Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

ŻYJĘ PO TO, BY CIĘ KOCHAĆ" - rozdział 7

22 lipiec 2012
Rozdział VII


Ze smakiem pochłonęła miseczkę rosołu. Dawno nie gotowała zadowalając się jakimiś fastfoodami. Ostatni raz robiła chyba jarzynówkę. Ten rosół był naprawdę pyszny, prawdziwie domowy, bez żadnych sztucznych dodatków. Odstawiła pustą miseczkę na stolik.
- To było pyszne. Naprawdę nieźle gotujesz. Nie podejrzewałabym cię o takie umiejętności.
- Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz, ale mam nadzieję, że będzie okazja, by poznać się lepiej. Może zjesz jeszcze trochę? Sporo zrobiłem. Maciek też się załapie.
- Nie, mam dość. Najadłam się.
- W takim razie wracaj do łóżka. Ja usiądę obok i poopowiadam ci trochę o firmie.
Słuchała go z wielkim zaciekawieniem. Wszystko, co dotyczyło Polski chłonęła, jak gąbka. Jego opowieści jeszcze bardziej nasiliły tęsknotę, która w niej tkwiła. Tak bardzo pragnęła tam być. Chodzić ulicami Warszawy, zagubić się w Łazienkach, zjeść smaczne zapiekanki w ulubionej budce. Popłynęły jej łzy. Zaniepokojony spojrzał na nią.
- Dlaczego płaczesz Ula? – Uśmiechnęła się przez łzy.
- To z tęsknoty – szepnęła. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym tam być. Jak bardzo chciałabym przytulić tatę i dzieciaki i powiedzieć im, że już będzie wszystko dobrze, że zostaję i nigdzie nie wyjadę. Tego jednak chyba nigdy nie powiem. To tylko marzenie, które się nie spełni.
- A ja myślę, że się spełni. Jeszcze będziesz szczęśliwa i przestaniesz tak beznadziejnie tęsknić, zobaczysz. Musisz tylko w to uwierzyć. Miałem to powiedzieć, jak będziesz silniejsza. Powiedzieć wam obojgu, Ale twoje łzy tak bardzo mnie przygnębiają, że powiem to teraz. Rozmawiałem z ojcem. Opowiadałem mu o was. Razem doszliśmy do wniosku, że dobrze by było mieć was w firmie. Maćkowi zaproponowałbym stanowisko szefa do spraw produkcji, bo jest bardzo operatywny, a tobie stanowisko koordynatora we współpracy między nami a „Fashion look”. To dlatego chciałem spotkać się z Finley’em, żeby go przekonać do tego pomysłu. Będę musiał użyć mocnych argumentów, bo on dobrze zna twoją wartość i nie będzie chciał się ciebie pozbyć tak łatwo. Jeśli mi się uda, to nie wrócicie już po nowym roku a wasze rodziny będą szczęśliwe.
Słuchała tego, jak bajki. Nie mogła uwierzyć, że on mógłby dla nich zrobić tak wspaniałą rzecz.
- Naprawdę zatrudniłbyś nas?
- Bez mrugnięcia okiem. O ile z Maćkiem powinno pójść gładko, tak z tobą mogą być trudności z powodów, jakie wcześniej wymieniłem. Jednak decyzja powrotu zależy nie od Finley’a, a od ciebie. Jeśli chcesz wrócić i dostać porządną pracę za porządne pieniądze, to tylko powiedz, a ja resztę załatwię.
Już nie mogła powstrzymać łez. Szloch targnął jej całym ciałem. Ukryła w dłoniach twarz i rozpłakała się rozpaczliwie. Nieporadnie przytulił ją do siebie gładząc jej włosy.
- Ula nie płacz, proszę cię. Powiedz mi tylko, czy chcesz wrócić na dobre i pracować razem ze mną.
Oderwała się od niego. Oczy miała spuchnięte od płaczu.
- Czy chcę wrócić? Niczego bardziej nie pragnę, jak właśnie tego. Z taką perspektywą nawet nie będę się zastanawiać. Czy ty wiesz, co to dla nas oznacza? Zjawiłeś się tu, jak anioł głoszący dobrą nowinę. Czy my kiedyś zdołamy ci się za to wszystko odwdzięczyć? Chyba nie, ale będziemy pracować z całych sił, byś nigdy nie mógł powiedzieć, że rozczarowałeś się nami. Tak bardzo ci dziękuję. Mogę cię uściskać?
Zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego całym ciałem. Objął ją gładząc jej plecy. Pocałowała go w policzek mówiąc.
- Nigdy ci tego nie zapomnimy. Jesteś najlepszym, co przytrafiło się w naszym smutnym życiu.
Odgarnął jej kosmyk z czoła.
- Połóż się Ula. Boję się, że tymi wieściami wywołałem u ciebie wzrost temperatury. Nie chcę, żeby ci się pogorszyło. Jutro powiemy o tym Maćkowi. Do poniedziałku wydobrzejesz, a ja wraz z tobą pójdę do firmy i porozmawiam z Finley’em.
Ułożyła się z powrotem na poduszce. Okrył ją troskliwie kołdrą.
- Spróbuj pospać. Ja pozmywam po obiedzie i może pójdę na jakieś zakupy. Trzeba coś kupić na kolację. Wezmę twój klucz.
- Dziękuję. Jesteś wspaniałym człowiekiem.

Szwendał się trochę po mieście, choć pogoda nie nastrajała do spacerów. Kupił nieco żywności. W wystawowej szybie zobaczył błękitny, ciepły golf z szetlandzkiej wełny. Pomyślał, że będzie pasował do oczu Uli. Nie zastanawiając się, kupił go. – Przynajmniej jest ciepły i nie zmarznie w nim. – Zadowolony poszedł w kierunku Onslow Square.
Przekręcił cicho klucz w zamku i wszedł do środka.
- Marek? – Usłyszał wypowiedziane cicho swoje imię.
- Tak, to ja Ula. Zaraz przyjdę do ciebie. Wypakuję tylko zakupy.
Z rękami założonymi do tyłu wszedł do pokoju uśmiechając się tajemniczo.
- Co tam chowasz? – Spytała.
- Zobaczyłem coś ładnego na wystawie i nie mogłem się powstrzymać. Zobacz. – Wyciągnął sweterek. – Piękny jest prawda? Będzie ci pasował.
- Dla mnie? Marek, ja nie mogę przyjmować od ciebie prezentów. Jeszcze w dodatku takich drogich. Musiał kosztować majątek.
- Nie przesadzaj. Jak już wstaniesz z łóżka to przymierzysz go. Myślę, że będzie dobry. No nie protestuj i zrób mi tę przyjemność – dodał widząc, jak otwiera usta chcąc coś powiedzieć.
- No dobrze. Już nic nie powiem prócz tego, że dziękuję. Jest prześliczny.
Miała chaos w głowie. On nie zachowywał się, jak znajomy. On zachowywał się, jak ktoś jej bardzo bliski. – Jak chłopak? – Wyszeptała ze zdumieniem. Dba o nią i troszczy się o jej zdrowie. Opiekuje się nią, szykuje jedzenie i teraz jeszcze ubiera. Tak nie zachowują się zwykli znajomi. Nie jest też jej przyjacielem, bo przecież znają się zbyt krótko. – O co mu chodzi? Może on chce być moim chłopakiem? Tak naprawdę to nie miałabym nic przeciwko temu. Jest dobry, pełen empatii, współczujący i szczery. Ma kawał porządnego charakteru i jest wrażliwy. Ideał. – Może powie jej wkrótce, o co mu naprawdę chodzi. Chce, żeby u niego pracowała. Docenia jej umiejętności, ale w jego działaniu nie chodzi tylko o to. Podświadomie czuła, że tu chodzi o coś więcej - A może on ją ko… Nie, nie…, daj spokój Ula. To na pewno nie o to chodzi. Nie w twoim przypadku. Jesteś przeciętna i całkiem zwyczajna. Taki chłopak, to tylko niespełnione marzenie. Powiedział mi jednak, że jestem piękna. Jest uprzejmy i miły. To pewnie tak kurtuazyjnie…

Obudził się rano i porządnie przeciągnął. Polówka nie była szczytem wygody, ale też nie mógł powiedzieć, że się nie wyspał. Przekręcił się na bok i oparł głowę na zgiętej w łokciu ręce obserwując śpiącą Ulę. Coraz bardziej ciągnęło go do tej niepozornej dziewczyny. - Ma coś takiego w sobie, że drażni zmysły i burzy wewnętrzny spokój. To ta jej wyjątkowa łagodność, niewinność i szczere spojrzenie, jak u dziecka. Jest taka delikatna i krucha. Bardzo wrażliwa, a jednocześnie wewnętrznie silna. Jest zupełnie różna od Pauliny. Nigdy nie podnosi głosu. Czyżbym zakochał się w niej? Tęsknię, przyjeżdżam, opiekuję się nią? Gdy dzwoni, moje serce przyspiesza. To chyba miłość i tak się objawia. Przy Paulinie nigdy tak się nie czułem. Ba. Nigdy tak się nie czułem przy żadnej kobiecie. Ona jest zupełni inna. Nigdy nie poznałem nikogo podobnego do niej. Nietuzinkowa kobieta.
Z przyjemnością przyglądał się jej spokojnej twarzy. Oddychała głęboko. Jeszcze miała zatkany nos, ale kaszel nie męczył jej już tak mocno. Wstał cicho i na palcach przeszedł do łazienki. Umył się szybko i w szlafroku powędrował do kuchni. Zaczął szykować śniadanie. Słyszał Maćka, jak wrócił w nocy. Jak się wyśpi, będzie pewnie głodny. Postawił na jajecznicę z bekonem. Powinna im smakować. Do tego bułeczki maślane, które kupił wczoraj i kawa. Koniecznie dużo kawy. Poukładał wszystko na tacy. Nie zapomniał o antybiotyku, który miała zażyć. Wszedł do pokoju i ułożył tacę na stoliku. Przysiadł obok śpiącej Uli i pogładził ją po ciepłym policzku. Kolejny raz poczuł ten aksamit pod palcami, jak wtedy, gdy żegnał się z nią przed hotelem.
Otworzyła oczy nieco zdezorientowana. Poczuła jego dłoń na swojej twarzy i zarumieniła się.
- Dzień dobry Marek. Ale pięknie pachnie. Jajecznica? Uwielbiam jajecznicę.
- Dzień dobry Ula. Jak się czujesz?
- Chyba już lepiej. Znacznie lepiej. Pod wpływem tych boskich zapachów poczułam głód.
- W takim razie wcinaj póki gorące. Może masz ochotę na kiełbaski? Kupiłem wczoraj.
- Nie, jajecznica wystarczy, ale Maciek na pewno się skusi. Która godzina?
- Dziesiąta.
- Późno. Trzeba go obudzić. Zrobisz to za mnie?
- Oczywiście. Jedz spokojnie. Ja tylko wstawię kiełbaski, żeby się zagrzały i zaraz go obudzę.
Wszedł do Maćka pokoju. Rzeczywiście był bardzo maleńki. Stało tam tylko łóżko i połowa szafy. Potrząsnął jego ramię.
- Maciek, obudź się. Już dziesiąta. Naszykowałem śniadanie. Poza tym muszę z tobą pogadać.
- Już, już wstaję. Zaraz przyjdę.
Nie ociągał się. Raźno wyskoczył z łóżka i już po chwili umyty i ubrany dołączył do nich.
- Dawno nie mieliśmy takich pyszności, prawda Ula? Kiełbaski wyglądają wspaniale.
- Marek dba o nas. Ma też dla nas znakomitą propozycję. Ale o tym niech sam ci powie.
- Tak, to prawda. Rozmawiałem z Ulą na ten temat. Nie przyjechałem tu całkiem bezinteresownie. Opowiedziałem o was w firmie. Rozmawiałem z ojcem. Chcielibyśmy zatrudnić was oboje. Tobie chcę zaproponować stanowisko szefa produkcji a Uli koordynatora między Fashion look a F&D. Pensja pięć i pół tysiąca brutto dla każdego. Do tego dochodzą jeszcze premie. Mam nadzieję, że to dobra propozycja i warta przemyślenia. Maciek, ja widziałem twarze waszych bliskich. Twarze we łzach. Oni bardzo martwią się o was i ciężko znoszą tę rozłąkę. Kiedy wychodziłem od Cieplaków obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by ściągnąć was z powrotem do Polski. Serce mi się ściskało, gdy patrzyłem na ich łzy. Ojciec zgodził się niemal natychmiast. Nawet nie musiałem go długo przekonywać. Potrzebujemy młodych i zdolnych ekonomistów. Ula jest znakomita, a ty masz wielkie zdolności organizacyjne i logistyczne. Co ty na to? Ula chce wracać, a ty?
Szymczyk wytrzeszczał na niego oczy i przetrawiał w głowie to, co przed chwilą dotarło do jego uszu.
- Ula uszczypnij mnie, bo to chyba sen. – Marek roześmiał się.
- To nie sen Maciek, a ja bardzo chcę byście od nowego roku pracowali już u mnie.
Maciek miał łzy w oczach. Wstał z krzesła i uściskał serdecznie Marka.
- Człowieku, czy ty wiesz, co robisz? Życie nam ratujesz. Do końca swoich dni nie zdołamy ci się odwdzięczyć za twoją wspaniałomyślność. Mieliśmy wielkie szczęście, że cię poznaliśmy. Ula – przypadł do jej łóżka – czy ty wiesz, co to znaczy?
Pogładziła go po głowie.
- Wiem Maciuś. Wiem bardzo dobrze. Marek, to wspaniały człowiek. Sprawił, że wreszcie przestaniemy tak desperacko tęsknić. Wrócimy do nich. Wrócimy. – Dodała szeptem.
- Bardzo się cieszę Maciek. – Powiedział Marek. I jemu lśniły w oczach łzy, gdy patrzył na tą dwójkę. – Mam nadzieję, że powiesz o tym swojemu pracodawcy. Będzie musiał znaleźć na twoje miejsce kogoś innego. Z szefem Uli pogadam osobiście, bo propozycję jej stanowiska musi zaakceptować też on. Dziękuję, że się zgodziliście. – Popatrzył nich ciepło.
- Takiej propozycji nie można odmówić. Bylibyśmy głupcami, gdybyśmy jej nie przyjęli. Wiele ci zawdzięczamy i choćby z tego względu nigdy cię nie zawiedziemy.

W sobotę poczuła się już całkiem dobrze. Gorączka minęła. Marek faszerował ją tonami witamin w postaci owocowych soków. Obierał jej ananasy i pomarańcze zmuszając do zjedzenia. Śmiała się, że jak wyzdrowieje, to będzie ważyć o dwadzieścia kilo więcej.
- To ci nie grozi. Jesteś drobnej kości i prawdopodobnie zawsze będziesz szczupła. – Uspokajał. – Kobiety powinny ci zazdrościć, bo możesz jeść wszystko bezkarnie w przeciwieństwie do większości z nich. Jeśli dobrze się czujesz i nie masz gorączki chciałbym cię wyciągnąć na miasto. Dosłownie na godzinkę. Potem zaraz wracamy, byś nie wietrzyła się niepotrzebnie. Ubierzesz się ciepło i nie zmarzniesz. Zgodzisz się?
- To jakaś kolejna niespodzianka?
- No, można tak powiedzieć. To, co? Zbieramy się?
- Zbieramy.
Ubrana na cebulę wciągała na nogi buty. Przyjrzał im się krytycznie. Nie wyglądały na ciepłe. Podał jej kurtkę. Opatuliła się szalikiem i wcisnęła na głowę czapkę. Podszedł do niej i założył jeszcze kaptur.
- To tak na wszelki wypadek, żeby cię nie przewiało. – Wyjaśnił.
Podjechali do centrum autobusem. Od razu pociągnął ją w znanym sobie kierunku. Zatrzymali się przed wejściem do optyka.
- Nie obraź się Ula, ale te okulary są koszmarne. Nawet nie widać twojej ładnej buzi, bo ją zasłaniają. Zaraz poprzymierzasz oprawki i dobiorą ci szkła. Może skusisz się na soczewki?
Była tak zaskoczona, że bez protestu dała się wciągnąć do środka. Pomógł jej wybrać ładne, małe, twarzowe oprawki. Soczewki też kupił. Okulary zrobili od ręki proponując im kawę podczas czekania na nie. Wszystko działo się tak szybko, że ledwie nadążała. Po wyjściu od optyka zahaczył jeszcze o sklep obuwniczy, w którym kupił jej solidne kozaczki wyściełane grubym kożuszkiem, długie do kolan. Spytał o rozmiar Maćka. Kupił i jemu przyzwoite, zimowe buty, podbite ciepłym futrem i na grubej podeszwie. Stare buty Uli wraz z jej starymi okularami wyrzucił do kosza, jak tylko opuścili sklep. Czekali na autobus w milczeniu. Przyjrzał się jej. Ona nadal była w szoku i myślała nad czymś intensywnie.
- Ula, co ci jest? Nic nie mówisz od dłuższego czasu. Mam nadzieję, że nie uraziłem cię tymi zakupami. Jeśli tak, to bądź wielkoduszna i wybacz mi. Ja tak lubię sprawiać radość innym. – Jego duże szare oczy patrzyły na nią z obawą.
- Nie gniewam się na ciebie. Nie mogłabym. Po prostu ten nadmiar szczęścia przytłoczył mnie trochę. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie aż tyle. Jedyne, co mogę, to podziękować ci z całego serca za twoją dobroć i szlachetność. Muszę cię też o coś zapytać i proszę o szczerą odpowiedź. – Zawahała się przez chwilę. – To ty jesteś John Smith, prawda?
Zmieszał się nieco, ale nie potrafił jej skłamać.
- No cóż… Odkryłaś mój największy sekret. A myślałem, że jestem taki sprytny.
Łzy jedna za drugą toczyły się po jej policzkach.
- To zbyt wiele Marek. Zbyt wiele…
- Ciii… Nie płacz. Już dobrze. Już wszystko dobrze. – Kciukami otarł jej wilgoć z twarzy. – Będzie jeszcze lepiej, gdy wrócicie do Polski. Już ja się o to postaram. – Przytulił ja do swego boku. – Mamy autobus. Jedziemy do domu.

Dopiero w niedzielę rano mogła podzielić się z Maćkiem radością spowodowaną nowymi okularami, butami i wręczyć mu te, które Marek kupił dla niego. Powiedziała mu też, że pan Smith i Marek, to ta sama osoba. Był bardzo zdziwiony. Dziękował też Markowi wiele razy powtarzając każdorazowo „Niech ci Bóg błogosławi za twoją dobroć”. Był bardzo wzruszony tą szczodrością człowieka, którego ledwie znał. Buty pasowały, jak ulał. Cieszył się, jak dziecko, że były bardzo ciepłe i zapewniał, że teraz to na pewno nie zmarzną mu nogi. Jego stare powędrowały do kosza podobnie, jak buty Uli.
W poniedziałek z obawą jechała do firmy. Towarzyszący jej Marek zapewniał ją, że nie ma się czego bać. Nawet jakby Finley się nie zgodził, to i tak przecież podjęła już decyzję o powrocie i on nie ma na to żadnego wpływu.
Rozebrali się w sekretariacie. Finley’a jeszcze nie było. Ula zrobiła im kawy. Czekali rozmawiając cicho. Wreszcie pojawił się nieco spóźniony. Zdziwił go widok Marka. Nie dzwonił, że będzie w Londynie.
- No witam, witam – uścisnął mu przyjaźnie dłoń. – Nic pan nie mówił, że będzie u nas. Trzeba było zadzwonić. Przygotowałbym się do tego spotkania.
- Nie było takiej potrzeby. W Londynie jestem całkowicie prywatnie. Chciałem skorzystać z okazji i porozmawiać z panem.
- Dobrze. W takim razie zapraszam. Ushi, jak z tobą? Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. Dziękuję.
- Ładne okulary. W ogóle wyglądasz jakoś inaczej. Zrób mi kawy proszę, a my porozmawiamy sobie.
Wszedł za Markiem do gabinetu. Rozebrał się wskazując mu fotel.
- To, o czym pan chciał rozmawiać?
- O Uli.
- O Ushi? A dlaczego? Nie rozumiem?
- Powiem wprost, by nie przedłużać. Kiedy wyjeżdżałem stąd ostatnio, prosiła mnie o przekazanie paczki jej rodzinie w Polsce. Prosto z lotniska udałem się tam. Nie wiem, czy jest pan zorientowany, ale ona zostawiła tam schorowanego ojca, małą, sześcioletnią siostrzyczkę i młodszego brata. Ciężko im bez niej. Kiedy opowiadałem im o niej zalewali się łzami. Tęsknią za nią bardzo. Szczególnie ta mała, którą Ula zajmowała się od urodzenia, bo ich matka zmarła zaraz po porodzie. Ula ją zastępowała. Ona się do tego pewnie nie przyzna, ale też desperacko z nimi tęskni. Bardzo chciałaby wrócić do nich. Ja ze swojej strony chciałem zaproponować jej, a właściwie już to zrobiłem, stanowisko w Febo&Dobrzański. Zostałaby koordynatorem w sprawie współpracy między naszymi firmami. Ona podjęła już decyzję o powrocie, ale też nie chciała zostawiać tak sprawy bez pańskiej wiedzy. Ja chciałem tylko pana zapytać, czy wyraziłby pan zgodę, by ona została przedstawicielem reprezentującym moją firmę. Takim człowiekiem od kontaktów. Mówię o tym panu odpowiednio wcześniej, bo nie chciałem pana postawić przed faktem dokonanym. Ona wyjeżdża do Polski tydzień przed końcem roku i nie chciałaby już wracać. Ma jeszcze prawie półtora miesiąca. W tym czasie przyuczyłaby solidnie nową osobę na swoje miejsce, żeby nie zostawiać pana bez asystentki. Co pan na to?
Finley nie miał najszczęśliwszej miny. Zmarszczone czoło świadczyło, że myśli intensywnie.
- No cóż. Dał mi pan niezły orzech do zgryzienia. Wie pan doskonale, że ona jest najlepsza. Nigdy nie miałem tak pracowitej, kompetentnej i bardzo zaangażowanej asystentki. Bardzo sobie cenię jej umiejętności. Rozumiem też jej uczucia i to, że tęskni za swoją rodziną. Nie będę się sprzeciwiał, a proponowane przez pana stanowisko dla niej, w pełni akceptuję. Wiem, że sprawdzi się na nim znakomicie.
Właśnie weszła niosąc na tacy filiżankę z kawą dla Finley’a, cukier i śmietankę. Obrzucił ją smutnym wzrokiem.
- To, co Ushi? Opuszczasz mnie? Wiesz, jak trudno mi będzie znaleźć kogoś na twoje miejsce? Rozumiem jednak doskonale powody tej decyzji a pan Dobdżansky zapewnił mnie, że ma dla ciebie posadę. Myślę, że od jutra zaczniemy szukać zastępstwa. Jeszcze dziś daj ogłoszenie w Internecie i do prasy. Wyznacz spotkanie na środę. Razem wybierzemy odpowiedniego kandydata. Czasu zostało niewiele, a musisz go jeszcze przygotować i wszystko mu przekazać.
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Bardzo dziękuję panie Finley, że się pan zgodził. Kandydata lub kandydatkę przygotuję tak, że nie będzie pan miał najmniejszych problemów.
- W takim razie załatwione. A do pana mam prośbę. Skoro już zostaliśmy partnerami biznesowymi będzie mi miło, jeśli zechce pan mówić mi po imieniu. Dawid. – Wyciągnął dłoń do Dobrzańskiego.
- Marek. – Uścisnął mu dłoń. – Mnie również jest bardzo miło i dziękuję za Ulę.
- Do kiedy zostajesz w Londynie?
- W czwartek do południa wylatuję. W piątek muszę być w firmie.
- W takim razie, jeśli masz ochotę, to przyjdź w środę. Pomożesz przy wyborze.
- Bardzo chętnie przyjdę. Sam jestem ciekaw, jak przebiegają u was takie rozmowy kwalifikacyjne.
- W takim razie do zobaczenia w środę.
Opuścili gabinet Finley’a. Popatrzył na nią roziskrzonym wzrokiem.
- Udało się Ula. Tak bardzo się cieszę i jestem naprawdę szczęśliwy.
- Ja też. Już się nie mogę doczekać, kiedy zobaczę swoich.
- Ja przyślę wam bilety. Mam zniżkę, bo latam często. Na pewno zapłacę za nie mniej, niż wy. Musicie pozamykać wszystkie sprawy. To, co możecie wyślijcie wcześniej pocztą, żeby mieć jak najmniejszy bagaż. W dzień waszego przylotu przyjadę na lotnisko i odbiorę was. Zawiozę do Rysiowa. Po świętach pokażę wam firmę, żebyście byli zorientowani. – Popatrzył z czułością w jej oczy.
- Bardzo się cieszę Ula, że będę cię miał tak blisko. To dla mnie bardzo ważne.
- Dlaczego? – Spytała zdziwiona.
- Może kiedyś ci o tym powiem, ale jeszcze nie teraz. Ciesz się wyjazdem i myślą, że niedługo będziesz wśród swoich. Ja teraz wychodzę. Zrobię nam jakiś obiad, a jak wrócisz, to pojedziemy do Maćka i powiemy mu o wszystkim, dobrze?
- Dobrze. W takim razie ja wysyłam ogłoszenia o naborze. Będę po siedemnastej.


Shabii (gość) 2012.07.22 11:48
Małgosiu ten rozdział był przepiękny. Optymistyczny, uroczy, ciepły i bardzo, bardzo wesoły. Marek jest troskliwy i opiekuję się Ulą tak, żeby niczego jej nie brakowało. Przygotowuje posiłki, dba by zażywała regularnie leki które dostała. Takiego opiekuna ze świecą szukać. Czułam, że powie jej o pracy w Febo-Dobrzański wcześniej. Widział jej łzy w oczach i stwierdził, że nie ma na co czekać. Teraz już wszystko będzie dobrze. Ula i Maciek wrócą do Polski będą pracować wraz z Markiem, dostaną stosowne wynagrodzenie i najważniejsze będą z rodzinami które również bardzo za nimi tęsknią. To piękny gest ze strony Marka. Będę mu wdzięczni do końca życia, za to co dla nich zrobił. Wiedziałam, że Finley się zgodzi. Wiadomo, że bardzo chciałby by to Ula nadal piastowała stanowisko jego asystentki ale to dobry człowiek i widzi jak ta dziewczyna tęskni za domem. Cieszę się, że pozwolił Uli odejść i zaakceptował propozycję Marka. Wierzę, że Ula bardzo się postara i na swoje miejsce znajdzie najodpowiedniejszego zastępce z którego Finley będzie zadowolony. Jestem bardzo ciekawa czy Maćkowi również uda się wszystko załatwić. Jego szef John też jest miłym człowiekiem i myślę, że zrozumie i pozwoli Maćkowi wrócić w rodzinne strony. Dla Uli i Maćka poznanie Marka to najlepsze rzecz jaka im się w życiu przytrafiła. Ten człowiek tyle dla nich zrobił. Oprócz propozycji pracy zrobił im niespodziankę i zakupił dla każdego ciepłe buty. Cieszę się, że wyciągnął zdrową już Ulę na małe zakupy. W soczewkach będzie jej ślicznie. Nie może zakrywać swoich diamentów pod ciężkimi okularami. Muszę przyznać, że Ula jest bardzo domyślną osóbką. Pokontemplowała i domyśliła się, że tajemniczym panem Smith-em jest Marek. Prawda wyszła na jaw. Ciekawi mnie jeszcze jak zareagują Emma z Jonathanem i dzieciakami oraz Jabal. Pewnie będzie im smutno, że przyjaciele z Polski opuszczają Londyn. Pocieszające jest to, że przecież mogą się odwiedzać. Im również bardzo dużo zawdzięczają. Końcówka opowiadania podobała mi się najbardziej. Marek już jest Ulą mocno zauroczony i może nawet już ją kocha, tylko jeszcze o tym nie wie. Dopiero się domyśla. Widzi co się z nim dzieje. Gdy do niego dzwoni, robi mu się cieplej na sercu, gdy jest blisko niego, nieustannie się uśmiecha, pomaga jej, chce mieć ją blisko siebie. To jest właśnie miłość. Mam nadzieję, że niebawem do Dobrzańskiego dotrze to, że ją kocha. Ula też jest zauroczona, kto by nie był. Kiedyś stworzą piękny związek. I na koniec bardzo ciekawi mnie jeszcze to jak zareagują bliscy Uli i Maćka. Józef to pewnie się popłacze gdy Ula po przyjeździe do Polski powie, że zostaje już na stałe i będzie pracowała z Markiem. To samo będzie u Szymczyków. Już dziś wiem, że kolejny rozdział będzie równie wesolutki i przyjemny jak ten. Serdecznie Cię Gosiu pozdrawiam i cierpliwie czekam na kolejny wspaniały, pełen ciepła i radości rozdział.

"Serce jest bogactwem, którego się nie sprzedaje, ani nie kupuje, ale które ofiaruje się innym"

"Nie zatwardzajmy serc, gdy słyszymy krzyk biednych. Starajmy się usłyszeć to wołanie. Starajmy się tak postępować i tak żyć, by nikomu w naszej Ojczyźnie nie brakło dachu nad głową i chleba na stole, by nikt nie czuł się samotny, pozostawiony bez opieki" - Jan Paweł II.

:-):-):-):-)
MalgorzataSz1 2012.07.22 12:20
Shabii.

Marek już nazwał to uczucie wtedy, gdy przebudził się i wpatrywał w śpiącą Ulę. On już wie, że ona jest kimś wyjątkowym i bardzo, bardzo ważnym dla niego. Gdyby mógł uchyliłby jej nieba, bo wydaje mu się, że ona wymaga ciągłej opieki, troski, że jest niezwykle wrażliwa i krucha. Porównuje ją do Pauliny i stwierdza, że jest kompletnie inna. Paulina doskonale obywała się bez jego czułych gestów, dlatego rzadko je wykonywał. To raczej ona całowała go przy byle okazji. Oczywiście na pokaz. Uczucia Marka są zupełnie inne w stosunku do Uli i inne w stosunku do Pauliny. Ula - to dobroć, łagodność, szczerość, prostota i ciepło. Paulina - to wyniosłość, duma, pogarda, lekceważenie i skłonności do awantur. Dla niego wybór jest prosty. Czuje się tak, jakby po latach burz dotarł wreszcie do spokojnej przystani i wreszcie mógł odetchnąć.
Jeszcze tylko ona musi się o tym dowiedzieć, co Marek czuje. On powoli szykuje się do takiej rozmowy i na pewno taką przeprowadzi, choć będzie pełen obaw i niepewności, co do jej reakcji.
Wielkie dzięki Shabii za długi komentarz i zawarte w nim cytaty. Pamiętałaś, że je lubię. Buziaki.
monika_2601 (gość) 2012.07.22 13:54
Zapraszam do mnie na nn:)
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.23 00:07
Gosiu.
Marek jest na ten czas wspaniałym opiekunem i przyjacielem, bo już chyba można użyć tego słowa. Nikt bez powodu i przyczyny nie pokonuje oceanu (czy co tam nas dzieli od Anglii)… Marek zrobił to, by opiekować się Ulą i pomóc jej odzyskać formę.
Wspaniałomyślność Marka jest fascynująca, bo chyba nie ma już takich ludzi na tym świecie. Prawdziwy książę z bajki. Pojawia się i zmienia całe dotychczasowe życie, po prostu wywraca do góry nogami i dba o dobro Cieplak i Szymczyka.
W Uli myślach już pojawiła się taka myśl.. że może on ją kocha. Szybko jednak zrezygnowała z takiej możliwości ze względu na swój wygląd. Ale wygląd można przecież zmienić za co zabrał się dzielnie Marek. Optyk, obuwniczy i Ula czuje się i wygląda o niebo lepiej.
Najpiękniejsze jest to, że Ula z Maćkiem wracają do Polski i do swoich rodzin. Och, już nie mogę się doczekać kolejnej części.
Życzę weny ;)
Pozdrawiam Bea
ulka-brzydulka (gość) 2012.07.23 00:12
A i byłabym zapomniała zapraszam do mnie na moją nową-starą mini ;)
Bea
monika_2601 (gość) 2012.07.23 02:10
Wszystko się układa:) Och, jak ja im zazdroszczę, szczególnie, że ostatnio sama nie mam zbyt dużo powodów do radości. A u nich po prostu idealne - rodzące się uczucie, młoda miłość w powietrzu...
Marek pomaga Uli i Maćkowi jak może. Już nie wspomnę nawet o tych stanowiskach, które im zaproponował, ale te zakupy i tak dalej - no normalnie anioł:p No i w końcu Ula się zorientowała, że tym tajemniczym Smithem był tak naprawdę Marek.
Dodatkowo w dalszym ciągu troskliwie się nią opiekował w chorobie. Po prostu ideał mężczyzny.
Zaczęła się już też zewnętrzna przemiana Uli. Marek nie szczędzi i inwestuje w nią. Pewnie już niedługo "wyhoduje" sobie prawdziwą piękność:p
Bardzo dobrze, że Finley zgodził się na przeniesienie Uli do Polski. Teraz będzie mogła być bliżej rodziny i... Marka.
Czekam na kolejny rozdział. Z tego co widzę jednak, muszę uzbroić się w cierpliwość. Czyżby to własnie w tym tygodniu miało mieć miejsce to wielkie wydarzeniu w życiu Twoim i Twoich bliskich?
Mam dla Ciebie kolejne zagadnienie gramatyczne do zgłębienia:p Przecinki przed "co". Szczególnie rzuca się to w oczy w przypadku sformułowania "to co?". W żadnym wypadku nie stawiamy wtedy przecinka przed "co". Tak w ogóle, to ja mam nadzieję, że Ty nie masz mi za złe tego ciągłego biadolenia o gramatyce i interpunkcji:p
Pozdrawiam
M
MalgorzataSz1 2012.07.23 06:43
Dziewczyny.
Nie będę długo się rozwodzić nad Waszymi komentarzami. bo macie podobnee przemyślenia. Rzeczywiście Marek "wyhoduje: sobie piękność. Robi to przecież dla niej i dla siebie. Uważa, że trzeba wydobyć tkwiący w niej potencjał.
Monika, to już w tą sobotę i muszę przyznać, że jest trochę nerwowo i duża obawa we mnie, by nic się nie posypało. Mam nadzieję, że wszystko się uda.
A co do gramatyki, to już kiedyś Ci pisałam, że masz wytykać mi błędy, chociaż, jak sama widzisz z tymi przecinkami nadal mam problem. Edytor tekstu chyba nie jest taki doskonały, bo właśnie przed "co" stawia przecinek. Oczywiście przed wklejeniem kolejnego rozdziału zwrócę na to uwagę.
Bardzo Wam dziewczynki dziękuję, że przeczytałyście i zostawiłyście ślad.
Bea, Twoją mini przeczytam wieczorem i skomentuję.
Pozdrawiam obie cieplutko.
danka69 (gość) 2012.07.23 10:35
Gosiu, jak zwykle cudowna część. Jak nigdy wcześniej, Marek pierwszy zostaje dotknięty strzałą Amorka i ma tego świadomość. Ula natomiast nie bardzo może uwierzyć w to co się dzieje.Nie ma jej się co dziwić. Naczytała się z pewnością powieści Jane Austin i nie wierzy ,że w jej rzeczywistości podobne rzeczy mogą się wydarzyć. A tu proszę nasza Gosia kochana pozwala nam przenieść się w krainę marzeń i co najważniejsze spełnia krok po krok marzenia Uli i Marka o wielkiej, spełnionej miłości.
Gosiu, życzę Ci spokojnego tygodnia. Nic się nie posypie, będzie dobrze a na kolejną część poczekamy, choć nie będzie łatwo.... .
Mocno trzymam kciuki za wszystko! Pogoda ma sprzyjać... .
Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2012.07.23 11:39
Danusiu.

Masz rację. Tym razem to Marek zakochuje się pierwszy, bo niby dlaczego ma to być ciągle Ula? Choć raz złammy konwenanse. Nie pomyślałam o tym, by zrobić z Uli miłośniczkę Jane Austin, choć mogłoby być ciekawie.
Jakoś wytrzymacie beze mnie ten tydzień. Jest już, jak pisałam wyżej, trochę nerwowo i nie bardzo mogę się skupić nad rozdziałem, a przede wszystkim dokładnie go sprawdzić, bo moje myśli wędrują Bóg wie gdzie. Wolałam odpuścić niż wkleić z błędami. Tydzień na pewno nie będzie spokojny, ale niech prznajmniej ta sobota taka będzie. Pewnie będę ryczeć jak bóbr.
Dzięki za słowa otuchy i za trzymanie kciuków. Bardzo się przyda i jedno i drugie.
Bardzo Ci dziękuję Danusiu za wpis i za wsparcie. Serdecznie pozdrawiam.

WIOLA (gość) 2012.07.24 23:56
Witam Gosiu.Opowiadanie jak zwykle cudowne.Marek tak troszczy się o Ulę i robi wszystko żeby była szczęśliwa.Wie,że jest piękna i to piękno stopniowo z niej wydobywa a tak postępuje tylko zakochany mężczyzna.On wie już,że jest zakochany ale chce być pewny na 100% i dopiero jej to powie bo nie chce jej skrzywdzić a to dobrze o nim świadczy.Już sobie wyobrażam minę Seby jak ją zobaczy w firmie i podejrzewam,że od razu jej nie pozna.Czekam z niecierpliwością na następną cudną część.Gosi nie wiem jakie masz przed sobą wydarzenie ale się domyślam bo ja także byłam zdenerwowana przed swoim wydarzeniem.Teraz mogę ci tylko powiedzieć,że jestem z tobą i życzę ci aby wszystko poszło po twojej myśli i żebyś miała piękną pogodę a zapowiadają,że taka ma być.Gosiu wszystkiego najlepszego i serdecznie cię pozdrawiam i ściskam:):):)
MalgorzataSz1 2012.07.25 06:37
Wiola.
Bardzo Ci dziękuję za komentarz. Sebastian (i tu zgadłaś) będzie oszołomiony, nie tylko zdziwiony, ale to za parę rozdziałów. Marek uznał, że to rzeczywiście zbyt wcześnie, by powiedzieć Uli o tym, co do niej czuje. Zapewniam jednak, że znajdzie bardzo dobry moment, by jej o tym powiedzieć.
A co do ważnych wydarzeń w moim życiu i życiu mojej rodziny, to chyba też prawidłowo odgadłaś. Chodzi o ślub mojej latorośli. Mam nadzieję, że pogoda rzeczywiście dopisze, choć już widziałam prognozy i zapowiadają burze przy 31 stopniach. Może być kiepsko, ale jestem mimo wszystko dobrej myśli.
MalgorzataSz1 2012.07.25 06:44
Wiola.

Zapomniałam jeszcze dodać ważną rzecz. Nie wiem, czy już wiesz, ale dziewczyny reaktywowały dawna społeczność fanów BrzydUli. Jeśli masz ochotę, to przyłącz się do nas. Byłoby miło. Tam wklejamy też nasze opowiadania, filmiki i zdjęcia. Prowadzimy dyskusję. Rejestracja jest łatwa i prosta. Ja bardzo Cię do niej zachęcam. Adres strony to:

http://serialbrzydula.streemo.pl

Pozdrawiam.
XUlaX (gość) 2012.07.25 17:48
Gosiu,
Bardzo Cię przepraszam, że wcześniej nie skomentowałam Twojej notki, ale nie zauważyłam, że zostawiłaś mi wiadomość na blogu.
Bardzo fajna notka, optymistyczna. Marek ogromnie opiekuje się Ulą, to zupełnie mi nie wygląda na pomoc znajomego. Kto inny poleciałby do Londynu, do osoby, której prawie nie zna i opiekowałby się nią? Obawiam się, że nikt. Jednak Marek to zrobił, a w dodatku kupuje jej pełno ubrań i zaproponował jej pracę w swojej firmie. Wiesz, co wydaje mi się, że on zaproponował Uli pracę w FD nie tylko dlatego, że tęskni ona za rodziną, ale też dlatego, żeby mieć ją blisko siebie. Marek nie zachowuje się jak zwykły przyjaciel, czy tam znajomy. On zachowuje się jakby Ula była conajmniej jego dziewczyną. A zdanie Marka pod koniec rozdziału: "Może kiedyś ci o tym powiem, ale jeszcze nie teraz." świadczy o tym, że chyba się w niej zakochał. Ciekawa jestem jak dalej pociągniesz tą historię, myślę, że Ula bezproblemów wróci do Warszawy, ale zastanawiam się jak na to wszystko zareagują rodzice Marka, Paulina, rodzina Uli i ludzie z FD.
Czekam na cd:)
MalgorzataSz1 2012.07.25 19:47
Paulina!

A ja już myślałam, że zapomniałaś o mnie. Jednak zauważyłam, jak bardzo jesteś aktywna na socjum i uspokoiłam się, że wcześniej, czy później tutaj trafisz.

Już wiemy, że Marek nie robi dla Uli aż tyle tylko ze zwykłej przyjaźni i kryje się za tym coś więcej. To jedno z ostatnich zdań rozdziału powinno dać jej do myślenia, lecz Marek tuszuje jego znaczenie mówiąc, by tymczasem cieszyła się myślą o powrocie i spotkaniu z rodziną. Ona sama tak bardzo tęskni, że rzeczywiście znaczenie tego, co powiedział jej wcześniej, umyka.
W Warszawie w F&D przyjmą ją dobrze. Krzysztof ma już przecież pojęcie o tym, jak dobrym jest fachowcem, a jak później się okaże i Helena będzie jej przychylna.
Dzięki Paulina, że zajrzałaś na swój własny blog. Dzięki temu mam piękny komentarz, za który Ci dziękuję i serdecznie pozdrawiam.



WIOLA (gość) 2012.07.25 22:31
Gosiu to prawda,że myślałam o ślubie tylko że twoim i za to przepraszam a swojej latorośli przekaż wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia.Co do pogody to miejmy nadzieje,że się pomylili i będzie pięknie.U mnie dziś miało być ślicznie a tu mżawka co kawałek a na koniec przeszła burza.Dziękuję za adres strony i powiem,że już się zarejestrowałam.Pozdrawiam i trzymam kciuki za całość.
MalgorzataSz1 2012.07.26 06:48
Wiola.

Bardzo dziękuję. Aż uśmiechnęłam się, gdy napisałaś, że myślałaś o moim własnym ślubie. Mój był już bardzo dawno, bo w sierpniu minie 30 lat. Mam nadzieję, że Twoje słowa się spełnią i pogoda dopisze. Fajnie, że dołączyłaś do nas na socjum.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz