29 sierpień 2012 |
Rozdział XVI
Wrócili z tej podróży niezwykle szczęśliwi i bardzo zadowoleni. Z przejęciem opowiadali ojcu Uli o wydarzeniach w Londynie. Nie zapomnieli też o tym najważniejszym dla nich. O zaręczynach. - Przepraszam panie Józefie, – mówił Marek - powinienem był wcześniej poprosić pana o rękę Uli. Ale moje działanie było takie spontaniczne. Już wprawdzie dawno chciałem to zrobić, ale pomyślałem, że ten pub, w którym ją poznałem będzie nadawał się do tego idealnie. Poza tym miałem tyle innych spraw na głowie, że nie pomyślałem… Wybaczy mi pan? Józef uśmiechnął się do niego dobrodusznie i poklepał po ramieniu. - Nie przejmuj się synu. Ja i tak bym się zgodził. Widzę, jak bardzo ci na niej zależy a i ona mówiąc i myśląc o tobie ma cielęcy wzrok. Ja bardzo się cieszę i jestem szczęśliwy, bo wybrała naprawdę bardzo dobrego i szlachetnego człowieka na swojego przyszłego męża. To kiedy ślub? - Jeszcze nie wiemy. Musimy trochę ochłonąć. Jak ustabilizuje się nieco sytuacja w firmie i będziemy mieć za sobą ten pokaz, znajdzie się czas, by o tym pomyśleć i wybrać rozsądny termin. Pośpiech jest złym doradcą. Poza tym chciałbym poświęcić trochę czasu na wyszukanie dla nas odpowiedniego domu. Jestem pod urokiem domu Smile’ów i chciałbym dla nas znaleźć coś w podobnym stylu. Dobrze by było, żeby udało się kupić dom jeszcze przed weselem i urządzić go po naszemu. - Ula mówiła, że masz duże i ładne mieszkanie, po co ci dom? - Marek uśmiechnął się. - Panie Józefie, trzeba myśleć perspektywicznie. Pańskie wnuki muszą się wychowywać w odpowiednich warunkach. – Józef spojrzał na niego podejrzliwie. - Marek, czy to znaczy, że… - Nie, nie – zaprzeczył gwałtownie. – Nic z tych rzeczy. Ula nie jest w ciąży, jeśli o to panu chodzi. Mam jednak nadzieję, że po ślubie szybko się to zmieni. Bardzo chciałbym mieć z tobą dzieci kochanie. – Odwrócił się w kierunku Uli, której twarz przybrała kolor dojrzałego buraczka. Rozczuliła go. Ujął jej dłoń i przycisnął do ust. - Nie wstydź się skarbie. Przecież to normalne, że jeśli dwoje ludzi się kocha, to konsekwencją tej miłości są dzieci, prawda? - Najszczersza. – Odezwał się Cieplak. – A ja bardzo chcę mieć wnuki. Twoi rodzice już wiedzą o zaręczynach? - Wiedzą. Dowiedzieli się w tym samym dniu. Byli razem z nami w Londynie. Bardzo się cieszą, bo polubili Ulę bardzo i przyklaskują naszemu związkowi. Pożegnał się z nimi późno. Jutro trzeba było wrócić do pracy i zająć się bieżącymi sprawami. Ten wyjazd dodał im sił i zmotywował do dalszej pracy. Za dziesięć dni miał odbyć się pokaz w Łazienkach. Trzeba było uruchomić niemal wszystkich, by podobnie jak w Londynie, mógł zakończyć się sukcesem. Maciek dwoił się i troił. Wszystkie inne sprawy niedotyczące pokazu załatwiał w tak zwanym międzyczasie. Kilka dni po powrocie z Londynu nabył siedmioletnie Volvo. Cieszył się, bo samochód był dobrze utrzymany, miał książkę przeglądów i przede wszystkim nie zapłacił za niego dużo. Wreszcie mógł też przywozić rano Ulę do pracy i nie tłuc się wraz z nią komunikacją miejską. Marek pogratulował mu udanego zakupu, bo i on się ucieszył, że jego szczęście nie będzie narażone na poranny, autobusowy tłok. W międzyczasie Maciek dostrzegł też przeciągłe spojrzenia posyłane w jego kierunku przez Anię recepcjonistkę. Najpierw poczuł pewną niezręczność, a nawet niestosowność tych spojrzeń. Później to on przyglądał jej się za każdym razem, gdy nie patrzyła. Jeszcze później doszedł do wniosku, że Ania, to naprawdę świetna dziewczyna. Ładna, oczytana i potrafi rozmawiać po hiszpańsku. Wprawdzie nie znał tego języka, ale pomyślał, że być może warto mu poświecić nieco uwagi i przyswoić kilka zwrotów. Obiecał sobie, że jak tylko upora się z tym pokazem umówi się z nią na kilka lekcji. Miał nadzieję, że się zgodzi, a ponieważ nie lubił grać na zwłokę, postanowił zapytać ją wprost. Podszedł do niej któregoś dnia upewniwszy się, że nikt w pobliżu recepcji się nie kręci i przywitał się. - Dzień dobry Aniu. - Cześć Maciek. – Dziewczyna uśmiechnęła się do niego promiennie. – Potrzebujesz czegoś? - Zgadłaś. Muszę nauczyć się hiszpańskiego. Wiem, że posługujesz się nim biegle i chciałbym cię prosić o pomoc w nauce. Teraz mamy tu niezły młyn, ale jak tylko się skończy i będę miał więcej czasu, chętnie skorzystałbym z twojej pomocy. Ania obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem. - Naprawdę chcesz się nauczyć hiszpańskiego? - Naprawdę. Znam wprawdzie trzy języki, ale hiszpański bardzo mi się podoba i myślę, że przy odrobinie pomocy z twojej strony nauczyłbym się go dość szybko. Pomożesz? Obiecuję, że będę pilnym uczniem. – Podniósł rękę i złączył dwa palce, jak do przysięgi. Parsknęła śmiechem. - No dobrze. Pomogę ci. Daj tylko znać, kiedy. – Na twarz Maćka wypłynął szeroki uśmiech. - Dziękuję ci Aniu. Odwdzięczę się. Obiecuję. Po tej podbudowującej rozmowie Maciuś zaczął czuć do Ani coś więcej niż tylko sympatię. Miało się to dopiero rozwinąć, bo na razie to tylko marnie kiełkowało, ale miało już jakiś początek. W pierwszy dzień po powrocie z Londynu, Marka i Ulę dopadła Violetta. Dziękowała im milion razy za możliwość tego wyjazdu w imieniu swoim a przede wszystkim mamy. Okazało się, że Hannah zabiera rodziców do Polski na pokaz i zostawi ich tu na dwa tygodnie. Potem wrócą sami do Londynu, a ona odbierze ich z lotniska. - Mama bardzo się ucieszyła, że znowu zobaczy brata. Jest wam tak bardzo wdzięczna, że z tej wdzięczności natopiła wam smalcu z wędzonym boczkiem. Zaczekajcie. – Wybiegła z sekretariatu, by po chwili wrócić, taszcząc ze sobą ciężką torbę. – Zobaczcie. To najlepszy smalec na świecie. Mam nadzieję, że lubicie. – Wyciągnęła z torby dwa ogromne słoiki z pachnącym tłuszczem. – A do tego idealnie nadają się kiszone ogórki. Też macie po wielkim słoju. Mama życzy wam „smacznego” i pozdrawia. – Wyklepała jednym tchem. Ubawiła ich. Marek odebrał z jej rąk torbę i powiedział. - Podziękuj Viola w naszym imieniu mamie za te wspaniałości i powiedz, że bardzo się cieszymy, że mogła po tylu latach odnaleźć brata. Smalec chętnie zjemy, bo zarówno Ula jak i ja, bardzo go lubimy. Kiedy zamknęły się za Violettą drzwi, parsknęli śmiechem. - Viola jest niesamowita i bardzo spontaniczna. – Marek chichotał na całego. – Mimo, że początkowo nie przykładała się do pracy, to jednak jest osobą niezwykle szczerą. Zresztą bardzo polubiłem jej rodziców. Muszę przyznać, że to oryginalny prezent, ale też bardzo smaczny. - Nie sądziłam, że kiedykolwiek jadałeś smalec. Myślałam, że on nie mieści się w diecie ludzi bogatych. – Spojrzał na nią z wyrzutem. - Nic ci nie mówiłem na ten temat, ale musisz wiedzieć, że zamiast szynki i baleronu zawsze preferowałem domowy smalec z dodatkiem wędzonego boczku i z wielkimi skwarkami. Pycha. Zosia często robiła taki specjalnie dla mnie. Teraz podzielimy się. Proszę, to twoja część. - Podał jej dwa słoiki. Rozbawiona całą sytuacją i obdarowana mocnym całusem opuściła jego gabinet zabierając ze sobą ten wyjątkowy prezent od Violetty. Czas mijał nieubłaganie i do pokazu zostało zaledwie dwa dni. Marek zarezerwował już pokoje w hotelu dla dwunastu osób w tym czterech projektantów, którzy mieli przylecieć wraz z Finley’em. Sala w Starej Pomarańczarni w Łazienkach była w zasadzie gotowa. Zostały jeszcze do dogrania tylko detale. Zamówiono zespół muzyczny i catering, a także markowe alkohole. Doleciały też kreacje z Londynu, o które pieczołowicie zadbano. Powiadomiono również prasę. Tym razem również nie było niespodzianki. Obie kolekcje przyjęto bardzo entuzjastycznie. Marek i Dawid triumfowali. Następnego dnia w prasie znaleźli same pozytywne artykuły, które wychwalały nie tylko Pshemko, ale i angielskich projektantów. Teraz pozostało tylko uruchomić sprzedaż w butikach po obu stronach i czekać na potencjalne zyski. Odetchnęli nieco. Medialny szum ucichł. Do wystawienia kolekcji jesień-zima mieli mnóstwo czasu. Teraz mogli poświęcić go więcej dla siebie. Któregoś poniedziałkowego poranka wchodzący do firmy Marek natknął się na Sebastiana. Od tych pamiętnych wydarzeń w Londynie odsunęli się od siebie i niewiele mieli okazji do rozmowy. Nie spotykali się już w pubach jak dawniej. Olszański wydał się Markowi jakiś poszarzały i zmięty. - Cześć Seba. Marnie wyglądasz. Jesteś chory, czy co? - Jestem opuszczony i samotny, – wyjęczał – przez ciebie. Wiem, że popełniłem błąd i ta głupota była niewybaczalna. Jednak wreszcie zrozumiałem i wiem, że to, co zrobiłem, jak się zachowywałem, było bardzo niestosowne. Ula nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Myślałem, że z czasem wybaczysz mi i odpuścisz. Ty jednak odsunąłeś się ode mnie. Byłeś moim najlepszym kumplem. Najlepszym przyjacielem. Lepszego nie miałem. Teraz nie mam nawet nikogo, z kim mógłbym szczerze pogadać. Nie chodzę do knajp i nie podrywam panienek. Tak jak ty, skończyłem z tym. Różnica jest tylko taka, że ty odnalazłeś swoją prawdziwą miłość, a ja nadal szukam. Markowi zrobiło się przykro, gdy usłyszał te pełne skargi słowa przyjaciela. Rzeczywiście odsunął się od niego. Miłość do Uli pochłaniała jego czas i myśli bez reszty. - Przepraszam cię Seba. Nie chciałem byś odebrał to tak, jakbym chciał się na tobie zemścić za ten londyński incydent. Sam wiesz, że ostatnio było mnóstwo roboty z tymi pokazami. Obiecuję ci, że wszystko nadrobimy. Wybierzemy się pograć w squasha, albo w tenisa. Teraz będę miał więcej czasu. Chcesz iść ze mną dzisiaj na lunch? Ja stawiam. Musimy faktycznie pogadać, bo wiele rzeczy się wydarzyło, o których nie wiesz. - OK. Może być. O trzynastej? - O trzynastej. Na razie. Wyjechali na piąte piętro i rozstali się. Marek poszedł wprost do gabinetu Uli. Musiał ją uprzedzić, że nie zjedzą dzisiaj razem. Przywitał się z nią czule i usiadł naprzeciw niej. - Chciałem cię uprzedzić kochanie, że nie zjemy dzisiaj lunchu razem. Na dole przed chwilą spotkałem Sebastiana. Jest w kiepskiej formie. Mówi, że czuje się opuszczony. Jest przygnębiony faktem, że odizolowaliśmy się tak od siebie. Był przecież moim najlepszym kumplem. On czuje się bardzo źle, gdy pomyśli, jak potraktował cię w Londynie. Zrozumiał swój błąd i bardzo go żałuje, bo nie sądził, że przez swoją głupotę straci najlepszego przyjaciela. Zrobiło mi się go żal. Mówił, że odpuścił sobie knajpy i chętne panny. Siedzi teraz w domu i nigdzie nie wychodzi. Miałabyś coś przeciwko temu, bym od czasu do czasu poszedł z nim na korty? Sam dawno nie grałem. Trochę mi tego brakuje. Umówiłem się też dzisiaj z nim na lunch. Muszę z nim pogadać. Podeszła do niego, usiadła mu na kolanach i pogładziła zmierzwione włosy. - Marek, ja nigdy nie chciałam być powodem waszego odseparowania. Wiem, że byliście najlepszymi przyjaciółmi od czasów studiów. Nie chcę, żebyś czuł się pod jakąś presją z mojej strony. Ja nie mam nic przeciwko waszej przyjaźni. Oprócz mojej obecności, w twoim życiu powinny być też obecne i inne osoby, w tym Sebastian. Ja przecież wybaczyłam mu i nie noszę w sobie żalu ani pretensji. Jeśli mu to pomoże, to odbuduj to, co straciliście. Rzadko się zdarza taka przyjaźń, jak wasza. Szkoda byłoby to zaprzepaścić na zawsze. Objął ją mocno i pocałował żarliwie. - Kocham cię kotku. Za twoją dobroć, wspaniałomyślność i za szczere serce. Dziękuję. Spotkali się o trzynastej w „Baccaro”. Zajęli stolik i zamówili dania. Marek popatrzył na poważną twarz przyjaciela. Musiał przyznać, że dawno nie widział go tak przybitego, właściwie chyba nigdy. Zniknął gdzieś ten figlarny wyraz twarzy i permanentny uśmiech. Niewątpliwie ta cała sytuacja musiała nim porządnie wstrząsnąć. - Po naszej porannej rozmowie gadałem z Ulą – odezwał się pierwszy. Sebastian spojrzał na niego pytająco. – Jeszcze chyba o tym nie wiesz, ale jak byliśmy w Londynie na pokazie, oświadczyłem się jej. W tym pubie, gdzie spotkaliśmy ją po raz pierwszy. - Naprawdę? Nie wiedziałem. Z nikim nie rozmawiałem. I co? Zgodziła się? - Zgodziła. Możesz myśleć, co chcesz, ale powiem ci, że to jej szukałem przez całe życie. Ona nadała mu sens. Kocham ją bardzo i nie wyobrażam sobie, bym mógł być z kimś innym. - Nie będę się spierał. To widać na kilometr. Zazdroszczę ci bracie. Też chciałbym się tak zakochać. Na śmierć. Ostatnio jednak nie jestem zbyt towarzyski. - To się zmieni Seba. Dlaczego nie chcesz kontynuować znajomości z Violettą? Nie jest taka zła. Ostatnio gada całkiem rozsądnie. Nie jest już tak mocno egzaltowana i nawet powiedzenia przestała przekręcać. Dużo wydarzyło się w jej życiu. Okazało się, że asystentka Finley’a, Hannah jest córką brata jej matki. One były w Londynie. Matka Violi po raz pierwszy od trzydziestu lat mogła go uściskać. Wyobrażasz sobie? Hannah, to bardzo mądra dziewczyna. Imponuje Violetcie i chyba dlatego Viola stara się podciągać do jej poziomu. Myślę, że jej nadal na tobie zależy. Mieliście takiego udanego sylwestra. Nie sądzisz, że warto byłoby spróbować jeszcze raz? - Naprawdę nie wiem. – Olszański miał niepewną minę. – A jeśli ona mnie nie zechce? - Jak nie spróbujesz, nigdy się o tym nie dowiesz. Ona do tej pory nikogo nie ma, z nikim się nie spotyka tak jak i ty. Z pracy wraca prosto do domu, do Pomiechówka. To dla niej też męka. Dobrze wiesz, że chciała się stamtąd wyrwać. Jej rodzice są bardzo mili. Skromni i porządni ludzie, ale ona pewnie też chciałaby się usamodzielnić. Umożliw jej to. Umów się, bo być może rozwinie się to w dobrym kierunku. Ona jest bardzo ładna i jeśli będziesz zwlekał, jakiś przystojniak sprzątnie ci ją sprzed nosa. - Masz rację. Spróbuję. Może umówi się ze mną na jutro? - W środę zabieram cię na korty. Rozegramy kilka partyjek. Wyszedłem z wprawy i potrzebuję treningu, ty także. Piszesz się na to? - Ja bardzo chętnie, ale co na to Ula? Pozwoli ci? - Ula, to bardzo mądra kobieta. Powiedziała mi dzisiaj, że nie ma zamiaru psuć naszej przyjaźni, bo taka nieczęsto przytrafia się w życiu. Ona jest ci życzliwa Sebastian i nie ma do ciebie żalu. Wybaczyła ci. - Taaak… Ula, to wspaniała kobieta. Przy okazji podziękuję jej. Wracamy? Marek zerknął na zegarek. - Wracamy, już czternasta. W porze lunchu Ula poszła do firmowego bufetu. Zamówiła sałatkę i herbatę. Usiadła przy stoliku i zajęła się konsumpcją. W pewnej chwili podniosła z nad talerza głowę i zauważyła wchodzącą Paulinę. Panna Febo nie miała najszczęśliwszej miny. Ula zawołała ją cicho. - Paulina, przyłączysz się? – Wskazała krzesło. Febo uśmiechnęła się blado. - Zaraz przyjdę. Zamówię tylko kawę. Po chwili usiadła przy stole splatając dłonie. Ula przyjrzała jej się uważnie. - Wydajesz się jakaś smutna. Stało się coś? Paulina westchnęła ciężko. - Stało się coś bardzo złego Ula. Nawet nie zauważyliście, że Alexa nie było na pokazie i nadal nie ma go w pracy. Od dwóch tygodni przebywa w szpitalu na oddziale nefrologii. Nie chciałam nikomu mówić, ani Dobrzańskim, ani wam, dopóki nie będę wiedziała czegoś konkretnego. Dzisiaj pojechałam tam rano. Miało odbyć się konsylium i ustalić, co i jak. Rozmawiałam z profesorem. Nie jest dobrze. Zaczęło się od bolesnego ataku w domu. Wzywałam pogotowie i jak zawieźli go do szpitala, tak leży tam do tej pory. Ma kompletnie zniszczoną prawą nerkę. Próbowali dializ, ale to nie poprawiło jego stanu zdrowia. Muszą mu ją usunąć. Ta druga jest w trochę lepszym stanie, choć profesor nie wyklucza w przyszłości przeszczepu. Nawet już wciągnął go na listę. Kolejka jest długa. Bardzo się o niego martwię. Tata, jak żył, też narzekał na nerki. Ciągle miał z tym problemy. Widać Alex odziedziczył to po nim. Obawiam się, że jeszcze przez długi czas nie wróci do pracy. Muszę porozmawiać z Markiem. Dział finansowy nie może zostać bez dyrektora. Trzeba będzie chyba zatrudnić kogoś kompetentnego. Myślałam najpierw o Adamie Turku, ale on nie nadaje się na to stanowisko. Ula popatrzyła na nią z ubolewaniem. - Bardzo ci współczuję Paulina. To nie są dobre wiadomości. Jednak trzeba mieć nadzieję, że ta druga nerka podejmie pracę i posłuży mu do momentu przeszczepu. Myślę, że Marek już wrócił z lunchu i powinnyśmy iść do niego zaraz. Nie wiesz, kiedy mają zoperować Alexa? - Chyba w przyszłym tygodniu, ale nie znam konkretnej daty. Jutro się dowiem. - To ważne. On na pewno będzie potrzebował krwi. My chętnie oddamy naszą i nawet jeśli nie mamy tej samej grupy, to w zamian za tą dostanie właściwą. Powiadomisz nas, tak? - Oczywiście Ula. Dziękuję. Myślałam, że zostanę z tym sama i nie mogłam sobie poradzić z tą świadomością. - Nie obawiaj się. Nie zostawimy cię samej. To trudna sytuacja, ale poradzimy sobie. Teraz chodźmy. Powiemy Markowi. Nie mógł uwierzyć, że Alex jest tak poważnie chory. Jednak to, co mówiła Paulina brzmiało bardzo wiarygodnie i bardzo groźnie. Mimo, że zawsze czuł niechęć do demonicznego Febo i nienawiść za świństwa, które ten mu robił, nie mógł tego tak zostawić. - Spokojnie Paulina. Dowiedz się jutro wszystkiego i zadzwoń. Jeśli trzeba będzie oddać krew, zrobimy to. Musimy wiedzieć tylko, kiedy ma być ta operacja. Trzeba też powiedzieć rodzicom. Nie darowaliby nam, że trzymamy w sekrecie chorobę Alexa. Jeśli chcesz, to mogę z tobą pójść do ojca. - Dobrze. Będzie mi raźniej. Chodźmy w takim razie. Następnego dnia rozdzwonił się Marka telefon. Spojrzał na wyświetlacz i odebrał natychmiast. - No, co tam Paula? Masz jakieś konkretne wiadomości? - Mam. – Powiedziała płaczliwie. – Właśnie jestem po rozmowie z profesorem. Właściwie to sami nie wiedzą, jak długo pociągnie lewa nerka bez przeszczepu. Będzie musiał po operacji być ciągle dializowany tak na wszelki wypadek. Operacja będzie we wtorek w przyszłym tygodniu. To takie straszne. – Nie panowała już nad sobą i rozpłakała się. – Nigdy bym nie przypuszczała, że coś takiego może go spotkać. Zawsze wydawał się taki silny i zdrowy. - Paula, spokojnie. Co ci jeszcze powiedzieli? Rozmawiałaś na temat oddania przez nas krwi? - Rozmawiałam. Możecie oddać w każdej chwili. Ja dzisiaj nie wrócę już do firmy. Chcę się poddać badaniu na zgodność tkankową. Może moja nerka będzie się nadawać do przeszczepu? Za pół godziny mam mieć właśnie to badanie. Jeśli chcecie, to przyjedźcie. - Dobrze. Przyjedziemy. Powiadomię tylko Ulę. Aha, Paula. Ja też chciałbym się poddać takiemu badaniu. Zapisz mnie, dobrze? - Ty? Dlaczego ty? Nienawidzisz go przecież, zresztą z wzajemnością. - To prawda, ale nie na tyle by życzyć mu śmierci. Idź na to badanie. Spotkamy się na miejscu. Wypruł z gabinetu jak strzała i poleciał do Uli. Opowiedział jej przebieg rozmowy z Pauliną. Nawet się nie zastanawiała. Zarzuciła na siebie żakiet i zabrała torebkę. Popatrzyła mu w oczy. - Nie traćmy czasu kochany. Jedźmy. Oddział nefrologii był całkiem spory. Jak tylko do niego dotarli zauważyli dużą przeszkloną salę, w której na ustawionych w szeregu łóżkach leżeli dializowani pacjenci. Wszędzie panowała cisza i mącił ją tylko szum przetaczających i oczyszczających krew z toksyn, maszyn. Na końcu korytarza spostrzegli siedzącą Paulinę. Udali się w jej kierunku. - Jesteśmy. Zrobili ci to badanie? - Zrobili. Powiedziałam im, że też przyjdziesz i podałam twoje nazwisko. Na wynik trzeba będzie trochę poczekać. - Jakie badanie? – Spytała Ula nie bardzo rozumiejąc, o czym mówią. - Nie mówiłem ci kochanie, ale chciałbym zrobić badanie na zgodność tkankową. Być może będę mógł być dawcą. – Zobaczył, jak rozszerzają jej się oczy z przerażenia. Przytulił ją do siebie. - Przecież wiesz skarbie, że nie mogę postąpić inaczej. Nie miałbym czystego sumienia, gdybym nie zrobił wszystkiego, co możliwe. On jest w jakimś sensie moim bratem, prawda? – Zaszkliły się jej oczy. Przytulił usta do jej skroni. – Nie martwmy się na zapas. Chodźmy oddać tą krew i miejmy to już z głowy. Paulina, w jakiej formie jest Alex? Będziemy go mogli odwiedzić po badaniu? – Zwrócił się do przygnębionej Febo. - Nie jest w najlepszej formie. Jest bardzo przybity. Myślę, że chyba byłoby lepiej dać mu na razie spokój. On oswaja się z myślą o tej operacji. Bardzo to przeżywa. Może, jak będzie już po wszystkim, to go odwiedzicie. - Dobrze. Gdzie pobierają krew? - To ten pokój – wskazała dłonią. – Zaczekam na was. Kiedy szli w kierunku pokoju zabiegowego Ula powiedziała cicho. - Wiesz Marek, ja też poddam się temu badaniu. Nigdy nic nie wiadomo. Może Alex jest moim genetycznym bliźniakiem? Kto wie? Popatrzył na nią uważnie. - Ula, nie musisz tego robić. Nie darowałbym sobie, gdyby coś poszło nie tak. - Ale ja chcę. Już postanowiłam. - Westchnął ciężko. - No dobrze. Nie będę się sprzeciwiał. Po niespełna godzinie wyszli na korytarz. Paulina podniosła się z krzesła. - Dziękuję wam. To bardzo piękny gest z waszej strony. Ja teraz muszę iść jeszcze do Alexa. Powinnam z nim porozmawiać, ale wy wracajcie. Naprawdę jestem wam bardzo wdzięczna. Pożegnali się z nią, a ona udała się do niewielkiej salki, w której został umieszczony jej brat. Weszła zamykając za sobą cicho drzwi. Febo leżał nieruchomo wpatrując się w sufit. Bardzo zmizerniał przez te dwa tygodnie. Blada twarz kontrastowała z ciemnym zarostem pokrywającym jego zapadnięte policzki. Paulina podeszła do łóżka i usiadła przy nim. - Jak się czujesz? – Spytała cicho. - A jak mam się czuć? Faszerują mnie tonami leków, ręce mam pokłute od igieł, jestem otumaniony środkami przeciwbólowymi. Jak mogę się czuć? Świetnie? – Jego pełne cynizmu słowa sprawiły, że poczuła ukłucie w sercu. Tak bardzo mu współczuła i wraz z nim odczuwała niemal fizyczny ból. - Był tu Marek z Ulą. – Wyszeptała. - A po co? Zatriumfować? Zobaczyć mnie słabego, pokonanego przez chorobę? Czego chciał ten nieudacznik? - Niczego Alex. Przyjechali oddać krew, którą będziesz potrzebował podczas operacji i po jej zakończeniu. Ja swoją też oddałam. – Zapłonęły mu gniewem oczy. - Ja nie chcę od niego żadnej krwi, rozumiesz? Nic od niego nie chcę. I od tej jego dziuni, też nie. Obejdzie się. – Wysyczał. - Nie dostaniesz ich krwi, – odparła wypranym z emocji głosem – bo nie macie tej samej grupy. W zamian za nią dostaniesz krew zgodną z twoją własną. Oni postąpili bardzo szlachetnie i byłoby dobrze, gdybyś to potrafił docenić. Zresztą zrobisz, jak zechcesz. Byłam u profesora. Twoją operację planują we wtorek o dziewiątej rano. Jestem pewna, że dobrze się skończy. Teraz jednak pójdę już. Jestem zmęczona i trochę słaba po oddaniu krwi. Przyjadę jutro. – Pochyliła się nad nim i ucałowała jego czoło. – Trzymaj się braciszku. Do widzenia. |
XUlaX (gość) 2012.08.29 19:39 |
Gosiu. Piękna notka. Cieszę się, że rozmowa z Józefem poszla tak gładko, zresztą nie mogło być inaczej. Od samego początku widziałam, że go polubił. Cieszy się z ich szczęścia. Marek poruszył temat dziecka. Bardzo fajnie, że i on tego chce. Ślub niedługo to i przewiduję, że ciąża też? Fajnie, że dalej ciągniesz historię Violetty i Hannah, a właściwie ich rodziny. Racja, Viola bardzo stara się dorównać swojej kuzynce i jak narazie nieźle jej to wychodzi. Jest zupełnie inna, myślę, że spokojnie Sebastian może spróbować się z nią spotkać. Trochę żal mi Seby, poczuł się odtrącony. Wcale mu się nie dziwię, wcześniej Marek cały czas był do jego dyspozycji, prawie codziennie się spotykali. A teraz? Jego najlepszy kumpel się zakochał i już nie miał dla niego tyle czasu co wtedy. Wydaje mi się, że to, że Marek jest z Ulą też w jakiś sposób wpłynęło na to. Pewnie myśli, że Ula jest na niego wściekła za ten wybryk w Londynie. Jednak ona mu już wybaczyła i nie ma do niego żalu. Sebastian przez to nie chciał się Markowi narzucać. Może gdyby Ula wyjaśniła to wszystko z Sebą w cztery oczy to on nie czułby się tak kiepsko. Cieszę się jednak, że Marek chce potrzymać tą przyjaźń. A Aleks...Z Aleksem jest tak jak Shabii przewidziała, jest chory. Szczerze powiedziawszy to nie spodziewałam się takiego poruszenia Uli i Marka, gdy dowiedzieli się o tej chorobie. Nie zastanawiając się zrobili badania na zgodność tkankową i oddali krew. Mam dziwne przeczucie, że to Marek będzie dawcą. Mam rację Gosiu?? Jeżeli tak to mam nadzieję, że cała ta operacja pójdzie prawidłowo. Oni chcą mu pomóc, a Aleks co? Jak zwykle tym swoim jadowitym tonem mówi, że nie chce od nich żadnej pomocy. Ula i Marek zrobili to z dobrego serca, wcale bym się nie ździwiła gdyby było inaczej i olaliby jego chorobę. Tyle razy chciał ich zniszyć, obrażał ich. Gosiu, tak jak powiedziałam, ta notka jest przepiękna. Trochę szczęścia, trochę smutku. Pozdrawiam :) |
MalgorzataSz1 2012.08.29 20:18 |
Paulina. Nie śpieszmy się tak. To, że Marek i Ula zaręczyli się nie dowodzi, że ślub i dziecko tuż, tuż. Wszystko będzie, ale pod koniec opowiadania. Wątek Hannah jest tu dość istotny, bo i dla niej przewidziałam już scenariusz. Alex jest poważnie chory. Nie może pogodzić się z tą myślą. Z natury jest dość przykry w obejściu a choroba jeszcze to podsyca. Już nawet nie potrafi być miły dla swojej siostry. To się zmieni, ale nie tak od razu. Przejdzie przez małe piekiełko, które mu zgotowałam.. Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za wpis. |
orchid94 (gość) 2012.08.30 11:45 |
Małgosiu w tej notce sporo się wydarzyło. Część świetna. Trochę sielanki i radości, a odrobina smutku. Na początku bardzo pozytywne emocje związane z sukcesem i odwiedzinami przyjaciół. Bardzo się cieszę, że Józef z taką radością przyjął informacje o zaręczynach. Nie dziwię się, że nie miał żadnych wątpliwości, bo Ula i Marek się bardzo kochają. Ten fragment, gdy Józef pomyślał, że Ula jest w ciąży był świetny. Fajnie, że Ania i Maciek mają się ku sobie. No i ten smaczny prezent od Violetty, to piękne. Swoją drogą nietypowy prezent. Widać, jak bardzo się cieszą, że mogą znów odnowić kontakty z rodziną. Byłam pewna, że ten pokaz też będzie sukcesem i nie myliłam się. Spotkanie Marka z Sebastianem - do tego musiało dojść wcześniej czy później. Nie podejrzewałam, że z Sebą aż tak kiepsko. Załamał się faktycznie i już nie jest tym samym Sebastianem, co wcześniej. Coś tam do niego dotarło. W tej chwili, to mi go żal, naprawdę. Dobrze, że pogadali i postanowili odnowić tą przyjaźń. Ula jest cudowną osobą, nie rozpamiętuje złego i wybaczyła Sebastianowi. Myślę, że Ula i Seba powinni jakoś pogadać i ostatecznie oczyścić atmosferę. Myślę, że Seba niedługo też będzie szczęśliwy, z resztą może nawet z Violą. Nie spodziewałam się, że tak doświadczysz Aleksa, może coś dzięki temu do niego dotrze. Choroba potrafi przewartościować życie. Szkoda mi w tej sytuacji Pauliny, bo jest bardzo przygnębiona, próbuje zrobić wszystko, co może, a Aleks jeszcze tak się do niej odnosi. Zachowanie Uli i Marka, gdy się dowiedzieli jest naprawdę piękne - pomogli bezinteresownie nie zważając na nienawiść i nieprzyjemności, które ze strony Aleksa doświadczyli. Kurcze trochę zezłościło mnie zachowanie Aleksa, Ula i Marek pomagają, być może ratują mu życie, a on jeszcze wyładowuje swoja złość na biednej, Bogu ducha winnej Paulinie i rzuca najgorsze słowa pod adresem osób, które mu pomagają. On ma jednak ciężki charakter. W każdym razie mimo, że nie lubię takiego Aleksa, to źle nie życzę i mam nadzieję, że go z tego wyciągniesz. Gosiu świetna notka, z niecierpliwością czekam na kolejne :) Bardzo serdecznie pozdrawiam :) |
monika_2601 (gość) 2012.08.30 13:37 |
Czy Ty wiesz, że ja chyba pierwszy raz czytam
Twoje opowiadanie w dzień, a nie w nocy? Nawet trochę to dla mnie
dziwne:p Zupełnie inny efekt jest od razu, heh. Pokaz udany, reakcja Józefa na zaręczyny wiadoma, więc nad tym nie będę się rozwodzić. Ten rozdział przyniósł jednak dwie "sensacje". Po pierwsze... Marek powinien się wstydzić. Naprawdę nie spodziewałabym się, że zachowa się tak w stosunku do Sebastiana. Jakoś mi to umknęło w poprzednich rozdziałach, ten brak kontaktu między nimi, ale teraz, kiedy o tym napisałaś, widzę to wyraźnie. Żadnym tłumaczeniem nie jest to, że Marek był tak zaaferowany nowym związkiem z Ulą i zajęty przygotowaniami do pokazów, bo dobrze wiemy, że Olszański był sporą częścią życia Dobrzańskiego i zawsze znajdował dla niego czas. Był przecież jego przyjacielem, a tak łatwo go od siebie odsunął. Sebastian źle potraktował Ulę, tak. Ale przecież przeprosił, zrehabilitował się. A Ula wybaczyła. Mam nadzieję, że Marek odbuduje ich relację, bo to smutne, kiedy drogi przyjaciół się rozchodzą. Przyjaciołom należy wybaczać, bo nie znajduje się ich na każdym rogu. Zaskoczeniem było dla mnie też, że Marek musi namawiać Sebastiana na pogłębienie znajomości z Violettą:p No jak to? Olszański tak łatwo się poddał?:p A to ci niebywałe! Drugi szok to oczywiście choroba Aleksa. Tego się nie spodziewałam. Febo jest w ciężkim stanie, ale mimo że na nadmiar przyjaciół nie narzeka, to już ustawia się kolejka chętnych mu do pomocy. Ale będzie jeżeli okaże się, ze dawcą narządu może być Marek. Zgaduję, że tak własnie będzie i wydaje mi się to strasznie dziwne:) A już nawet nie chcę myśleć o tym, jak Aleks wścieknie się na wieść o tym, skoro nie chce przyjąć od Marka ani Uli nawet krwi, a co dopiero nerkę. Noooo, to będzie ciekawe. Czekam na rozwój wypadków. Życzę dużo weny, bo gdzieś wpadło mi w oko, ze zaczynasz coś nowego i pozdrawiam:) Do następnego. |
MalgorzataSz1 2012.08.30 18:01 |
Orchid, Monika. Odpowiem obu, bo przez Wasze komentarze przewijają się podobne przemyślenia. W tym opowiadaniu Sebastian posiada tzw. "ciężkie myślenie". Znaczy to ni mniej ni więcej, że potrzebuje więcej czasu niż Marek, by zrozumieć i pojąć prawdy oczywiste. Trochę więc zajęło mu przemyślenie sytuacji, której był uczestnikiem tam w Londynie. Przez ten czas Marek zakochał się w Uli, opiekował się nią, gdy była chora, ściągnął do Polski i zapewnił pracę. Wreszcie oświadczył się jej. Był tak bardzo zaabsorbowany tą miłością, że nawet nie pomyślał o swoim przyjacielu. Tu w pewnym sensie upatruję jego rozgrzeszenia, choć nie do końca. Masz rację Monika. Przyjaciel to przyjaciel i Marek nie powinien sobie odpuszczać tej przyjaźni, bo trwa już długo i ma rację Ula mówiąc, że powinien odbudować te relacje. Sebastian przez to wielkie poczucie żalu zupełnie się zagubił. Nie ma wspólnych wypadów do knajp i wspólnego podrywania panien. Marek ma dziewczynę, a on nadal jest sam. Tym razem to Marek otwiera mu oczy i zwraca je na Violę. To przecież takie proste i oczywiste. Jak nie Viola, to kto? Olszański się nie poddał, ale jest zrezygnowany i samotny. Teraz, po szczerej rozmowie z Markiem będzie miał doping do zalotów, a Violetta przecież kocha Sebulka i nie odmówi. Alexa doświadczyłam jak diabli. Nie wiem czemu, ale zawsze miałam wrażenie, że człowiek o tak mocnym i podłym charakterze, by móc się zmienić, potrzebuje jakiejś traumy. W większości swoich opowiadań właśnie mu taką traumę szykowałam. Jak nie choroba psychiczna siostry, to pobyt we włoskim więzieniu. To musi być coś takiego, co zdecydowanie i dogłębnie wstrząśnie tym człowiekiem i pozwoli mu dokonać rachunku sumienia. Tu funduję mu chorobę nerek. Ciężki jej przebieg zmusi go do myślenia. Wreszcie dotrze do niego, że to nie grypa, która w końcu przejdzie, ale coś znacznie poważniejszego, coś, co zagraża jego życiu. Sam nie może i nie jest w stanie sobie pomóc. Musi mieć wsparcie w osobach trzecich. Trudno mu się z tym pogodzić, szczególnie, że tymi osobami są Marek i Ula. Pierwszemu nie ufa zupełnie, a Ulę zawsze traktował per noga. Opryskliwie i po chamsku. W głowie mu się nie mieści jak po tym wszystkim oni wspaniałomyślnie oddają dla niego krew. W dodatku robią też badania na zgodność tkankową. Monika. Pudło. Nie zgadłaś. Marek nie będzie dawcą. Okazuje się, że różnią się pod każdym względem. Pod tym również. Żeby nie trzymać Was w niepewności powiem, że żadne z nich nie odda swojej nerki. To tyle mojego wywodu. Aha. Jeszcze odniosę się do ostatniego zdania w komentarzu Moniki. Pisałam Shabii, że coś zaczęłam, ale nie było dobre. Było do kitu. Chciałam wykasować, ale ona mówiła, żeby tego nie robić, bo może wpadnie mi do głowy pomysł jak to ulepszyć. Na razie nie wpadł. Od powrotu z urlopu mam w pracy taki młyn, że jak z niej wracam to padam na twarz, czyli przysłowiowy pysk. Nie skleciłam nawet jednego zdania. Może to jeszcze się odmieni. Na to liczę. Bardzo Wam dziewczyny dziękuję za długie komentarze i cieplutko obie pozdrawiam. |
orchid94 (gość) 2012.08.30 19:24 |
Gosiu moja droga, ja tylko tak szybciutko, bo jestem na chałupach. że tak powiem - u mnie pojawiła się nowa notka, serdecznie zapraszam :) |
monika_2601 (gość) 2012.08.30 23:46 |
Zapraszam na nową mini :) |
ulka-brzydulka (gość) 2012.09.02 18:58 |
Gosiu. Aaaaaaa hiszpański!!! Kocham cię za ten hiszpański. Wiem, wiem, że Ania kilka zwrotów w serialu użyła (zresztą w pierwszym czy drugim odcinku niepoprawnie) ale usłyszeć” Que pasa?” z ust Mareczka bezcenne. No, niemniej jednak dzięki za rozwinięcie tego wątku i użycie jako pretekstu do zalążka tej pięknej miłości. Aj, Violetka jest wspaniała. Ta prostolinijna, szczera i trochę roztrzepana dziewczyna wzbudza sympatię na każdym kroku. Przyjaźń Seby i Marka wisiała tak naprawdę na włosku. Dobrzański, być może nawet nieświadomie, odsunął się od przyjaciela, bo ten dokuczył kobiecie, w której on wówczas się zauroczył. Potem przerodziło się to w coś więcej, ale wciąż miał w pamięci wybryki słowne Olszańskiego i było mu chyba nawet głupio przed Ulą, że przyjaźni się z takim idiotą. Potrzebna im była taka rozmowa, jaką odbyli w trakcie lunchu. O matko! Aleks w szpitalu i to w dodatku tylko z jedną nerką?? O nie! Ale wiesz co, wpadł mi do głowy pomysł (pewnie przez to, że za dużo telenowel oglądam), że w sumie Marek mógłby okazać się bratem Aleksa i oddałby mu swoją nerkę i konflikty między nimi powoli by się skończyły. Niezła fabuła, co nie? Ale mnie wkurzył!!! To Paula mu mówi, że przyszli oddać krew, a ten jeszcze nazywa Ulę dziunią a marka nieudacznikiem. Kurde blaszka, frajer. Uff, przepraszam, ale piszę na bieżąco. Nooo…. Mocny ten rozdział był. Pozdrawiam Bea |
MalgorzataSz1 2012.09.02 19:59 |
Bea. Wiedziałam, że z tym hiszpańskim trafię w Twój gust. Pamiętałam, że w tym kierunku wybrałaś studia. Cieszę się, że ten "Maćkowy wątek" Ci się spodobał. Rzeczywiście to opowiadanie jest trochę jak telenowela i jego scenariusz mógłby być taki, jak napisałaś. Poniekąd Alex i Marek są braćmi. W końcu wychowywali ich rodzice Marka. Niestety ja szykuję zupełnie coś innego. To byłoby zbyt proste i zbyt naciągane, a nawet, jak napisała Monika, trochę dziwne, gdyby to Marek mógł być dawcą. Nie będzie nim. Nie przewiduję podania nazwiska dawcy nerki. Będzie anonimowy. Wielkie dzięki za wpis. Serdecznie pozdrawiam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz