12 lipiec 2012 |
Rozdział IV
Wszedł do hotelu i nie czekając na windę pobiegł schodami na trzecie piętro. Idąc długim korytarzem zauważył Sebastiana, który dobijał się do jego drzwi. Podszedł bliżej i syknął. - Przestań walić w te drzwi. Chcesz wywołać kolejną awanturę? Olszański odwrócił się gwałtownie w jego kierunku. - Na litość boską, chłopie, ja dobijam się do ciebie przez całe popołudnie. Gdzieś ty był? Myślałem, że celowo zamknąłeś się przede mną i nie chcesz mi otworzyć. Marek wyjął kartę i wsadził w czytnik. Wszedł do środka, a za nim Olszański. - No? Powiesz mi w końcu, gdzie łaziłeś? - Spotkałem się z Ulą. Umówiłem się z nią w tym pubie, w którym byliśmy pierwszego dnia. Jednak rano jak wiesz, pojechałem do „Fashion look”. Rzeczywiście muszę przyznać, że ten tani chwyt z kwiatami naprawdę zadziałał. – Powiedział ironicznie. – Natychmiast puściła w niepamięć wszystkie twoje złośliwości pod jej dresem. - Naprawdę? - Nie kretynie. Coś ty sobie myślał, że kupisz jej kwiatki a ona natychmiast zapomni? Była mocno zdegustowana tym bukietem a jeszcze bardziej tym niskich lotów bilecikiem. Jest bardzo zraniona i ma wielki żal. Nawet żaden z Anglików nigdy jej tak nie potraktował. Popisaliśmy się, nie ma co. Ledwo ją ubłagałem, by zgodziła się spotkać ze mną. Nie chciała iść do restauracji, dlatego zaproponowała spotkanie w tym pubie. Dziesięć razy ją przepraszałem i błagałem o wybaczenie. To skromna i bardzo wrażliwa dziewczyna Sebastian. Ciężko haruje i pieniądze wysyła swojej rodzinie w Polsce. Sama zostawia sobie tyle, co nic. Tyle, aby przeżyć. W porównaniu z nią, my jesteśmy gówno warci. Dwa rozpieszczone bachory. – Prychnął. – Na kolacji byłeś? - Nie, czekałem na ciebie. - To idź. Ja jadłem zapiekankę w tym pubie. Nie jestem głodny. Idę pod prysznic i potem zadzwonię do Pauliny, bo już trzeci dzień wydzwania jak opętana. Kiedy zamknęły się za Sebastianem drzwi rozluźnił krawat i ściągnął marynarkę. Postanowił jednak najpierw zadzwonić. Wybrał numer. Odezwała się dopiero po kilku sygnałach. - No wreszcie. – Powiedziała drwiąco. - Jaśnie pan raczył się odezwać. Możesz mi powiedzieć, dlaczego masz ciągle wyłączony telefon i nie oddzwaniasz? Może jesteś zajęty jakąś atrakcyjną Angielką? Przewrócił oczami słuchając jej tyrady. - Możesz wreszcie przestać się nakręcać i dać mi dojść do głosu? Miałem naprawdę cztery ciężkie dni, więc nie wyobrażaj sobie Bóg wie, czego. Co ty myślisz, że siedząc na spotkaniu będę odbierał od ciebie telefony tylko po to byś mogła mnie sprawdzić? Ta zazdrość zaczyna być u ciebie chorobliwa i męcząca. Uspokój się, bo wreszcie doprowadzisz mnie do granic wytrzymałości. - Nie muszę sobie niczego wyobrażać. Za dobrze cię znam. Poza tym Olszański jest z tobą, a on nie odmówi żadnej chętnej panience. Jesteś zwykłym tchórzem i nigdy byś się nie przyznał do zdrady. - Masz rację. Jestem tchórzem i naprawdę nie rozumiem, dlaczego ciągle ze mną jesteś. Powinnaś rzucić mnie w diabły i rozejrzeć się za kimś, kto będzie całował ślady twoich stóp. Mam dość tej rozmowy i żałuję, że w ogóle zadzwoniłem. Potrafisz tylko sączyć jad, nic więcej. Wracam w niedzielę wieczorem. Mam nadzieję, że będziesz w lepszym nastroju. Dobranoc. Nawet nie czekał, aż odezwie się powtórnie i wyłączył telefon. Był zirytowany tymi ciągłymi wyrzutami. Czy tak zachowuje się kobieta, która kocha? Od dawna nie rozumieli się w ogóle. Szarpali się tylko oboje w tym chorym związku. Czas coś postanowić i przedsięwziąć. Tak dłużej nie może być. Przez cały piątek włóczyli się po mieście bez celu. Już nawet na wizyty w pubach nie mieli ochoty. Gdyby nie to, że mieli zabukowane bilety na niedzielę, polecieliby już dziś. No, ale została jeszcze Ula i obietnica, którą jej złożył. W sobotę o osiemnastej rozdzwoniła się jego komórka. Spojrzał na wyświetlacz i uśmiechnął się. Odebrał natychmiast. - Witaj Ula. Już jesteś? - Cześć Marek. Jestem. Stoję przed hotelem. - A może wejdziesz do środka i poczekasz w holu? Tu przynajmniej nie zmarzniesz. - No dobrze…, ale przyjdź szybko. - Już schodzę. Narzucił na koszulę sweter, zabrał telefon wraz z portfelem i zbiegł ze schodów. Zobaczył ją, jak przycupnęła niepewnie na kanapie w holu i rozglądała się z nietęgą miną. Podszedł do niej z uśmiechem. - Witaj Ula. Cieszę się, że przyszłaś. - Mam te paczki, ale nie wiem, czy nie będą za duże, spójrz. – Otworzyła szeroko sporych rozmiarów reklamówkę. - Nie martw się. Spokojnie upcham je w bagażu podręcznym. W ten sposób mogę wziąć nawet dziesięć kilo. Dasz się namówić na kawę? Jutro masz wolny dzień, będziesz mogła pospać. - Na kawę? A gdzie? - Tu w hotelowej kawiarni. Nie będziemy musieli wychodzić na ten ziąb. - Ale ja nie jestem odpowiednio ubrana… - Jesteś bardzo odpowiednio ubrana. No chodź. Daj tą reklamówkę. Usiedli przy maleńkim stoliku i Marek zamówił dwie espresso, a do nich po kawałku tortu. Czuła się skrępowana. Wszędzie było tak elegancko i bogato. Kompletnie nie pasowała do tego wnętrza. - Ula rozluźnij się. Jesteś strasznie spięta. To zwyczajna kawiarnia. - Może dla ciebie. Ja raczej nie bywam w takich miejscach. Zdarzyło mi się to zaledwie dwa razy, gdy organizowałam pokazy w ekskluzywnym hotelu dla „Fashion look”. Chciałam cię zapytać, kiedy mógłbyś pojechać do Rysiowa. Zadzwonię do taty i uprzedzę go o twojej wizycie. - Wylatujemy o jedenastej. Gdzieś koło trzynastej trzydzieści będziemy w Warszawie. Samochód zostawiłem na parkingu przy lotnisku. Do Rysiowa stamtąd będzie jakaś godzinka jazdy. Zadzwoń i powiedz, że będę koło piętnastej. Słuchała go jak natchniona. Uśmiechnęła się promiennie i spytała. - Naprawdę załatwisz to jutro? - No a na co czekać? Pojadę tam od razu i przekażę wasze paczki. Na pewno się ucieszą. - Dziękuję Marek. Naprawdę nie spodziewałam się, że załatwisz to tak szybko. Jutro rano zadzwonię i poinformuję tatę. Dopiła swoją kawę i zjadła deser. - Pójdę już. Późno się zrobiło. - Poczekaj. Zamówię ci taksówkę. - Nie, nie. Naprawdę to nie jest konieczne. - Ula. Zrób mi tę przyjemność i nie wracaj sama autobusem, bo będę się niepokoił. Opłacę taksówkarza i zawiezie cię pod sam dom. Poza tym zimno jest. Nie będziesz marzła na przystanku. Zrobiło jej się miło na sercu, że tak się o nią troszczy. - Bardzo ci dziękuję Marek. Za wszystko. - Nie ma za co. To ja jestem ci wdzięczny, że jesteś taka wspaniała i wybaczyłaś mi tę karygodną głupotę. Wyszedł z nią przed budynek hotelu. Zaraz też podjechała taksówka. Wręczył kierowcy pieniądze z sutym napiwkiem i podał adres, pod który miał ją zawieźć. Przytrzymał jej dłoń i podniósł do ust. - Do zobaczenia Ula. Mam nadzieję, że wkrótce. Miło mi było cię poznać. Jesteś wyjątkową osobą. – Nachylił się i pocałował jej policzek. Zarumieniła się i wyszeptała. - Szczęśliwej podróży Marek. Do widzenia. Oparła głowę o zagłówek siedzenia. Dotknęła dłonią policzka. Pocałował ją. Czy to miało coś znaczyć? Może ją polubił? Wtedy w biurze wydawał jej się taki skruszony i uwierzyła, że jego przeprosiny są naprawdę szczere. Najwyraźniej było mu przykro, choć to nie on zawinił tu najwięcej. Trochę ją dziwiła ta przyjaźń z Olszańskim. Marek wydał jej się taki stonowany, uprzejmy, po prostu miły. Olszański znacznie odbiegał od niego mentalnie. Uważała go za gbura o grubiańskich manierach i o poziomie intelektualnym znacznie niższym niż u pierwotniaka. Jak ktoś taki może zajmować tak ważną funkcję w firmie? U Finley’a by to nie przeszło. On bardzo starannie dobierał sobie ludzi. Widać w Polsce istnieją inne standardy. Przed oczy znów wpłynął obraz Marka. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Jest naprawdę nieprzeciętnym mężczyzną. Jego ładna twarz rzuca się w oczy. Szczupły, wysoki, po prostu piękny. Na pewno niejednej kobiecie złamał serce. Bez wątpienia pozostawała pod jego urokiem i nie mogła przestać o nim myśleć. Śpieszyli się. Wstali trochę za późno i gorączkowo pakowali swoje rzeczy. Koniecznie przed dziewiątą musieli opuścić hotel. Co najmniej dwie godziny przed wylotem powinni stawić się do odprawy. Marek zasunął zamek walizki na kółkach i zabrał się za pakowanie podręcznej torby. Przede wszystkim spakował paczki od Uli i Maćka i dopakował resztę drobiazgów. Podniósł ją za uszy chcąc ocenić jej ciężar. – Dobrze jest. Nie waży więcej niż sześć kilo. Ula wspominała, że ma małą siostrzyczkę. Może na lotnisku dokupię małej trochę angielskich słodkości. Z pokoi wyszli prawie równocześnie. Zjechali windą na dół. Nie było już czasu na śniadanie. Wymeldowali się dość sprawnie i wsiedli do zamówionej taksówki, która bez przeszkód zawiozła ich na Heathrow. Odprawa nieco się wlokła, bo sporo ludzi, głównie Polaków leciało tym samolotem. Jednak i tak byli zadowoleni. Mieli pół godziny czasu do odlotu, co pozwoliło zaopatrzyć się Markowi w słodkie drobiazgi. Kupił nawet alkohol w bezcłowym sklepie. Oryginalnego Johnnie Walker’a. Zajął miejsce przy oknie i usadowił się wygodnie. Sebastian niemal natychmiast zasnął. On przymknął oczy, jednak sen nie nadchodził. Inaczej miała wyglądać ta angielska przygoda. Mieli korzystać z życia. Nie czuł się jednak rozczarowany. Incydent z Ulą spowodował, że chyba się opamiętał. Kiedy zrozumiał jak bardzo poczuła się zraniona, odechciało mu się wszystkiego. I pubów i chętnych panienek. Sebastian na pewno był rozżalony, że i jego to ominęło. Uśmiechnął się łagodnie, gdy przypomniał sobie jej twarz i jego reakcję, kiedy zobaczył te ogromne, głęboko błękitne oczy. Szczere, dobre i tak bardzo pełne żalu i smutku. Ich widok wstrząsnął nim. Zrozumiał wtedy, że ona wcale nie jest brzydka. To te ogromne, grube okulary, skromny strój i aparat na zębach, wprowadzały ludzi w błąd. Gdyby się tego pozbyła, stałaby się pięknością. Kiedy żegnał się z nią przed hotelem, nie mógł się powstrzymać i pocałował ją. Skóra na jej policzku była taka miękka, aksamitna, jak najdelikatniejsza skórka brzoskwini. Czuł, że wprawił ją w zakłopotanie tym pocałunkiem, ale to było silniejsze od niego. Podświadomie przeczuwał, że to nie jest ich ostatnie spotkanie i już cieszył się na myśl o następnym. Na pewno znajdzie się okazja. Niech tylko rozpocznie się na dobre ta współpraca, a on nie zmarnuje kolejnej możliwości wyjazdu. Im więcej o niej myślał, tym bardziej go intrygowała. Jeszcze dzisiaj pozna jej najbliższych. Ciekawe czy są podobni do niej. Za kilka godzin miał się o tym przekonać. Lot był spokojny. Samolot planowo osiadł na pasie warszawskiego lotniska. Przeszli do sali przylotów, skąd zabrali swoje bagaże. - Jedziesz do domu? Paulina pewnie bardzo się stęskniła. – Marek skrzywił się. - Nie jadę do domu. Muszę jeszcze jechać do Rysiowa. - Do Rysiowa? A po co? - Mam paczki od Uli i Maćka, tego jej przyjaciela. Prosili mnie, żebym dostarczył je ich rodzinom. Obiecałem, że to zrobię. Sebastian spojrzał na niego podejrzliwie. - Coś bardzo uprzejmy się zrobiłeś odkąd ją poznałeś. Zaczęła go drażnić ta jałowa wymiana zdań. - Uprzejmy? Raczej pełen szacunku dla niej. Zasługuje na niego, jak mało kto. Zapewniam cię. - Chyba żartujesz. Musiała ci dosypać czegoś do kawy. Gadasz tak, jakbyś zakochał się w niej. Marek spojrzał na niego z politowaniem. - Wiesz co? Ty to już chyba nigdy nie zmądrzejesz. Jesteś niereformowalny jak komunistyczny beton. Ja jadę. Do jutra. Wsiadł w samochód i jako pierwszy opuścił parking. Jechał już jakieś czterdzieści minut i zdał sobie sprawę, że chyba pobłądził. Zatrzymał się na poboczu i ustawił GPS. Nie chciał tracić czasu. Było już parę minut po piętnastej. Po chwili usłyszał łagodny głos kierujący go na właściwą drogę. Dojechał już bez przeszkód i zatrzymał się przed bramą z numerem ósmym. Wypakował z podręcznej torby paczki i reklamówkę pełną słodyczy. Wziął też jedną z butelek whisky. Tak zaopatrzony ruszył w kierunku domu. Zadzwonił do drzwi. Po chwili otworzyły się i stanął w nich starszy mężczyzna. - Dzień dobry panu, nazywam się Marek Dobrzański. Mam nadzieję, że Ula zdążyła powiadomić pana o mojej wizycie. Twarz mężczyzny wypogodziła się. - Witam, witam pana serdecznie. Oczywiście, że uprzedziła. Czekamy na pana wszyscy. Są również rodzice Maćka. Zapraszam do środka. Wszedł do ciepłego wnętrza. Odnotował, że było bardzo skromne, ale niezwykle schludne. Z kuchni wybiegła dziewczynka o długich ciemno-blond włosach i przylgnęła do nóg ojca. Spojrzała na Marka, a on zobaczył oczy tak bardzo podobne do oczu Uli. Uśmiechnął się do małej. - Cześć. Ty jesteś Betti, prawda? – Jej oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia. - A skąd pan wie? - Przykucnął przy małej i pogładził ją po głowie. - Ula mi o tobie opowiadała. Mam coś dla ciebie. – Wyciągnął w jej kierunku reklamówkę ze słodyczami. – A to dla pana. – Podał Cieplakowi butelkę. – Oryginalna whisky. Mam jeszcze paczki od Uli i Maćka. - Dobrze, ale chodźmy do pokoju. Jesteśmy bardzo ciekawi nowin od nich. Opowie nam pan trochę? Bardzo za nimi tęsknimy. Wprowadził Marka do pokoju gdzie przy stole zastawionym pysznościami siedziało małżeństwo Szymczyków. - To są rodzice Maćka, Maria i Stanisław Szymczykowie i mój syn Jasiek, a to moi kochani nasz wyczekiwany gość, pan Marek Dobrzański. Uścisnął im dłonie i już po chwili siedział za stołem a Marysia stawiała przed nim gorącą herbatę. - Proszę panie Marku. Rozgrzeje się pan. Z pewnością pan głodny po podróży. Proszę się częstować. Józef to świetny kucharz, na pewno wszystko jest smaczne. Podziękował i nałożył sobie porządną porcję bigosu. Pozwolili mu zaspokoić pierwszy głód. - Proszę nam o nich opowiedzieć – odezwał się Józef. – Już minął rok, jak ich nie widzieliśmy. Bardzo tęsknimy. Szczególnie Beatka. Ula wychowywała ją od niemowlęcia, bo żona zmarła zaraz po jej urodzeniu. Zanim wyjechała, zawsze czytała jej bajki na dobranoc. Teraz ja to robię, ale to nie to samo, jak twierdzi. Marek uśmiechnął się. - Macie państwo wspaniałe i bardzo dzielne dzieci. Radzą sobie, choć pracują oboje bardzo ciężko. Ula trafiła trochę lepiej. Została prawą ręką właściciela firmy. Z Maćkiem trochę gorzej. On długo szukał pracy w swoim zawodzie, ale jej nie znalazł. Pracuje w pubie, ale to zapewne państwo już wiecie. Właściciel pubu, to Irlandczyk. Porządny i uczciwy człowiek. Lubi Maćka i wynagradza uczciwie. Wynajęli małe mieszkanko niedaleko centrum, ale nie widują się w nim zbyt często. Gdy Ula wraca z pracy, Maćka jeszcze nie ma, gdy wychodzi, on jeszcze śpi. Niewiele mają czasu dla siebie, ale Ula zagląda do pubu i gdy nie ma klientów, mogą porozmawiać. Miałem okazję zwiedzić jedną ze szwalni. Jej dyrektor jest przyjacielem ich obojga i właścicielem sporego sadu. Zaopatruje ich od czasu do czasu w świeże warzywa i owoce. Dzięki temu mogą zjeść trochę witamin. Tęsknią też bardzo. Chcą przyjechać na święta, ale nie są pewni czy im się uda. Wszystko zależy od ich pracodawców. Na pewno będą dzwonić. Słuchali go chłonąc te wszystkie informacje. Poleciały pierwsze łzy. - Nawet pan nie wie jak ciężka jest ta tęsknota. Brak pracy na naszym rynku skazał ich na obczyznę. Tak bardzo nie chcieli wyjeżdżać, ale ciężka sytuacja materialna i bezskuteczne próby znalezienia jakiejkolwiek pracy zmusiły ich do tego kroku. – Józef otarł mokre policzki. – To niepojęte. – Skarżył się. – Oboje skończyli studia z wyróżnieniem. Ula dodatkowo drugi fakultet. Zna biegle trzy języki, podobnie Maciek. Zrobili mnóstwo kursów. Jak dla tak dobrze wykształconych ludzi nie może być pracy w tym kraju? Czy świat stanął na głowie? Marek poczuł się niezręcznie. W jednej chwili zaświtała mu pewna myśl. - Panie Józefie. Ja nie mogę nic obiecać, ale będę się starał ściągnąć ich oboje do Polski. Właśnie zawarłem kontrakt z firmą, w której pracuje Ula. Ta współpraca się rozwinie. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem jej kompetencji i profesjonalizmu. Postaram się zrobić wszystko, by oboje znaleźli u mnie pracę, choć tak naprawdę zatrudnianie pracowników nie należy do mnie. O tym decyduje mój ojciec. To on jest właścicielem firmy. Ja porozmawiam z nim i zobaczę, co da się zrobić. Nie chciałbym budzić w was złudnych nadziei i składać fałszywych obietnic. Nie przed tą rozmową. Dopiero po niej będę wiedział coś konkretnego. Z drugiej strony dobrze, że są tam razem. Wspierają się na każdym kroku i przynajmniej nie czują się aż tak bardzo wyobcowani. Długo jeszcze rozmawiał z nimi. Ujęła go wrażliwość tych ludzi i miłość do dzieci, które musiały walczyć o byt w zupełnie obcym kraju. Był już wieczór, gdy żegnał się z nimi. Na wszelki wypadek spisał ich numery telefonów obiecując, że jak tylko będzie coś wiedział, odezwie się. Jadąc w kierunku Warszawy przysięgał w duchu, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by ten stary, schorowany człowiek nie musiał już więcej tęsknić za swoją córką i by rodzice Maćka mieli z powrotem na miejscu swojego syna. Podjechał pod dom. Zauważył, że w oknach pali się światło. Otworzył pilotem bramę i wprowadził samochód na podjazd. Wyciągnął z bagażnika walizkę i pokrowiec z garniturem. Wysupłał z kieszeni klucz i otworzył drzwi. Nie zdążył ich dobrze zamknąć, gdy w drzwiach do salonu ukazała się Paulina. Jej zacięty wyraz twarzy nie świadczył o dobrym humorze. Wystarczyło, by na nią spojrzał i już wiedział, że szykuje się kolejna awantura. W milczeniu postawił walizkę w przedpokoju. - Witaj Paulina. – Powiedział cicho. - No witaj. – Jej głos był pełen ironii. – Możesz mnie oświecić i powiedzieć, gdzie byłeś do tej pory? Samolot wylądował o trzynastej trzydzieści a teraz jest dwudziesta pierwsza trzydzieści. Tylko mi nie mów, że porwali cię kosmici i masz wycięte z życiorysu osiem godzin. – Kpiła dalej. - Rozczaruję cię. Doskonale pamiętam, gdzie byłem przez ten czas. Z dwojga złego wolałbym chyba porwanie niż kolejną awanturę z tobą. Jestem zmęczony, więc odpuść sobie i daj mi spokój. - O nie, nie, mój drogi. Masz natychmiast powiedzieć, gdzie byłeś. No, słucham. – Zażądała kategorycznie. Splotła ręce na piersiach i stanęła w wyzywającej pozie. Obrzucił ją spojrzeniem bez wyrazu. - Nie mam zamiaru ci się z niczego tłumaczyć, bo nic złego nie zrobiłem. – Powiedział głosem wypranym z emocji. - Pozwolisz, że ja to ocenię. W środku kipiał ze złości. Gdyby nie wpojono mu już w dzieciństwie, że kobiet się nie bije, najchętniej podszedłby do niej i wymierzył policzek. Zamiast tego minął ją w progu bez słowa i pomaszerował do łazienki. - Nie traktuj mnie jak idiotki! – Wrzasnęła a jej krzyk zatrzymał go przed drzwiami tejże właśnie. – Co ty sobie wyobrażasz, że możesz mnie tak bezkarnie zdradzać? Zapewniam cię, że nie ujdzie ci to płazem. Jutro o wszystkim opowiem rodzicom. Ciekawe jak im będziesz się tłumaczył? Odwrócił się do niej i spojrzał w jej płonące gniewem oczy. - Naprawdę chcesz to wiedzieć? Proszę bardzo. – Powiedział opanowawszy emocje. – Powiem im, że mam już dość takiego życia. Dość awantur. Nienawidzę ich, a ty przez te sześć lat bezustannie mi je fundujesz niemal każdego dnia bez względu na to, czy są uzasadnione, czy nie. Myślisz, że gdybym czuł do ciebie coś więcej prócz przyzwyczajenia, uciekałbym od ciebie? Przyzwyczaiłem się do ciebie Paulina. Przywykłem. Ale do tych awantur nie przyzwyczaję się nigdy. To nie na moje nerwy. Ty musisz znaleźć sobie kogoś, kto będzie bardziej odporny, niż ja. Nie mogę już dłużej z tobą być. To koniec. Nie jestem święty, ale ty też nie jesteś bez winy. Ranimy się tylko nawzajem i żyjemy obok siebie. To chyba nie powinno tak wyglądać, prawda? Jeśli dwie osoby chcą mieszkać pod jednym dachem, musi ich łączyć coś więcej, a nie tylko fakt, że wychowały się wspólnie i przywykły do siebie. To był błąd Paulina. Ja powinienem traktować cię, jak siostrę, nie jak potencjalną narzeczoną, czy żonę. To chory, toksyczny związek, który powinniśmy jak najszybciej zakończyć. Tak będzie lepiej i dla ciebie i dla mnie. Płakała. Podszedł do niej i chwycił ją za ramiona. - Proszę cię, nie płacz. Przecież wiesz, że to, co powiedziałem, to najszczersza prawda. Jestem przekonany, że tam gdzieś żyje ktoś, kto pokocha cię szczerze i bezwarunkowo. Ja nie potrafię. - Znalazłeś sobie kogoś. – Wyłkała z pewnością w głosie. Westchnął ciężko. - Nie Paula. Nikogo nie ma w moim życiu. Ciągle szukam i mam nadzieję, że w końcu znajdę tę jedną jedyną, którą pokocham całym sercem. Przepraszam, że to nie jesteś ty. To nie ciebie kocham, choć zależy mi na tobie. To, co do ciebie czuję, to tylko i wyłącznie przyzwyczajenie. Zajrzyj w głąb siebie. Ty też mnie nie kochasz. To, co robimy sobie, nie jest miłością. Przerwijmy to, bo za chwilę znienawidzimy się nawzajem. - A co z domem? - Z domem? Sprzedajmy go lub zamieńmy na dwa mieszkania. Dom, to najmniejszy problem. Otarła łzy. - Masz rację. Nie będę się dłużej sprzeciwiać, bo to chyba najlepsze wyjście. Zajmij się sprzedażą, ja nie mam do tego głowy. Jutro przeniosę się do Alexa. Daję ci wolną rękę. Odetchnął. |
Shabii (gość) 2012.07.12 14:01 |
Rewelacyjna część. Cieszę się, że Marek spełnił
obietnicę i dostarczył paczki do Cieplaków i Szymczyków. Kupił nawet coś
od siebie - piękny gest. Jestem pewna, że spróbuje znaleźć pracę w FD
dla Uli i Marka by nie musieli tęsknić. Sebastian jak widać niczego się
nie nauczył. Dalej jest arogancki i kpi. Wierzę, że kiedyś przejrzy na
oczy i trochę oprzytomnieje. Dobrze, że Marek i Paulina się dogadali i
postanowili rozstać. To co ich łączyło faktycznie nie było miłością a
zwykłym przywiązaniem. Zjadała ich powoli rutyna. Kłótnie były na
porządku dziennym. Oboje zasłuchują na szczęście którego wzajemnie nie
mogli sobie dać. Gosiu mam takie pytanie, bo chyba nie zrozumiałam. W
III części było, że Ula na przeprosiny dostała kwiaty z bilecikiem. I ja
zrozumiałam, że dostała je od Marka (ale ten nic jej nie powiedział) by
myślała, że od Seby. W tej części natomiast wychodzi, że dostała je
rzeczywiście od Olszańskiego? Kto w końcu kupił i wysłał te kwiaty, bo
się pogubiłam? :) Czekam na kolejną część i serdecznie pozdrawiam :)
:*:* Ps: U mnie I część "Kaktusa" powinna niebawem się pojawić. Nie potrafię się określić dokładnie ponieważ jak już wspominałam laptop choruje.... |
MalgorzataSz1 2012.07.12 14:20 |
Shabii. O tych kwiatach od Seby wspominałam w kontekście serialu. To w nim Seba kupił kwiaty i wysłał, że niby od Marka i wkręcił go jeszcze w bilecik. Tu ewidentnie kupił kwiaty w swoim imieniu i wysłał wraz z przeprosinami, co nie było zbyt dobrze przyjęte przez Ulę. Fajnie, że rozdział Ci się spodobał. Zanim wrócą do Polski, jeszcze się trochę podzieje, ale wrócą na pewno. Ucieszyłam się, że dasz 1 rozdział "Kaktusa". Od prologu minęło już trochę czasu i ciekawi mnie co dalej. Dzięki za wpis kochana. przesyłąm buziaki. |
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.12 14:23 |
Małgosiu, bardzo interesująca część. I dużo się dzieje! Kolejne spotkanie Uli i Marka w hotelu. Widać, że Dobrzański darzy prawdziwą sympatią Ulę. A ona jest bardzo nieśmiała i skrępowana tak eleganckim miejscem. Powrót do Polski o odwiedziny u Józefa. To najpiękniejsza scena jak do tej pory. Marek miał szanse poznać rodzinę Uli i przekonać się jacy oni są. A są tacy jak Ula, serdeczni, szczerzy, mają wielkie serca. Widać, że Marek jest zafascynowany tą rodziną. Nie mają zbyt wiele pieniędzy a potrafią być tacy gościnni. Tak, to zdecydowanie na tym etapie jest fascynacja. Rozstanie z Paulą. To najmądrzejsza decyzja podjęta przez Dobrzańskiego. Coś mi się wydaje, że Marek zatrudni Ulę i Maćka u siebie, albo przynajmniej tak poprowadzi współpracę z angielską firmą, aby Ula mieszkała w Polsce i aby już nie narażała swojej rodziny na tęsknotę. Czekam na ciąg dalszy Pozdrawiam Bea |
MalgorzataSz1 2012.07.12 14:31 |
Bea. Dzięki za pochwałę sceny w Rysiowie. Teraz Marek zacznie kombinować, jak ich sprowadzić z powrotem do Polski. Tak jak powiedział Józefowi, to nie on decyduje o przyjęciu pracowników do firmy. Czeka go rozmowa z ojcem. Zrobi wszystko, by mogli się na powrót cieszyć rodzinami. Oczywiście tym samym będzie usiłował zbliżyć się do Uli, ale zanim Ula wróci, on pojedzie do nich jeszcze raz. To jednak wszystko, co mogę zdradzić, bo nie byłoby ciekawie. Bardzo Ci dziękuję za komentarz i pozdrawiam. |
ania1302 (gość) 2012.07.12 17:15 |
Kochana, nareszcie się doczekałam.Fajna część. Zaskoczyła mnie reakcja Marka przy Paulinie, ale tak jest lepiej. Pamiętam że był tchórzem i obawiał się reakcji rodziców na zerwanie związku i kiedy to zrobił było trochę za późno? Zauwazył jednak urode dziewczyny, a dodając do tego jej inteligencję wyszło mu coś ponad przeciętność. Juz podziwia jej siłę i charakter i mam nadzieje zrobi wszystko by ściągnąć ją do siebie, do firmy. U mnie nowa notka , zapraszam. |
MalgorzataSz1 2012.07.12 18:17 |
Aniu. Bardzo dziękuję za komentarz i cieszę się, że rozdział Ci się podobał. Jak pisałam wyżej, Marek na pewno ściągnie ich do Polski, bo taki jest zamysł opowiadania. Trochę jednak to jeszcze potrwa. Ula ma jeszcze sporo do zrobienia na angielskiej ziemi, choć mogę zdradzić, że przekonanie ją do powrotu będzie łatwiejsze niż Marek sobie wyobraża. Super, że dodałaś u siebie rozdział. Ja już od jakiegoś czasu bez przerwy wchodziłam na Twój blog i wyglądałam nowej notki. Dobrze, że dodałaś, bo zaraz ją przeczytam. Pozdrawiam Cię cieplutko. |
Shabii (gość) 2012.07.12 19:09 |
Małgosiu u mnie na blogu mały nius :) Chyba mogę już powiedzieć, że raczej potwierdzony :) |
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.12 19:37 |
Shabii, Gosiu potwierdzony przez samego Filipa:) Ten serial to "Danie dnia" |
Shabii (gość) 2012.07.12 20:02 |
Wiem wiem :) Nie mogę się doczekać :) |
MalgorzataSz1 2012.07.12 20:28 |
Shabii, Bea. Ja wiem to od samego rana. Właśnie wtedy weszłam na blog Julki i tam przeczytałam i obejrzałam ich wspólne zdjęcie. Ja już coś podejrzewałam z relacji ze spotkania z 30-go czerwca, w której przeczytałam, że Filip wystąpi w jakimś serialu traktującym o gotowaniu z aktorką, z którą już kiedyś grał i łączyło go coś głębszego na planie. Od razu pomyślałam, że chodzi o nowy serial "Danie dnia". "Przepis na życie" od razu wykluczyłam, bo Filip z TVN-u przeniósł się do Polsatu. To tyle moich dzisiejszych wieści. Jestem szczęśliwa i bardzo, bardzo się cieszę, że będziemy mogli ponownie obejrzeć ich razem. Buziaki. |
WIOLA (gość) 2012.07.12 20:31 |
Witaj Małgosiu,Notka fantastyczna,Marek znowu
pokazał klasę wywiązał się z obietnicy i jeszcze zrobił prezenty od
siebie a Seba nadal nic nie rozumie..Pan Cieplak przyjął gościa
fantastycznie tzw.czym chata bogata.Wreszcie Marek uwolnił się od
toksycznego związku dobrze,że zrobił to już teraz a nie jak już
sprowadzi Ule i Maćka do Polski.On już się zakochał i to z wzajemnością
ale jeszcze o ty nie wie.Myślę że jak Marek poleci do Londynu i jak
spotka się z Ula to ona będzie już odmieniona a w tym pomoże jej własny
szef?Pozdrawiam i czekam na następną notkę i mam nadzieję,że nie będę
długo musiała czekać.Gosiu jesteś cudowna a twoje opowiadania czyta się
rewelacyjnie i nie można przestać. |
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.12 20:53 |
Małgosiu, ja miałam to szczęście, że usłyszałam na własne uszy jak to mówił :) |
MalgorzataSz1 2012.07.12 21:09 |
Viola. Masz rację. Oni już zakochali się w sobie, ale oboje nie potrafią jeszcze nazwać tych uczuć. Uli niestety nie pomoże w przemianie jej własny szef, jeśli masz na myśli Finley'a. Na razie więcej nie zdradzę. Tak mnie pochwaliłaś, że rumienię się zawstydzona tą lawiną miłych słów. A notka kolejna w niedzielę. Prawdopodobnie tak właśnie będę dodawać w czwartki i w niedziele. Bardzo Ci dziękuję za ten wspaniały komentarz i serdecznie pozdrawiam. Bea. Ależ Ci zazdroszczę. Ja nie miałam takiej okazji, by usłyszeć tę świetną wiadomość od Filipa, tylko przeczytałam ją na blogu Julki. ulka-brzydulka (gość) 2012-07-12 Małgosiu, ja miałam to szczęście, że usłyszałam na własne uszy jak to mówił :) |
danka69 (gość) 2012.07.12 21:54 |
Gosiu, piękna ,ciepła część. Już widać u Uli
wyraźne symptomy zauroczenia Markiem, który dwoi się i troi by zmazać
złe, pierwsze wrażenie. Marek świetnie czuje się w towarzystwie Uli, na razie niczego nie definiuje. Wizyta w Rysiowie fantastyczna , wzruszająca , przynosząca tylko pozytywne emocje dla obu stron. Marek swoją postawą na pewno zyska u ojca Uli . Pewnie nie będzie musiał go do siebie przekonywać, tak jak to działo się w serialu . No i ta deklaracja o sprawdzeniu możliwości zatrudnienia Uli i Maćka u siebie w firmie. Marek bardzo stanowczo kończy związek z Paulą. Nie konsultuje tej decyzji z rodzicami. Nie boi się , że wywoła ona negatywne skutki w funkcjonowaniu firmy. Zachowuje się jak prawdziwy, decyzyjny facet. Nie wiem, czy poznanie Uli wpłynęło na tę jednostkową decyzję, ale na pewno na zmianę spojrzenia Marka na wiele spraw. I dobrze. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Gosiu, miałaś rację z "Daniem dnia". Nie śledzę informacji o Juli, stąd nie miałam kompletnie pojęcia. Gratuluję ! Pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2012.07.12 22:04 |
Danusiu. Bardzo się cieszę, że tym rozdziałem dostarczyłam Ci trochę wzruszeń. Józef w kolejnych rozdziałach istotnie bardzo przychylnie będzie traktował Marka. Niemal go usynowi. Ha, ha. Ja osobiście zdecydowanie bardziej wolę Marka, konkretnego, potrafiącego podjąć właściwe decyzje. To dlatego przebieg rozmowy z Paulą tak właśnie wyglądał. Wprawdzie zawsze obawiał się jej reakcji, ale jednak postanowiłam, że poradzi sobie z jej wrzaskami. Z tym "Daniem dnia" to miałam jakieś wewnętrzne przeczucie, a po wieściach od Ciebie o jego kolejnych planach zawodowych jakoś skojarzyłam fakty i wyszło mi właśnie to. Bardzo się cieszę, że znowu będą razem na planie. Myślę, że tym uszczęśliwią wszystkich swoich fanów. Dziękuję kochana za wpis. Pozdrawiam Cię cieplutko. |
monika_2601 (gość) 2012.07.14 01:54 |
Baaardzo mi się podobał ten rozdział:) Ja w
ogóle uwielbiam te Twoje bajki, zresztą o tym już wiesz, ale ta część
była dość przełomowa. Marek zerwał z Pauliną. Dobrze się stało. Chociaż
tak naprawdę to ja nawet się nie dziwię Paulinie. Ona nie jest bez winy,
ja jej nie bronie, ale w sytuacji, kiedy nie daje się swojej
narzeczonej przez trzy dni znaku życia chyba coś jest nie tak, prawda?
To jak on ja lekceważy wola o pomstę do nieba. Może jej nie kocha, ale
bądź co bądź ma wobec niej jakieś zobowiązania. Więc dzięki Bogu, że się
rozstali, bo w tym przypadku to by się chyba nigdy nie mogło udać. Marek obiecał ściągnąć Ulę i Macka do Polski. Myślałam, że tak własnie będzie:) Fajnie. Mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej. Nie ulega też wątpliwości, że Marek jakoś dziwnie dużo myśli o Uli:) Że Ula o Marku nie dziwi mnie wcale:p No cóż, pozostaje mi powiedzieć, że czekam na cd:) A tak z innej beczki... Piszę u Ciebie akurat, bo dużo osób czyta Twój blog, więc może ktoś podchwyci pomysł. Dziewczyny, może byśmy założyły jakieś forum, co? Niby są te blogi, ale zgodzicie się ze mną, że to już nie to samo co socjum, bo nie można dyskutować na żadne poboczne tematy. Ja wprawdzie się na tym nie znam, nie wiem, na jakiej platformie można by takie forum założyć, ale może ktoś jest lepiej obeznany z tematem. Znów mogłybyśmy się rozpływać nad co lepszymi zdjęciami i omawiać newsy, a ostatnio, przyznacie, jest co omawiać (btw. wszyscy już słyszeli o nowym serialu z F i J?)Co Wy na to? |
Kamac (gość) 2012.07.14 11:35 |
WAŻNE. Piszę tutaj ponieważ tu zagląda najwięcej osób: http://juliakaminska.eu/blog/?p=631 http://www.pudelek.pl/artykul/41644/bobek_i_kaminska_znow_zagraja_razem/ |
MalgorzataSz1 2012.07.14 12:26 |
Monia. Postępowanie Marka wobec Pauliny było zawsze podłe. Te ciągle ukrywane zdrady chyba zaczynały go też już męczyć. Powoli dojrzewał do decyzji rozstania. To jedyne dobre wyjście, by nie szarpać sobie dalej nerwów w tym związku. Marek i Ula myślą o sobie wzajemnie. Nic dziwnego. Marek, przystojny mężczyzna, zrobił na Uli wrażenie, a i jej błękitne oczy zapadły mu mocno w pamięć i serce. Trochę jeszcze to potrwa nim wrócą do Polski za sprawą Dobrzańskiego. To chyba będzie w okolicy dziewiątego rozdziału. Zaskakuje mnie tylko jedna rzecz, a mianowicie, że jeszcze nie zapytałaś o swoją ulubienicę. Będzie i ona i chyba już w następnym rozdziale, który jutro dodam. Bardzo Ci dziękuję za komentarz a Twój apel przeniosłam wytłuszczonym drukiem do notek. Tak być może prędzej dotrze do czytelników, bo nie każdy śledzi komentarze. Pozdrawiam. Kamac. Dziękuję za linki. Pozdrawiam. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz