Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"ŻYJĘ PO TO, BY CIĘ KOCHAĆ" - rozdział 17

02 wrzesień 2012
Rozdział XVII



We wtorkowy poranek na sterylnym korytarzu oddziału nefrologii siedzieli państwo Dobrzańscy, Paulina i Marek wraz z Ulą. Jakiś czas temu wywieziono Alexa na salę operacyjną. Najgorszy był ten czas oczekiwania i niepewności, jak zakończy się ta poważna skądinąd operacja. Najgorzej zdenerwowana była Paulina, która wręcz wyłamywała swoje szczupłe palce. Co chwilę też wstawała nerwowo z krzesła i robiła parę kroków w te i z powrotem.
- Usiądź Paulinko – poprosiła Helena. – To nic nie da, jak będziesz tak chodzić w kółko. Trzeba cierpliwie poczekać.
- Jestem taka zdenerwowana Helenko. A jeśli pójdzie coś nie tak? Jak się nie uda?
- Paula, spokojnie. – Marek wstał i podprowadził ją do krzesła. – Dlaczego miałoby się nie udać? Operuje sam profesor, a za asystentów ma znakomitych specjalistów. Nie pozwolą na jakiekolwiek komplikacje. Będzie dobrze. Zobaczysz.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Wreszcie z czeluści korytarza wyjechało łóżko z nieprzytomnym Alexem. Podnieśli się z miejsc. W chwilę później ujrzeli samego profesora. Obstąpili go.
- I jak panie profesorze, udało się? – Zapytała nieco nerwowo Paulina. Profesor uśmiechnął się do niej.
- Usiądźmy może, to wszystko państwu opowiem.
Gdy zajęli już miejsca z powrotem na krzesłach, profesor rzekł.
- Sama operacja przebiegła wręcz podręcznikowo. Nie było żadnych komplikacji. Druga nerka podjęła pracę. Najgorszy scenariusz jest taki, że w razie, gdyby przestała działać, możemy podłączyć go do sztucznej nerki, ale to rozwiązanie na krótką metę. Myślę, że bez dolegliwości lewa nerka może popracować jeszcze ze dwa lata. Jednak asekuracyjnie należy rozglądać się już za potencjalnym dawcą. Wiem, że troje z państwa zrobiło badania na zgodność tkankową. Wyniki mam u siebie w gabinecie. Niestety. Żadne z was nie może zostać dawcą. Zbyt duża rozbieżność. Nie ma bezpiecznego progu zgodności. Trzeba szukać dalej. Dziękuję jednak państwu za krew. Bardzo się przydała, bo trochę jej stracił podczas zabiegu. Jak wiecie, wpisałem go na listę do przeszczepu. Trzeba ją uzupełnić numerami telefonów, pod które mógłbym zadzwonić, gdyby znalazł się dawca. Wtedy jak najszybciej musi się stawić w szpitalu. W przeciągu trzech, czterech tygodni powinien dojść do siebie na tyle, by móc funkcjonować samodzielnie. Jednak powrót do pracy odradzam. Nie powinien się forsować. Najlepiej, jakby mógł wyjechać gdzieś, gdzie będzie mógł zregenerować siły.
- Kiedy będzie można go odwiedzić?
- Myślę, że jutro. Wybudziliśmy go po operacji, ale dostał potem silne środki przeciwbólowe i nasenne. Nie będzie dzisiaj kontaktowy.
Paulina wyciągnęła do lekarza dłoń, którą ten uścisnął.
- Dziękuję profesorze za wszystko, co pan zrobił dla mojego brata. Jeśli pan pozwoli, to spiszę te numery telefonów i zaraz je panu przyniosę.
- Oczywiście. Bardzo proszę. Będę u siebie. Do widzenia państwu i proszę być dobrej myśli.
Kiedy odszedł, Paulina wyciągnęła notes i wpisała swój numer telefonu a potem Dobrzańskich, ich komórki i telefon domowy.
- To chyba wystarczy. Idę to zanieść.
- Poczekamy na ciebie Paulinko. Zabierzemy cię do nas. Musisz trochę odpocząć. A wy wracacie do pracy?
Marek zerknął na zegarek.
- Jeśli nie masz nic przeciwko tato, to wolałbym nie wracać. Też nami trochę to wstrząsnęło. Pójdziemy na jakiś obiad a potem zawiozę Ulę do domu.
- Dobrze. W takim razie do jutra. Wiem, że dzisiaj żadne z nas nie mogłoby skupić się na pracy.
Ze szpitalnego parkingu pojechali do jednej z lepszych restauracji w centrum miasta. Jednak ani on ani Ula nie mieli apetytu. Dziabali widelcami w potrawach nie mogąc nic przełknąć. Wreszcie Ula odsunęła talerz.
- Nie dam rady. Kompletnie nie mam ochoty na jedzenie. Wszystko rośnie mi w gardle.
- Mnie też. Zapłacę i pojedziemy do parku odetchnąć. To na pewno nam dobrze zrobi.
Zaparkował w podcieniach budynku F&D i objąwszy ją wpół poprowadził w otwartą bramę parku. Dzień był słoneczny i ciepły. Białe, puchate obłoczki leniwie przesuwały się po błękitnym niebie. Olbrzymie korony kwitnących o tej porze kasztanów dawały miły cień i ochłodę. Przytuleni do siebie obeszli dookoła staw żałując, że nie mają przy sobie żadnej bułki, by móc rzucić jej okruchy kaczkom. Dotarli do swojej ulubionej ławki i rozsiedli się na niej. Marek zmrużył oczy i wystawił do słońca twarz.
- Czuję się tak, jakbym przebiegł maraton. Nie znoszę szpitali i tego ich specyficznego zapachu. Od razu mnie mdli.
- To nic przyjemnego, ale czasami trzeba wytrzymać, gdy sytuacja do tego zmusza.
- Chwilami mam wrażenie, że wszystko dzieje się tak szybko, że przestaję nadążać. Obiecywałem sobie, że po pokazie odetchniemy. Znajdziemy czas tylko dla siebie. Że porozmawiamy o ślubie i ustalimy jakąś dobrą datę. Nic nie zrealizowałem z tego, co założyłem.
Pogładziła jego policzek.
- Nie martw się. Zdążymy ze wszystkim. Przecież datę możemy ustalić choćby teraz. I tak siedzimy i nic nie robimy. Możemy o tym pogadać. Ja przecież nigdzie nie uciekam. Myślałeś już o jakimś konkretnym terminie?
- Szczerze? Myślałem. Sprawdzałem nawet w kalendarzu. Pamiętasz, którego przylecieliście do Polski z Londynu?
- Nigdy nie zapomnę tej daty. Dwudziesty drugi grudnia.
- No właśnie. Dwudziesty drugi grudnia wypada w tym roku w sobotę. Pomyślałem, że to mógłby być dobry dzień na nasz ślub.
- No… nie wiem – powiedziała niepewnie. – Dziwnie… Tak przed samymi świętami… Może być kłopot z salą. Może przełóżmy to na styczeń? Wtedy będzie już po świętach i po sylwestrze. Zresztą za salą trzeba by było rozejrzeć się już. Ponoć mają rezerwacje zaklepane na kilka miesięcy do przodu. Może dwunasty styczeń? Poza tym jest jeszcze mnóstwo rzeczy do ustalenia. Na przykład liczba gości. Na pewno będzie ich niemało. Chciałabym zaprosić Smile’ów z dziećmi i Johna. Na pewno Finley z żoną i Hannah. Nie znam twojej rodziny. Nie wiem, jak bardzo jest liczna, ale z mojej strony nie będzie jej dużo. Właściwie, to całkiem mało, bo tylko ciotka, która mieszka w Gdańsku i jej rodzina. To jakieś sześć osób. Poza tym ludzie z firmy. Maciek z Anią, Sebastian, Violetta, Pshemko i oboje Febo. Trzeba to wszystko spisać i policzyć. Mamy zaledwie pół roku i mam nadzieję, że poradzimy sobie ze wszystkim. Kiedyś marzyłam o tym, by wziąć ślub w naszym, rysiowskim kościółku. Teraz jednak myślę, że to nie jest najlepszy pomysł, bo kościół jest bardzo mały i nie pomieści zbyt wielu gości. Dużo jest do załatwienia. Moja suknia, twój garnitur. Obrączki, zaproszenia. Będzie sporo biegania.
- O suknię i garnitur się nie martwię. Pshemko nigdy by się nie zgodził, gdybyśmy ubrali coś, co nie byłoby jego projektu. Jestem pewien, że chętnie uszyje jedno i drugie. Trzeba mu o tym powiedzieć i to jak najszybciej. Nie jest obłożony robotą. Projektuje dość leniwie, bo i czasu jest sporo do następnego pokazu. Pójdziemy do niego jutro, a po obrączki, jeśli się zgodzisz, możemy jechać choćby zaraz. Pojedziemy do Apartu. Tam na pewno znajdziemy takie, które nam się spodobają.
Popatrzyła na niego z uśmiechem.
- Ależ ty jesteś w gorącej wodzie kąpany. Masz gotowy plan na wszystko.
- A na co czekać? Ja najchętniej poślubiłbym cię w najbliższą sobotę, ale tak się nie da – powiedział lekko rozczarowany, co wprawiło ją w chichot. Cmoknęła go w nos, podniosła się z ławki i wyciągnęła do niego dłoń.
- No to chodź mój biedaku, zobaczymy te obrączki. Przynajmniej oderwiemy na chwilę myśli od Alexa.

Alex powoli dochodził do równowagi. Rana pooperacyjna goiła się dobrze. Pozwolono mu już wstawać i uskuteczniać krótkie spacery szpitalnym korytarzem. Paulina bywała u niego codziennie, a i Dobrzańscy zaglądali tu dość często. Nie mógł się jednak przełamać, by spotkać się w cztery oczy z Markiem. Czuł się w jakimś sensie upokorzony. Kiedyś może i on sam był taki szlachetny i szczery jak junior, jednak gdy sięgał pamięcią wstecz, to nie bardzo przypominał sobie, by w przeszłości rzeczywiście tak było. Po śmierci rodziców nie potrafił już wykrzesać z siebie żadnego entuzjazmu, żadnych pozytywnych uczuć. Zamknął się w sobie i stał się obrzydliwym cynikiem i malkontentem. A teraz jeszcze ta krew tak wspaniałomyślnie podarowana mu przez nich. Wszak sam profesor podkreślał, że dzięki tej krwi nie było problemów na sali operacyjnej, bo wprawdzie on stracił dużo swojej, ale mieli jej zapas i mogli ją natychmiast przetoczyć. W jakimś sensie Dobrzański i ta Ula uratowali mu życie. Jak się dziękuje za taki prezent? Kompletnie nie miał pojęcia. Co, miał się rzucić im na szyję? Nigdy w życiu. To nie było w stylu dumnego Alexandra Febo. Odwrócił się od okna słysząc skrzypnięcie drzwi. Zobaczył Paulinę dźwigającą jakieś reklamówki. Przywitał się z nią wskazując na nie.
- Niepotrzebnie to dźwigasz. Co tam znowu przyniosłaś?
- Nic, czego nie mógłbyś zjeść ani wypić. Wszystko ściśle według zaordynowanej diety i wszystko bez soli. – Skrzywił się. Potrawy bez soli smakowały jednakowo. Jak świeżo skoszona trawa. Zauważyła ten grymas.
- Nie krzyw się Alex. Dobrze wiesz, że tak trzeba, by oszczędzić tę drugą nerkę. Tu masz wodę mineralną bez gazu. – Ustawiła butelki obok szafki stojącej przy łóżku. – Odsapnę troszkę i pójdę do profesora. Umówiłam się z nim na dzisiaj. Może powie mi, kiedy będzie cię mógł wypisać. A jak już stąd wyjdziesz, to zabiorę cię do Milano, do babci. Tam nabierzesz sił i odpoczniesz. Zmiana klimatu dobrze ci zrobi. Może, jak dojdziesz do siebie, będziesz miał ochotę, by pojechać do Chioggia? Pamiętasz nasze wakacje w Chioggia? Z rodzicami? Było nam tam wspaniale, a Adriatyk taki ciepły. Lubiłeś pływać. Pamiętasz? Razem z tatą urządzaliście wyścigi. – Żachnął się.
- Paulina, przestań. To było dawno, a oni już nie żyją. Już nigdy nie będę się ścigał z tatą. – Spuściła głowę. Zrobiło się jej wyraźnie przykro. Jego słowa tak bardzo potrafiły ją ranić. Rozumiała, że jest chory, że się martwi, co będzie dalej i ile lat mu jeszcze zostało. Jednak nie musiał być w stosunku do niej aż tak bardzo niemiły.
- Nie wściekaj się Alex – powiedziała cicho. – Chcę dla ciebie jak najlepiej.
Podszedł do niej i ucałował jej czubek głowy.
- Przepraszam sorella. Nie powinienem był na ciebie tak naskakiwać. Jeśli tylko poczuję się dobrze, to obiecuję, że pojedziemy do Chioggia. Powspominamy. – Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Pójdę do profesora. Nie chcę się spóźnić. Wrócę tu po tej rozmowie to jeszcze pogadamy.
Po jej wyjściu położył się na łóżku i ponownie utkwił wzrok w suficie. Chioggia… Ileż wspomnień budziła ta nazwa. To tam głównie spędzali beztroskie wakacje wraz z rodzicami. Cały miesiąc laby, pieszych wycieczek brzegiem morza, lody caprigianni w wielkich stożkowych waflach, pizza zjadana pod parasolami ustawionymi przed małą pizzerią obok targu rybnego, na którym mama kupowała zawsze ulubione małże i krewetki. Uwielbiał jej broetto, zupę rybną, w gotowanie której wkładała całe swoje serce. Do zupy zawsze podawała bossolà, słynny chleb z Chioggia. Ach… to były czasy. To już nie wróci. Pamięta, jak rozpaczliwie tęsknił przez pierwsze lata po ich śmierci. Teraz też tęskni, ale inaczej. Zamknął tą tęsknotę w sercu na potężną kłódkę już dawno i od tej pory nigdy nie pozwolił sobie na żadne cieplejsze uczucia, ani w stosunku do siebie, ani w stosunku do innych. To właśnie tam, w Chioggia jego rodzice poznali Dobrzańskich. Podobnie jak oni i Dobrzańscy spędzali tam urlop. W Marku, mimo, że był od niego trzy lata młodszy, znalazł dobrego towarzysza zabaw i psikusów, które robili Paulinie. Tak… Kiedyś byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Marek chyba nadal o tym pamiętał, on starał się zapomnieć i to z dobrym skutkiem. Po śmierci rodziców coś w nim pękło. Zazdrościł Markowi, że ma ich oboje. Oni nie mieli już nikogo, prócz babci, która nie mogła i nie potrafiła się nimi zająć. Oczywiście byli wdzięczni Dobrzańskim i szanowali ich za to, że dzięki nim mogli skończyć szkoły i wejść w dorosłe życie z pokaźnym majątkiem, który przez te wszystkie lata seniorzy pomnażali dla nich. Jednak drogi jego i Marka rozeszły się już dawno, jeszcze podczas studiów. Był zazdrosny o jego podejście do dziewczyn i za swobodę, z jaką potrafił z nimi rozmawiać. On nie posiadał tej umiejętności. Zawsze był sztywny i jakoś dziwnie spięty. Kiedy poznał Julię, świat wydał mu się piękny. Otworzyła go na ten świat, a on chłonął go wszystkimi zmysłami. Kochał ją jak wariat. Była jego słodką, małą blondyneczką, kruchą i delikatną. Podczas wspólnych, upojnych chwil szeptała mu z czułością do ucha najpiękniejsze słowa o miłości, zapewniała go o niej, mówiła, że kocha. Kiedy pewnej sobotniej nocy przyłapał ją w łóżku z Dobrzańskim, przeżył szok, z którego nie potrafił otrząsnąć się przez długie lata. W uszach huczało mu tylko jedno słowo, „zdradziła, zdradziła, zdradziła…” Jeszcze bardziej zamknął się w sobie, a Dobrzańskiego znienawidził. Od tego czasu nie dopuścił do siebie żadnej kobiety. Nie ufał im. Bał się, że ponownie któraś go zrani. Bycie samotnym było bezpieczne. Nie mógł zrozumieć, jak Marek mógł się zdobyć na taki gest i oddać krew, a ta Ula? Przecież nigdy nie traktował jej dobrze. Zawsze coś odburknął, gdy pytała o cokolwiek. Był zły, że zajęła miejsce Pauliny u boku Marka, choć ciągle powtarzał siostrze, że Marek jest nic nie wartym dupkiem. Musiał jednak przyznać, że chyba ta Ula sprawiła, że Marek po raz pierwszy w życiu się zakochał. Zazdrościł mu, bo kobieta była naprawdę piękna, a przede wszystkim mądra i wykształcona. W jakiś sposób imponowała mu. Jak po tym wszystkim on ma im spojrzeć w oczy? Wiedział, że dobre wychowanie wymaga, by im podziękować, ale też czuł, że nie jest gotowy na taką konfrontację. Może potrzebuje więcej czasu? Znowu usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. To Paulina wracała.
- Mam dobre wieści Alex. Jeszcze tydzień i zabiorę cię do domu. Profesor jest bardzo zadowolony z postępów rekonwalescencji. Powiedział, że wszystko ładnie się goi, a nerka pracuje bez zarzutu. – Pogładziła go po głowie. – Widzisz, wszystko będzie dobrze. Jest jeszcze coś, o czym muszę ci powiedzieć.
- Coś złego? – Spytał z obawą.
- Chyba nie… Myślę, że to dobra wiadomość, ale po kolei. Przyjechał Marek. Jest na korytarzu. On coś załatwił, ale chce ci o tym powiedzieć sam. To coś bardzo ważnego. Ważnego dla ciebie. Zgodzisz się, by tu przyszedł? Bardzo mu na tym zależy.
Oczy Alexa zrobiły się ogromne.
- Nie wiem, czy jestem gotowy…
- Alex! – Przerwała mu. – W ten sposób to ty nigdy nie będziesz gotowy, by porozmawiać z nim. On ma ważne informacje, więc przyjmij to na klatę i zachowaj się jak mężczyzna.
- Na klatę…? Paulina nie poznaję cię. Od kiedy ty używasz takiego słownictwa?
- Nieważne. To może wejść, czy nie?
- No dobrze. Niech wejdzie…
Wyszła na korytarz i gestem dłoni przywołała Marka.
- Ja was zostawię. Pójdę do automatu po kawę. Chcesz też?
- Chętnie. Dziękuję.
Zamknął za nią drzwi i spojrzał na Alexa.
- Witaj Alex. Cieszę się, że czujesz się już lepiej. Koniecznie muszę ci coś przekazać i chciałem to zrobić osobiście.
- Siadaj – wskazał mu krzesło. – To co to za nowina?
Usiadł obok łóżka i popatrzył Alexowi w oczy.
- Na pewno przekazano ci już wiadomość, że wpisano cię na listę pacjentów do przeszczepu. Ani Paulina, ani ja, ani Ula nie możemy być dawcami, bo nie ma zgodności tkankowej.
- Zaraz, zaraz… Jak to ty i Ula? Robiliście badania? Wiem, że Paulina robiła, wy też?
- Też, ale to teraz nie ma znaczenia. Uruchomiłem swoje kontakty w Londynie. Być może, a właściwie to bardzo prawdopodobne, że dotrzemy do krajowego koordynatora do spraw przeszczepów. Możliwe, że poprzez angielski bank organów uda się wcześniej zdobyć dla ciebie zdrową nerkę. Nie chcę nic robić bez twojej wiedzy a przede wszystkim zgody. Muszę też mieć wszystkie wyniki twoich badań, a właściwie ich kopie potwierdzone przez szpital, by tam w Anglii mieli co porównywać. Zgodzisz się? Dzięki temu zwiększysz swoje szanse, bo będą szukać i tu w Polsce i tam, w Anglii.
Alex jak oniemiały wpatrywał się w skupieniu w twarz Marka. W końcu przemówił.
- Po co to robisz?
- Nie rozumiem… Robię co?
- Po co oddałeś krew, po co zrobiłeś to badanie na zgodność, po co szukasz mi nerki w Anglii, po co? Co chcesz przez to uzyskać? Chcesz mojego wybaczenia? Czego oczekujesz w zamian? – Na twarzy Marka wymalowane było zdumienie.
- Myślisz, że robię to z jakiegoś konkretnego powodu? Jeśli tak, to bardzo się mylisz. Nie oczekuję od ciebie wybaczenia za to, co zrobiłem ci w przeszłości. To było podłe i wstrętne. Ja sam nie mogę wybaczyć sobie tej głupoty do dziś. Nasze stosunki były złe i takie są nadal. Jednak nie mogę siedzieć bezczynnie widząc, jak cierpisz i jak bardzo Paulina zamartwia się o ciebie. Ona zadała mi podobne pytanie. Nie przepadam za tobą i dobrze o tym wiesz, ale nie do tego stopnia, by życzyć ci śmierci. Zresztą myśl sobie, co tylko chcesz. Ja chcę załatwić ci zdrową nerkę. Jeśli wolisz powoli umierać, to już twój wybór. – Podniósł się z krzesła z zamiarem odejścia. Febo zatrzymał go.
- Zaczekaj. Przepraszam. Wybacz, że jestem trochę podejrzliwy. Poproszę profesora, by dał mi kopie tych badań. Paulina przyniesie ci je do biura. Dziękuję. Dziękuję też, że oddałeś krew i dziękuję Uli, bo wiem, że i ona to zrobiła. Bardzo się przydała podczas operacji.
- Nie ma za co. Zrobiliśmy to z własnej, nieprzymuszonej woli. Cieszymy się, że ci pomogliśmy. Pójdę już. Trzymaj się. Dam znać o postępach.
Wyszedł na korytarz i odebrał z rąk Pauliny plastikowy kubek z kawą.
- I jak? Zgodził się?
- Zgodził. Załatw te kopie i przynieś jutro. Prześlę je faxem Finley’owi. On załatwi resztę i dotrą w odpowiednie ręce. I nie martw się już tak bardzo. Zobaczysz, że wyjdzie z tego. To silny facet i nie poddaje się tak łatwo.
- Obyś miał rację. Dziękuję Marek. Gdyby nie ty, nie wiem, co by było.
- Nie dziękuj. Na razie za wcześnie. Jestem jednak dobrej myśli i wierzę, że znajdą dla niego tą nerkę. Wracam do biura. Mam trochę roboty. Na razie i dzięki za kawę.

Prosto z windy powędrował do gabinetu Uli. Przywitał się z nią wyciskając na jej ustach słodkiego buziaka.
- I jak Alex? Jak zareagował?
- Najpierw był bardzo podejrzliwy. Myślał, że chcę coś w zamian. Sprowadziłem go na ziemię. Każdy mierzy własną miarką, nie? Powiedziałem, że chcę załatwić mu zdrową nerkę, ale wybór należy do niego. Albo chce jeszcze pożyć, albo powoli umierać. Chyba jednak coś zrozumiał, bo na koniec podziękował mi za krew i tobie też. Paulina ma przynieść te wyniki. Jak tylko to zrobi, skontaktujemy się z Dawidem. Aaahhh… Zmordowany jestem. Wyjedźmy gdzieś za miasto na weekend. Muszę trochę odetchnąć. Tobie też się przyda parę dni odpoczynku. Pojedziemy niedaleko, gdzieś pod Warszawę. Sprawdziłbym w Internecie i zabukował noclegi. Co ty na to?
- Myślę, że to dobry pomysł. Jak coś znajdziesz, to daj mi znać. Muszę jeszcze tu coś dokończyć.
- Wyganiasz mnie?
- Nie wyganiam, ale wiesz, że nie lubię zostawiać spraw niedokończonych.
Wstał z krzesła i pocałował ją czule.
- Wiem, wiem pracusiu. Już się zmywam.

Jak tylko zasiadł za biurkiem, uruchomił Internet. Przejrzał oferty podmiejskich ośrodków i zdecydował się na Serock. Był niedaleko, tylko czterdzieści kilometrów od Warszawy Dosłownie rzut beretem. Przejrzał folder ze zdjęciami i spodobało mu się to miejsce. Cisza, spokój, miasteczko małe, położone tuż nad Zalewem Zegrzyńskim. Można spędzić czas nad wodą z dala od wielkomiejskiego szumu. Kąpielisko, molo i czysta woda. To było to, czego potrzebowali. Znalazł telefon kontaktowy i zadzwonił natychmiast. Wynajął im pokój w jednym z ośrodków rozrzuconych wokół zalewu. Zatarł dłonie z radości. Już dawno nie mieli weekendu wyłącznie dla siebie. Wstał od biurka i nie zwlekając ponownie poszedł do Uli.
- Załatwiłem – powiedział wchodząc do środka. - W piątek po pracy pojedziemy. Spakuj się, bo nie chcę tracić czasu na zabieranie bagażu z Rysiowa. To będzie cudowny weekend.
Uśmiechnęła się widząc, jak jest szczęśliwy. Podeszła do niego, objęła go w pasie i spojrzała w jego szczęśliwe oczy.
- Wszystko świetnie kochanie, a dokąd pojedziemy?
- No tak, zapomniałem ci powiedzieć. Jedziemy do Serocka nad Zalew Zegrzyński. Bardzo blisko. Za to cisza, spokój, ładny ośrodek i my. Już się nie mogę doczekać.

W piątek urwali się trochę wcześniej. Cieszyli się oboje na ten wyjazd. Musieli odsapnąć i psychicznie odreagować wydarzenia ostatnich tygodni. Nadspodziewanie szybko przedarł się przez zatłoczoną Warszawę na mazurską trasę sześćdziesiąt jeden. Wyjechawszy na nią zdecydowanie przyspieszył. Nie minęła godzina, gdy parkował już przed ośrodkiem. Zabrał ich bagaże i objąwszy Ulę ramieniem wszedł do środka. Zameldowali się i po otrzymaniu kluczy udali do wynajętego pokoju. Spodobał im się. Podwójne łóżko, mały telewizor, szafa, stolik i dwa foteliki. Nie było im nic więcej potrzebne do szczęścia. Rozpakowali się błyskawicznie i poszli na spacer. Świeże powietrze zaparło im dech w piersiach. Wdychali je z lubością w płuca, podziwiając tę urokliwą okolicę. Zostali nad zalewem do wieczora. Chcieli zobaczyć zachód słońca. Po nim, gdy już zaczął zapadać wieczorny mrok, powędrowali do ośrodka. Byli głodni. Zapachy dolatujące ze stołówki jeszcze bardziej podrażniły ich puste żołądki. Usiedli przy stoliku z ich numerem pokoju. Stało już na nim pieczywo i dzbanek z gorącą herbatą. Po chwili przyniesiono im kiełbaski na gorąco i sałatkę z pomidorów. Zmietli z talerzy dosłownie wszystko. Syty Marek uśmiechnął się do Uli.
- Ależ byłem głodny.
- Ja też. Zamówimy sobie kawę? Bardzo mi się chce.
- Pewnie. Ja też chętnie się napiję.
Z filiżankami w dłoniach powędrowali do pokoju. Tam Marek już nie potrafił utrzymać rąk. Chichotała rozbawiona i umykała mu, jak tylko mogła, ale wreszcie dopadł ją i rzucił na łóżko.




orchid94 (gość) 2012.09.02 11:08
Małgosiu, czyżby udało mi się być pierwszą komentującą? Na to wygląda. Świetna część i przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. Oczywiście nie obyło się bez odrobiny stresu i jadu Aleksa, ale do tego, że Febo taki jest, to ja się chyba przyzwyczaiłam. Mimo wszystko cieszę się, że operacja się udała i wszystko jest w porządku. A co do jadu - chodziło mi oczywiście o fragment, gdy objechał Paulinę, która nic złego nie zrobiła, za co na szczęście przeprosił i jego słowa do Marka, które trochę ostudził Marek tym, co odpowiedział. Aleks jednak powoli się zmienia, trochę łagodnieje i nawet podziękował Markowi za to, że on i Ula oddali krew i zrobili badania na zgodność. Marek uruchomił kontakty i stara się pomóc, jak może. No cóż, chyba dumny Aleks Febo będzie w końcu zmuszony do zakończenia nienawiści do Marka, bo jak można nienawidzić kogoś, kto tak bardzo nam bezinteresownie pomaga. No i te przemyślenia, które miał zwiastują, że chyba jednak coś idzie ku dobremu. Jeszcze sporo upłynie, nim Aleks i Marek się dogadają, ale myślę, że i taki czas przyjdzie. W końcu kiedyś byli bardzo blisko, byli niemal, jak bracia, a tego się tak po prostu nie zapomina. Marek powiedział, co myśli, że cały czas żałuje tego, co się wydarzyło, co doszczętnie zniszczyło dawną przyjaźń, ale czasu i wydarzeń nie cofnie. Już teraz nie może tego zmienić, ale myślę, że nie warto w takiej sytuacji całe życie pielęgnować tak negatywnych uczuć jak nienawiść. Może ze strony Marka, to aż tak mocne nie było, nie przepadał za Aleksem, ale źle mu nie życzył, a Febo z pewnością nienawidził Marka i zrobiłby wszystko, aby go zniszczyć, na szczęście teraz powoli się to zmienia. Trzeba iść do przodu i starać się znaleźć same pozytywy. Pięknie opisałaś wspomnienia Pauliny i Aleksa z czasów, gdy spędzali beztroskie wakacje z rodzicami, naprawdę ten fragment mnie urzekł. Cieszę się, że Uli i Markowi udało się załatwić tak wiele w sprawie ślubu. Odpoczynek zdecydowanie im się należy i napisałaś cudny wstęp do cudownego weekendu tej Naszej ulubionej dwójki. Nad tym jeziorem musi być pięknie. Cudna notka i już wypatruję kolejnych. Serdecznie pozdrawiam
MalgorzataSz1 2012.09.02 15:21
Iza

Dziękuję Ci za długi komentarz. Cóż mogę powiedzieć. Marek ma szlachetne odruchy. Stara się pomóc. To dlatego uruchomił swoje kontakty w Londynie, bo być może tam prędzej niż w Polsce znajdzie się nowa nerka dla Alexa. Masz rację, Alex poczuł się trochę jak zbity pies i jest mu głupio. Naskoczył na Marka, bo jest bardzo podejrzliwy i nie wierzy w to, że ktoś mógłby bezinteresownie poświęcić coś dla drugiego człowieka. W dzisiejszym świecie to prawdziwa rzadkość, a przecież nikogo nie powinny dziwić tak zwyczajne, ludzkie gesty. Alex powoli się zmienia, choć wydarzenia z przeszłości tkwią w nim bardzo głęboko. Ciężko mu to zapomnieć i musi upłynąć sporo czasu. To nie koniec jego choroby, będzie miał więc ten czas, by jeszcze raz wszystko dogłębnie przeanalizować. Powrót do takich przyjacielskich stosunków z Markiem jest prawie niemożliwy, bo zbyt dużo się wydarzyło. Jednak do poprawnych stosunków jak najbardziej.
Jeszcze raz wielkie dzięki za wpis. Serdecznie pozdrawiam.
XUlaX (gość) 2012.09.02 17:07
Gosiu.
Cudowna notka, wreszcie wszystko zaczęło się układać. Nerka Aleksa dobrze się przyjęła, jednak nie będzie ona już na stałe. Za kilka lat będzie potrzebował nowej. Bardzo się cieszę, że i w taj sprawie wykazał się inicjatywą. Szczerze powiedziawszy to początkowo myślalam, że Aleks może nie przyjąć pomocy od Marka. Ta rozmowa z Pauliną naprawdę dużo dała. Uświadomiła mu, że nie może ciągle przed nim uciekać, unikać go, bo to nic nie da. Tym bardziej, że Marek znalazł sposób, aby szybciej zyskać nerkę. Początkowo myślałam, że Marek namówił kogoś z Londynu, aby zrobił badania na zgodność. Jednak okazało się, że nerkę sprowadzą z londyńskiego banku. Mam nadzieję, że to się uda i Aleks będzie miał nową nerkę.
Bardzo się cieszę, że Ula i Marek wreszcie podjęli temat ślubu, już nie mogę się doczekać. A ten wyjazd za miasto to jest bardzo, bardzo dobry pomysł. Wreszcie odreagują po pokazie i operacji Aleksa. Tam musi być naprawdę pięknie...
Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2012.09.02 17:28
Paula.

Odsyłam Cię do komentarza powyżej, bo jak już zapewne wiesz, odpowiedziałam i Tobie i Izie na streemo. Bardzo Ci dziękuję za ten wpis i to tak długi.
Pozdrawiam Cię cieplutko.
ulka-brzydulka (gość) 2012.09.02 19:35
Gosiu.
Wiadomość o chorobie Aleksa i mnie zaszokowała. Nie dziwię się więc, że ani Ula, ani Marek nie byli w stanie przełknąć obiadu. To niespodziewane całkiem, a jeszcze żadne z nich nie może być dawcą. Trudna sytuacja dla każdego z nich, ale w szczególności dla Pauli. Dobrzański i Cieplak mają tę możliwość, że mogą zacząć planować ślub, a tym samym przenieść się w inny wymiar.
Febo miał dużo czasu by zastanowić się nad swoim życiem i podejściem do ludzi. Nie może przecież wiecznie oceniać wszystkich z góry… Marek zaskoczył mnie tym, co zrobił. Szukał nerki nawet w Anglii… To naprawdę zaskakujące, tym bardziej, że Aleks nie jest jego przyjacielem, baa,, a nawet nie żyją w dobrych stosunkach.
Wspólny weekend to było to, czego potrzebowali. Z dala od świata…
Czekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam Bea
MalgorzataSz1 2012.09.02 20:24
Bea.

Alex jest w szoku. Nie może uwierzyć, że on, zawsze taki silny facet, stanął nagle w obliczu realnego zagrożenia życia. Nie potrafi się z tym pogodzić. Jest przykry w obejściu i złośliwy nawet w stosunku do swojej siostry. Ona znosi to w milczeniu, lub traktuje bardzo łagodnie, a przecież podobnie jak on, ma wybuchowy temperament.
Marek się zmienił. Dzięki Uli jest innym człowiekiem. Potrafi współczuć i pomóc nawet swojemu największemu wrogowi. Mimo, że Febo jest początkowo bardzo podejrzliwy i sądzi, że Marek nie gra czysto, to wobec wyboru, czy dalej żyć, czy umierać powoli, wybiera to pierwsze i nawet dziękuje Dobrzańskiemu i Uli za krew. Niełatwo przechodzi to przez gardło dumnemu Febo, ale to pierwszy krok do długiej przemiany.
Bardzo Ci dziękuję, że nadrobiłaś zaległe rozdziały i za piękne długie komentarze zostawione pod każdym z nich. Pozdrawiam Cię najcieplej jak można.
monika_2601 (gość) 2012.09.03 01:05
Małgosiu, zapraszam do mnie na nową miniaturkę:) Wybaczysz mi, że Twój rozdział skomentuje dopiero jutro?:/
Pozdrawiam
Shabii (gość) 2012.09.03 17:42
Gosiu.

Przepraszam, że dopiero teraz piszę. Nadrobiłam obie notki i obie są cudowne. Cieszę się, że udało mi się odgadnąć sprawę z Aleksem. Cieszę się, że już z nim lepiej i że rozmawia nawet z Markiem. Mam nadzieję, że wszystko zakończy się szczęśliwie. Czuję, że kolejna część zacznie się wątkiem +18. Super. Przepraszam, że tak krótko ale nie mam głowy. Nie mogę obiecać, że będą dłuższe komentarze bo naprawdę średnio cokolwiek mi wychodzi. Serdecznie pozdrawiam. 3maj się. :*
MalgorzataSz1 2012.09.03 18:09
Shabii.
Jak zwykle masz dobre przeczucia. Zresztą +18 sugeruje już końcówka rozdziału. Z Alexem nie skończy się tak szybko. Długa droga do wyzdrowienia przed nim.
Jedyne, co mnie martwi, to Twoja nieobecność na streemo. Odnoszę wrażenie, że jesteś czymś przygnębiona. Jeśli masz kłopoty, to życzę Ci, by szybko minęły, bo brakuje nam tu Ciebie.
Serdecznie Cię ściskam.

PS.
A długością komentarza w ogóle się nie przejmuj. Dzięki, że czytasz. :)
monika_2601 (gość) 2012.09.04 01:59
Małgosiu,
Tobie to Apart powinien normalnie płacić:p No ale do rzeczy. Rozdział skupiał się głównie na Aleksie. Bardzo mi się podobały jego przemyślenia, wspomnienia czasu spędzanego z rodzicami, a także tamtych pamiętnych wydarzeń związanych z Markiem i Julią. Jest w nich coś takiego, co pozwala mi myśleć o Aleksie jako kimś bardziej "ludzkim". W bardzo trafny sposób opisałaś tez te jego rozterki na temat tego, jak powinien podziękować Dobrzańskiemu i Uli za oddana krew. Całkowicie rozumiem jego problem. Dziękowanie za coś takiego samo w sobie nie jest łatwe, a biorąc pod uwagę jego przeszłość z Markiem i mało przyjemne kontakty z Ulą, to można powiedzieć, że w tym przypadku wszystko to jest jeszcze bardziej kłopotliwe. No ale na szczęście w końcu doszło do konfrontacji Febo z Dobrzańskim. Myślę, że od teraz sprawy powinny iść coraz lepiej. Tym bardziej, że Marek bardzo zaangażował się w poszukiwania nerki dla Aleksa. Zapewne niedługo Aleks trafi do Londynu, a tam, jak zgaduje, zbliży się do Hannah:) Już nie mogę się doczekać:D

Ula i Marek, mimo problemow związanych ze zdrowiem Aleksa, żyją swoim życiem. Planują ślub, ustalają datę, wstępną listę gości itd. Pełnia szczęścia:) No i ten weekend. Rzeczywiście należał im się po ostatnich przeżyciach. Och, gdyby ktoś mnie zechciał zabrać na taki weekend...:D
Dobra, lepiej się zamknę, bo zaraz zacznę narzekać i dopiero się narobi:P Ode mnie to tyle. Bardzo fajny rozdział, co jest oczywiste:) Czekam na kolejny i mocno trzymam kciuki za Twoja wenę. Mam nadzieję, że już niebawem pozwoli Ci stworzyć kolejne dzieło:) Ach, i przepraszam za obsuwę z komentarzem:/
Pozdrawiam

P.S. Jeszcze taka mała uwaga. Używając wyrażenia "mimo że", nie stawiamy przecinka przed "że". Nie ma tez takiego czasownika jak "zawiścić", mozna co najwyżej czuć zawiść:p Wprawdzie forma taka jest uzywana w gwarze, i to co ciekawe w poznańskiej, ale wyrażeń gwarowych w języku literackim sie nie używa. To tyle:)
danka69 (gość) 2012.09.04 11:03
Gosiu, króciutko chciałabym zaznaczyć swoją obecność na liście czytających Twoje opowiadanie. Jak wiesz jestem wierną czytelniczką i brak komentarzy pod notkami świadczy tylko o braku czasu i jest odwrotnie proporcjonalny do zainteresowania nimi. Mam nadzieję ,że przyjedzie taki moment, że wrócę do długich komentarzy pod każdą notką, bo jestem niezmiennie nimi zafascynowana. Dziękuję.
Buziaki
MalgorzataSz1 2012.09.04 11:52
Moniko.

Gratyfikacje od Apartu chętnie przyjmę, bo pieniędzy nigdy dość. :):)

Z tymi przemyśleniami Alexa rzeczywiście pojechałam. Chciałam jednak i jego ukazać w ludzkim świetle. On nie jest przecież z kamienia. Też ma uczucia, choć skrzętnie je skrywa pod maską obojętności. Wspomnienia z dziecinnych lat wydały mi się dobrym środkiem, który pozwolił udowodnić, że Febo kiedyś był innym człowiekiem, choć, jak tu napisałam, nigdy dość spontanicznym i wylewnym. Może tylko jako dziecko.
Te wspomnienia są dla niego bolesne i przy okazji wspomina jeszcze powód konfliktu z Markiem. Złożona psychika tej postaci stwarza wiele możliwości jej interpretacji i daje szerokie pole manewru. Można tu wymyślać wiele wariantów, jaki Febo był kiedyś, bo tak naprawdę z serialu możemy się tego jedynie domyślać.
Odpowiadając na komentarz Bei napisałam, że Marek zmienił się pod wpływem Uli. Nie jest już zapatrzonym tylko w siebie egoistą, ale potrafi dostrzec nieszczęście i kłopoty innych. To głównie z tego powodu tak bardzo zaangażował się w pomoc Alexowi. Ten ostatni trafi do Londynu, ale nie tam pozna Hannah. Tu muszę Cię rozczarować.
A co do weekendu, to tylko dobrze się rozejrzyj. Na pewno znajdzie się ktoś, kto aż się pali, by miło spędzić z Tobą czas na jakiś wyjeździe.


Co do błędów, to udało mi się poprawić "zawiścić", choć muszę przyznać, że nie wiedziałam, że nie ma takiego wyrazu w j. polskim i że to tylko gwarowa naleciałość. Zastosowałam inne sformułowanie. Natomiast przecinków nie poprawiłam, bo musiałabym kolejny raz dokładnie prześledzić tekst, a zwyczajnie nie mam na to czasu. Jednak z pewnością zapamiętam na przyszłość. Bardzo Ci dziękuję za te cenne uwagi i serdecznie Cię pozdrawiam.


Danusiu.

Oczywiście nie musisz się tłumaczyć, bo przecież wiem, w jakim kieracie żyjesz. Cieszę się, że śledzisz kolejne rozdziały. Wiadomość od Ciebie dotarła, a ja postaram się odpisać jak najszybciej, choć też mam ostatnio problem z brakiem czasu. Obiecuję jednak, że do soboty powinnaś coś ode mnie otrzymać. Ściskam Cię mocno i przesyłam buziaki.
ulka-brzydulka (gość) 2012.09.04 23:05
Zapraszam do mnie na nową mini:)
Pozdrawiam
Bea
monika_2601 (gość) 2012.09.06 14:40
Zapraszam do mnie na nową notkę:) Pozdrawiam
Marcia (gość) 2012.09.07 11:02
Zapraszam do mnie na nową notkę.
Pozdrawiam :*
P.S. Teraz lecę do szkoły na tzw. "popołudniówkę", ale jak wrócę pod wieczór, to obiecuję przeczytać zaległe rozdziały (najpóźniej zrobię to w weekend).
monika_2601 (gość) 2012.09.08 01:29
Zapraszam na kolejną część mojego nowego miniopowiadania:) M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz