Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"ŻYJĘ PO TO, BY CIĘ KOCHAĆ" - rozdział 19

13 wrzesień 2012
Rozdział XIX



Wszystko zostało ustalone do najdrobniejszego szczegółu. Umowę podpisali bardzo szybko. Byłemu właścicielowi ze znanych mu tylko powodów bardzo zależało na czasie. W ciągu dwóch tygodni opróżnił dom i wkrótce weszła tam ekipa malarzy. Marek nie tracił czasu. Wolne popołudnia poświęcali na oglądanie mebli w Ikei lub innych pawilonach meblowych. W krótkim czasie przy wydatnej pomocy przyjaciół dom nabierał charakteru. Maciek okazał się niezwykle pomocny. Dzięki niemu w kuchni stała zainstalowana zmywarka do naczyń a w łazience pralka. Zawiesił wraz z Sebastianem kuchenne szafki i wiercił do upojenia w ścianach dziury tam, gdzie było to niezbędne, zgrabnie posługując się wiertarką. Ula przy pomocy Violi i Ani upinała finezyjnie zasłony i firany w oknach. W ostatni dzień września urządzili parapetówkę zapraszając na nią mnóstwo gości. Honorowymi byli rodzice Marka i tata Uli wraz z dzieciakami. Wtedy była też okazja by poznali się wzajemnie. Przybył Pshemko i Michał Soszyński, który ciekawie rozglądał się za Pauliną. Przybyła i ona wraz z Alexem, którego długo namawiała na tą imprezę. W końcu uległ jej namowom. Był i Sebastian z Violettą, z którą wreszcie odbudował dawne relacje i można było powiedzieć, że są parą. Wreszcie Państwo Szymczykowie i Maciek, który pozostawał z Anią już na pewnej stopie zażyłości i stanowił jej nieodłącznego satelitę. Przyjechała też asystentka Uli, Basia wraz z mężem i dziećmi.
Wszyscy zgromadzili się w ogrodzie. Dzień był bardzo ciepły, choć pożółkłe już liście świadczyły o zbliżającej się jesieni. Marek ciągnąc Ulę za rękę wszedł na schody prowadzące do domu, by mieć lepszy widok na przybyłych. Omiótł ich wzrokiem i uśmiechnął się promiennie.
- Kochani. Jest nam niezmiernie miło powitać was w naszym nowym domu. Dzięki pomocy niektórych z was urządziliśmy go bardzo szybko. Dziękujemy, bo bez was nie udałoby się nic. Z tego miejsca pragniemy też ogłosić, że wszyscy, jak tu stoicie, jesteście zaproszeni na nasz ślub, który odbędzie się dwunastego stycznia przyszłego roku. Oczywiście rozdamy wam wszystkim zaproszenia, ale te najpierw musimy, że tak to ujmę, pozyskać. Teraz jednak zapraszamy na pachnące potrawy z grilla, zacne trunki i dobrą zabawę.
Wynajęci przez Marka kucharze z jednej z pobliskich restauracji zgrabnie uwijali się przy wielkim grillu. Przy specjalnym stole stał człowiek, który podawał alkohole. Marek podszedł do Alexa i Pauliny.
- Witaj Alex. Bardzo się cieszę, że przyjechałeś. Nie zapomnieliśmy o tobie i twojej drakońskiej diecie. Mam jednak nadzieję, że te dietetyczne potrawy będą ci smakować, bo choć nie dodano do nich soli, to i tak są niezłe, bo szczodrze posypane ziołami. Ja je jadłem i mogę stwierdzić, że są znakomite.
- Dziękuję, że o mnie pomyśleliście. A piwo masz? To akurat wolno mi pić.
- Dostaniesz i piwo. Widzisz tego człowieka przy stole? On dba o dobrze schłodzone trunki. Podejdź do niego a dostaniesz, co tylko zechcesz. Dobrej zabawy.
Do uszu obecnych dotarły dźwięki łagodnej muzyki. Niektórzy ruszyli do tańca. Pierwszy wyrwał się Soszyński prosząc Paulinę na środek prowizorycznego parkietu. Długo szeptał jej coś do ucha i chyba doszli do porozumienia, bo Paulina wyglądała na szczęśliwą i ciągle się uśmiechała.
Zmierzchało. Wszyscy zgromadzili się wokół kamiennego kręgu, w którym Marek ułożył wcześniej szczapy na ognisko. Przytknął do nich zapaloną zapałkę i wkrótce buchnęły wesoło płomienie rzucając na zgromadzonych czerwono-żółtą poświatę. Maciek każdemu wręczał długi, zaostrzony kij, a Ula niosąc na tacy kiełbaski rozdzielała je wśród gości. Na końcu podeszła do Alexa.
- Dzień dobry Alex. Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać. Cieszę się, że postanowiłeś przyjechać. Wiem, że nie możesz jeść tego, co my, dlatego zrobiłam ci trochę kiełbasek domowym sposobem bez soli, za to z dużą ilością majeranku i kminku. Są naprawdę aromatyczne i nawet Markowi smakowały. Jeśli i tobie będą, zabierzesz sobie do domu. Zawsze to jakaś odmiana w diecie.
Zdziwiony długo patrzył na nią. Nie spodziewał się takiej życzliwości i empatii zarówno ze strony Marka jak i Uli.
- Dziękuję Ula. To bardzo miłe z twojej strony. Dziękuję też, że oddałaś swoją krew przed moją operacją i że przeszłaś badanie na zgodność tkankową. Naprawdę nie spodziewałem się… - Zarumieniła się słysząc te słowa.
- To nic takiego Alex. Szkoda tylko, że żadne z nas nie może być dawcą. Jednak mocno wierzę, że taki się znajdzie i nie będziesz musiał tak bardzo ograniczać się we wszystkim. Tymczasem nabij kiełbaskę na patyk i podejdź do ogniska. Jest bardzo chuda i nie zawiera tłuszczu. Nie będzie ci przynajmniej kapać do ognia.
Długo jeszcze rozmawiano i żartowano stojąc w kręgu ognia i racząc się pysznym jedzeniem. Późną nocą goście zaczęli się żegnać. Jako pierwsi podeszli do gospodarzy oboje Febo i Soszyński dziękując za wspaniałe przyjęcie. Ula wręczyła Alexowi pokaźną torbę.
- Proszę Alex. To te obiecane kiełbaski. Możesz je albo upiec, albo zagrzać w wodzie. Smacznego.
- Rany! Strasznie dużo tego. Będę miał co jeść przez najbliższe dwa tygodnie.
- No, może nie aż tyle, ale jak ci braknie, to daj znać. Zrobię ci kolejną partię. – Przysłuchujący się tej wymianie zdań Marek zapytał.
- Czym przyjechaliście. Samochodem?
- Nie. Taksówką. Zresztą Michał zadeklarował się odwieźć nas do domu zamówioną przez siebie. Chyba właśnie podjechała. – Paulina odwróciła głowę w stronę furtki. – No zbieramy się. Jeszcze raz bardzo dziękujemy. Było fantastycznie. Do zobaczenia.
Po nich odjechała Basia z rodziną, bo dzieciaki usypiały już na stojąco i Pshemko, a wraz z nim Sebastian z Violą. Maciek poupychał swoją rodzinę w samochodzie i oddał kluczyki Ani, która jako jedyna nie piła alkoholu tego wieczoru. Cieplakowie i Dobrzańscy zostawali na noc. Zapobiegliwa Ula już wcześniej przygotowała dla nich pokoje i świeżą, pachnącą pościel i w duchu chwaliła samą siebie za tą przezorność. Oczy kleiły jej się niesamowicie. Nie miała siły, by jeszcze sprzątać po gościach. Postanowiła, że zrobi to jutro. Marek dogasił ognisko i widząc, jak bardzo jest zmęczona, wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki. Pomógł jej się umyć i przebraną w piżamę zaniósł do łóżka. Ledwie przyłożyła głowę do poduszki, już spała.
Rankiem wysupławszy się z objęć śpiącego jeszcze Marka narzuciła na siebie szlafrok i zeszła do kuchni ze zdumieniem odnotowując obecność w niej swojego taty i Heleny Dobrzańskiej. Siedzieli przy stole pijąc kawę i gawędząc cicho. Ula stanęła w drzwiach i przyglądała się im przez chwilę.
- Dzień dobry. Myślałam, że to ja pierwsza będę na nogach, a tu taka niespodzianka.
- Dzień dobry Uleńko. Chyba nie wyspałaś się za dobrze. Jest jeszcze dość wcześnie.
- Nie jest tak źle. Jeszcze się wyśpię. Skorzystam tylko z łazienki i przebiorę się. Potem zrobię śniadanie dla wszystkich.
- Zaczekamy na ciebie i pomożemy.
Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy już umyta i przebrana a co najważniejsze pełna energii wkroczyła do kuchni. Helena już nakryła stół i układała talerze i sztućce na lnianym obrusie. Ula wyciągnęła z czeluści lodówki różnego rodzaju sery, miód i dżem. Wstawiła też sporo jaj, by się ugotowały. Józef zajął się herbatą i kawą. Całości dopełniły owocowe soki. Gdy wszystko było gotowe poszła na górę obudzić Marka i dzieciaki.
Wesoło upłynęło to śniadanie.
- Właściwie to moglibyście zostać do wieczora. Państwo Dobrzańscy chyba nie mają żadnych planów na dzisiaj, a i ty tato nie masz w domu nic do roboty. Ja obiad mam przygotowany, a wieczorem Marek odwiezie was do domu. Zgódźcie się. Zapowiada się ładny dzień. Wyniosę na patio leżaki to będziecie mogli poleniuchować. Kto ma ochotę może pójść do lasu. Są już grzyby i to całkiem sporo. Ostatnio Marek wyszedł dosłownie na kilka minut i przyniósł pełne garście. Mieliśmy zupę grzybową.
- Dziękujemy Uleńko. – Krzysztof uśmiechnął się dobrotliwie do swojej przyszłej synowej. - Ja chętnie zostanę, bo dobrze mi tu u was. To leśne powietrze dobrze mi robi. Ty Józef też powinieneś trochę nim pooddychać. Ma zbawienny wpływ na serce. Napijemy się po kropelce cherry i pogadamy jeszcze o naszych dzieciach.
- No skoro tak mówisz, to zostaniemy.
- Bardzo się cieszę. Po śniadaniu pójdę z dzieciakami uprzątnąć pozostałości po wczorajszej imprezie, bo już wczoraj nie miałam na to siły. Wy będziecie wypoczywać, a ja z pomocą Betti upiekę jakieś dobre ciasto na podwieczorek.
- Murzynka Ulcia, co? Murzynka. – Beatka aż podskakiwała z radości. – Jest najlepszy.
- No dobrze. Niech będzie murzynek.
Miło upływał im ten dzień. Rodzice usadowieni w cieniu wielkiego ogrodowego parasola popijali soki ciesząc się własnym towarzystwem i piękną pogodą. Józef odetchnął pełną piersią i rzekł.
- Piękny ten dom. Nigdy nie przypuszczałem, że moja córcia zamieszka kiedyś w takim miejscu. Nigdy nawet nie sądziłem, że pozna tak dobrego i szczerego człowieka. Macie wspaniałego syna. Chłopak ma serce na dłoni. Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszego męża dla mojej Uli. Ona świata poza nim nie widzi i kocha go nad życie. – Krzysztof uśmiechnął się na te słowa.
- Muszę ci powiedzieć Józef, że nasz Marek przedtem nie był taki. Można by powiedzieć, że był trzpiotem i lekkoduchem. To ona go zmieniła. Sprawiła, że stał się odpowiedzialny i pracowity. Bardzo przy niej zyskał i podobnie jak ona, on też kocha ją nieprzytomnie. Oboje zasłużyli na wszystko, co najlepsze. Kupno tego domu jest dowodem, że myśli odpowiedzialnie i chce zapewnić przyszłej rodzinie godny byt. My też mamy duży dom i nawet myśleliśmy, by po ślubie wprowadzili się do nas, bo miejsca jest dość, ale Marek kupno domu wziął sobie za punkt honoru i dopiął swego. Jeśli kiedyś doczekamy wnuków Józefie, to będą się wychowywać w miłym otoczeniu i czystym, zdrowym powietrzu. On pomyślał o wszystkim.
- Marek powiedział mi o tym, jak wrócili z Londynu po pokazie. Dziwiłem się wtedy, że chce kupić dom, bo Ula mówiła mi, że ma ładne, duże mieszkanie. Powiedział mi wtedy o wnukach, a moja pierwsza myśl była taka, że Ula jest w ciąży. Szybko jednak wyprowadził mnie z błędu i powiedział, że musi zadbać, by moje wnuki miały porządny dom.
- Nasz syn Krzysztofie - wtrąciła się Helena – wybrał bardzo mądrą kobietę i mocno wierzę, że będzie z nią szczęśliwy, a my cierpliwie poczekamy na te wymarzone wnuki.

W pierwszych dniach października ponownie wybierali się do Londynu. Czekał ich kolejny pokaz tym razem jesień-zima. Cieszyli się, że znowu spotkają przyjaciół. To była dobra okazja by wręczyć im zaproszenia na ślub, które Marek trzy dni wcześniej odebrał z drukarni. Tym razem towarzyszył im też Michał Soszyński, który nie odstępował Pauliny na krok i Sebastian z Violettą. Finley zarezerwował im pokoje w tym samym hotelu, co ostatnio. Tym razem nie było z nimi seniorów. Krzysztof nie czuł się dobrze i wolał nie ryzykować. W przeddzień pokazu rozmawiali z Dawidem i serdecznie zaprosili go wraz z małżonką na ślub. Poprosili też o pożyczenie Bentley’a, by móc osobiście zawieźć zaproszenia Smile’om. Po południu zawitali do pubu Johna. Uprzedzony już wcześniej o ich przyjeździe czekał na nich niecierpliwie. Ponownie tonęli  w jego ogromnych jak bochen chleba, łapskach. Wzruszył się bardzo tym zaproszeniem. Nie spodziewał się, że Ula będzie chciała go widzieć w tym ważnym dla niej dniu. Obiecał solennie, że pojawi się w Polsce, choćby miał na tydzień zamknąć pub.
Na pokazie nie było niespodzianki. Obie kolekcje zostały przyjęte owacjami na stojąco a Pshemko triumfował, podobnie jak młodzi projektanci z „Fashion look”. Zarówno Marek, jak i Dawid byli ukontentowani. Wszystko przebiegało pomyślnie. Po bankiecie udali się na spoczynek. Jednak w środku nocy obudził Marka natarczywie dzwoniący telefon. Przetarł zaspane oczy i odebrał.
- Mark? Mówi Dawid. Znaleźli nerkę dla twojego przyjaciela. Jakie to szczęście, że zdecydował się przyjechać na pokaz. On musi natychmiast stawić się w klinice. Ma tylko dwadzieścia cztery godziny. Idź i obudź go. Niech się szykuje. Ja zaraz po was podjadę.
- Dzięki Dawid. Jesteś prawdziwym przyjacielem. – Powiedział już całkowicie rozbudzony Marek. Obudził Ulę i krótko powiedział jej, w czym rzecz. Zaczęła ubierać się pośpiesznie. Marek pobiegł korytarzem. Obudził Alexa a potem Paulinę i Michała. Wszyscy bez szemrania ubrali się pośpiesznie. Wiedzieli, jak bardzo ważna to wiadomość. Całą grupką zeszli na dół i niecierpliwie wyglądali Dawida. Wreszcie podjechał. Całe towarzystwo zapakowało się do samochodu.
- Dokąd mnie wieziesz? - spytał nieco zdenerwowany Alex.
- Do St. Mary's Hospital. Tam mają dla ciebie nerkę. Młodą i zdrową. Będziesz jak nowonarodzony. Dziewięćdziesiąt osiem procent zgodności tkankowej. To prawie twój bliźniak. Dojechali pod szpital w milczeniu. Dawid obeznany z rozkładem szpitalnych oddziałów pewnie prowadził ich na jeden z nich. Stanęli przed drzwiami jednego z pokoi. Dawid poprosił, by zaczekali a sam wszedł do środka. Po kilku minutach wyszedł wraz ze starszym, siwym mężczyzną.
- To profesor Jacob Levi, znakomity i bardzo znany chirurg transplantolog. To on będzie operował. Zaraz zabiorą cię Alex i przygotują do operacji. My tymczasem oddamy krew. Chyba, że ktoś z was ma coś przeciwko, to mówić od razu. Jak jeden mąż pociągnęli za nim do pokoju zabiegowego.

Od dwóch godzin wegetowali na korytarzu przed salą operacyjną. Paulina reagowała nie mniej nerwowo, niż za pierwszym razem, kiedy usuwano Alexowi chorą nerkę. Soszyński przytulał ją i uspokajał, ale nie na wiele się to zdało. W jej oczach czaił się strach. Tylko on jej został, jedyny brat i nie darowałaby sobie gdyby ten przeszczep zakończył się niepowodzeniem. Marek podobnie jak Michał, też przygarnął Ulę do swego boku. Im również udzieliła się atmosfera pełna niepokoju i napięcia. Finley pojechał do domu zaraz po oddaniu krwi. Przepraszał ich za to, ale wytłumaczył, że żona będzie się niepokoić. Rozumieli to. Zrobił dla nich naprawdę coś wyjątkowego i mieli mu dużo do zawdzięczenia. Nie wymagali od niego, by tutaj wraz z nimi tkwił. Czas wlókł się ślamazarnie. Zawieszony nad drzwiami do sali operacyjnej zegar, mozolnie ciągnął swe wskazówki odmierzające minutę po minucie. Cisza dzwoniła im w uszach, a zza szklanych, matowych drzwi nie dochodziły żadne dźwięki. Marek podniósł się z krzesła.
- Pójdę i poszukam automatu z kawą. Przyda nam się.
- Pójdę z tobą. – Podniosła się i Ula. – Wyprostuję trochę nogi. Nie wiadomo, ile to jeszcze potrwa.
Paulina tylko kiwnęła głową i oparła ją z powrotem na ramieniu Soszyńskiego.
Wrócili do nich po kilkunastu minutach trzymając plastikowe kubki z gorącą kawą w dłoniach. Pokrzepiła ich nieco i rozjaśniła w głowach. Po kolejnej godzinie drzwi sali wreszcie otworzyły się i wyszedł z nich profesor Levi. Zerwali się z krzeseł i obstąpili go. Miał zmęczoną twarz, ale uśmiechał się do nich.
- Drodzy państwo. Wszystko poszło znakomicie. Nawet lepiej niż przypuszczaliśmy. Świetnie, że znalazł się dawca, bo ta nerka, która została po poprzedniej operacji, była już mocno nadwyrężona i z pewnością nie popracowałaby tych zakładanych dwóch lat. Usunęliśmy ją i pacjent ma w tej chwili zdrową i dużo młodszą od niego nerkę. Bardzo szybko podjęła pracę i wiemy już, że filtruje i odprowadza do pęcherza mocz. Teraz pacjent jest jeszcze dość nie kontaktowy. Wybudziliśmy go, ale ciągle przysypia. Za chwilę wywiozą go na oddział intensywnej terapii. Wolałbym jednak zostawić go dzisiaj w spokoju. Długo pozostawał pod narkozą i jest nią zmęczony. Poza tym za chwilę przestaną działać środki przeciwbólowe i będziemy musieli zaaplikować kolejne, po których będzie mocno spał. Proponuję przyjść jutro koło godziny jedenastej. Wtedy powinien być już przytomny.
Paulina uśmiechnęła się do niego i uściskała mu dłoń.
- Dziękuję. Bardzo dziękuję panie profesorze. Życia mi braknie, by panu się odwdzięczyć za mojego brata. Tylko on mi pozostał. Dziękuję.
Wszyscy uścisnęli mu dłoń.
Wychodzili ze szpitala, gdy był już blady świt. Byli zmęczeni i śpiący. Paulina odwróciła się do Marka i spytała.
- Jedziecie do tych swoich znajomych?
- Właśnie nie wiem. Jestem wykończony. Ula też nie wygląda najlepiej. Może przełożymy ten wyjazd na jutro a dzisiaj tylko zadzwonimy i poinformujemy, dlaczego nie przyjedziemy, co o tym myślisz kochanie?
- To chyba dobry pomysł. Nie jestem w stanie dzisiaj jechać. Ledwo trzymam się na nogach i marzę tylko o łóżku. Jak dojedziemy do hotelu, to zadzwonię.
- Prześpimy się trochę i pojedziemy z wami o jedenastej do szpitala. Jestem ciekawy, jak on się będzie czuł. Pewnie, jak po zderzeniu z ciężarówką. Ale mimo wszystko wierzę, że będzie dobrze. To naprawdę silny facet i poradzi sobie. – Pocieszał Marek.
- Dziękuję wam. – Paulina mocniej przylgnęła do ramienia Michała. – Złapmy jakąś taksówkę.

O dziesiątej obudziła ich nastawiona na tą godzinę komórka. Mało było tego snu, bo oboje lubili długo pospać. Jednak nie ociągali się. Trzeba było zjeść jeszcze jakieś śniadanie i zamówić podwózkę pod szpital. Ula postanowiła odwiedzić Jabala. Miała to zrobić dopiero po wizycie w New Denham, ale skoro nie jechali tam dzisiaj trzeba było wykorzystać ten czas. Spakowała do torby kilka drobiazgów, które kupili dla niego w Polsce. Tak przygotowana zeszła wraz z Markiem do restauracji. Przy stoliku zastali Paulinę i Michała. Paulina miała podkrążone oczy. Marek przyjrzał się jej z troską.
- Spałaś w ogóle? Chociaż trochę? – Uśmiechnęła się blado.
- Nie bardzo. Przysnęłam chyba na jakąś godzinę, ale potem obudziłam się i już nie mogłam zasnąć, bo ciągle myślałam o Alexie.
Marek uspokajająco pogładził jej ramię.
- Będzie dobrze. Zobaczysz. Trzeba by też dzisiaj porozmawiać z profesorem i dowiedzieć się, jak długo będzie leżał po tym zabiegu. Ty chyba będziesz musiała zostać w Londynie. Ty Michał chyba też. Nie chcę, żeby była tu sama bez żadnego wsparcia. My w firmie jakoś poradzimy sobie bez was. Może Turek zastąpi cię przez kilka dni. Będę miał na niego oko.
- Dzięki Marek. Masz rację. Nie chciałbym Pauliny zostawiać tu samej. Może nie potrwa to zbyt długo. Zapytamy.

Dotarłszy na miejsce postanowili najpierw porozmawiać z profesorem. Niestety nie zastali go. Miał dzisiaj wolne po nocnym dyżurze. Jednak dotarli do jego zastępcy, doktora Svena Nygaarda, Duńczyka z pochodzenia, który był świetnie zorientowany.
- Tak, doskonale znam ten przypadek. Doktor Levi przekazał mi wszystkie szczegóły, zanim poszedł do domu. Chory wybudził się już i jest kontaktowy. Narzeka trochę na ból, ale zaopatrzyliśmy go już w odpowiednie leki.
- Chcielibyśmy wiedzieć, jak długo potrwa zanim zostanie wypisany ze szpitala.
- No cóż… Nie tak prędko. Na razie wiemy, że nerka podjęła pracę i jest wydolna. To nie zdarza się tak często. Najczęściej mamy zaburzenia w takich przypadkach wynikające z tego, że zanim została wszczepiona, pozostawała jakiś czas odcięta od dopływu krwi, była przechowywana w specjalnym płynie i w lodzie przez kilkanaście godzin. Z tego powodu może potrzebować trochę czasu, aby się zregenerować. Tutaj już nie ma tego zagrożenia, bo już na stole operacyjnym pojawiły się pierwsze krople moczu i była dobrze ukrwiona. Jednak trzeba dmuchać na zimne. Jutro wykonamy mu badanie USG, dzięki któremu ocenimy wygląd nerki i jej otoczenia a także, czy nerka jest prawidłowo zaopatrywana w krew. Dzisiaj jeszcze może odczuwać mdłości i z tego powodu będziemy go karmić dożylnie do momentu, aż nie wrócą prawidłowe ruchy jelit. Jednak od jutra zaczniemy go pionować. Jego pobyt tutaj przewiduję na okres od dwóch do czterech tygodni. W tym czasie będziemy monitorować pracę nerki pod kątem odrzucenia przeszczepu. Na wszelki wypadek przejdzie kilka dializ, by pomóc narządowi dojść do sprawności. Jeśli nie będzie powikłań typu gorączka, ból, mniejsza objętość wydalanego moczu, to bardzo prawdopodobne, że zmieścimy się w dwóch tygodniach.
- Bardzo panu dziękujemy doktorze. Czy możemy go teraz zobaczyć?
- Możecie, jak najbardziej, ale proszę się ograniczyć do krótkiej wizyty. On z pewnością nie czuje się jeszcze dobrze i nie trzeba go męczyć.
- Zapewniam pana, że nie zabawimy długo. – Marek uścisnął mu dłoń. – Na pewno nie dłużej niż dwadzieścia minut.
- I tyle w zupełności mu na dzisiaj wystarczy. Proszę przejść korytarzem do końca. To ostatni pokój po prawej stronie.

Paulina cicho uchyliła drzwi i wsunęła się przez nie do sali, w której leżał Alex. Za nią równie cicho weszli pozostali. Stanęli w nogach łóżka. Febo wyglądał mizernie. Miał mocny zarost, który niegolony sprawiał, że jego policzki wyglądały, jakby zapadły się do wnętrza twarzy. Spał. Paulina podeszła do niego i pogładziła go delikatnie po policzku.
- Alex? – Szepnęła.- Aleks? Obudź się.
Leniwie otworzył powieki a przez jego usta przebiegł cień uśmiechu.
- Jak się czujesz braciszku?
- Obolały. Bardzo obolały. – Mruknął. – Dobrze was znowu widzieć. Nawet ciebie Marek. – Dobrzański uśmiechnął się szeroko.
- Wiem, że mój widok nie jest dla ciebie zbyt miły i najchętniej wywaliłbyś mnie stąd, ale musiałem przyjechać i upewnić się, czy dobrze się spisałeś podczas operacji.
- Skoro żyję, to chyba dobrze. A twój widok coraz mniej mnie drażni. Uwierz.
- Dzięki Bogu. – Zachichotał Marek. – Teraz przed tobą bojowe zadanie. Od jutra zaczynasz chodzić. Tak powiedział lekarz. Niestety zła wiadomość to ta, że będziesz musiał tu trochę zostać. Około dwóch, trzech tygodni. Ja z Ulą wracam pojutrze do kraju, ale Paulina i Michał zostają i będą ci dotrzymywać towarzystwa. Poza tym moi rodzice jeszcze nic nie wiedzą, że masz nową nerkę. Trzeba ich też powiadomić. Teraz będzie już tylko lepiej. Masz podobno zdrową i młodą nerkę i jak na razie spisuje się świetnie.
- Wiecie, od kogo? – Paulina pogładziła go po dłoni.
- Niestety nie. Nie wiemy, czy od żyjącego dawcy, czy od ofiary wypadku. Na twoim miejscu nie dopytywałabym się. Ta wiedza nie jest ci do niczego potrzebna. Skup się na rekonwalescencji, żebyś mógł jak najszybciej opuścić szpital. – Febo pokiwał głową.
- Tak… Tak właśnie zrobię. Dawcy nie mogę podziękować, ale wam kolejny raz dziękuję, bo wiem, że ponownie oddaliście krew. Wiem też, że Finley to zrobił. Profesor mi powiedział. Jak tylko będę miał okazję podziękuję i jemu.
- Będziemy się już zbierać braciszku. Obiecaliśmy lekarzowi, że ta wizyta będzie krótka, bo ty musisz nabrać sił. Ja przyjadę tu jutro z Michałem. Ula i Marek jadą jeszcze do New Denham, do przyjaciół, a pojutrze wylatują. Nie będą mieć już czasu na ponowną wizytę.
Marek wyciągnął do Alexa dłoń.
- Uściśniesz ją? – Bez zastanowienia Febo odwzajemnił uścisk.
- Dziękuję Marek za wszystko. I tobie Ula. Gdyby nie wy, aż boję się pomyśleć. Obiecaj mi, że zrobisz mi znowu te pyszne kiełbaski. Nawet jak będę mógł jeść wszystko, one nadal będą mi smakować. – Ula uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Obiecuję, że zrobię ci całą furę kiełbasek. Ty tylko wróć zdrowy i w dobrej formie do Polski. Trzymaj się i zdrowiej. Do zobaczenia.


Shabii (gość) 2012.09.13 17:29
Małgosiu.

Cudowna część. Remont i przeprowadzka poszły bardzo sprawnie i niedługo po tym wszyscy świętowali na hucznej parapetówce. Żyć nie umierać. Cieszę się bardzo, że pokaz się udał i, że znalazła się nerka dla Aleksa która zaczęła pracować. Super. Widzę, że Paulina ma chyba już motylki w brzuchu :) Ach ta miłość... Wszystkim pięknie się układa i tak ma być. Czekam na kolejną część i pozdrawiam serdecznie :) :*:*:*

Ps: Przepraszam, że dziś tak krótko, ale nie mam zbytnio czasu, następnym razem postaram się obszerniej.
MalgorzataSz1 2012.09.13 17:42
Shabii.
Wielkie dzięki, że się odezwałaś, bo już zaczęłam myśleć nie bardzo pozytywnie.
Ty wiesz, że teraz to opowiadanie jest już na takim etapie, że nic nie może się posypać. Będzie już szczęście u wszystkich. Jeszcze tylko muszę wyswatać Alexa i będzie komplet. To już niedługo.
Chciałam Cię jeszcze zapytać, czy wstawisz komentarz na streemo. Będę wdzięczna.
Serdecznie Cię pozdrawiam i mam nadzieję, że u Ciebie nieco lepiej.
XUlaX (gość) 2012.09.13 19:50
Gosiu.
Cudowna notka, po prostu istna sielanka. Marek bardzo szybko uwinął się z remontem domu, ale to zrozumiałe w końcu na co miał czekać? Wreszcie razem z Ulą mają swoje wymarzone gniazdko. Myślę, że Marek sprostał zadaniu, które postawił sobie za cel, stworzył dom podobny do domu Smile'ów. Przytulny i ciepły, napewno będą w nim szczęśliwi.
Ogromnie się cieszę, że wszystko tak dobrze się układa Viola z Sebą, Maciek z Anią. I Jozef z Krzysztofem znaleźli wspólne tematy, oboje cieszą się ze szczęścia swoich dzieci. Wiedzą, że znaleźli swoją drugą połówkę.
I Aleks zaczyna się zmieniać, już w obecności Marka nie zachowuje się tak jak wcześniej. Chyba zrozumiał, że Ula i Marek pomogli mu, gdyby nie oni to nie miałby teraz nowej nerki. Teraz już wszystko wyjdzie na prostą, mam nadzieję, że Dobrzańscy i Febo znajdzą ze sobą współny język.
Bardzo dobrze, że Paulina jest szczęśliwa, co by o niej nie mówić to napewno należy jej się spokój i prawdziwa miłość po tym co przeszła w związku z Markiem. Po prostu nie byli sobie pisani, tak musiało być.
Ciekawa jestem czy opiszesz wizytę Uli i Marka w New Denham.
Pozdrawiam :)
monika_2601 (gość) 2012.09.13 20:20
Zapraszam na ostatnią już część "Już nigdy...".
Pozdrawiam

P.S. Skomentuję nocą ;)
MalgorzataSz1 2012.09.13 21:15
Paulina.
Jak pisałam wyżej, teraz to będzie prawdziwy ocean szczęścia dla wszystkich. Przecież jestem "specjalistką" od sielanek. Wizytę w New Denham opiszę, lecz dość krótko. Oni muszą szybko wracać do Polski. Jednak zanim dotrą do New Denham, odwiedzą jeszcze Jabala i Johna, dla którego mają zaproszenie na ślub. Opowiadanie powoli dobiega końca i niektóre wątki zakończę w następnym rozdziale.
Bardzo dziękuję Ci za wpis i pozdrawiam.
monika_2601 (gość) 2012.09.14 23:56
Będę płakać!! Ja też tak chcę!! Taki piękny dom i w ogóle!! Eh... Żeby tak życie chociaż czasem przypominało taką bajkę.
Bardzo fajnie wyszła ta parapetówka. Właściwie przeciągnęła im się aż na dwa dni, więc tym bardziej mogą być zadowoleni. Najpierw świętowanie w pełnym gronie przyjaciół, a później spokojny dzień z rodziną:) Bardzo przyjemnie:)

Aleks nareszcie dostał nową nerkę. Bardzo się cieszę. Wierzę, że teraz będzie już tylko lepiej. A i powili zbliża się rozdział XXI :p
No i Paulina i Michał wyraźnie się do siebie zbliżyli. To też dobrze, bo pannie Febo też należy się trochę szczęścia.

Aaaaaa, jeszcze jedno. Jestem ciekawa, co będzie z tymi wnukami, o których już rozprawiali Dobrzańscy oraz Cieplak :D

Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam

P.S. Jestem bardzo zaintrygowana tytułem nowego opowiadani ;)
MalgorzataSz1 2012.09.15 12:34
Nie płacz Monia. To tylko bajka, a w realnym życiu niewielu udaje się osiągnąć taki status, że stać ich na takie posiadłości. Wnuki będą, ale dopiero po ślubie.
Na temat nowego opowiadania nie będę się wypowiadać. Nie jest skończone i daleko mu do końca. Ja teraz nie za bardzo mam czas, żeby pochylić się nad nim. Pochłaniają mnie zupełnie inne zajęcia. Wstawiłam tytuł na blog, żeby nie pomyślano, że to koniec mojej działalności w kwestii pisania i właśnie po to, żeby zaintrygować potencjalnego czytelnika.
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz