Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

"ŻYJĘ PO TO, BY CIĘ KOCHAĆ" - rozdział 6

19 lipiec 2012
Rozdział VI


W chwilę po tym, jak zdążyli ściągnąć kurtki do domu weszła Emma a za nią Jonathan z dziećmi. Przywitał się z nimi serdecznie.
- Dobrą mieliście podróż?
- Dobrą, bo szybką. – Maciek zatarł dłonie. – Może mógłbym ci w czymś pomóc? Zostawiłeś coś dla mnie do roboty w sadzie, czy wszystko wziąłeś na swoje barki?
- Robota się znajdzie. Zostawimy panie w kuchni a my pójdziemy wygrabić liście. Spalimy je dzisiaj w ognisku. Przynajmniej będę miał z głowy. To chodźmy. Uwiniemy się raz dwa. Przygotujemy też grill.
- I bardzo dobrze. – Odezwała się Ula. - Zamarynowałam karkówkę. Na grill będzie w sam raz. Mam też ładny boczek. Możemy zrobić szaszłyki. Co ty na to Emma? Dzieci je lubią.
- Pewnie, możemy zrobić. Pomożecie dzieciaki? - Ich uśmiechnięte buzie mówiły same za siebie.
- O matko! Gdzie ja mam głowę? Mam coś dla was, spójrzcie. Przywieźliśmy z Maćkiem trochę słodyczy, ale zjecie dopiero po obiedzie, zgoda?
Przypadły do niej ciekawie zerkając do wnętrza reklamówki. Na widok wielkich czekolad z orzechami pisnęły z radości. Uwielbiały je.
- Ciocia, tylko po kawałeczku, prosimy. – Lisa złożyła dłonie, jak do modlitwy.
- No dobrze, ale tylko mały kawałek. - Połamała czekoladę wręczając każdemu po jednym.
- No uciekać. – Emma ze ścierką w dłoni wyganiała ich na zewnątrz. – My musimy z ciocią popracować.
Kiedy opuściły dom uśmiechnęła się łagodnie do Uli.
- Czasami są takie absorbujące, ale kocham je nad życie.
- Masz wspaniałe dzieci Emmo i możesz być z nich dumna, bo to dobre dzieciaki. No, zabierajmy się do pracy. Pokroję boczek i inne rzeczy na szaszłyki. Będą miały zabawę nabijając to wszystko na patyki.
Na obiad zjedli smakowity chowder*. Był bardzo gęsty, zabielony śmietaną. Nasycił ich. Późnym popołudniem Jonathan wraz z Maćkiem rozpalili ognisko i grill. Ponabijali na przygotowane wcześniej, długie kije, kiełbaski do upieczenia. Dziewczyny porozkładały na ruszcie karkówkę i szaszłyki, które dzieci pracowicie szykowały przez całe popołudnie. Przed gankiem ustawiono ogrodowy stół i wiklinowe fotele.
Emma wraz z Ulą rozsiadły się w nich obserwując poczynania chłopaków i dzieci uwijających się wokół ogniska. Ula westchnęła ciężko.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy Emma jak to miejsce przypomina mi mój własny dom. Sam budynek jest bardzo skromny i o wiele mniejszy od waszego, ale jest wokół niego mały sad. Też robiliśmy z Maćkiem takie grille i ogniska. Tato zawsze je przygotowywał wraz z mamą. Potem jak zmarła, robił to sam. Strasznie za nimi tęsknię. – W jej oczach pokazały się łzy. – Już minął rok, kiedy widziałam ich ostatni raz. To strasznie długo. Chcę prosić Finley’a o dwa tygodnie urlopu. Jak myślisz, zgodzi się?
- Myślę Ursula, że powinien. Ciężko pracujesz i nie oszczędzasz się. On na pewno to widzi i docenia. Zapytaj go i to najlepiej jak najszybciej. Nie zostawiaj tej rozmowy na ostatnią chwilę, bo nie będzie mógł zorganizować roboty, kiedy cię tu nie będzie. Tak przynajmniej dasz mu czas, by oswoił się z tą myślą. – Ula pokiwała głową.
- Masz rację. Porozmawiam z nim w poniedziałek. Trochę się go obawiam, bo czasem bywa surowy, ale może nie będzie tak źle.
Zerknęła w stronę grilla i podniosła się z fotela.
- Pójdę poprzekładać karkówkę na drugą stronę. Nie chcę żeby się przypaliła.
Godzinę później zajadali ze smakiem te pyszności żartując z dziećmi i opowiadając różne historie z własnego dzieciństwa. Późno skończył się ten wspólny wieczór i późno kładli się spać. Ula jednak długo nie potrafiła zasnąć. Ciągle przewijały jej się przed oczami obrazy rodzinnego domu, uśmiechniętego taty i Beatki dokazującej z Jaśkiem. Poczuła gromadzące się w oczach łzy. Gdyby wiedziała, że tęsknota tak bardzo potrafi boleć, nigdy nie zdecydowałaby się na ten wyjazd. Z drugiej jednak strony, czy miała jakiś wybór? Kochała swój mały Rysiów, swoją małą ojczyznę, od której dzieliła ją ogromna odległość. Musi wywalczyć ten urlop, bo nie poradzi sobie z tą tęsknotą.

*chowder – rodzaj gęstej zupy


W poniedziałek zjawiła się w pracy punktualnie, jak zwykle. Postanowiła kuć żelazo, póki gorące. Jak tylko ujrzała Finley’a na horyzoncie, wstała od biurka i przywitała go.
- Dzień dobry panie Finley, czy mogłabym zająć panu chwilkę? Chciałam porozmawiać. – Dodała widząc zdziwienie w jego oczach.
- W takim razie zapraszam. – Wszedł do gabinetu i gestem wskazał jej fotel, na którym usiadła.
- O co chodzi Ushi? Coś z kolekcją?
- Nie, nie. Z kolekcją wszystko w porządku. Chodzi o mnie.
- O ciebie? Coś się stało?
- Ja… Ja chciałabym pana bardzo prosić o udzielenie mi dwutygodniowego urlopu na święta. – Wyrzuciła z siebie jednym tchem patrząc na niego trwożliwie.
Uśmiechnął się.
- Ushi, czy ty się mnie boisz? Myślałaś, że się nie zgodzę? Będzie mi ciężko, przyznaję, ale nie mógłbym ci odmówić. Zapracowałaś na ten urlop rzetelnie. Wyjedziesz do Polski?
- Tak. Taki mam plan. Bardzo tęsknię za rodziną. Tata choruje na serce. Wprawdzie zapewnia mnie, że czuje się dobrze, ale ja wiem, kiedy on mówi prawdę, a kiedy chce mnie tylko uspokoić, żebym się nie martwiła.
- To, kiedy chcesz wziąć ten urlop?
- Tydzień przed końcem roku i tydzień po. Wyjechałabym dwa dni przed wigilią a wróciłabym siódmego stycznia.
- Dobrze Ushi, załatwione. I już nie denerwuj się tak, przecież ja nie gryzę, prawda?
- Prawda. – Uśmiechnęła się do niego promiennie.
Kiedy opuściła gabinet Finley’a, odetchnęła z ulgą. – No udało się. Jeszcze tylko Maciek musi załatwić swój urlop z Johnem.
Maciek również znalazł dobry moment na rozmowę ze swoim pracodawcą. Mówił mu, jak bardzo już tęsknią za swoimi rodzinami i on i Ula. John bez oporów zgodził się na ten wyjazd. Wiele Maćkowi zawdzięczał. Doceniał jego pracowitość i umiejętność godzenia wielu rzeczy na raz. Dzięki niemu zmienił zdanie o Polakach.

W środę rano wstała z ciężkim bólem głowy. Dotknęła ręką czoła. Było rozpalone. – No nie, – pomyślała – jeszcze tylko tego mi potrzeba. – Zmierzyła temperaturę. Termometr wskazywał trzydzieści osiem stopni. Gardło też ją bolało. Czuła je za każdym razem przełykając ślinę. Nie było dobrze. Musiała jednak dotrzeć do pracy. Miała kilka niezamkniętych spraw. Ubrała się ciepło i opatuliła szalikiem naciągając na czoło wełnianą czapkę. Z biedą dotarła do firmy. Dzień był okropny. Siąpił deszcz i wiał porywisty wiatr. Nie dała rady utrzymać parasolki w dłoni. Zniechęcona złożyła ją i naciągnęła na głowę kaptur. Kolejny raz dziękowała w myślach Johnowi Smithowi za tą ciepłą kurtkę. Ledwo przekroczyła próg sekretariatu, gdy w drzwiach gabinetu ukazał się Finley.
- Dobrze, że już jesteś. Mam ci trochę rzeczy do przekazania. Chodź do mnie.
- Już, już idę. – Wychrypiała. Jej cichy głos kazał mu się zatrzymać. Spojrzał na nią badawczo.
- Ushi, dobrze się czujesz?
- Chyba nie… - odpowiedziała niepewnie. Odwróciła się do niego a on zaniepokoił się zobaczywszy jej rozpaloną twarz. Podszedł do niej i bezceremonialnie przyłożył dłoń do czoła.
- Rany boskie! Dziewczyno! Ty masz gorączkę! Jak mogłaś przyjść do pracy w takim stanie? Nadajesz się tylko do łóżka. Ubieraj się. Pójdziesz do firmowego lekarza. Osobiście cię tam zaprowadzę.
Zjechali windą na drugie piętro. Firma miała własne zaplecze medyczne, co znacznie ułatwiało życie pracownikom. Weszli do gabinetu witając się z pielęgniarką
- Lekarz już jest? – Zapytał Finley.
- Właśnie przyszedł.
- Świetnie się składa. Proszę wyciągnąć kartę pani Czeplak i zanieść ją do niego. Chcę, by zaraz przebadał moją asystentkę.
Lekarz wyszedł po chwili z gabinetu i przywitał się z Finley’em. Dobrze wiedział, kto płaci mu pensję. Z wielką troską zajął się Ulą. Zbadał ją dokładnie i rzekł.
- Mocno się pani przeziębiła. Dam pani leki na obniżenie temperatury i antybiotyk. Powinien pomóc. Zwolnienie do końca tygodnia. Musi pani leżeć w łóżku i wypocić się porządnie.
Kiedy opuszczała gabinet lekarski ze zdumieniem stwierdziła, że Finley nadal na nią czeka. Podeszła do niego.
- Mam zwolnienie do końca tygodnia. To silne przeziębienie. Powinnam leżeć.
- To oczywiste. Ja zaraz zorganizuję sobie zastępstwo, a ty nie ruszaj się z domu. Nie chciałbym, by mój najlepszy pracownik rozchorował się jeszcze bardziej. Zaraz zadzwonię po któregoś z kierowców. Zawiezie cię do domu. Masz jakieś leki do wykupienia?
- Tylko syrop. Resztę dostałam od doktora.
- Dobrze. W takim razie chodźmy odprowadzę cię do garażu.
Zeszli na parter, gdzie przy jednym z samochodów stał już człowiek, z którym miała jechać do domu.
- Witaj Michael. – Dawid przywitał się z nim. - Zawieziesz Ushi do domu. Rozchorowała się. Po drodze zatrzymasz się przy aptece i kupisz jej syrop na gardło. Masz tu pieniądze. Kup jej też trochę owoców. Najlepiej cytrusów. Nie ma nic lepszego niż gorąca herbata z cytryną. Masz ją odprowadzić pod same drzwi. Ma wysoką gorączkę, nie chciałbym, żeby zemdlała gdzieś na schodach.
- Załatwię wszystko jak trzeba, proszę się nie obawiać. – Otworzył Uli drzwi.
- Bardzo dziękuję panie Finley – wyszeptała – i jestem bardzo wdzięczna.
- Kuruj się dziewczyno. Mam nadzieję, że do poniedziałku będzie już lepiej. Do widzenia.
Gorączka sprawiła, że prawie przysypiała w samochodzie. Michael zerkał na nią co chwilę i upewniał się, czy wszystko z nią w porządku. Wykupił syrop i całą siatkę owoców. Pomógł jej wysiąść i podtrzymując zaprowadził ją do mieszkania.
- Dziękuję ci Michael. Poradzę już sobie. Zaraz zrobię herbatę z cytryną i połknę tabletki.
- A może ja mógłbym to zrobić? Wydajesz się taka słaba.
- Nie, nie… dam radę, a ty wracaj. Na pewno potrzebują cię w firmie. Dziękuję ci.
Po jego wyjściu nawet nie miała siły wypakować reklamówki. Wyjęła z niej tylko cytrynę i co najmniej połowę wcisnęła do kubka z herbatą. Połknęła proszki i zapakowała się do łóżka. Długo nie mogła się rozgrzać a dreszcze wywołane wysoką temperaturą wstrząsały nią raz po raz. Wreszcie udało się jej zasnąć.
Natarczywy dźwięk dzwonka telefonu sprawił, że otworzyła oczy. Była spocona. Odebrała.
- Halo – powiedziała nie poznając swojego głosu. Mówienie przychodziło jej z wielkim trudem.
- Ula? – Usłyszała z drugiej strony.
- Tak…
- Ula, Marek mówi. Dlaczego masz taki dziwny głos?
- Przeziębiłam się. Leżę w łóżku i mam gorączkę. Boli mnie gardło. Ledwie mogę mówić.
- O mój Boże. To niedobrze. W takim razie ja będę gadał. Ty tylko słuchaj. Zabukowałem bilet na sobotę rano, ale w takiej sytuacji, jeśli się zgodzisz to przyjadę jutro i zaopiekuję się tobą. Maćka pewnie nie ma, a tobie nie ma kto podać nawet szklanki herbaty. Zaraz przebukuję ten bilet. Nie wynajmowałem żadnego hotelu. Zgodzisz się, bym zatrzymał się u was? Mnie wystarczy kawałek materaca i jakiś koc.
Była oszołomiona tą ilością informacji, które padały z jego ust. Nawet nie dał jej czasu, by mogła się zastanowić.
- Dobrze Marek. Przyjeżdżaj. Mamy łóżko polowe. Dziękuję.
- To ja dziękuję Ula. Przyjadę jutro koło dwunastej. Do zobaczenia.
Opadła na poduszkę. - Czy on naprawdę powiedział, że będzie tu jutro? Skąd u niego ta nagła chęć pomocy? Może rzeczywiście mnie lubi?
Na samą myśl o nim jej serce zabiło mocniej. Przykro zaczęli tę znajomość, ale może teraz on chce w jakiś sposób zatrzeć ten niemiły dla niej incydent. - Co ma być, to będzie.
Zwlokła się z łóżka i przebrała w suchą piżamę. Pociła się, ale to był dobry objaw. Nie miała ochoty na jedzenie. Bała się, że od przełykania gardło jeszcze bardziej ją rozboli. Ponownie zaparzyła sobie malinowej herbaty z cytryną i wróciła do łóżka.
Obudziła się, kiedy usłyszała zgrzyt klucza w zamku. – To Maciek. Pewnie jest już po dwunastej w nocy. Długo spałam.
Okryła się szlafrokiem i wyszła z pokoju.
- Cześć Maciuś – zachrypiała.
Odwrócił się do niej ściągając kurtkę.
- Co ty, chora jesteś? Jakoś mówisz tak dziwnie.
- Przeziębiłam się. Lekarz przepisał mi antybiotyk i dał zwolnienie. Finley nie chciał mnie widzieć w firmie w takim stanie. Nie miałam siły nic ci naszykować do jedzenia. Poradzisz sobie?
- No pewnie, a ty jadłaś?
- Nie, nie mam apetytu. Dzwonił też Marek. Przyjeżdża jutro i pytał, czy może się u nas zatrzymać. Powiedziałam, że może, ale będzie spał na polówce. Powiedział, że mu to wystarczy. Nie masz nic przeciwko temu?
- Oczywiście, że nie. Polubiłem go nawet. O której ma być?
- Mówił, że o dwunastej.
- No to będę się z nim jeszcze widział. Wracaj do łóżka i nie wietrz się. Nie jest zbyt ciepło w mieszkaniu. Poza tym późno jest. Ja tylko coś zjem i też się kładę.

Rano wszedł do jej pokoju i z troską spojrzał na nią. Nadal miała gorączkę, o czym świadczyły jej mocno zaczerwienione policzki. Kaszlała. Spojrzała mu żałośnie w oczy.
- Wszystko mnie boli od tego kaszlu. – Poskarżyła się płaczliwie. – Muszę wziąć tabletki.
- Najpierw to ty musisz coś zjeść. Nie będziesz brać leków na pusty żołądek. Zrobię ci owsianki, to łatwiej przejdzie ci przez gardło. Nie ruszaj się. Ja zaraz wracam.
Mleczna zupa rozgrzała ją, choć nie zjadła jej zbyt wiele. Maciek zrobił jej jeszcze mleko z miodem i czosnkiem.
- Stare, babcine sposoby są najlepsze – mówił podając jej kubek.
Krzątał się po domu. Trochę posprzątał i wyciągnął polowe łóżko. Przygotował pościel dla Marka.
- Ula, ale on będzie chyba musiał spać u ciebie. U mnie to łóżko się nie zmieści.
- No trudno. Już mu obiecałam. Nie pomyślałam o tym.
Było parę minut przed dwunastą, gdy usłyszał dzwonek do drzwi.
- To pewnie Marek. Pójdę otworzyć. – Pomyślał i poszedł w kierunku drzwi. Po chwili już witał się wylewnie z Dobrzańskim.
- Witaj Marek. Miałeś dobry lot?
- W porządku. Jak Ula?
- Nadal ma gorączkę. Od wczoraj doszedł do tego paskudny kaszel i katar. Mocno się przeziębiła. Mam nadzieję, że zajmiesz się nią. Ja niedługo będę musiał wyjść do pracy.
- Nie obawiaj się. To dlatego przełożyłem ten lot, bo wiedziałem, że się nie rozdwoisz.
- Przygotowałem ci polówkę. Niestety będziesz musiał dzielić pokój z Ulą, bo w mojej mysiej dziurze nie zmieściłaby się. Mam nadzieję, że nie przeraża cię prawdopodobieństwo zarażenia się grypą?
- Nie. Jestem odporny. Szczepię się co roku. Chodźmy do niej.
Zostawił walizkę w przedpokoju i poszedł za Maćkiem, który przystanąwszy pod drzwiami jej pokoju rzekł.
- Idź sam. Ja muszę się zbierać do roboty. Zjem jeszcze coś szybko i wychodzę. Drzwi zamknę. Nie będę wam przeszkadzał.
- Dzięki Maciek – Marek uścisnął mu dłoń i cicho wszedł do pokoju.
Leżała na wznak z lekko otwartymi ustami i przymkniętymi oczami. Długie, kasztanowe włosy rozsypały się na białej poduszce. Oddychała ciężko. Spała. Ostrożnie przysiadł na brzegu łóżka i przyjrzał się jej. Mimo trawiącej ją gorączki wyglądała naprawdę cudnie. Długie, nieprawdopodobnie gęste rzęsy kryły jeden z jej największych atutów, piękne, niewiarygodnie błękitne dwa diamenty. Wydała mu się taka bezbronna i delikatna. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo za nią tęsknił. Zdziwił się, bo tak nie tęskni się za znajomym, czy przyjacielem. Tak tęskni się za kimś, kto jest ważny. Ona na pewno była dla niego ważna. Była wyjątkowa. Nieprzeciętna. Jej twarz pozbawiona teraz ciężkich okularów wyglądała, jak buzia niewinnego dziecka. Z trudem powstrzymał się, by nie pogładzić jej rumianych od gorączki policzków. Znowu zaatakował ją kaszel. Zwinęła się w kłębek i gdy minął ten atak, odetchnęła z ulgą. Otworzyła oczy i spojrzała na siedzącego obok Marka. Uśmiechnęła się promiennie.
- Marek… Przyjechałeś… Od dawna tu siedzisz?
Ujął jej szczupłą dłoń i przytulił do ust.
- Witaj Ula. Zmartwiłem się, gdy usłyszałem twój głos w telefonie. Teraz też nie brzmisz najlepiej. Nie mogłem nie przyjechać. Nie zniósłbym myśli, że leżysz tu sama, bez pomocy. Maciek zaraz wychodzi do pracy, a ja zajmę się tobą. Widzę, z jakim trudem przełykasz. Zrobię ci smaczny rosołek z kaszą manną. Zobaczysz, że szybko postawi cię na nogi.
- Umiesz gotować? – Zdziwiła się.
- No radzę sobie i jest to nawet jadalne. Nie otrujesz się a na pewno cię wzmocni. Muszę wiedzieć, czy masz zaopatrzoną lodówkę, jeśli nie, wyskoczę do sklepu.
- Chyba powinno być wszystko, czego potrzebujesz. Jarzyny znajdziesz w koszu pod zlewozmywakiem. W lodówce powinien być jeszcze kawałek kurczaka. Kasza manna też jest. Kuchnię mamy maleńką i na pewno szybko się zorientujesz, gdzie co jest. Jednak zanim pójdziesz, rozpakuj walizkę. Maciek zrobił ci miejsce w szafie i zwolnił jedną półkę. Powinieneś się zmieścić, a ja chce posłuchać o Polsce. Strasznie za nią tęsknię i za rodziną. Jeszcze półtora miesiąca i będę się z nimi widzieć. Chyba zacznę odliczać dni. Finley zgodził się na mój wyjazd. Dał mi dwa tygodnie urlopu. Akurat tyle, by móc się nimi nacieszyć na zapas. Na kolejny rok. – Dodała smutno.
- Może nie będzie tak źle. Ja muszę z wami porozmawiać, ale dopiero wtedy, jak się trochę wzmocnisz. Dobra, to ja idę po walizkę.

Obierał jarzyny mrucząc pod nosem jakąś melodię. Znalazł wszystko, co było mu potrzebne. Kurczaka od razu postawił na piecu, by mógł się zagotować. Teraz opłukał warzywa, które również wylądowały w garnku. Wszedł do pokoju przepasany fartuszkiem Uli wywołując uśmiech na jej twarzy.
- Pięknie wyglądasz. Ten fartuszek bardzo twarzowy. – Zachichotała. Pogroził jej palcem.
- Ula, nie nabijaj się ze mnie. Mam ochotę na kawę. Zrobiłbym i dla ciebie, jeśli chcesz.
- Kawa jest w słoiku na blacie kuchennym. Cukier też, a śmietanka w lodówce. Chętnie się napiję.
Uwinął się błyskawicznie. Podsunął w pobliże łóżka mały stolik, na którym postawił kubki z aromatycznym płynem. Pomógł jej założyć szlafrok, by mogła usiąść.
- Słaba jestem. Ta gorączka mnie wykańcza. Dawno nie byłam tak bardzo przeziębiona.
- Już ja zadbam o to, żebyś szybko stanęła na nogi. Moja w tym głowa.
Przyjrzała mu się uważnie.
- Marek? Dlaczego to robisz? Dlaczego poświęcasz swój czas komuś, kogo właściwie nie znasz? Nie znasz mnie. Nie wiesz, jaka jestem.
- No trochę wiem. Jesteś świetnym pracownikiem. Niezwykle lojalnym i kompetentnym, o czym miałem okazję się przekonać. Jesteś wspaniałą córką i siostrą, bo bardzo dbasz o swoją rodzinę. Jesteś dobrym przyjacielem, bo Maciek w ogień poszedłby za tobą. Jesteś dobra, wyrozumiała i szczera. Masz piękną duszę Ula. Twoje wnętrze jest piękne podobnie, jak zewnętrze. Czy zdawałaś sobie sprawę, że jesteś chodzącą pięknością?
Jej oszołomienie tym, co powiedział wymalowane było na twarzy, a ogromne, szafirowe oczy wyrażały bezbrzeżne zdumienie.
- Nie kpij sobie ze mnie Marek. – Powiedziała cicho. – Ja nigdy nie byłam piękna i nie będę. Mam lustro i widzę jak wyglądam. To przecież mój wygląd tak drażnił twojego przyjaciela. Nazywał mnie paszczakiem i pokraką. Miał rację, niestety.
Ujął jej dłonie.
- Ula, Olszański, to skończony bęcwał. Ma intelekt na poziomie ameby. Bardzo zdenerwował mnie wtedy takim zachowaniem. Ja wcale cię tak nie odbierałem. Masz złe lustro w domu, bo nie pokazuje tego, co ja widzę. A widzę śliczną buzię, cudowne błękitne oczy, zgrabny nosek i kształtne pełne usta. Uwielbiam twoje piegi, bo dodają ci tylko uroku. Nie sprzeczaj się już ze mną, bo ja wiem swoje. Jesteś piękna. Koniec, kropka.
Miała mieszane uczucia. Czyżby mu się podobała? Jak może podobać mu się ktoś, kto tak biednie się ubiera, ma wielkie okulary na nosie i odrutowaną szczękę? – Może rzeczywiście mu się podobam? Trochę to dziwne, bo on jest nieziemsko przystojny i mógłby mieć każdą dziewczynę. To chyba zbyt piękne, by było prawdziwe.
Pociągnął nosem i uśmiechnął się.
- Czujesz Ula? To będzie świetny rosół. Sam chętnie zjem. Idę zasypać go manną. Zaraz będziemy jeść.



'Marcysia' (gość) 2012.07.19 13:36
Gosiu, mimo wakacji, mam niezmierną ochotę napisać pieśń pochwalną na Twą część. Czy ja już mówiłam, że masz wielki talent? No to jak nie mówiłam, to teraz mówię - masz wielki talent!
A co do rozdziału... Tęsknota Uli za Polską i rodziną jest wyczuwalna na kilometr. Odnoszę wrażenie, że ona powoli się dusi w Londynie - nie wiem kompletnie, czemu o czymś takim pomyślałam. No niby jest Maciek, jest Jonathan, Emma, są dzieciaki, ale to jednak nie to samo. Na całe szczęście Finley okazał się wspaniałomyślnym pracodawcą.
Bardzo wzruszyła mnie opiekuńczość Marka. Zachował się jak prawdziwy przyjaciel. Nie zważając na nic przesunąl swoje plany i czym prędzej pojawił się u Ulki. Taki ktoś to skarb ;) I jeszcze jak docenia piękno drugiej osoby, to w ogóle nie do ocenienia :)
Czekam na kolejny rozdział :)
MalgorzataSz1 2012.07.19 13:47
Dzięki Marcysiu.
Ja o Twoim talencie z powodzeniem mogłabym napisać dokładnie to samo. U Ciebie jest to tym bardziej znamienne, że jesteś bardzo, bardzo młoda, a piszesz naprawdę pięknie. Ja mam prawie cztery razy tyle lat, co Ty i mój zasób słów wynika z nabytych doświadczeń. To jest zupełnie naturalne, natomiast Ty jesteś na początku drogi a już dałaś się poznać, jako osoba nieprzeciętna. Tak trzymaj dziewczyno! Ja w Twoim wieku nie potrafiłam tak pisać.

Jeśli chodzi o rozdział, to rzeczywiście, ta tęsknota powoduje ból duszy. Ból tak duży, że niemal odczuwalny fizycznie. Tak czuje go Ula. Nie pomaga to, że jest przy niej Maciek, bo on tęskni podobnie, choć być może w mniejszym stopniu to uzewnętrznia. To jednak obcy kraj i tak daleko do jej rodzinnego domu. Jednak w niedługim czasie to się zmieni. Musisz jeszcze tylko trochę poczekać.
Bardzo Ci dziękuję za wpis i tyle miłych w nim słów. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Shabii (gość) 2012.07.19 16:00
Gosiu! To będzie jeden z moich ulubionych rozdziałów. Ula zachorowała a faceci skaczą koło niej. Miłe to takie. Finley jako szef dba o swoją asystentkę, Maciek jako najlepszy przyjaciel również i nawet Marek póki co kolega? znajomych? przyjaciel? Kim by nie był, coraz bardziej widać, że Ula mu się podoba. Ciekawa jestem jak zbliżą się do siebie. Będą dzielić jeden pokój. Może być ciekawie. Fajnie, że ognisko się udało. Trochę odpoczęli i spędzili miło czas. Czułam, że Finley zgodzi się by Ula wzięła urlop, jest dobrym pracownikiem i należy jej się. On też jest człowiek i rozumie jak Uli ciężko, jak tęskni. Czekam na kolejną część i serdecznie pozdrawiam :)

Ps: Przepraszam, że tak króciutko i w złej kolejności, ale mam dziś trochę roboty :)
MalgorzataSz1 2012.07.19 17:14
Nie przepraszaj Shabii. Ja też jestem zajęta. Tylko z doskoku dochodzę do komputera sprawdzić, czy nie ma jakiś wiadomości. Cieszy mnie to, że rozdział Ci się spodobał. Myślę, że już od teraz wszystkie kolejne będą niosły ze sobą duży ładunek optymizmu.
Dzięki, że znalazłaś czas, żeby przeczytać.
Pozdrawiam.
Shabii (gość) 2012.07.19 17:22
ZAPRASZAM NA www.serialbrzydula.streemo.pl NOWA SPOŁECZNOŚĆ FANÓW BRZYDULI. Dołącz do nas i baw się dobrze! :)
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.19 18:50
Małgosiu
Każdy rozdział dodany przez ciebie czytam z niesamowitym zainteresowaniem i skupieniem. W przypadku tego przeszkodziła mi burza, niestety. Ale szybko nadrobiłam.
Po pierwsze, fajnie mieć takich przyjaciół jak Emma i Jonathan. Wyjechać do obcego kraju i zdobyć sympatię takich ludzi jest bezcenne.
Życie Uli to istna bajka. Wspaniały szef, przyjaciele i Marek, który jest na każde zawołanie. I choć jeszcze nie zdaje sobie sprawy z uczuć jakie żywi do Uli to już coś czuje na pewno. Działa instynktownie. Jak tylko dowiedział się, że Ula jest chora, pofrunął do niej jak na skrzydłach (nie mam na myśli skrzydeł samolotu ;p ).
Kolejny piękny rozdział. Jednak mam małe ale… Ale to tylko moje prywatne zdanie i nie obrażaj się w żadnym wypadku. Po prostu zdarzenia tutaj są jak dla mnie zbyt nierealne. Szef, który bez słowa zgadza się na długi urlop, ukochany, który przybiega opiekować się chorą Ulą. Ale co tam, z drugiej strony to ma być bajka, więc niech takową pozostanie. Podoba mi się, bo można się oderwać od rzeczywistości. Ja za to w swoim opowiadaniu nazbyt mieszam, knuje i komplikuje. Co też jest mało realne.
Ale słowa Marka do Uli o tym, że jest piękna naprawdę do mnie przemówiły. Ta scena, jego uśmiech i wspomnienie o rosole… Naprawdę widziałam to oczami wyobraźni. Gratulacje takich zdolności, bo taki obraz naprawdę powstał w mojej głowie. Chyba nadużywam słowa „naprawdę”, prawda? ;)

Pozdrawiam cieplutko
Bea
MalgorzataSz1 2012.07.19 19:39
Bea.
Naprawdę nie używasz za często słowa "naprawdę". Ja tego naprawdę nie zauważyłam. :):):)
I znowu burza i znowu u Ciebie, choć tym razem w realu. U mnie tylko nią straszyli, ale jak do tej pory nic takiego nie ma miejsca.
Wiesz dobrze, że wszystkie te moje sielankowe pisaniny to najzwyklejsze baje - ambaje, które nijak nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. Finley jest w gruncie rzeczy dobrym szefem, a Uli urlop się należał, bo przepracowała w firmie uczciwie ponad rok. I nie był wcale taki długi, bo zaledwie dwutygodniowy, czyli typowy.
Czy życie Uli, to taka bajka? Mogłabym polemizować. Ciężko pracuje na każdego funta i jest głęboko nieszczęśliwa z powodu oderwania od rodziny, która jest dla niej przecież najważniejsza. Pozyskanie nowych przyjaciół w osobach Emmy, Jonathana, Johna i Jabala, trochę tłumi tę tęsknotę za Polską i pozwala jakoś wytrwać, choć serce wyrywa się do swoich.
Marka ciągnie do Uli. To już symptomy zakochania. Chce być blisko, pomagać w miarę swoich możliwości. Zdaje sobie już sprawę, że ona jest naprawdę kimś wyjątkowym. Zaczyna budować więź, tkać taką niewidzialną nić, która ich do siebie przyciąga, bo i przecież Ula jest pod jego urokiem.
Ja mam właśnie taki styl pisania. Każdy ma jakiś. Ja piszę bajki. Ty rysujesz portrety psychologiczne swoich bohaterów. Ja uwielbiam przemyślenia, a każdy twój rozdział dostarcza ich mnóstwo. Człowiek czytając Twoje opowiadanie nie może pozostać obojętny, bo emocje szarpią nim, jak psie zęby ochłap. I tak właśnie powinno być. Najważniejsze, to wzbudzić jakieś odczucia, dać do myślenia. Wtedy pisanie ma sens.
Wielkie dzięki Bea. Pozdrawiam nieburzowo, a słonecznie.

PS. Zarejestrowałaś się już na nowym socjum?






Marcia (gość) 2012.07.19 21:04
Gosiu! Posprzeczałam się nieco z koleżanką, ale poprawiłaś mi humor tym rozdziałem.
Cieszę się, że Finley zgodził się na wyjazd Uli, ale coś czuję, że przyjedzie do Polski szybciej niż na święta. Marek już o to zadba.
No to sie Ulka zaprawiła pożądnie. Marek należycie się nią zajmuje - z taką opieką pewnie szybko dojdzie do zdrowia ;) Gdy przeczytałam o rosole aż nabrałam na niego apetytu. Dawno go nie jadłam.
Marek tęsknił za Ulą. Czyżby zaczynał coś do niej czuć? Może zaczyna kiełkować w nim miłość, o czym niedługo się przekona?
Uśmiechnęłam sie czytając ich końcową rozmowę. Marek powiedział całą prawdę i to co myśli. Ula niewątpliwie jest piękną dziewczyną, tylko nie umie tego wyeksponować. Może jednak uwieży w końcu, że jest ładna po słowach usłyszanych od Marka. I myślę, że tak, podoba się Markowi ;) W końcu gdyby było inaczej, to by nie mówił jej takich rzeczy, prawda? :)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2012.07.19 21:22
Marcia, zawsze do usług. Jeśli tylko któraś znowu schrzani Ci humor, wal do mnie, jak w dym. Postaram się coś z tym zrobić.
A tak już na poważnie. Marek jest Ulą zauroczony, podobnie zresztą, jak ona nim. Niestety nie uda jej się wyjechać wcześniej. Nastąpi to tak, jak planowała, w przeddzień wigilii. Tu nic nie przyspieszałam, bo jeszcze będzie miała trochę do zrobienia zanim opuści Londyn. O tym jednak w następnym rozdziale.

Świetnie, że zarejestrowałaś się na socjum.
Dzięki za komentarz. Pozdrawiam i ślę buziaki.
danka69 (gość) 2012.07.19 22:04
Gosiu, pięknie , ale jakoś krótko.... .Wiem , wiem już nawet dlaczego. Objętościowo na pewno , tak jak poprzednie rozdziały ,ale ten czytało mi się wyjątkowo szybko i z dużymi emocjami, napięciem. Miałam wrażenie ,że Marek zafascynowany Ulą, zachwalajacy jej urodę( mimo jej niedyspozycji) za chwilę wyzna jej miłość. A on zakończył dość prozaicznie rosołem z manną... Ha, ha. Marek gotujący rosół, to zupełnie coś nowego. No i dlaczego skończyłaś w takim momencie .Liczyłam bardzo ,że wątek Londynu zmieścisz w tym oto rozdziale a tu niestety musimy czekać do niedzieli, chyba, że może trochę wcześniej.... . Przepraszam , za dużo wymagam, ale Gosiu doskonale wiesz ,że połykamy Twoje opowiadania w mig a ja najchętniej czytałabym je od razu w całości.
Nic na to nie poradzę ,że jestem niecierpliwa, łasa na coś dobrego.Taka już jestem, wiem ,wiem... że cierpliwość jest cnotą i warto nad nią pracować.
A chłopaki niech Uli nadskakują, bo jest tego warta, jak każda zresztą kobieta.
Dzięki. Całuski!
MalgorzataSz1 2012.07.20 06:37
Danusiu.
Przestraszyłam się, gdy przeczytałam początek komentarza. Że za krótki rozdział. Zawsze mają po dwanaście stron w wordzie i ten też nie jest inny. No, ale potem wyjaśniłaś i zrobiło mi się miło na sercu.
Wątek londyński jeszcze się nie skończył. On będzie miał swój szczęśliwy finał na poczatku dziewiątego rozdziału. Trochę to jeszcze potrwa.
Następny rozdział dodam niestety w niedzielę, bo wcześniej się nie wyrobię. Jutro mam jeszcze trochę latania. Ale przecież to już niedługo, prawda?
Będę sukcesywnie wklejać też swoje opowiadania na socjum, więc gdybyś chciała jeszcze do nich wrócić, to masz już wybór, albo blog, albo socjum.
Dziękuję Ci za komentarz i to jak zwykle, bardzo pochlebny dla mnie.
Pozdrawiam cieplutko.
MalgorzataSz1 2012.07.20 16:45
Komentarz od XULAX

Gosiu, nie wiem czemu, ale nie mogę dodać komentarza do Twojej notki. No trudno, wkleję go więc tutaj:
Gosiu moja kochana,
Czytając ten rozdział miałam tak samo jak Danusia. Niby długość jest mniejwięcej taka sama jak pozostałych rozdziałów, ale ten czytało mi się bardzo szybko. Nie wiem dlaczego, może przez to, że w tym rozdziale było dużo Uli i Marka. Bardzo mnie zaskoczyłaś mnie tym, że Marek rzucił swoje obowiązki i wcześniej przyjechał do Uli. Nie zdziwiłoby mnie to gdyby nie fakt, że oni się praktycznie nie znają. Widzieli się kilka razy w życiu i tak naprawdę mało razy mogli porozmawiać tak prywatnie. Zgadzam się z tym co pomyślała Ula. Tak nie zachowują się zwykli znajomi. Coś czuję, że dla Marka ona jest bardzo ważna.
Ciekawe jak dalej rozwinięta ten wątek.
Pozdrawiam ;)
MalgorzataSz1 2012.07.20 16:51
Paulina.
Ja też nie rozumiem dlaczego nie chciał się dodać ten komentarz. Inni mieli więcej szczęścia. Ja pozwoliłam sobie go skopiować z socjum i wkleić tutaj.

W Uli głowie kłębią się różne domysły dotyczące takiej opiekuńczości Marka. To swojego rodzaju poświęcenie z jego strony, że rzuca wszystko i przyjeżdża, by móc jej na przykład ugotować rosół, lub zrobić herbatę. Ona zapadła mu w serce i jest wciąż pod urokiem jej pięknych oczu. Jeszcze tego nie nazywa, ale chyba już w następnym rozdziale wreszcie zrozumie. Nie powie jej o tym jednak. To nastąpi dopiero w jedenastym rozdziale (chyba). Nie pamiętam już, co jest w którym. Tak, czy owak będzie sielankowo.
Dzięki Paula. Pozdrawiam Cię pięknie.
Marcia (gość) 2012.07.21 18:16
Zapraszam do mnie na nowy rozdział.
Pozdrawiam :)
monika_2601 (gość) 2012.07.22 01:56
Nareszcie tu dotarłam:) Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że aż tyle mi to zajęło, ale jak wiesz, byłam teraz całkowicie zaabsorbowana pracami na stronie. No ale w końcu jestem więc do rzeczy:)

Jakie to szczęście, że Ula się rozchorowała! Tak, wiem, że brzmi to niedorzecznie:p No ale można powiedzieć, że to takie szczęście w nieszczęściu, bo dzięki temu zbliżą się do siebie z Markiem pewnie. A nasz Mareczek, swoją drogą, już jest całkiem poważnie zainteresowany Urszulką z tego co widzę. Tęskni, komplementy prawi, czuwa przy łożu boleści:p Ach, gdyby mną w czarnej godzinie zaopiekował się taki Dobrzański albo inny Bobek:p No ale fantazje na bok!:p
Sprytnie wymyśliłaś z tym łóżkiem, które to niby nie zmieści się w pokoju Maćka;) Dobre, dobre... Ciekawa jestem, co z tego wyniknie. A powiedz, czy to już teraz zacznie się przemiana Uli? Bo skoro Marek jest na miejscu i udowadnia jej, że jest piękna, to może już zacznie działać.
Jeszcze wypadałoby wspomnieć o wspaniałomyślnym szefie Uli. Każdy chciałby takiego mieć.
Tradycyjnie już chylę czoła i oczywiście czekam na rozwój wypadków i kolejny rozdział.
Pozdrawiam
M
MalgorzataSz1 2012.07.22 09:44
Monia.
Czy ja mogłabym się na Ciebie gniewać, gdy Ty w pocie czoła zrobiłaś tyle dobrego dla nas wszystkich? Wiem jak wiele pracy i czasu kosztowało to Ciebie i Shabii i prawdziwie doceniam, bo wreszcie mamy swoje miejsce i to bardzo piękne.

Piękne określenie "Marek czuwa przy łożu boleści". Czuwa, dba, troszczy się i już kocha, choć wyzna to Uli dopiero w dziewiątym lub dziesiątym rozdziale i już w Polsce.
Z tym łóżkiem nie musiałam się specjalnie wysilać. Już wcześniej pisałam, że mieszkanko jest mikroskopijne i jedyna opcja to położyć Dobrzańskiego na polówce w pokoju Uli. Na razie nie wyniknie z tego nic, bo to za wcześnie. Po prostu śpią w jednym pokoju i tyle.
Przemiana Uli zacznie się w Londynie i to już za chwilę. Oczywiście to Marek zacznie ją zmieniać, bo już dawno dostrzegł tkwiący w niej potencjał na piękność. A nowy rozdział już za chwilę.
Bardzo dziękuję Monia, że jednak wykroiłaś trochę czasu, by przeczytać. Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz