobrze. Cieszę się, że wszystko układa się po myśli naszych głównych bohaterów. Życie uczuciowe kwitnie, podobnie jak życie rodzinne i zawodowe. Jak to dobrze, gdy wchodząc na Twego bloga, od progu wita nas coś pozytywnego. Bardzo cieszę się, że Marek oświadczył się Uli, pokaz się udał podobnie jak cały pobyt w Wielkiej Brytanii. Pozdrawiam Cię serdecznie. Niestety, teraz wyjeżdzam, ale proszę Cię, na bieżąco zostawiaj u mnie info :)) |
MalgorzataSz1 2012.08.25 22:19 |
Marcysiu. Zaniepokoiłam się. Na dworze taki upał, a Ty jesteś chora. Ufam, że szybko wrócisz do zdrowia, czego Ci z całego serca życzę. Tym bardziej doceniam ten wpis. Czasem, jak człowiek chory, to nawet myśleć mu się nie chce. Ja oczywiście będę zostawiać wiadomości o nowych notkach tak jak do tej pory. Mam nadzieję, że dzięki temu wyjazdowi wrócisz do formy. Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę duuużo zdrówka. :) |
monika_2601 (gość) 2012.08.26 01:58 |
Pobyt w Anglii okazał się bardzo owocny:) Po
pierwsze Ula i Marek zaręczyli się, a to niewątpliwie przełomowe
wydarzenia. Po drugie, pokaz zakończył się sukcesem. Kreacje Pshemko
zostały przyjęte z wielkim entuzjazmem. Teraz pozostaje tylko mieć
nadzieję, że kolekcje równie dobrze zostaną przyjęte podczas
warszawskiego pokazu. No ale coś mi mówi, że przecież nie może być
inaczej;) Bardzo przyjemnie przedstawiony pobyt u Smile'ów. Takie typowo wiejskie świętowanie - grill, ognisko, smażenie kiełbasek nad ogniem itd. I ta zapowiadana scena +18:p Mówię, że coraz ich u Ciebie więcej!;p Nie będę więcej pisać, bo i tak nie mam nic ciekawego do powiedzenie:p Bardzo mi się podobało, ale nie ukrywam, że czekam na rozwój wypadków, czyli Aleksa i Hannah. Wtedy na pewno będę komentować obszerniej:) Pozdrawiam i czekam ;) |
MalgorzataSz1 2012.08.26 08:47 |
Monia. Chyba będę musiała dać sobie na wstrzymanie z tymi scenami +18. Zaczynam mieć niejasne podejrzenia, że być może deprawuję nieletnią część moich czytelniczek. Jakby na to nie patrzeć, rzecz do przemyślenia. Przeze mnie oczywiście. Wypadki zaczną się rozwijać już w następnym rozdziale i będą one dotyczyć Alexa właśnie, choć Hannah niekoniecznie. Pisałam już wcześniej, że ich znajomość rozwinie się chyba około 19 lub 20 rozdziału. Za to będzie bardzo intensywna. Mogę nawet zaryzykować i powiedzieć, że Alex zaangażuje się całym sercem. Pozdrawiam. |
orchid94 (gość) 2012.08.26 10:55 |
Gosiu kolejna piękna część, pełna sukcesów i szczęścia. Ten pokaz był wyjątkowy, piękny i bardzo udany. To dobrze dla obu firm. Wyobrażam sobie, jak rozpływał się Pshemko słysząc te wszystkie pochwały :) Krzysztof jest bardzo, bardzo z Marka dumny. Cieszę się, że wszyscy dobrze życzą Uli i Markowi i gratulują zaręczyn...no dobra, prawie wszyscy, bo Aleks chyba nadal nie cieszy się z jakichkolwiek sukcesów Marka, czy to prywatnych, czy zawodowych. Mam nadzieję, że przyjdzie czas na to, by i ta dwójka zakopała topór wojenny i 'grała do jednej bramki'. Marek tego wieczoru niewątpliwie był niesamowicie szczęśliwy. Następnego dnia miłe spotkanie z przyjaciółmi. Najpierw z Jabalem, który poczęstował ich najlepszymi hot-dogami jakie istnieją, a potem z rodzinką Smile'ów. Ulka musi być naprawdę dobrym kierowcą, skoro Marek i Maciek siedzieli na miejscu pasażerów, no i bardzo dobrze, nie tylko faceci potrafią świetnie prowadzić :) Ten czas spędzony w domu przyjaciół był naprawdę niezapomniany i radosny. Rozmowy, ognisko ... po prostu uroczo i cudownie, na pewno było bardzo, bardzo miło. Wprowadziłaś tym pięknym opisem w cudowny klimat :) Dobrze, że Maciek wyjaśnił sprawę co do Marka, bo na początku Emma i Jonathan chyba nie byli do niego przekonani. Zaskoczyłaś mnie fragmentem +18 akurat w tym miejscu. Spodziewałam się go raczej po pokazie, szczerze mówiąc, ale wplotłaś go świetnie. Opisałaś to wszystko pięknie, delikatnie i lekko, przeczytałam z przyjemnością. Niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy - musieli zakończyć wycieczkę, wracać do hotelu, no i potem czas na powrót do Polski. Część naprawdę piękna, wiesz, że uwielbiam czytać Twoje opowiadania. Serdecznie Ciebie pozdrawiam :) |
MalgorzataSz1 2012.08.26 11:14 |
Iza. Myślałam, ze znowu gdzieś wyjechałaś, a tu taka niespodzianka. Masz rację. Ten rozdział był taki nieco idylliczny, bo wszystko poszło jak z płatka. Był też sielsko-anielski wziąwszy pod uwagę ich pobyt na prowincji. Alex jeszcze jakiś czas będzie miał wątpliwości, czy pogodzić się z Markiem. W kolejnych częściach wydarzy się coś, co karze mu dokonać solidnej weryfikacji swojej postawy wobec intencji Marka. A one będą naprawdę szczere. Wielkie dzięki za komentarz Iza. Jakbyś mogła, to przeklej go na streemo. Serdecznie Cię pozdrawiam. |
kawi :) (gość) 2012.08.26 13:09 |
U mnie na blogu pojawiła się nn ! Serdecznie zapraszam ^^ Ps. Wszystkie nn u ciebie postaram się przeczytać i skomentować jeszcze dzisiaj :) kawi :) |
danka69 (gość) 2012.08.28 15:52 |
Gosiu, ostatnio przypada mi rola komentowania
notek z końca peletonu, gdzie znajdują się sami maruderzy. Czytam je
regularnie, prawie natychmiast po ich ukazaniu się, ale niestety nie
daję rady komentować je na bieżąco. Sielanka w pełnej krasie .Trochę pozytywnego stresu podczas pokazu, a potem piękna sentymentalna podróż do ulubionych miejsc Uli, w których Ula zawsze znajdowała odrobinę radości podczas trudnego pobytu na obczyźnie. Pobyt u Smile'ów sprawił ,że Marek już marzy o podobnym własnym domu, w którym ciepło i gościnność będą królować.Z Ulą z pewnością może spełnić swoje marzenia. No i scena łóżkowa. Delikatna, subtelna zapierajaca dech w piersiach. Czekam na kolejne, w kolejnych notkach. Bardzo dziękuję i mocno ściskam. |
MalgorzataSz1 2012.08.28 17:26 |
Danusiu. Nie biczuj się tak. Czy myślisz, że mam Ci za złe to, że komentujesz nieco później niż wszyscy? Absolutnie nie. Jestem Ci wdzięczna, że w tak ogromnym nawale obowiązków znajdujesz jeszcze czas, by przeczytać tę moją bazgraninę i w dodatku skomentować. Wiesz, że to pisanie, to takie zajęcie uboczne i wcale nie na pierwszym miejscu w rankingu moich priorytetów. Piszę jak mam czas lub chandrę i zawsze się cieszę, że ktoś to przeczyta, nie musi wcale komentować. A że jednak czytają, to widać po ilości wejść na blog. Spokojnie więc. Świat będzie się kręcił dalej, a ja przecież wiem, że tam gdzieś jesteś i śledzisz każdy rozdział. Ja za to serdecznie Ci dziękuję. Pozdrawiam i ściskam najserdeczniej. G. |
ulka-brzydulka (gość) 2012.09.02 18:34 |
Rozdział XV Gosiu. Pokaz okazał się sukcesem. I bardzo dobrze bo napracowali się wszyscy, aby był perfekcyjny. Powtórzę po raz drugi, pobyt w Londynie to jak powrót do przeszłości. Spotkanie Uli z Jabalem i zaprzyjaźnioną rodziną to napływ wspomnień. Teraz Cieplak żyje już w Warszawie i może zapomnieć o złych czasach pod względem zarobków, ale nigdy nie zapomni o ludziach, którzy okazali jej tyle serca. A wiesz, że ja też trochę zazdroszczę rodzinie Smile’ów… Mają wszystko to, co kiedyś ja chciałabym mieć. I nie mówię tu o rzeczach materialnych. Ale o ich miłości, wspaniałych dzieciach i o tym niesamowitym domowym ognisku. Ukazałaś w tym spotkaniu najpiękniejsze wartości rodziny i bardzo ci za to dziękuję. Zbliżenie Uli i Marka po raz kolejny wyszło ci idealnie. Było, jak zawsze, subtelne, ale tym razem również mocne i zdecydowane. Pięknie ubrałaś to wszystko w słowa. Pozdrawiam Bea |
MalgorzataSz1 2012.09.02 19:53 |
Bea. Zaskoczyłaś mnie. Piszesz, że też chciałaś mieć kiedyś to wszystko, co rodzina Smile'ów. Czy to znaczy, że teraz już nie chcesz? Przecież Ty dopiero wkraczasz w życie. Nie jesteś staruszką stojącą nad grobem. Zaczynasz studia. Wszystko przed Tobą. ja chciałabym mieć Twoje lata, ale czasu nie cofnę, a szkoda. Bardzo Ci dziękuję za ten pochlebny komentarz. Pozdrawiam. |
ulka-brzydulka (gość) 2012.09.02 20:21 |
Gosiu, ja napisałam "chciałabym", a nie "chciałam" ;) Wiem, że wszystko przede mną :)I mam nadzieję na stworzenie szczęśliwej rodziny. Choć, aby uwierzyć, że prawdziwa miłość, ta od dwóch połówek jabłka, istnieje, ktoś musi mi to udowodnić... Pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2012.09.02 20:27 |
No, to kamień z nerki. :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz