Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"ŻYJĘ PO TO, BY CIĘ KOCHAĆ" - rozdział 5

15 lipiec 2012

Rozdział V


Już nie mogła dospać do poniedziałku. W niedzielę wieczorem ojciec nie dzwonił. Pomyślała jednak, że być może Marek dotarł tam później niż planował i właśnie teraz opowiada im o nich. Nie chciała przeszkadzać. Jeszcze by pomyślał, że w jakiś sposób go kontroluje.
Poniedziałek jednak zaczął się dość pracowicie. Finley wrócił z Hamburga i przekazał jej mnóstwo ustaleń, jakie poczynił w sprawie materiałów do kolejnej kolekcji. Musiała to wszystko ogarnąć, by mieć przejrzysty obraz całości, a przede wszystkim, by jej szef go miał. Dopiero podczas lunchu mogła spokojnie zadzwonić. Tak też uczyniła. Wcinając chrupiącego hot-doga od Jabala, wybrała numer. Po kilku sygnałach chciała już zrezygnować sądząc, że nikogo nie ma teraz w domu. Jednak usłyszała głos taty.
- Cześć tato, Ula mówi.
- Córcia! No witaj! Co tam u ciebie?
- U mnie dobrze. Powiedz mi lepiej, czy Marek zjawił się wczoraj.
- Był, był. To bardzo miły człowiek i wyrażał się o was bardzo pochlebnie. Byłem taki dumny, gdy mówił, że jesteście bardzo dzielni, że ciężko pracujecie, ale radzicie sobie. Córcia, po co przysłałaś te wszystkie rzeczy. – Powiedział z wyrzutem. – My tu poradzimy sobie, a ty lepiej o siebie zadbaj. Nawet nie wiem, czy masz tam się w co ubrać. Zimno takie, a ty pewnie marzniesz w tej cienkiej kurteczce.
- Nie martw się tato. Ubieram się na cebulę i nie jest mi zimno.
- Wykosztowałaś się i jeszcze tyle pieniędzy przysłałaś. Pięćset funtów, to ogromna suma. I jeszcze dla Betti kupiłaś tyle słodyczy. Rozpieszczasz ją. Ta wódka też niepotrzebna.
- Słodycze? Wódka? O czym ten tata mówi? Tato, ale ja nie posyłałam słodyczy i alkoholu. W paczce było trochę ubranek dla małej, koszula dla ciebie i Jaśka i pieniądze.
- No to ja chyba już rozumiem. To pan Marek z własnej inicjatywy kupił to wszystko. Nawet nie wiesz, jak Betti zaświeciły się oczy, gdy ujrzała pełną torbę słodkości. A koszule dobre. Pasują idealnie. Dziękujemy. Bardzo tęsknimy Ula. Pan Dobrzański mówił, że chcecie przyjechać na święta, ale że to nic pewnego?
- Tak… Jeszcze dokładnie nie wiemy. Ja muszę porozmawiać z moim szefem. Mam nadzieję, że się zgodzi. Maciek na pewno dostanie urlop, bo John, to dobry człowiek i nie będzie się sprzeciwiał. Ale o tym jeszcze porozmawiamy. Chyba będę musiała zadzwonić do Marka i podziękować mu. Nie miałam pojęcia, że dorzuci coś od siebie. Powiedz mi, jak się czujesz, jak Jasiek i co u Szymczyków. Będę się widzieć z Maćkiem. On też jest głodny wieści od was.
- Ula, u nas wszystko dobrze. Ja nie narzekam. Jasiek bardzo pomaga a i Beatka się garnie. Szymczykowie też wspierają. Oboje są zdrowi. Powiedz Maćkowi, że modlą się za niego i bardzo tęsknią. Chcieliby, żeby na święta był z nimi.
- Cieszę się tatusiu. Proszę dbaj o siebie. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby ci się coś stało, a mnie przy tym nie było. Pamiętasz, co mi obiecywałeś, jak wyjeżdżaliśmy? Obiecywałeś, że będziesz uważał i regularnie chodził na badania. Chodzisz?
- Chodzę Ula. Jasiek mnie pilnuje, bym niczego nie zaniedbał.
- To się cieszę. Muszę kończyć tato. Przerwa na lunch jest krótka. Odezwę się niedługo. Uściskaj dzieciaki i pozdrów Szymczyków. Ciebie też całuję. Do usłyszenia.
Wyłączyła telefon. Twarz miała we łzach, czemu ze zdziwieniem przyglądał się Jabal.
- Ursula? Co się stało?
- To nic Jabal, - uśmiechnęła się łagodnie - to tylko wzruszenie. Zawsze tak mam, jak rozmawiam z rodziną.
Afrykanin pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Ja nawet pogadać nie mogę. Tam gdzie zostawiłem rodzinę nie dotarła jeszcze telefonia komórkowa.
- Ciężki los nas, emigrantów – uśmiechnęła się smutno. – Muszę lecieć. Przerwa mi się kończy. Do jutra Jabal.

Marek od samego rana siedział w gabinecie ojca i objaśniał leżącą przed nim umowę.
- To znakomite warunki, tato. Nie mogliśmy marzyć o lepszych. Spójrz. Zyski dzielone po połowie. Wymiana doświadczeń, wspólne projekty. Sprzedaż w naszych i ich butikach. Byłem w jednej ze szwalni. Znakomita jakość szycia. Mają świetne szwaczki. Obejrzałem całą firmę i poznałem projektantów. Mają ich czterech. Są młodzi, ale z głowami pełnymi wspaniałych pomysłów. Zobaczysz, że ta współpraca będzie bardzo opłacalna i dla nich i dla nas.
Krzysztof uśmiechnął się.
- No muszę przyznać, że spisałeś się. Sam lepiej bym tego nie załatwił. A ten Finley, jaki jest?
- To miły człowiek. Pedant i perfekcjonista, ale wie, czego chce. Jest bardzo konkretny i skoncentrowany na tym, co robi. Wiele zawdzięcza swojej asystentce. W życiu nie widziałem tak niezwykle kompetentnej osoby. Miałem okazję ją trochę lepiej poznać, bo to ona wiozła nas do tej szwalni. Zdziwiłem się, gdy okazało się, że to Polka. Jej rodzina mieszka w podwarszawskim Rysiowie. Wyjechała rok temu wraz z przyjacielem, z którym zna się od pieluch. Ciężko pracują oboje a zarobione pieniądze wysyłają rodzinie. Przed wyjazdem zadeklarowałem się, że przekażę im niewielkie paczki i listy. Prosto z lotniska pojechałem tam. Nawet nie wyobrażasz sobie tato, jacy to wspaniali ludzie. Są biedni i żyją bardzo skromnie, ale przyjęli mnie niezwykle życzliwie, jakby witali członka rodziny. Bardzo rozpaczają i tęsknią za tą dwójką. To od nich się dowiedziałem, że dziewczyna ma ukończone dwa kierunki studiów i zarówno ona, jak i jej przyjaciel znają biegle trzy języki. Mają ukończonych wiele kursów. Mówią tak dobrze, że gdyby mi nie powiedzieli nawet bym się nie zorientował, że nie są Anglikami. Widząc wczoraj łzy na twarzach obu rodzin pomyślałem, że byłoby wspaniale móc ich zatrudnić w naszej firmie. Ona i on to dwa niezwykłe talenty ekonomiczne. Przydaliby nam się. Co o tym myślisz? Nie mamy zbyt wielu dobrych ekonomistów. Mamy dokładnie dwóch, a potrzeba ich co najmniej drugie tyle. Chętnie widziałbym ich, jako naszych pracowników. Byliby cennym nabytkiem.
- To ciekawe, co opowiadasz i chyba masz sporo racji. Ale oni mogą tak sobie porzucić pracę i wrócić?
- Maciek może. Nie pracuje w swoim zawodzie i nie jest szczęśliwy z tego powodu. Z Ulą musiałbym porozmawiać. Może mogłaby być przedstawicielem „Fashion look” tu w Polsce i koordynować tą współpracę. Musiałbym jednak pojechać tam i pogadać z Finley’em. Musiałbym go przekonać, że to dobry pomysł, co pewnie nie będzie takie proste. Jednak ostateczna decyzja należy do Uli.
- Dopiero wróciłeś i już chcesz jechać tam znowu? Tu masz trochę roboty, pamiętasz?
- Pamiętam tato. Jednak jak się uporam ze wszystkim, to poleciałbym do Londynu. Wiesz, że przez telefon nie wypada załatwiać takich spraw. Anglicy są bardzo zasadniczy i Finley mógłby się obrazić, a tego nie chcemy.
- No dobrze synu. Najpierw jednak nadgoń zaległości. Wtedy pogadamy.
- Dzięki tato. – Zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu odezwał się. – Jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałbym ci powiedzieć. Wczoraj za obopólną zgodą rozstaliśmy się z Pauliną. Oboje przyznaliśmy, że nie żywimy do siebie żadnych uczuć i właściwie poza wspólnym domem nic nas już nie łączy. Postanowiliśmy sprzedać dom i podzielić się pieniędzmi, lub zamienić go na dwa mieszkania.
Krzysztof słuchał tych słów i nie mógł uwierzyć w nie.
- Czy wyście zwariowali? Po tylu latach bycia razem rozstajecie się bez żadnego, wyraźnego powodu? Chyba nie przemyśleliście tego dobrze.
- Wręcz przeciwnie tato. Długo wczoraj rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że ten związek jest toksyczny i tylko miotamy się w nim. To nie jest dobre ani dla mnie ani dla Pauliny. Musimy się rozstać, by móc normalnie żyć. Ona tak uważa i ja też. Nie róbcie nam więc wyrzutów. Rozstaliśmy się w zgodzie i nadal potrafimy ze sobą rozmawiać.
- W życiu nie spodziewałbym się, że tak się to skończy. Myślałem, że w końcu zdeklarujesz się jej i pobierzecie się.
- Ja wiem, że to było wasze marzenie. Twoje i mamy, ale nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę i pchać w ramiona kogoś, do kogo nie czuje się kompletnie nic.
Krzysztof rozłożył desperacko ręce.
- No cóż. Trudno. Nie będę was do niczego zmuszał, ale żałuję, że się rozstaliście.
Marek tego nie skomentował. Uważał, że powiedział już wszystko. Klamka zapadła. Teraz tylko trzeba sprzedać ten dom. Podniósł się z fotela.
- Będę leciał. Zacznę nadrabiać zaległości. Na razie tato.
Ledwie wysiadł z windy na piątym piętrze rozdzwonił się jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i uśmiechnął się szeroko. Odebrał natychmiast.
- Ula! Jak miło, że dzwonisz. Masz jakiś powód? – Rozchichotał się. Z drugiej strony odpowiedział mu podobny chichot.
- Cześć Marek. Mam i to bardzo poważny.
- Tak? A jaki?
- To są właściwie trzy powody.
- Aż tyle? No to słucham.
- Pierwszy, to serdeczne podziękowanie za dostarczenie paczek. Drugi, to kolejne podziękowanie za uszczęśliwienie mojej małej siostrzyczki. Ona uwielbia słodycze, choć nie jada ich zbyt często.
- A trzeci?
- Trzeci to bura za podrzucanie mojemu choremu na serce ojcu napojów wyskokowych. – Nie wytrzymała i zaśmiała się perliście. Zaraziła go tym śmiechem.
- Ula ja nie chciałem deprawować twojego ojca. Poza tym nie miałem pojęcia, że choruje na serce. Podarowałem mu whisky, którą kupiłem na lotnisku. Pita z umiarem pobudza krążenie, więc niewykluczone, że pójdzie mu na zdrowie.
Oboje dusili się już ze śmiechu. Nie pamiętał, kiedy śmiał się tak beztrosko i szczerze.
- A tak na poważnie, – odezwała się ponownie – wielkie dzięki. Oboje z Maćkiem jesteśmy ci bardzo wdzięczni, że poświęciłeś swój czas, bo w końcu nie musiałeś.
- A ja się cieszę, że tam pojechałem. Macie wspaniałe rodziny. Oni bardzo was kochają i bardzo tęsknią. Ula, ja prawdopodobnie będę w Londynie za dwa tygodnie i bardzo chciałbym się z wami spotkać i porozmawiać. Zgodzicie się?
- Oczywiście, nawet nie musisz pytać. A o czym chciałeś porozmawiać?
- Szczerze powiedziawszy to przez telefon wolałbym nie mówić, bo to dużo gadania, a ty płacisz za to połączenie. Następnym razem ja będę dzwonił, dobrze?
- No dobrze. To daj znać, kiedy tu będziesz. Ja muszę kończyć. Praca czeka.
- Dziękuję Ula, że się odezwałaś. Dbaj o siebie i pozdrów Maćka. Do usłyszenia.
Po tej rozmowie odnosił wrażenie, jakby unosił się na skrzydłach. Nie rozumiał tego podekscytowania, które nim zawładnęło, ale poczuł się szczęśliwy. Ucieszyła go myśl, że wkrótce ją spotka. Wszedł do sekretariatu i spojrzał na śledzącą wyprzedaże Violettę. Nie była zbyt mądra. Raczej wcale nie była. Z trudem przyswajała jego polecania i jak tylko mogła, wyłgiwała się z nich. Z pewnością nie była pomocna, ale potrafiła go rozśmieszyć i chyba tylko dlatego jeszcze nie wyleciała z firmy. Stanął za jej plecami i huknął.
- Viola! Wypatrzyłaś coś ciekawego!?
Podskoczyła przestraszona pół metra nad krzesłem i złapała się za obfity biust.
- Marek! Co ty wyprawiasz!? Prawie zeszłam na zawał!
Wyszczerzył się do niej i powiedział.
- Rozczarowałaś mnie Viola. Ja myślałem, że ty tak ciężko pracujesz nad tym zestawieniem kosztów dla Alexa, a ty tu sobie wyprzedaże oglądasz.
Violetcie spąsowiały policzki.
- O matulu! Całkiem o nim zapomniałam. Dasz wiarę?
- No nie dziwię się. Tyle fajnych rzeczy jest do obejrzenia. - Pochylił się nad monitorem widząc ciepłe kurtki. Uśmiechnął się, bo coś nagle przyszło mu do głowy. Rzucił tylko.
- Zajmij się wreszcie pracą. Któregoś dnia przestanę być taki pobłażliwy i każę ci się spakować. Nie mam z ciebie żadnego pożytku. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile chętnych jest na twoje miejsce. Chętnych i pracowitych. Uważaj więc.
Spojrzała na niego ze strachem w oczach.
- Zaraz zrobię to zestawienie i ci przyniosę.
- Mam nadzieję, że nie potrwa to do przyszłego tygodnia.
- No przecież powiedziałam, że zaraz, to powiedziałam, nie?
Machnął ręką. Nie miał ochoty wdawać się z nią w jałowe dyskusje. Wszedł do gabinetu i usiadł przy laptopie. Wyszukał sklepy internetowe na terenie Londynu. Z uwagą przejrzał oferty. W końcu natknął się na jeden, który oferował ciepłe kurtki, czapki i rękawiczki. Miał dobre oko. Lata praktyki sprawiły, że bez trudu potrafił odgadnąć rozmiar danej osoby. Dla Uli wybrał długą do kolan, puchową, jasno popielatą kurtkę, a dla Maćka krótszą, w kolorze grafitowym. Do tego komplet czapek, szalików i rękawiczek. Usatysfakcjonowany wysłał zamówienie do firmy na adres Onslow Square osiemnaście i przelał równowartość ze swojego konta w funtach. Napisał też maila do dystrybutora, by na przesyłce napisano jako nadawcę Johna Smith’a. Zatarł ręce z radości. Oczami wyobraźni widział, jak są zdziwieni i jak bardzo zaskoczeni. Gdyby znał jeszcze rozmiar ich obuwia, posłałby im i buty. Przesyłka powinna dojść koło środy. Tak przynajmniej napisano mu w linku potwierdzającym zamówienie. Przeciągnął się rozkosznie na fotelu, po czym zabrał się za zaległe sprawy.

Jesień w Londynie była paskudna. Już niemal każdego dnia niebo zasnuwało się gęstymi chmurami zwiastującymi opady deszczu. Oboje z Maćkiem nie znosili takiej pogody. Ula chodziła permanentnie zakatarzona.
Wchodziła właśnie na pierwsze piętro głośno wycierając nos, gdy ujrzała człowieka z firmy kurierskiej uparcie dzwoniącego do drzwi ich mieszkania.
- Dzień dobry panu – przywitała się z nim. – Pan do mnie?
- Dzień dobry. Ursula Czeplak?
- Tak, to ja. – Odpowiedziała zaciekawiona.
- Mam dla pani przesyłkę i dla pana Maczej Czymczyk. Jest w domu?
- Niestety nie. Pracuje. Ale ja mogę odebrać.
- To dobrze, bo paczka wprawdzie nie jest ciężka, ale bardzo nieporęczna. Proszę potwierdzić.
Podpisała szybko i już otwierała drzwi wpychając wielkie pudło do środka mieszkania. Rozebrała się i przyjrzała się mu. – Ciekawe, co to? I od kogo? - Zauważyła nazwisko nadawcy, ale bez adresu. – Naprawdę dziwne. John Smith? Nie znam żadnego Johna Smith’a. To tak, jakby podpisał się John Nikt.
Zaczęła otwierać to wielkie pudło. Wyciągnęła z niego dwa ogromne, foliowe wory. – Kołdra? – Pomyślała. – Nie, to coś innego.
Wreszcie ściągnęła worki. Przed oczami miała dwie, piękne, puchowe kurtki. Damską i męską. Przymierzyła. Pasowała idealnie. Przytuliła do niej policzek. Była taka miękka i ciepła. - Ta druga pewnie dla Maćka. Ale się ucieszy. Ciekawe, kto zrobił nam taką niespodziankę? – Nie miała wątpliwości, że nazwisko nadawcy było fałszywe, a on sam chciał pozostać anonimowy. Postanowiła to uszanować. Była mu bardzo wdzięczna za te wspaniałe dary i najchętniej uściskałaby tego kogoś, ale skoro nie chciał, to trudno. Chciała wyrzucić pudło, ale zauważyła na jego dnie jeszcze jakieś paczki, już dużo mniejsze. Sięgnęła po nie i uśmiechnęła się radośnie. – Czapki, szaliki i rękawiczki. Pomyślał o wszystkim. Szczodry pan Smith. Musi być naprawdę dobrym człowiekiem. Na pewno nie zmarzniemy tej zimy. -  Postanowiła podjechać do pubu i zawieźć przyjacielowi kurtkę. On sam chodził w starej, pamiętającej jeszcze czasy licealne, kapocie. Była wiatrem podszyta i nie dawała żadnego ciepła.
Zapakowała wszystko do dużej reklamówki i pobiegła na przystanek. Pub nie był daleko i równie dobrze mogła pójść na nogach. Czasem tak robiła, ale to zdarzało się latem. Teraz nie chciała iść. Był ostry wiatr i co chwilę siąpił deszcz. Nie czekała długo. Komunikacja w Londynie funkcjonowała bardzo sprawnie. Podjechała dwa przystanki i wysiadła pod samym pubem. Było kilka minut po osiemnastej i gości jeszcze niewielu. Przywitała się z Johnem i zaciągnęła Maćka do ulubionego stolika. Opowiedziała mu całą historię przesyłki.
- I tym sposobem Maciuś ja mam tą piękną kurtkę i czapkę, a to kurtka i czapka dla ciebie. Czas najwyższy wyrzucić tą starą „okryjbidę”. Przymierz, póki nie ma klientów.
Z nabożną czcią zakładał na siebie to grafitowe cudo. Najbardziej ucieszył się, że miała kaptur. Obie je posiadały. Czapka idealnie współgrała z kolorem kurtki. Spojrzał wzruszony na Ulę.
- Ula, ktokolwiek to przysłał, ma wielkie i dobre serce. Niech mu Bóg błogosławi. Wspaniała jest, prawda?
- Prawda Maciuś. Zostawiam ją. Tamtą wyrzuć. Naprawdę nie nadaje się już do chodzenia. Tu masz jeszcze szalik i rękawiczki. To ja lecę. Na razie.

Żeby nie wzbudzać podejrzeń zadzwonił do niej w sobotni poranek.
- Cześć Ula, co słychać?
- Marek – ucieszyła się. – Nie sądziłam, że tak szybko się odezwiesz. U nas same niespodzianki, jak nigdy dotąd. Dostaliśmy paczkę od nieznanego darczyńcy, a w niej dwie przepiękne kurtki dla mnie i dla Maćka i jeszcze czapki, szaliki i rękawiczki. Bardzo ciepłe. Wszystko bardzo ciepłe. – Mówiła rozentuzjazmowana. – Niesamowicie to nas wzruszyło. To musi być niezwykle dobry i wrażliwy człowiek. Nie wiem skąd nas zna, ale na paczce nie podał swojego prawdziwego nazwiska. Jestem tego pewna. Chce pozostać anonimowy. My uszanujemy to. Może i my któregoś dnia będziemy się mogli odwdzięczyć w podobny sposób darując coś biedniejszym od nas.
- Nooo… bardzo ładny gest ze strony tego człowieka. Widzę, że ta niespodzianka bardzo poprawiła ci humor.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Maciek natychmiast wyrzucił do śmietnika swoją starą kurtkę. Jest naprawdę szczęśliwy.
- A co porabiacie dzisiaj?
- Maciek na czternastą idzie do pracy. Będziemy mogli trochę pogadać i potęsknić. Ja zrobię na jutro obiad i trochę ogarnę mieszkanie. To nasze rozrywki na weekend, a Ty? Co ty będziesz robił?
- Ja sprzedaję dom. Rozstałem się ze swoją dziewczyną tydzień temu a dom kupowaliśmy wspólnie. Chcemy go sprzedać lub zamienić na dwa mieszkania, ale łatwiejsze będzie chyba to pierwsze. Podzielimy się pieniędzmi i każde pójdzie w swoją stronę.
- To bardzo przykre i smutne.
- Nie tak bardzo Ula. Od dawna nie układało się nam. Nie żyliśmy razem tylko obok siebie. Nie chcieliśmy się już ze sobą dłużej męczyć. Ja w każdym razie odetchnąłem. Ona chyba też. Rozstaliśmy się w zgodzie i nadal ze sobą rozmawiamy. Naprawdę nie ma dramatu.
- Niedobrze, że ludzie się rozstają, ale kiedy już muszą, to dobrze, że załatwiają ugodowo te sprawy. Kłótnie są najgorsze.
- Masz rację. Nam zdarzały się coraz częściej i ja nie mogłem już tego znieść. Nie lubię kłótni i krzyków. Chciałem ci jeszcze powiedzieć, że mój przylot jest coraz bardziej prawdopodobny. Niewykluczone, że przylecę w sobotę, za dwa tygodnie. W poniedziałek chciałbym wpaść do was do firmy. Muszę pogadać z Finley’em. Mam nadzieję, że nigdzie się nie wybiera.
- Nie. Jest na miejscu. Jak przyjdziesz rano, to na pewno go zastaniesz.
- Dobrze Ula. Zadzwonię jeszcze i powiem ci dokładnie, kiedy będę w Londynie. Odezwę się pod koniec przyszłego tygodnia. Teraz już pożegnam się. Pozdrawiam was oboje. Do widzenia Ula.
- Do widzenia Marek.

Następny weekend był dla niej i dla Maćka znacznie przyjemniejszy. W czwartek zadzwonił Jonathan i zaprosił ich oboje do New Denham. Mówił, że pogoda ma się poprawić i wraz z Emmą i dzieciakami planują ostatnie ognisko w tym roku i pieczenie kiełbasek. Maciek uprosił Johna, by mógł mieć wolne te dwa dni. John zgodził się. I tak nie miał nic lepszego do roboty, więc mógł sam stanąć za barem. Zwolnił go wcześniej w piątek mówiąc.
- Jedź chłopie i odpocznij. Należy ci się, bo harujesz, jak wół. Ja sobie dam radę. Widzimy się w poniedziałek.
Uszczęśliwiony pobiegł do domu. Spakowali trochę rzeczy, bo mieli tam zostać przez dwa dni. Przygotowali też puste kosze. W sobotni poranek wsiedli do pociągu i pożegnali zatłoczony Londyn.

Sad Jonathana był ogromny. On sam był z niego bardzo dumny. Tego roku udało się pozbierać wszystkie owoce. Część sprzedali sąsiadom, część rozdali a z reszty Emma robiła dżemy, soki i kompoty. Krzątała się właśnie po kuchni zerkając co chwila przez okienną szybę. Obserwowała jak Jonathan przygotowuje drewno na ognisko wraz z dwójką ich pociech. Do niej należało przygotowanie kiełbasek. Uśmiechnęła się na myśl o dzisiejszych gościach. Znali się od kilku miesięcy, ale już zdążyli bardzo polubić tą niezwykle skromną parę Polaków. Podziwiała Ulę za jej gospodarność. Ona też taka była i podobnie jak Ula, nie lubiła niczego marnować. Podziwiała Maćka za jego pracowitość. Ilekroć do nich przyjeżdżał, nigdy nie usiedział na miejscu i zawsze pomagał w sadzie lub przekopywał grządki w jej warzywniku. Cieszyła się na to spotkanie. Dzieci zresztą też. Uwielbiały „ciocię” i „wujka” z Polski. Właśnie usłyszała ich radosny pisk. Po raz kolejny zerknęła przez okno i uśmiechnęła się szeroko. Zobaczyła na ścieżce prowadzącej do domu Ulę i Maćka, do których z krzykiem i otwartymi ramionami biegły jej dzieci. Wytarła dłonie, poprawiła włosy i wyszła na ganek.
- Danny! Lisa! Udusicie ich! – Krzyknęła. Podbiegła do nich i uściskała ich serdecznie.
- Witajcie kochani. Dawno was nie było. Tak się cieszę, że ten weekend spędzimy razem. Daj Maczek te kosze. Zaniosę do szopy, a wy wejdźcie i rozgośćcie się. Jonathan zaraz przyjdzie, poszedł w głąb sadu po drewno.
Weszli do środka i ściągnęli okrycia. Ten dom urzekł ich, jak tylko po raz pierwszy przekroczyli jego próg. Niewątpliwie mogli powiedzieć, że jest to dom, który posiada klimat.




Shabii (gość) 2012.07.15 11:23
Witaj Gosiu :*
Najpierw wypowiem się na temat apelu. Ja również uważam, że to bardzo dobry pomysł. Strasznie brakuje mi socjum i chętnie w miarę swoich możliwości pomogę w założeniu czegoś nowego. Pewnie trudno będzie zrobić coś b. podobnego do socjum ale może uda się przenieść na jakąś stroną która godnie naszą społeczność zastąpi. Żal mi, że naszej 'ukochanej' stronki już nie ma, tyle super rzeczy tam było, tyle cudownych opowiadań, tyle zdjęć, tyle ciekawych dyskusji... Mam nadzieję, że uda się założyć coś równie fajnego i co najważniejsze, że tym czymś ktoś się zajmie a nie tak jak na SO właściciela i mediatora ani widu, ani słychu...

Teraz przechodzę do opowiadania. BOMBA jak zwykle.
Ach! Rozpływam się jak czytam te twoje cudeńka. Widzę, że Mareczek już pracuje nad ojcem, żeby tylko ściągnąć Maćka i Ulę do Polski. Bardzo bym chciała, żeby pracowali w FD ale czy Finley się na to zgodzi? Przecież on ma w Ulce wspaniałego pracownika i nikt nie chciałby się rozstawać z takim kimś. Ta parka z Rysiowa chyba się ucieszy z takiej propozycji ale będzie miała dylemat. W końcu to tu w Anglii ktoś pierwszy raz dał im szansę a szczególnie jej. Będzie im ciężko podjąć decyzję. Czuję jednak, że się zgodzą. Inaczej być nie może. Zbyt tęsknią za rodzinami. Podobała mi się rozmowa Uli i Marka o tych słodyczach dla małej Betti i wódeczce dla schorowanego ojca :) Napisana tak bardzo humorystycznie i ze śmiechem. Lubię taką formę. Ha ha ha Violetta nie byłaby sobą gdyby nie grzebała w internecie, dobrze, że Marek nie nakrył jej na tym jak sobie zamawia rozmiar 75D :D żarcik ;) zawsze z tego chciało mi się śmiać. Tutaj niby nie miała gdzie mieszkać ale staniczek być musiał :) Dobra ale do rzeczy bo odbiegam od tematu i znów wspominam nasz cudowny serial. Ach ten Marek to jest jednak kochaniutki. Dobre ma serce chłopak. Ciekawa jestem czy gdyby podpisał się swoim imieniem i nazwiskom to czy Ula i Maciek przyjęliby taki upominek. Może to i nic wielkiego ale trochę to kosztowało i pewnie byłoby im głupio. Ale wszystko przewidujący Mareczek podpisał się obcym i co najważniejsze angielskim nazwiskiem. Niczego nie są świadomi i tak trzymać, może kiedyś Marek się przyzna, że to on jest tym tajemniczym panem Smith-em. Naprawdę dobrzy ludzi pracują w tej Anglii. Wiem od koleżanki, że niekiedy w obcych krajach jest straszny wyzysk (a gdzie go nie ma...) a tutaj, mają można powiedzieć jak w raju. Cieszę się, że Szymczyk dostał wolne i mógł wraz z Ulą pojechać do znajomych, cudownych znajomych na ognisko. Odpoczną trochę, rozerwą się. W końcu nie samą pracą człowiek żyje, prawda? :) Gosieńko opowiadanie prześliczne. Nie mogę się już doczekać kolejnej części a przede wszystkim tej w której Dobrzański znów odwiedzi Londyn. Czekam i mam nadzieję, że niebawem wrzucisz. Serdecznie Ciebie pozdrawiam i przesyłam moc buziaków! :*:*

Ps: Gdybyś wiedziała coś odnośnie 'apelu Moniki' daj proszę znać.

MalgorzataSz1 2012.07.15 11:59
Shabii.
Bardzo Ci dziękuję za tak długi komentarz. Następna część w czwartek, bo jak już kiedyś pisałam, będę chyba tak właśnie dodawać. W czwartki i w niedziele, choć 29-go może być lekka obsuwa z powodu, który znasz.
Zajrzyj na tekst pod tym rozdziałem i na komentarze. Tam jest przebieg całej akcji związanej z założeniem forum. Podjął się tego Yabi i bardzo mocno pracuje, by wszystko grało idealnie. Na pewno da nam znać, bo już pytał o część graficzną i banery. Ja kompletnie nie mam o tym pojęcia, ale zadeklarowała się z pomocą Monika i Bea. Yabi podał tam swój numer gg i swojego maila. Można więc się z nim kontaktować nie tylko na moim blogu. Tak zresztą będzie szybciej. Yabi jest wspaniały. Odezwał się zaraz po wklejeniu tego apelu. Pewnie wiesz, że on już dość dawno proponował taką alternatywę. Wtedy, jak przedostatni raz padło socjum. Potem jednak wróciło i nie rozważaliśmy jego propozycji. Teraz wracamy do niej, bo na reanimację tego starego nie ma już chyba szans.
To tyle kochana. Jeśli chcesz jeszcze coś dodać na temat nowo powstającego forum to pisz pod notką "Apel Moniki". Określ, jakie podstrony chciałabyś na nim mieć. Yabi weźmie to wszystko pod uwagę.
Jeszcze raz wielkie dzięki. Buziaki.
Shabii (gość) 2012.07.15 12:31
Ja tam się programami do obróbki zdjęć bawić umiem :) Także, też mogę pomóc :) Nie masz za co dziękować. Jak już wspominałam takie cudeńka się chwali i ja to będę robić :) :* Jeśli chodzi o Yabi to też o tym pomyślałam, że on już kiedyś coś takiego proponował :)
Poczytam i jeśli będę potrafiła również postaram się pomóc :)
MalgorzataSz1 2012.07.15 12:43
Dzięki kochana. Ja nawet się nie deklaruję, bo jak wiesz, jestem wybitnym beztalenciem w tym temacie, ale kibicować będę bardzo chętnie.
'Marcysia' (gość) 2012.07.15 12:56
Gosiu... Wzruszyłam się, autentycznie. Postawa Marka godna podziwu. Wrażliwy na cudzą krzywdę, pomocny, przyjacielski - zakochany? Bardzo, bardzo bym chciała. Tak samo, jak chciałabym, aby Ulka i Maciek wrócili do Polski, do swojej rodzinki :))
Czekam zniecierpliwiona na kolejną część ;)
MalgorzataSz1 2012.07.15 13:30
Marcysiu.
Nie ma większej pochwały dla piszącego, jak to, że czytelnik się wzruszył. Ja bardzo lubię pisać różne rzewne historie i cieszę się jak przypadają do gustu czytającym. Marek jest oczywiście zakochany w Uli z wzajemnością zresztą. Coraz bardziej będzie to sobie uświadamiał i coraz bardziej za nią tęsknił. Wiesz, że u mnie nie ma innej opcji i że oni w końcu będą razem. Do Polski wrócą, bez obaw. Marek to załatwi, choć nastąpi to chyba w dziewiątym rozdziale, o ile dobrze pamiętam.
Bardzo Ci dziękuję za wpis i pozdrawiam serdecznie.
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.15 15:05
Gosiu, ten rozdział będę komentować na bieżąco, tzn. czytając.
Haha, nawet nie chcesz wiedzieć o czym pomyślałam, gdy Józef nie odbierał. Najprostszym wytłumaczeniem był ten Jack Daniels czy inny alkohol (nie pamiętam już dokładnie) od Mareczka.
Rozmowa Marka z ojcem była konkretna i rzeczowa. Dobrze, że Krzysztof nie miesza się w sprawy syna, a jedynie wyraził swoje zdanie.
Ah i telefon Uli do Marka. Dwa podziękowania i bura.
Marek jest naprawdę wspaniałomyślny. Te dwie kurtki i szaliki, i czapki, rękawiczki, to naprawdę zabawienie dla Uli i Maćka.
Widać, że Dobrzański (pewnie jeszcze podświadomie) pragnie kontaktu z Ulą, chce aby wiedziała o wszystkim co dzieje się w jego życiu. I to jest piękne.

Przepraszam, że taki ubogi komentarza, ale nie jestem w stanie dzisiaj pomyśleć bardziej analitycznie. Szukam mieszkania, szykuje papiery, jutro czeka mnie dłuuuuga droga na uczelnie.
Pozdrawiam Bea
MalgorzataSz1 2012.07.15 15:35
Bea.
Tym bardziej doceniam, że w nawale zajęć znajdujesz czas, by coś skomentować. Sama uśmiałam się z pierwszych zdań Twojego komentarza. To był Johnny Walker, nie Jack Daniels. Tak, czy owak jedno i drugie uderza do głowy. Józef nie jest jednak typem człowieka, który pije do lustra.
Mareczka ciągnie do Uli jak ćmę do światła. Jeszcze tylko musi sobie dokładnie uświadomić i nazwać to uczucie, a będzie w domu. Ona też już wpadła, jak śliwka w kompot. Teraz jeszcze trzeba jakoś wrócić do Polski, ale zanim to nastąpi... Nie, nie będę nic zdradzać. Zapraszam Cię w czwartek na kolejną część.
Trzymam kciuki za znalezienie lokum i za pomyślne załatwienie spraw na uczelni. Pozdrawiam i dziękuję.
Marcia (gość) 2012.07.15 15:54
Gosiu
Zabierałam się za czytanie już kilka razy, jednak za każdym razem musiałam przerwać. Jestem sama w domu, a moje zwierzęta wariują. Także komentarz do najdłuższych nie będzie należeć, bo pewnie znowu będę musiała uspokoić psa, albo złapać królika uciekającego z wybiegu... ;)
Rozdział wspaniały. Oboje bardzo tęsknią za swoją rodziną i na pewno zrobią im wielką niespodziankę, gdy przyjadą do Polski, do pracy :) Marek jest dla nich bardzo pomocny. Rozmówił się z ojcem o pracy dla tych dwojga. Maciej na pewno bardzo się ucieszy, że będzie mógł pracować w zawodzie, a Finnley zapewne zgodzi się żeby Ulka była przedstawicielką firmy w Polsce i wszyscy będą zadowoleni, łącznie z Markiem, a także rodzicami tej dwójki, bo w końcu będą mieli swoje dzieci na miejscu. Widać bardzo polubili się z Ulą. rozmowy telefoniczne sprawiają im obojgu przyjemność i śmieją się podczas nich jak najlepsi przyjaciele. Gdy Marek przyjedzie do Londynu na pewno będą doskonale czuli się w swoim towarzystwie.
Bardzo ładny gest ze strony Marka, że kupił im ubrania na zimę. Nie podał prawdziwego nazwiska, a to znaczy, że nie chciał podziękowań. Chciał po prostu sprawić im przyjemność i to się chwali. Jestem bardzo cieka jak przebiegnie ich spotkanie gdy Marek przyleci do Londynu. Na pewno bardzo ucieszą się propozycją pracy. A niedługo i czas na miłość się znajdzie ;)
Zapowiada się Uli i Maćkowi bardzo miły weekend u przyjaciół. Sama pojechałabym sobie na grilla, ale pogoda taka, że szkoda gadać, więc może to nienajlepszy pomysł ;)
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Pozdrawiam Cię serdecznie :*
MalgorzataSz1 2012.07.15 16:11
Marcia.
Co Ty masz za zwierzyniec w domu? Zwierzaki Ci zwiewają? Musisz je nauczyć, kogo należy słuchać w tym domu. Ale do rzeczy.
Ten ponowny przyjazd Marka do Londynu będzie miał jednodniowe przyspieszenie. Dlaczego? Nie powiem, żeby wzbudzić Twoją ciekawość. jeszcze trochę się podzieje, nim wrócą do polski. Finley nie będzie zachwycony propozycją Marka, bo bardzo sobie Ulę ceni. Zrozumie jednak, jakie pobudki nią kierują, że chce wracać i nie będzie za bardzo protestował.
Super, że zarejestrowałaś się na naszym nowym forum. Im więcej nas, tym lepiej. Z czasem ta strona nabierze charakteru i będzie funkcjonować tak, jak powinna.
Dzięki za wpis Marcia. pozdrawiam.
orchid94 (gość) 2012.07.15 16:13
Witaj Gosiu :)
Bardzo Cię na wstępie przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale mam dość spore kłopoty z internetem. No nie ważne, nie będę się rozpisywać na ten temat. W każdym razie przepraszam jeszcze raz i obiecuję, że postaram się teraz już być na bieżąco.
Zacznę od odpowiedzi na apel : ja jestem za, bo na socjum sporo się działo, wymieniałyśmy się poglądami w różnych tematach i szkoda, że teraz to wszystko znikło gdzieś w cyberprzestrzeni. Wiem od Shabii, że już zostały pewne kroki poczynione i bardzo, bardzo się cieszę :)
A teraz do sedna - Twojego opowiadania, a dokładnie komentarza tych części, w których mam zaległości. Cieszę się, że Marek broni Uli i ustawia Sebę 'do pionu'. Nie spodziewali się na pewno spotkać jej, a okazało się, że pracuje w firmie, z którą będą współpracować. Ładnie Ulka to rozegrała - nie powiedziała, że jest Polką, dopiero na koniec się wydało. Oj wkurzył się Marek na Sebę. Sebastian zachował się okropnie, w ogóle odnoszę wrażenie, że jest w tym powiadaniu nieprzyjemny i taki 'co to nie on' mający innych gdzieś. No bo ok może zrobiło mu się głupio, ale chyba się zbytnio nie przejął. Za to Marek się pięknie zachował - poszedł, przeprosił, zaprosił, pomógł. Ogólnie jest 'tym dobrym'. Ma wpojone pewne zasady i po tym w dodatku, czego dowiedział się o Uli i Maćku szanuje ich i podziwia. Ciężko pracują, nie mają pieniędzy, ale są dobrymi, ciepłymi, cudownymi osobami. Marek nie ocenił po wyglądzie. Zobaczył, że Ula jest bardzo kompetentna i to, jaką jest osobą. Piękne jest tez to, że dał Beatce i Józefowi te dodatkowe prezenty, poza paczkami, które przywiózł od Uli i Maćka ich rodzinom. Poznał tych ludzi i ujęło go ich ciepło i serdeczność, którego chyba raczej nie znał (a na pewno nie w takiej dawce) ze świata, w którym żył do tej pory. Rozstał się z Pauliną i bardzo dobrze, po co się ranić i wzajemnie unieszczęśliwiać. Widzę, że rozmowy z Ulą sprawiają Markowi radość :) Fajnie, że Marek chce ściągnąć Ulę i Maćka, do Polski do FD. Będą blisko swoich rodzin, wszyscy będą szczęśliwi, a FD pozyska wspaniałych pracowników. Ula i Marek to może nawet miłość znajdą :) A może i Maciek się zakocha :) No i ten prezent, który Marek zrobił Ulce i Maćkowi piękny, teraz na pewno nie zmarzną. Może dobrze zrobił, że nie było wiadomo, że to od niego, bo Ula i Maciek czuli by się zobowiązani, choć myślę, że prędzej, czy później się jednak wyda.
Wszystkie części przepiękne. To opowiadanie jest zupełnie inne od poprzednich. Czekam na dalszy ciąg z ciekawością :)
Bardzo bardzo bardzo serdecznie pozdrawiam :):*:*:*
Marcia (gość) 2012.07.15 16:24
Gosiu
Jakiś wielki zwierzyniec to to nie jest, ale jednak. Pies, królik i papuga, do niedawna także chomik. Pies słucha, jak najbardziej i wie kto tu rządzi ;) Ale królika ciężko posłuszeństwa nauczyć. A zwierzęta to są przekorne - wyskoczy ci taki, a jak go wsadzisz, to on znowu wyskoczy, bo mu nie pozwalasz. Wszystko na przekór. Zostawiłabym go żeby sobie pobiegał, ale pies mógłby go niezbyt miło potraktować gdyby wszedł mu na posłanie, czy plątał się pod łapami, a jest do tego zdolny. Tak samo papuga - teraz co prawda ptaka wzięłam do siebie, ale ciągle zlatuje na ziemię i muszę go podnosić właśnie ze względu na psa, a do klatki nie mogę jej wsadzić. Nie bardzo mam jak, a sam wlecieć nie chce. W psie instynktu łownego nie zagłuszę. Jak wydam polecenie, ewentualnie wrzasnę, to się uspokaja, ale nie na długo ;)
To jestem bardzo ciekawa dlaczego Marek ma przylecieć szybciej :) Pewnie będę wymyślała różne rzeczy, a i tak okaże się zupełnie co innego ;) Na forum nie mogłabym się zarejestrować :) To nie socjum, ale przecież atmosferę na forum tworzą ludzie, nie adres, więc można się domyślić, że również będzie świetnie :)
Również pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2012.07.15 16:44
Iza.

Zachodziłam w głowę, co się z Tobą dzieje. Już najgorsze scenariusze przychodziły mi na myśl. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam Twój komentarz. Cieszę się, że z Internetem już w porządku. Może będziesz miała na tyle czasu,. by skrobnąć kolejną część swojego opowiadania.
Miałam cichą nadzieję, że moje przypadnie Ci do gustu. Muszę Ci wyznać, że ono nadal nie jest skończone. Piszę i piszę a końca nie widać. Właśnie zaczęłam dziewiętnasty rozdział i naprawdę nie wiem ile ich jeszcze powstanie.
Na pewno Shabii przekazała Ci najnowsze nowiny. Zarejestrujesz się na forum? Byłoby fajnie.
Wielkie dzięki, że się odezwałaś. Pozdrawiam Cię cieplutko.

Marcia.

Aż uśmiechnęłam się, gdy przeczytałam o Twoich zwierzakach. Sama kocham je bardzo, choć może nie wszystkie. Nie przepadam za kotami. Krzywdy nie zrobię, ale nie mogłabym trzymać ich w domu. Kilka lat temu miałam owczarka niemieckiego, sunię. Niestety miała raka i trzeba było ją uśpić . Od tej pory nie mam żadnego zwierzęcia w domu. Może jeszcze kiedyś, jak będę na emeryturze, to zafunduję sobie jakiegoś psiaka.
Dlaczego Marek przyjedzie dzień wcześniej do Londynu? Powód jest niezwykle prozaiczny, ale nie łam sobie tym głowy. Jego przyjazd już w następnym rozdziale, więc nie będziesz długo czekać na rozwikłanie zagadki.
Buziaczki.
orchid94 (gość) 2012.07.15 19:00
Gosiu na szczęście nic złego się nie stało i nie działo. Internet po burzy przestał mi po prostu działać i na razie jeszcze przez jakiś czas nie będę go miała. Teraz korzystam z dobroci mojego taty, który na czas swojej nieobecności zostawił mi swój internet i mam nadzieję pożyczy go jeszcze w najbliższym czasie, żebym mogła być na bieżąco :) Poza tym zostaje mi zawsze jeszcze telefon w razie czego :) Kolejny rozdział już jest (a nawet jeszcze jeden do przodu, czyli w sumie dwa :)) ale muszę go jeszcze raz przeczytać i wieczorem wstawię, jak uznam, że już skończyłam, postanowiłam jednak przyspieszyć pewne decyzje w tym rozdziale i nadać tempa, więc mam nadzieję, że się spodoba :) Gosiu bardzo, bardzo się cieszę, że cały czas piszesz i to opowiadanie będzie długie :) To Twoje opowiadanie podoba mi się bardzo, bardzo, bardzo, z resztą wiesz, że uwielbiam Twoją Twórczość, bo pisałam to już kilka razy i będę to powtarzać :) Tak, tak wiem o nowym forum i zarejestruję się oczywiście, jak tylko dopadnę stały internet, bo ten chodzi jak chodzi i byłoby to uciążliwe (ale nie narzekam, bo ważne, że jest :)).
Pozdrawiam Cię również cieplutko :)
'Marcysia' (gość) 2012.07.15 19:28
Gosiu, u mnie pojawiła się 4. część mojego opowiadania ;)
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.15 22:44
Zapraszam na nowy rozdział u mnie ;)

Bea
monika_2601 (gość) 2012.07.16 02:24
No patrzcie, patrzcie tylko:p Niewidzialna ręka z tego Marka:p Ale trzeba przyznać, że gest chłopak ma i do tego jest bardzo wrażliwy na los innych. Bardzo ładnie:) Dziwię się tylko, że Ula i Maciek nie dociekali, kto ukrywa się pod nazwiskiem Smith. Rozumiem jednak, że postanowili uszanować chęć dobroczyńcy pozostania anonimowym.
Marek konsekwentnie zmierza do realizacji swojego celu. Postanowił ściągnąć Ulę i Maćka do Polski i pewnie niedługo mu się to uda. No w każdym razie mam taka nadzieję:) I nie da się też ukryć, że Dobrzański jest pod coraz większym wrażeniem panny Cieplak i często o niej myśli. Cóż, to dobrze rokuje:p
No i pojawiła się Violetta. Hurrrrrrra! Tym razem mądrością nie grzeszy:/ A może zmądrzeje z czasem, jak to bywa w Twoich opowiadaniach, co?
Bardzo fajny rozdział, jak zresztą zwykle. Pozostaję pod ciągłym urokiem Twojego talentu. Jak Ty to robisz, że każdy kolejny rozdział jest taki baśniowy? Zawsze gdy czytam Twoje teksty mam wrażenie, że czytam bajkę. Ten styl, forma, obecność dużej liczby morałów, jasny podział charakterów na dobrych i złych - no bajka z definicji!:)
Czekam na cd.
Pozdrawiam
M
MalgorzataSz1 2012.07.16 06:40
Monia.

Już wtedy, gdy napisałam swoje pierwsze opowiadanie, sama zakwalifikowałam je do kategorii bajek. Każde następne, to właśnie takie mało realne bajki, gdzie większość zdarzeń nie przekłada się na rzeczywistość. Wielkie dzięki za pochwałę mojego "talentu", choć ja sama nie bardzo odczuwam, że jakikolwiek mam. Zauważyłaś, że nie sadzę już tak wielu przecinków, szczególnie przed słowem "jak"? Nie mam specjalnie wyczucia, ale staram się.
Tak. Wreszcie pojawiła się Violetta i powiem Ci jeszcze, że pojawi się nie raz. Nawet w którymś z rozdziałów stanie się jedną z głównych bohaterek. Oczywiście będzie mądrzeć, choć może nie aż tak spektakularnie.

A teraz z innej beczki.
Widzisz, do czego doprowadziłaś? Yabi załozył forum i bardzo potrzebujemy Twojej pomocy. Chodzi oczywiście o grafikę. Zarejestrowałąś się już? Jeśli tak, to proszę w imieniu nas wszystkich, byś w wolnej chwili pochyliła się nad tym, dobrze? Będziemy bardzo wdzięczni.
Ja dziękuję za przemiły komentarz i przesyłam buziaki.:)
monika_2601 (gość) 2012.07.16 19:00
Gosiu,
zauważyłam zmiany odnośnie interpunkcji, zauważyłam je od razu:) Wciąż troszeczkę się gubisz z tymi przecinkami przed "jak", ale to nie ma większego znaczenia. Wiesz przecież, że ja się tylko tak czepiam, a to nie wpływa w żaden sposób na jakość Twojego pisania. Inna sprawa, gdybyś nie robiła przecinków w ogóle, bo to akurat przeszkadza, a niektóre osoby mają z tym problem. W ogóle to powiem Ci, że Twoja interpunkcja poprawiła się i to znaczne od czasu, kiedy zaczęłaś dzielić się z nami swoimi opowiadaniami. Pamiętasz, jak często na początku o tym Ci wspominałam?;) A teraz już nie muszę:)

Ja grafikę? Ale ja się nie znam na grafice. Widzę, że Shabii dobrze radzi sobie na tym polu. Ja mogę napisać wszystko co będzie trzeba, opis forum itd., zresztą już to zaoferowałam na shoutboxie. Jestem gotowa napisać wszystko, co mi zlecą osoby zajmujące się treścią strony:)
A propos pisania, to dziś w nocy powinnam wstawić coś u siebie więc zapraszam:)
Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2012.07.16 19:59
Monia.
To chyba ja coś pomyliłam. Wydawało mi się, że pisałaś coś o banerze i pomyślałam, że jesteś dobra w te klocki. Ja kompletnie nie mam o tym pojęcia, a Shabii dopiero eksperymentuje. Jednak już coś udało im się zrobić. Ja dzisiaj spróbowałam wkleić w temacie "Literatura" pierwszy rozdział tego opowiadania. Dobrze poszło. Chcę namówić Shabii, by też wklejała swojego "Kaktusa" a i Ty mogłabyś wkleić swoje cudne miniaturki. Nie mówię o opowiadaniu, bo jest już bardzo zaawansowane i musiałabyś dużo czasu poświęcić, żeby je wklejać od początku. Ja też nie pokuszę się o wstawienie wszystkich moich, może tylko "Syna marnotrawnego", bo jest krótkie. Powoli Twój pomysł zaczyna nabierać rumieńców a mnie to bardzo cieszy. Nowa strona Filipa Bobka też fajna. Tam dziewczyny były bardziej przezorne i archiwizowały wszystko. Mają z czego czerpać. Tu u Yabi trzeba wszystko odbudować od nowa. Próbowałam wkleić trochę zdjęć do prywatnej galerii z mojego komputera, ale nie wiedzieć czemu wychodzą czarno-białe. To jednak sprawa marginalna.

A co do przecinków, to już kiedyś Ci pisałam, że mam nerwicę na tym tle. Może być ciężko wyleczyć się z tego. Ha, ha. A na blog oczywiście zajrzę, ale na pewno nie o drugiej nad ranem, bo jak Cię znam wkleisz późno. Jutro przeczytam na spokojnie i z pewnością skomentuję.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
XUlaX (gość) 2012.07.17 08:43
Gosiu, co prawda pisałam, że nie mam u dziadka internetu, ale sytuacja się trochę zmieniła i rodzice przywieźli mi tableta. Chociaż nie mam jeszcze dużej wprawy w pisaniu na tablecie to postaram się coś wykrobać. Za możliwe błędy przepraszam.
Dobra przechodzę do Twojego opowiadania.
Dziewczyno Ty mnie ciągle zaskakujesz!! Kolejne opowiadanie i kolejna wspaniała koncepcja.
Przedstawiłaś tu Ulę i Maćka jako osoby, które muszą ciężko harować w Londynie, aby utrzymać swoje rodziny. Uli jeszcze się udało, bo ma dość lekką pracę, ale Maciek zasuwa cały dzień w barze.
Natomiast Marek i Sebastian przyleciała do Londynu, aby wynegocjować umowę i przy okazji zabawić się z panienkami. Oni są bogaci, mają dobre posady....A przy okazji są bezczelni, szczególnie Sebastian. On zapewne myślał, że skoro Ula nie rozumie polskiego to można ją bezkarnie obrażać w jej towarzystwie. Ależ musieli mieć miny, gdy zrozumieli, że ona jest Polką i doskonale zna angielski. Marek przynajmniej pojechał do jej biura i przeprosił, zapraszając tym samym na kolację. A Sebastian? Sebastian wysłał do firmy kwiaty myśląc, że to pomoże. Bardzo się pomylił.
Widać, że Ula i Marek się zaprzyjaźnili, Dobrzańskiego poruszył jej los i zaproponował pomoc. Zawiózł jej rodzinie prezenty, a dodatkowo kupił im coś od siebie. Te kurtki to też jest bardzo piękny gest.
Jestem bardzo ciekawa jak daLej potoczą się losy Uli i Maćka. Czy Marek rzeczywiście sprowadzi ich do Febo&Dobrzanński? Fajnie by było.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2012.07.17 09:34
Paulina.

Cieszę się, że przypadł Ci do gustu taki scenariusz. Ula nie ma lekkiej pracy, za to bardzo odpowiedzialną. Praca lekka jest tylko może pod tym względem, że Ula nie pracuje fizycznie.
Pomysł na opowiadanie zrodził się zupełnie niespodziewanie podczas słuchania przeze mnie relacji byłych emigrantów. Pomyślałam sobie, że nawet w serialu była mowa o wyjeździe do Londynu. Potem już jakoś poszło.
Maciek i Ula wrócą do Polski dzięki wydatnej pomocy Marka. On sam jeszcze nie potrafi sprecyzować swoich uczuć względem Uli, ale już czuje, że chciałby mieć ją blisko siebie i dąży do tego za wszelką cenę. Oczywiście uda mu się, bo w swych działaniach będzie konsekwentny. Niedługo się o tym przekonasz.
Fajnie, że miałaś możliwość skomentować wcześniej, niż zakładałaś. Ja pięknie dziękuję Ci za ten komentatrz i pozdrawiam.
danka69 (gość) 2012.07.18 10:58
Gosiu! Jak już wiesz rozdział przeczytałam jednym tchem jak tylko się ukazał. Niestety nie daję rady wieczorami usiąść przy komupterze i coś napisać. Nie chciałam zostawić tej pięknej części bez komentarza, bo jutro rozumiem będzie już kolejna.
Kontakty Marka z Ulą nabierają tempa, rumieńców. Marek, "na wszelki wypadek" informuje Ulę o rozstaniu z Pauliną. Już cieszę się na ich ponowne spotkanie w Londynie.
Marek jako tajemniczy darczyńca świetny pomysł. Jestem ciekawa czy Marek wyjawi ten fakt Uli w dalszej cześci tej historii. Pewnie nie . Chyba, że Seba dołoży się do sprawy.
Gosiu tak króciutko dzisiaj, przepraszam.
Obiecuję poprawę przy następnej części.
Pozdrawiam goraco bo za oknem jesienna plucha u nas.
MalgorzataSz1 2012.07.18 12:12
Dzięki Danusiu.
Ja wieczorami też opadam z sił i nic mi się już nie chce.
Rzeczywiście jutro planuję dodać kolejny rozdział.
Marek nie przyzna się do tego, że jest tajemniczym panem Smuthem. Sebastian nawet nie ma pojęcia, że Dobrzański zdobył się na tak szlachetny gest i dobrze, bo pewnie by tego nie zrozumiał. A mimo to tajemnica przestanie być tajemnicą. Nastąpi taki moment, że to sama Ula się domyśli, a sprzyjać będą temu pewne okoliczności. Na razie nic więcej nie zdradzę.
Bardzo dziękuję za wpis. Mam nadzieję, że już wkrótce znajdziesz więcej czasu na oddech i napiszesz w mailu coś więcej.
Pozdrawiam Cię serdecznie.

PS.
U mnie też ciągle leje i przechodzą gwałtowne burze.
Zarejestrujesz się na forum BrzydUli? Byłoby super.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz